- - https://wydawnictwopodziemne.com -
Pożegnanie
Posted By admin On 2 listopada 13 @ 9:06 In Dariusz Rohnka | 2 Comments
Gdy się mówi że „czas leci”, na nikim nie robi to wrażenia,
gdyż jest powiedzeniem równie oklepanym jak „człowiek oddycha”
albo „człowiek je”. Wrażenie robi dopiero, gdy nie ma
czym oddychać, nie ma co jeść, gdy czas przeleciał.
Józef Mackiewicz
Czas to krnąbrne i niesforne zjawisko, nieprzewidywalne. Bywa, że wlecze się, nudny i monotonny, nie zezwalając zmysłom na minimalnie choćby intensywniejsze doznania, nie przyspiesza, nie przynosi wrażeń; w innym znowu przypadku, przeciwnie, nie daje chwili wytchnienia, napiera i nie pozwala odpocząć, wciąż zmusza do nieustannej gonitwy. Podobnie jest z samym życiem – nie ma jednej reguły. Zdarza się, że biegnie ustalonym rytmem, od samego początku aż po kres, nieprzerwanie w takt nużącego kamertonu; innym razem zachowuje się całkiem inaczej, uatrakcyjniając siebie przy każdym kolejnym kroku, co raz oferując nowe swoje niespodzianki i powaby. Zdarza się jeszcze tak, że płynąc ustaloną strugą rutyny, wybucha nagle gejzerem inwencji, wulkanem wydarzeń.
Na ogół życie podporządkowuje się historii, owemu tu i teraz, i nie ma wyjścia innego jak płynąć w wyznaczonym korycie, z prądem czy przeciw niemu. Czasem sama historia kreuje psikusa, nie dając jednostkowemu trwaniu żadnej istotniejszej podniety. Lubi bawić się ludzkim losem, to pewne; rzadko, a jednak, los nie pozostaje dłużny, dając się historii we znaki, zmusza wówczas do uruchomienia jej pamięci. Los z historią nie zawsze są w stanie wojny, bywa, że spacerują zgodnie, chadzają pod rękę, wtedy mówimy o okazji i jej stwarzaniu. Okazje trafiają się rzadko, zawsze niespodziewanie. Zazwyczaj przychodzą za młodu, ale nie jest to sztywna reguła. To kwestia talentu i jego indywidualnego rozwoju. Poza tym różnie się w życiu układa. Józef Mackiewicz, który parał się zawodowo pisaniem od dwudziestego roku życia, dwie pierwsze powieści wydał w wieku pięćdziesięciu trzech lat. Margrabia Wielopolski zyskał okazję do realizacji swoich politycznych zamysłów nieomal w sześćdziesiątym roku życia. Na ogół okazja przychodzi jednak wcześnie, szczególnie wówczas, gdy pierwsze skrzypce odgrywa niepospolity talent. Karol XII rozpoczął swoją niedokończoną wojnę jako niespełna osiemnastolatek i toczył ją mozolnie przez kolejnych lat osiemnaście. Nie starszy był Aleksander zwany Wielkim pod Cheroneą. Zygmunt Krasiński pisał genialną „Nie-Boską komedię” w dwudziestym pierwszym roku życia, i nie był to jego debiut. Niezwykły zupełnie talent? Na pewno, ale też sprzyjająca okoliczność życia w czasie wielkiego przełomu. Okoliczność, jakiej zabrakło w biografii ojca Władysława Studnickiego, za młodego na powstanie listopadowe, za starego na styczniowe. Los poskąpił.
Dla nas los był łaskawszy, otwierając okazję, choć nie była ani wielka, ani szczególnie spektakularna. Czy można z niej było wycisnąć więcej, nie wiem, ale w tej chwili to mi się zdaje bez większego znaczenia. Ważne, że była, że mieliśmy swoje pięć minut, i że się staraliśmy.
Wszystko zaczęło się od zderzenia z ponurą komunistyczną „rzeczywistością”. Do oporu nie było nas trzeba namawiać. Mieliśmy po lat naście i przekonanie, że inaczej nie można. Nie byliśmy szczególnie wyjątkowi ani szczególnie utalentowani. Po prostu los nie dał nam wyboru. Robiliśmy co się dało, a więc w gruncie rzeczy niewiele. Nie warto dziś wracać do tamtych szczegółów. Czy zresztą znalazłby się dzisiaj ktoś, kto pamięta nazwę podziemnej organizacji, jaką wówczas założyliśmy albo treść programowego manifestu, który z mozołem, przez wiele godzin, wystukiwaliśmy na maszynie? Może ktokolwiek z tych kilkunastu osób, które zgodziły się z nami działać? Może mój wówczas przyjaciel, tyle że właśnie odszedł…
Wraz z szybkim dorastaniem przyszły też większe możliwości. Zaczęło się działanie, działanie intensywne, w już poważnej – tak myśleliśmy – organizacji. Mieliśmy środki, możliwości techniczne, mniej lub bardziej realne plany. Gdy patrzę na tamte czasy, na podziemie, jakie znałem, z dzisiejszej perspektywy, wszystko to wydaje mi się odrobinę śmieszne, nie wiem tylko czy na pewno słusznie. Był zapał, ale często tylko słomiany; chęci, tyle że rzadko poparte uporem; środki techniczne, niebywale drogie, zdobywane z ogromnym trudem, ale i brak wiedzy, kompetencji. Nie chcę wdawać się w szczegóły, bo zresztą kogóż to dziś może obchodzić, że – dajmy na to – najlepszy specjalista w swojej dziedzinie okazywał się równie nieobyty z rzemiosłem, jak my – młodzi adepci? Istotne jest pewnie tylko to, że technika zbyt często wypierała polityczne myślenie, poważne dyskusje. Na nierzadkich wcale spotkaniach, nawet zjazdach, rozmawiało się o pieniądzach, problemach, personalnych sporach, statutach, innych nieistotnych drobiazgach, nigdy prawie o poważnych problemach politycznych. Już wtedy świtało w głowie nieśmiałe pytanie: czy to na pewno owa elita, która ma obalać komunizm?
Żyliśmy intensywnie, dzień po dniu, robiąc, co do nas należało. Cel był jeden, niekwestionowany. Rychło odkryliśmy, że podziemie nie jest jednolitym światem; że nie chodzi o jakieś techniczne czy taktyczne detale, ale o cele; że nie wszyscy chcą po prostu komunizm obalać; że są tacy, którzy myślą o dogadywaniu się, o reformowaniu, o całkiem jawnej kolaboracji. Było dla nas całkiem oczywiste, że w tej sytuacji należy przede wszystkim zrobić jedno – zerwać z fikcją podziemnej jedności. Z winiety naszego pisma przemawiał Józef Mackiewicz: „Prowadzimy w naszym piśmie walkę z komunizmem i ze wszystkimi przejawami, bez względu na to czy są zamaskowane czy otwarte, które do komunizmu prowadzą lub prowadzić mogą…”.
Gdy przeglądam dziś te nieco nieporadne teksty, owoce naszego ówczesnego myślenia, zdumiewa mnie jedno: jak niewiele, istotnie niewiele chciałbym w tamtym myśleniu i pisaniu zmienić; jak bardzo to co robiliśmy jakieś ćwierć wieku temu jest dziś aktualne. Pytanie, czego to dowód: młodzieńczej ówczesnej dojrzałości czy dzisiejszego stetryczenia? A może tylko tego, że prowadzimy w gruncie tę samą walkę, tyle że w znacznie, znacznie trudniejszych okolicznościach?
Rok 1989, a ściślej rok następny, 1990, przyniósł wielkie zmiany, i nie mam tu bynajmniej na myśli osowiałego wybuchu wirtualnej wolności, 4 czerwca, czy innych, równie dobitnych dowodów upadku ludzkiego intelektu. W tym dokładnie czasie bolszewickiego cyrku, bezrozumnie i dobrowolnie, w hańbie drobnego politycznego geszeftu, dogorywał antykomunizm. Gdy dotarła do mnie pierwsza plotka o chęci opuszczenia podziemia, wiedziałem że to koniec. Mój przyjaciel upierał się, żeby działać, jechać, przekonywać, podjąć ostatnią próbę dyskusji. Zrobiliśmy jak chciał, ale nikt nie miał zamiaru nawet słuchać. W głowach naszych słuchaczy-niesłuchaczy roiły się już wielkie polityczne, jawne plany. To była chwila ostatecznego wyboru. Ja zostałem w podziemiu, mój przyjaciel wybrał inaczej… poszedł zdobywać swoje Wilno.
Las jesienią nie jest tak piękny jak wiosenny. Wionie grzybami, chłodem, trochę zgniłym liściem, jest pesymistyczny, a więc zgodny z nastrojem chwili. W pogodny dzień wydaje się absolutnie spokojny i skłania do refleksji. Czasem, w takim lesie pojawiają się myśli intensywne, szybkie jak błyskawice, pojawiają się i znikają w ułamku tej samej sekundy. O czym one były, gdy spacerowałem w dzień żałobny przez las, w poszumie jesieni? Czy o naszej przyjaźni, młodości, wspólnym działania, tej niby walce, albo o dramacie trudnych wyborów, tego pamiętać nie mogę.
Mój przyjaciel, Sławek Mikołajczak, wśród licznych, wspaniałych cech, miał jedną absolutnie wyjątkową – dar zyskiwania ludzkiej sympatii, poznawania ludzi. Nie sposób było przejść z nim ulicami miasta, aby nie spotkał po drodze kilku czy kilkunastu znajomych. Skąd oni się wszyscy brali, nie mam absolutnie pojęcia, wiem tylko, że znał setki, jeśli nie tysiące, ludzi. Dla każdego z nich miał uśmiech, wyciągniętą dłoń, dobre słowo, chęć pomocy. Tak było kiedyś, dawno temu, gdy czas jeszcze nie przeleciał. Teraz to wszystko poza nami.
Żegnaj Sławku, stary drogi Przyjacielu…
Article printed from : https://wydawnictwopodziemne.com
URL to article: https://wydawnictwopodziemne.com/2013/11/02/pozegnanie/
Click here to print.
Copyright © 2007 . All rights reserved.
2 Comments To "Pożegnanie"
#1 Comment By amalryk On 4 listopada 13 @ 4:15
On już wkroczył na drogę oczekującą wszystkich śmiertelnych, my jeszcze czekamy…
Ilu wspaniałych ludzi nigdy nie będzie nam dane poznać,a o iluż nigdy nawet nie usłyszymy?
Świeć Panie nad Jego duszą!
#2 Comment By Kuba Odtruwacz On 13 maja 14 @ 8:18
„Tak było kiedyś, dawno temu, gdy czas jeszcze nie przeleciał. Teraz to wszystko poza nami.”
Pięknie to napisałeś
Pozdrawiam