- - https://wydawnictwopodziemne.com -

Żuraw i landrynka II

Posted By admin On 15 lipca 08 @ 11:15 In Michał Bąkowski | 6 Comments

Realizm opisu

Wymagamy od polityka, aby jego opinie na temat świata nie mijały się z rzeczywistością. Gdyby polityk zaczął rozważać wszystkie trudności, jakie implikuje powyższe zdanie, nigdy nie zacząłby działać i stałby się filozofem. O ile temu pierwszemu należałoby przyklasnąć, to drugie byłoby wątpliwym powodem do radości. Polityka domaga się rzetelnego opisu rzeczywistości bez wdawania się w usprawiedliwienie realizmu poznawczego. Opis nie ma dotyczyć w tym wypadku ontycznych zrębów świata, nie ma dotrzeć do istoty rzeczy, ma wyłącznie adekwatnie przedstawić rzeczywistość ludzką. Przede wszystkim więc, musi widzieć kulturę jako tło wszelkich działań, ale z drugiej strony, uchwycić musi konkretną sytuację. W znajomości społeczeństwa pomóc może politykowi socjologia i psychologia (choć zwłaszcza ta pierwsza jest wątpliwej wartości), ale niezastąpiona będzie intuicja. Dar Boży, który pozwala zrozumieć to, co umyka zazwyczaj statystykom i naukowym tabelom – naturę ludzką. Politycy intuicyjni z reguły górują nad swoimi przeciwnikami, bo antycypują ich posunięcia.

Przez sytuację rozumiem konkretne okoliczności, w jakich przyjdzie politykowi działać; kontekst, który, wraz z podjętym działaniem, będzie tworzył całość. Zmienne, czasami nieprzewidywalne okoliczności, które Harold Macmillan (1894-1986) nazwał uroczo Events, dear boy, events. W sytuacji trzeba się orientować, to znaczy wiedzieć gdzie Orient. Sytuacja jest zmienna; jej dynamika sprawia, że opis nigdy nie jest wystarczający, choć pozostaje warunkiem koniecznym dla przewidywania. Tylko przewidując rozwój sytuacji, można próbować na nią wpływać. A wpływanie na zmianę okoliczności w pożądanym kierunku wydaje się istotą działalności politycznej.

Trafna prognoza jest często stawiana jako kanoniczny wymóg realizmu. Ale czy słusznie? Przewidywanie jest dość zabawną czynnością rozumową, bowiem zarówno podstawa rozumowania, jak jej wynik, mają nieznaną klasyfikację poznawczą, to znaczy nie wiadomo, w jakim stopniu są prawdopodobne. Jest to rozumowanie analogiczne do wyciągania konsekwencji ze statycznego układu przesłanek, ale w tym wypadku układ nie jest statyczny. Jego dynamika podlega prawom okrytym przed nami tajemnicą, bądź też nie podlega żadnym prawom. W przewidywaniach rozwoju sytuacji politycznej dodatkowym utrudnieniem jest ogromna ilość przesłanek. Nawet zakładając, że posługując się prawami logiki można opisać szeregi przyczyn i skutków wyznaczających daną sytuację, musimy pamiętać, że obok nich występuje jeszcze przyczynowość wolna, nieprzewidywalna z definicji. Dla przykładu, analizując wskaźniki wzrostu produkcji stali w Trzeciej Rzeszy można ponoć było przewidzieć wojnę, a znając historię i geografię – kierunki agresji. Ale nie sposób było przewidzieć szaleństwa Adolfa Hitlera (1889-1945). Szaleństwa, które czyniło jego postępowanie tak niezwykle groźnym w skutkach, bo między innymi uniemożliwiało sensowne przewidywanie. Na razie nasuwa się tylko jeden pewny wniosek: trafna prognoza nie może być podstawą realizmu politycznego. Po pierwsze dlatego, że trafność bywa tu dość przypadkowa. Po drugie, jak wiadomo, do słusznych konkluzji można dojść wnioskując prawidłowo z fałszywych przesłanek – gdzie tu realizm? Po trzecie wreszcie, tylko wobec całkowicie zakończonych procesów historycznych można byłoby orzekać realizm.

Realizm opisu potrzebny jest, by przewidywać, ale dynamika sytuacji pozostaje trudna do uchwycenia. Spróbujmy więc unieruchomić ją na chwilę, aby na przykładzie sytuacji statycznej rozpatrzeć wymagania pod adresem polityka realisty.

Musi on brać pod uwagę jak najwięcej okoliczności, bowiem niepełny obraz sytuacji zemścić się może błędną prognozą. Okoliczności są „różnosilne” – prawidłowo oceniać ich „siłę”, to tyle co przewidywać, jaki wpływ mogą wywrzeć na zmianę sytuacji. Ale nawet jeśli polityk używa szerokiego opisu i trafnie hierarchizuje wpływy, może być daleki od realizmu. Dzieje się tak wtedy, gdy fałszywie rozpoznaje istotę elementów sytuacji, tzn. jeśli popełnia błędy interpretacji. Dla przykładu, podczas wojny peloponeskiej, Melijczycy błędnie sądzili, że Spartanie udzielą im pomocy przeciw Atenom w imię więzów pokrewieństwa. Mieszkańcy Melos znali wszystkie elementy sytuacji, popełnili jednak błąd interpretacji i w rezultacie zostali wymordowani przez (rzekomo) kulturalnych oraz superdemokratycznych Ateńczyków.

Intuicja gra wielką rolę w opisie i jego interpretacji, a w procesie przewidywania jest niezastąpiona, ze względu na wspomniany powyżej, częściowo irracjonalny charakter prognozy. Wygląda zatem na to, że realizm opisu musi być cechą wrodzoną polityka. Im bardziej skomplikowana sytuacja – zmienna i trudna do zinterpretowania – tym większe szanse ma polityk intuicyjny. Toteż zazwyczaj burzliwe okresy historii wynoszą na szczyty takich właśnie panów (albo panie!), podczas gdy w czasach pokojowych mogliby dominować politycy-intelektualiści (i zanim pojawiły się współczesne partie polityczne, ze swym kolektywnym sposobem myślenia, trzymaniem się linii partyjnej etc. – tak właśnie było). Pozostaje jednak niełatwe pytanie: czy aby nie jest na odwrót? Czy nie pomieszaliśmy tu przyczyny ze skutkiem? Innymi słowy, czy nie jest równie możliwe, że myślący politycy mają stabilizujący wpływ na swoje czasy (nasuwa się przykład Konrada Adenauera), gdy intuicjoniści niosą ze sobą burze?

Wrodzony realizm czasami zawodzi, zwłaszcza tych którzy zawierzyli mu całkowicie. Przykładów jest wiele: Napoleon, Piłsudski, Hitler (czy muszę podawać daty?). Każdy z nich był intuicjonistą i każdego z nich intuicja w końcu zawiodła. Intuicjoniści mają bowiem wspomnianą już skłonność do absolutyzowania gry politycznej. Jest jednak równie możliwe, że rację miał Enoch Powell (1912-1998), twierdząc, iż każda bez wyjątku kariera polityczna kończy się klęską.

Jednym z najważniejszych elementów w rozgrywce politycznej jest prawidłowe rozpoznanie przeciwnika. Churchill i Roosevelt nie mieli szans na pozytywny wynik w negocjacjach ze Stalinem, ponieważ odrzucali realistyczny opis sowietów jako narzędzia światowej rewolucji. Roosevelt, lewakiem będąc, był z góry przyjaźnie nastawiony do wujaszka Józia i o żadnym realizmie opisu w jego wypadku nie mogło być mowy; była to raczej mieszanka ideologii z wishful thinking. Przypadek Churchilla jest o wiele ciekawszy z punktu widzenia niniejszych rozważań. Churchill bowiem realistycznie opisywał bolszewizm w latach dwudziestych jako zarazę, pisał o sowieckiej wierchuszce jako „pawianach” (foul baboonery), co graniczy już z naturalizmem opisu. Ale wystarczyło, żeby Niemcy zaatakowały swego sojusznika, a już sowiety stały się Rosją, pawian wujaszkiem, a krasnoarmiejcy wspaniałymi aliantami. Rzekomy realizm stanowiska Churchilla, polegać miał na rozpoznaniu, iż wyłącznie w sojuszu z jednym bandytą pokonać zdoła innego. Ja nazwałbym to raczej oportunizmem. Wyłącznie z koniunkturalnych względów wolał Churchill przyjąć obraz podsuwany przez sowiecką propagandę, wedle którego sowiety „ewoluowały ku normalnemu państwu narodowemu”. A że nie wątpił w fałszywość takiego obrazu, tego najlepiej dowiódł, kiedy – pozbawiony władzy, co jest tu kluczowym spostrzeżeniem – powrócił do realistycznego opisu sytuacji w sławnej mowie w Fulton. Tak, żelazna kurtyna przedzieliła kontynent europejski na pół, ale sam Churchill dostarczył materiału na kurtynę i chętnie pomagał w jej instalacji.

Błąd Adama Danka w nierozpoznaniu natury dzisiejszej „Rosji” jest tego samego gatunku, choć rzecz jasna różni się skalą. Pod wieloma względami, pomysł „dogadania się z Rosją” przypomina mi postać Konrada z Drogi donikąd, który wykładał starszemu lejtnantowi NKWD, Zajcewowi, że Polacy powinni „dążyć do szukania oparcia w Związku Radzieckim”. Na co Zajcew trzasnął go pięścią w zęby i rozkazał: „– Nu, a teraz nazwiska!” I tak się na ogół kończą nierealistyczne rojenia real-polityków. Danek popełnia jeszcze inny błąd opisu. Otóż w jego mniemaniu, dzisiejsza Rosja może być pomocna w walce przeciw demoliberalnej euroniuni. Adam Danek nie dostrzega istotnej zbieżności celów oraz ideologicznej bliskości pomiędzy tymi dwoma tworami, ponieważ jest ideologicznie oślepiony pozorną rozbieżnością celów oraz ideologii demokratycznej Brukseli i autorytarnej Moskwy. W rzeczywistości autorytaryzm Moskwy ukryty jest pod pozorami demokracji i liberalizmu, tak samo jak demokratyczne pozory skrywają działania brukselskich komisarzy ludowych.


6 Comments (Open | Close)

6 Comments To "Żuraw i landrynka II"

#1 Comment By triarius On 31 maja 20 @ 4:49

Potwornie niebezpieczny i grząski temat, sam Pan wie, dlatego nie będę tego już ciągnął, ale może mnie Pan oświecić na czym KONKRETNIE polegało „szaleństwo Adolfa Hitlera (1889-1945)”?

I ew. jak się miało do ew. szaleństw innych polityków, powiedzmy tak od Sargona (c. 2334–2284)? Oczywiście wiem, że Sargon nie mógł przewidzieć Tuska, Merkeli i Biedronia z całą resztą, a nawet Putina, no i nie miał takich fajnych środków technicznych. Nie chodzi nawet o to, że jakoś specjalnie miałbym nie lubić akurat Sargona – może być Mojżesz, Dżyngis albo Chaka Zulu.

#2 Comment By michał On 31 maja 20 @ 5:19

Och, to były z mojej strony tylko niewinne drwiny ze stylu Adama Danka, który miał w zwyczaju podawać daty urodzenia i śmierci ludzi, o których wspominał w swoich artykułach. Wydało mi się to wtedy zabawne, a dzisiaj raczej smętne.

Nie jestem pewien, czy pyta Pan poważnie, na czym polegało szaleństwo Hitlera, czy też, podobnie jak ja przed laty, drwi Pan sobie ze mnie. Na wszelki wypadek odpowiem, że w moim mniemaniu, szaleństwem było ruszenie na podbój sowietów, będąc nadal związanym na innych frontach, czyli zupełnie wprost przecząc swym własnym założeniom (nigdy więcej walki na dwóch frontach); szaleństwem była jego polityka na Wschodzie, z Polską włącznie; szaleństwem dążenie do fizycznego zniszczenia całego narodu żydowskiego, które nie było jego celem przed wojną; szaleństwem była jego militarna taktyka w odwrocie, choćby powstrzymanie odwrotu w celu zniszczenia Warszawy, gdy powinien był raczej stworzyć bufor w postaci zalążku wolnej Polski między sobą a krasną armią. I tak dalej. Czy mam kontynuować listę szaleństw?

Nie sądzę, żeby dało się znaleźć przykłady podobnych szaleństw o Sargona czy Dżyngis Chana.

#3 Comment By triarius On 31 maja 20 @ 5:30

Na prawdę, i to z b. wielu względów, nie zamierzam tu bronić Hitlera. Sam Pan rozumie, zresztą bez żadnego udawania nie czuję do gościa sympatii. Jednak szaleństwo? Popełnił militarne błędy, zgoda, może to one przesądziły… Właściwie o czym, skoro „Bei Mir Bist Du Schoen” było światowym przebojem już w roku ’53 (zresztą to oryginalnie piosenka w jiddisz), „Ich nin eine Berliner” nieco potem, a Merkela miłościwie rządzi Europą jak chce? Przecież nie o „klęsce Niemiec” chyba? Że Hitler nie żył wiecznie i nie koronowal się na Cesarza? ;-)

Sądzę, że czasy mamy, i mieli, tak skomplikowane, iż nie ma gwarancji, iż Chaka albo Timut Lenk w XX w. nie popełnili by większych błędów, owocujących mniejszymi sukcesami, niż Miłościwie Nam Panująca Merkela itd. Tu przerwał, lecz róg trzymał…

#4 Comment By michał On 31 maja 20 @ 9:24

Sam Pan się domyśla, że to jest tylko moja opinia. Tak. W moim przekonaniu, taka polityka była szaleństwem. Widzieli to niemieccy generałowie, więc nie jestem odosobniony.

Mówimy jednak o dwóch różnych rzeczach, jak to często bywa. Pan wskazuje na względną potęgę Niemiec dziś, przez co łączy się Pan z Rezunem (aka Suworowem), który biadolił, jak to ten bydlak Stalin doprowadził do upadku jego kochanej sowieckiej ojczyzny w 1989 roku… Ja mówiłem natomiast o tym, że szaleńcza polityka Hitlera na Wschodzie doprowadziła do zajęcia połowy Europy przez Stalina, do zagłady milionów luzkich istnień w śniegach Syberii i nie tylko.

#5 Comment By triarius On 1 czerwca 20 @ 11:49

Niewątpliwie, jak dziś uważamy, gość popełnił kilka b. poważnych błędów, które zaowocowały itd. Jednak miał też kilka, z ich pkt. widzeniam, znakomitych decyzji, na które pruscy generałowie, których teraz tak kochamy, by się nie zdobyli, a takie błędy popełnia każdy, o ile tylko żyje dłużej niż powiedzmy Aleksander, a sprawa była niezwykle skomplikowana. Gdyby nie radar, gdyby nie błąd teoretyków, wieszczących oszalałą panikę pod wpływem dywanowych nalotów, co się okazało, o dziwo, bzdurą, gdyby nie atak Japonii na US zamiast na CCCP, gdyby szkopy stworzyły broń atomową, gdyby Zachód poszedł na pewną współpracę i pozwolił wyeksportować Żydów na Madagaskar, gdyby ruski lud naprawdę nienawidził bolszewizmu… Kim dzisiaj byłby ten gość w szkolnych podręcznikach?

Naprawdę gość to nie moja bajka, jak żaden wróg Polski zresztą, ale wymądrzanie się cywilów na temat „głupoty” czy „szaleństwa” dowódców widzi mi się, jak w przypadku Ziemkiewicza o Sikorskim wczoraj, mało przekonujące, żeby na tym poprzestać. Spenglerowi Hitler wydał się „tenorem bohaterskim”, zamiast „prawdziwego bohatera”, ale z psychopatologią w polityce i historii byłbym b. ostrożny. Ne że coś.

#6 Comment By michał On 1 czerwca 20 @ 2:27

Ten gość byłby nadal oszalałym mitomanem, nawet po tych wszystkich „gdyby”, nawet gdyby był napoleońskim „szczęściarzem”. A to dlatego, że próbował podbić świat bez sojuszników, bo chciał być jego panem. Aleksander podbił Persję i przemienił się w Persa. W Egipcie był Egipcjaninem, dlatego tylko dynastie jego generałów przetrwały u władzy przez parę wieków. Rzymianie, gdzie tylko mogli, usadzali na lokalnych tronach, przyjaznych lokalnych kacyków.

Nie jestem pewien, dlaczego wypowiadanie opinii ma być zaraz „wymądrzaniem się”. To jest tylko opinia, można się z nią zgodzić lub nie. Można z nią polemizować, lub ją zignorować. Ale dlaczego postponować ją takim mianem? Zawsze bardzo mnie to dziwi.


Article printed from : https://wydawnictwopodziemne.com

URL to article: https://wydawnictwopodziemne.com/2008/07/15/zuraw-i-landrynka-ii/

Copyright © 2007 . All rights reserved.