- - https://wydawnictwopodziemne.com -

Józef Mackiewicz idzie na wojnę V

Posted By admin On 1 września 21 @ 8:39 In Dariusz Rohnka | No Comments

Na to już powstał ponury Litwin i huknął gromko:
— Lachy! jestem cudzoziemiec, nie znam waszych herbów,
moim jest miecz i imię moje Dowojna.

Słuchacze zrazu oniemieli, słysząc to oświadczenie, lecz wnet rzucono się na zuchwalca z całą nienawiścią.

Feliks Bernatowicz, Pojata. Córka Lizdejki.

Powiedzieć, że Józef Mackiewicz miał do Litwy stosunek szczególny, byłoby dziwacznym eufemizmem. Litwa to Ojczyzna, dom rodzinny, najmilsze miejsce na ziemi na zawsze pozostające w pamięci. Jej wielka historia była klejnotem, inspiracją, rdzeniem politycznego myślenia. Ideą, wokół której tworzyła się Mackiewiczowska wizja świata. „Józef Ponury, Wielki Xiążę Litewski” – tak przedstawiony został „Ponury Litwin” przyszłej żonie, Barbarze Toporskiej przez Piotra Kownackiego – prezentacja jakże celna. Najwidoczniej wileński endek, jakim był Kownacki, nie miał najmniejszych problemów ze zrozumieniem idei politycznej, której nie pojmowało wielu ze współczesnych.

Ojczyzną Mackiewicza był kraj nierealny, nie wyznaczony dziś granicami ziemi, zabłąkany w historii nie zawsze zgodnej z naszą, mówiący obcymi językami, wyznający inną wiarę, kraj, z którego została już tylko idea i zanikająca pamięć. Więc trudno się dziwić, że prawie wszystko co Mackiewicz pisał, polscy czytelnicy nieraz odczuwali jako kontrę przeciw sobie.

Tak pisała o Mackiewiczu i jego świecie Stefania Kossowska, ostatnia redaktorka londyńskich „Wiadomości”, za której sprawą Pisarz zaprzestał współpracy z tygodnikiem. Nie tylko nie zgadzała się z nim w kwestiach politycznych, ale także nie rozumiała świata, z którego przybywał, nie chciała go rozumieć, odrzucała, słusznie zwracając przy tym uwagę, że wielkolitewski patriotyzm Józefa Mackiewicza w ogromnej mierze ukształtował światopogląd Pisarza, stając się w ten sposób integralnym elementem całej jego twórczości. Nie rozumiała tego, bała się. Nie była wyjątkiem. Mackiewiczowskiej wizji Wielkiego Księstwa Litewskiego nie rozumie większość z nas, a jego wysiłki zmierzające ku wskrzeszeniu tej idei zdają się być anachronicznym dziwadłem. Idei WXL nie rozumieli także kowieńscy adwersarze Mackiewicza, co wielokrotnie wprowadzało go w stan niekłamanego zdumienia. Dumni z tradycji, obwieszający ściany sal i gabinetów portretami wielkich przodków, etniczni Litwini notorycznie bali się wyciągania konsekwencji z historii.

On sam dostrzegał problem, starając się wyekstrahować jego istotę. „W odpowiedzi nacjonalistom litewskim” pisał:

„Vil. Varpas” nazywa „Słowo” kilkakrotnie organem wynarodowionych ziemian i szlachty. Zarzut ten nie jest rzeczowy. Różnimy się od dzisiejszych nacjonalistów litewskich głównie tym, iż ci ostatni twierdzą, że nie rozstrzygnięta jest tylko „sprawa Wilna”, my zaś twierdzimy, że nie rozstrzygnięta jest definicja słowa „Litwa”, nie rozstrzygnięte są jej granice, nie rozstrzygnięta jest sprawa sukcesji Wielkiego Księstwa Litewskiego.

O przynależności do ojczyzny nie stanowi ani język, ani sposób ujmowania widelca i noża, ani członkostwo w takiej siakiej politycznej organizacji, z których zdecydowana większość podszyta była (i jest) nacjonalizmem bądź komunizmem. O wspólnym pojęciu ojczyzny decyduje – jak pisał Ludwik Abramowicz – „poczucie wspólności terytorialnej, niezależnie od przynależności państwowej i narodowej”:

Tymczasem polityka litewska czyni wszystko, aby przedział między Kownem a Wilnem pogłębić, a więzy między Warszawą a Wilnem zacieśnić. Ma najzupełniej rację publicysta ze „Słowa”, podpisujący się małą literą m. [tak podpisywał swoje artykuły Józef Mackiewicz – DR] (który od pewnego czasu zaczął wygłaszać wcale głębokie i trafne uwagi), zarzucając politykom kowieńskim brak konsekwencji i rozbieżność pomiędzy intencjami a czynami. Nie może leżeć przecież w interesie Kowna zniechęcanie do państwowości litewskiej ludności wileńskiej, a przecież taki tylko skutek może wywrzeć projekt litewski nawiązania komunikacji z Polską, z wykluczeniem Wileńszczyzny… […] Aspiracje litewskie względem Wilna mogą mieć więc charakter wyłącznie państwowy, a nie narodowy. Tak też jest w teorii. W praktyce jednakże dzieje się całkiem inaczej i wszystko, co w Wilnie nie ma na sobie piętna językowo-litewskiego nie budzi w Kownie żadnego zainteresowania.

Mackiewicz wielokrotnie starał się wyjaśnić obszerny konglomerat problemów związanych z ideą krajową, tradycją Wielkiego Księstwa Litewskiego, nieustających sporów i nieporozumień, wynikłych w największej mierze z ideologii nacjonalizmów, która bardzo skutecznie demolowała wszelkie koncepcje ponadnarodowej egzystencji różnorodnej etnicznie ludności, kultur, państw. To nacjonalizmy były i są wciąż odpowiedzialne za wyrzucenie poza nawias politycznej i historycznej tożsamości świata, o przywrócenie którego zabiegał Mackiewicz. To nacjonalizmy niweczą w zarodku próby odpowiedzi na najprostsze z pytań: jak to możliwe, że można być jednocześnie Polakiem i Litwinem? Białorusinem i Litwinem? Żmudzinem i Polakiem? Tatarem, Polakiem i Litwinem? Pytania, które nie nastręczały problemu 150 lat temu, w dobie powstania styczniowego; 200 lat temu, gdy w wyniku podpisania dokumentów z 3 maja 1791, przegranej wojny oraz trzeciego rozbioru, poczynała rozpadać się wielowiekowa, wspólna historia wielu narodów i wielu wyznań, egzystujących w jednym organizmie państwowym. Te same pytania w dobie nacjonalizmów, w wieku XX i kolejnym okazują się być owiane nieprzeniknioną tajemnicą.

Spory polityczne, spory ideowe wyobrażamy często w postaci prostej alternatywy: za i przeciw. W przypadku idei krajowej, idei Wielkiego Księstwa Litewskiego, idei litewskiej ta symplicystyczna reguła nie znajduje zastosowania. Problem okazuje się być nierównie bardziej złożony, przepełniony wewnętrznymi sprzecznościami, wywołujący najprzeróżniejsze reakcje i zachowania.

Przykładem, pierwszym z brzegu, jaki mi się nasuwa, jest postać Michała Birżyszki (o którym będzie mowa w dalszych częściach). Birżyszka uchodził słusznie za kulturalnego człowieka oraz wielkiego litewskiego patriotę, był sygnatariuszem litewskiej Deklaracji Niepodległości (z lutego 1918 roku). Jako długoletni prezes niebywale wojowniczego, polakożerczego Związku Wyzwolenia Wilna, głosił konieczność wprowadzenia do litewskich szkół nauki języka polskiego „jako koniecznego czynnika ułatwiającego poznanie Wileńszczyzny i dróg do niej prowadzących”. Śmiano się z tego pomysłu: „Birżyszka chce wyzwolić Wilno, ucząc nas po polsku, ha, ha, ha!”. Pewnego razu, podczas odczytu w kowieńskim klubie oficerskim, zaczął opowiadać o Krakowie, o grobach Jagiellońskich, o znakach Orła i Pogoni, o mrokach Katedry, w której jakby zamarły na wieki mroki starych puszcz litewskich… Wówczas rozpłakał się, wprawiając w osłupienie młodych litewskich oficerów, którzy kompletnie nie rozumieli, co przytrafiło się prelegentowi. 19 marca 1938 roku, w chwili kryzysu ultymatywnego z Polską, wykrzykiwał, że więcej ceni honor narodu litewskiego, aniżeli jego niepodległość. Wzywał do wojny z Polską, zachwiał się i padł zemdlony na estradę. Profesora Birżyszkę – komentował tę historię Mackiewicz – charakteryzuje znajomość tematu, więź, o którą nie można podejrzewać młodego litewskiego pokolenia.

Podczas jednej z dłuższych podróży Mackiewicza po rodzinnej Kowieńszczyźnie, napotkana „niewiasta” przedstawiła szczególny, bo bardzo konsekwentny pogląd: „Tu nasza ojczyzna! – mówiła. – Ja nie rozumiem jak mogą niektórzy, a nawet nauczyciele, wmawiać czasami, że ojczyzna ich, to Polska. Tu wyrośliśmy i tu pozostaniemy. Niech pan zobaczy, mieszkamy na Laudzie, tej historycznej Laudzie, co to pan wie… Jak tam w Potopie! Prawda, że Oleńka przedstawiona była jako patriotka, przywiązana do swojej ziemi? Czy pan myśli, że Oleńka myślała o Warszawie, okazując swój patriotyzm?”

Niezwykle trafne spostrzeżenie, rozświetlające głębię konfuzji wokół idei litewskich. Powszechne było wówczas (nie tylko współcześnie) niezrozumienie oraz programowa izolacja od niejasnego tematu. Stąd reakcja ludzi takich, jak Kossowska. Stąd stanowisko historyczne, wyrażane w pracach historyków miary Oswalda Balzera, że, w gruncie rzeczy, od Krewy począwszy, Litwa, Litwa historyczna, mimo pozorów niezależności, zatraciła swoją podmiotowość państwową i polityczną, przez cztery wieki pozostając jedynie bytem inkorporowanym do Korony. Stąd współczesne fetowanie z wielką pompą 600-lecia chrztu Litwy, choć rzekomy jubileusz nic nie miał wspólnego z prawdą historyczną, bo gdy do Wilna przybył katolicyzm (w roku 1387), było już ono miastem chrześcijańskim. O historycznej obecności prawosławia w Mieście pisał Mackiewicz:

Przyjedzie ktoś do Wilna, spojrzy na „kopulaste cerkwie” i powie sobie: aha, to budowali Moskale dla zruszczenia kraju. I już się z tym załatwi, jak się załatwił Łopalewski [autor popularnych książek krajoznawczych]. Tymczasem cerkiew nad Wilejką budował wielki książę Olgierd litewski. Cerkiew tzw. Piatnicka jest w ogóle najstarszą świątynią chrześcijańską w Wilnie. Cerkiew św. Mikołaja wzniesiona została w roku 1514 przez ks. Ostrogskiego, podobnież i cerkiew św. Trójcy na pamiątkę zwycięstwa pod Orszą. Cerkiew św. Ducha (przy Ostrej Bramie) budowano w r. 1593 itd.

W okolicach 1920 roku sytuacja polityczna nie była jeszcze wyklarowana. Do lipca Wilno było zajęte przez wojska polskie i polską administrację. W wyniku bolszewickiego naporu oraz paktu litewsko-bolszewickiego, miasto przeszło formalnie w ręce litewskie (formalnie, bo w rzeczywistości panował niepodzielnie czerwony terror bolszewików). Gdy w rezultacie „cudu nad Wisłą”, rewolucyjna czerwona armia poczuła się zmuszona uciekać w popłochu, władzę nad miastem przejęli Litwini. Wilno miało być stolicą narodowej Litwy, pomimo że, jak podają statystyki z tego czasu, Litwini etniczni stanowili zaledwie 1 % ludności 200-tu tysięcznego miasta.

Piłsudski, zwolennik idei federacyjnej, zabiegał o rozwiązanie polityczne, ale rok wcześniej, gdy za pośrednictwem m.in. Michała Römera próbował nawiązywać rozmowy z politykami litewskimi w Wilnie i przede wszystkim w Kownie. Te rozmowy nie mogły zakończyć się powodzeniem, choćby z tego względu, że politycy Litwy kowieńskiej w żadnej mierze nie byli zainteresowani rozwiązaniem federacyjnym. Czy Piłsudski „nienawidził etnograficznej Litwy”, „bo jej nie rozumiał”, „nie czuł”, jak to notował w swoich dziennikach (za Józefem Albinem Herbaczewskim) Römer, nie miało to już praktycznego znaczenia we wrześniu 1920, gdy toczyły się rokowania pokojowe litewsko-polskie w Suwałkach. Koncepcję federacyjną Piłsudskiego grzebano właśnie dyskretnie w rokowaniach ryskich. Szykował się spisek, zamach na „ukochane” Miasto. Przegrywający na wszystkich niemal frontach polityki zagranicznej nieformalny Dyktator, w geście desperacji postanowił zachować w granicach kierowanego przez siebie państwa Wilno, prokurując, przy pomocy tzw. „buntu Żeligowskiego”, przejęcie miasta z rąk litewskich i w konsekwencji utworzenie tworu o egzotycznej nazwie „Litwy Środkowej”, która dopiero po upływie trzech lat miała być formalnie przyłączona do II RP.

Akcja Żeligowskiego i zdrada ryska były ostatnim gwoździem wbitym w wieko trumny z napisem Rzeczpospolita Obojga Narodów, bytu politycznego utworzonego formalnie na mocy Unii Lubelskiej z 1569 roku. Nacjonalizmy triumfowały. Żaden z nich nie życzył sobie powrotu do pradawnej idei geopolitycznej, i to pomimo, że geografia polityczna tej części Europy, w jej zasadniczych punktach, nie uległa przemianie. Idea federacji przestała istnieć. Nacjonaliści polscy ani myśleli o zażyłej koegzystencji z etnicznymi Litwinami, tym bardziej z zamieszkującymi ziemie litewskie Białorusinami. Nie po to w najbardziej zbrodniczy, haniebny sposób okrawano właśnie granice Rzeczpospolitej w traktacie ryskim, żeby rozwijać idee współżycia. Dla wszystkich „obcych” narodowości chcieli jednego – asymilacji. Największym wrogiem pradawnego związku był jednak nacjonalizm litewski:

…państewko kowieńskie – pisał w 1926 roku Józef Mackiewicz –zbudowane zostało na podstawie swojego negatywnego stanowiska wobec wszystkiego co polskie. Jakkolwiek stanowisko to nie odpowiadało opinii ogółu narodu litewskiego, zostało jednak przeforsowane przez nieliczną garstkę tzw. „działaczy” litewskich, żądnych kariery, którzy za wszelką cenę postanowili odsunąć Litwę od prastarych wpływów kultury polskiej i karierę własną okupili dobrem i rozwojem całego narodu litewskiego. Musieli jednak wywiesić na swych sztandarach jakieś hasła. Wywiesili hasło nienawiści…

Dostrzec można w tym opisie sąsiadującego z Wileńszczyzną bratniego kraju niewielką dozę nadziei. Mowa w nim przecież o „działaczach” nie zaś o narodzie litewskim; o brudnej, haniebnej, populistycznej polityce demokratycznego niewielkiego państwa, a nie o jego mieszkańcach, którzy nie wykazywali równie krwiożerczych instynktów, co ich polityczne „elity”. Nadzieja na zmianę, na odwrócenie politycznej koniunktury zdawała się uzasadniona. W publicystyce Józefa Mackiewicza z tamtych czasów, niezwykle krótkich lat dwudziestolecia, będzie obecna niemal stale, choć tembr jego politycznych wypowiedzi daleki był w tym okresie od jednostajności.

***

Jak trafnie wskazał przed laty Michał Bąkowski w swoim pierwszym wstępie do bibliografii tekstów Józefa Mackiewicza, opublikowanych w latach 1921-1944 (Nudis verbis, Londyn 2003, s. 521), począwszy od roku 1925 (po ponad rocznej nieobecności na łamach „Słowa”), Józef Mackiewicz stał się (zaledwie 23-letnim) ekspertem gazety w dziedzinie spraw bałtyckich, przede wszystkim Litwy. Komentarzem politycznym objął dziedzinę niezwykle ważną z punktu widzenia przeważającej części ówczesnych czytelników „Słowa”.

Istotnie, wiele wskazuje na to, że przekazanie gros problemów z kręgu stosunków kowieńsko-litewskich w ręce Józefa, mogło być wynikiem wewnątrz-redakcyjnych ustaleń. Nowy obszar wrażliwych zagadnień potraktował z wielką powagą. Rychło dostrzeżono jego kompetencje. Świadczyć o tym może chociażby stopniowe „przesuwanie” tekstów podpisywanych „m.” ze strony 3, 2 na stronę tytułową. Relacjonował złożone stosunki wewnętrzne Litwy kowieńskiej, jej politykę zagraniczną oraz podejmowane, momentami z wielką determinacją, działania dyplomatyczne wobec II RP, najbliższych bałtyckich sąsiadów, sowietów i weimarskich Niemiec. Podejmował też wielokrotnie próby prognozowania przyszłych zdarzeń.

Komentarze polityczne Mackiewicza nie były jego pierwszymi tekstami na tematy litewskie. Można powiedzieć (choć z dozą sceptycznej ostrożności), że od tej tematyki rozpoczęła się kariera pisarska Józefa Mackiewicza. Bibliografię tekstów pisarza otwiera bowiem „List żołnierza-kawalerzysty”, wydrukowany w „Dzienniku Poznańskim” 6 lutego 1921 roku (mamy więc w tym roku 100-lecie debiutu pisarskiego Józefa Mackiewicza). Pierwszy „mały felietonik” mocno zapadł Autorowi w pamięć, ponieważ powrócił do niego po dwudziestu latach. Pisał, że pracując w Wilnie jako krajowiec, wstydził się użytych w tamtym tekście słów. Pod świeżym wrażeniem zdarzeń, które go spotkały w litewskiej niewoli, pisał:

Przede wszystkim żołnierz litewski nie zasługuje na miano żołnierza. Jest to głupie, tchórzliwe, ociężałe bydlę, które tylko na widok bezbronnej ofiary wpada w ekstazę rozbestwienia.

Emocjonalnie naładowany tekst może się wydawać bez większego znaczenia. Młody Mackiewicz zwyzywał prostych żołnierzy, którzy mocno dali mu się we znaki. Opatrzenie wrażych żołnierzy ciężkimi epitetami nie zdaje się być bardzo bulwersujące. Podczas szczęśliwie krótkotrwałej niewoli, miał możliwość zetknięcia się ze zjawiskiem nacjonalizmu, pozostającym w ścisłej korelacji z bolszewizmem. Podoficer litewskiego wojska uosabiał swoim zachowaniem skrajnie nacjonalistyczne, mordercze instynkty, nie kryjąc jednocześnie probolszewickich sympatii. Wzięty do niewoli, młody ułan odkrył w ten sposób przypadek symbiozy dwóch pozornie sprzecznych ze sobą ideologii: nacjonalizmu z internacjonalnym komunizmem – ulubione modus operandi bolszewickiej prowokacji na przestrzeni całego XX wieku.

Nastawienie Mackiewicza wobec kowieńskich elit politycznych było wrogie. W tekście „Gwałty i obelgi” z 27 marca 1924 roku padały słowa twarde, pełne oburzenia. Była tam mowa o „bezczelnościach”, „szatańskiej perfidii”, o „sadyzmie potwornego karła”. Mackiewicz reagował w ten sposób na proceder przymusowej deportacji ludności, ograbianej, zmuszanej do pozostawienia własnego mienia, inwentarza, gospodarki, brutalnie przymuszanej do przekraczania granicy. Dzień wcześniej naczelny „Słowa”, Stanisław Mackiewicz, domagał się twardej reakcji ze strony rządu polskiego i wysłania w kierunku granicy kilku dywizji. Rząd ani myślał reagować. Bo rząd, pisał w swoim tekście Józef Mackiewicz, „stoi niemy wobec tak wielkiej obelgi, jak wysiedlenie obywateli, ograbionych po drodze przez umundurowanych bandytów kowieńskich. Warszawa nie raczy wiedzieć o historii z deportacją. Pisma warszawskie nie raczą o tym pisać…”. „Szykany względem ludności polskiej na Litwie przybierają rozmiary wręcz apokaliptyczne.”

Wiemy z jego relacji, że przez wiele kolejnych lat z uwagą studiował litewską prasę, drukowaną w języku polskim (Mackiewicz nie znał języka litewskiego), czytywał tamtejszą prasę niemiecką, musiał także korzystać z tłumaczeń prasy litewskiej (którymi wypełnione były szpalty polskiej prasy kowieńskiej). W pierwszym okresie, pewne akcenty jego wypowiedzi przypominały nieco stylistykę „debiutu”. Nie potrafił, a pewnie i nie chciał powstrzymać gniewu wobec kolejnych, zaskakujących poczynań Kowna. „Litwa jako państwo – pisał w pierwszym po powrocie do redakcji „Słowa” tekście „Curiosa litewskie” – wyróżnia się, już nie tylko spośród zachodnioeuropejskich, ale i wschodnich państw Europy – czymś, co na miano wręcz chamstwa zasługuje.” Wskazywał na absurdalną językową manierę „litwinizowania” nazwisk, podając pozornie zabawne przykłady nowego procederu. Zastanawiał się, kto odgadnie „poprawne” nowe brzmienie nazwisk osób sobie znajomych, albo i nawet swoje własne. Pisał o niskim poziomie kulturalnym, o tym, że nauczyciel litewski „to cham w całym znaczeniu tego słowa”, stosujący wobec dzieci kary nie stosowane nigdzie w Europie. „Ucisk, szowinizm i prześladowania na każdym kroku” – kończył.

W kolejnym tekście, drukowanym kilka dni później, Mackiewicz przeszedł do złożonych aspektów litewskiej polityki zagranicznej, jednej z najważniejszych dziedzin jego zainteresowania. Punktem wyjścia był artykuł jednego z najbardziej wyrazistych polityków litewskich dwudziestolecia międzywojennego, Augustinasa Voldemarasa. Późniejszy premier kowieńskiego rządu stwierdzał, że zaprzestanie walki z Polską prowadziłoby w „przepaść ostatecznego upadku” Litwy. W tej walce Kowno potrzebuje sojusznika, pozostającego w równie złych stosunkach z Polską co ono. Tym państwem jest Rosja. Voldemaras pisał na kilka tygodni przed międzynarodową konferencją w Rewlu (Tallinie), podczas której miała się decydować kwestia sojuszu bałtyckiego z udziałem Polski. Zdaniem Voldemarasa taki sojusz oznaczał wyrzeczenie się Wilna. Łotwa i Estonia nie mają z tym problemu. Dla nich największym zagrożeniem pozostają Sowiety, a jedynego wsparcia, obrony, upatrują w Polsce. Ze względu na tę sprzeczność, sojusz bałtycki nigdy nie dojdzie do skutku. Co ciekawe, Józef Mackiewicz powstrzymał się od komentarza, podkreślając jedynie, że artykuł Voldemarasa „został uznany na Litwie za coś skończonego, za coś co zamknęło wszelką dyskusję na temat kierunku, w jakim obecna polityka litewska iść powinna”.

Centralnym problemem politycznym był nierozstrzygnięty nigdy spór o Wilno (kilkanaście lat później, w chwili nawiązywania stosunków dyplomatycznych polsko-litewskich, nawet wówczas, nie podjęto próby jego rozwiązania). Kowieńskie pretensje do Wilna stanowiły polityczny fundament funkcjonowania tego państwa, nie tyle na arenie międzynarodowej, co wewnętrznej; z drugiej strony stanowił przyczynę permanentnego konfliktu, nieustannie jątrzącej się rany. Mackiewicz skrupulatnie relacjonował wszystkie mniej lub bardziej ważne wydarzenia i impulsy związane z tym problemem.

Nie zapominał o stosunkach wewnętrznych, kowieńskich: „Dzisiaj z prasy kowieńskiej coś wyłuskać jest trudem niemałym. Byle co, to już gazety nie ma… jest coś niesamowitego w tym sadzaniu redaktorów do więzienia…”. Niejako zaprzeczeniem powyższej tezy, o niemożliwości dyskusji na łamach prasy kowieńskiej, był drukowany kilka tygodni później artykuł „Wojna czy pokój”, opisujący polityczną dyskusję w prasie kowieńskiej wokół zagadnienia stosunku do Polski. Gdy urzędowa „Lietuva” nawoływała wprost do wojny z Polską, lewicowy organ demokracji litewskiej stwierdzał, że „pobrzękiwanie szabelką” litewskich nacjonalistów może prowadzić wprost do kolejnej kompromitacji Litwy na arenie międzynarodowej. Mackiewicz określił artykuł mianem „rewelacyjnego”, dodając, że jak dotąd, żaden przedstawiciel prasy litewskiej nie ośmielił się „wypowiedzieć swoich pacyfistycznych, względem Polski, przekonań”. Cytowany przez niego artykuł miał wywołać burzę w rządowych sferach litewskich.

Kolejny prasowy zwrot akcji odnotował Mackiewicz po upływie zaledwie dwóch miesięcy. Artykuł „Małpie sztuczki karłów kowieńskich”, umieszczony po raz pierwszy na pierwszej stronie, tuż pod winietą, opisywał rzecz niebywale rzadko spotykaną, postępek zafałszowania przez czyjąś, niewidzialną rękę, całego numeru gazety. Ofiarą „małpiej sztuczki” padł polskojęzyczny „Dzień Kowieński”. Artykuł Mackiewicza uzupełniony został faksymiliami autentycznego wydania dziennika oraz o jeden dzień późniejszego, sprokurowanego fałszerstwa. To ostatnie związane było z obchodzoną corocznie w Kownie 9 październiku żałobą po stracie Wilna. Wszystkie wychodzące w Kownie gazety ukazały się z czarnymi, żałobnymi ramkami. Wyjątek od tej reguły stanowił właśnie „Dzień Kowieński” i ktoś postanowił tę sytuację na swój sposób „naprawić”. m. (głównie w taki sposób podpisywał swoje publicystyczne teksty w tym czasie Józef Mackiewicz) wypowiedział się bardzo ostro: „…gdyby ‚Dzień Kowieński’ wychodził nie w Kownie, a w kraju praworządnym, mniej więcej kulturalnym, europejskim fałszerstwo takie nie miałoby miejsca”. „Któż bowiem oprzeć się zdoła tym dwóm potęgom, jakimi są w Kownie ‚szaulisi’ i policja polityczna? – Nie tylko Polacy, nie tylko inne mniejszości narodowe, ale cała opozycja litewska, są sterroryzowane, przygniecione do ziemi potężnym butem, który rozporządza niezliczoną ilością środków”. „…trwać to będzie tak długo, aż cały naród litewski przejrzy i zobaczy dokąd prowadzą go panowie Prickisy, Wygandasy, Bistrasy, Gałwanauskasy i inne asy od tumanienia narodu własnego i fałszowania opinii publicznej. – Kiedy to nastąpi?… Wiadomo – Litwin prawdziwy ospały jest i leniwy…”.

Ostatnie zdanie tego tekstu, przedstawia stopień w jakim Mackiewicz wciąż ulegał emocjom. Potwierdzeniem może być zmiana tonu, widoczna w kolejnym kowieńskim materiale podpisanym m. To późniejszy zaledwie o kilka dni wywiad „z pewną osobistością”, ziemianinem mieszkającym na Litwie, doskonale znającym panujące tam stosunki. Z ust dziennikarza pada zasadnicze pytanie: „Czy wszyscy Litwini są ustosunkowani wrogo do Polski?” „Bynajmniej! – czytamy w odpowiedzi – Zwłaszcza jeżeli chodzi o naród w całym znaczeniu tego słowa, t. j. włościan w pierwszym rzędzie”. Ci ostatni nie ulegają kowieńskiej propagandzie, są „oddaleni od gadzinowej literatury”, prezentują tendencje „bardziej zachowawcze”, „nieufnym wzrokiem patrzą na poczynania rządu kowieńskiego”. Cały „Wywiad na czasie” swoim tonem sugeruje jedno – nadzieję na rychłe uregulowanie stosunków, co do których wszyscy politycy w Kownie zdają sobie sprawę, że są nie do utrzymania w ich obecnym kształcie.

Rozwinięciem sygnalizowanej w poprzednim zdaniu „nadziei” jest także wywiad drukowany w warszawskim „Kurierze Porannym” pod koniec 1925 roku. Po raz kolejny rozmówcą Józefa Mackiewicza był anonimowy „jeden z najwybitniejszych działaczy litewskich na terenie ziemi wileńskiej”. Liczne wątki rozmowy skupiały się wokół pierwszoplanowego zagadnienia, nawiązania normalnych stosunków międzypaństwowych polsko-litewskich. Rozmówca Mackiewicza przekonywał, że nie tylko Litwini mieszkający na Wileńszczyźnie, ale także część polityków kowieńskich, skłania się ku takiemu rozwiązaniu. Wyraził przekonanie, że w nadchodzących wyborach parlamentarnych (planowanych na wiosnę 1926 roku), stanowisko takie zyska poparcie ludowców, najpoważniejszego kandydata do przejęcia rządów. Czy „…przypuszcza pan zatem – pytał Mackiewicz – że można się spodziewać wznowienia rokowań polsko-litewskich i nawiązania normalnych stosunków z Litwą bez oddania jej Wilna?”

Pytanie dobrze oddające polityczne preferencje Dziennikarza.


Article printed from : https://wydawnictwopodziemne.com

URL to article: https://wydawnictwopodziemne.com/2021/09/01/jozef-mackiewicz-idzie-na-wojne-v/

Copyright © 2007 . All rights reserved.