„Nudis verbis” Aleksandra Ściosa
48 komentarzy Published 18 sierpnia 2015    |
O rzetelność metod publicystycznych
Aleksander Ścios kontynuuje swój cykl, który z pewnością przerodzi się w książkę, pt. „Nudis verbis”. Tytuł jest zapożyczony od Józefa Mackiewicza, o czym zresztą Ścios lojalnie informuje swoich czytelników. W trzeciej już części opublikowanej niedawno („Nudis verbis” 3 – Perspektywy) autor przytacza fragmenty „Zwycięstwa prowokacji” i konkluduje, że „stosunek państw ‘wolnego świata’ do putinowskiej Rosji jest projekcją tych samych błędów, jakie popełniali twórcy ładu jałtańskiego”. Jakże słuszne słowa!
Na niniejszej witrynie dawaliśmy wielokrotnie wyraz przekonaniu, że nie mają racji ci wielbiciele pisarstwa Mackiewicza – zazwyczaj określamy ich mianem „mackiewiczologów” – którzy widzą w nim pisarza li tylko historycznego. Traktują go jako przedmiot badań literackich oraz ciekawe źródło rewizjonistycznej historiozofii, rzucające odmienne światło na konkretne wydarzenia z przeszłości. Naszym zdaniem – jeżeli wolno mi, drogi Darku, użyć tu liczby mnogiej w dosłownym sensie, a nie w formie pluralis maiestatis – Mackiewicz pisze o żywej współczesności. Zjawiska, które obserwował i opisywał z rzadką precyzją, uległy pogłębieniu i upowszechnieniu w ciągu trzydziestu lat, które upłynęły od jego śmierci; najważniejszym z tych zjawisk jest zupełna i uniwersalna ślepota na prawdziwy stan rzeczy. Muszę podkreślić, że mówię nie o analogii, ale o aktualnym, ścisłym opisie dzisiejszej rzeczywistości politycznej.
Ku mojemu wielkiemu zadowoleniu, Ścios zdaje się podobnie widzieć ważność Mackiewicza, toteż nie zatrzymuje się przy jałowej krytyce „światłych Europejczyków”, ale zabiera się od razu za rodaków.
Przez półwiecze okupacji sowieckiej przekonywano Polaków, że Rosja jest światowym hegemonem, a jej polityczna i militarna obecność wytycza granicę nieprzekraczalną dla polskich aspiracji[.] Zaszczepiany przez dziesięciolecia lęk przez Sowietami miał tłumić dążenia niepodległościowe i sprawić, że wszelkie koncepcje istnienia Niepodległej będą musiały uwzględniać interes rosyjski. Ze straszaka „konfliktu z Rosją” namiestnicy PRL-u uczynili podstawowy element indoktrynacji społeczeństwa i główny paralizator naszych aspiracji.
Hmm, tego o „tłumieniu dążeń niepodległościowych” i „uwzględnianiu interesów rosyjskich” autor nie zaczerpnął od Józefa Mackiewicza, ale przyjmijmy, że być może Ścios usiłuje tylko przedstawić, jak w jego rozumieniu wyglądała prlowska indoktrynacja. Oczywiście trudno się z taką interpretacją zgodzić, bo o żadnym „konflikcie z Rosją” nie było w prlu mowy i nie wiem doprawdy, w jakim towarzystwie musiałby się Ścios obracać, żeby jego „aspiracje” mogły być realistycznie „sparaliżowane straszakiem konfliktu z Rosją”. I wreszcie jakie prlowskie „koncepcje istnienia Niepodległej” ma tu Ścios na myśli? Jest to fragment zaiste tak niedorzeczny, że po przeczytaniu, musiałem zmienić aptekę, jak mi doradził towarzysz podziemnej niedoli, bo osłupienie nie służy zdrowiu. Niestety, im dalej w las tym więcej drzew, i przestaję już rozumieć, co dokładnie Ścios próbuje powiedzieć.
Ludzie, którzy po lekturze „Nudis verbis” zadaliby idiotyczne pytanie – czy autor chciałby wepchnąć Polskę w stan wojny z Rosją, są skończonymi ofiarami tej niewolniczej, sowieckiej mentalności. Nie może dziwić, że nie ma w niej miejsca na antyrosyjskość i antykomunizm – dwa filary polskiej racji stanu.
W pierwszej chwili nie byłem pewien, czy Ścios mówi o Mackiewiczu, czy też o sobie samym w trzeciej osobie liczby pojedynczej (jak mają w zwyczaju czynić wielcy ludzie). O którym „Nudis verbis” tu mowa? Ale teraz mam wrażenie, iż konfuzja jest celowa i najbardziej przekonują mnie o tym owe rzekome „dwa filary polskiej racji stanu: antyrosyjskość i antykomunizm”. Ścios podpiera się Mackiewiczem, podpiera się cudzym autorytetem, dla wzmocnienia swoich tez, ale ma na myśli tylko i wyłącznie swoje własne „nudis verbis”. Nie interesuje go rzeczywistość polityczna wokół, ani z pewnością nie zajmuje go Józef Mackiewicz.
Dalszy ciąg artykułu wypełniony jest pięknymi słowami o Prawie i Sprawiedliwości, i przejęciu przez nie władzy; ciemnymi i nabrzmiałymi osobistą goryczą słowami o odrzuceniu („myśli z ‘Nudis verbis’ spotykają się z negacją lub ze zdziwieniem”) oraz zupełnie już niezrozumiałymi słowami na temat dyktatów (głównie z Brukseli, Berlina i Moskwy). Czy to ma coś wspólnego z Józefem Mackiewiczem? Nic. Poza tytułem.
Czy Ścios ma prawo zapożyczyć tytuł swego cyklu z klasycznego i fundamentalnego dla Mackiewicza artykułu? Ma prawo. Czyżby nie miał prawa zaprzęgać publicystyki sprzed 70 lat do swoich dzisiejszych potrzeb. Nie tylko ma prawo, ale jest to wręcz pożądane, wskazuje bowiem na nieprzemijającą aktualność tej publicystyki. A czyż nie ma prawa interpretować „Nudis verbis” (i nie tylko, bo czerpie także z innych artykułów i książek Mackiewicza), czyż nie ma prawa interpretować Mackiewicza inaczej niż ja bym go interpretował? Ma prawo. Więc w czym rzecz?
Wielki Św. Augustyn sformułował był kiedyś następującą zasadę: każda interpretacja tekstu jest uprawniona tak długo, jak nie jest z tym tekstem sprzeczna. Mam wrażenie, że Aleksander Ścios sprzeciwia się tej zasadzie, a w każdym razie nie pozostaje w zgodzie z nią, gdy chodzi o interpretację Mackiewicza. Spróbuję to pokazać poniżej, posługując się zaledwie jednym, w miarę krótkim listem do redakcji Kultury, który uznany być może za kwintesencję myślenia Mackiewiczowskiego, ale także za wzór jasności wyrażania myśli.
Józef Mackiewicz był jednoznaczny i bezkompromisowy w swoich twierdzeniach.
Nie ma żadnej państwowej polityki zagranicznej Związku Radzieckiego, jest tylko globalna polityka międzynarodowego komunizmu; nie ma żadnej Polski Ludowej, jest tylko, pod tą nazwą, część składowa wszechświatowego systemu komunistycznego; nie ma żadnej „własnej drogi do socjalizmu”, jest tylko leninowski kamuflaż dla skuteczniejszego scementowania tego systemu.
Nie ma tu żadnego lawirowania. Nie ma nic o „polskiej racji stanu”, bo każda raison d’état podlega dyskusji. Nie ma rzecz jasna mowy o żadnej „antyrosyjskości”, po prostu dlatego, że negatywne nastawienie do jakiegokolwiek narodu jest dziecinadą, z którą z kolei nie można sensownie dyskutować; jest sprowadzaniem myśli politycznej do poziomu piaskownicy.
Namacalnym sprawdzianem prawdziwego stanu rzeczy jest dziś centralnie kierowane parcie komunizmu od Laosu do Berlina, od Korei do Iraku czy Albanii, od Pakistanu do Finlandii. Juliusz Mieroszewski namawia mnie, bym na tę prawdę zamykał oczy, ponieważ wszyscy na nią zamykają oczy. Jego zdaniem nie istnieje realna możliwość uprawiania innej polityki, poza tą, jakiej chcą wszyscy. Osobiście nie uprawiam żadnej polityki; ponieważ nie zamierzam jednak w biały dzień zamykać oczu, przeto pozwalam sobie twierdzić, że tzw. „realna” polityka typu XIX i początków XX wieku w stosunku do Rosji, z chwilą, gdy na jej miejscu powstał Związek Radziecki, a zwłaszcza po drugiej wojnie, gdy zamiast Związku Radzieckiego mamy już do czynienia ze światowym systemem komunistycznym – jest właśnie najbardziej nierealna, bez względu na to, czy uprawiają ją wszyscy, czy nie wszyscy. Pozostaje bowiem w płaszczyźnie państwowej, narodowej – podrzędnej, podczas gdy polityka światowego systemu komunistycznego leży w płaszczyźnie ponad-państwowej, ponad-narodowej, czyli – nadrzędnej. W danym więc wypadku stare normy i pojęcia polityczne utracają rację bytu, są przestarzałe, zwietrzałe, są anachronizmem.
W kontekście globalnym Józef Mackiewicz nazywał spory polsko-niemieckie nierealnymi, gdyż oba narody żyły – i żyją nadal – w cieniu innego, ponadnarodowego zagrożenia.
Jednocześnie jednak ta atmosfera, ten nierealny spór, stanowią jedną z głównych przeszkód na drodze do zespolenia wspólnych interesów wszystkich narodów podbitych przez komunizm, w ich dążeniu do wyzwolenia. Podobnie jak przeszkodę stanowią takie spory jak: polsko-litewski o Wilno, białorusko-ukraiński o Polesie, polsko-ukraiński o Lwów, ukraińsko-tatarski o Krym, czy kozacki o Doniec; spory: besarabski, karpato-ruski, kaukaski, sudecki itd., itd., łącznie z wielkorosyjskim.
Mackiewicz pragnął wykazać „błędność podsycania sporów nacjonalistycznych, które w danej chwili rozpraszając wspólny interes wolnych ludzi, działają jedynie na korzyść wspólnego nieprzyjaciela”. Tymczasem u Ściosa wygląda to tak, że Polacy mają myśleć po polsku i realnie, a tym samym nie walczyć z ponadnarodowym niebezpieczeństwem, a tylko wystąpić przeciw Niemcom i Rosji w sojuszu z Ameryką (takie wydaje mi się mgliste i mało „realistyczne” przesłanie jego cyklu). Ale w takim razie dlaczego nie inaczej mają postąpić Niemcy? Czyż i oni nie powinni zignorować owo ponadnarodowe zagrożenie, a w zamian porozumieć się przeciw „Polsce” z „Rosją”? A może nawet, w pełnej zgodzie ze Ściosem, Niemcy powinni uznać „antypolonizm za filar niemieckiej racji stanu”? Oto pisał Mackiewicz:
… Dlaczego jednak Niemcy mają myśleć mniej „realnie”? Którzy przecie posiadają ku temu więcej danych niż Polacy?… Gdzie mamy gwarancje, że z chwilą, gdy granica na Odrze i Nysie przesunięta będzie na wschód, nie przeistoczy się ona w trwałą i mocną granicę „koegzystencji” z blokiem komunistycznym? Czy nie będzie to dla wschodniej Europy jeszcze o wiele gorzej?… Otrzymuję pewne publikacje niemieckich wysiedleńców, z których zdaje się wynikać wyraźne nastawienie: skierowane nie tyle przeciwko komunizmowi, nie tyle przeciwko Sowietom, co jednostronnie przeciwko Polsce. Gdy np. Chruszczow wypowie się w sprawie Odry i Nysy, a następnie ukaże się o tym komentarz warszawski, czytamy w tych publikacjach mniej więcej w tym sensie: „No już tam panowie z Moskwy na pewno tak źle tego nie rozumieli. To tylko źli Polacy w Warszawie i na emigracji, którzy fałszują istotny sens wypowiedzi poczciwego Chruszczowa”… Mnie nie interesuje w tej chwili stosunek do Polski, lecz ogólne polityczne ujęcie, które wydaje się charakterystyczne, a które powiada: „Jeżeli Polacy nie chcą, to my będziemy robili z Sowietami…” Być może z punktu widzenia tzw. „realnej” polityki można ją nazwać „rozsądną”. Wątpię jednak, by ze stanowiska myśli europejskiej można ją nazwać właśnie: „europejską”… Mówi się dzisiaj dużo o zjednoczonej Europie. Załóżmy jednak, że jutro otrzymują Niemcy z ręki komunistów – a to jest jedyna ręka, która decyduje – nie tylko połączenie, ale w dodatku ziemie za Odrą i Nysą, albo zgoła granice z roku 1914. Czy wtedy „rozsądni politycy realni” nie osiągną absolutnej przewagi, kwitując „utopijne” plany zjednoczonej Europy li-tylko pobłażliwym uśmiechem? Czy nie powiedzą wtedy: „No tak, to jest naturalnie pożałowania godne, że Polacy i inne narody wschodnie pozostać muszą pod jarzmem komunistycznym, ale przecież z tego powodu nie będziemy sobie psuli dobrosąsiedzkich stosunków z Sowietami! To byłoby z punktu realnej polityki jawnym nonsensem!…”
W porównaniu do tej jednoznacznej jasności konkluzja artykułu Ściosa brzmi zagadkowo:
Dziś nasze położenie wydaje się o tyle gorsze, że elita polityczna III RP zepchnęła Polskę z neutralnej „granicy dwóch światów” i głęboko uzależniła nasz los od woli Moskwy i Berlina.
Zależność ta nie musi prowadzić do roszczeń terytorialnych, bo stan okupacji bywa osiągany zgoła innymi metodami. Praktyka działań największych wrogów Polski jest stabilna i wykazuje, że ten sam cel może być osiągnięty poprzez ulokowanie w strukturach III RP ludzi podległych Moskwie lub Berlinowi.
Być może nadchodzi czas, gdy nie będzie można odwrócić skutków zaprzaństwa magdalenkowych „elit”. Być może jest to ostatnia chwila, by odważyć się myśleć po polsku.
Ścios żyje, oddycha, myśli, czuje prlem. Jest zakorzeniony w prlu i pozostaje zanurzony bez reszty w prlu, który krytykuje wyłącznie z prlowskiej perspektywy. Dlatego nie widzi, że żadne elity iiirp nigdzie nie spychały prlu, że „neutralna granica dwóch światów” być może istniała w wyobraźni Witkacego, gdy pisał „Nienasycenie”, ale błyszcząca i wielobarwna wersja prlu, w której mieszka Ścios, jest tylko drogą donikąd. Nie dostrzega w żadnym momencie, że niedostatki polskiego myślenia nie sprowadzają się do „myślenia niedostatecznie po polsku”. Porównajmy te mgliste wieloznaczności z konkluzją listu Mackiewicza.
Dziś powierzchnię zastałej sadzawki zakłamania ludzkiego pokrywa o wiele grubsza warstwa pleśni niż kiedyś. Dlatego, że zakłamanie to przybrało nie notowane przedtem rozmiary „demokratycznych”, „socjalistycznych” masówek. Dziś rewolucjoniści na państwowych pensjach, czy socjaliści na rządowych subwencjach, dotacjach i subsydiach z tej i tamtej strony, nie należą do „awangardy” czy „postępu”, a przejęli rolę dawnych błagonadiożnych poddanych. Dziś postępu nie tworzą ani najobrzydliwszy z nacjonalizmów „nacjonałkomunizm”, ani ćwierć-, pół-, czy trzy ćwierci ugodowcy, kompromisowicze, koegzystencjaliści, fellow-travellerzy i poputcziki; ani tym bardziej szczytowe upodlenie godności ideowej w postaci „postępowych katolików”, ani oczywiście „realni politycy”, bo ci, tradycyjnie zresztą, każdy postęp raczej hamowali. Dziś jedyną autentyczną „rewolucją” jest – kontrrewolucja.
A postęp i „awangardę” myśli reprezentują pozbawieni wsparcia, wyśmiewani, biedni i… szkalowani – kontrrewolucjoniści. To znaczy tacy ludzie, którzy wbrew „realnej” polityce, usiłują zmącić ową pleśń na zastygłej, odindywidualizowanej powierzchni życia; którzy chcą obalić zwietrzałą rewolucję masowego łgarstwa, monotonną jak deszcz i szarą jak nuda.
W moim odczuciu, Ściosowe odwoływanie się do Józefa Mackiewicza, jest nadużyciem. Jest nadużyciem, ponieważ Ścios, nie próbuje nawet zrozumieć Mackiewicza. Podpiera się hasłami, pojedynczymi, wyrwanymi z kontekstu zdaniami. Wyciąga błyskotliwie brzmiące zestawy słów – nudis verbis, ros-realizm, zwycięstwo prowokacji – i nadaje im własne znaczenie. Z pewnością wolno mu tak postępować, ale niestety nadaje im znaczenie często przeciwne intencji Mackiewicza i w tym tkwi nadużycie.
_______
Wszystkie cytaty Mackiewiczowskie pochodzą z Listu do Redakcji Kultury, nr 10/1959
Prześlij znajomemu
„autor przytacza fragmenty „Zwycięstwa prowokacji” i konkluduje, że „stosunek państw ‘wolnego świata’ do putinowskiej Rosji jest projekcją tych samych błędów, jakie popełniali twórcy ładu jałtańskiego”. Jakże słuszne słowa!”
Ja bym chciał aby Pan w tym miejscu napisał coś więcej ponieważ według mnie to nie były błędy ale świadoma polityka. Obaj przywódcy doskonale wiedzieli czym jest ZSRR, kim są bolszewicy i co chcą osiągnąć.
O jakie błędy Panu chodzi?
Nie przebrnąłem przez ściosowe „Nudis verbis”3 to ponad moje siły. Nie chce mi się nawet basować Panu Michałowi, bo cóż za pożytek z potakiewicza.
Niekonsekwencja Ściosa to nihil novi na, pożal się Boże, polskiej scenie politycznej, na której tenże, jak najbardziej, jest aktywnym (co prawda aktualnie lekko w odstawce) aktorem (poseł I kadencji peerelu II, po czem konsekwentnie próbował szans w kolejnych odsłonach święta demokracji z list RdR, ROP, AWSP, PiS – ale cóż, nieskutecznie). Aha! I były członek komisji weryfikacyjnej WSI.
Chłop tkwi duszą i ciałem w peerelu…
Przyznam że też nawet nie spojrzałem na wpis Ściosa. Od lat to ponad moje siły i oczywiste jest czego można się po tych wpisać spodziewać.
Drogi Panie Amalryku,
Rdr, rop, awsp, pis, wsi? Oprócz tego są jeszcze w alfabecie x, y i z – i kazali się Panu kłaniać.
Ma Pan rację, że szkoda na to czasu. Ale zirytowało mnie to powoływanie się na Józefa Mackiewicza. To tak jakby manichejczycy powoływali się na sw. Augustyna. Mackiewicz występował przecie wszelkiej „antyrosyjskosci”, a Scios, że to „filar polskiej racji stanu”. To jest po prostu nieuczciwe.
Mackiewicz występował przeciw wszelkiej „antyrosyjskosci”, a Scios, że to „filar polskiej racji stanu”.
========================================================
Można by rzec za pewnym aforystą (byłym lokatorem Pałacu Namiestnikowskiego) , że „jaki stan taki filar”. U chłopa panuje całkowite pomieszanie z poplątaniem, ale fakt; po co do tego peerelowskiego kotła mieszać Józefa Mackiewicza?
Szanowny Panie Basthiano,
To jest oczywiście trafna uwaga, że ze strony aliantów podczas wojny, tak samo zresztą jak ze strony tzw. Zachodu dziś, była to świadoma polityka. To nie zmienia jednak faktu, że mogła to być polityka błędna. Jeżeli ja np. świadomie wpuszczę kogoś do domu, dam mu dach nad głową i wikt, a on mnie okradnie, to moja świadomość w niczym nie umniejsza błędności mojej polityki wobec złodzieja.
O to (chyba) chodziło Ściosowi. Innymi słowy, z punktu widzenia „Zachodu”, i wówczas i teraz, była to polityka błędna, sprzeczna z ich interesem, choć niestety świadoma.
Pisałem tu obszernie o „Operation Unthinkable”, tj. planach (nierealnych) Churchilla ataku na sowiety. Sam fakt, że Churchill już w 1945 roku zdawał sobie sprawę z zagrożenia sowieckiego dowodzi jednocześnie, że polityka, która doprowadziła do Jałty była świadoma i zarazem błędna.
Nie sądzę, żeby wśród dzisiejszych karłów znalazł się choćby jeden polityk na miarę Churchilla, cokolwiek byśmy nie myśleli na temat tego, jak sprzedał naszą ojczyznę. Churchill był w latach 1917-1922 największym i najważniejszym antykomunistą na Zachodzie. Oczywiście, że rozumiał doskonale, czym są sowiety; to on ukuł termin „zaraza” na opis bolszewizmu. Jak więc mógł postąpić, jak postąpił podczas wojny? Oto jest pytanie.
Przyznam że też nawet nie spojrzałem na wpis Ściosa. Od lat to ponad moje siły i oczywiste jest czego można się po tych wpisać spodziewać.
=============================================================
Chcąc być uczciwym komentatorem ja jednak z niechęcią, bo z niechęcią ale rozpocząłem brnięcie prze ten elaborat , ale na wysokości gdzieś 2/3 tekstu skapitulowałem! Pomijając zawartość merytoryczną, to jest bardzo kiepskie pióro.
Dobrze. Przyjmuję do wiadomości, że Ścios nie wart złamanego słowa. Mają Panowie rację. Nie powinienem się nim więcej zajmować. I nie będę.
Ale jego przyprawianie prlowskiej zupy Mackiewiczem wydaje mi się zupełnie skandaliczne.
Alez powinien pan się zajmować skoro Ścios to są (dla niektórych|) wyżyny niezależnej publicystyki i należy się z tą publicystyką rozprawiać.
Dla mnie Ścios I FYM byli wyrocznią przez długi okres a droga do samodzielnego myślenia była długa i kręta.
Kręta do czasu przeczytania pierwszej książki Józefa Mackiewicza, potem było już z górki.
Wracają do „błędów państw wolnego świata”
Z ich punktu widzenia (i z historycznego) ja tych błędów raczej nie widzę. Państwa i społeczeństwo się bogaciły. Wojny na terenie tych państw nie było. Spokój wewnętrzny również był, straszak zewnętrzny wystarczająco mobilizował społeczeństwo. Interesy z obozem komunistycznym robili.
Ja tu żadnych błędów nie widzę.
Drogi Panie Basthiano,
Nie wątpię, że dla niektórych FYM i Ścios to szczyty, i mnie samemu się wydawało, że coś więcej w tym jest, ale coraz wyraźniej widzę, że się myliłem. Sam fakt (fakt uznania ze strony wielu) natomiast, nie wystarcza, by się nimi zajmować. Miliony ludzi ogląda głupie filmy, słucha potwornej muzyki i czyta złe książki – co mnie do tego? To jest ich sprawa, mają swój rozum (bądź nie mają) i sami są odpowiedzialni za swe wybory. Żyjemy w świecie, w którym w miarę łatwo da się znaleźć filmy ciekawe, muzykę sięgającą do głębi człowieczeństwa, wartościowe książki. Jeśli ich nie znaleźli, to co ja im mogę pomóc? Nie znaleźli, bo nie szukali. Szukajcie a znajdziecie.
Ktokolwiek czyta Ściosa i nie dostrzega wewnętrznych sprzeczności jego postawy (nie wiem, czy to trafne określenie, ale nie mam innego, a trudno to nazwać myśleniem), nie dostrzeże ich także, gdy wskazane mu zostaną z Podziemia. A nie myśli Pan chyba, że ktoś taki jak FYM czy Ścios podejmie dyskusję? Jak by to powiedzieli Anglicy, „they have no balls”…
A teraz do polityki zachodniej podczas wojny. Wielka Brytania nie była okupowana, ale to nie znaczy, że wojna jej nie dosięgła! Mniejsza już nawet o bomby, zaciemnienia, schrony, ale niechże Pan pamięta, kochany Panie, że zabrakło podczas wojny marmelady! Z herbatą też było cieniutko. Nic dziwnego, że Churchill przegrał wybory po wojnie, bo jakże mógł na to pozwolić!!
Komunizm nie był używanay jako wewnętrzny straszak, nie w Zjednoczonym Królestwie, a w Ameryce tylko przez bardzo krótki czas, i tylko dzięki jednemu Senatorowi. W Anglii sowiety i Stalin pozostali bardzo popularni także podczas tzw. zimnej wojny czyli krótkiego okresu od mniej więcej mowy w Fulton do śmierci Stalina, a nie jak się dziś fałszywie twierdzi, od II wojny do roku 1989, co w ogóle jest nonsensem.
Interesy z komunistami niestety robią wszyscy, zawsze i wszędzie. Ale dlaczego nie zechce Pan nazwać takiej polityki błędną? Piłsudski robił interesy z bolszewią, nawet podpisał z nimi traktat. Czyżby to nie był błąd?
W każdym razie ja tu widzę wyraźne błędy.
Ja tematu publicystyki Ściosa bym jednak nie skreślał z dyskusji. To prawda że jest dziś zasadniczo nudny, że wykrzywia przesłanie Mackiewicza na swoje potrzeby. Jednak zaglądam czasem na ten blog aby się zorientować w jakim stanie jest dzisiejsza polska „myśl patriotyczna”, jej najbardziej radykalna reprezentacja. I to, moim zdaniem należy opisywać bo to świat peerelu. Jest beznadziejny ale trzeba zrozumieć jego istotę. To co pisze Ścios jest jej odbiciem.
Panie Andrzeju, chciałem na to odpowiedzieć obszerniej, ale teraz widzę, że właściwie już odpowiedziałem w innym wątku (pod „Cham chamem”).
Ścios, jaki jest, każdy widzi. Są tam jakieś przebłyski, ale jak się wwiercić – prl. Jak spojrzeć z dystansu – prl. Jak zadać pytania, to prl wyłazi szydłem z worka.
Być może ma Pan rację, że trzeba opisywać świat prlu, ale gdzie mnie do tego? Mnie interesowały u Ściosa te przebłyski, tego chciałem się uchwycić i pytałem, „skoro tak, to jak można powiedzieć, że komunizm nie upadł?”, „skoro siak, to jak można debatować prlowskie walki o stołki” itd.
Ale jeśli on jest tylko odbiciem prlu, to mnie to nie interesuje. Prlem odbija mi się i bez niego.
Panie Michale
Dlaczego Pan nie napisze książki o współczesnym bolszewizmie i o tym jak go pokonać?
Taką syntezę „Zwycięstwa prowokacji”, „Nowych kłamstw …” Golicyna i tekstów Belloca i Chestertona?
Jak Pan chce pokonać komunę jeśli ogranicza się Pan tylko do pisania komentarzy i (naprawdę świetnych, stąd moja zachęta do napisania książki) felietonów na tej stronie?
Czy uważa Pan, że pisaniem PRAWDY na tak mało popularnej stronie jak ta można cokolwiek zdziałać, zmienić, obalić obecny reżim?
Jak Pan myśli Panie Michale, czy świat zmieniłby się na lepsze, gdyby Pan Jezus ogłosił Ewangelię swojej rodzinie i nikomu więcej? Gdyby nie poszedł do ludu i i nie został męczennikiem za Prawdę? Czy wiedziałby Pan dzisiaj kto to by Jezus?
Trzeba Panie Michale działać! I to działać odważnie i konsekwentnie (przy głośnym proteście bolszewii i lucyferian, czyt. lewaków). Jeśli Bóg jest lepszy od szatana to koniec końców wygra Bóg a nie szatan. A więc to nie bolszewizm ma przed sobą przyszłość tylko katolicyzm (i odkryty przez Chestertona i Belloca dystrybucjonizm).
Im więcej takich ludzi jak Pan, Panie Michale tym lepiej dla naszej sprawy. A będzie ich więcej, gdy napisze Pan świetną książkę, która będzie otwierać oczy różnym niedowiarkom i lemingozie i ją odpowiednio spopularyzuje.
Jedno „Votum separatum” to za mało Panie Michale. Zdecydowanie za mało!
Bo jak powiedział pewien prlowski zakonnik:
„TRZEBA SIAĆ, SIAĆ, SIAĆ … A PÓŹNIEJ ZBIERAĆ PLONY.”
Pozdrawiam.
Szanowny Panie,
Czy myśli Pan, że świat zmieniłby się na lepsze, gdybym napisał książkę? Czy coś zmieniłoby się, gdyby niniejsza witryna była bardzo popularna? Przytacza Pan jako przykład Syna Bożego i Głoszenie Dobrej Nowiny. Przyzna Pan wszakże, że Pan Jezus nie pisał książek i miał mniej uczniów niż my mamy czytelników. Ale… toute proportion gardée. Trzymajmy się jednak Pańskiego przykładu, bo przecież „naśladownictwo Chrystusa” jest naszym powołaniem na tej ziemi (choć mało dotyczy to polityki).
Czy nie jest tak, że to CO mówię, jest zależne ode mnie. Czy ktoś to usłyszy, zależy ode mnie w mniejszym stopniu, ale jak to zrozumie, nie zależy ode mnie w ogóle. Moim obowiązkiem jest wypowiadać prawdę, zgodnie z moim sumieniem i czynić to w formie, która jest w miarę moich skromnych możliwośći klarowna. Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi – czyż nie tak samo jest z naszymi słowami?
„Działać”, to brzmi dumnie, ale jak „działać” w dzisiejszej sytuacji? Założyć jakąś komiczną partię? Uprawiać agit-prop?
„Siać, siać, siać..” to prawda, tak trzeba postępować. Ale pamiętając słowa Ewangelii, że „jeśli ziarno wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie samo, a jeżeli obumrze, przyniesie obfity plon”. Teraz nie czas na zbieranie plonów, teraz czas dla siewców.
Tak czy inaczej, dziękuję za dobre słowo.
Panie Michale
Pewne książki zmieniają świat na lepsze (np. „Suma teologiczna” św. Tomasza z Akwinu), inne na gorsze (np. „Utopia” Tomasza Morusa) a niektóre zamieniają je w piekło (nie wymienię tej książki, bo i tak wiadomo o jaką chodzi). Miejmy pokorę wobec słowa pisanego. Jego potęga jest tak ogromna, że potrafi wysadzać w powietrze takie perły architektury jak Sobór Chrystusa Zbawiciela w Moskwie. Nikt w XIX wieku nie przypuszczał, że słowa wyplute w amoku nienawiści do tego co szlachetne przez pewnego niemieckiego nieroba sponsorowanego przez angielskiego kapitalistę i przeniesione na papier w centrum Europy doprowadzą do zniszczenia tego pięknego zabytku w kraju, który nie miał nic wspólnego z tym niemieckim antysemitą o żydowskich korzeniach z protestanckiej rodziny.
Skoro „kapitał” i „manifest …” tego flejtucha, rękami tych, którzy przeczytali to gówno od deski do deski podbiły i zniszczyły Rosję, a później Polskę, wydawałoby się nieodwracalnie to może „Votum Separatum” i „Leonardo da Vinci we krwi”* Pana autorstwa a także książki Pana Mackiewicza, Pani Toporskiej i Pana Rohnki, rękami oświeconych przez Prawdę łacinników mogłyby te kraje wyrwać z łapsk bolszewików i odbudować je odwracając jednocześnie proces bolszewizacji i luxferacji.
Trzeba się jednak zastanowić nad tym, w jaki sposób trafić do ludzi z przekazem zawartym w w/w książkach. Gdzie jest podatny grunt, na którym można by rozpocząć proces rechrystianizacji i debolszewizacji (tak tak – rechrystianizacji, gdyż obalony bolszewizm trzeba by było zastąpić katolicyzmem, gdyż pustkę powstałą po obaleniu red-tumora mógłby wypełnić jakiś islam czy inne takie).
Podobno dobry marketing potrafi zdziałać cuda ale w jaki sposób propagować Prawdę, zwłaszcza jeśli jest niewygodna i niebezpieczna, żeby nie zamienić to w propagandę? W jaki sposób wcielić w życie słowa Pana Jezusa o lampie, która powinna wisieć wysoko tak, żeby do każdego dotarło jej światło i jednocześnie nie zamienić się w lucyfera?
Nie trzyma się przecież lampy pod korcem, tak więc i prawda o bolszewizmie nie powinna być ukrywana w podziemiu.
Prawda jest jednak przeważnie brzydka a ludzie kochają piękno więc żeby trafić do ludzi z prawdą trzeba tę prawdę upiększyć, umilić, udemokratycznić. Tylko, że taka prawda nie jest już prawdą tylko fałszem, więc głoszeniem takiej fałszywej prawdy zniżymy się do poziomu bolszewików, a tego przecież nie chcemy. Co w takim razie zrobić Panie Michale? Jak propagować prawdę, Prawdę i Tylko Prawdę i nie zostać propagandystą? I gdzie się może znajdować ten grunt podatny, na którym może wyrosnąć już za niedługo las kontrrewolucji, który swym zasięgiem obejmie nasz kraj, nasz kontynent i całą naszą cywilizację?
Oto pytania, na które (mam nadzieję) odpowie ktoś mądrzejszy ode mnie, np. Pan.
*”Leonardo da Vinci we krwi” – taka książka powinna mieć dobry, przykuwający uwagę tytuł. Mogłaby zawierać nie tylko diagnozę obecnej sytuacji ale także propozycję terapii. Napisana jasnym, klarownym językiem, z ciekawą fabułą i wartką akcją, przy dobrej dystrybucji i reklamie mogłaby zostać bestsellerem, nie tylko w prlu ale i na świecie. Może przeczyta tę książkę ktoś, kto zostanie w przyszłości drugim Napoleonem (kontrrewolucji). Napisanie takiej książki można by uznać za pewną formę … działania.
„Teraz nie czas na zbieranie plonów, teraz czas dla siewców.” takich jak Pan.
Drogi Panie Egonie,
Doktor Anielski z pewnością zmienił świat, ale nie od razu i nie w ten sposób, jak by tego oczekiwać należało. Został potępiony jeszcze za życia, a w parę lat po jego śmierci, jego pisma umieszczone zostały na indeksie. Samo istnienie Sumy teologicznej zmienia świat, ale czy Pan ją przeczytał od deski do deski? Bo ja nie. A poza tym, gdzie mnie się równać z Akwinatą?
Mnie zupełnie nie zajmuje agitacja i propaganda. Wydaje mi się wręcz, że są nieszczęściem współczesności. Barbara Toporska napisała gdzieś, że „propaganda zastąpiła dzisiaj wszelki sąd moralny, lub odwrotnie – każdy sąd moralny jest przyjmowany jako propaganda, co w skutkach na jedno wychodzi.” Dlatego właśnie nie widzę potrzeby, ani nie mam inklinacji, do propagowania czegokolwiek. Do docierania do czytelników, przekonywania, zmieniania ich poglądów. Poglądy trzeba sobie wyrabiać samemu, przy pomocy lektur, dyskusji i refleksji. I samemu tylko można je zmienić.
Pisze Pan, że Prawdy nie wolno chować w Podziemiu. Ale Prawda to tyle co niezakrytość, chowają ją tylko ci, którzy się jej boją, zakrywają ją kłamstwem. Niniejsza strona nie ukrywa prawdy w Podziemiu. To my jesteśmy w Podziemiu, bo przejmuje nas zgroza wobec tego, co się dzieje na powierzchni.
Prawda brzydka nie jest. Jest, jaka jest. Nie należy jej upiększać, by się komukolwiek przypodobać. Takie upiększanie to właśnie kłamstwo. Umilaniem i udemokratycznianiem zajmują się ci, którzy nie potrafią radzić sobie z prawdą w jej niezakrytości. Nie trzeba brać z nich przykładu. Zamiast więc szukać sposobów na propagowanie, zajmijmy się lepiej zrozumieniem. Jak to pięknie powiedział Gomez Dávila:
„Reakcjonista nie pisze, aby kogokolwiek przekonać. Po prostu przekazuje swym przyszłym wspólnikom akta świętego sporu.”
Skromność i pokora wobec świata jest wyrazem mądrości i roztropności. Tylko głupiec wie wszystko i wszystko rozumie. I to on teraz rządzi na powierzchni. Do czasu … .
Rozumiem i przyjmuję do wiadomości fakt, że nie chce Pan być trybikiem w propagandzie kontrrewolucji; że nie chce Pan agitować i przekonywać do swoich poglądów tych, którzy sami mając rozum i wolną wolę mogliby dojść do odpowiednich wniosków. Szkoda tylko, że nie dochodzą. Także na naszą szkodę.
Nigdzie nie mogę znaleźć Pana książki w internecie. Wszędzie jest napisane, że nakład już wyczerpany. Nie ma też na allegro ani w amazonie. Chciałbym ją nabyć ale nie mam jak. Z książkami Pana Józefa i Pani Basi jest podobnie. Ciężko je dorwać w prlu, także w internecie.
Trudno mi doprawdy wypowiadać się w kwestii dostępności książek obojga Mackiewiczów w prlu. Z tego co słyszę, można je bez trudu nabyć w księgarniach w Warszawie i w dużych miastach. Jeśli nie ma, to należy kazać księgarzowi je zamówić. Nie mam w tej chwili pod ręką adresu hurtowni, ale moge zdobyć.
Votum separatum nie było przeznaczone do sprzedaży w prlu, w księgarniach go więc nie było i nie ma. Jeżeli Pan nadeśle adres pocztowy do Redakcji, to prześlę Panu egzemplarz z przyjemnością. Ale muszę Pana ostrzec, że książka została napisana w 1989 roku, więc nie jest to ostatni krzyk mody…
Panie Michale
A czy nie można zamówić Pana książki bezpośrednio w wydawnictwie „Kontra”?
To nie ważne z jakiego roku jest książka. Ważna jest jej treść i styl, w jakim została napisana.
A co do książek Pana Józefa to można je zamówić w bonito. Mają tam jeszcze po kilkadziesiąt egzemplarzy. Nie wiem tylko co zamówić jako pierwsze.
Wydawnictwo chyba nie zajmuje się kolportażem. Na stronie Kontry podane są adresy do hurtowni (na wypadek, gdyby księgarz twierdził, że nie wie skąd zamówić książki, to proszę mu podać adres BDM) i do rozmiatych księgarń internetowych.
Oczywiście, co zamówić jako pierwsze, zależeć musi od tego, co Pan już zna. W teoretycznej sytuacji, gdyby chciał Pan poznać całość tej twórczości, to lista Dzieł od tomu 1 (Droga donikąd) przez wszystkie powieści do publicystyki, jest bardzo dobrą wskazówką, jak ułożyć lektury.
Właściwie, od razu jak napisałem te słowa, zapragnąłem przeczytać wszystkie tomy Dzieł po kolei. To świetny pomysł!
Panie Egonie, rzeczywiście wierzy Pan, iż brak jest książek opisujących tę nędzną rzeczywistość? Że niezbędna jest jakaś „Summa contra communistes”, aby świat przejrzał na oczy? A nie sądzi Pan, że problem istotny mamy nie z brakiem ksiąg, tylko z brakiem czytelniczej publiczności? Cóż z resztą po księgach, gdy tu przecież wystarczy się tylko przytomnie rozejrzeć w okół, ale i z tego nic „gdyż przesłonięte są ich oczy, tak iż nie widzą, i serca ich, tak iż nie rozumieją”.
Często ogarnięci pasją działania za wszelką cenę wpadamy w pułapkę. W jaką np. wpadli naiwni budowniczowie „naszej młodej demokracji”, którzy nie zauważyli, że radośnie dołączyli do budowy komunistycznego tworu stworzonego od podstaw w 1945 r. (ba! na 1/3 terytorium peerelu, oprócz budynków, nie było nawet ludzi) ze wszystkimi jego bolszewickimi strukturami i kadrami.
Nie rozumiem tego stwierdzenia, że w peerelu trudno dostać książki Mackiewicza i Toporskiej. To wbrew moim doświadczeniom. Żyję w peerelu i mam cały komplet dzieł (co jakiś czas czytam to i owo, ostatnio na nowo „Droga Pani”) kupiony tutaj i bez większych problemów. Na przykład trafiają się w księgarniach Matras (praktycznie w każdym dużym tzw. centrum handlowym), jeśli nie ma to sprowadzą o ile są w hurtowni. W multibook.pl jest duży wybór Mackiewicza i Toporskiej. Proszę łaskawie sprawdzić na stronie internetowej.
Inna sprawa to pytanie kto dziś czyta i rozumie Mackiewicza i Toporską?
„Nie wiem tylko co zamówić jako pierwsze.”
„W teoretycznej sytuacji, gdyby chciał Pan poznać całość tej twórczości, to lista Dzieł od tomu 1 (Droga donikąd) przez wszystkie powieści do publicystyki, jest bardzo dobrą wskazówką, jak ułożyć lektury.”
Moim zdaniem nie. Mackiewicza trzeba KONIECZNIE poznac najpierw od „Zwyciestwa prowokacji”. To w tej ksiazce Mackiewicz wylozyl swoje najbardziej (kontr) rewolucyjne tezy, ktore obalaja i kompromituja nie tylko tezy lewicowe, ale rowniez prawicowe (a scislej prawicowo-nacjonalistyczne).
A co do powiesci, to najbardziej ciekawsze bylaby poznac je w chronologii czasowej, czyli najpierw „Miasojedow” (1912-1914), „Lewa wolna” (1919-1920), „Droga donikad” (1940-1941), „Nie trzeba glosno mowic” (1941-1944) i „Kontra” (1945). „Karierowicza” mozna sobie darowac (albo przeczytac, choc chronologicznie rozgrywa sie w latach 1920-1930, na samym koncu, jako kuriozum).
Na samym koncu nalezy czytac „W cieniu krzyza” i „Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy”. Nie tylko dlatego, ze ksiazki te sa z punktu widzenia Polaka-katolika najbardziej szokujace (i deprymujace). Ale rowniez dlatego, ze bez przeczytania „Zwyciestwa prowokacji” są one prawie niezrozumiale dla kogos ktory operuje tradycyjną, niemackiewiczowską terminologią polityczną.
Panie Michale
—–
Votum separatum nie było przeznaczone do sprzedaży w prlu, w księgarniach go więc nie było i nie ma.
—–
I to jest błąd Panie Michale! Bo czemu Pana książki ma nie być w prlu? I w czym Polacy z prlu są gorsi od Polaków z Anglii? Ja też chcę przeczytać Pana książkę a nie zamierzam na razie wylatywać do Londynu czy Glasgow. Uważam, że każda Polka i każdy Polak powinni mieć prawo oraz możliwość przeczytania każdej antykomunistycznej książki, powieści czy felietonu bez względu na to, gdzie obecnie przebywają. Blokowanie tego typu publikacji w danym kraju, choćby nawet komunistycznym jest działaniem na rękę bolszewikom. Niech Pan tego nie robi i wpłynie na wydawnictwo, żeby także i „Votum …” było dostępne w prlowskich księgarniach.
—–
Jeżeli Pan nadeśle adres pocztowy do Redakcji, to prześlę Panu egzemplarz z przyjemnością.
—–
Nie, Panie Michale. Poczekam jak będzie w księgarni. Wtedy ją kupię jak Pan Bóg przykazał, razem z książkami Pana Darka. On też świetnie pisze, choć czasem błądzi. A za gotowość wysłania mi książki bardzo dziękuję. To bardzo miły gest z Pana strony.
—–
Oczywiście, co zamówić jako pierwsze, zależeć musi od tego, co Pan już zna.
—–
Nic nie znam, nic nie przeczytałem (oprócz felietonów i komentarzy na WP) a rozumiem Pana Józefa bardziej niż większość, która go przeczytała. Do tej większości odnoszą się słowa Pana Jezusa :
Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie? Tak tępe macie swoje serce?
Choć oczy macie, nie widzicie, i choć uszy macie, nie słyszycie?
Czy pamiętacie, ile pełnych koszy z kawałkami zebraliście, kiedy pięć chlebów połamałem dla pięciu tysięcy?” Odpowiedzieli Mu: „Dwanaście”. „A kiedy siedem dla czterech tysięcy, ile pełnych dużych koszy z kawałkami zebraliście?” Odpowiedzieli Mu: „Siedem”. Zapytał ich:
„I jeszcze nie rozumiecie?”
—–
W teoretycznej sytuacji, gdyby chciał Pan poznać całość tej twórczości, to lista Dzieł od tomu 1 (Droga donikąd) przez wszystkie powieści do publicystyki, jest bardzo dobrą wskazówką, jak ułożyć lektury.
—–
A co Pan sądzi o propozycji Pani Sonii, żeby zacząć od „Zwycięstwa …” a skończyć na „Watykanie …”?
—–
Właściwie, od razu jak napisałem te słowa, zapragnąłem przeczytać wszystkie tomy Dzieł po kolei. To świetny pomysł!
—–
No to życzę miłej lektury. Świetne książki nigdy się nie znudzą, można je czytać i czytać.
Panie amalryku
—–
Panie Egonie, rzeczywiście wierzy Pan, iż brak jest książek opisujących tę nędzną rzeczywistość? Że niezbędna jest jakaś „Summa contra communistes”, aby świat przejrzał na oczy? A nie sądzi Pan, że problem istotny mamy nie z brakiem ksiąg, tylko z brakiem czytelniczej publiczności?
—–
Panie amalryku. Nie byłoby mnie dzisiaj na tej stronie (i pewnie nigdy bym tutaj nie trafił), gdyby nie link do tekstu Pana Michała o kremlowskim Jacksonie (chodzi o operacje plastyczne i zmianę rasy z białej na żółtą), który się pojawił na stronie pewnego prlowskiego blogera, skądinąd nawet dobrego jak na tutejsze warunki.
Powieść, do której napisania chciałem zachęcić Pana Michała byłaby właśnie takim linkiem do całej antykomunistycznej twórczości, zarówno polskiej (Mackiewicz, Toporska, Tyrmand, Zdziechowski, Piasecki, Rohnka, Bąkowski) jak i zagranicznej (Golicyn, Radziński, Nyquist, Sołżenicyn /który pod koniec życia dał ciała/, von Hayek, Chesterton czy Belloc).
Czy to by coś dało? Nie wiem, ale uważam, że warto by było spróbować.
„Próba nie strzelba. Nie zabije jak wypali.”
Panie Andrzeju
—–
Nie rozumiem tego stwierdzenia, że w peerelu trudno dostać książki Mackiewicza i Toporskiej. To wbrew moim doświadczeniom. Żyję w peerelu i mam cały komplet dzieł (co jakiś czas czytam to i owo, ostatnio na nowo „Droga Pani”) kupiony tutaj i bez większych problemów. Na przykład trafiają się w księgarniach Matras (praktycznie w każdym dużym tzw. centrum handlowym), jeśli nie ma to sprowadzą o ile są w hurtowni. W multibook.pl jest duży wybór Mackiewicza i Toporskiej. Proszę łaskawie sprawdzić na stronie internetowej.
—–
Sprawdziłem, najwięcej jest w bonito, w multibooku troszkę mniej. Niemniej wybiorę się jutro do księgarni i spróbuję coś się dowiedzieć.
—–
Inna sprawa to pytanie kto dziś czyta i rozumie Mackiewicza i Toporską?
—–
No przecież my; chodzi więc o to, żeby było nas więcej, każdy z nas inny i niezależny, samodzielny w myśleniu i odczuwaniu, taka „błękitna kontrrewolucja”.
Pani Soniu
Dziękuję za propozycję. Na pewno ją rozważę.
Panie Egonie,
Rzecz jasna wielką literaturę i poważną publicystykę można czytać w dowolnej kolejności i w dowolny sposób. Na chybił trafił, na kraba wrzutowego, na drągu, w przeciągu, w pociągu (w pociągu zwłaszcza uwielbiam). Lista Dzieł jest dla mnie ciekawa, bo nigdy nie czytałem Mackiewicza w takiej kolejności. Do listy Soni ustosunkuję się osobno.
Może się Pan nie doczekać Votum separatum w księgarni, ale ktoś mi mówił, że widział egzemplarz w antykwariacie. Oczywiście decyzja nie-publikowania w prlu nie ma nic wspólnego z jakością czytelników, ale przypuszczam, że Pan sam to rozumie. Gdybym miał sprzedawać swoje książki w prlu, to dlaczego nie miałbym tam publikować? A potem pisać, żyć? Jeśli ktoś to blokuje (to słowo także jest nie na miejscu), to tylko ja. Doprawdy zdaję sobie sprawę, jak zatarły się wszelkie granice, jak bardzo moje stanowisko jest „nierealistyczne”, ale zamierzam przy nim trwać. Żałuję więc, że w tej sytuacji nie będzie Pan mógł przeczytać Votum separatum, ale niech Pan da znać, jeśli zmieni zdanie.
Czy zechciałby mi Pan powiedzieć, o jakim linku „o operacjach plastycznych i zmianie rasy z białej na żółtą” Pan mówi? Zupełnie nie mogę się domyślić.
Soniu,
To jest (jak zwykle) bardzo ciekawe.
Masz rację, że Zywcięstwo prowokacji, to jego najważniejsza książka. Ty zatem proponujesz: walnąć obuchem po łbie (nie p. Egona, tylko teoretycznego czytelnika), a potem powoli rozwijać tezy ze Zwycięstwa prowokacji poprzez publicystykę i powieści, kiedy powalony na ziemię czytelnik nie może się otrząsnąć. To na pewno nie jest zła taktyka. Ja bym się obawiał, że ZP to może być za dużo dla nieprzygotowanego czytelnika (nie p. Egona, który jest oczywiście przygotowany). Jest to perspektywa tak odmienna od przyjętej w prlu (zresztą w ogóle w całym polskim piśmiennictwie – i nie tylko polskim), punkt widzenia tak odmienny, że może zbyt łatwo zniechęcić.
Powieści natomiast „przekonują” swym artyzmem, wizją, obrazem, a nie przy pomocy argumentu. Dlatego więc widziałbym w nich punkt wyjścia, a w publicystyce teoretyczne rozważanie, argumenty, dyskusję, „za i przeciw”.
Jak wiesz, zupełnie nie zgadzamy się w ocenie Karierowicza. To moim zdaniem wielka i wybitna powieść. Gdyby napisał ją ktokolwiek inny, to byłaby uważana za osiągnięcie, a w jego wypadku mówi się „niepolityczna”… Karierowicz jest nierówny, to prawda. Pierwszy rozdział jest arcydziełem, a reszta tylko rozwinięciem, ale jakość pierwszej części wystarczy za całość.
Czytanie powieści w porządku chronologii akcji, jest absolutnie na miejscu. Jedyne zastrzeżenie z mojej strony byłoby takie, że Mackiewicz rozwijał się jako powieściopisarz i jakkolwiek świetne są Droga donikąd i Kontra, to są słabsze, mniej mają epickiego rozmachu, niż późniejsze trzy wielkie powieści: Lewa wolna, Miasojedow i Nie trzeba…
Panie Egonie! A nie zauważył Pan, że ci którzy tu, na tej witrynie prowadzą dyskusję to w zasadzie antykomuniści zdeklarowani, a ci którym powinna ona przynajmniej coś dać do myślenia, zwykle występują w kuriozach (lub wygłaszają te swoje, najczęściej hurranarodowe pierdolety, z takim zadęciem jakby dopiero co wrócili z medytacji na Helikonie?)
(Strzelba rzadko zabija, nawet jak wypali – w II WŚ potrzeba było wystrzelić ok. 60tys. naboi na jednego zabitego, a w Wietnamie już ok. 300tys., i to z rąk wyszkolonych żołnierzy!)
Ciekawe w jaki sposób, ktoś doszedł do takich statystyk. Czy to jest po prostu liczba zużytej amunicji podzielona przez ilość ofiar? Ale w drugiej wojnie mnóstwo ludzi zginęło w obozach albo rozstrzelanych nad grobem, co poniekąd czyniłoby tego rodzaju statystykę bezwartościową.
Być może są jednak jakieś inne dane na temat ofiar na froncie? Tylko że w takim razie jak wykluczyć amunicję zużytą w Katyniu czy w Babim Jarze z ogólnej ilości amunicji?
chodzi więc o to, żeby było nas więcej, każdy z nas inny i niezależny, samodzielny w myśleniu i odczuwaniu, taka „błękitna kontrrewolucja”.
Drogi Panie Egonie,
Moim zdaniem nie tyle chodzi o to aby było nas więcej (nas tzn. kogo? kontrewolucjonistów-antykomunistów czy „antykomunistów” dla których komunizm jest niedobry dopóty, dopóki włada ich krajem np. Polską) co o to aby więcej ludzi rozumiało czym jest bolszewizm i jakie stanowi zagrożenie dla całego świata. Czy do tego nie wystarczy jedna książka Mackieiwicza np. „Droga donikąd”? To kwestia akceptacji jego obserwacji, tez i dowodów.
Czy pisząc o „błękitnej kontrrewolucji” ma Pan na myśli jakieś „pospolite ruszenie”? Ja przyznam, jestem daleki od tego. Mam doświadczenia w tym względzie (niezbyt odległe w czasie) i zapewniam Pana, ze owemu „pospolitemu ruszeniu” nie chodzi wcale o kontrrewolucję w peerelu lecz o urządzenie peeerelu bardziej przyjaznym dla niego. Jedyne „pospolite ruszenie” ma dla mnie sens o tyle o ile pryncypialnie odrzuca peerele, w jakiejkolwiek wersji (zamordystycznej, liberalnej, chrześcijańskiej, patriotyczno-narodowej etc.). Aby tylko odrzuciło bolszewizm/komunizm jaki by nie był i gdziekolwiek by występował. Czy zgadza się Pan ze mną?
Panie Michale
Zaszło pewne nieporozumienie, gdyż źle się wyraziłem. Napisałem powyżej o linku do Pana tekstu pt. „Wołodia, aparatczyk z gutaperki”. Otóż, rzeczony Wołodia, podobnie jak Michael Jackson zrobił już sobie tyle operacji plastycznych, że wygląda jak Mongoł, czyli de facto zmienił rasę.
A „Votum …” i tak kiedyś przeczytam. Jak nie w prlu to na emigracji (jak zostanę do niej przymuszony).
Panie amalryku
Kilka lat temu miałem poglądy podobne do poglądów Pana fotona czy Pani Soni.
Komunizm upadł, żyję w demokratycznej Polsce, mogę prowadzić firmę, więc żyję w kapitalizmie, a Putin to dobry konserwatywno-pragmatyczny polityk. I co? I dzisiaj jestem anty-bolszewikiem. Dlaczego?
Wyjaśnienie jest proste. W przeciwieństwie do tych z „kuriozów” nie uznałem Was za wariatów, tylko za całkiem ciekawy folklor polityczny. A im bardziej ciekawi mi się wydaliście, tym bardziej chciałem Was czytać a im więcej Was czytałem tym większej nabywałem wiedzy i świadomości tego w jakiej żyję rzeczywistości. Tekst Pana Michała „Wołodia z gutaperki” otworzył mi oczy na osobę Putina, a później były kolejne, które radykalnie zmieniły moje widzenie świata, w tym kraju, w którym mieszkam. Nie chcę go opuszczać co prawda ale jeśli zostanę zmuszony to wyemigruję.
Michal,
„jakkolwiek świetne są Droga donikąd i Kontra, to są słabsze, mniej mają epickiego rozmachu, niż późniejsze trzy wielkie powieści: Lewa wolna, Miasojedow i Nie trzeba…”
Zgadzam sie co do „Kontry”, ale nie co do „Drogi donikad”.
Porownanie „Drogi” do „Nie trzeba glosno” to troche jak porownanie Vermeera do Tycjana (lub Rubensa). Jablka i pomarancze. „Droga” to intimne mini-arcydzielo subtelnosci, a „Nie trzeba glosno” to epicki fresk w porownanie z ktorym „Wojna i pokoj”
Tolstoja albo „Wladca pierscieni” Tolkina to zabawki dla dzieci. A „Miasojedow” do cudowna synteza obydwoch styli – najwybitniejsze dzielo literatury wszystkich czasow.
W ogole dyskusja o dzielach Mackiewicza to jak porownywanie Mona Lizy Leonarda da Vinci do Wenus z Milo, Dawida Michala Aniola i Panien z Awignonu Picassa – parada arcydziel o mniej wiecej rownej wartosci (z wyjatkiem „Karierowicza” oczywiscie).
Egon,
„Kilka lat temu miałem poglądy podobne do poglądów (…) Pani Soni.
Komunizm upadł, żyję w demokratycznej Polsce, mogę prowadzić firmę, więc żyję w kapitalizmie”
To nie sa moje poglady. Komunizm jako metoda nie upadl. Roznica zdan miedzy mna a Michalem sprowadza sie w zasadzie do tego, ze jego zdaniem obecna Polska jest bardziej komunistyczna od obecnej Anglii. Moim zdaniem obecna Anglia jest bardziej bolszewicka niz obecna Polska.
Panie Michale!
Te statystyki są dość labilne ale oddają „ducha czasu”. W czasie II WŚ większość broni indywidualnego strzelca stanowił karabin powtarzalny z czterotaktowym zamkiem suwliwo-obrotowym strzelający bardzo silnym nabojem karabinowym (energia do 4,5 tys. Joule’i!) Czas potrzebny na kolejne przeładowanie broni, nawet bez wycelowania, i oddanie strzału to miń. parę sekund, w tym czasie broń maszynowa, w jaką są uzbrojeni współcześni żołnierze wypruje naboi ok. 50 szt. Na dodatek są to tzw. naboje pośrednie (tzn. pośrodku naboju pistoletowego, małego i słabego a karabinowego, dużego i silnego) o energii ok. 1,9 tys. Joule’i. Więc ta „nowa” amunicja jest nieco mniej zabijająca (mniejsza energia) ale łatwiej „wylatująca z lufy”. A młody żołnierz zwłaszcza ma skłonność to frenetycznego „siania ogniem” w warunkach stresu bojowego.
Panie Egonie!
Kapitalizm contra komunizm? To nie jest właściwa opozycja! Właśnie niejaki Spengler (do którego pan Michał odczuwa pewną niechęć) bardzo ładnie to wiek temu zauważył cyt.; „Odnośnie zaś do największego przeciwnika Adama Smitha, Karola Marksa, nieważne jest, czy tkwiąc głęboko w wyobrażeniowym świecie angielskiego kapitalizmu protestujemy; gdyż właśnie za sprawą tego go uznajemy i chcemy tylko przez inny rodzaj rozrachunku użyczyć jego obiektom korzyści bycia pomiotami.” (Co udowodnił NEP!)
A Sonia rzeczywiście jest rzeczywistą antykomunistką.
Panie Amalryku,
Bardzo dziękuję za to wyjaśnienie. Ale. Czy to znaczy, że liczba nabojów na jednego zabitego została policzona tak, jak napisałem powyżej, czy inaczej? Poza tym nasuwa mi się wątpliwość, że – w moim amatorskim wyobrażeniu – na wschodnim froncie, zwłaszcza w późniejszej fazie wojny, używano głównie ręcznych karabinów maszynowych: pepeszy, parabellum, nawet stena, czy nie? A w takim razie strzelano więcej niż jeden nabój na cztery sekundy.
Panie Michale!
Przecież nie ja to liczyłem! Myślę że było to dokładnie tak jak Pan domniemywa! Ale jedna uwaga: karabin zawsze strzela amunicją karabinową bez względu na to czy jest lekki czy ciężki, i jest to broń „zespołowa” tzn. jedna sztuka na jakąś określoną grupę żołnierzy (drużyna, pluton). Pepesza , Sten i strzelający nabojem pistoletowym 09 Parabellum, MP 40 i późniejszy MP 41, to są pistolety maszynowe, gdyż strzelają nabojem pistoletowym i ta broń była bardzo niechętnie akceptowana, a zwłaszcza przez niemieckich decydentów , którzy uważali że uczy ona żołnierzy ogromnego „niechlujstwa” bojowego i braku poszanowania dla naboju. (Zresztą dochodziło podczas wojny do tego, że niemieccy żołnierze wyrywali sobie sowiecką zdobyczną pepeszę gdyż była ona z racji mniej starannego wykonania bardzo odporna na zabrudzenia i posiadała magazynek o pojemności 70 szt.(!) amunicji, (zresztą cała konstrukcja była zerżnięta z fińskiego Suomi)).
Szanowni wszyscy,
Kapitalizm nie jest przeciwieństwem komunizmu. To wiadomo i bez Spenglera. Kapitalizm, pozostawiony sam sobie, prowadzi do komunizmu. I to wcale nie w tym sensie, w jakim mówił o tym Marks. Istotą kapitalizmu jest wolna konkurencja (a nie przepływ kapitału), która odpowiada wolnemu wyborowi. Ale w naturze konkurencji leży, by ją ograniczać. Innymi słowy, kapitaliści nie chcą wcale konkurować, chcą się pozbyć konkurencji i mieć monopol. A monopol to komunizm.
Chyba nigdy nie powiedziałem, że dzisiejsza Polska jest bardziej komunistyczna niż dzisiejsza Anglia. Wręcz przeciwnie. Mówiłem wielokrotnie, że w tej chwili jest zapewne mniej socjalizmu na wschód od Łaby niż na zachód. Ale moja decyzja, by nie wracać do prlu (a także nie publikować tam) opiera się na innych cechach tego prlu.
Panie Egonie,
Jestem całkowicie z p. Andrzejem, też nie rozumiem, o co chodzi z błękitną kontrrewolucją. To co p. Andrzej nazywa bardzo trafnie „pospolitym ruszeniem” jest sznurem zaciskanym na naszej szyi.
A poza tym wszystkim, nie chciałbym, żeby Pan wyemigrował w celu przeczytania Votum separatum!
Droga Soniu-antykomunistko (bez żadnych wątpliwości),
Ja oczywiście także uważam Drogę donikąd za arcydzieło, i to wcale nie „mini”. Nie Ty jedna uważasz Miasojedowa za wybitne dzieło literatury wszystkich czasów, ale zarówno ta powieść, jak i Lewa wolna i Nie trzeba… zawierają tę syntezę, którą wspomniałaś.
Ale bardzo, bardzo mi się podobają Twoje słowa o paradzie arcydzieł. Tak, w tych powieściach, jak w każdym wielkim dziele sztuki, zawierają się przeciwieństwa. Tak samo jak muzyka Bacha, to jest średniowieczna katedra i jednocześnie odwieczna puszcza. I do tego jeszcze ten Karierowicz! Jak wisienka na szczycie deseru.
Panie Amalryku,
Ma Pan na pewno rację. Pomyliłem „karabin maszynowy” z „pistoletem maszynowym”. Mówiłem, że amator ze mnie i dyletant.
No to już będzie Pan ekspertem! Pistolet strzela nabojem pistoletowym (te najmniejsze), karabinek nabojem pośrednim (te średnie), a karabin nabojem karabinowym (te największe). A gdy chodzi o broń maszynową (tzn. strzelająca seriami) to ze względu na częstotliwość oddawanych strzałów to masa a co za tym idzie i gabaryty broni maszynowych znacznie przekraczają ich odpowiedniki strzelające ogniem pojedynczym, (karabin a karabin maszynowy czy pistolet a pistolet maszynowy).
9(
Czytając internetowe dywagacje na temat broni z czasów II wojny, znalazłem także kawałki sugerujące, że Kałasznikow wcale nie był projektantem słynnego AK-47, tylko Hugo Schmeisser, który w 45 roku pracował nad ulepszeniem swego StG44s. W czerwcu 45 Amerykanie wydali Schmeissera sowietom, którzy wywieźli go wraz z innymi niemieckimi ekspertami do Iżewska na Uralu.
Faktem jest, że AK-47 wygląda prawie identycznie jak StG44s, choć rzekomo różni się od poprzednika znacznie. Dziwniejsze, że Kałasznikow miał przyznać przed śmiercią, że Schmeisser „pomógł w projekcie AK-47″.
Oczywiście nie można ufać wszsytkiemu, co się czyta na internecie…
Och! Sowieci zgarnęli w ’45-tym całe fabryki wraz z kadrą techniczną i instytuty wraz z naukową więc sprawa wygląda na bardzo prawdopodobną, ale z drugiej strony Rosjanie (czy bolszewiccy czy nie) zawsze dysponowali sprzętem wojskowym niezłej jakości i niezłymi kadrami.
Kałach jest konstrukcją bardziej dopracowaną, jest znacznie (o 1/3-cią) lżejszy, poprzez zwartą zabudowę krótszy, odporny na bród. StG44 widziałem tylko w muzeum ale skoro ma przyrządy celownicze wyskalowane do 800m wydaje się że jest bronią na długich dystansach znacznie celniejszą (co pewnie było pozostałością starej, pruskiej szkoły uczenia rekrutów prowadzenia ognia zespołowego przez oddział już na dystansie 800m?). (No i Kałach jest głośny jak cholera!)
Tak, ale nie tyle jakość co sukces Kałasznikowa jest bez precedensu. Ulubiona broń terrorystów i bandytów, partyzantów i regularnych wojsk ze względu na swą prostotę, niezawodność, obojętność na warunki zewnętrzne (AK-47 działa tak samo w Afryce, jak za kołem polarnym, w suchym powietrzu pustyni i w wilgoci dżungli, w górach, w deszczu i w mrozie, co nie da się niestety powiedzieć o amerykańskim M16). Wedle różnych szacunków wyprodukowano od 70 do 110 milionów sztuk karabinu na świecie. Jest to chyba jedyny sukces eksportowy sowietów.
No, jest tak!