- - https://wydawnictwopodziemne.com -

Powstanie węgierskie i Radio Wolna Europa. Część XI i ostatnia

Posted By admin On 31 maja 17 @ 8:36 In Michał Bąkowski | 4 Comments

RFE i powstanie

Jak już wielokrotnie podkreślałem, Amerykanie ani się nie spodziewali wybuchu powstania, ani nie rozumieli wydarzeń w Budapeszcie, ale tego samego nie da się rozciągnąć na węgierską sekcję RFE.  Monachijscy Węgrzy byli świadomi wrzenia w Budapeszcie, choć wybuch zaskoczył ich tak samo jak wszystkich innych.  Gdy w Budapeszcie rozległy się strzały, Głos Wolnych Węgier zajął jednoznaczne stanowisko.  Audycje z naciskiem propagowały wśród powstańców przekonanie, że nie wolno ufać Nagy’owi i partyjnym reformatorom, a dążyć należy do obalenia komunizmu na Węgrzech.

Wobec dalszego rozwoju wydarzeń, stanowisko to przedstawiane jest do dziś jako zbrodniczo nieodpowiedzialne.  A jednak nawet Gati, który nie jest politycznie neutralny – poświęca wręcz cały rozdział swej książki „rewolcie, która nie musiała zakończyć się klęską”, gdyby tylko cały naród, RFE i Waszyngton, poparli jednym głosem Imre Nagy’a – nawet on musiał przyznać, że nie kto inny, a właśnie Nagy wprowadził stan wyjątkowy 24 października; a także, że redaktorzy RFE, pomimo niechęci do komunistycznego premiera, byli wystarczająco bezstronni, by kwestionować, powszechne we wczesnych dniach powstania przekonanie, że to Nagy wezwał wojska sowieckie.  A zatem pozycja zajęta przez monachijskich Węgrów była obiektywnie słuszna i miała uzasadnienie w faktach.

Przez lata obwiniano węgierską sekcję RFE o otwarte nawoływanie do walki zbrojnej i fałszywe obietnice pomocy z Zachodu.  Oskarżenia oparte były na zawodnej pamięci ludzi, którzy rzekomo „słyszeli na własne uszy”, gdyż wszystkie nagrania zaginęły w tajemniczych okolicznościach.  A jednak taśmy zostały znalezione w połowie lat 90. i ich treść wskazuje, że tylko jedna audycja, nadana 4 listopada, a więc po drugiej inwazji sowieckiej, obiecywała nadejście pomocy.

Oskarżano także węgierskich redaktorów o podburzający ton audycji nadawanych w miesiącach wiodących do wybuchu powstania, a także w czasie walk na ulicach stolicy.  Z upływem lat przełożono ten zarzut na „brak profesjonalizmu” – jak gdyby nie można pogodzić profesjonalnej bezstronności i chłodnego dystansu w przekazywaniu prawdziwych wiadomości, z zaangażowaniem po stronie Prawdy.  Rozliczni krytycy tonu audycji RFE zdają się zapominać, jakie były jasno postawione cele rozgłośni.  Przytaczam raz jeszcze:

Celem rozgłośni jest przyczynienie się do wyzwolenia narodów uwięzionych za Żelazną Kurtyną przez podtrzymanie ich morale i podsycanie ducha oporu wobec pro-sowieckich reżymów.

Jak pogodzić tę deklarację z krytyką wygłoszoną przez Williama E Griffitha, politycznego doradcę RFE, już w lutym 1957 roku, że RFE nie powinna była „brać stron w konflikcie”?  Zapytany, czy Węgrzy powinni byli wprost powiedzieć, że nie ma żadnej nadziei dla powstańców, Griffith odparł:

Nie otwarcie, ale pośrednio.  Powinniśmy to przekazywać w naszych biuletynach informacyjnych i komentarzach.

Nawet Gati zauważa, że emigranci węgierscy czekali na taki wybuch od z górą dziesięciu lat i mieli wciąż nadzieję na powrót do rodzinnych domów, nie można więc było od nich oczekiwać powściągliwej neutralności w obliczu powstania w ich ujarzmionej ojczyźnie.  Obarczanie ich winą za zachęcanie do rewolty jest klasycznym przypadkiem szukania kozła ofiarnego.  Co więcej, Gati odnalazł instrukcję CIA wydaną 29 października 1956, w której zakazano wszystkim sekcjom RFE popierania poszczególnych przywódców komunistycznych, a zwłaszcza Nagy’a i Kádára, a zatem sekcja węgierska pozostawała w zgodzie z duchem instrukcji amerykańskich.  Gati rozważa następnie raczej akademicki problem: kto był bardziej winny przyjęcia przez RFE linii przeciwko Nagy’owi – szefowie węgierskiego desku czy autorzy poszczególnych audycji?  W kontekście sprzecznych amerykańskich dyrektyw, włącznie z tymi przez niego samego odnalezionymi, jego dociekliwość wydaje mi się niezamierzenie komiczna.

Węgierska sekcja RFE zorganizowała znakomity serwis nasłuchu i monitorowania rozlicznych lokalnych radiostacji powstańczych.  W rezultacie stała się prędko źródłem informacji nie tylko dla agencji prasowych, ale także dla CIA.  Głos Wolnych Węgier przekazywał następnie zebrane wiadomości w biuletynie nadawanym na Węgry, stając się w ten sposób jedyną powstańczą rozgłośnią o narodowym zasięgu.  Redaktorzy byli świadomi statusu RFE w kraju, czy mogli więc stonować swą retorykę?  Czy tak postąpiliby, dla przykładu, redaktorzy polskiej sekcji BBC w audycjach nadawanych do powstańczej Warszawy w lecie 1944 roku?

Sebestyen natomiast przytacza przykłady audycji „zapalnych” w najbardziej dosłownym znaczeniu tego słowa.  Jednym z dziennikarzy RFE, był ex-żołnierz Gyula Litterati-Lootz, który opisywał w serii audycji, jak przygotować butelki z benzyną, a nawet domowej roboty miny.  Ale znowu trudno oprzeć się wrażeniu, że wobec otwartego konfliktu w ich ojczyźnie, redakcja próbowała po prostu zrobić wszystko co w jej mocy, by pomóc powstańcom w każdym aspekcie ich walki z komunistycznym okupantem.  Obarczanie autorów takich audycji winą za ofiary w ludziach, jest horrendalną niesprawiedliwością.  Zachodzi tu chyba pełna analogia z sytuacją w czasie powstania warszawskiego: można zarzucać Zachodowi, że nie udzielił skutecznej pomocy powstańcom, ale nie można winić tych nielicznych, którzy pomagali w granicach swych ograniczonych możliwości, że „nie wykazali się profesjonalną wstrzemięźliwością”.

Jak próbowałem pokazać w analizie przebiegu powstania, Nagy nie był nigdy jego przywódcą.  Usiłował zaledwie przyjąć taką rolę w celu spacyfikowania powstańców, co zresztą okazało się raczej nieskuteczne.  Nie może więc nas dziwić, że w oczach węgierskich emigrantów, był on tylko zawadą w walce o wyzwolenie.  Kiedy uwolniono kardynała Mindszentyego, RFE wezwało młodzież węgierską do ogłoszenia go przywódcą powstania.  Takie postępowanie wydawać się może zasadniczym niezrozumieniem roli Kościoła w świecie, ale zanim zaczniemy wyśmiewać naiwność redakcji, zwróćmy uwagę, że w tym samym momencie z identyczną propozycją wystąpił dyrektor CIA.  Pretensje pod adresem Głosu Wolnych Węgier znalazły swój początek w narzekaniach Nagy’a na „wtrącanie się ekstremistów z RFE w wewnętrzne sprawy Węgier”.  W moim mniemaniu, wszelka krytyka postępowania radiostacji w dniach powstania, jest w istocie tylko powtórzeniem zarzutów stawianych przez Nagy’a.

W swoim raporcie na temat audycji węgierskich RFE z 1956 roku, wspomniany już William Griffith, zwolnił redaktorów od odpowiedzialności: powstanie było wynikiem dziesięciu lat sowieckich represji, a nie podburzających audycji RFE.  Ale pytanie postawione było myląco, bo w rzeczywistości, pewną część odpowiedzialności ponieść muszą amerykańscy politycy, a nie węgierscy emigranci.  Amerykańska retoryka wyzwolenia, nie mogła być inaczej zrozumiana, niż jako zachęta do powstania.  Jeżeli zadeklarowanym celem istnienia RFE było „przyczynienie się do wyzwolenia narodów uwięzionych”, to Głos Wolnych Węgier rzetelnie wprowadzał tę deklarację w życie, podczas gdy każda inna interpretacja tych słów, jak np. ta zademonstrowana przez Jana Nowaka, wydaje się trudna do obrony.

Gati, którego książka ma wyraźne przesłanie polityczne, uważa, iż jedyną rozsądną pozycją, jaką należało zająć w październiku 1956, było poparcie Nagy’a.  Skoro jednak takie stanowisko było nie do przyjęcia dla antykomunistów z węgierskiej sekcji RFE, to jak powinni byli postąpić?  Spróbujmy rozszerzyć to pytanie.  Jak powinna się zachować niepodległościowa emigracja, gdy nie ma szans na wyzwolenie jej ojczyzny?

Odpowiedzi próbował udzielić Józef Mackiewicz, m.in. w swoim długoletnim sporze z rozgłośnią polską RFE.

Antykomunizm

Nie będę się tu zajmował napaściami Jana Nowaka na Józefa Mackiewicza, które pozostają chyba bez precedensu w historii polskiej literatury.  Nowak próbował użyć swych ogromnych wpływów, jako jednego z nielicznych pracodawców na emigracji, by zakneblować wielkiego pisarza – być może największego pisarza polskiego w XX wieku – i niech mu to Pan Bóg wybaczy.  W niniejszej rozprawie interesować mnie będzie tylko meritum pozycji sformułowanej w tym sporze przez Mackiewicza.

Punktem wyjścia było dla niego przekonanie, że propaganda w ogóle, a radio w szczególności, jest jedyną bronią w walce z komunizmem, kiedy nie zanosi się na walkę zbrojną.  Tymczasem rozgłośnia polska RFE przeszła od walki do opozycji już w pierwszej połowie lat 50., na długo przed powstaniem węgierskim.

W przytaczanej już broszurze pt. „…mówi Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa…”, Mackiewicz podkreślał, że narzucony RFE przez Amerykanów program „gloryfikacji jednego odłamu komunistów” i demonizacji innego, w celu nadania potworowi ludzkiej twarzy, jest receptą równie naiwną, co zgubną.  W efekcie tej nakazanej z góry operacji, Mackiewicz obserwował „spadek odporności społeczeństwa na wszechobecną infiltrację komunistyczną”, gdyż „propaganda Free Europe systematycznie tę odporność jeszcze bardziej podcina, traktując pogodzenie z ustrojem i wyrzeczenie się autentycznych haseł niepodległościowych za normę stałą”.  Mackiewicz nie proponował wcale dyskusji z poglądami RFE.  Dyskusja mogła być prowadzona wśród różnych odłamów polskiej emigracji niepodległościowej, podczas gdy „Free Europe nie reprezentuje żadnego wolnego poglądu politycznego, lecz wyłącznie obcą instrukcję odgórną.  I tu przebiega granica pomiędzy polityką i agenturą.”  Z tego właśnie powodu odmawiał używania polskiej nazwy rozgłośni, podkreślając tym samym jej obcy charakter.

Nie to było wszakże najgorsze, że RFE jest instytucją amerykańską.  Amerykanie mieli i mają prawo do prowadzenia własnej polityki wobec narodów ujarzmionych.  Mieli prawo za własne pieniądze narzucać linię swojej polskojęzycznej radiostacji.  Problem widział Mackiewicz w tym, że RFE stała się narzędziem w aktywnym hamowaniu wszelkich przejawów ideowej walki z komunizmem.  Utrzymywał, że RFE jest najważniejszym źródłem informacji dostępnym w Polsce.  Jako instytucja amerykańska nie może podlegać polskiej kontroli, tym bardziej więc powinna podlegać kontroli pośredniej „w postaci krytycznej oceny, wolnej dyskusji, postulatów politycznych, publicznych debat”. [1] Na prośbę grupy Polaków z Ameryki, Mackiewicz napisał memoriał na temat RFE, który wręczony został senatorowi Case i „przekazany do wiadomości Departamentu Stanu”.  Stwierdzał w nim, że

Free Europe wyrzekła się wszelkiego antykomunizmu i przeszła na stanowisko lojalnej „opozycji wewnętrznej” wobec ustroju komunistycznego w Polsce. Dąży zatem nie do zwalczania, lecz poprawiania komunizmu. W moim przekonaniu równa się to postawie kapitulacyjnej, sprzecznej z postawą niepodległościową naszej emigracji. Natomiast zgodnej (niestety) z polityką pewnych miarodajnych sfer w Departamencie Stanu.

Ale receptą Mackiewicza na ten fatalny stan rzeczy, nie było wcale przywrócenie antykomunizmu, tylko przywrócenie wolności polemiki i dyskusji.  Powrót do wolnego ścierania się poglądów.  Dopiero taka emigracja, w której można by było wyrażać różne poglądy, miałaby szansę wpływania na ujarzmiony naród.  Audycje radiowe nadawane za Żelazną Kurtynę winny były wyrażać zróżniczkowaną rozmaitość politycznych stanowisk na emigracji, a wtedy zaiste stałyby się autentycznym „głosem Wolnej Polski”.

Antykomunizm był z pewnością stanowiskiem samego Mackiewicza, ale był tylko jednym z wielu opinii, dla których powinno się znaleźć miejsce w dyskusji nad tym, jak wyzwolić Polskę i wschodnią Europę spod sowieckiej dominacji.  Tymczasem antykomunizm stał się przedmiotem „obławy z nagonką”. [2] Najpierw pohukiwano na rzekomy „negatywizm”, „jakby tępienie plagi, zarazy, szarańczy, czy chociażby pluskiew, nie mogło być samo w sobie pozytywne”; jak gdyby „antyhitleryzm” czy „antyfaszyzm” był tylko pustą negacją.  Choć trwała nadal zimna wojna, wkrótce nastąpiły zmiany:

„Libération” przezwane na „Liberty”, „Głos Wolnej Polski” na „Rozgłośnię Polską RWE”; na konferencji w Feldafing wytyczono kierunek „socjalistyczny” etc. Przy tym zainteresowane osoby poczęły nam wmawiać, że „w gruncie nic się nie zmieniło”…

Nie będziemy, naturalnie, opisywać, polityki „odprężenia”. Wszyscy znają ją na pamięć. Zmieniło się w istocie o 180 stopni.

A kiedy „obława z nagonką na Antykomunizm skończyła się na ustrzeleniu Szkodnika” rozpoczęła się kolejna walka, tym razem o prawa człowieka.  „Nie: przywrócenie Praw Człowieka przez obalenie komunizmu, lecz: wprowadzenie Praw Człowieka do komunizmu.”

Tu należą wszystkie tak dobrze nam znane stawki na titoizm (w roku 1956 gomułkizm), rewizjonizm, reformizm, nacjonałkomunizm, „komunizm z ludzką twarzą” itp. liczne warianty. W ten sposób zwalczanie ZŁA komunizmu zastąpione zostało przez zwalczanie ZŁA w komunizmie, co, oczywiście, nie jest tym samym. Ale z jednej strony może łudzić naiwnych antykomunistów, a z drugiej strony stwarza quasi wspólną platformę z komunistami. Bo czyż szczery patriota komunizmu nie pragnąłby go „ulepszyć”, „udoskonalić”, nadać mu „ludzkiego oblicza”? A czyż nie do tego właśnie dążą „rewizjoniści”? Czyż pisarze, publicyści, parlamentarzyści, myśliciele, filozofowie wolnych krajów, krytykujący i wytykający ich błędy, a nawet zbrodnie, i domagający się zrewidowania i ulepszenia wielu rzeczy – stają się tym samym wrogami tych krajów? Czy działają na szkodę ojczyzny, czy odwrotnie – na jej korzyść? Czy nie tak samo powinni działać dobrzy komuniści dla dobra i umocnienia komunizmu?

Powstanie węgierskie stało się przełomowym punktem w ewolucji wolnego świata i przyczyniło się do sformułowania długoterminowej sowieckiej strategii.  Umocniło komunistów w przekonaniu, że są całkowicie bezkarni, że mogą zrobić cokolwiek zechcą i nikt nie kiwnie przeciw nim palcem.  Bolszewicy obawiali się zawsze tylko jednego, że ktoś obali ich nieludzką władzę siłą, stąd ich polityka izolowania tych nielicznych, którzy mogli tego popróbować.

Józef Mackiewicz pisał:

Obalić ustrój komunistyczny w którymkolwiek kraju na świecie można tylko przemocą. Innego wyjścia nie ma, nie było w ciągu minionych sześćdziesięciu lat i nigdy nie będzie. Wiedzą to też ci, którzy „nawet wiedzieć nie chcą”! Na uświadomieniu sobie tej prawdy powinno zasadzać się hasło „antykomuniści wszystkich krajów, łączcie się!”, jeżeli mamy zamiar nadać temu „łączeniu się” realny sens. Ale zniweczyć komunizm – uważając go za Światową Zarazę, jaką jest w istocie – można tylko wtedy, jeżeli każdy, kto rzeczywiście chce go unicestwić, uzna za „wroga nr 1”: komunizm (przede wszystkim) własnego narodu, własnej nacji, a przestanie zwalać winę na innych, na inne narody. [3]

Gromy posypały się na głowy redaktorów Głosu Wolnych Węgier za ich „nieodpowiedzialne audycje”.  Podobnie zarzucano Mackiewiczowi, że nawołuje do beznadziejnej walki, ale w jego oczach stan wojny z najeźdźcą nie oznaczał nigdy „rzucania się z kłonicą na bombę atomową”, a raczej postawę moralną: postawę oporu.

Czy to prawda, że akurat w tej chwili nie istnieją warunki dla walki z komunistami? W takim razie nie wykluczam nadziei, że mogą pojawić się jutro. Dlatego najważniejszym zadaniem na dzień dzisiejszy wydaje mi się akumulowanie chcenia walki z komunizmem. Nie w celu nadania mu „ludzkiej twarzy”, lecz w celu przepędzenia tej gęby – won! [4]

A jak te słowa wyglądają w świetle wypadków na Węgrzech?  Czy nie mają racji krytycy Mackiewicza, że jego antykomunizm zastosowany w praktyce w październiku 1956 roku przez polską sekcję RFE, stałby się powodem krwawego powstania w Polsce?

W moim przekonaniu, konsekwentne wprowadzenie w życie polityki wyzwolenia narodów ujarzmionych, mogło zakończyć się pełnym sukcesem, ale do tego potrzeba było determinacji i woli walki.  Przytaczałem tu już słowa Barbary Toporskiej, że zimna wojna była do wygrania, gdyż „mogła doprowadzić do upadku imperium sowieckiego od wewnątrz”.  Jej zdaniem, już sama groźba interwencji wystarczyłaby do pchnięcia sowieckiego kolosa w przepaść.  Ale groźba taka musiałaby być wiarygodna, to znaczy poparta autentyczną siłą i niekłamaną wolą jej użycia.  Tymczasem w realnej sytuacji roku 1956, członkowie sowieckiej wierchuszki prędko zrozumieli, że nie muszą się niczego obawiać.  Mogli sobie pozwolić na „liberalizację” i prędko dokręcić śrubę; mogli się zdecydować na krwawe stłumienie rewolty jako nauczkę na przyszłość.

Gdyby wszystkie sekcje RFE rzeczywiście miały możność wywołania powstań we wszystkich państwach ujarzmionych, to powinny były dążyć do tego jednocześnie, bo takie było ich raison d’être.  Nie miały żadnego innego zadania, a tylko „przyczynienie się do wyzwolenia narodów uwięzionych za Żelazną Kurtyną”.  W rzeczywistości jednak, nawet Głos Wolnych Węgier nie miał takiego rządu dusz, ale pomimo to, redaktorzy węgierskiej sekcji zrobili wszystko co w ich mocy, by przyczynić się do wyzwolenia ich ojczyzny.

Błędem nie była zimna wojna, tylko wielka spółka, która trwa do dzisiaj.  Błędem nie były audycje Głosu Wolnych Węgier, tylko audycje rozgłośni polskiej RFE.  Polityka wyzwolenia nie była pomyłką.  Strasznym błędem było natomiast zastąpienie jej pustą retoryką wyzwolenia.  Zbożna chęć podtrzymania nadziei wśród ludów ujarzmionych nie była niczym nagannym, ale w konsekwencji, zbrodnią było pozostawić zniewolonych samym sobie, gdy próbowali to jarzmo zrzucić.

Dowódca grupy Corvin, Gergely Pongrátz, któremu udało się uciec na Zachód, powiedział kiedyś: „Ameryka nas sprzedała.  Obiecano nam pomoc, ale żadna pomoc nigdy do nas nie dotarła”.  Jest to chyba adekwatne epitafium dla Europy Wschodniej w ogóle.

A ci nieliczni na Zachodzie, którzy widzieli zagrożenie komunistyczne i, z dobrze pojętego własnego interesu, pragnęli pomóc ludom Europy wschodniej, jak na przykład Frank Wisner, też źle skończyli.  Wisner przypłacił klęskę powstania zdrowiem i życiem.  Podobnie jak wielu Węgrów, Wisner spodziewał się amerykańskiej interwencji na Węgrzech.  Kiedy zrozumiał, że o żadnej militarnej akcji mowy nawet być nie może, poczuł się zdradzony, ale co gorsza, zrozumiał, że to on sam przyczynił się do zdrady tylu odważnych ludzi.  Żalił się potem przyjaciołom, że miliony wydane na propagandę RFE miały na celu wzniecenie rewolty przeciw sowieckiej władzy, a kiedy wybuchła, nie zrobiono nic.  W grudniu 1956 roku, Wisner doznał załamania nerwowego.  Leczono go elektrowstrząsami, które doprowadziły go do stanu maniakalno-depresyjnego.

Po nieudanym powrocie do pracy w CIA, Wisner popełnił samobójstwo w 1965 roku.  Wedle wspomnień przyjaciół, klęska powstania i porzucenie celów zimnej wojny, były przyczyną jego choroby.  Dla lewicowych krytyków Agencji, jest on klasycznym przykładem „wariata u steru”, który prowadził Amerykę ku niebezpiecznej konfrontacji z wielkim sojusznikiem Stanów Zjednoczonych – „Rosją”.

***

Moje zainteresowanie powstaniem węgierskim wzięło się z przekonania, że ogromna większość wschodnioeuropejskich buntów przeciw sowieckiej władzy, była w istocie sowiecką prowokacją.  Bliższa analiza wskazała, że powstanie miało ogromny wpływ na ewolucję polityki Zachodu wobec sowietów, ale co najważniejsze, stało się katalizatorem dla skrystalizowania nowej, długofalowej strategii sowieckiej, opisanej szczegółowo przez Anatolija Golicyna.

Marginalny pozornie aspekt wydarzeń w Budapeszcie – stanowisko zajęte przez sekcję węgierską Radia Wolna Europa i jednoznaczne jego potępienie przez współczesnych autorów, jak Gati i Sebestyen – okazało się symptomatyczne dla postawy ideowej, która od 60 lat z górą dominuje myślenie o sowietach i Rosji, o Europie Wschodniej i o komunizmie.

Dla polskiego czytelnika, najbardziej zaskakująca może się okazać chyba konkluzja, wynikająca z porównania polskich i węgierskich zachowań wobec sowieckiej okupacji.  W Polsce, Episkopat i kardynał Wyszyński pragnęli i osiągnęli ugodę z komunistami, gdy kardynał Mindszenty pozostał do dziś symbolem nieugiętego oporu wobec bolszewickiego bezbożnictwa.  Liczna i potężna powojenna emigracja polska przyjęła prl za państwo polskie, a Gomułkę za „dobrego Polaka”; sekcja polska RFE szła w awangardzie tej akceptacji.  Nieliczna i słaba w porównaniu, emigracja węgierska stanęła na linii bezwzględnego oporu i wyrazem tej postawy było bezkompromisowe zachowanie Głosu Wolnych Węgier przed wybuchem powstania i w czasie jego przebiegu.  I wreszcie prawie jednocześnie z walkami wokół kina Corvin, setki tysięcy Polaków gardłowało „Wiesław! Wiesław!” na placu komunistycznych defilad pod pałacem Stalina w Warszawie.  Czy można sobie wyobrazić większy kontrast?

Ale nie koniec na tym.  Bo nasuwa się oczywiste pytanie: czy te przeciwstawne podejścia miały jakiekolwiek trwałe konsekwencje?  Niestety nie znam współczesnych Węgier, więc nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć.  Być może grzeszę tu niepoprawnym romantyzmem, ale chciałbym wierzyć, że wola oporu wobec sowieckiego okupanta pozostawiła jakiś ślad w węgierskim społeczeństwie.

______

  1. Ten i następne cytaty pochodzą z artykułu „Wielkie tabu i drobne fałszerstwa”, w tomie pod tym samym tytułem, Londyn 2015. Artykuł ukazał się w kwietniu 1972 w londyńskiej Rzeczpospolitej Polskiej.
  2. Ten i następne cytaty pochodzą z artykułu „Międzynarodowy Kongres w Lucernie”, Wielkie tabu i drobne fałszerstwa, op. cit. z maja 1974.
  3. „Nie chodzi o środki, chodzi o Zasadę”, Wielkie tabu i drobne fałszerstwa, op. cit. Artykuł został napisany po rosyjsku i opublikowany w wielu emigracyjnych pismach rosyjskich w 1976 roku. Przekład polski, pióra Niny Karsov, ukazał się po raz pierwszy w 24 tomie Dzieł.
  4. „O nadziejach i beznadziejnościach”, Droga Pani…, Londyn 2012

4 Comments (Open | Close)

4 Comments To "Powstanie węgierskie i Radio Wolna Europa. Część XI i ostatnia"

#1 Comment By Łukasz Kołak On 2 stycznia 20 @ 9:57

Odnoszę wrażenie, że wydarzenia z 1956 roku były dla Węgrów tym czym dla Polaków powstanie warszawskie i jego następstwa. Węgry zsowietyzowano skutecznie 11 lat później niż Polaków…

#2 Comment By michał On 2 stycznia 20 @ 10:15

Być może. Ale niech Pan poczyta Maraia, a zobaczy Pan, że jakkolwiek wojna była dla Węgrów bardzo krótka, to jednak tych parę lat było niezwykle traumatyczne. Rządy Strzałokrzyżowców, a potem długotrwała bitwa o Budapeszt były koszmarne. Poza tym proszę pamiętać, że Węgrzy byli po stronie Niemiec w wojnie, więc nie było dla nich sympatii znikąd, gdy się wojna skończyła. Nie jestem więc do końca przekonany, że powstanie roku 1956 jest odpowiednikiem powstania warszawskiego. To są jednak inne okoliczności.

#3 Comment By Łukasz Kołak On 2 stycznia 20 @ 10:33

W każdym razie skutki okazały się, wg mnie. podobne. Dzisiejsze Węgry, jak Polska to część noesowiecji.

#4 Comment By michał On 2 stycznia 20 @ 10:39

Znowu, prawdopodobnie ma Pan rację, ale zróżniczkowałbym to jednak.

Pomimo tych ogromnych różnic w roku 1956, które najlepiej uosabia porównanie dwóch Kardynałów, Mindszentyego i Wyszyńskiego, nie było wielkiej różnicy między Węgrami Kadara i prlem. Natomiast Orban to jest bardziej skomplikowane zjawisko, którego nie podejmuję się przeanalizować. Jego prosowiecka postawa wydaje mi się wynikać ze świadomości, że nie ma żadnych sojuszników w Europie, ale to jest bardzo krótkowzroczne.


Article printed from : https://wydawnictwopodziemne.com

URL to article: https://wydawnictwopodziemne.com/2017/05/31/powstanie-wegierskie-i-radio-wolna-europa-czesc-xi-i-ostatnia/

Copyright © 2007 . All rights reserved.