- - https://wydawnictwopodziemne.com -

Bolo Liquidation Club V Sidney Reilly

Posted By admin On 17 września 17 @ 6:58 In Michał Bąkowski | No Comments

Nad ranem 31 sierpnia, w kilka godzin po zamachu niewidomej na Lenina, zanim jeszcze lekarze zdołali dotrzeć na Kreml, by ratować rzekomo ciężko rannego przywódcę rewolucji, Dzierżyński i Peters aresztowali Lockharta i Mourę Budberg.  Pierwsze pytanie zadane im przez Petersa, brzmiało: Gdzie jest Reilly?  Dokonano wielu rewizji i aresztowań, ale Reilly zniknął.  W rzeczywistości wyruszył dwa dni wcześniej do Pietrogradu, by tam omówić szczegóły planowanego przewrotu z kapitanem Francisem Cromie.  Cromie sprawował funkcję attaché do spraw floty przy byłej ambasadzie brytyjskiej w Pietrogradzie (Zjednoczone Królestwo nie uznało bolszewickiego przewrotu), ale de facto był szefem wywiadu brytyjskiego w północnej Rosji, a jako taki był zwierzchnikiem Reilly’ego.  Mieli się spotkać 31 sierpnia, ale do spotkania nie doszło, gdyż tego dnia rano, budynek byłego poselstwa został otoczony przez czekistów.  Cromie bronił się z bronią w ręku i został zamordowany, a jego ciało wyrzucono przez okno.

W następnych dniach, Prawda ogłosiła na świat cały „spisek Lockharta i anglo-francuskich bandytów” na życie Lenina.  Za Reillym rozesłano listy gończe.  Aresztowano osiem kobiet, które podawały się za jego żony.  Po tygodniach spędzonych w ukryciu, między innymi w kontakcie z Hillem, którego czekiści nie łączyli ze „spiskiem Lockharta”, Reilly zdołał w końcu wydostać się z sowdepii i, poprzez Estonię, Finlandię i Szwecję, dotarł do Londynu w listopadzie (trwała nadal wojna światowa i poruszanie się po Europie nie było łatwe).  Lockharta wymieniono wkrótce na aresztowanego w Londynie Litwinowa, niektóre z kochanek Reilly’ego rozstrzelano, a Moura Budberg została agentką Petersa.  Gdy Reilly podejmował Lockharta i Hilla w londyńskim Savoyu, to jednocześnie DeWitt Poole, pełniący do niedawna obowiązki konsula amerykańskiego w Moskwie, wskazał na niego jako prowokatora i bolszewickiego agenta.  Tego rodzaju posądzenia będą się odtąd ciągnąć za Reillym aż do jego śmierci w łapach gpu – ale i dalej, aż do dziś.

Robert Service obszernie pisze o podejrzeniach pod adresem Sidneya Reilly, że był podwójnym agentem.  Oprócz trudnych do wyjaśnienia ucieczek, nie ma jednak żadnych poszlak przeciw niemu.  DeWitt Poole nie miał także żadnych dowodów przeciw Reilly’emu poza oczywistością, że go nie aresztowano.  Service uważa, że Reilly był motywowany wyłącznie osobistą chciwością i jako taki nie mógł być godnym zaufania podwójnym agentem, co wydaje mi się podwójnie niesłuszne.  Po pierwsze dlatego, że nikt nigdy nie może całkowicie ufać podwójnemu agentowi – nigdy.  Ale po drugie, osobista chciwość agenta może być w kontekście dobrą wskazówką, bo nigdy nie wiadomo, co może strzelić do głowy ideowemu agentowi.  Jednak w wypadku Reilly’ego, jego ideowa nienawiść do bolszewizmu nie mogła podlegać wątpliwości, między innymi dlatego, że jej najlepszym dowodem jest użycie przez niego własnej fortuny do walki ze znienawidzonym reżymem.  I tak postępował człowiek, który był bez wątpienia „osobiście chciwy”.

Service konkluduje przekonująco, że antybolszewicka aktywność Reilly’ego – bezustanne tyrady przeciw polityce Lloyd George’a, czynne wspieranie kontrrewolucji, jawne wystąpienia przeciw sowdepii itp. – stanowią wystarczający dowód jego lojalności.  Trudno sobie wyobrazić, żeby pozwolono agentowi na zachowanie tak całkowicie przeciwne jasno postawionym celom bolszewików, i na każdym kroku torpedujące wszelkie ich wysiłki, w czasach, gdy sownarkom próbował nawiązać stosunki dyplomatyczne i handlowe z Anglią.

W międzyczasie, Hill i Lockhart, Stephen Alley i Rex Leeper, wszyscy poparli Reilly’ego i byli gotowi osobiście ręczyć za jego lojalność, toteż już w grudniu 1918 ‘C’ posłał go z powrotem do Rosji.  Plon jego dotychczasowej działalności w Rosji był w zasadzie żaden, Lenin zdołał nawet wykorzystać knowania Reilly’ego dla swoich celów i umocnić bolszewicką władzę poprzez wprowadzenie bezwzględnego terroru.  Reilly czuł się winny, czuł się dłużnikiem Rosji, uważał za swój obowiązek przyczynienie się do obalenia bolszewizmu.  Jego raporty z Odessy, gdzie był nieformalnym brytyjskim „łącznikiem” przy armii Denikina, uderzają przede wszystkim trafnością przewidywań.  Siła krasnej armii wzrastała, ale czerwoni mogli być pokonani, jego zdaniem, przez zdyscyplinowane i dobrze wyposażone wojsko.  Ostrzegał, że „byłoby fatalne w skutkach dla Rosji, i prawdopodobnie także dla Europy, gdyby ten cel [obalenie sowietów] nie został osiągnięty przed latem następnego roku” czyli przed latem 1920, gdy czerwona lawina rzeczywiście runęła na Europę.  Reilly nazywał bolszewizm w swych raportach „największym zagrożeniem dla cywilizacji ludzkiej”.

Na początku 1919 roku Hill i Reilly znaleźli się w Paryżu, jako „eksperci od spraw rosyjskich” przy brytyjskiej delegacji na konferencję wersalską.  Prędko zwąchali, że Lloyd George i prezydent Wilson przygotowują się do formalnego uznania bolszewii, więc zwrócili się do Wickhama Steeda, który opublikował ostro sformułowane exposé, oskarżając o zdradę każdego, kto „pośrednio lub bezpośrednio akredytowałby Zło zwane bolszewizmem”.  Lloyd George wycofał się ze swych planów (tłumacząc się wrogą postawą prasy), ale tylko tymczasowo.  Niestety, Reilly nie stosował tych samych zasad wobec samego siebie i w przyszłości nie miał żadnych zastrzeżeń wobec robienia ciemnych interesów z Leonidem Krasinem, sowieckim przedstawicielem handlowym w Londynie.

Od listopada 1919 odbywały się w Savoyu Bolo Liquidation Lunches, Obiady na rzecz Likwidacji Bola.  Wszyscy ich uczestnicy mieli bezpośrednią znajomość Rosji, dzięki czemu rozumieli potworność bolszewickiego zagrożenia.  Zaraza krążyła po Europie i tylko z wielkim trudem opanowano rewolucyjne ekscesy w Niemczech i na Węgrzech.  Jeden Churchill, wśród zachodnich polityków, nie owijał w bawełnę i nazwał Bélę Kuna „kolejnym grzybem, który wyrósł w ciemnościach”, ale ton w latach powojennych nadawali raczej politycy, którzy pragnęli porozumienia z bolszewią.

W tym samym czasie, Reilly uknuł razem z Karolem Jaroszyńskim tzw. intrygę bankową, o której pisałem już w części I [1].  W grudniu 1919 napisał Memorandum skierowane do brytyjskich sfer rządowych, a zatytułowane Rosyjski problem, w którym postulował plan oswobodzenia Rosji.  W pierwszym punkcie memoriału stawiał autor postulat: „Obalenie bolszewików siłą, gdyż żadna inna skuteczna metoda nie jest do pomyślenia.”  Kładł nacisk na konieczność współdziałania Białych z Polską, Finlandią i innymi państwami granicznymi, których współpracę mógł zagwarantować tylko udział zachodnich aliantów w negocjacjach.  Znając wszakże sytuację z bliska, będąc świadomym wzajemnych niechęci, zadrażnień i nieufności, Reilly domagał się także, by mocarstwa zachodnie gotowe były do wywarcia „gospodarczego nacisku” na nowo powstałe państwa, gdyby to się okazało konieczne dla pokonania bolszewików.  Przebieg wojny polsko-bolszewickiej potwierdził jego przewidywania, że koordynacja działań Białych kontrrewolucjonistów i młodych państw ościennych, będzie trudna do osiągnięcia.

W październiku 1920 roku Reilly znalazł się w Warszawie i tu współpracował blisko z Paulem Dukesem, a zwłaszcza z Borysem Sawinkowem, którego znał dobrze z Moskwy.  W grudniu (a bardziej prawdopodobnie w listopadzie) tegoż roku wziął udział w wypadzie zbrojnym na Białoruś sowiecką z oddziałem generała Bułak-Bałachowicza, do czego otwarcie przyznał się w wiadomości przesłanej do Londynu, a co z kolei stało się przyczyną odwołania go z placówki warszawskiej.  Reilly pragnął otwartej walki z bolszewią i szukał aktywnych sojuszników w swych zabiegach.  Coraz trudniej było ich znaleźć w brytyjskiej tajnej służbie albo w młodym państwie polskim.  Już wkrótce Sawinkow został wyproszony z Polski, a Reilly zajął się wówczas finansowaniem organizacji Sawinkowa.  W tym celu zdecydował się nawet na sprzedaż kolekcji memorabiliów napoleońskich, które zbierał od lat, i użył tak zdobytych funduszy na walkę z bolszewią.  Ale im bliższa była jego współpraca z Sawinkowem, tym bardziej stawał się podejrzany dla brytyjskiego wywiadu.  W tajnym liście z 1922 do placówki wiedeńskiej, ‘C’ pisał, że Reilly „jest bardzo inteligentny, z pewnością nie jest anty-brytyjski i autentycznie działa przeciw bolszewikom, jak może”, ale ufać mu nie można.  W zmienionej sytuacji politycznej, gdy wszyscy na wyścigi pragnęli nawiązać kontakty z sowdepią, ludzie pokroju Hilla, Dukesa czy Reilly’ego nie byli już potrzebni.  Wszyscy trzej odeszli z Secret Intelligence Service (SIS).

Agentura

Tymczasem sowiecka agentura na Zachodzie rosła.  Bolszewicy uczyli się na własnych błędach.  Postać tej agentury była różnorodna: od oczywistych agentów, jak John Reed i jego żona, do subtelnych agentów wpływu, jak Lord Bertrand Russell czy John Maynard Keynes, aż do ukrytych podwójnych agentów jak Arthur Ransome.  Jej cele były na pozór beznadziejnie sprzeczne: rozprzestrzenianie rewolucji i agitowanie za uznaniem sowietów – jednocześnie.  W pierwszym rzędzie, agenci wpływu domagali się formalnego uznania „państwa robotników i chłopów”, ale być może ważniejsze było dla nich przyjęcie, że sowdepia jest normalnym państwem, z którym można handlować, wchodzić w umowy, traktować jak partnera.  Równie ważne było jednak propagowanie rewolucji na cały świat.  Sprzeczność oczywista: chcieli jednocześnie podminować kapitalizm i podpisywać umowy z kapitalistami.  Ale sprzeczności nigdy nie martwiły komunistów.  Lenin i spółka kwitli wśród dialektycznych sprzeczności i zacierali łapki na myśl, że „kapitaliści sprzedadzą im sznur, na którym zostaną powieszeni”.  Podrzędnym celem agentury było rozbicie partii socjalistycznych na frakcje w celu zwerbowania świeżych kandydatów do komunizmu pośród socjalistów.  Ci sami agenci grali często obie role: ze smakiem podsycali wrzenie i społeczne tarcia, a jednocześnie uspokajali biznesmenów.  Np. Krasin, sowiecki negocjator w Londynie, był także kurierem (przywiózł 7 milionów rubli w złocie i klejnotach do Londynu, gdzie użyto ich dla agitacji i propagandy rewolucyjnej), dyplomatą (negocjował umowy handlowe), agitatorem i aktywistą, gdy tego było trzeba.  Gdy w 1927 roku Special Branch dokonała rewizji w biurach założonej przez Krasina „spółdzielni anglo-rosyjskiej” (Arcos), to znaleziono tam materiały propagandowe i dowody na działalność szpiegowską równocześnie.  Ludzie jego pokroju byli zawsze gotowi pomóc kapitalistom robić miliony (i zarobić na boku), byle tylko sami pozostali blisko władzy.

Sownarkom bezpośrednio finansował codziennego szmatławca londyńskiego pt. Daily Herald (prekursora The Sun), co z czasem wyszło na jaw, ale nie zaszkodziło ani sowieciarzom, ani lewicy, ani nawet gazecie.  Już wówczas zaczął się na Zachodzie, pokutujący do dziś pogląd, że „lud rosyjski wybrał komunizm”, więc trzeba uszanować ten wybór.  Ale jeśli mu tylko pokazać liberalny kapitalizm, którego nie zaznał „pod carskim knutem”, to być może wybierze inaczej.  Lloyd George chciał w tym celu handlować: pieniądze i dobra, zachodnie wyroby i dobrobyt przekonać miały wątpiących.  Ale czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach, kiedykolwiek sądził, że komunizm zapewni mu dobrobyt?  Tylko zsowietyzowani ludzie mogą tak sądzić, ale oni nie są przy zdrowych zmysłach.

Obok, czy może raczej w cieniu, agentury oficjalnej, zaistniała jeszcze skomplikowana gra wywiadów prowadzona przez Dzierżyńskiego, która przeszła do historii pod nazwą Operacji „Trust”.  Jej cele pogłębiały sprzeczności wyłożone powyżej: Trust miał przekonać siły antybolszewickie, że władza sowiecka jest na ostatnich nogach i że potrzeba tylko wielkiego przywódcy, by zmobilizować ogromną organizację monarchistyczną wewnątrz Rosji do działania.  Ale równocześnie, jakiekolwiek gwałtowne działania mogłyby tylko wzmocnić reżym, a osłabić rosnący organicznie opór.

Na początku 1924, Reilly’ego odwiedził tajemniczy Mr Warner, który przedstawić się miał jako Drebkow z tejże „Monarchistycznej Organizacji Rosji Środkowej”, i zaproponował mu przywództwo powstania.  Reilly był w złym stanie zdrowia, a jego sytuacja finansowa stawała się coraz gorsza, pomimo kolejnego małżeństwa z bogatą wdową, więc tymczasowo odmówił, choć nie skrywał zainteresowania, a wręcz ekscytacji nowymi możliwościami.  Tego samego dnia miała mieć miejsce tajemnicza próba porwania żony Sidneya, Pepity.  Pepita Bobadilla podawała się za arystokratkę z Ameryki Łacińskiej, ale była w rzeczywistości angielską aktoreczką kabaretową.  Zdołała wyjść bogato za mąż, za staruszka, któremu zmarło się po kilku miesiącach małżeństwa – była więc idealną parą dla Sidneya.  Historia jej porwania jest poddawana dziś w wątpliwość, ponieważ nie ma żadnego oficjalnego raportu na ten temat, a jednak coś musiało się wydarzyć, gdyż Pepita napomykała w listach do siostry o strasznych ludziach, z którymi walczy Sidney, a którzy nie cofną się przed niczym, „jak wykazały wczorajsze wydarzenia”.  Wedle opisu Pepity, kiedy Reilly wrócił do domu po odprowadzeniu Drebkowa na stację, zastał dom pusty.  Po chwili, nieznajomy zapukał do drzwi i oznajmił, że jego żona została potrącona przez automobil i zabrana do szpitala.  Zanim jednak zdołał wyjść z domu, zadzwoniła Pepita i opowiedziała następującą historię: krótko po wyjściu Reilly’ego i Drebkowa, nieznajomy zapukał do drzwi i oznajmił, że jej mąż został potrącony przez samochód i zabrano go do szpitala.  Zaproponował, że ją natychmiast podrzuci do szpitala, ale w aucie została uśpiona.  Obudziła się w jakiejś aptece i natychmiast zadzwoniła do domu.  Cała historia brzmi nieprawdopodobnie, ale zważywszy, że były to wczesne lata działalności czekistów na Zachodzie, być może coś w niej jednak jest: mogła to być na przykład nieudaczna próba zastraszenia zajadłego wroga.

Niemal jednocześnie z wizytą Drebkowa u Reilly’ego, z podobną ofertą zwrócono się do Sawinkowa, który podzielił się wiadomością tylko z Paulem Dukesem i już 20 sierpnia przekroczył granicę sowiecką, gdzie został natychmiast aresztowany przez jednego z szefów gpu, Romana Pilara, zresztą bliskiego powinowatego Józefa Mackiewicza.  Proces i publiczne pokajanie się Sawinkowa wprowadziło Reilly’ego w stan skrajnej irytacji.  Początkowo bronił swego przyjaciela na łamach prasy brytyjskiej, twierdząc, że Sawinkow nie mógł się zachować tak nikczemnie przed bolszewickim trybunałem, po czym, postawiony wobec treści raportów niezależnych świadków zeznań byłego terrorysty, napisał, że swym zachowaniem „Sawinkow wymazał swe imię z honorowej listy członków ruchu antykomunistycznego”.

Jego byli przyjaciele i zwolennicy ubolewają nad tym strasznym i niechlubnym upadkiem, ale ci pośród nas, którzy w żadnych okolicznościach nie będą współpracować z wrogami ludzkości, są skonsternowani.  Moralne samobójstwo ich niedawnego przywódcy jest dla nich dodatkową zachętą, by zewrzeć szeregi i walczyć dalej.

Nie znano jeszcze wówczas poziomu samobiczowań, do jakiego zejdą w przyszłości oskarżeni w niegodnym spektaklu moskiewskich procesów pokazowych, toteż pokajanie się Sawinkowa było wielkim szokiem dla wszystkich, a zwłaszcza dla jego przyjaciół.  Ale Churchill w liście do Reilly’ego, doradzał mu więcej wyrozumiałości, gdyż nikt nie może wiedzieć, jak zachowa się w takiej sytuacji, a nie było wiadomym, na jakie próby został wystawiony wielki Borys Sawinkow.

List Zinowiewa

W październiku 1924 roku upadł pierwszy lejburzystowski rząd Zjednoczonego Królestwa pod wodzą Ramsaya MacDonalda.  Na kilka dni przed wyborami do Parlamentu, The Daily Mail opublikowała list od tow. Zinowiewa, podówczas szefa kominternu, do szefa brytyjskiej kompartii, nawołujący do rewolucji w Wielkiej Brytanii.  List zawierał m.in. zdania na temat regulacji stosunków między sowietami i Zjednoczonym Królestwem, która wedle autora przyczynić się miała do zrewolucjonizowania proletariatu i „rozwinięcia idej leninizmu w Anglii i w koloniach”.  Ponieważ MacDonald domagał się normalizacji stosunków z sowietami, list był dla niego źródłem zakłopotania, toteż Lejburzyści przegrali wybory (które najprawdopodobniej przegraliby i bez listu).

Zinowiew i komintern zdołali w miarę łatwo wykazać, że list był fałszerstwem.  I odtąd zaczęły się poszukiwania autorów podróbki.  Pierwsze podejrzenie padło na Sidneya Reilly.  Reilly był zaiste ekspertem w tej dziedzinie, jak wiemy z historii Manuskryptu Wojnicza,* ale warto tu także przytoczyć interesującą aferę związaną z tzw. dokumentami Sissonsa.  Brytyjscy agenci w Moskwie zakupili w 1918 roku, zestaw dokumentów, dowodzących, że przywódcy bolszewiccy byli płatnymi agentami Niemiec.  Reilly i Hill stwierdzili po wstępnych oględzinach, że wszystkie dokumenty, które pochodzić miały z różnych miejsc i dat, pisane były na jednej maszynie do pisania.  A jednak zamiast je zniszczyć jako nieudolne fałszerstwo, sprzedali komplet Edgarowi Sissonsowi z American Information Service, wczesnej formy amerykańskiego wywiadu.  Publikacja papierów Sissonsa w amerykańskiej prasie wywołała burzę.  Mamy tu znakomity przykład metod działania Reilly’ego.  Miał jednocześnie oko na kompromitację bolszewii, ośmieszenie konkurencji i zarobienie paru groszy.

Wracając do Listu Zinowiewa, warto podkreślić, że jego tekst zawierał określenia i stwierdzenia całkowicie zgodne z polityką sowiecką, a często żywcem wzięte z deklaracji kominternu oraz samego Zinowiewa.  Mówił np. otwarcie na zjeździe kominternu, że należy uczynić Wyspy Brytyjskie naczelnym celem agitacji i propagandy rewolucyjnej – i być może dlatego fałszywy list był tak udaną prowokacją.  Nie ma niestety żadnych dowodów na udział Reilly’ego w fałszerstwie, choć najprawdopodobniej był on jedną z wielu osób zaangażowanych w przekazywaniu listu z rąk do rąk, dla jego uwiarygodnienia.

_______

* W ostatnich tygodniach, Nicholas Gibbs zaproponował rozwiązanie zagadki Manuskryptu Wojnicza („Voynich manuscript: the solution”, Times Literary Supplement, September 5, 2017).  Wedle jego ustaleń, manuskrypt jest niepełnym herbarium, w którym brak indeksu.  Indeks miałby uczynić jasnym, to co jest dla dzisiejszego czytelnika kompletną łamigłówką.  Dodatkową trudność mógł stworzyć główny przedmiot herbarium, który Gibbs określa jako „remedia na choroby kobiece”.  Manuskrypt wychwala kąpiele i terapię wodną, astrologię i temu podobne średniowieczne sztuki.  Ale największym problemem w rękopisie Wojnicza był nieznany alfabet i nieznany język.  Gibbs utrzymuje, że tekst napisany został przy pomocy łacińskich „znaków ligatur”, które reprezentują słowa i skróty słów, a nie litery; jest to więc coś w rodzaju wczesnej wersji stenografii.  Brak indeksu tłumaczy trudności w odczytaniu tekstu, gdyż zdaniem Gibbsa, indeks podawał zarówno chorobę, jak i nazwy składników w recepturach, nie było więc potrzeby powtarzać tych samych informacji na poszczególnych stronach rękopisu.  Mamy zatem do czynienia z herbarium wypełnionym przepisami na kąpiele, toniki, olejki, maści, nalewki i środki czyszczące.  Prawdę mówiąc, bardziej podobała mi się hipoteza, że Michał Wojnicz i Szlomo Rozenblum napisali na średniowiecznych kartkach jakieś banialuki, które od lat męczą kryptologów.


Article printed from : https://wydawnictwopodziemne.com

URL to article: https://wydawnictwopodziemne.com/2017/09/17/bolo-liquidation-club-v-sidney-reilly/

URLs in this post:

[1] części I: http://wydawnictwopodziemne.com/2016/04/23/bolo-liquidation-club/

Copyright © 2007 . All rights reserved.