- - https://wydawnictwopodziemne.com -

Niektórzy nazywają to „upadkiem komunizmu”. Część V

Posted By admin On 9 lipca 20 @ 11:07 In Michał Bąkowski | No Comments

„Silna etyka kapitalistyczna”

Nikołaj Patruszew prowadził w leningradzkim kgb oddział walki z przemytem, w tym samym czasie gdy ludzie Putina prowadzili walkę o kontrolę portu dla bardziej skutecznego przemytu.  W 1994 roku bandyci z Tambowa wraz z ludźmi Putina opanowali sytuację, Patruszew przeniesiony został do Moskwy, gdzie zrobił prędko karierę w centrali kgb.  W sierpniu 99 zastąpił swego przyjaciela, Putina, jako szef fsb.  Wedle rozmówców Belton, Patruszew nie uważał Putina za swego szefa. – Interesująca myśl.  Czy aby nie oznacza ona, że Patruszew jest członkiem kolektywnego kierownictwa oraz, że był nim wcześniej niż Putin?  Według tych relacji, jest on człowiekiem prostym, dużo pije i klnie jak szewc, ale „łączy silną etykę kapitalistyczną, gromadzenia bogactw, z rozległą wizją przywrócenia rosyjskiej potęgi”.  Inny rozmówca dodaje:

Jest prostym człowiekiem, sowieckim człowiekiem starej szkoły.  Pragnie powrotu związku sowieckiego, tylko z kapitalizmem.  Widzi kapitalizm jako oręż.

Belton przytacza słowa anonimowych, sowieckich nieuków, więc chyba należy jej wybaczyć, że powtarza taki bełkot, ale trudniej zrozumieć, dlaczego zostawia to bez komentarza.  Co ma oznaczać „etyka kapitalistyczna”?  Zideologizowany język współczesności zawiera w sobie raczej dziecinne pojęcia słów „etyka” i „kapitalizm” (i to nie tylko w sowietach).  „Etyka” reprezentuje tu coś w rodzaju generalnej skłonności, a „kapitalizm” jest po prostu przeciwieństwem potwornej sowieckiej biedy, w jakiej wyrośli ci uprzywilejowani bolszewicy.  Własne mieszkanie, w którym nie trzeba dzielić komunalnej kuchni i łazienki, to już kapitalizm; jakiekolwiek zachodnie auto, byle nie Łada czy Żyguli, to już kapitalizm.  Pozycja, w której ma się własny apartament i zachodnie auto, to „etyka kapitalizmu”.

W głośnym filmie z lat 80., pt. Wall Street, Gordon Gekko, grany przez Michaela Douglasa, wypowiada słynne i często powtarzane słowa:

The point is, ladies and gentlemen, that greed, for lack of a better word, is good. Greed is right.  Greed works.  Greed clarifies, cuts through, and captures the essence of the evolutionary spirit.  Greed, in all of its forms – greed for life, for money, for love, knowledge – has marked the upward surge of mankind.

Słowa greed is good stały się symbolem zła kapitalizmu, a fikcyjna postać Gordona Gekko, jego uosobieniem.  Stało się tak głównie dlatego, że reżyserem filmu był hollywoodzki rezydent-marksista, Oliver Stone, i taki właśnie nadał wydźwięk swemu obrazowi.  Ale przecież nie trzeba być oczytanym w Das Kapital, by wiedzieć, że chciwość nie jest dobra: jest jednym z Siedmiu Grzechów Głównych, więc nie może być dobrem.  Bez wątpienia, chciwość jest wielką wadą, nacisk na zysk ponad wszelkie inne rezultaty działalności gospodarczej i z wyłączeniem wspólnego dobra, jest złą stroną kapitalizmu; ale kapitalizm, o czym już była mowa w poprzednich częściach, jest po prostu ogółem naturalnych stosunków między ludźmi w ich ekonomicznym aspekcie, nie jest więc z natury dobry ani zły, jest moralnie ambiwalentny.  Co rzekłszy, sam motyw zysku jest kluczową cechą kapitalizmu, ponieważ bez potencjalnych zysków nikt przy zdrowych zmysłach nie przedsiębrałby czegokolwiek.  W swych najlepszych przejawach, kapitalizm nagradza ludzką pomysłowość, przedsiębiorczość, zaradność i ciężką pracę; w najgorszych – jest loterią, wynagrodzeniem za przypadkową pozycję zajętą w dowolnym momencie.  (Obaj szampańscy socjaliści, Stone i Douglas, są multimilionerami, więc pytanie: za co nagrodził ich kapitalizm, którego tak nienawidzą?)

Cytat z Gordona Gekko jest przytaczany tak często, że rzadko kto pamięta, jaki jest jego kontekst w filmie.  Gekko przemawia przeciw dyrektorom firmy, której jest udziałowcem; występuje w obronie innych akcjonariuszy, którzy woleliby przecież zysk niż fundowanie w nieskończoność firmowych obiadków dla setek nieudolnych dyrektorów na ciepłych posadkach.  Nowym prawem ewolucji amerykańskiego kapitalizmu, mówi Gekko, jest dobór nienaturalny: ci, którzy są najmniej dostosowani, zajmują najwyższe stanowiska.

I wszyscy jesteście po królewsku rżnięci przez tych… tych biurokratów, z ich befsztykami, ich polowaniami i wycieczkami na ryby, ich firmowymi odrzutowcami i złotymi spadochronami.

W tym dekadenckim stadium, kapitalizm przeradza się w swe przeciwieństwo, w socjalizm.  Nie jest wówczas poddany presji konkurencji, jest wolny od ciśnienia rynku, od nacisków ze strony właścicieli czyli akcjonariuszy, jest bezwładny, działa tylko siłą inercji.  Wielkie korporacje w takim stanie niewiele doprawdy różnią się od wielkich państwowych firm sowieckich.  Ich dyrektorzy są tylko zarządcami i interesuje ich wyłącznie ciepła posadka.  Jakkolwiek by nie patrzeć na postać Gordona Gekko, a ja patrzę na takich ludzi z mieszaniną pogardy i obrzydzenia, to trzeba podkreślić, że on występował właśnie przeciwko pasożytom kapitalizmu, których znakomitym uosobieniem są ludzie Putina.  W jakim więc sensie wyznają oni „etykę kapitalistyczną”?

Wiktor Iwanow i Igor Sieczin, zostali przywiezieni na Kreml wraz z bagażem Putina.  Iwanow zastąpił Patruszewa w „walce z leningradzkim przemytem”, która sprowadzała się do ułatwiania gangsterom życia.  Sieczin, jako sekretarz Putina, był odpowiedzialny za noszenie jego walizek, za dostęp do niego oraz za branie łapówek – 10 tysięcy dolarów za koncesję było bieżącą stawką w latach 90. – w zgodzie z „kapitalistycznym etosem”.  Sieczin jest dziś dyrektorem państwowej firmy naftowej, Rosnieft.  Jest dyrektorem, nie właścicielem, a jego roczna pensja przed sześciu laty wynosiła 17 i pół miliona dolarów rocznie.  Kogo więc przypomina Sieczin?  Gordona Gekko czy gnuśnych dyrektorków?

Belton jest zdania, że Putin miał wprowadzić w życie plan Andropowa, ale odszedł od niego, ponieważ jego siłowiki chcieli użyć gospodarki dla odrestaurowania potęgi państwa, a potem obrócić ją przeciw Zachodowi, zwłaszcza przeciw Ameryce.  Nie widzę w takim razie, w jaki sposób odeszli od projektu Andropowa.  Rozwój gospodarki był im koniecznie potrzebny, by osobiście nagromadzić bogactwa, ale potężna gospodarka rosyjska równała się w ich oczach potężnemu państwu, a wówczas nic już nie stało na przeszkodzie, by obrócić nagromadzone środki w celu destabilizacji i zniszczenia Ameryki – czy nie taki był oryginalny plan Andropowa?

A jednak rola Patruszewa w tej rozgrywce, jako ideowego rycerza zimnej wojny, jest chyba istotna.  Patruszew jawi mi się teraz, jako stróż młodego kandydata na prezydenta.  Dla przykładu, kiedy Putin został premierem, to domagał się, żeby Czerkiesow został jego następcą w fsb, ale mu odmówiono.  Zastąpił go Patruszew, i to on był odpowiedzialny za akcję wysadzenia w powietrze bloków mieszkalnych, to on wrzeszczał na korytarzu, że minister spraw wewnętrznych chciał go osobiście skompromitować riazańską rejteradą, to on prowadził operację ukrycia winy kagiebistów.  Rozmówcy Belton przypisują mu wręcz intencję „związania Putina z prezydenturą przy pomocy krwi ofiar”, żeby nie mógł w przyszłości zrezygnować.  W późniejszych wydarzeniach, Patruszew także odegrał ważną rolę.  Nie można zatem wykluczyć, że Patruszew nadzorował Putina z ramienia kierowniczego kolektywu.

W tym samym czasie, Sergiej Pugaczow wyobrażał sobie, że to on opiekował się swoim nowym protegowanym na Kremlu.  W ciągu paru lat wydał 50 milionów dolarów, wykonując każde życzenie rodziny Putina, aż do zakupu sztućców włącznie, jak to wśród kapitalistów.  Kupował apartamenty dla nowych ludzi Kremla, po to by, jak dziś twierdzi, „uchronić ich przed korupcją”, choć chyba nie zdaje sobie sprawy, że jego intencje nie różniły się niczym od zamiarów innych oligarchów, przed którymi rzekomo „bronił Putina”.

Wszyscy razem, jelcynowscy magnaci i kagiebiści, stanęli nagle w samym sercu „rozprawy o nowe państwo”.  Co najmniej od 1994 roku, 20 miliardów dolarów rocznie opuszczało „wolną Rosję” i deponowane było w zachodnich kontach bankowych.  Belton wydaje się sugerować, że były to pieniądze oligarchów, z wyłączeniem pieniędzy wysysanych poprzez partyjno-czekistowski obszczak – mowa tylko o pieniądzach potentatów nie związanych bezpośrednio z kgb.  Nie mówimy więc o miliardach wysysanych poprzez port leningradzki, przez matrosa, sołdata, trejdera i szpiona, ale tylko o siedmiu oligarchach, do których należała połowa gospodarki sowieckiej.  Listy „siedmiu wspaniałych” bywają różne, niektóre zawierają Abramowicza, inne nie.  Belton nie podaje swojej listy, ale najczęściej mówi się o Bierezowskim, Gusinskim, Chodorkowskim, Potaninie, Fridmanie, Smolenskim i Awienie.  Fridman i Awien byli jednak wspólnikami w grupie Alfa, podobnie jak Abramowicz i Bierezowski byli wspólnikami.  Jakikolwiek był skład siódemki, to ich oskarża się o składanie miliardów w zachodnich bankach w czasach kryzysu finansowego, gdy „Rosja” przestała opłacać zaledwie 40-miliardową pożyczkę.  Rozprawa z nimi stała się następnym rozdziałem tej historii, a wówczas już nie mityczna „etyka”, ale pojęcia „państwa”, „kapitalizmu”, a nawet „demokracji” legły w centrum sporu.

Zbigniew Brzeziński i koncepcja państwa

Raport na temat dominacji oligarchów i wysysaniu pieniędzy, sporządził dla Putina znany nam już członek dacznej spółdzielni znad jeziora, Władymir Jakunin, który w banku Rossija robił dokładnie to samo, co Chodorkowski robił w swoim banku Menatep, tj. wysysał pieniądze.  Tylko że Jakunin robił to za zgodą Putina, a Chodorkowski takiej zgody nawet nie szukał.

Belton przytacza rozmowę między kagiebistami a Zbigniewem Brzezińskim podczas uroczystości inauguracji prezydenckiej.  Brzeziński wypowiedzieć miał słowa, których znaczenie chyba jej umknęło.

Jeżeli rzeczywiście, roześmiał się Brzeziński, jest prawdą, że rosyjskie elity trzymają tak ogromne sumy w zachodnich bankach, to czyje to są elity?!

Miliardy w zachodnim banku były dla Brzezińskiego namacalnym dowodem, że te elity należą do Zachodu, a nie do nowej Rosji, ponieważ zasadniczo nie ufają długoterminowym perspektywom tej „Rosji”, a polegają na praworządności i wiarygodności Zachodu.  Belton dostrzegła tylko podżegający efekt, jaki retoryka Brzezińskiego miała wywrzeć na kagiebistów.  W rzeczywistości jednak, pytanie Brzezińskiego otwiera kwestię roli państwa w działalności gospodarczej, stawia pytanie o stosunek państwa do rynku.

Adam Smith, pierwszy teoretyk kapitalizmu, sformułował regułę, że jedyną motywacją, która popycha jednostkę ludzką do działania, jest chęć poprawy jej własnych warunków bytu.  Między kołyską i grobem, rzadko tylko zdarzają się nam w życiu momenty całkowitej satysfakcji z naszej sytuacji, na ogół dążymy do jej zmiany na lepsze.  Konsekwentnie, w okolicznościach, gdy przedsięwzięcie jest z góry skazane na niepowodzenie, wyłącznie szaleńcy się za nie biorą.  Rola państwa polegać zatem musi na stworzeniu warunków, w których warto ryzykować, w których opłaca się brać-przed-się czyli podejmować gospodarcze działania.  Państwo musi więc zapewnić praworządność i wolność konkurencji.  Rządy prawa gwarantują przede wszystkim prawo posiadania, ale także wolność podejmowania takiej działalności, jaką się chce podjąć, a nie takiej, jakiej sobie życzy państwo.  Państwo ustanowić musi również wolność wymiany, a więc rynek, na którym wymienić można pracę za pensję, usługi za dobra, produkt za pieniądz itp.  Żaden z tych punktów nie był spełniony w dawnych sowietach i dosłownie żaden z nich nie jest spełniony w dzisiejszej Rosji.  A niektórzy nazywają to „upadkiem komunizmu”.

Kiedy Brzeziński postawił swym rozmówcom retoryczne – i sarkastyczne! – pytanie, to miał chyba na myśli ten właśnie zasadniczy punkt.  Jeżeli ludzie wywożą miliardy dolarów z waszego kraju, to nie są naprawdę „waszą elitą”, bo wam nie ufają.  Tymczasem kagiebiści widzieli jego słowa niemalże na odwrót, tj. jako zachętę do stworzenia warunków, w których będą mogli kontrolować oligarchów, ściśle ograniczać, co im wolno, a czego nie wolno robić, określić zakres ich własności i ich odpowiedzialności, by nie być już więcej narażonym na przytyki Polaczyszków w rodzaju Brzezińskiego.

Chodorkowski, poprzez swój bank Menatep i naftową firmę Jukos, robił to samo, co robili kagiebiści, ale wchodził w spółki z amerykańskimi bankami i firmami naftowymi.  Bierezowski i Abramowicz robili ze swoim Sibnieft dokładnie to samo, co Timczenko ze swoją naftową firmą, ale Bierezowski pokazał siłę niekontrolowanych mediów podczas kampanii wyborczej, kiedy zniszczył kandydaturę Primakowa.  A co jeżeli obróci się przeciw Putinowi?  Gusinski był jeszcze groźniejszy, bo był od początku przeciw Putinowi.  Tymczasem Fridman, licencjonowany przez kgb komsomolec, podobnie jak Chodorkowski, miał tyle instynktu samozachowawczego, by dokooptować do swego banku Awiena, wraz z jego kontaktami w kgb; a wśród dyrektorów subsydiarnych firm grupy Alfa w Gibraltarze, Belton znalazła nawet Franza Wolfa, syna Markusa „Miszy” Wolfa, wieloletniego szefa stasi.

To, co nazywamy popularnie „państwem”, nie istnieje naprawdę w sowieckich warunkach.  Nie spełnia żadnej roli państwa, nie ułatwia niczego, nie umożliwia, nie stwarza warunków rozwoju, a jest wyłącznie narzędziem w ręku rządzącej kliki.  Jak było za Stalina, tak samo i teraz, i pozostanie niezmiennie tak długo, aż ktoś wreszcie obali ten najgorszy z możliwych systemów.

Jaka była sowiecka koncepcja „państwa”?  Obawiam się, że jestem stronniczy w tym względzie, zwróćmy się więc do bardziej bezstronnego obserwatora.  W 1936 roku Élie Halévy, filozof, badacz angielskiego utylitaryzmu i bywalec w komunistycznej Moskwie, którego można z powodzeniem nazwać sympatykiem komunizmu, miał serię wykładów w Paryżu, w której odczytywał fragmenty książki opublikowanej dopiero po jego śmierci. [1] Praca głosiła zasadniczą jedność tyranii bolszewickiej i hitlerowskiej.  Halévy kładł nacisk na istnienie „aktywnej mniejszości” i „permanentnej konspiracji” w tego rodzaju systemach.

Formacja partii komunistycznej pozostała strukturą tajnej sekty, a jej najważniejszy organ, GPU, pozostaje siłą szturmową tajnej organizacji.  Partia obozuje w Rosji, podobnie jak faszyści we Włoszech i naziści w Niemczech, bez artylerii, bez floty, ale z całym aparatem policyjnym.

A w innym miejscu:

Kiedy znikło państwo, grupa uzbrojonych opryszków, związana wspólną wiarą, zadeklarowała, że to oni są Państwem: sowietyzm jest „faszyzmem”, co do joty.

Najważniejszym wkładem Halévy’ego jest identyfikacja „aktywnej mniejszości” i jej konspiracyjnych metod oraz auto-deklaracja utożsamienia się z państwem.  Osobiście, nazywam taką strukturę pseudo-państwem, ale, jak już wspomniałem, jestem stronniczy w tym względzie.  Te aktywne mniejszości – obojętne, czekiści, SA czy SS, irańska gwardia rewolucyjna czy czerwona gwardia Mao – nie interesują się funkcją państwa ani jego obowiązkami wobec obywateli.  Państwo jest dla nich wyłącznie narzędziem.  I nie inaczej jest z dzisiejszą Rosją.  Wąska grupa kagiebistów, skupiona wokół Putina i kilku wysokich oficerów kgb, jest tą aktywną mniejszością, która całkowicie przejęła aparat państwowy i używa go dla swych celów.  Ich metody są z gruntu konspiracyjne i współcześni nam kagiebiści, podobnie jak ich poprzednicy, nie ukrywają tego nawet.  A mimo to, niektórzy nazywają ich „postkomunistycznym tworem”, jak gdyby komunizm upadł.

I wreszcie ostatni element w tym koncercie niespełnionych życzeń, to rzekoma „demokracja”.  Na krótko po zwycięstwie Putina w wyborach prezydenckich, Borys Bierezowski udał się na rozmowy ze „swoim człowiekiem”, nowo zainstalowanym prezydentem, na Kremlu.  Przypomnijmy, że wielu obserwatorów było wówczas zdania, iż brutalna kampania przeciw Primakowowi, prowadzona w stacji telewizyjnej Bierezowskiego, przyczyniła się do triumfu Putina, co, mówiąc delikatnie, wydaje się niesłuszne.  Belton przytacza dwie wersje tego, co zaszło podczas spotkania.  Wersja pochodząca od ludzi bliskich Putinowi, utrzymuje tylko, że jeden z oligarchów został wydelegowany do rozmów na Kremlu, że posunął się do gróźb i aluzji, jakoby Putin nie mógł był wygrać wyborów bez poparcia i pieniędzy magnatów, i nie może ich wygrać w przyszłości, na co Putin miał odrzec: zobaczymy…  Wersja przyjaciół Bierezowskiego jest właściwie bardziej mrożąca krew w żyłach – i to wcale nie ze względu na złowróżbny ton Putina.  Miał on zaproponować Putinowi, że oligarchowie stworzą i opłacą opozycję, ale należałoby jak najprędzej ustalić, kto będzie prezydentem w 2004 roku.  Taka miała być propozycja ze strony „demokratów”.  Nie od „aktywnej mniejszości” putinowskich kagiebistów, od których w końcu trudno oczekiwać czegoś lepszego, ale od sił rzekomo „broniących demokratycznych zdobyczy ostatniej dekady XX wieku”.  Obie strony zmierzały w istocie do tego samego celu, w obu wypadkach demokracja miała być tylko sztafażem.  Jedni widzieli prezydentem Putina lub Miedwiediewa, a drudzy Putina lub kogoś innego, anonimowego, ale „zorganizowanego i opłacanego przez oligarchów”.  W obu wypadkach, władza tak czy inaczej miała być ukartowana z góry i leżeć w rękach magnatów.  Różnica tkwiła tylko w składzie osobowym.  Pechowo dla Bierezowskiego, ludzie Putina nie widzieli dla niego miejsca przy stole.  Nie było też miejsca dla potężnych oligarchów, co najwyżej dla posłusznych i pokornych miliarderów.

Na cztery dni przed inauguracją nowego prezydenta, zbrojna policja zajęła wszystkie biura organizacji Most, Gusinskiego, w tym także stacji telewizyjnej, która zbyt długo grzebała wokół kompromitacji riazańskiej.  Po aresztowaniu Gusinskiego nastąpiło ogłoszenie dochodzenia w sprawie sprzedaży firmy Norylsk Nikiel Potaninowi – i blady strach padł na wszystkich oligarchów.

Pierwszy kryzys prezydentury Putina nadszedł już w lecie 2000 roku i oto nagle, młody oficer kgb, który wydawał się stąpać z taką pewnością siebie, gdy wiedział dokładnie, co nastąpi, utracił publicznie poczucie przekonania o własnej słuszności, kiedy przed telewizyjnymi kamerami zaatakowały go wdowy po marynarzach z zatopionej łodzi podwodnej Kursk.  Zanim jeszcze stanął w obliczu wdów, stracił zupełnie głowę wobec dziesiątek możliwych implikacji eksplozji na pokładzie jądrowej łodzi podwodnej.  Znienacka, wszyscy wokół oczekiwali od niego decyzji, a on nie miał żadnego planu, nie wiedział, co robić, nie był przygotowany.  Sparaliżowany niepewnością, stracił najważniejsze w potencjalnej akcji ratunkowej, pierwsze dni po katastrofie, kiedy działając błyskawicznie, można było jeszcze liczyć na uratowanie marynarzy.

Ale kagiebiści nie zamierzali skupiać się na własnych pomyłkach, bo przecież kamery, przed którymi prezydent Rosji został poniżony przez wdowy, należały do Bierezowskiego, toteż, ochłonąwszy po pierwszej panice, Putin prędko oskarżył swego byłego sojusznika o próbę zdyskredytowania go.  A jednocześnie, Gleb Pawłowski, jak przystało na sowieckiego Mefista, szeptał mu do ucha, że należy się pozbyć „ciemnych handlarzy informacjami”, ludzi gatunku Gusinskiego i Bierezowskiego, ponieważ „są zagrożeniem dla interesów państwa”.

Roman Abramowicz handlował ropą, był asystentem, a potem wspólnikiem Bierezowskiego.  Kiedy jego mistrz popadł w niełaskę, Abramowicz prędko zwąchał, że Pugaczow jest faworytem nowej ekipy i zbliżył się do niego.  Gusinski i Bierezowski zostali zmuszeni do emigracji, a ich imperia przejęte przez państwo lub oligarchów posłusznych Putinowi, m.in. przez Abramowicza.

Podczas oficjalnej części spotkania Putina z 21 najpotężniejszymi przemysłowcami w Rosji, prezydent wypowiedział złowieszcze słowa:

To wy stworzyliście to państwo poprzez polityczne i quasi-polityczne struktury, które kontrolowaliście.  Nie ma sensu winić lustra, że się ma brzydką twarz.

Oczywiście, to nie oligarchowie stworzyli sowieckie państwo, nie byli nawet odpowiedzialni za jego edycję z lat 90., ale Putin wiedział, co mówi, przewidując, że ich własne grzechy będą odtąd prześladować sowieckich potentatów.  Po wyłączeniu kamer, miał im oznajmić, że mogą zachować swe niezasłużone bogactwa tak długo, jak nie będą się mieszać do polityki.  Czuł się nadal słaby, więc musiał udawać ludzkiego pana: kto nie przeciw nam, ten jest z nami.

Tego samego wieczora nowy prezydent zaprosił 21 gości na nieformalną kolację przy ruszcie.  Putin był przyjazny, odziany w dżinsy, zrelaksowany i życzliwy, ale magnaci czuli się szczęśliwi, gdy ich w końcu wypuszczono z wieczornego przyjęcia.  Spotkanie odbyło się bowiem w daczy Stalina w Kuncewie, prawie zupełnie nie zmienionej od czasu śmierci wodza.

______

  1. Élie Halévy, L’Ère des tyrannies, Paryż 1938. Cytuję za: Roberto Calasso, The Unnamable Present, Londyn 2020.

Article printed from : https://wydawnictwopodziemne.com

URL to article: https://wydawnictwopodziemne.com/2020/07/09/niektorzy-nazywaja-to-upadkiem-komunizmu-czesc-v/

Copyright © 2007 . All rights reserved.