51 Comments “(Polski) „Zwycięstwo prowokacji” 50 lat później czyli wracajmy do Mackiewicza!”

  1. 1 Orzeł

    Drodzy Panowie!

    Czy komunizm już zapanował nad światem? Czy odniósł ostateczne zwycięstwo? Żeby odpowiedzieć na tak postawione pytanie, trzeba najpierw odpowiedzieć sobie na inne: Czym, mianowicie, miałoby się objawić takie zwycięstwo? Jaki jest dalekosiężny cel komunizmu-bolszewizmu?

    Wielokrotnie na tych łamach padała sugestia, że takim celem jest władza absolutna, w skali globalnej. Jeśli tak, to kilkadziesiąt lat panowania komunizmu w sojuzie, państwach Europy Wschodniej, Afryce, Azji, Ameryce Południowej było tylko preludium do gigantycznego skoku na resztę świata. Idąc dalej tym tokiem rozumowania “upadek” komunizmu z końca lat 80-tych był swego rodzaju uwieńczeniem dzieła zainicjowanego przez Gramsciego. Ten wielki marsz przez instytucje zaprowadził komunistów prosto do politycznych ośrodków decyzyjnych, wydawnictw, studiów telewizyjnych i radiowych, instytutów, uniwersytetów, itd. Urośli w siłę i z długowłosych hipisów skandujących pacyfistyczne hasła pod natowskimi bazami, stali się “elitą” zachodniego świata. To właśnie zjawisko opisywał dwadzieścia kilka lat temu były pracownik KGB, odpowiedzialny za wspomaganie tego marszu pożytecznych idiotów, Jurij Bezmienow podczas swoich nielicznych (niestety) wystąpień publicznych w USA. Przerażające jest, jak bardzo jego prognozy okazały się trafne. Cele komunistów, o których opowiadał wtedy, dziś zostały w większości osiągnięte. Czy to jednak jest już koniec tego marszu? Czy już zdobyli władzę absolutną?

    Wydaje mi się, że jeszcze nie. To, z czym dziś mamy do czynienia, to jakiś rodzaj stanu przejściowego, to dopiero przygotowania do tego głównego przekrętu, jaki komunistom się marzy. Jeśli przyjmiemy, że marsz przez instytucje był alternatywą dla zbrojnego przewrotu i polega w gruncie rzeczy na odebraniu wolności i własności nieświadomej (bo ogłupionej) większości obywateli bez użycia siły, to chyba grunt nie został jeszcze wystarczająco przygotowany. Ale kierunek i natężenie starań niewątpliwie do tego właśnie prowadzi.

    Można by się w tym miejscu zastanowić, jaką formę owe starania przybiorą w przyszłości. Komuniści z pewnością będą potrzebowali jakiegoś potężnego sojusznika, podobnie, jak w latach bezpośrednio poprzedzających komunistyczną rewolucję w Rosji skorzystali z pomocy zachodnich banków, które podobno w dużej mierze cały ten kryminał umożliwiły finansując działania Lenina i spółki. Czy teraz sytuacja się powtórzy? Czy podobną rolę, takiego, powiedzmy katalizatora odegrają inicjatywy w rodzaju klubu “Bilderberg”, czy Bohemian Grove? Może w ramach śledzenia postępów bolszewizmu warto się tym zjawiskom bliżej przyjrzeć, oczywiście w miarę skromnych możliwości.

  2. 2 michał

    Drogi Panie Orle,

    Ciekawe, że Pańskie wnioski wydają mi się arcy-trafne, ale mam wątpliwości co do założeń. Może iinaczej. Może punkt wyjścia domaga się pewnych uściśleń.

    Pisze Pan: celem bolszewizmu jest władza absolutna w skali globalnej. Ściśle rzecz biorąc, Lenin powiedział, że pokój, to panowanie komunizmu na całym świecie i że bolszewicy zawsze walczą o pokój. Proszę zwrócić uwagę, że nie ma tu mowy o “absolutnej władzy w skali globalnej”. Widzę oczami wyobraźni, że aż się Pan wzdrygnął na takie sofizmaty i dzielenie włosa na czworo, ale niech Pan łaskawie pozwoli mi dojść do mojego punktu okrężną drogą.

    Jeden z naszych znakomitych komentatorów, pan Jaszczur, napisał ostatnimi czasy trylogię na temat, dokąd to wszystko zmierza: http://jaszczur09.blogspot.co.uk/ Tekst jest długi, trudny i bardzo ciekawy. Myślałem nawet, żeby napisać na ten temat, wystąpić z polemiką, dać odpór, ale jakaś wielka niemożność mię ogarnęła i powtarzałem sobie tylko, że Słowacki wielkim poetą był aż wreszcie stanęło na tym, że niech się topi, niech się spali, byli pięknie grajcy grali. No, sam Pan wie, jak to jest. Ale gdybym był znalazł w sobie moc, a może nawet wolę mocy, albo choćby inklinację, to byłbym powiedział, co następuje. Otóż istnieje jeszcze jeden scenariusz, który nazwałbym orwellowskim. Scenariusz, w którym komunizm panuje nad światem, choć nie ma jednego centrum absolutnej władzy nad światem. W “1984” Orwell opisuje świat podzielony na trzy imperia: Moskwę z Europą, Pekin z Azją i Waszyngton z Malutką Brytanią (nie mam polskiego tłumaczenia, więc nie wiem, jak się one po polsku nazywają). Teoretycznie, są one w stanie wojny, ale w praktyce wydaje się, że ta wojna musi być fikcją (coś jak sino-sowiecki rozłam). Otóż w ramach narracji, państwo Winstona Smitha zmienia nagle sojusze: Azja staje się sprzymierzeńcem, a Moskwa wrogiem albo na odwrót. Proszę zwrócić uwagę, że jest bardzo mało prawdopodobne, żeby ogłoszono w państwie Smitha, że pozostało samo! Że oba imperia stłay się wrogie – nie ma takiej możliwości, bo to spowodowałoby panikę. Wynika stąd oczywisty wniosek – nigdzie o ile mi wiadomo nie wypowiedziany przez Orwella – że sojusze są fikcją. W tym samym momencie w pozostałych dwóch imepriach ogłoszono zapewne inną zmianę sojuszy – to wszystko. Zmiana sojuszy jest potrzebna dla wewnętrznych potrzeb, bo nie ma już w tym stadium polityki zagranicznej. Dla ścisłości dodam, że w poprzednich stadiach – na przykład dziś – jest na odwrót, tzn. polityka wewnętrzna jest funkcją polityki zagranicznej, albo jak to określił Józef Mackiewicz, “marksizm-leninizm jest doktryną polityki zagranicznej” – ale tylko do czasu zdobycia władzy nad światem.

    Taki wydaje mi się punkt dojścia, taki cel. Panowanie nad światem nie spowoduje wojny między chrl a sowietami o Syberię, co w ogóle jest absurdalną koncepcją, która zdradza brak zrozumienia bolszewimzu. Władza podzielona na trzy bolszewickie imperia to jest czysty leninowski cel.

    Moje drugie uściślenie dotyczy zupełnie innego aspektu. Nie jestem przekonany, czy można nazwać “„upadek” komunizmu z końca lat 80-tych swego rodzaju uwieńczeniem dzieła zainicjowanego przez Gramsciego”. Marsz przez instytucje dotyczył Zachodu i upadek komunizmu jest na pewno “skierowany ku Zachodowi”, jest spektaklem na benefis zachodniego widza. Czy był jednak zwieńczeniem procesu? Mnie się wydaje, że był raczej zwieńczeniem procesu sowietyzacji narodów podbitych: sowietyzacja została zakończona, można im dać “wolność”, na, i tak się udławią. Natomiast na Zachodzie trwa pochód i postępy gramsciańskiej ewolucji są zastraszające.

  3. 3 Orzeł

    Panie Michale!

    Wizja Orwella zakłada zdaje się, że trzy imperia działają w gruncie rzeczy wspólnie, a fikcyjne konflikty potrzebne są wyłącznie do kontroli własnych obywateli, do utrzymywania niezbędnego terroru. Czyli, że bez jakiegoś, choćby i wyimaginowanego wroga zewnętrznego żaden totalitaryzm nie może się obejść. Ale to jest sytuacja po całkowitym opanowaniu świata przez komunizm i ośrodkom władzy zależy już tylko na utrzymaniu status quo.

    Ja natomiast wracam do naszego stanu przejściowego, kiedy proces przejmowania władzy jeszcze trwa i przynajmniej teoretycznie są wciąż potencjalne możliwości, żeby postęp komunizmu powstrzymać. Pisałem o tym, że bolszewicy być może będą szukali jakiegoś sojuszu, który ułatwiłby im osiągnięcie celu. Na tym etapie takim sojusznikiem mogły by być wielkie korporacje, które już teraz stopniowo zaczynają kontrolować scenę polityczną. Komuniści zawsze potrzebowali środków finansowych i zaplecze w postaci korporacji może być wielkim rezerwuarem, z którego mogliby czerpać bez końca. Co byłoby z resztą doskonałą ilustracją giętkości i zdolności przystosowania komuny do warunków zewnętrznych. Najpierw Lenin doszedł do władzy mając gębę pełną frazesów o ciężkiej doli robotnika, a kilkadziesiąt lat później, jego następcy kontynuują dzieło wykorzystując tym razem kapitalistów, jako nowy nawóz historii.

  4. 4 Orzeł

    Wracając jeszcze do “upadku” komunizmu, to dla mnie był on o tyle zwieńczeniem marszu przez instytucje, że pod koniec lat 80-tych nie było już mowy o jakimkolwiek prawdziwym, czyli zbrojnym rozliczeniu się z sowietami. A było to właśnie efektem owego marszu. Pożyteczni pacyfiści zadziobaliby każdego polityka, który odważyłby się podjąć ten temat. “Stworzenie nowego ogniska zapalnego” było na zachodzie wtedy określeniem równoznacznym z politycznym wyrokiem śmierci. Stąd też sowietom nie była już potrzebna ani żelazna kurtyna, ani głowice atomowe.

  5. 5 michał

    Drogi Panie Orle,

    Tak jak mówiłem, moje uścislenia dotyczyły tylko założeń, a jednym z Pańskich założeń było “co jest celem komunizmu”. To paradoks, że cel (działania) może być założeniem (rozumowania), ale tak to bywa. Mówiłem tylko, że orwellowska wizja ze swymi fikcyjnymi konfliktami jest zupełnie prawdopodobnym i wyobrażalnym punktem dojścia dla bolszewików. Nie musi wcale Moskwa opanować całego świata.

    O stan dzisiejszy pytał Darek. Czy to już jest zwycięstwo, czy tylko stan przejściowy. Skłaniam się do przekonania, że nadal przejściowy, ale w bardzo zaawansowanej fazie. Pańskie dociekania w sprawie sojuszników, źródeł funduszy itp. wydają mi się znowu bardzo trafne. Bolszewicy nie są w stanie wygrać konfliktu bez pomocy z zewnątrz, bo jak to ktoś powiedział, zbyt prędko braknie im cudzych pieniędzy. Wielki biznes jest naturalnym sojusznikiem bolszewików, bo z natrury rzeczy jest – kolejny paradoks – antykapitalistyczny. Kapitalizm opiera się bowiem na wolnej konkurencji, a nie na wolnym przepływie kapitału, jak nam to dziś wmawiają. Microsoft, Google czy Apple nie chcą konkurencji, chcą ją zniszczyć w zarodku, czym wspomagają bolszewików pośrednio, ale bezpośrednio też wolą mieć do czynienia z politbiurem, które może im dać koncesje na gigantyczny rynek miliarda ludzi. Pamięta Pan, jak zrobił miliony Armand Hammer?

    Nie jestem natomiast przekonany Pańskimi słowami o “upadku” komunizmu jako zwieńczeniu marszu przez instytucje. O “zbrojnym rozliczeniu się z sowietami” nie było mowy mniej więcej od prawdziwego końca zimnej wojny, tj. na krótko po śmierci Stalina, bo rzecz jasna teza, że zimna wojna zakończyła się w roku 1989 jest propagandową tezą tych, którzy wpychają nam kawałki o “upadku komunizmu”.

  6. 6 Orzeł

    Panie Michale!

    Z ostatnim akapitem z Pańskiej wypowiedzi zupełnie się nie zgadzam. Śmierć Stalina nie była końcem zimnej wojny, była tylko końcem pewnego etapu. Sowieci dostali bolesną lekcję w Korei, ale wcale nie uznali jeszcze, że metodami militarnymi niczego nie zwojują. Dopiera Wietnam pokazał dobitnie, że w bezpośrednim starciu technologii, strategii i logistyki obu bloków, czerwoni są na przegranej pozycji. Jeśli już mówimy o prawdziwym końcu zimnej wojny, to ja bym go widział, powiedzmy w roku 1975, w momencie ewakuacji ambasady USA w Sajgonie. Potem jeszcze Reagan na cztery lata swojej pierwszej kadencji wrócił do tematu, ale szybko niestety zmienił kurs.

  7. 7 michał

    Proszę łaskawie zwrócić uwagę, że ja nie przydałem śmierci Stalina wagi cezury.

    Twierdzę jednak, że na krótko po śmierci Stalina – w ciągu następnych kilku lat walki o władzę, skończyła się zimna wojna. Nikt nie miał co do tego wątpliwości, aż Gorbi obrócił wszystko w niwecz i jak to bolszewicy mają w zwyczaju, nazwał białe czarnym. Ale niech Pan poczyta książki sprzed 1989 roku, a zobaczy Pan, że termin zimna wojna używany był na określenie stanu rzeczy pomiędzy sowietami i Zachodem mniej więcej do lat 1953-55. Malenkow wprowadził tzw. nowy kurs i politykę pokojowej koegzystencji. Następnie była chruszczowowska odwilż, breżniewowskie odprężenie, a ile było spotkań na szczycie, a rozmów telefonicznych przy wódce – o, przepraszam, między przywódcami. O żadnej zimnej wojnie mowy być nie mogło. Zimna wojna zakończyła się w latach 50., choć trudno podać dokładną datę, ale to wcale nie jest dziwne i nie powinno mącić Pańskiego sumienia (metodologicznego i każdego innego).

    To raz. A dwa, że sowieci nie dostali żadnej lekcji w Korei, a już na pewno nie bolesnej. Wojska sowieckie nie były masowo zaangażowane w konflikt, Stalin pstryknął palcami i Mao posłał wojska. Ale może ważniejsze są fakty – ona są zawsze najważniejsze. Wojna zaczęła się od agresji komunistycznej, kiedy wojska Kim Ir sena przekroczyły 38 równoleżnik, a zakończyła się ustaleniem tegoż równoleżnika jako granicy między dwiema Koreami. Gdzie tu jest nauczka? W sierpniu 1950 roku ambasador amerykański w onz ogłosił, że celem wojny jest zjednoczona, antykomunistyczna Korea – niech mi Pan powie, że Pan żartuje z tą lekcją… A kto pierwszy prosił o pokój? O ile mnie pamięć nie myli, Ridgway.

    W moim przekonaniu lekcja, jaką wynieśli bolszewicy z Korei była prosta: da się wygrać konflikt zbrojny z Zachodem, ale trzeba go prowadzić jako lokalny konflikt, ciągnący się latami, aby móc obrócić tzw. opnię publiczną (tfu!) na Zachodzie przeciw zachodnim obrońcom, a za bolszewickim agresorem. Użyli tej lekcji w Wietnamie, więc jak Pan widzi, nie zgadzamy się także co do Wietnamu.

    Stalin otrzymał jedną nauczkę od Zachodu po wojnie: most powietrzny na ratunek Berlina. Sam przyznał, że był pod wrażeniem, i że nie sądził, iż coś takiego było wykonalne. Co więcej, dostrzegł, że on sam nie mógł był przeprowadzić podobnej akcji. Ale też nigdy nie musiał.

  8. 8 Orzeł

    Panie Michale!

    Fakt, że w Korei walczyło niewielu etnicznych Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, itd (obywateli Sowietskowo Sojuza), nie jest żadnym argumentem. Jakie miało znaczenie, czy byli to Chińczycy, Koreańczycy, czy Rosjanie? Komunista, to komunista i jego niepowodzenie militarne jest jednakowo bolesne dla politbiura, czy to w Pekinie, czy w Moskwie. A Korea była niepowodzeniem komunistów właśnie z tego względu, że czerwone wojska wróciły do punktu wyjścia, czyli za 38 równoleżnik(od północy). Przecież nie o to im chodziło. Chcieli, żeby cała Korea doświadczyła komunistycznego raju, a tu imperialiści pokrzyżowali im plany. A przecież pochód komunizmu w latach poprzedzających wojnę koreańską przynosił takie wspaniałe osiągnięcia: Polska, Czechosłowacja, Węgry, Bułgaria, połowa Niemiec… wszystko na czerwono. Więc czy Korea była bolesną lekcją, czy nie?

    Natomiast pełna zgoda, co do wniosków, jakie komuniści wynieśli z tej wojny. Owszem, konflikt da się wygrać nie mając przewagi militarnej, a nawet odnosząc spektakularne porażki (vide ofensywa Tet), byle tylko odpowiednio urobić zachodniego wyborcę. I tak właśnie sowieci zagrali podczas wojny w Wietnamie. Co do znaczenia tego konfliktu chyba właśnie się zgadzamy…

  9. 9 michał

    No, to jest oczywiście słuszne, ale mówiąc “sowieci”, mamy tu na ogół na myśli mieszkańców sowieckiego sojuza. W wojnie koreańskiej nie uczestniczyła krasnaja armia, a brały udział ogromne ilości żołnierzy Mao. Ale że “komunista to komunista” niezależnie od narodowości, to jest zupełnie oczywiste.

    Absolutnie nie widzę wojny koreańskiej jako niepowodzenia komunistów. Absolutnie nie. Ale już w żadnym razie nie była sukcesem Ameryki. Porównanie do pochodu komunizmu w II wojnie jest nie na miejscu, bo zwycięstwa odnosił Stalin wówczas, gdy był uzbrojony przez Zachód, bez tego sojuszu była Finlandia, której nawet Stalin nie uważał za sukces. A zatem Korea była pouczającą lekcją, jak wygrać wojnę w Wietnamie. A bólu nadal nie ma.

  10. 10 Paweł

    Uważam, że obecną sytuację Polski najlepiej ujmuje Jarosław Marek Rymkiewicz, na przykład w tym wywiadzie:

    http://joannalichocka.salon24.pl/513065,od-morza-do-morza-wywiad-z-jaroslawem-markiem-rymkiewiczem

  11. 11 michał

    Drogi Panie Pawle,

    Nie zdołałem tego przeczytać w całości, ale początek nie brzmi przekonująco. “Polacy są notorycznie zdradzani”??? Czyżby? Zapowiada się źle, bo oczywiście Polacy nie są zdradzani przez innych, jak twierdzi polrealizm, ani nie są narodem zdrajców, więc po co tak mówić? Ale po chwili okazuje się, że chodzi autorowi o “zdradę” komunistów! Wybaczy Pan. Komuniści byliby zdrajcami, gdyby zdradzili komunizm. Polska dla nich nic nie znaczy, po co więc chrzcić ich zdrajcami? To śmieszne.

    Czy Dzierżyński zdradził Polskę? Czy Lenin zdradził Rosję? A Stalin Gruzję? Przecież to niepoważne.

    Nazywajmy rzeczy po imieniu, zepchnijmy wreszcie raz ze stołu nagromadzoną przez dziesiątki lat bibułę frazesów i zacznijmy nazywać rzeczy po imieniu: to bolszewia. Nie ma żadnej Polski. Jest tylko ich prl.

    Mnie na to, Guciu, pluć. Mnie pluć.

  12. 12 Paweł

    Sądzę, że ma Pan rację. Jednak warto przeczytać cały wywiad z Rymkiewiczem, gdyż jego pogląd na PRL oraz PRL-bis jest podobny do Pana poglądów.

  13. 13 amalryk

    Chyba nie….:

    “(…)Dlaczego nie zamordowano Jana Olszewskiego? Pytanie drugie jest takie – dlaczego nie zamordowano Victora Orbána? Odpowiedzi, szczególnie odpowiedź na pierwsze pytanie, mogą być pouczające. Otóż pana premiera Olszewskiego nie zamordowano prawdopodobnie dlatego, że w Rosji była wtedy smuta,…”

    “(…)Będziemy czekać na następną rosyjską smutę, która, wcześniej czy później, może nawet już niebawem nastąpi(…).”

    To takie pierwsze lepsze spod palca, kurioza, a jest tam tego sporo więcej…

    I naturalnie, choć nie mam żadnych plenipotencji aby wypowiadać się w imieniu gospodarza , ale jednak (z całym szacunkiem) przy nieco staranniejszym czytaniu tekstów spod tej witryny, nie dałby się Pan łapać na takie w sumie “tanie chwyty”…

  14. 14 Andrzej

    Uważam, że obecną sytuację Polski najlepiej ujmuje Jarosław Marek Rymkiewicz, na przykład w tym wywiadzie:

    Nie podzielam pańskiego zdania Panie Pawle. Zupełnie się z Panem nie zgadzam.

    Czego się bowiem dowiaduję z owego wywiadu? Między innymi:

    1. Tego, że Rzeczpospolita Obojga Narodów i peerel to jedna “Polska” (co wynika z paralel historycznych i zastosowania tych samych kryteriów ocen przez Rymkiewicza).

    2. Tego, że dogadywanie z komunistami szczegółów szykowanej prowokacji (przemiany peerelu w peerel nazwanej explicite “peerelowską odwilżą”)) bez wódki i “brudzia” jest w porządku a z wódką i “brudziem” już nie.

    3. Tego, że komunizm/bolszewizm jest narodowy: rosyjski (i ew. pruski) a nie międzynarodowy (tak samo polski jak inny).

    4. Tego, że od samego początku Sowiety to nic tylko “Rosja”. Żeby chociaż jeszcze “Kazachstan”, ale nie!

    5. Tego, że reszta tzw. Europy Środkowo-Wschodniej (m.in. Ukraińcy i Rumuni) to są przy nas “małe narody”. To my im matkujemy!

    I tym podobne “bajki”, które , jak słusznie zauważa Pan Amalryk nadają się do szufladki z nazwą “Curiosa”.

    Byłoby to wszystko nawet zabawne gdyby nie było obrazem rzeczywistości. Za naszą narodową głupotę zapłacimy nie tylko my ale i inne narody. Dziwić się potem, że nas wcale nie lubią? I to ma być “myśl patriotyczna”?

  15. 15 Paweł

    Panie Andrzeju,

    ad 1) Rzeczpospolita Obojga Narodów w czasach Stanisława Augusta Poniatowskiego wydaje mi się podobna do peerelu.

    ad 2) Rymkiewicz mówi tak o braciach Kaczyńskich: “nie rozumieli wtedy, co się dzieje i do czego to prowadzi. Bo gdyby rozumieli, to nie przyłożyliby do tego ręki”. A właśnie Kaczyńscy nie pili wódki z komunistami. A zatem nie o picie chodzi Rymkiewiczowi ale właśnie o samo umawianie się. Ale częściowo się z Panem zgadzam; za dużo w ogóle się mówi o piciu, za mało o tym “kto kogo”. Przez picie jednak łatwiej to wyrazić.

    ad 3) Komunizm jest międzynarodowy ale usytuowanie Polski blisko Rosji skłania do szczególnej uwagi w tym kierunku

    ad 4) Słowo Rosja już za carów oznaczało całe imperium. Ale ma Pan rację, warto się przyglądać jak działa tzw. WNP. Mnie najbardziej interesuje duet Rosja/Białoruś. A Rosja to też Kaliningrad. Nieprzyjemnie blisko Polski i Białorusi. Pamięta Pan “polski korytarz” ? Uwaga i jeszcze raz Uwaga!!

    ad 5) No dobrze, Ukraińców jest trochę więcej niż Polaków, ale Rumunów jest dwa razy mniej. A takie państwa jak Słowacja, Słowenia czy Estonia są znacząco mniejsze. Oczywiście – “matkowanie” czy “paternalizm” źle się kojarzy. Chodzi o współpracę we wspólnym interesie.

    Nie akceptuję wezwań Rymkiewicza do zabijania.

    Co Pan proponuje ?

  16. 16 michał

    Do wszystkich trafnych punktów podniesionych przez pp. Amalryka i Andrzeja pod adresem wywiadu z Rymkiewiczem, dodałbym jeszcze, że on chyba sam nie rozumie, co mówi. Zdrada ma być „sposobem uprawiania polityki polskiej” – polskiej?? Nie, panie Rymkiewicz, to jest polityka sowiecka, ale zrozumieć tego nie można operując pojęciami z wieku XVIII (a powoływanie się na Trylogię jest raczej komiczne w kontekście). Tę politykę „polską” uprawiają wg niego Wałęsa i Kiszczak, a porządnymi ludźmi są Mazowiecki i Kaczyńscy, bo nie pili w Magdalence. Oczywiście ma rację, kiedy mówi, że to nie powrót do prlu, ale najlepszy z prlów cay czas bez adnej cezury, ale co z tego, kiedy porównuje ten prl – sowiecki twór pseudo-państwowy – do Najjaśnieszej Rzeczypospolitej.

    Polska była kiedyś wielkim królestwem, ale upadła. Zdarzało się w historii nie raz. Rzym był większy od Polski i też upadł. Ale porównanie ostatniej fazy tego upadku do smrodliwej sowieckiej okupacji – i to okupacji najbardziej obraźliwej, bo bez czołgów, bez pałek, bez kazamatów – tfu, toż to słuchać wstyd! Jak długo jeszcze będziemy musieli wysłuchiwać tych idiotycznych porównań? Jaruzelski – Targowica? Jaruzelski był wysokim urzędnikiem międzynarodowego komunizmu, a Targowica była opcją polityczną, która znalazła oportunistyczne oparcie w monarchii rosyjskiej, ale nie była agenturą. Porównywanie Branickiego do Kiszczaka nie jest nawet śmieszne. Można się z tymi ludźmi zgadzać lub nie, wolno nazywać ich zdrajcami, ale porównywać do agentów??

    A co zrobić, żeby odzyskać niepodległość? Wygrać wybory, mówi panienka… Geniusz! No, że nikt na to nie wpadł dotąd. Tak to bywa z geniuszami. Dymitr Samozwaniec i Sikorski nie zmarli śmiercią naturalną! Aha, podejrzane! A Stefan Pesticcio i Gnębon Puczymorda umarli w łóżku – zatem spisek!

    Jedno co można zrozumieć dzięki takim enuncjacjom, to skąd bierze się ta straszna nienawiść do Polaków – zwłaszcza, niestety, w Europie Wschodniej.

  17. 17 Andrzej

    Panie Pawle,

    Proponuję myśleć suwerennie i wyciągać logiczne wnioski z poznawanych faktów.
    Nasza dyskusja odbywa się pod tematem, który wg. mnie stanowi dobry drogowskaz.

    W czym widzi Pan to podobieństwo? W genezie historycznej? W zachowaniach ludzi? (które jak świat, światem bywają podobne od samych początków cywilizacji np. donoszenie na innych, zdrada, kłasmstwo itd.).

    Rzeczpospolita (Korona Polska i Wielkie Księstwo Litewskie) w czasach stanisławowskich (jeszcze w saskich) popadała w niesuwerenność, będąc ówcześnie samoistnym bytem państwowym a peerel powstał i funkcjonował jako byt bolszewicki (jego “państwowość” była jedynie atrapą), nie tyle niesuwerenny co jako jeden ze składników międzynarodowego komunizmu, realizujący konkretne zadania w jego ramach. Byt zupełnie innego typu. W tym punkcie nie widzę żadnych podobieństw. Na tej samej zasadzie od niemal wieku funkcjonuje to co Pan nazywa “Rosją”, którą to, w sensie “narodowego” wywodu Rymkiewicza, “zakładali” m.in. także Polacy. Warto to wziąć pod uwagę przy definiowaniu jej sowieckiej istoty z tzw. patriotycznego punktu widzenia.

    Czy mógłby Pan określić, czym jest dla Pana peerel? Czy uważa Pan, że wystarczyłoby aby peerel był suwerenny i wtedy wszystko byłoby już w porządku?

  18. 18 Paweł

    Panie Michale, przecież “my z Niego wszyscy” (z Adama Mickiewicza). Kto to powiedział ?
    Ja pamiętam, że w swojej książce zdeprecjonował Pan finezyjnie Mickiewicza, ale…
    Każdy z młodości ma jakieś wspomnienia, które pozostają na długo. Ja ciągle pamiętam koncert Jankiela i ten fałszywy zgrzyt – “Targowica!”. Najbardziej nieprzyjemne wrażenie (nieledwie dźwiękowe) z “Pana Tadeusza”. Dlatego trudno mi racjonalnie rozważać opcję targowicką.

    Ale Pana uwaga o nienawiści do Polaków warta jest osobnego wątku!

    Panie Andrzeju, jeśli peerel byłby suwerenny to już nie byłby peerel. Peerel to twór komunistyczny, werbalnie przyjemny dla milionów. Czym jest dzisiaj, po wielorakich woltach semantycznych ? Ostatnio słyszy się określenie “kondominium”, nie wiem.
    Jest to twór ograniczony w stopniu trudnym do określenia.

    Ale uważam, że istnieje Polska, nieprzerwanie od tysiąca lat.

    Wracając do Rymkiewicza, słyszałem ciekawą uwagę, że jego myśl jest pewną wizją literacką. J.M. Rymkiewicz jest znawcą romantyzmu; to po prostu V część Dziadów.

  19. 19 amalryk

    Ale uważam, że istnieje Polska, nieprzerwanie od tysiąca lat.
    ——————————————————————————————

    Chmm… Czy aby na pewno?
    Po przewrocie bolszewickim nic nie jest już takie jak było!

  20. 20 Paweł

    Chodzi mi o to, że Polska to nie jest zjawisko, które można utożsamiać tylko z formą rządu. Polska to ziemia i groby, to język i literatura, to pamięć. Polska to ludzie i ich obyczaje. Polska to jest to co pomiędzy nami, trudno uchwytne ale realne. Polska to świadomość odrębności. Polska to dom i wspólne posiłki. To relacje między pokoleniami. Polska to Kochanowski, Mickiewicz i Gombrowicz. Polska to Ewa Demarczyk.

    Polska to wszystko to razem i dużo więcej.

    Oczywiście należy to rozumieć w rozumieniu jakie określił Jacques Derrida (coś jest czymś tylko w pewnym sensie). Polska jest tylko w pewnym sensie tym co napisałem. Prawdę mówiąc, tym właśnie od lat zajmują się różni myśliciele – co to jest Polska ? Uważam, że każdy Polak ma prawo powiedzieć: Polska to ja! (oczywiście w pewnym sensie).

  21. 21 Andrzej

    Panie Pawle,

    Napisałem, że suwerenność nie ma nic do rzeczy przy porównywaniu Rzeczpospolitej Obojga Narodów z peerelem bo różni je ich istota (zupełnie inny punkt odniesienia, czy jak Pan woli “układ współrzędnych”). Jak słusznie pisze Pan Amalryk, po przejęciu władzy przez bolszewików “nic nie jest już takie jak było!”. W słowniku bolszewików nie istnieje pojęcie suwerenności takie samo jak w pańskim. Pan jednak sprowadza sprawę tylko do słowa. Myślę, że istotę rzeczy przesłania Panu owo “myślenie patriotyczne” (konkretniej narodowo-centryczne), o którym wspomniałem komentując wypowiedzi Rymkiewicza.

    Czy nie dostrzega Pan tego, że takie podejście jest z gruntu fałszywe, przy odnoszeniu się do międzynarodowego (a więc także z czynnikiem polskim) bolszewizmu? Jeśli wystarcza Panu, żeby peerel stał się suwerenny (w pańskim mniemaniu, jak rozumiem w sensie suwerenności narodowej: niech chociaż ci polscy – międzynarodowi bolszewicy “rządzą samodzielnie”, to nie będzie już peerel), to bolszewikom wystarczy tylko stworzyć tego pozory a poza tym w dalszym ciągu “robić swoje” tj. sowietyzować i zdobywać świat, zależnie od potrzeb tworząc podobne atrapy. Co też z wielkimi sukcesami czynią. I pozostanie: Polska bolszewicka (byle suwerenna) w bolszewickim świecie. W ten to prosty sposób będzie Pan działać na szkodę własną i na szkodę innych. Ale beze mnie.

    Pisząc, że “Polska trwa nieprzerwanie od tysiąca lat”, sprowadza ją Pan w istocie do narodu. Uznaje Pan peerel (nb. okres zaborów i okupację wojenną, w tym zabór sowiecki też) za formę dopuszczalną (no bo “naród trwa”, nieważne, że typu sowieckiego byle zwał się polski). Ja wprost przeciwnie bo dla mnie to niewola, tym gorsza bo wewnętrzna.

    Zwracam Panu uwagę na to, że do II połowy XIX wieku kraj nasz nie był kojarzony nacjonalistycznie. Wszak tenże sam Mickiewicz na którego się Pan powołuje, pisał “Litwo! Ojczyzno moja!”. Zatem, czy my byliśmy też Litwinami? Jeśli czuje się Pan spadkobiercą tamtej “polskości” to dlaczego odrzuca Pan jej istotę?

    Myślenie kategoriami narodowymi jest wybitnie szkodliwe. Dla samego siebie i dla innych. Jeśli uważa się Pan za patriotę, to radzę się zastanowić, czym ono skutkuje (warto przy tym poczytać Józefa Mackiewicza i przemyśleć dobrze jego wnioski). Wg. mnie skutkuje ostateczną zgubą ojczyzny o której suwerenność tak mocno Pan zabiega. Czyli à rebours.

  22. 22 michał

    Panie Pawle,

    O ile sobie przypominam, to moją nie było zdeprecjonowanie Mickiewicza, ale wskazanie na jego fatalny wpływ na Polaków. Jak widać, można do tej listy także dodać emocjonalny stosunek do Targowicy. Powtarzam, że porównanie konserwatywnej grupy polityków, którzy stali w opozycji do Konstytucji 3 Maja, z bolszewicką jaczejką jest idiotyzmem.

    prl oczywiście suwerenny nie jest, ale mogę sobie wyobrazić spokojnie kolejną jego inkarnację, w której posiadałby wszelkie objawy suwerenności. Pewne przejawy już ma i dlatego właśnie wielu uważa toto za państwo polskie.

    Ale ma Pan rację, że Polska to coś więcej niż państwo. Ziemia i groby? A co począć, kiedy ziemia i groby to Wilno i Lwów albo Berdyczów i Czernihów? Co wtedy z Polską? Polska w sercu? Zgoda, ale wtedy staje się, jak to chyba pisał tu Stary chrzan, “Polską dyndającą” i co zrobić z taką?

    A Derrida? W jakim sensie? Czy byt jest bytem tylko w pewnym sensie? Czy piwo jako piwo, jest piwem tylko w pewnym sensie? Relatywizm nie wydaje mi się mocniejszy tylko dlatego, że nazywa się postmodernistycznym i dekonstruktywistycznym relatywizmem.

  23. 23 michał

    Dobrze pamiętałem, o dziwo, choć dawno to było, kiedy Stary chrzan pisał tu o Polsce. Dawno, ale prawda:

    http://wydawnictwopodziemne.rohnka5.atthost24.pl/2008/08/27/chcieliscie-polski-no-to-ja-macie/

  24. 24 Paweł

    Panie Andrzeju, jakimi kategoriami warto myśleć ?

    Panie Michale, źle wyłożyłem myśl Derridy. Jak rozumiem,chodzi mu o to, że w kulturze europejskiej dominowało myślenie, że coś jest czymś innym zdecydowanie, jednoznacznie. A więc na przykład (to moje nieudolne egzemplifikacje):

    X to poeta

    Y to Polak

    Q to służący

    sztuka to absolut

    życie to koszmar

    Księga * to prawda

    Napoleon to geniusz

    literatura to życie

    król to pomazaniec

    papież to wcielona mądrość

    # to wróg

    słowo to czyn

    Wszystko to – jak sądzę, według Derridy- byłoby takie tylko częściowo, w pewnym sensie, nie ostatecznie. Ale najciekawszy jest wniosek filozofa; negatywne elementy kultury europejskiej mają swoje źródło w tym utożsamieniu czegoś z czymś innym. Ja widzę tu źródło totalitaryzmu.

    Niewątpliwie spłyciłem drastycznie myśl wielkiego filozofa.

  25. 25 Andrzej

    Panie Pawle,

    Moim zdaniem warto myśleć kategoriami zdrowego rozsądku, analizując i oceniając samodzielnie każdy fakt jaki jest nam znany, przy tym starając się poznawać ich jak najwięcej.

    Jeśli chodzi o moją ostatnią wypowiedź: kategoriami ogólnoludzkimi a nie narodowymi. Szczególnie w odniesieniu do bolszewizmu (jakkolwiek go zwiemy), który ma właśnie charakter ogólnoludzki (odnosi się do świata a nie do jakiegoś narodu czy niektórych narodów). Jeśli nie myślimy takimi kategoriami, to źle zinterpretujemy naturę bolszewizmu, co bezwzględnie zostanie wykorzystane przeciwko nam. Na podstawie tej złej interpretacji, dokonujemy fałszywych ocen i nasz wybór jest nieodpowiedni. W efekcie: przegrywamy. Czynimy więc krzywdę samemu sobie a także innym którym moglibyśmy pomóc. Żyj i pozwól żyć innym!

  26. 26 michał

    Drogi Panie Pawle,

    Ja tak bardzo nie lubię współczesnej filozofii, że nie czytałem nigdy Jaquesa Derrida. Zostawmy więc go proszę na uboczu, a zastanówmy się nad sensem wypowiedzi.

    Jeżeli powiem, Ziutek jest pijakiem, to używam słowa “jest” w sensie orzecznikowym, w przeciwieństwie do zdania “Ziutek jest”, które ma sens egzystencjalny. Ziutek, oprócz bycia pijakiem, może np. być Polakiem, poetą, geniuszem i koszmarem – każde z tych określeń może być prawdziwe i żadne nie wyczerpuje Ziutka. Dlatego to scholastycy rozróżniali pomiędzy przpadłościowymi cechami bytu i jego istotą. Może gdyby Derrida był czytywał scholastyków, to nie wyważałby otwartych drzwi.

    Kultura europejska ma na pewno wiele wad, ale największą jej wadą w moich oczach, jest że nie dostrzega swojej własnej wielkości i że pragnie na każdym kroku relatywizować siebie samą wobec kultur o wiele od niej niższych. Drugą jej wadą – która jest jednak nad wyraz sympatyczna – jest jej schyłkowość, wieczne poczucie końca, kończenia się, upadku, zachodu słońca, cmentarza i ruin. Mniejsza jednak o to. Czy utożsamienie jednej rzeczy z inną leży u podstaw totalitaryzmu? Powiedziałbym, że tak. Ale takie utożsamianie – czy raczej redukcja! bo o to przecież chodzi – nie jest ani główną cechą kultury europejskiej, ani w jej wyłącznym posiadaniu. Każdy z nas w życiu popełnił kiedyś taki błąd w ocenie: Ziutek to pijak i basta, więc zapominamy, że pomimo to np. dobry ojciec. Albo Ziutek to genialny poeta, więc zapominamy, że też kanalia. Takie jest życie i tacy są ludzie. Wszyscy mamy do tego skłonności.

    Przy czym tu totalitaryzm? Otóż totalniacy podsuwają ludziom proste wyjaśnienia, proste szyldy: to Żyd. I koniec, wszystko jest jasne. Albo: to kułak i niczego więcej nie trzeba tłumaczyć. To wróg. Itd. Ale czy to jest cechą kultury europejskiej?? Nigdy. To jest cechą braku jakiejkolwiek kultury.

  27. 27 amalryk

    Kultura Zachodu to najwspanialsze, ze wszystkich nam znanych, zjawisko w dziejach Ziemi. to co w niej jest przerażające to to że tego bolszewickiego potwora, tę karykaturę religii, tą simia Dei też sama z siebie wyrzygała. Gdy słabnie vis vitalis, gdy nie ma już komu bronić Templum, wyłażą z kanałów ściekowych historii te bolszewickie szumowiny i za pomocą swej bezczelności, okrucieństwa, bezwzględności i przebiegłości biorą ten cuchnący trupim odorem świat w posiadanie. (Co prawda zapewne nie na długo – ale że też ja musiałem akurat trafić w takie czasy!)

  28. 28 michał

    Czy ta sama kultura może wydać z siebie muzykę Bacha i bolszewizm? Może. Nie trzeba winić kultury, tylko ludzi. Zawsze i wszędzie ludzie sami są winni, a szukają kozłów ofiarnych. Chociaż lepiej byłoby powiedzieć: jesteśmy winni, a szukamy winnych, widzimy źdźbło w oku bliźniego, a nie widzimy belki w oku własnym.

    Panie Amalryku, skąd ten optymizm, że to nie na długo? Czy Pan coś wie, lecz ukrywa przed nami?

  29. 29 Paweł

    Panie Andrzeju, czy jednak myśląc tylko kategoriami ogólnoludzkimi w odniesieniu do bolszewizmu nie przyjmujemy właśnie jego optyki – naginamy rozumowanie do poziomu przeciwnika?
    Ja myślę, że czasem tak rzeczywiście należy działać. W roku 1919 możliwa była wielka koalicja antybolszewicka ale faktycznie myślenie narodowe uniemożliwiło wspólną akcję. To oczywiście teza Józefa Mackiewicza, który przenosi tę myśl również na rok 1920, ale wtedy było już trudniej.

    A czy NATO nie było wypełnieniem Pańskiej propozycji ?

    Panie Michale, a więc ostatecznie chodzi o właściwe myślenie i odpowiednie argumentowanie. Przepraszam, że wspominam to nazwisko, ale podobno Marks tak skomentował prymitywne teksty jego zwolenników: “Jeśli to ma być marksizm, to ja nie jestem marksistą!

    Muszę przyznać, że na witrynie Wydawnictwa Podziemnego uczę się dobrego argumentowania.

  30. 30 michał

    Drogi Panie Pawle,

    Czy nie zawsze chodzi o myślenie? Nie tyle być może właściwe czy odpowiednie – bo kto miałby o tym wyrokować? – ale sumienne, rzetelne.

    Józef Mackiewicz sformułował tezę, że nacjonalizm utrzymuje bolszewizm przy życiu. Dlaczego twierdzi Pan, że koalicja antybolszewicka była możliwa w roku 1919, a nie w 1920? Mnie się wydaje, że byłaby możliwa i w roku 1921 i w 1941, w 1963 i 2013. I dlaczegóż by nie? To nie jest realistyczna możliwość, to prawda, ale warunki stwarzają możliwości, a przyszły rozwój wypadków nie jest nikomu znany. Nie wiemy więc, jak się warunki ukształtują. Jestem raczej pesymistą, ale nie mogę się zgodzić, że koalicja antybolszewicka jest niemożliwa.

  31. 31 Paweł

    Ale dzisiaj “koalicja antybolszewicka” brzmi jak wezwanie do nowej wojny światowej.

    Jan Paweł II powiedział: “nigdy więcej wojny”.

  32. 32 michał

    No i? Czy wojna nie toczy się gdzieś nieprzerwanie?

    A czy wojna przeciw tyranii jest niesprawiedliwa?

  33. 33 Paweł

    Panie Michale, chodzi o to że wojna z bolszewizmem oznacza konflikt nuklearny. Hiroszima wielokrotnie spotęgowana. Jest się czego bać.

  34. 34 michał

    Nonsens! Wojna z bolszewizmem jest do wygrania, tylko nikt nie chce walczyć. Po co, Pańskim zdaniem, wprowadzono w życie prowokację pt. “upadek komunizmu”? Właśnie żeby nie było szansy na pokonanie go w wojnie. A konflikt nuklearny niech Pan między bajki włoży.

  35. 35 Paweł

    A czy nie lepiej walczyć tak jak Sołżenicyn ?
    Mackiewicz napisał, że “Archipelag GUŁag” to “celne uderzenie w zęby bolszewizmu”.
    Kto napisze “Archipelag kłamstwa 1917-2013″ ?

  36. 36 Andrzej

    Panie Pawle,

    Sądzę, że aby zrozumieć i pokonać bolszewizm należy myśleć tymi kategoriami jakie odpowiadają jego naturze. A więc jeśli ta natura odnosi się do całego świata trzeba brać pod uwagę świat a nie jakiś naród czy jakiś kraj . Czy dany naród lub dany kraj może być wolny w zniewolonym świecie? Wg mnie, oczywiście że nie, jest przecież jego fragmentem. A jeśli nawet to na jak długo przetrwa wobec całkowicie wrogiej mu reszty świata? Chodzi mi o to, że międzynarodówkę bolszewicką można pokonać tylko międzynarodówka antybolszewicka. Z drugiej strony: myśląc kategoriami, które bolszewizm potrafi skutecznie wykorzystać celem podboju świata, a do nich zalicza się nacjonalizm czy źle pojmowany patriotyzm ( jako “nasz naród/kraj ponad wszystkie inne”), wpisujemy się w przygotowany przezeń scenariusz i wstępujemy na drogę ku pewnej przegranej. Coś jak w szachach, kiedy wykonuje się ruch na który tylko czeka nasz przeciwnik aby nas “zamatować”.

    Proszę mi wybaczyć krótką wypowiedź ale akurat jestem w trakcie kilkudniowego wyjazdu.

  37. 37 michał

    Panie Pawle,

    Cytuje Pan raczej wybiórczo. Mackiewicz pisał o tymże Archipelagu Gułag także:

    “…im bardziej przekonywające jest antykomunistyczne stanowisko kaznodziei, tym skuteczniejszy jest cel końcowy propagowanego wezwania: `pod żadnym pozorem nie walczyć z komunizmem z bronią w ręku’. W tym wypadku nie ma znaczenia, czy propagatorzy
    niestosowania przemocy są rzeczywistymi prowokatorami, czy też odwrotnie, wychodzą z własnych przekonań, i nawet najbardziej wzniosłych wewnętrznych pobudek. Ich działanie samo w sobie, jako zgubne wprowadzenie wolnej opinii w błąd, a na korzyść Związku Sowieckiego równa się w gruncie rzeczy działaniu nie ustępującemu w szkodliwości zwykłej prowokacji.”

    Trzeba jednak uważniej czytać, bo mam wrażenie, że wyciągnął Pan ze słów Mackiewicza odwrotne wnioski do sensu jego słów. Mackiewicz całkowicie odrzucał postawę Sołżenicyna.

  38. 38 Paweł

    A więc mamy zwalczać komunizm z bronią w ręku? Ale jak!?

  39. 39 michał

    Och, Panie Pawle, była tu o tym mowa wielokrotnie. Mackiewicz pisał o tym setki razy.

    Jeżeli naszym punktem wyjścia będzie sołżenicynowskie “nie wolno ruszać bolszewików” , to oddajemy im ziemię we władanie. Jeśli nie zgadzamy się na taki punkt wyjścia, to nie znaczy, że mamy się “rzucać z kłonicą na bombę atomową”. Czy w tej chwili istnieją warunki do walki? Nie istnieją. Ale czy to znaczy, że nigdy ich nie będzie? Gdyby powstały, to wykorzystać je może tylko ktoś z wolą walki, a nie ten, który ma wolę podkulenia ogona pod siebie. Poza tym warunki nie powstają same z siebie, ale także z woli.

  40. 40 Paweł

    Mnie bardziej podoba się manewr Ronalda Reagana: tajna umowa z Arabią Saudyjską obniżająca ceny ropy naftowej. Sowiety straciły na tym wiele.

  41. 41 michał

    A cóż takiego stracili na tym sowieciarze?!?!?!

    Oni chcą pokoju na świecie, a Pan chce geszeftów. Nic dziwnego, że wygrywają na każdym kroku.

  42. 42 Paweł

    Panie Michale, ja nie potrafię tego dokładnie sformułować. Na pewno jest to dokładnie opisane w każdej książce o polityce Reagana. Wiadomo, że Sowdepja straciła na tym dużo pieniędzy i jej gospodarka podupadła.

    Każdy sposób jest dobry aby osłabiać komunizm.

  43. 43 michał

    Panie Pawle,

    Najwyraźniej reprezentuje Pan pogląd, że sowiety się rozpadły i komunizm upadł. Tylko w takiej optyce Pańskie słowa mają jakiś sens. Bolszewizm nie zajmuje się rozbieniem pieniędzy, nawet jeśli robi pieniądze przy okazji. To nie jest nigdy ich cel. Nie o pieniądze im chodzi, nie o handełes, ale o sznur, który kapitaliści mają im sprzedać i sprzedają co chwila.

  44. 44 Paweł

    Jeszcze odnośnie powyższej kwestii. Rzecz jest opisana w tym artykule, rozdział ostatni: “Presja ekonomiczna”

    http://www.stosunkimiedzynarodowe.info/artykul,975,Ronald_Reagan_przeciwko_komunizmowi_?_presja_psychologiczna_militarna_i_ekonomiczna

  45. 45 michał

    Panie Pawle,

    Pan przyjmuje powszechną wykładnię zjawisk prowadzących do tzw. upadku komunizmu. Z mojego punktu widzenia, ten artykuł to jest niestety zwykły bełkot. Skoro bolszewicy przygotowywali upadek od lat, to twarda postawa Reagana była im tylko na rękę. Tak czy nie?

    Bolszewicy nie robią niczego pod presją ekonomiczną, ponieważ mają do czynienia ze zsowietyzowanymi stadami. Czy to nie jest dla Pana oczywiste?

  46. 46 Paweł

    A ja tak się cieszyłem że Reagan im dołożył!

  47. 47 michał

    Ronald Reagan był prawdopodobnie największym prezydentem Stanów Zjednoczonych w XX wieku. Margaret Thatcher była największym premierem brytyjskim. Ale co z tego skoro oboje dali się w końcu naciągnąć na pierestrojkę?

  48. 48 amalryk

    Nic nie jest trwałe na tym lichym świecie, nawet dzieła tak skończenie doskonałe, jak głoszące chwałę Pana gotyckie katedry! A bolszewiccy barbarzyńcy? Cóż, barbarzyńcy tkwią w fundamentach każdej kultury, a że ci są akurat wyjątkowo obmierźli i przez samą zdychającą cywilizację zachodu wygenerowani? Bo świat się skurczył, nie ma już tajemniczych nie odkrytych lądów, skąd mogliby przyjść ci nieznani, okrutni i dzicy zdobywcy.

  49. 49 michał

    Uuuu, nie wiem, nie wiem, czy to jest słuszne. Bolszewicka barbaria tkwi w fundamentach europejskiej kultury? No, jakże to? Przypuszczam, że chodzi Panu o to, że zalążek tego krył się już w samych początkach, ale przecież to nie była jedyna możliwa linia rozwoju.

  50. 50 amalryk

    Bolszewicka? Raczej germańska, scytyjska, frankijska, huńska etc. Bolszewicka będzie tkwiła w korzeniach tej co się na gruzach zachodniej narodzi, ale póki co bolszewicka pięknie się nam zakwita na gnijącym trupie kultury europejskiej.

  51. 51 michał

    To ruiny, ruiny, ruiny!
    Ręce nasze w śmierci po łokcie.
    Mówią nam: oczyścimy z gliny
    połamane w ziemi paznokcie.

    A my w miskach sprzed lat trzech tysięcy
    jak co rano, jemy ryż na śniadanie.
    I twierdzimy z uporem dziecięcym,
    że nie śmierć to a zmartwychwstanie.

    Na kolanach przez dni i tygodnie
    przed nikomu nieznanym świętym,
    upieramy się nadal łagodnie,
    że nie gruzy to, lecz fundamenty.

Comment





Language

Books Published by The Underground

Order here:



Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a

H
1946
 
J.R. Nyquist
Koń trojański
 
Dariusz Rohnka
Wielkie arrangement

Dariusz Rohnka
Fatalna Fikcja