- - https://wydawnictwopodziemne.com -

Powstanie węgierskie i narodziny sowieckiej strategii

Posted By admin On 23 października 16 @ 4:46 In Michał Bąkowski | 2 Comments

Część I

Co naprawdę wydarzyło się w Budapeszcie w 1956 roku?  Czy było to autentycznie antykomunistyczne powstanie, prawdziwa, krwawa kontrrewolucja, nienotowana w dziejach ujarzmionej wschodniej Europy?  Czy raczej arcywzór prowokacji, z którego wypłynęły wszystkie późniejsze sowieckie prowokacje: praska wiosna, Solidarność i rok 1989?  Dziwna postać Imre Nagy’a – ortodoksyjnego komunisty, który pozostaje do dziś bohaterem nawet dla nie-komunistycznych Węgrów – ale także obecność Andropowa i Kriuczkowa w Budapeszcie czy trudne do zrozumienia wycofanie się sowietów z Austrii na rok przed powstaniem węgierskim, nasuwały zawsze wątpliwości co do autentyczności tamtych wydarzeń.  I wreszcie sam ich przebieg: maleńkie grupki powstańców, często nastolatków, które zmusiły niezwyciężonych krasnoarmiejców do wycofania się ze stolicy.  Dowódcy sowieccy pokonani w tak mało chwalebnych okolicznościach, nie zostali rozstrzelani ani posłani na Kołymę, mimo że ich wyjaśnienia, jakoby „nie byli przygotowani do walki w mieście i mieli przestarzałe czołgi typu T-34”, wydają się mało przekonujące.  Te same czołgi znakomicie wystarczyły do walki z potęgą Wehrmachtu i na ulicach Berlina zaledwie 11 lat wcześniej, a nagle okazały się do niczego wobec garstki powstańców w Budapeszcie?

Czy była to rewolucja czy powstanie?  W polskiej publicystyce na ogół używa się drugiego określenia, ale na Węgrzech przeważa słowo forradalom czyli rewolucja i w angielskojęzycznej literaturze także dominuje to słowo.  Nie jest to wyłącznie kwestia semantyczna.  Najchętniej nazywałbym węgierski zryw kontrrewolucją czyli próbą odwrócenia skutków rewolucji, ale bliższa analiza (zawarta w poniższych rozważaniach) celów i motywów powstania, zdaje się wskazywać, że nie byłoby to ścisłe określenie.  Pozostanę zatem przy określeniu „powstanie”.

Wątpliwości co do „autentyczności” buntów pod rządami komunistów nie są niczym nowym.  Sándor Márai, wielki pisarz węgierski, na którego przyjdzie mi się powoływać wielokrotnie, zapisał w czerwcu 1956, na wieść o zamieszkach w Poznaniu:

Komuniści mogą czasem reżyserować takie bunty, Moskwa może potrzebować sprowokowanych spisków, żeby, powołując się na nie, znów przywrócić odbarwiony i rozwodniony terror, czasowo zawieszony w związku z kryzysem stalinowskim.  Ale bunt może też być spontaniczny. [1]

Znaków zapytania jest tak wiele, że warto chyba zbadać bliżej okoliczności węgierskiej rewolty.  Problemem są jak zwykle źródła.  Język węgierski jest jednym z najtrudniejszych języków w Europie i bardzo rzadko posługują się nim ludzie bez żadnych koneksji rodzinnych z Węgrami.  Skoro wykluczone wydaje się czerpanie z bezpośrednich źródeł, skazani jesteśmy na źródła wtórne i opracowania.  Oparłem się w końcu na dwóch względnie współczesnych opracowaniach: Victora Sebestyena [2] i Charlesa Gati [3].  Oba pochodzą z 2006 roku i były próbą re-ewaluacji powstania w świetle nowo odkrytych dokumentów.  Gati uciekł z Węgier w 1956 roku jako młody człowiek, a Sebestyen wraz z rodzicami jako dziecko.  Czy są dobrymi przewodnikami?  Nie jestem pewien.  Obaj mają, jak by powiedzieli Anglicy, „siekiery do naostrzenia”, tj. mają swoje własne motywacje i idiosynkrazje, własne intencje i cele.  Gati na przykład, jest otwartym apologetą Nagy’a, aż do punktu w którym przypisuje Andropowowi „nieskrywaną chęć obrócenia Moskwy przeciw Nagy’owi”.  Jest także klasycznym krytykiem polityki amerykańskiej, z punktu widzenia amerykańskiej liberalnej lewicy.  Sebestyen stara się być bardziej neutralny (bez powodzenia), ale jest niekiedy zdumiewająco naiwny.  Nie pisze inaczej o Stalinie jak „czerwony car”, Rákosi to „wice-król” Stalina, a wierchuszka bolszewicka to magnaci i satrapi.  Polityka sowiecka jest jego zdaniem „imperialna”, a sowieccy przywódcy motywowani byli „narodowymi priorytetami”.  Obaj autorzy używają szablonowych określeń, wedle których Mołotow, Bułganin i Woroszyłow to „stara gwardia”, w opozycji do Chruszczowa, Mikojana i Malenkowa, którzy w rezultacie wychodzą na „młodą gwardię” i „liberałów”.  Pomimo to obaj wydają się rzetelni jako źródła informacji w tej dość hermetycznej historii.  Spróbuję więc wziąć od nich fakty, oddzielić je od interpretacji i zinterpretować na nowo.

Trzecim źródłem była dla mnie książka Anne Applebaum, pt. „Za żelazną kurtyną” [4], bez wątpienia obiektywnie najlepsza z tych pozycji, ale także niepozbawiona politycznego ostrza.  Applebaum, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, jest postrzegana w prlu jako członek lewicy.  Jakkolwiek względne są terminy „lewica-prawica” w dzisiejszej dobie, to prl relatywizuje je zgoła kuriozalnie.  Mam wrażenie, że nie jej poglądy, ale jej prlowskie towarzystwo, ustawiło ją w tak dziwnej sytuacji.  Jej książki o gułagu i żelaznej kurtynie stawiają ją jednoznacznie w szeregu krytyków sowietyzmu w każdym przejawie, co rzecz jasna nie czyni z niej antykomunistki.  Nie.  Applebaum należy bez reszty do spektrum współczesnej myśli politycznej, jest wprawdzie po jego prawej stronie, ale całe spektrum znajduje się po drugiej stronie muru – a ten mur jest na lewo ode mnie.

Zważywszy wysoki poziom jej dociekań i wziąwszy pod uwagę, że mieszka w Polsce od lat, niektóre błędy i śmiesznostki interpretacyjne są u Applebaum niezwykle zabawne.  Pisze np. że w sierpniu 1944 w Lublinie Osóbka Morawski miał brać udział w Mszy Św. honorującej Cud nad Wisłą, a obecny miał być nawet Bułganin!  Nieporozumienie dość komiczne, bo autorka wzięła uroczyste Nabożeństwo na Dzień Wniebowstąpienia Najświętszej Panienki, który jak wiadomo wypada także 15 sierpnia, za uczczenie rocznicy bitwy…  Ważniejsze jednak, że jej książka o żelaznej kurtynie nie zajmuje się wcale powstaniem węgierskim jako takim.  „Rewolucje” z lat 53-56 są dla niej raczej zwieńczeniem i zakończeniem tytułowego „ujarzmienia wschodniej Europy”.  Stalinowskie ekscesy musiały, w jej ujęciu, doprowadzić do reakcji, która z kolei była początkiem końca komunistycznej władzy.  Nie wdając się w polemikę z jej interpretacją, podkreślę, że jej opracowanie wydało mi się niezwykle cenne z wielu powodów, z których wymienię tu dwa.  Po pierwsze, ponieważ pokazuje stałość metod bolszewickich i niezmienność reakcji wśród sowietyzowanych (co było podstawową tezą Mackiewicza), a po drugie, ponieważ jej drobiazgowe badania wyciągnęły na światło dzienne fakty, których dotąd nie znałem.

Kiedy mowa o źródłach, nie można nie poruszyć kwestii komunistycznych archiwów.  Wspomniani powyżej autorzy, jak na szanujących się historyków przystało, sięgali po „nowo odkryte dokumenty w sowieckich i węgierskich archiwach”.  Gati pisze np., że dopiero sowieckie dokumenty mogą rozstrzygnąć problemy, które dotąd były tylko przedmiotem „spekulacji kremlinologów”.  Ma rację, gdy krytykuje szczegółowe kremlinologiczne dociekania, np. z nieobecności Berii na przedstawieniu baletu, wyciągano wniosek, że Beria jest w niełasce, a dziś wiemy, że był już wówczas aresztowany.  Powtarzamy tutaj często i bez wyrzutów sumienia, że sowieckim dokumentom ufać nie wolno nigdy, jeżeli nie mają niezależnej koroboracji.  Dokument w sowietach nie jest zapisem, odzwierciedleniem rzeczywistości, ale ideologiczną projekcją, zgodną z odgórnym założeniem.  Jest zupełnie obojętne, czy fałszowano w tym celu istniejące dokumenty (np. usuwanie Trockiego ze zdjęć), czy też tworzono dokumenty od początku do końca nieprawdziwe, ale zgodne z bieżącą linią, ponieważ w obu wypadkach celem było sfałszowanie rzeczywistości.  Do tego dodać należy oczyszczanie archiwów i brak wolnego dostępu do nich.  Wiadomo np., że Chruszczow i Malenkow usunęli z archiwów dokumenty dotyczące ich udziału w Wielkim Terrorze lat 37-38, a Kiszczak usunął dokumenty dotyczące jego wczesnej kariery.  Wiele dokumentów zniszczono, inne wywieziono, a te, które wyszły na światło dzienne – do których dopuszczono wybranych – są zaledwie ułamkiem prawdy i to ułamkiem, który ktoś chciał pokazać dla sobie tylko wiadomych celów.

Mam wrażenie, że moja trójka autorów cierpi trochę na łatwowierność: jeżeli mamy protokół posiedzenia, to znamy przebieg posiedzenia – i basta, nie możemy stawiać dalszych pytań.  A jednak Gati rozumie, że tzw. „Notatki Malina” są niepełne i nie można na nich do końca polegać; Sebestyen jest gotów przyznać, że wiele nie wiemy na temat tajnych spotkań sowieciarzy, np. nie znamy szczegółów ośmiogodzinnego spotkania z udziałem Chruszczowa, Malenkowa i Tito na adriatyckiej wyspie Brioni, które otoczone było taką tajemnicą, że Chruszczow o mało nie przypłacił tego życiem.  Obawiam się tylko, że nie wyciągają z tej wiedzy odpowiednich wniosków.

Waszyngton – Moskwa – Corvin

Jakie siły grały rolę w wydarzeniach węgierskich?  Różne są koncepcje.  Niektórzy wskazują na rozgrywkę między Moskwą a Budapesztem, inni na walkę w łonie węgierskiej kompartii – Rákosi-Nagy-Kádár – podsycaną z Moskwy.  Jedni podkreślają nieprzystawalność celów Imre Nagy’a i młodzieńczych powstańców na barykadach, a inni wskazują na globalne tło wydarzeń, w których udział brać miały Narody Zjednoczone, Ameryka, Chiny, Egipt, ba, nawet prl.  W rzeczywistości, Narody Zjednoczone się nie spisały, nikt nawet nie odpowiedział na wezwania o pomoc z Budapesztu, więc o udziale tej poronionej organizacji mowy być nie mogło.  W jednym z najważniejszych punktów oporu w Budapeszcie, przy kinie Corvin, widniał ogromny transparent: „Są trzy wielkie mocarstwa: USA, sowiety i Corvin” – i takie z pewnością były trzy najważniejsze ośrodki wydarzeń: obok stolic mocarstw, nie Nagy, nie politbiuro, ale budapeszteńska ulica.  Spróbuję zatem przyjrzeć się po kolei specyficznie węgierskim elementom, które przyczyniły się do wybuchu powstania, nie spuszczając oka z szerszego kontekstu sowietyzacji wschodniej Europy.  Następnie przejdę do kluczowej kwestii polityki Stanów Zjednoczonych, by wreszcie zająć się bliżej sytuacją po śmierci Stalina, kiedy Moskwa pogrążona rzekomo w walce o władzę, nie wiedziała ponoć, jak postąpić z wrzeniem w demoludach i doprowadziła do powstania w Budapeszcie.  Szczegóły powstania, dwunastu dni wolności, także zasługują na dokładne omówienie.  Najważniejszy jednak wydaje mi się wpływ przebiegu wydarzeń w Budapeszcie na narodziny długofalowej strategii sowieckiej.

Jest wszelako obiektywną prawdą, że węgierskie powstanie od początku wplątane było w szerszy kontekst.  Początkowo było to tło bloku demoludów, sowietyzacji i reakcji na nią, ale z czasem komplikacje nabrały charakteru globalnego: wybory prezydenckie w Ameryce i kryzys sueski.  Twierdzono wielokrotnie, że Eisenhower nie zajął się powstaniem, jak należało, ponieważ był wówczas w ostatnim stadium kampanii wyborczej i miał inne rzeczy na głowie.  Argument ten należy zdecydowanie odrzucić.  Jest wiele dowodów na to, że zarówno sam Ike, jak i bracia Dulles (Sekretarz Stanu, John Foster, i szef CIA, Allen), a nawet wiceprezydent Richard Nixon, bacznie obserwowali wydarzenia i bardzo wcześnie podjęli decyzję, że nie będą interweniować.  Co więcej, kiedy wybuchł kryzys sueski (także podczas kampanii wyborczej), to całkowicie poświęcili się Suezowi, a porzucili Węgry.

Kryzys sueski jest rzecz jasna interesujący sam przez się, ale tu zajmować mnie będą tylko związki z wydarzeniami w Budapeszcie.  A więc po pierwsze, czy sowieciarze mogli wywołać kryzys w Egipcie dla odwrócenia uwagi od Węgier?  A po drugie, czy Wielka Brytania i Francja celowo zaatakowały Egipt podczas walk w Budapeszcie, by ukryć swą akcję za zasłoną dymną, ponieważ inwazja Egiptu byłaby mniej szokująca wobec zdjęć sowieckich czołgów w Budapeszcie?

Co do drugiego pytania, to chciałoby się zawołać: obyż tylko zachodni politycy bywali tak dalekowzroczni!  Niestety data ataku na Egipt wyznaczona została podczas spotkania w Sévres najprawdopodobniej już 22 października czyli przed wybuchem powstania (choć rozmowy w Sévres trwały do 24 października, nie jest więc zupełnie wykluczone, że przyspieszono datę izraelskiego desantu na wieść o wydarzeniach w Budapeszcie, ale mało to prawdopodobne).  Nie było żadnej korelacji ze strony Londynu i Paryża, ale czy był to tylko szczęśliwy zbieg okoliczności dla Chruszczowa?  Sebestyen twierdzi przekonująco, że „Suez niczego nie zmienił” w planach sowieckich, ale uczynił eskalację łatwiejszą.  Uwaga świata, przez chwilę skoncentrowana na Budapeszcie, została odwrócona od losu maleńkiego narodu walczącego z sowiecką potęgą.  Dodałbym tylko, że „światu” w postaci Ameryki, tak właśnie było najwygodniej.

W moim przekonaniu sowieci prowadzili w Egipcie długoterminową grę i nie zamierzali podporządkowywać sytuacji na Węgrzech sukcesom Nassera.  Ale odwrotne twierdzenie jest również słuszne: Chruszczow nie chciałby zmącić postępów na Bliskim Wschodzie niepotrzebną awanturą na Węgrzech.  Daty są tu znaczące; Nasser znacjonalizował kanał sueski już w lipcu 56, a więc na trzy miesiące przed powstaniem.  Wywiad amerykański był poinformowany zarówno o planach Nassera przed lipcem, jak i o planach brytyjskich po lipcu, a mimo to administracja Eisenhowera nie uczyniła nic, by powstrzymać Edena przed atakiem.  Ike, w zgodzie z tradycyjną amerykańską polityką, chciał dać kolejną nauczkę „europejskim imperialistom”, zwłaszcza, że nacjonalizacja kanału nie naruszała w żaden sposób interesów amerykańskich.  Zważywszy ilość szpiegów sowieckich w zachodnich służbach, a zwłaszcza w wywiadach francuskim i brytyjskim, jest wykluczone, żeby Chruszczow nie znał planów brytyjskich zawczasu, ale wiedział także z pewnością, że Ameryka nie kiwnie palcem w obronie interesów brytyjskich.  Wydaje się możliwe, że Chruszczow mógł wywołać kryzys w Egipcie dla odwrócenia uwagi od Węgier, ale w końcu nie miał takiej potrzeby.

Pozostaje zatem kryzys prlowski.  Większość źródeł, w tym trójka wymienionych powyżej autorów, uważa, że Chruszczow był rozproszony jesienią 56 roku i przez to nie docenił wagi sytuacji w Budapeszcie.  Wydaje mi się to zupełnie niesłuszne, ale żeby to wykazać musimy się cofnąć, i zbadać uważniej specyfikę pozycji Węgier w sowieckim bloku.

Specyfika węgierskiej sytuacji

Węgierscy autorzy przekonani są o wyjątkowości swojej historii dokładnie w tej samej mierze, co ogromna większość Polaków przekonana jest o wyjątkowości Polski.  Są również pewni nieporównywalnej z niczym pozycji Węgier wśród innych demoludów, w czym także nie różnią się od większości Polaków; powtarzają np. jako oczywistość, że Węgry Kádára były „najweselszym barakiem w obozie”, co jest formułą powtarzaną w Polsce do znudzenia na temat prlu.  Postaram się więc pokazać szczególność węgierskiej sytuacji właśnie w porównaniu z Polską.

Rzecz zaczyna się wraz z fatalnym dla Węgier zakończeniem Wielkiej Wojny i upadkiem cesarstwa Habsburgów.  Węgrzy wywalczyli sobie ogromną autonomię wewnątrz imperium, które nie na darmo nazywało się Austro-Węgrami.  Znaleźli się jednak po przegranej stronie w wyniku wojny.  W 1919 roku pogrążone w chaosie państwo, stało się pastwą oportunistycznej garstki bolszewickich gangsterów pod wodzą Béli Kuna.  Terror „chłopców Lenina”, przekraczał czasami nawet osiągnięcia czerezwyczajki.  Lenin-fiúk, gdyby tylko nie byli komunistami, nazywani byliby dziś „szwadronami śmierci”, gdyż ich jedynym celem była likwidacja przeciwników, a jedynymi środkami tortury i egzekucje.  Krwawe miesiące „węgierskiej republiki rad” zostały zastąpione przez nie mniej brutalne prześladowania ze strony zwycięskiego admirała Horthy, który zdominował polityczne życie Węgier na całe dziesięciolecia.  Jednak największym ciosem okazał się Traktat w Trianon.  Był to w istocie ostateczny rozbiór Węgier.  Potężne królestwo utraciło 2/3 terytorium, ponad połowę ludności, w tym trzecią część ludności etnicznie węgierskiej.  Najbliższym ekwiwalentem tak drastycznego potraktowania niezależnego państwa są oczywiście rozbiory Polski, ale zważywszy czas podpisania traktatu – rok 1920 – nasuwa mi się inne porównanie: traktat ryski.  W skutkach bowiem utrata tak ogromnego obszaru była równie traumatyczna i trudna do zaakceptowania.  Márai, urodzony i wychowany w Kassie czyli dzisiejszych Koszycach, opisuje, jak obco czuł się w Peszcie, jak gdyby znalazł się na emigracji.

Widać od razu zasadniczą różnicę między sytuacją Polski i Węgier w dwudziestoleciu międzywojennym.  Polska była beneficjentem porządku wersalskiego, a Węgry jego zasadniczym wrogiem.  Co więcej, przeżywszy potworności reżymu Kuna, Węgrzy byli gruntownie antykomunistyczni, a w rezultacie mogli liczyć tylko na jednego sojusznika w Europie – na Niemcy.  Wraz z wybuchem II wojny, Horthy naturalnie stanął po stronie Niemiec, ale odmówił brania większego udziału w działaniach wojennych (poza inwazją sowietów), zwłaszcza, że Hitler przywrócił Węgrom tylko część ziem odebranych przez traktat w Trianon.  W tym tkwi druga różnica: o ile Polska ukształtowana została przez niesłychaną brutalność niemieckiej okupacji, to wojna na Węgrzech przebiegła raczej spokojnie.  Do czasu.

Względna neutralność  Horthy’ego, jego niechęć do prześladowań Żydów (pomimo werbalnego antysemityzmu) i wreszcie tajne próby nawiązania kontaktów z aliantami zachodnimi, spowodowały w 1944 roku inwazję niemiecką i krótkotrwałą, ale tragiczną w skutkach, władzę strzałokrzyżowców.  Wedle wielu świadectw, np. Sándora Máraia, były to czasy niezwykle trudne, gdy królowało bezprawie, brutalne morderstwa i wywózka setek tysięcy Żydów, ale łącznie z wielką (50-dniową) bitwą o Budapeszt, nie miały takiego samego wpływu na psychikę narodu, co okropności wojny na ziemiach polskich.

Wejście armii czerwonej, z nieodłączną grabieżą, masowym gwałtem kobiet i niesłychanym bezprawiem (nawet w porównaniu do niedawnej władzy strzałokrzyżowców), zapoczątkowało okres przyspieszonej sowietyzacji, który jest o wiele łatwiejszy do zrozumienia dla polskiego czytelnika, ponieważ przebiegał w dużej mierze identycznie jak w Polsce.  A jednak ze względu na specyficzne warunki lokalne, te same metody mogły mieć inne konsekwencje.  Ciekawe, że Applebaum słusznie kładzie nacisk na istotnie identyczny przebieg procesu w krajach za żelazną kurtyną, gdy Gati odrzuca amerykańskie raporty z lat 40. („Syberia zaczyna się w Checkpoint Charlie”), wskazując na powierzchowne różnice między Węgrami i innymi krajami podbitymi.

Jako państwo Osi, Węgry były państwem pokonanym i podlegały takim samym teoretycznym prawom, co Niemcy i Austria.  Niestety całość terytorium Węgier znalazła się w rękach Stalina, więc nie dopuścił on do podziału na strefy okupacyjne.  Teoretycznie, misje alianckie powinny wspólnie rozstrzygać sprawy sporne; w praktyce, członkowie zachodnich delegacji bawili się świetnie, a decyzje były całkowicie w rękach sowietów, a dokładniej w rękach Woroszyłowa, przewodniczącego Alianckiej Komisji Kontroli w Budapeszcie.  W 1946 roku wybuchł na tym tle skandal wyraźnie sprowokowany dla skompromitowania Amerykanów.  Okazało się, że członkowie amerykańskiej delegacji posyłali kwiaty swym węgierskim przyjaciółkom, a rachunek do komunistycznego rządu.  Sowieciarze żadnych rachunków nie przedstawiali, tylko brali wszystko jak własne, łącznie z węgierskimi przyjaciółkami.

Anne Applebaum wskazuje na cztery składniki Metody zastosowanej przez sowieciarzy w połowie lat 40. w celu przyspieszonej sowietyzacji: 1. natychmiastowe stworzenie lokalnej tajnej policji pod kierunkiem nkwd; 2. monopol komunistów nad radiem (prasa, co ciekawe, była we wczesnej fazie w miarę wolna); 3. prześladowanie każdej niezależnej inicjatywy, od lewicowych klubów do grup wyznaniowych, to znaczy nikt nie miał prawa prowadzić działalności bez odgórnego placet; 4. masowe deportacje i przesiedlenia ludności.

7,6 miliona Niemców zostało wyrzuconych w najbrutalniejszy sposób z Polski do końca roku 47; 2,5 miliona z Czech; w sumie 12 milionów wysiedleńców niemieckich, wszystko za wiedzą i zgodą zachodnich humanitarystów.  Wysiedlano także Polaków z Ukrainy i Litwy, i Ukraińców z Polski.  O ile jednak Niemców wyrzucano jako „kolektywnie odpowiedzialnych” za zbrodnie wojenne i z błogosławieństwem zachodnich aliantów, to trudno było to samo powiedzieć o Polakach.  Z Węgrami było inaczej.  Węgrów wysiedlano ze Słowacji, Transylwanii, Serbii i Chorwacji, jako wrogów, jako „panów” i jako „faszystów”.  Wysiedlenia, grabież, bezprawne odbieranie cudzej własności, niepostrzeżenie przygotowywały grunt do przyszłej nacjonalizacji i kolektywizacji.  Masowość i brutalność wywózek odczulała społeczeństwa, czyniła je podatnymi na przyszły terror i nadużycia.  Te same paramilitarne jednostki, które nadzorowały wysiedlenia, zajmowały się następnie dystrybucją mieszkań i dobytku, a z czasem stały się kadrą kampanii terroru.

_____

  1. Dziennik (fragmenty), tłum. Teresa Worowska, Warszawa 2004.
  2. Twelve Days, Revolution 1956, How the Hungarians Tried to Topple their Soviet Masters, London 2006 (Dwanaście dni, Rewolucja 1956, Jak Węgrzy próbowali pokonać swych sowieckich panów).
  3. Failed Illusions, Moscow, Washington, Budapest, and the 1956 Hungarian Revolt, Stanford 2006 (Stracone złudzenia, Moskwa, Waszyngton, Budapeszt i węgierski bunt 1956 roku).
  4. Iron Curtain, The Crushing of Eastern Europe, London 2012 (Za Żelazną Kurtyną, Ujarzmienie Europy wschodniej).

2 Comments (Open | Close)

2 Comments To "Powstanie węgierskie i narodziny sowieckiej strategii"

#1 Comment By Andrzej On 24 października 16 @ 7:12

Drogi panie Michale,

Pozwolę sobie sprostować: Święto Wniebowzięcia NMP.

Przeglądając internet natrafiłem na książkę Irvinga „Upraising! One nation’s nightmare: Hungary 1956″ wydaną w 1981 roku. Po przeczytaniu kilku stron wygląda mi na mało rzetelną (wynika z niej np. że po śmierci Stalina w peerelu były jakieś zamieszki „uspokojone” sowieckimi tankami). Już na wstępie zestawia węgierski 1956 z polskim 1980. Ale np. „nie roni łez” nad Nagy’em. Większość materiału opiera na relacjach, w dużej mierze komunistów – uczestników wydarzeń. Bierze je chyba na serio. Czytał Pan może tę książkę? Jeśli tak to jak Pan ją ocenia?

#2 Comment By michał On 24 października 16 @ 8:07

Drogi Panie Andrzeju,

Ma Pan oczywiście rację i bardzo przepraszam za błąd. Wniebowstąpienie jest Pańskie (Ascensio Iesu), a Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny (Assumptio Beatissimae Mariae Virginae). Okropna pomyłka i dziękuję za sprostowanie.

Nie czytałem książki Irvinga o Budapeszcie, ale nie czytałem nigdy żadnej jego książki w ogóle. Prawdę mówiąc, wydaje mi się wyjątkowo niestrawnym typkiem, ale skoro go nie czytałem, to nie powinienem wyrażać opinii.


Article printed from : https://wydawnictwopodziemne.com

URL to article: https://wydawnictwopodziemne.com/2016/10/23/powstanie-wegierskie-i-narodziny-sowieckiej-strategii/

Copyright © 2007 . All rights reserved.