- - https://wydawnictwopodziemne.com -
Żuraw i landrynka III
Posted By admin On 18 lipca 08 @ 10:59 In Michał Bąkowski | No Comments
Realizm środków
Przyznaję, jest to dość niezręczna nazwa dla polityki czynnej. Chodzi mi rzecz jasna o odpowiedniość środków i metod dla realizacji zamierzeń. Ten punkt może się wydawać oczywisty: żeby podnieść landrynkę do ust, nie używa się żurawia portowego; by poruszyć z miejsca portowy żuraw, nie wystarczy zjeść landrynki. A jednak ta przystawalność środków i celów umyka łatwej definicji, kiedy mowa o działalności politycznej. Czy np. ciężkie bombardowania miast niemieckich pod koniec II wojny światowej przyczyniły się do zwycięstwa sprawy aliantów? Czy żądanie bezwarunkowej kapitulacji Niemiec nie przedłużyło wojny? Nawet z historycznego punktu widzenia są to sprawy sporne, a jak rozstrzygnąć takie problemy w konkretnym działaniu? Kiedy, tu i teraz, polityk musi zdecydować, jakie siły przeznaczyć na osiągnięcie konkretnego celu, sprawa nie jest tak oczywista jak żuraw i landrynka. Tak się składa, że działanie jest zawsze konkretne i z trudem daje się ująć w ogólne prawidła. Spróbuję jednak te najszersze ramy zakreślić.
Odpowiedniość środków jest określona z jednej strony przez cel, z drugiej, przez okoliczności w jakich przyjdzie go realizować. Niebezpieczeństwa czyhają z obu stron. „Przywiązanie” środków do celu jest częstym błędem: używa się tych samych środków, które doprowadziły do podobnego celu w przeszłości, nie dostrzegając, że sytuacja zmieniła się diametralnie. To tak jakby czołgać się po zamarzniętym jeziorze w płetwach, bo miło się po nim pływało w lecie. Jest to błąd analogiczny do wishful thinking w procesie opisu, tylko że brak realizmu w kwestii doboru środków i metod bywa o wiele poważniejszy w skutkach. Wiele przykładów takiego postępowania znaleźć można w historii wojen. Kiedy Napoleon stanął na przeciw Wellingtona pod Waterloo, stosował metody i manewry wypróbowane na polach Austerlitz i Wagram, ale on sam nie był już płomiennym geniuszem spod Marengo. Jego przeciwnicy nauczyli się wiele od Bonapartego, jego marszałkowie podtatusiali, a nade wszystko, Blücher okazał się szybszy niż Grouchy.
Równie groźna jednak wydaje mi się postawa odwrotna, mianowicie podporządkowanie celu warunkom. Wspomniane na wstępie potoczne ujęcie, zgodzi się uznać za realistyczne wyłącznie takie cele, co do których istnieje rozsądna pewność realizacji. Tymczasem w rzeczywistości nie ma to nic wspólnego z realizmem. Pewności realizacji nie ma nigdy – wyjąwszy przypadki, o których mówić nie warto – więc nie może ona wyznaczać sfery celów. Przestrzeń tego co możliwe jest zagadkowa, a cel któremu można wskoczyć na plecy – niewart zachodu. Postępowanie oparte na takich zasadach nazywa się kunktatorstwem, a nie realizmem. Gdyby ludzkość nie odstępowała nigdy od tego rodzaju myślenia, to pozostalibyśmy do dziś w jaskini. W życiu każdego człowieka, stawianie pozornie nieosiągalnych celów jest podstawą samodoskonalenia, pozwala przekraczać siebie samego, łamać się ze swymi ograniczeniami – i jako takie należy do istoty człowieczeństwa. Kunktatorscy „realiści” polityczni skazani są w większości wypadków na pożarcie przez politycznych śmiałków. Śmiała kalkulacja, podjęcie ryzyka, które może się opłacić stokrotnie – może okazać się znacznie bardziej realistyczne. Jakkolwiek fałszywość tej koncepcji objawi się wyraźniej przy omawianiu realizmu celów, to w tym miejscu mogę tylko przypomnieć, że sama „osiągalność” (mierzona poprzez fakt „osiągnięcia”), nie może wystarczyć w ocenie realizmu postępowania.
Problem postawiony powyżej znalazł trafne sformułowanie w poezji: czy należy mianowicie „mierzyć siły na zamiary”, czy też „zamiary podług sił”? Mickiewiczowska formuła zdaje jednak sprawę wyłącznie z opozycji: wishful thinking – kunktatorstwo. W pierwszym wypadku „zamiary” (czyli cele) określają „siły”, przez co niweczą obiektywizm opisu; w tym drugim, „siły” (czyli warunki) dyktują cele, co prowadzi państwa słabe do cykającego się oportunizmu, a w wykonaniu państw potężnych jest receptą na politykę imperialną. Działanie polityczne, jeśli ma sobie zasłużyć na miano politycznego realizmu, musi się zmieścić pomiędzy tymi skrajnościami.
W praktycznym działaniu dobór środków jest samym sednem polityki. Osobista uczciwość i dobre intencje były wielekroć w historii niczym więcej, jak drogą do politycznego piekła. Nazbyt często, uczciwy polityk nie potrafił osiągnąć swych uczciwych celów, ponieważ nie rozumiał sytuacji, w jakiej przyszło mu działać; bądź też dlatego, że środki, jakie przedsięwziął wiodły go na manowce.
Wszyscy znamy przykład współczesnego polityka polskiego, który walczył z komunistami przez całe swoje życie. Nie rozmawiał, nie podpisywał – nawet uciekł z internatu! – a kiedy przyszło do zasadniczych wyborów, nie wziął udziału w rozmowach w Magdalence, ani nie pokładał się w pijanym widzie na okrągłym stole ani tym bardziej pod nim. Kiedy w 1992 roku próbował, niejako od wewnątrz, obnażyć układ leżący w sercu owego tworu, który wszyscy Polacy na świecie uznają za Wolną Polskę, rząd Jana Olszewskiego, w którym służył jako minister, został odsunięty od władzy przez parlamentarny przewrót. Czy nie był to wystarczający dowód na nierealistyczność jego polityki? Czy nie był to ostateczny dowód, że tzw. iiirp jest wyłącznie prlem bis? Pomimo to jednak, Antoni Macierewicz, bo o nim rzecz jasna jest mowa, podjął kolejną próbę w 15 lat później, tym razem w rządzie kierowanym przez uczestnika rozmów magdalenkowych, co wystarczy mi dla unaocznienia całkowicie surrealistycznego charakteru polityki przez niego podjętej. Jego postawa jest tak pełna wewnętrznych sprzeczności, że trudno beznamiętnie ocenić, na czym polega tutaj szczególny grzech wobec wymogów realizmu. Z jednej strony, Macierewicz zdaje się rozumieć naturę prlu nr 2, bo przecież chce swą działalnością wykazać bolszewicką proweniencję „układu” (vide nasz list na temat jego Przedmowy do książki Golicyna Nowe kłamstwa w miejsce starych). Z drugiej jednak strony, jest posłem do prlowskiego sejmu, służył jako minister w rządach tego państwa, czy można zatem wierzyć, że rozumie swój własny – realistyczny skądinąd – opis? Trudno tu doprawdy wyrokować o realizmie opisu, ponieważ choć analiza wydaje się całkowicie słuszna, to nie prowadzi Macierewicza do żadnych praktycznych wniosków, a w żadnym razie nie informuje obranych metod działania. Nie sposób także dostrzec jakiegokolwiek realizmu w zastosowanych środkach, albowiem tego rodzaju „wallenrodyzm” (jeżeli wolno mi tak nazwać służenie uczciwego człowieka w instytucjach prlowskich) jest skazany z góry na porażkę. To tak, jakby zostać gangsterem tylko po to, aby wykazać, że gangsterzy to… gangsterzy! Czy można uznać takie postępowanie za realistyczne? Niełatwo wreszcie dociec, jaki jest cel działalności Macierewicza, a kiedy cel jest mglisty, to może się okazać realistyczny wyłącznie przez przypadek.
Rzetelny i obiektywny opis sytuacji ma dopomóc politykowi w przewidywaniu i w doborze skutecznych środków działania. Jednak środki muszą być przedsiębrane w ścisłym związku z celem, a tym zajmiemy się w następnej części naszych rozważań.
Zanim to nastąpi, muszę atoli powrócić do Talleyranda i dość popularnej wizji polityki jako sfery tego co możliwe. Talleyrand był zdania, że rządy i systemy mogą upadać, ale jemu nie wolno. Był zatem pozbawiony ideologii, pozbawiony złudzeń i opisywał (czy raczej intuicyjnie wyczuwał) każdą sytuację w sposób jak najbardziej realistyczny. Jego postawa nie może jednak być wzorem dla polityka realisty, ponieważ pozbawiona jest realistycznego celu, jak to wyłożył był cytowany uprzednio Enoch Powell (czy mam znowu podać daty?).
John K Galbraith (1908-2006) wypowiedział ciekawe słowa w interesującej nas kwestii. Polityka, wedle niego, nie jest wcale sztuką tego, co możliwe. Polityk jest w zamian skazany na wybór pomiędzy klęską a niesmakiem. Alternatywa zarysowana tak trafnie przez Galbraitha zdaje sprawę z pewnej cechy działalności politycznej, której tu jeszcze nie poruszyliśmy. Na drodze osiągania nawet uczciwych celów, dokonuje się czasami wyboru środków, delikatnie mówiąc niestrawnych. Dzieje się tak dlatego, że o ile w myśleniu można – a nawet należy – być bezkompromisowym, płynąć pod prąd, zmierzać do źródeł każdego przekonania, a także przemyśleć wszelkie możliwe konsekwencje, to w działaniu trzeba iść na nieuchronne kompromisy, bo liczyć się należy z wolnością innych, z ich zamierzeniami, z ich przekonaniami. Z tego powodu, osiągnięcia bywają wielekroć opłacone ceną kompromisów – a nie na darmo „kompromis” ma ten sam źródłosłów co „kompromitacja” – opłacone straszną ceną rezygnacji z własnych przekonań, co u niektórych pozostawia niesmak. To oczywiście nie jest wcale dylemat polityki, to jest kwintesencja życia.
A najgorsze, że być może skazani jesteśmy zarówno na klęskę, jak na niesmak.
Article printed from : https://wydawnictwopodziemne.com
URL to article: https://wydawnictwopodziemne.com/2008/07/18/zuraw-i-landrynka-iii/
Click here to print.
Copyright © 2007 . All rights reserved.