- - https://wydawnictwopodziemne.com -
Antykomunizm, którego nie ma – cz. 2
Posted By admin On 22 sierpnia 10 @ 6:58 In Dariusz Rohnka | No Comments
Do swojego dwustustronicowego wywiadu zaprosił Robert Buchar aż osiemnastu uczestników, dlatego, z oczywistych powodów, nie ma sposobu na dokładne zrelacjonowanie poglądów ich wszystkich (choć każdy z nich mówi coś interesującego). Można, co najwyżej, pokusić się o przedstawienie mniej lub bardziej ogólnego wrażenia, jakie pozostawiają.
Grupa Bucharowskich rozmówców nie jest jednorodna. Obok nazwisk głośnych, czasem nawet słynnych, osób zajmujących w przeszłości (i obecnie) wysokie stanowiska, są tam również postacie mniej znane, za to nie mniej interesujące, między innymi spora grupa czeskich działaczy politycznych i agentów, którzy mówią niezwykle ciekawe rzeczy o genezie, przebiegu i dalekosiężnych skutkach tzw. welwetowej rewolucji. Tym wątkiem, wątkiem czechosłowackim, zajmiemy się osobno.
Istota upadku komunizmu
Rozmówcy Buchara reprezentują zróżnicowane poglądy. Są wśród nich tacy, którzy niemal bez zastrzeżeń wierzą w oficjalną wersję pierestrojkowych wydarzeń, wierzą także w mądrość i zapobiegliwość wspieranego przez Centralną Agencję Wywiadowczą amerykańskiego rządu; sceptycy, nie ufający do końca w możliwość wyrwania się Rosji (koniecznie – Rosji) z totalitarnych czy też quasi totalitarnych praktyk; wreszcie i tacy, którzy skłonni są na wydarzenia lat 1989-1991 oraz ich konsekwencje patrzeć przez pryzmat podstępu i długofalowej strategii. Konfrontacja reprezentowanych przez nich poglądów przynosi momentami wybuchowy i zadziwiająco inspirujący skutek.
Nie jest prosto zrelacjonować przebieg zaaranżowanej przez Roberta Buchara dyskusji. Jej uczestniczy, jak się wolno domyślać, nie zostali zgromadzeni w jednym miejscu, o jednym czasie, dlatego nader rzadko wypowiadają się na dokładnie te same tematy, przez co uchwycenie w ich wypowiedziach punktów stycznych, lub rozbieżnych, staje się niekiedy trudne, skazując nas na domysły i interpretacje. Spróbujmy jednak podążyć tropem tej niezwykłej narracji, łowiąc z niej to, co najciekawsze.
Istota tzw. upadku komunizmu to niewątpliwie główny problem, przed jakim stawia swoich rozmówców Robert Buchar. Odpowiedzi są rozbieżne, bywają sprzeczne. Obok kwestii wiarygodności owego upadku, pojawia się równie istotne, przynajmniej w kręgach zawodowych sowietologów, pytanie o możliwość reformowania sowieckiego systemu.
Przedstawiciel politycznej ekipy prezydenta Reagana, znany politolog, Angelo Codevilla, nie podważając, co istotne, autentyczności pierestrojki (pogląd taki zdaje się dominować wśród rozmówców Buchara), przyznaje się, z raczej rzadką otwartością, do dwóch błędów charakterystycznych dla wszystkich bez wyjątku ekspertów od spraw sowieckich, którzy zajmowali się tą dziedziną hen, w odległych latach 80.: mianowicie, do niewiary w możliwość upadku systemu sowieckiego (chyba że w bardzo odległej przyszłości); a także w możliwość jego zreformowania – to, zdaniem Codevilli, było po prostu niemożliwe. Niestety, Codevilla nie idzie o krok dalej, nie stawia pytania, dlaczego to, co niemożliwe jednak się urzeczywistniło. Gdyby zdecydował się na taki krok, a nawet pokusił się o sformułowanie odpowiedzi, wówczas okazałoby się zapewne, że jego pierwotne założenia (te z lat 80.) wcale nie okazały się błędne, a tzw. upadek komunizmu jest po prostu kolejną sowiecką prowokacją, tyle że na wyjątkowo wielką skalę.
Szokująco odmienny pogląd reprezentuje Robert Gates, wicedyrektor CIA w latach 1986-1989, później także dyrektor Agencji, ekspert od spraw sowieckich, człowiek w ogromnym stopniu współodpowiedzialny za kondycję amerykańskiego wywiadu w najbardziej gorącym, pierestrojkowym okresie. Można zapewne przyjąć, że jego poglądy stanowią wierne odbicie świadomości całego amerykańskiego establishmentu, nie tylko w przełomowym okresie 89-91, ale także obecnie. Republikanin Robert Gates sprawuje bowiem funkcję ministra obrony Stanów Zjednoczonych w rządzie Baraka Obamy, podobnie jak wcześniej sprawował ją za prezydentury George’a W. Busha.
Przekonany, że to Ameryka wygrała zimną wojnę z Sowietami, Gates nie ma wątpliwości, że zainicjowane przez Gorbaczowa reformy po prostu zakończyły się fiaskiem. Gorbaczow – w opinii Gatesa – nie rozumiał realiów gospodarczych, nie potrafił pozbyć się sowieckiej biurokracji, ba, nie zdawał sobie nawet sprawy, w jak dużym stopniu o potędze partii komunistycznej decyduje strach. Zatem, to gorbaczowowska nieudolność zadecydowała o klęsce komunistycznego wroga. Wsłuchując się w prostolinijne wywody amerykańskiego polityka (i szefa amerykańskiego wywiadu), łatwiej zrozumieć, skąd wziął się sukces pierestrojkowej strategii.
Podobną do Gatesa opinię prezentuje Tennent Bagley, kolejny amerykański szpieg, w przeszłości szef sekcji CIA odpowiedzialnej za kontrwywiad w bloku sowieckim, agent, który osobiście przeprowadził rekrutację słynnego Jurija Nosenki (w opublikowanej już po przeprowadzeniu tego wywiadu książce Spy Wars, Bagley jednoznacznie stwierdza, że Nosenko był potrójnym, sowieckim agentem oraz że zdołał oszukać Centralną Agencję Wywiadowczą). Zdaniem Bagleya, system nie mógł długo przetrwać bez wszechobecnego poczucia strachu, wywoływanie którego zarzucono w dobie głasnosti i pierestrojki. Co szczególnie ciekawe, do opinii takiej przekonali Bagleya przyjaciele, dezerterzy z KGB, wedle których wprowadzenie pierestrojki oznaczało w rzeczywistości kres sowieckiego reżimu. Początkowo bardziej sceptyczny Bagley, w końcu uznał, że należy przyznać im rację. Niezwykłe, ale to właśnie kagebowscy dezerterzy, z definicji ludzie szczególnie krytyczni wobec sowieckiego systemu, okazali się propagatorami pierestrojki, strategii niemożliwej do przeprowadzenia bez istotnego udziału ich macierzystej firmy, a jednak. A jednak Bagley dał się przekonać.
Jeszcze dalej w swoich konkluzjach podąża jeden z najsłynniejszych sowieckich dezerterów, w roku 1985 odpowiedzialny z ramienia KGB za właściwe przedstawienie Michaiła Gorbaczowa na brytyjskim rynku politycznym (być może nawet za wyrażane przez panią Thatcher przekonanie, że Gorbaczow to człowiek, z którym można ubić interes), Oleg Gordijewski. Wedle niego już w latach 70. i 80. było oczywiste, że system musi upaść – sowiecka gospodarka okazywała się coraz bardziej niewydolna, coraz większy procent dochodu narodowego (prawie 50%) musiano przeznaczać na zbrojenia, a Reagan dodatkowo podniósł poprzeczkę, wszczynając gwiezdne wojny, do tego ropa zamiast, jak zwykle drożeć, nagle potaniała. Czyli, w przełożeniu na prozę egzystencji, życie okazało się za drogie dla… sowieckiego totalitaryzmu.
W kontekst ekonomiczny, choć w zupełnie innym znaczeniu, wpisuje się także Petr Cibulka, czeski działacz opozycyjny, który w początkach lat 90. zasłynął publikacją ponad 200 tysięcy nazwisk współpracowników służby bezpieczeństwa. W kwestii rzekomego upadku komunizmu Cibulka mówi po prostu o prywatyzacyjnej rewolucji, która według niego była swoistym gospodarczym zamachem stanu, przeprowadzonym wspólnie przez KGB, GRU oraz ich czeskie i słowackie odpowiedniki. Zatem, tak bodaj można sądzić, welwetowa rewolucja miała, zdaniem Cibulki – przede wszystkim wymiar ekonomiczny.
Punkt widzenia Władimira Bukowskiego, jednego z najbardziej znanych sowieckich dysydentów, jest daleki od jednoznaczności. Według Bukowskiego zmiany zostały wcześniej bardzo dobrze przygotowane. Przewidywano plany awaryjne. Począwszy od późnych lat 70. przygotowywano drugi i trzeci eszelony przywódców, elit politycznych. Działania te były prowadzone szczególnie intensywnie pod rządami Andropowa, a Gorbaczow nie był nawet jednym z twórców tego planu. Ten właśnie plan wymiany dotychczasowych przywódców na nową grupę liderów, wzorowanych na Gorbaczowie, spalił na panewce, a komuniści w większości tych krajów (z wyjątkiem Rumunii, gdzie do władzy doszedł Iliescu), utracili, zdaniem Bukowskiego, władzę. (Czyżby Bukowski zakładał, że, zdaniem autorów tego planu, dobry lider to taki, który za młodu chodził do szkoły z sowieckim gensekiem, tak jak to się przytrafiło właśnie Iliescu, studiującemu w Moskwie razem z Gorbaczowem w latach 50. a zły to taki, co był posłem do komunistycznego sejmu jak Mazowiecki?) Dokładnie taki sam scenariusz, zdaniem Bukowskiego, powtórzony został w Moskwie w sierpniu 1991 roku. Starając się przywrócić dawny porządek, komuniści utracili władzę, co w konsekwencji doprowadziło do rozwiązania Związku Sowieckiego w grudniu tego roku. Prosto i składnie, ale czy wyczerpująco?
Pytany o przyczyny rozpoczęcia przez sowietów swojej strategii, Bukowski wskazuje na liczne czynniki polityczne. W jego opinii, najwyższe kierownictwo zdawało sobie sprawę z panującego chaosu. Polityka détente okazała się fiaskiem, a nieprzestrzeganie praw człowieka, kryzys w Polsce i wojna w Afganistanie spowodowały, że jej dalsze prowadzenie było po prostu niemożliwe. Sowieci znaleźli się w izolacji. Zaczynali tracić przewagę militarną nad Stanami Zjednoczonymi, a z chwilą pojawienia się inicjatywy gwiezdnych wojen, zdali sobie sprawę, że nie będą w stanie udźwignąć analogicznego programu finansowo. Co więcej, zdaniem Bukowskiego, nie była to tylko kwestia pieniędzy, ale również technologii, której sowieci po prostu nie byli w stanie skopiować. W tej sytuacji byli zmuszeni zweryfikować całą swoją politykę.
Czyżby Bukowski naprawdę wierzył, że o upadku komunistycznego kolosa zadecydowały pieniądze, ściśle biorąc ich brak? Wskazywane jako zasadnicza przyczyna upadku, nie tylko zresztą przez Bukowskiego, gwiezdne wojny także nie przekonują. Po pierwsze – skąd nagłe przypuszczenie, że Związek Sowiecki, skutecznie przez dziesięciolecia rywalizujący z Amerykanami w dziedzinie rakietowej i kosmicznej, utracił możliwość dorównania przeciwnikom? Po drugie – skąd domniemanie, że jego ośrodki badawcze nie dysponowały odpowiednią wiedzą, a organizacje szpiegowskie stosownymi umiejętnościami, aby ową technologię po prostu na wrogu zdobyć? Po trzecie – czyżby sowiecki wywiad nie zdawał sobie sprawy, że owe gwiezdne wojny to zdecydowanie bardziej reaganowski blef aniżeli realne zagrożenie? I po czwarte – nawet gdyby takie zagrożenie (czyli zdobycie przez Amerykanów zdecydowanej przewagi militarnej) było realne, któż przy zdrowych zmysłach odważyłby się na zaatakowanie Związku Sowieckiego, ryzykując w ten sposób nuklearny konflikt na globalną skalę? Tego pokroju szaleniec nigdy jeszcze nie zasiadał w Białym Domu.
A jednak Bukowski, mimo swojego przywiązania do wydarzeń z sierpnia 1991 roku i związanych z tym (nieco naiwnych) nadziei, daleki jest od potwierdzenia triumfu Zachodu nad komunizmem. I tym razem może bazować na własnym doświadczeniu – okazuje się bowiem, że owa, rzekomo demokratyczna Rosja, nie wydaje Bukowskiemu wizy. Ten niebywały afront wobec najgłośniejszego sowieckiego dysydenta zmusza go do autorefleksji. Stąd być może ocena Bukowskiego wypada niejednoznacznie: zwycięstwo, owszem, było, ale tylko połowiczne. Zostało zatrzymane w pół drogi. Struktury komunistyczne są, co prawda, obalone, ale znaczna część nomenklatury pozostała u władzy, szczególnie KGB i jego agenci. Oznacza to w praktyce, że komunizm nigdy nie został zniszczony ostatecznie – a jedynie zraniony.
Dobrze znany czytelnikom Wydawnictwa Podziemnego, Jeff Nyquist w pewnym, niewielkim zakresie potwierdza wypowiedź Bukowskiego – w przypadku wydarzeń, o których mowa, pierestrojki i upadku komunizmu w żadnej mierze nie można mówić o spontaniczności. Wedle Nyquista istnieje dostatecznie duża liczba dowodów, które jednoznacznie potwierdzają, że kierownictwo wybuchających w poszczególnych krajach rewolucji spoczywało w rękach komunistycznego partyjnego kierownictwa oraz ich służb specjalnych. W przeciwieństwie jednak do Bukowskiego, Nyquist nie zakłada, że wysiłki zmierzające do realizacji komunistycznej strategii zakończyły się fiaskiem. Jest jak najdalszy od stwierdzenia, że zimna wojna już się skończyła. USA przegrały wojnę w Wietnamie, utraciły wpływy w niemal całej południowo-wschodniej Azji, nie potrafiły powstrzymać pochodu komunizmu w Afryce, a teraz ten sam proces postępuje w Ameryce Południowej. Jak w tej sytuacji można twierdzić, że ktokolwiek wygrał rywalizację z komunizmem? Nyquist nie wierzy też, że komuniści w ciągu jednej chwili zmienili swoje przekonania. Nie wystarczy werbalna deklaracja z ich strony – zmieniliśmy się, teraz chcemy kapitalizmu. Za deklaracją muszą iść czyny. Zamiana słowa komunizm na słowo kapitalizm jest tak samo znacząca jak zamiana nazwy KGB na FSB – istota tej ostatniej organizacji pozostaje całkowicie niezmienna. Nie przekonują także, zdaniem Nyquista, cykliczne powtarzane w niektórych krajach Europy Wschodniej demokratyczne wydarzenia i rewolucje:
Jest tylko kwestią czasu – stwierdza Nyquist – że ostatnia demokratyczna rewolucja na Ukrainie okaże się kolejnym rozczarowaniem; gdy dowiemy się, że nic się nie zmieniło. Stare struktury pozostały. A gdy tylko to odkryjemy, ponownie wybuchnie demokratyczna rewolucja… Jak wiele demokratycznych rewolucji musimy oglądać jeszcze na Ukrainie?
Taki pogląd prezentował w 2006 roku. Jak jednak wiemy z niedawnych dyskusji na niniejszej witrynie, Nyquist zrewidował swoje poglądy dość radykalnie od tamtego czasu.
Kamuflaż niekompetencji
Kolejną zaletą książki Buchara jest możliwość posłuchania co myślą ludzie, zajmujący w przeszłości eksponowane stanowiska polityczne lub z polityką silnie związani. Możemy podpatrzyć sposób pracy, działania i rozumowania takich ludzi jak Codevilla, Gates, Bagley, Pacepa, Gordijewski, a także Bukowski (który w dwóch krótkich epizodach otarł się przynajmniej o korytarze bolszewickiej władzy). Możemy odkryć (albo przynajmniej spróbować wyobrazić sobie), jak radzą sobie w zderzeniu z surową rzeczywistością, w jaki sposób wykorzystują swoje liczne przewagi, związane choćby z dostępem do tajnych informacji, w jaki sposób potrafią to wszystko przełożyć nie tylko na swoją, ale i masową wiedzę o świecie.
Pomocny w tym przedsięwzięciu (w odkrywaniu meandrów prominenckiego myślenia) okazuje się Edward Jay Epstein, autor m. in. Deception: The Invisible War Between the KGB & the CIA, który skupia naszą uwagę na następującym pytaniu: dlaczego zdecydowana większość ludzi nigdy nie poznała prawdy na temat owych, rzekomo rewolucyjnych, wydarzeń? Według Epsteina zadziałała w tym przypadku fundamentalna zasada podstępu – wmawianie ludziom tego, co chcą w danej chwili usłyszeć. W danym przypadku wystarczyło spreparować atrakcyjny przekaz dla amerykańskich elit politycznych: wygraliście zimną wojnę. Dlaczegóż ktokolwiek z tego grona, począwszy od Reagana i Busha, miałby to kwestionować? W taki oto sposób, prosty mechanizm prozaicznego pochlebstwa zadziałał na skalę międzynarodową, przyczyniając się do sfingowania epokowego pseudo wydarzenia.
Dodatkowym czynnikiem, sprzyjającym strategii podstępu, był element wskazany przez publicystę The Washington Times, autora licznych książek politycznych, Billa Gertza – element zaskoczenia. Analitycy amerykańskich agencji wywiadowczych nie mieli absolutnie żadnego pojęcia, co tak naprawdę dzieje się w Związku Sowieckim, z czego wynikło totalne zaskoczenie wydarzeniami w Europie Wschodniej i następnie w samym Związku Sowieckim.
Tego rodzaju zarzuty – lub, jak kto woli, insynuacje – zdecydowanie odpiera Robert Gates, agent i polityk w dużej mierze odpowiedzialny za stan służb amerykańskich w przełomowym okresie. Zdaniem Gatesa dwa i pół roku przed rozpadem Związku Sowieckiego, w lipcu 1989, osobiście wystąpił wobec prezydenta z inicjatywą utworzenia specjalnej grupy, która miała się zająć planowaniem działań na wypadek rozpadu Związku Sowieckiego, a liderem tej grupy została Condoleezza Rice. Twierdzenie jakoby tzw. rozpad Związku Sowieckiego był całkowitym zaskoczeniem dla CIA i amerykańskiego rządu jest w związku z tym całkowicie bezpodstawne i łatwo to udowodnić.
Nie ma absolutnie powodu negować wypowiedzi Gatesa – było zapewne tak, jak mówi. Rzecz raczej w tym, skąd w połowie 1989 roku taki pomysł, goszczący w głowie amerykańskiego urzędnika najwyższego szczebla? Czy to za sprawą węgierskich komunistów, którzy postanowili zreformować socjalistyczną ojczyznę, podnosząc, ni stąd ni zowąd, żelazną kurtynę? Czy z inspiracji enerdowskich towarzyszy (w biedzie), którzy porzuciwszy trabanty, zdecydowali się z tej nowej możliwości masowo skorzystać? A może dzięki rewolucyjnemu podziałowi władzy w wydaniu peerelowskich bolszewików (wasz prezydent, nasz premier), którego podwaliny ustalono w Moskwie?
Odpowiedź może przynieść Gatesowska poznawcza metodologia oraz jej główne narzędzie – bezpośredni kontakt z przeciwnikiem. Chodzi mianowicie o spotkanie z szefem KGB i znanym puczystą, Władimirem Kriuczkowem (tym samym Kriuczkowem, który w sierpniu 1989 wizytował Tadeusza Mazowieckiego w Warszawie). Podczas trzech kolacji z szefem jednej z najbardziej złowrogich organizacji w dziejach, Gates odniósł wrażenie, albo też Kriuczkow dał Gatesowi do zrozumienia, że nie popiera dalszych reform. W ten sposób Gates uzmysłowił sobie wówczas, że… Gorbaczow ma wroga we własnym rządzie, a następnie pospieszył z przekazaniem tej rewelacji prezydentowi Bushowi oraz Bakerowi, sekretarzowi stanu.
Czy Gates, wysoki funkcjonariusz największej agencji wywiadowczej wolnego świata, dziś sekretarz obrony USA, czytał był kiedyś jakieś opracowanie na temat sowieckiej dezinformacji, na temat podstępu, prowokacji, wprowadzania przeciwnika w błąd? Czy zdawał sobie w ogóle sprawę z kim rozmawia? Czy wrażenie, jakie nieodparcie odniósł, poddał należytej, szczególnie surowej, intelektualnej weryfikacji? Czy nie jest po prostu tak, że to właśnie metodologiczne przymioty Roberta Gatesa decydują o jego politycznym powodzeniu, teraz i w przeszłości?
Article printed from : https://wydawnictwopodziemne.com
URL to article: https://wydawnictwopodziemne.com/2010/08/22/antykomunizm-ktorego-nie-ma-%e2%80%93-cz-2/
Click here to print.
Copyright © 2007 . All rights reserved.