W dniach 8 i 9 grudnia 2012 roku, odbyła się w londyńskim POSKu, zorganizowana przez Bibliotekę Polską konferencja naukowa na temat polityków i pisarzy emigracyjnych. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Dlaczego bolszewizm zwycięża? Źródła afirmatywnego stosunku do bolszewizmu
103 komentarzy Published 25 listopada 2012    |
Świat…, od roku 1914, dokonał wielkich przeobrażeń i osiągnął dużo. Między innymi zlikwidował większość królów, cesarzy i carów, a powołał na tron zasadę totalnej Demokracji. Czy to jednak dlatego, że ten nowy władca występuje właśnie tak totalnie, czy też dlatego, że nastawiony jest na człowieka masowego, dość że sprzyja wytwarzaniu ubocznego produktu, który by nazwać można: kolektywnym sposobem myślenia. Stary, wybujały indywidualizm wyszedł z mody. Jak każda rzecz staromodna, poddany został gruntownemu przefasonowaniu, w niektórych wypadkach zbyt może radykalnemu. Niestety, dzieje się to właśnie w epoce, gdy zarówno totalny, jak totalitarny komunizm światowy, skolektywizowaną myśl ludzką podniósł do godności sztandaru. Wiele wskazuje na, że po drugiej wojnie światowej demokracje zachodnie skłonne są nie tyle komunizm zwalczać, ile raczej z nim konkurować. Rodzi się z tego tendencja do jednostronności, prawie niezaprzeczalnej jednostajności.
Józef Mackiewicz, Zwycięstwo prowokacji.
Problem, który pozwoliłem sobie postawić w tytule, nie jest jednorodny, jednopłaszczyznowy, dotyczy przynajmniej dwóch, nader zasadniczych kwestii: pierwszej – skąd biorą się wszystkie kolejne triumfy i zwycięstwa bolszewizmu; oraz drugiej – dlaczego ta parszywa idea, niszcząca ciała, kalająca dusze miliardów ludzi na całym globie, dlaczego nie tyle jest tolerowana, co wciąż zdobywa powszechny poklask gawiedzi?! – i szarej masy gromadzonej na mitingach lub przed środkami masowej indoktrynacji, i „elity” stłoczonej w salonach? Jak wyjaśnić ten afirmatywny trend? Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Wołodia Putin – aparatczyk z gutaperki (II)
30 komentarzy Published 12 września 2012    |
Masza Gessen* opisuje obszernie okoliczności dojścia Putina do władzy. Nie będę jednak zajmował się szczegółami, które są znane czytelnikom niniejszej strony choćby z tekstu pt. „Burza w Moskwie”.** Dość powiedzieć, że Gessen relacjonuje fakty z podziwu godną dokładnością. Jej obiektywizm spotkał się jednak z krytyką z najbardziej niespodziewanej strony. Londyński The Economist napisał w recenzji, że „opowieść Gessen jest zeszpecona tendencją do dawania wiary najciemniejszym teoriom spiskowym, jak choćby przekonaniu, że zamachy bombowe na rosyjskie bloki mieszkalne w 1999 roku były dziełem siłowików.” Korci mnie, żeby powiedzieć, że postawa Ekonomisty jest zeszpecona hegeliańską tendencją do odrzucania faktów, kiedy nie pasują do teorii. W tym wypadku, teorią jest, że Rosja jest normalnym państwem, więc fakty takie jak wysadzanie w powietrze śpiących obywateli własnego kraju przez agencje rządowe, muszą być odrzucone jako „ciemne teorie spiskowe”, ponieważ nie pasują do jasnego obrazu dyktowanego przez wishful thinking. Tak długo, jak podobna postawa dominuje wśród wciąż jeszcze wolnych mediów na Zachodzie, nie ma żadnej szansy na realistyczną ocenę sytuacji w tak zwanej „Rosji”. Oczywiście poziom zachodniej prasy w ogóle jest niski, ale Ekonomista jest rzadkim wyjątkiem, więc rozczarowanie jest także większe; tym bardziej, że redaktorem wydziału spraw międzynarodowych w tym pismie jest znakomity Edward Lucas. Ale dość już o tym – gdzie ten Putin? Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Wołodia Putin – aparatczyk z gutaperki (I)
4 komentarzy Published 6 września 2012    |
Wczoraj rano powiedziała mi dziewczyna,
Że za mało przypominam jej Putina.
A ty maszeruj, maszeruj, głośno krzycz:
Niech żyje nam Wołodia Wład’mirycz!
Wszyscy mówią „Putin, Putin”, od każdego to słyszę, ale kto to jest ten Putin? Przeczytałem książkę o Putinie, od krańca do krańca, i na ukos, i jak popadło, ale choć wiele się dowiedziałem o Putinie, to Putina tam nie znalazłem. Więcej niż o Putinie, dowiedziałem się o autorce, Maszy Gessen. Kończy ona swą książkę* Epilogiem, który składa się z zapisów dziennika z „tygodnia w grudniu”. Dowiedziałem się z niego między innymi, jaką bieliznę nosiła w sobotę, 10 grudnia, ale o Putinie nie za dużo, a właściwie ani słowa. Ów tydzień w grudniu, to nie był byle jaki tydzień, ale ten tydzień, od 3 do 10 grudnia 2011 roku, czyli tydzień śnieżnej rewolucji w Moskwie. Dla Putina – pestka; ale dla Gessen był to czas, gdy – niemal wbrew sobie samej – przeżyła odnowienie nadziei na demokrację w Rosji. Był to czas burzliwych emocji, kiedy z początku martwiła się, że „gotująca się rewolucja nie miała żadnego jednoczącego symbolu ani sloganu”, by wybuchnąć radością na wieść, że ktoś wykuł miano „śnieżnej rewolucji”. Najważniejszy jest slogan: pomarańcze dobre, ale welwet lepszy; śnieżna biel – może być. Gnębiło ją, że jakaś demonstracja została przeniesiona ze „świetnie nazwanego Placu Rewolucji” na miejsce zwane Bołotnaja… Śmieszył ją każdy dobry żart opowiedziany w tłumie manifestantów; radowało ją, gdy „głupki wypluwające propagandę” z ekranów telewizyjnych „zaczęły nagle mówić ludzkim głosem”, ale potem przypomniała sobie, że ci sami dziennikarze brzmieli jak ludzie 12 lat wcześniej, zanim stali się marionetkami Putina. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
„Zwycięstwo prowokacji” 50 lat później czyli wracajmy do Mackiewicza!
51 komentarzy Published 28 sierpnia 2012    |
DR: Zwycięstwo prowokacji opiera się na jednej głównej tezie: triumf bolszewizmu zapoczątkowuje nową erę w historii ludzkości, spychając do lamusa tradycyjne pojęcia interesu narodowego, interesu państwowego, w zamian narzucając nową, ponadnarodową jakość (w ujęciu Mackiewicza „nową treść”), która jest narzędziem światowego podboju. Nowa jakość polega na podporządkowaniu każdego działania, każdego rodzaju aktywności, każdego narzędzia głównemu celowi. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
„Zwycięstwo prowokacji” 50 lat później
26 komentarzy Published 4 sierpnia 2012    |
Michał Bąkowski: Pod koniec 1961 roku bądź w początkach 1962, Józef Mackiewicz zdecydował się wydać książkę „na własny koszt i ryzyko, mając kredyt w pewnej zaprzyjaźnionej drukarni”. Tą książką było Zwycięstwo prowokacji, które ukazało się zapewne jesienią tegoż 1962 roku. W nowym tomie wykorzystał wiele artykułów pisanych w ciągu uprzednich 6 lat, ale pomimo to książka była rewelacyjną nowością. Dlaczego pisarz zmuszony był wydać Zwycięstwo prowokacji własnym nakładem, w czasach, gdy istniało wiele wydawnictw emigracyjnych? Na czym polegała niezwykłość i odkrywczość Zwycięstwa prowokacji? I wreszcie, w czym leży jej aktualność? Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Narodziłeś się w Polsce ludowej…
62 komentarzy Published 15 lipca 2012    |
Rozważaliśmy wielokrotnie na naszej stronie rzekomą „wolność prlu” czyli jego suwerenność albo podmiotowość. Darek Rohnka podniósł w swoim artykule O wolności inny problem „wolności w prlu”. Wyznaję, że nie chciałem się wypowiadać na ten temat z wielu powodów, ale przede wszystkim dlatego, że nie znam tego prlu, nie mam żadnych bezpośrednich doświadczeń i, choć obserwuję toto z dystansu (bez wielkiego zainteresowania), to nie czuję się uprawniony do głoszenia opinii na temat „jakości życia”. Skoro jednak napomknąłem coś nieśmiało na ten temat, to muszę teraz ponieść konsekwencje i udzielić wszelkiej satysfakcji memu towarzyszowi podziemnej niedoli. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Właściwie słuszniej byłoby napisać „o wolności w peerelu”, doszedłem jednakże do, przyznaję, przebiegłej antycypacji, że treści opatrzonej równie parszywym tytułem żaden zdrowy na umyśle i duszy czytelnik Wydawnictwa Podziemnego wziąć do ręki i przeczytać ochoczo nie zechce. Stąd tytuł nieadekwatny, sugerujący próbę podjęcia tematu nader poważnego, przekraczającego, rzecz jasna, skromne ambicje piszącego te słowa. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Wędzenia Europy ciąg dalszy
45 komentarzy Published 14 czerwca 2012    |
Przed trzema laty z górą opublikowaliśmy artykuł pt. Europa się wędzi. Sytuacja w Niuni Europejskiej była zła, ale przewidywaliśmy jej zasadnicze pogorszenie. Bliższą przyczyną kryzysu w Europie było wbicie europejskiej gospodarki na złoty hak €uro, ale dalszych przyczyn upatrywaliśmy w oparach bojowego Gazpromu, który był niczym więcej jak przejrzystą metaforą sowieckich zakusów na Europę. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Tragedia Hmongów i akt wojny pułkownika Jambon
12 komentarzy Published 8 czerwca 2012    |
W rankingu spraw pilnych, nie cierpiących zwłoki, bo bolesnych a niezałatwionych – spraw, które swoim ciężarem obarczają sumienie świata, powinni Hmongowie, barwny i dumny naród, dotknięty na przestrzeni wieków ogromem cierpień, zajmować jedno z poczesnych miejsc. Powinni, ale nie zajmują. Ich tragiczny los nie interesuje prawie nikogo. Nie sprzyjają im rządy państw niegdyś sojuszniczych, takich jak Stany Zjednoczone, Francja, Tajlandia; nie nadmiernie zajmują się nimi liczne w świecie organizacje charytatywne, uznając, w swoim pojęciu słusznie, że nie każdy rodzaj aktywności jest dobrze widziany przez możnych tego świata; z bezpieczną rezerwą podchodzą do tematu przedstawiciele krzykliwych na ogół mediów, ograniczając swoje zainteresowanie do krótkich, współczujących (jakże by inaczej) notatek i programów. Cierpienie i śmierć zadawane ręką bolszewickiego oprawcy nie przykuwa uwagi publiczności, nie jest politycznie poprawne, ani modne. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Obie orientacje polityczne, które się u nas w czasie wojny zaznaczyły, leżały w naturze rzeczy, były nieuniknionym następstwem rozbiorów Polski i wytworzonego przez nie położenia politycznego. Więc dla jednych, wiążących przyszłość naszą z Rosją, szczytem marzeń była Polska, zjednoczona w ręku carów i obdarzona kusym jakimś „samouprawlenjem”, coś na kształt nowej, poprawionej i powiększonej edycji „Prywiślińskiego Kraju”; inni, nie wierząc w zjednoczenie, zadawalniali się Polską małą, ale niepodległą, zamkniętą w obrębie ówczesnego rosyjskiego zaboru, lecz z własnym królem, — albo też połączoną z Galicją pod berłem Habsburgów, lub z kawałkiem Litwy w jakimś związku z Cesarstwem Niemieckim. Ale stało się to, czego nikt przewidzieć nie mógł: zawalenie się Rosji, rozpadnięcie się Austrii, klęska i upadek Niemiec. W upojeniu poczęto wierzyć w nieustający na całą dalszą przyszłość cud Opatrzności Bożej, mającej nie tylko wskrzesić Polskę w granicach 72 roku, tj. z Litwą i Rusią, ale dodać do tego Mazowsze Pruskie, Śląsk Górny, Śląsk Cieszyński, Spisz, Orawę… Przypominamy początek 1919 roku: Wilno było zdobyte przez bolszewików, Białoruś pod ich władzą, nieliczne i licho uzbrojone oddziały raczej, niż wojska, z bohaterskim, lecz, jak zdawało się beznadziejnym wysiłkiem broniły Lwowa, który lada chwila mógł upaść, po Galicji Wschodniej grasowały bandy hajdamaków — a pomimo to upojenie trwało. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Piszcie do mnie na Berdyczów czyli „operacja polska” V
24 komentarzy Published 1 maja 2012    |
Pomimo formalnego odwołania rozkazów Jeżowa, czystki i prześladowania trwały nadal pod nowym kierownictwem Berii. Ekipa Berii wykańczała nie tylko ludzi Jeżowa, ale także wszystkich aresztowanych przez Jeżowa. Podczas gdy w sowietach ciągle padały strzały w tył głowy, w Polsce podjęto debatę na temat Ukrainy. Jednym z uczestników dyskusji był główny winowajca zdrady ryskiej, Stanisław Grabski.
Przez wiele lat, przy podmiejskiej willi Grabskiego stał posterunek policyjny, w obawie przed zamachem ze strony Ukraińców, którym Grabski zamknął 90% ich szkół. Niepotrzebnie wszakże obawiano się zamachu. Działalność ludzi takich jak Grabski, była na rękę ukraińskim nacjonalistom, którzy jak ognia bali się zbliżenia z Polską. Prawdziwie niebezpieczny dla ukraińskiego nacjonalizmu był Tadeusz Hołówko, adwokat autonomii ukraińskiej, zamordowany przez OUN w 1931 roku – to jego należało strzec. W 1938 roku, starzejący się Grabski, objeżdżał Polskę z serią odczytów na temat Ukrainy i chwalił się: „Zamknąłem jako minister 1500 szkół ukraińskich, a nie miałem ani jednego wypadku sabotażu za mego urzędowania.” Publicysta Słowa, Mieczysław Pruszyński, odpowiadał na gorąco: Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Zajrzeć prawdzie w oczy. Dlaczego „Optymizm nie zastąpi nam Polski”
37 komentarzy Published 16 kwietnia 2012    |
Przed siedmiu laty odnaleziony został w Londynie i po raz pierwszy po wojnie wydany tekst Józefa Mackiewicza pod tytułem „Optymizm nie zastąpi nam Polski” (Wydawnictwo Kontra, Londyn 2005), napisany przezeń i wydany w formie broszury w październiku 1944 roku w Krakowie. Jego lektura zrobiła na mnie ogromne wrażenie i uzmysłowiła, jak bardzo jest on aktualny w odniesieniu do rzeczywistości, jakiej doświadczamy na początku XXI wieku. Trafny tytuł zawiera w sobie wyjątkowo celne twierdzenie, zaś jego przesłanie jest nakazem chwili. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Na usilne prośby młodego człowieka, który mieni się być „Redaktorem”, podejmuję się raz jeszcze napisania kilku słów dla dziwnego przedsięwzięcia pod nazwą „Wydawnictwa Podziemnego”. Samo zjawisko jest dla mnie owiane tajemniczością. Nie jest to wcale wydawnictwo par excellence, nie jest to pismo literackie ani polityczny periodyk. Zaiste, poproszony o próbkę produkcji „wydawnictwa”, młody człowiek odparł był, że „coś dla mnie wydrukuje”. Jak to?? Więc twórczość panów „Redaktorów” nie ukazuje się w druku? Okazuje się, że nie. Wedle młodego „Redaktora” (przytaczam verbatim): „Podziemie jest próbą wykorzystania względnej swobody internetu, dzięki której możemy w wirtualnej formie publikować poglądy pozbawione szans publikacji w jakiejkolwiek innej formie” – koniec cytatu. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Jestem za, a nawet przeciw czyli o uświadomionej konieczności polemizowania
54 komentarzy Published 25 marca 2012    |
Nie zdziwi z pewnością nikogo, że wbrew wyrażonym tu opiniom, polemika wydaje mi się najłatwiejszą możliwą formą wypowiedzi. Cóż może być prostszego ponad przedstawienie i uzasadnienie swojej własnej niezgody? Co rzekłszy, polemika jest domeną indywiduów pozbawionych kreatywności, wyzutych z Bożej iskry (o ile można być wyzutym z iskry); jest dziedziną próżniaków, jak na przykład niżej podpisany*; którzy leżą martwym bykiem i kontemplują świat, swobodnie błądząc myślą to tu to tam, aż nagle, użądleni wypowiedzią, z którą zgodzić się nie sposób, przebudzeni z drzemki na jawie, zrywają się z zielonej łąki, niczym byczek Fernando, i z zajadłością godną lepszej sprawy wykrzykują swoje „nie pozwalam!” „Nikt nie znał jego życia, nie zna jego zguby: To samoluby!”, rzekł był wieszcz i pewnie miał rację, bo jeśli niezgoda ma się skończyć na owym liberum veto, jeśli polemista miałby poprzestać na wrzasku i tupaniu nogami, tj. na wyrażaniu miast uzasadniania, to byłby niewiele więcej niż pieniaczem, byłby człowiekiem szukającym sporu dla niego samego, niezależnie od meritum; człowiekiem, dla którego zaprzeczenie ma już wartość samo przez się, a względne pozycje zajęte w debacie mają tylko drugorzędne znaczenie. Polemika jest więc najłatwiejszą formą wypowiedzi dla pieniacza, ale także dla owych nieszczęśników, którzy pragną poddać swoje własne myślenie próbie. Dla tych ostatnich jest koniecznością, a cóż jest łatwiejszego niż uświadomiona konieczność, to przeciwieństwo trudnej wolności? Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Prawdą jest, że merytoryczna polemika to skomplikowana sztuka. Zwłaszcza, jeżeli dotyczy zjawiska tak trudnego do ujęcia w ramy ścisłych definicji, jak komunizm. Już sama próba opisania tego fenomenu sprawia czasem nie lada trudności. Z tym większym zainteresowaniem śledzę próby zmierzenia się z tym zagadnieniem na łamach Wydawnictwa Podziemnego. Jest to fascynujący proces poznawczy i słowo daję, że to jak dotąd (według mnie) jedyne miejsce w sieci, gdzie autorom udało się zbliżyć do samego, że tak powiem środka sedna. Co i raz pojawiają się przy tym sformułowania tak fantastyczne, jak „przybijanie kisielu do ściany”, „masowe niecnotki”, „uwolnienie czarnego rynku” jako skrótowy opis transformacji ustrojowej, etc. Już choćby dla takich smaczków warto poświęcić czas na lekturę. Definiowanie zagrożenia komunistycznym „montażem” jest tu nie tylko wyjątkowo trafne ale wręcz błyskotliwe. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Polemika nie jest łatwą formą wypowiedzi z wielu powodów. Zazwyczaj jej istotny przedmiot nie jest na wstępie jasno zdefiniowany, nierzadko dyskutanci nazbyt uporczywie starają się przeforsować swój punkt widzenia, do samego końca nie odkrywając przy tym swoich kart, niekiedy nie patrząc nawet na już odkryte karty przeciwnika, w dowolny za to sposób dobierają atuty. Polemika nie jest łatwa, ale nie znaczy to wcale, że musimy się od razu poddawać. Wystarczy uporządkować nieco panujący chaos argumentów, określić stanowisko jednej, jak i drugiej strony, uściślić co je łączy, a co dzieli i wówczas pokusić się o sformułowanie wniosków. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Pan Dariusz Rohnka w tekście „Katakumby stoją otworem” odpowiadając na moje poprzednie pytanie „co robić?” formułuje swój program oporu wobec bolszewickiego skrzywienia rzeczywistości. Jeśli dobrze interpretuję jego intencje, program ten wygląda następująco: Aby zminimalizować ryzyko kontaktu z zarazą toczącą świat zewnętrzny, aby uniknąć sowieckiej prowokacji, czyli w tym przypadku wszelkich sporów i walki politycznej według z góry ustalonego scenariusza, należy ignorować fałszywe dekoracje tworzące spreparowaną scenę, pozostać w podziemiu, a wręcz okopać się dużo głębiej, gdzieś w mrocznych katakumbach i tam, w trudzie i znoju kontynuować pracę u podstaw. Działalność ta byłaby zaplanowana jako długoterminowy proces demontowania gigantycznej konstrukcji składającej się z wszelkiej maści kłamstw, fałszerstw, manipulacji, które za sprawą komunistycznej ideologii na przestrzeni ostatnich niemal stu lat obezwładniły miliony umysłów na całym świecie. Idea na pierwszy rzut oka wydaje się atrakcyjna i sam bym się pod nią podpisał. Ale przewidując konsekwencje wyboru tej drogi, nie sposób nie dostrzec jej oczywistych słabości. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Bo czem jest bolszewictwo? Politycznie jest ideą demokratyczną doprowadzoną do absurdu, filozoficznie jest zwyrodnieniem wiary w człowieka…
Marian Zdziechowski, Renesans a rewolucja.
Przejdźmy od razu do sedna, czyli do ostatniego fragmentu wypowiedzi Pana Orła, który pisze w ten oto sposób:
Oczywiście w tym miejscu padnie zarzut powiększania semantycznego chaosu i legitymizowania spreparowanej sceny, na której toczy się bitwa. Niewątpliwie w starciu z bolszewicką dżunglą luster można się nieźle poobijać, a nawet całkiem zagubić i stracić kurs. Takie ryzyko istnieje. No cóż, jest to koszt, jaki trzeba ponieść próbując realizować przyjęte cele. Czy na taki koszt warto się decydować? Czym tak naprawdę to grozi?
Prześlij znajomemu
Spór, w który wdałem się z autorami Wydawnictwa Podziemnego ma na łamach niniejszej witryny długą historię i nie wypada go kontynuować nie zapoznawszy się najpierw z dotychczasową wymianą argumentów. A zatem odrobiłem pracę domową i przypomniałem sobie teksty:
Rolex, FYM i podziemny polrealizm, Masowe niecnotki oraz polemikę z Jeffem Nyquistem. *
Po wydestylowaniu stanowisk wyjściowych dyskutantów z obu stron (nie, nie barykady, bo przecież wszystkim chodzi o reanimację Państwa Polskiego), wychodzi mi taki obraz:
Przywołani w dyskusji autorzy – Aleksander Ścios, Rolex, FYM – szansę na demontaż postpeerelowskiego tworu widzą w zwycięstwie siły politycznej, która na pierwszy rzut oka wydaje się prowadzić walkę na śmierć i życie z obrońcami (i twórcami) neosowieckiego organizmu, zwanego czasem III RP. Czyli uważają oni aktywność na zastanych warunkach za sprawę oczywistą. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Ostatni artykuł Darka Rohnka pt. Rubikon rzeczywistości, wywołał interesującą dyskusję na temat realistycznych metod walki ze „skrzywioną rzeczywistością”, w jakiej przyszło nam żyć. Jeden z komentatorów, pan Orzeł, postawił przed nami pytanie, na które nie ma łatwej odpowiedzi. Wychodząc z dwóch założeń – primo, że otoczeni jesteśmy bolszewicką karykaturą rzeczywistości, i secundo, że wszyscy chcemy tworzyć państwo, o jakim marzymy – zapytuje, jak można taki cel osiągnąć z Podziemia? Skoro każda działalność „na Powierzchni” jest grą do czerwonej bramki i uleganiem (obojętne, świadomym czy nie) sowieckiej prowokacji, to jak można przeciwdziałać sowietyzacji, która przecież jest także na powierzchni, samemu pozostając w Podziemiu? Jak zmienić „ten twór, który nam zaserwowano jako państwo polskie, bez angażowania się na Powierzchni”? Czy nasza witryna może się zmierzyć z machiną medialną, pyta pan Orzeł, po czym pisze kluczowe zdania: Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Idąc (z semantyczną lampą w ręku) poprzez nieskończone szeregi słów mówionych, krzyczanych, drukowanych w gazetach, broszurach i książkach, ma się chwilami wrażenie paranoicznej fantazji. Słowa, logicznie powiązane w zdania, twierdzenia, słowa pozornie mądre, bliskie, układają się w fantasmagoryczną architekturę, zawieszoną ponad rzeczywistością, nie dotykającą ziemi. Formalna logika powiązań słownych wydaje się czymś chorobliwym wobec braku wszelkiego związku z rzeczywistością, taką jaką znamy z bezpośredniej obserwacji. Zdawałoby się, że każdy zdrowy na umyśle człowiek jest w stanie skonfrontować tę napowietrzną strukturę słowną z rzeczywistymi faktami i zwalić ją jednym ruchem. Ale siła magii słownej jest wielka. I konfrontacja z faktami nie taka prosta. Nad światem hula szaleństwo słów. Oczywiście, jest w tym metoda.
Stefania Zahorska, Magia Słów, Wiadomości nr 1 (1946)
Magia bolszewickiego kłamstwa
Magia słów Stefanii Zahorskiej pojawiła się na pierwszej stronie pierwszego numeru najważniejszego antykomunistycznego periodyku powojennej emigracji. Pojawiła się tam nieprzypadkowo. Przywrócenie sensu słowom, właściwe rozpoznanie rzeczywistości było zadaniem najpilniejszym, bez spełnienia którego wszelka dalsza dyskusja, walka polityczna, czy tylko walka o polityczne racje – nie miała sensu. Zahorska pisała w chwili wyjątkowej, zaledwie kilka miesięcy po zakończeniu wojny, w sytuacji największej klęski w dziejach Polski, która – jako koalicjant – została uznana przez światową opinię za jednego ze zwycięzców tej wojny. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Tzw. „wybory” w sowietach zostały sfałszowane. Prawdę mówiąc, jest to rewelacja z gatunku tych, że niedźwiedzie fajdają w lesie. Tysiące młodych demokratów sowieckich znalazły się w Moskwie w dzień wyborów, jak za poruszeniem magicznej różdżki, i wszyscy głosowali jak jeden mąż, na partię jednego męża – głosowali wielokrotnie. Urządzono im bazę w jednym z licznych stalinowskich pałaców rozsianych nadal po Moskwie. Dzień wyborów rozpoczął się od wielkiego ataku cybernetycznego na strony internetowe stacji radiowej Echo Moskwy i niezależnej organizacji monitorującej wybory, a zakończył frekwencją wyborczą powyżej 100% oraz 99.5% głosów oddanych na partię Putina w niektórych okręgach. Ludzie o dobrych intencjach i nieprawdopodobnej odwadze, próbowali powstrzymać wielokrotne składanie głosów, ale zostali wyrzuceni z lokali wyborczych. Nic z tego nie było niespodzianką, bo tylko nadzwyczajnie naiwni obserwatorzy mogą przywiązywać wagę do wyniku wyborów w sowietach, a jednak zdumiał mnie fakt, że zauważył te drobiazgi londyński The Economist. Jest to pismo wysokiej klasy, redagowane na rzadko już dziś spotykanym poziomie, z bardzo jasno określoną linią polityczną, która często konfunduje nieobeznanych czytelników. The Economist plasuje się na prawicy w kwestiach ekonomicznych, ale jest na dalekiej lewicy w kwestiach społecznych. Jest to pismo w istocie rzeczy liberalne. A tu nagle w najnowszym wydaniu czytamy w artykule pt. The long life of Homo sovieticus takie rzeczy o „Rosji” Putina: Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Golicyn, Nosenko i kilka zapomnianych drobiazgów VII
13 komentarzy Published 9 października 2011    |
Eliminacja Golicyna
Przesłuchanie Angletona przed HSCA w październiku 1978 roku, odbywało się w okolicznościach całkowicie odmiennych od tych z początku lat 60., gdy Golicyn – choć nie osiągnął jednego ze swoich priorytetów, tj. bezpośredniej rozmowy z amerykańskim prezydentem – znajdował się bez wątpienia w centrum agencyjnej uwagi. Podawane przez niego informacje były szczegółowo analizowane i badane, a kwestie najistotniejsze, związane z długofalową strategią cieszyły się zainteresowaniem ze strony najbardziej kompetentnej. W 1978 roku, cztery lata po dymisji Angletona i niemal całkowitej wymianie agencyjnych kadr, wojna z komunizmem była już przegrana. Niebywale błyskotliwy, inteligentny erudyta, oddany sprawie walki z komunizmem Angleton, zakładający dokładnie w tym czasie na wpół prywatną organizację, której celem była ostatnia próba obrony dogorywającego już amerykańskiego wywiadu, ten Angleton wykorzystał swoją obecność przed Komisją HSCA nie tyle może do obrony swojej sprawy, czy obrony Anatolija Golicyna, ale do podjęcia jednej z ostatnich prób przekonania kogokolwiek, że zagadnienia jakimi zajmowali się obaj w ciągu ostatnich kilkunastu lat nie były ani błahe, ani bez znaczenia, czy – jak to usiłowano przedstawiać – kwestią choroby psychicznej agenta X. Zagadnięty, podczas tego właśnie przesłuchania, o rzekomą paranoję Golicyna, Angleton odpowiedział sardonicznie: Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Golicyn, Nosenko i kilka zapomnianych drobiazgów VI
3 komentarzy Published 2 października 2011    |
Trzy punkty widzenia
Spójrzmy jeszcze raz na przypadek Nosenki, tym razem w o wiele szerszej perspektywie, i spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie: po cóż on tu? Po co Nosenko został, i to dwukrotnie, do amerykańskiego wroga komunizmu wysłany? Nie należy zresztą poprzestawać na Nosence, który z takich czy innych powodów skupił na sobie szczególną uwagę publiczności. Należy pytać też o innych, nieco tylko mniej sławnych półtuzina szpiegów wysłanych w ślad za panem „X” vel „Stone”, Golicynem; pytać o Kułakowa, Poljakowa, także o Wiktora Władimirowa, który miał kierować nieudanym zamachem na Golicyna w 1967 roku, wreszcie też o Jurczenkę, żywą kopię Nosenki, który w randze generała pojawił się w siedzibie CIA niemal nazajutrz po ukazaniu się The New Lies for Old. Czytaj więcej ->
Prześlij znajomemu
Najnowsze komentarze