1. Od wielu tygodni trwały demonstracyjne przygotowania sowieckiej Rosji do inwazji na równie sowiecką Ukrainę. Przygotowania w żadnym razie nie były kamuflowane. Komunistyczny prezydent Xi prosił jedynie Putina o niezakłócanie igrzysk; przywódca sowieckich liberałów Żirinowski jeszcze w grudniu zapowiadał: „wejdziemy do was 22 lutego”. Jak interpretować tę niewątpliwą „teatralność” wojennych przygotowań?
Zarówno ogłaszana wszem i wobec i trwająca de facto od zeszłego roku koncentracja wojsk sowieckich przy granicy Federacji Rosyjskiej i Ukrainy, jak i sama napaść mają za cel nie tylko efekt „kinetyczny” (o którym później), ale również informacyjny, jest to sygnalizacja strategiczna.
Agresja sowiecka na Ukrainę była konsultowana i koordynowana z komunistycznymi Chinami. Jeszcze przed rozpoczęciem działań wojennych Putin, Xi, Ławrow i Wang mówili o dwustronnej koordynacji działań wobec Ukrainy, co jest oczywiście funkcją strategicznej koordynacji polityki zagranicznej Pekinu i Moskwy. Już po agresji Rosji Sowieckiej, komunistyczne Chiny przyjęły postawę, którą można określić jako przychylna neutralność, albo inaczej, może bardziej adekwatnie, fałszywa neutralność. Pekin z jednej strony wzywa Federację Rosyjską i Ukrainę do zaprzestania działań wojennych i podjęcia rozmów pokojowych, z drugiej – nie wskazuje rzeczywistego agresora, sprzeciwia się określaniu inwazji jako inwazji, którą, podobnie jak Moskwa, określa jako „operację specjalną”. Ponadto w narracji Nowego Zakazanego Miasta, inwazji są winne… USA, NATO i sama Ukraina. ChRL wstrzymuje się od głosu bądź też otwarcie popiera Rosję Sowiecką podczas głosowań dotyczących agresji na forum ONZ i jej agendach. Pekin nie przyłącza się też do sankcji nałożonych po agresji na Moskwę oraz otwartym tekstem te sankcje potępia. ChRL-owskie media (czyli organy KPCh) wprost popierają sowiecką inwazję i rezonują narracje wytworzone przez sowiecki aparat dezinformacji i propagandy. Co warte tutaj wspomnienia, ChRL poparła – zarówno przed inwazji, jak i w jej trakcie – roszczenia Rosji Sowieckiej wobec NATO i USA dotyczące rewizji systemu bezpieczeństwa w Eurazji. Całkiem niedawno Wang Yi określił relacje FR I ChRL jako „twarde jak skała”, Xi Jinping w rozmowie z Macronem i Scholzem ponownie zadeklarował, że nie potępi towarzyszy zza Amuru i nie przyłączy się do sankcji.
Z kolei w obliczu sankcji wolnego świata, komunistyczne Chiny dają czekistowskiemu reżimowi „kroplówkę” w postaci (trwającej już ponad 20 lat) współpracy gospodarczej, a konkretnie, aktualnie trwających bądź planowanych projektów, takich jak zakupy ropy naftowej i gazu ziemnego, surowców i produktów rolnych oraz współpracy w dziedzinie tworzenia alternatywnego wobec SWIFT systemu płatności. Pododnie było w przypadku Huawei, która to korporacja (wiadomo, że podległa chińskiej kompartii i wojskowej bezpiece) udzieliła Federacji Rosyjskiej pomocy w likwidacji skutków zachodnich cyberataków.
Wypowiedź Żyrinowskiego należy interpretować jako oznajmienie planów wojennych wierchuszki FR. Polityk ten był wykorzystywany do artykułowaniu tego, co „nie wypada” mówić otwartym tekstem przedstawicielom oficjalnych władz Rosji Sowieckiej.
Odnośnie „teatralności” tej wojny i „spiskowej teorii” o tym, jakoby Kreml celowo wdał się w wojnę z góry przegraną: może militarna przegrana Rosji Sowieckiej (skutkującą być może deputinizacją oraz wewnetrznym i zewnętrznym resetem) jest/będzie przykrywką dla wojny informacyjnej, ekonomicznej i rozmaitych działań „hybrydowych”, ale obejmujących cały świat? A może rację mają Jeff Nyquist czy Joel Skousen, którzy od ponad dwudziestu lat twierdzą, że rozpoczęcie przez Moskwę wojny na pełna skalę przeciw wolnemu światu nie jest kwestią „czy”, tylko „kiedy”? Może obserwujemy pierwszą (jeśli nie liczyć covid 19) ofensywę tej wojny? Skousen przewidywał jej rozpoczęcie właśnie na pierwszą połowę lat 20. tego stulecia. Tak czy inaczej, nawet, jeśli sowieckie tanki zagrzebią się w czarnoziemach Ukrainy, to niezależnie od jej wyniku, wojna ta ma już wpływ na cały świat.
2. Biorąc pod uwagę dość oczywistą polityczną spolegliwość Ukrainy wobec wschodniego sąsiada, jaki mógł być powód narodzenia się w głowach sowieckich strategów idei inwazji?
Skutkiem tzw. transformacji ustrojowej lat 1989-91 były następujące procesy: formalny rozpad ZSRS przy zachowaniu sowieckich struktur władzy, zachowanie więzów łączących peryferie dawnego sowieckiego imperium (wewnętrznego i zewnętrznego) z centrum w Moskwie oraz zmiana przez komunistyczne elity władzy bezpośredniej na władze pośrednią, kontrolę totalną na kontrolę strukturalną, funkcjonującą w środowisku neoliberalizmu. Ostatni proces daje podsowieckim narodom i elitom niekomunistycznym pewien margines swobody działania, co zapewne postrzegane jest przez neosowiecką centralę w Moskwie jako zagrożenie.
Badacze zajmujący się powyższymi procesami (m.in. Jeff Nyquist czy zmarli niedawno dr Jerzy Targalski i prof. Olavo de Carvalho) wskazywali na to, iż ewolucja komunizmu ma charakter cykliczny, w którym kolejno zachodzą po sobie fazy liberalizacji i totalitaryzacji. Podobny rozwój wydarzeń przewidywał Anatolij Golicyn. Obecnie ma miejsce faza totalitaryzacji, dość umownie można określić jej początek na lata 2008-10 i odpowiednio, napaść na Gruzję oraz „katastrofę” lotniczą w Smoleńsku.
A zatem pierwszym z powodów, dla których sowieccy stratedzy zadecydowali o inwazji na Ukrainę wydaje się być dążenie do wprowadzenia totalnej i trwałej kontroli Federacji Rosyjskiej nad krajami Międzymorza Bałtycko-Czarnomorskiego poprzez destabilizację tego obszaru.
3. Demonstracyjny atak na „suwerenne i demokratyczne państwo ukraińskie”, jak to oceniają zachodni politycy, musiał spowodować konflikt w stosunkach pomiędzy „Rosją” Putina a tak zwanym Zachodem. Dlaczego Kreml zdecydował się na ten krok?
Kolejnym kontekstem jest sowiecka „oferta” (a właściwie szantaż) wobec USA i państw członkowskich NATO wystosowana w połowie grudnia 2021 roku. W propozycjach tych mających za cel rewizję systemu bezpieczeństwa na korzyść Moskwy zawarto żądania m.in.: wycofania wojsk sojuszniczych NATO z nowych państw członkowskich, utworzenia strefy buforowej wokół granic Federacji Rosyjskiej i krajów OUBZ, nierozszerzania NATO, niedopuszczenie przelotów bombowców i przepływu okrętów wojennych na terenach, z których mogłyby one razić cele w FR, nietworzenia baz wojskowych i nieprowadzenia aktywności wojskowej na terytorium Ukrainy i innych państw dawnych republik sowieckich, nierozmieszczania broni nuklearnej poza terytorium państw ją posiadających i likwidacji infrastruktury umożliwiającej jej przechowywanie i przenoszenie, nierozmieszczania rakiet średniego zasięgu poza NATO i w rejonach, z których możliwe jest rażenie Federacji Rosyjskiej oraz gwarancji powstrzymania się od działań, które Moskwa uznaje za szkodliwe. Spełnienie całości, czy choćby części żądań Kremla skutkowałoby faktycznym paraliżem i likwidacją NATO. W optyce strategów czekistowskiej dyktatury Ukraina odgrywa w tej rozgrywce rolę zakładnika, którego losem sowieci chcą szantażować Zachód.
Z jakichś powodów, których do końca nie znamy, Rosja Sowiecka poczuła się na tyle silna, że może pod groźbą wojny szantażować USA i pozostałe państwa Zachodu. Groźba ta została właśnie zrealizowana.
4. Co stanowi cel działań wojennych?
Najprawdopodobniej celem działań wojennych sensu stricte było opanowanie Ukrainy w sposób przypominający niemiecki Blitzkrieg z drugiej wojny światowej i osadzenie w Kijowie prezydenta całkowicie uległego wobec Kremla (Janukowycz? Medwedczuk?). Plan ten się nie udał na skutek zaciekłego oporu Ukrainy, pomocy udzielonej jej przez Zachód (zwłaszcza USA, UK, Polskę i Turcję), a także rażącej i zaskakującej słabości sowieckiego agresora: niskiego morale oraz braków technologicznych i logistycznych w Siłach Zbrojnych FR. BWP 1 i 2, kołowe BTR-y, najnowsze GAZ „Tigr”, T 80, T 90, śmigłowce Ka-52 Aligator, baterie siejących postrach Iskanderów itp. okazały się w toku walk, (prawdopodobnie głównie na skutek wprowadzenia na pole walki otrzymanych od Turków BSP „Bayraktar TB-2”) po prostu bardzo drogim złomem. Elitarne WDW i Specnaz Kadyrowa ukraińscy żołnierze (także z nieregularnej Teroborony i ochotniczych jednostek typu pułk Azow) dali radę skutecznie pobić.
Praktycznie od początku inwazji siły zbrojne FR zachowują się w sposób typowy dla sowietów, stosując terror: atakowanie celów cywilnych (w tym szpitali, szkół czy sierocińców), masakrowanie bezbronnych cywilów na ulicach, gwałty, grabieże, atakowanie i minowanie korytarzy humanitarnych.
Według części obserwatorów (na przykład pułkownika Piotra Wrońskiego, który przychyla się do tez i prognoz Golicyna), przegrana Rosji Sowieckiej może być przejściowa i realne są bardziej destrukcyjne działania, włącznie z tzw. deeskalacyjnym uderzeniem nuklearnym; już teraz potwierdzone są przypadki użycia przez sowieciarzy zakazanej konwencjami broni kasetowej czy bomb termobarycznych (najsilniejsze osiągają moc eksplozji rzędu kilku kiloton, czyli odpowiadająca ładunkom nuklearnym bardzo niskiej mocy). Stosowany jest terror nuklearny nie tylko w postaci groźby użycia broni nuklearnej, ale też skrajnie ryzykownego ostrzału elektrowni atomowych. Coraz bardziej realna jest groźba użycia broni chemicznej i biologicznej, ale nie w celu taktycznej/operacyjnej deeskalacji, tylko mordowania i terroryzowania: po pierwsze, cywili i władz ukrainskich, po drugie – Zachodu.
Poza tym, jeśli chwytamy się analogii historycznych, to niemiecki Blitzkrieg przeciw Polsce trwał znacznie dłużej, niż planował Hitler i okupiony był bardzo dotkliwymi stratami po stronie niemieckiej. Praktyka sowieckich działań wojennych w trakcie II wojny światowej pokazała, że sowieci są w stanie poświęcić ogromną ilość ludzi (w tym wojsk własnych i ludności cywilnej), byle tylko osiągnąć swe cele.
5. Jaki może być ich dalekosiężny efekt?
Trudno w tym momencie prognozować, kto wygra tę wojnę. Sytuacja jest zresztą na tyle dynamiczna, że tekst ten może okazać się nieaktualny w momencie publikacji. Można jednak pokusić się o zarysowanie pewnych konsekwencji wojny i ogólnych tendencji.
Czeka nas bardzo poważny kryzys ekonomiczny, żywnościowy i paliwowy, który Rosja Sowiecka i komunistyczne Chiny będą wykorzystywać i aktywnie stymulowaćs. Ukraina i sowiecka Rosja należą do jednych z największych eksporterów zboża. Poza tym, należałoby przyjrzeć się temu, że jeszcze przed rozpoczęciem wojny, Chiny wykupiły ogromne zapasy tego strategicznego surowca. Rosja Sowiecka może też boleśnie uderzyć kontrsankcjami, np. embargiem na eksport ropy, gazu, niklu, wanadu, platyny co jeszcze bardziej podniesie ceny wszystkiego. Prowadzona przez FSB, SWR i GRU oraz szczekaczki w rodzaju Russia Today czy Sputnik wojna informacyjna, psychologiczna i socjotechniczna, zarówno w Europie Wschodniej, jak i na Zachodzie będzie przybierać na intensywności, wraz ze skutkami wymienionego wyżej kryzysu.
Skoro padła tu (w odpowiedzi na pytanie nr 1) możliwość deputinizacji i pozornej demokratyzacji Rosji Sowieckiej, to nie jest to opcja niemożliwa, aczkolwiek można się jej spodziewać raczej w miarę rozwoju wydarzeń na ukraińskim teatrze wojennym. Tak samo jak puczu, którego inicjatorem byłby Putin, który przeprowadza już czystki w Służbie V FSB, odpowiedzialnej na wywiad zagraniczny. Wojna celowo wywołana po to, by dokonać takich czy innych roszad w aparacie władzy? Niewykluczone. Tak samo jak to, że wszelkie o tym rozważania to efekt dezinformacji i incepcji przez elity i opinię publiczną Zachodu starych dezinformacyjnych klisz o „walce gołębi z jastrzębiami”, Putina z Szojgu, z Nawalnym, ze starymi generałami, z oligarchami biedujacymi w wyniku sakcji itp. Ale za mało mamy na razie twardych danych, żeby jakkolwiek szerzej te wątki rozwijać.
Liberalizm realny i wszystkie jego miazmaty upadną najpóźniej w ciągu kilku najbliższych lat. Państwa zachodnie, czy patrząc szerzej, państwa wolnego świata albo wrócą w stare koleiny autorytaryzmu i hobbesowskiego „Lewiatana”, albo staną się totalitarne, na modłę ChRL i Rosji Sowieckiej i przy wsparciu tychże państw. Ba, tylko autorytaryzm (najlepiej tradycjonalistyczny i tożsamościowy) pozwoli obronić i zachować wolność!
Niezależnie od wyniku wojny, blok komunistyczny, a właściwie jego rdzeń w postaci sojuszu Pekin-Moskwa będzie się coraz bardziej konsolidował. Można spodziewać się całkowitej wasalizacji Federacji Rosyjskiej wobec ChRL, zwlaszcza w przypadku przegrania wojny na Ukrainie, przy czym będzie to paradoksalnie jedyna opcja dla Kremla.
W miarę działań wojennych i rozwoju sytuacji, pod wodzą USA (a właściwie elit wojskowych tego kraju) coraz bardziej będzie się konsolidował wolny świat, jednak pewne państwa zachodnie (na czele z Niemcami czy Francją, mimo próby ich „odwrócenia” przez USA, a lista ta z czasem się powiększy) będą się z tych dążeń wyłamywać i otwarcie sabotować, na przykład w kwestii kupna gazu i ropy naftowej, sankcji wobec sektora bankowego czy przyjmowania uchodźców. Dotychczas jednak, w czasie rosyjsko-białoruskiej „Operacji Śluza”, koncentracji wojsk Rosji Sowieckiej na granicy z Ukrainą oraz samej agresji Rosji Sowieckiej, udało się znacząco wzmocnić wschodnią flankę NATO. Tragedia Ukrainy otworzyła także wielu ludziom oczy na to, czym jest współczesna, neobolszewicka Rosja. Internet i media społecznościowe zaczęły pękać w szwach od memów pokazujących zbrodniczy charakter putinowskiego, czekistowskiego reżimu, ośmieszających Putina i resztę sowieckiego naczalstwa (dowódca Rosgwardii generał Zołotow jako „generał Denaturow”), czy wreszcie znaków z przekreślonym sierpem i młotem.
Prześlij znajomemu
Drogi Panie Jaszczurze,
Bardzo to interesujące. Mam wątpliwości co do punktu 4. Pisze Pan, że bezpośrednim celem inwazji było błyskawiczne opanowanie Ukrainy. Czy nie jest to w jawnej sprzeczności z wydarzeniami pierwszych dni? Putin zadeklarował wojnę o 6 rano, po czym krasnoarmiejcy nie zrobili nic przez prawie tydzień. Był desant spadochroniarzy na lotnisko Hostomel pod Kijowem, który zakończył się wstępnym sukcesem, mimo utraty kilku helikopterów i ponoć samolotów, ale po krótkim czasie spadochroniarze zostali wyparci, bo nie otrzymali posiłków. Kijów jest oddalony o mniej niż 150 km od północnej granicy, więc gdzie ten Blitzkrieg? Zaciekły opór to jedno, ale brak skoordynowanej ofensywy jest chyba narzucającym się wyjaśnieniem dla dzisiejszego stanu rzeczy.
Trudno więc podtrzymać tezę, że celem działań było od początku „opanowanie Ukrainy w sposób przypominający niemiecki Blitzkrieg z drugiej wojny światowej i osadzenie w Kijowie prezydenta całkowicie uległego wobec Kremla”. Jeżeli taki był cel, to ich sztab składa się z przedszkolaków. Czy nie jest bezpieczniej założyć, że to nie są durnie i wiedzą, co robią? Nie posyłają kolumn na teren przeciwnika bez osłony lotniczej i bez paliwa przez kretyństwo. Nie posyłają elitarnych jednostek na pewną porażkę przez pomyłkę – tylko celowo.
Porównanie z Polską w 1939 roku wydaje mi się chybione (nie Pańskie, ale różnych komentatorów w ogóle). Wprawdzie podobnie jak Polska, Ukraina jest otoczona z trzech stron (nawet ułamkowo z czwartej, jeśli dodać Transdniestrię), ale nie została zaatakowana przez kolejnego wroga po paru tygodniach. Po drugie, Polskę wspomagano ulotkami, a Ukrainie pomaga cały świat.
Pan Jacek jest zdania, że tylko Pan jeden zdoła nam coś powiedzieć na temat taktyki ukraińskich sił lądowych. Osobiście, z amatorskiego i dyletanckiego punktu widzenia, mam wrażenie, że regularne wojsko ukraińskie używa skutecznie taktyki walki partyzanckiej, co byłoby swego rodzaju novum w historii wojen. Pokonane wojska podejmują takie metody, gdy nie mają innych, ale podejść do inwazji z góry z takim nastawieniem wydaje mi się odkrywcze i skuteczne. Nie znalazłem wszak nigdzie potwierdzenia tej tezy.
Panie Michale,
Byc może jest tak, jak Pan twierdzi. Czyli, o ile dobrze zrozumiałem, sowieciarze celowo, z jakichś powodów, dopuszczają do tego, żeby ich wojska dostały łomot od sil składających się po części z oddziałów nieregularnych i pospolitego ruszenia, a czołgi i wozy opancerzone zostały rozkradzione przez Cyganów czy odholowane ciągnikami. Możliwe, ze Moskwa celowo dopuszcza do tego, by jej wojska miały totalne braki w logistyce, celowo śle na Ukrainę niedoświadczonych poborowych i nie zapewnia wsparcia z powietrza. Ja taka możliwość, czyli celowego bardaku, dopuszczam. Zresztą nie jestem w tym odosobniony, dlatego powołałem się na płk Wrońskiego, wg którego ma to być wstęp do jeszcze bardziej destrukcyjnych działań, co właśnie chyba od kilku dni obserwujemy: bombardowanie Kijowa, Charkowa, Mariupola, celowe masakrowanie cywilów.
A co, jeśli elity sowieckie są tak głodne władzy, dominacji i własnych karier, ze same siebie nawzajem oszukują? Nie przesadzam, która z wyżej wymienionych opcji jest prawdziwa; robię tylko taka dyletancka analizę hipotez konkurencyjnych. Sztabowcy i analitycy z wywiadu FSB, SWR i GRU mogli po prostu utwierdzać wyższych przełożonych, w tym samego Putina, ze siły zbrojne FR zajmą Ukrainę w około tydzień, napotykając opór przypominający ten z 2014, kiedy to bez walki zajęto Krym, a przy mniejszym oporze Donbas.
Działania partyzanckie i nieregularne to jedno. I nie uczestniczą w nich tylko regularne wojska lądowe (pancerne, zmechanizowane, zmotoryzowane czy aeromobilne), ale również np. specjalne pododdziały policji (odpowiedniki amerykańskich SWAT, by lepiej to Panu i Czytelnikom zobrazować), wyposażone oprócz broni strzeleckiej w bron wsparcia i bron zespołową (np. stare RPG 7 czy RPG 76), oddziały Obrony Terytorialnej czy pospolite ruszenie składające się z uzbrojonych cywilów. Chyba główną taktyka Ukraińców polega na wpuszczeniu sowieckich kolumn zmechanizowanych i pancernych wgłąb swojego terenu, a następnie zaatakowanie ich, korzystając z braków w zaopatrzeniu (nie tylko w paliwo, w amunicje również; ta na wojnie schodzi bardzo szybko!). Atakowane są tez linie zaopatrzenia sowietów. Ukraińcy przekształcają tez miasta w trudne do zdobycia fortece – natarcie jakiegokolwiek pancernego czy zmechanizowanego związku taktycznego skończyłoby się bardzo źle dla agresora, tak jak próba zdobycia Djohar-Gala (tzw. Groznego) podczas I wojny czeczeńskiej.
Drogi Panie Jaszczurze,
Wcale tak nie twierdzę. Po prostu obie możliwości wydają mi się równie prawdopodobne. We wcześniejszej debacie doszliśmy do myślowego skrótu, że albo to jest klasyczny bolszewicki bardak, albo Sun Tzu. Bombardowanie miast wstecz do epoki kamienia łupanego jest ich normalną strategią i do tego powrócili teraz. Pytanie, dlaczego nie zaczęli od Blitzkrieg? Tylko od inwazji na półgwizdka?
Hipoteza wzajemnego oszukiwania wewnątrz sowieckich elit wydaje mi się mniej prawdopodobna (tylko trochę mniej), bo psychologicznie trudniejsza. Oficer celowo wprowadzający w błąd Putina zbyt wiele ryzykuje: posadę, bezpieczeństwo rodziny, zapewne wolność, a może życie.
Jeżeli chodzi o metody partyzanckie, to chodzi mi wyłącznie o zastosowanie ich przez regularne wojsko ukraińskie, bo tylko w tym względzie byłaby to (chyba) nowość. Na ile mogę się zorientować, niesławny „konwój”, który miał mieć długość 40 km, a od prawie 2 tygodni nie jest w stanie dotrzeć to Kijowa, bywa atakowany wyłącznie przez regularną armię ukraińską, ale ich metody są partyzanckie (nie wilczam w to rzekomych ataków z powietrza). Tzn. atak zza (metaforycznego) węgła, z doskoku, i rozpłynięcie się w otaczającym terenie. To jest klasyczna metoda „guerilla”, małej wojny, co po polsku na ogół nazywa się wojną partyzancką.
Pytam o to, ponieważ bardzo mnie interesuje teoria asymetrycznego konfliktu. Jest historycznie fascynująca, ale także niezwykle pouczająca na przyszłość – nie tylko militarnie, ale wręcz życiowo.
Z pewnego forum biznesowego wyciącgnąłem takie ciekawe spojrzenie odnośnie Putina i jego decyzji o tej wojnie:
Pomyśl sobie że jesteś Władcą Ciemności nie bez powodu, wiesz że Twoja armia to banda jełopów zdolnych do natarcia na hura oraz pogrywania sobie z ludnością cywilną. Twoi generałowie to banda żrących się łapówkarzy. Twoja logistyka dowiezie nie to, nie tam i nie wtedy kiedy potrzeba. Twoje zaplecze wytworzy nie to co trzeba i wyśle nie tam gdzie powinno w nieodpowiednim terminie przy środkach transportowych będących jedynie na papierze drogami znajdującymi się co najwyżej na mapie.
I masz tym poprowadzić kampanie.
Jakie byś przyjął założenia?
Bo na mojego księgowego rozum to jest tak – doprowadzimy ich do granicy w czasie pokoju, z niby zaskoczenia przepchniemy przez granicę, ustawimy NKWD żeby nie wracali bez powodu i niech się Ukry martwią.
A główne drogi zablokujemy starym złomem, który razem z drogą pozwolimy zaorać ich gieroją co uniemożliwi im kontrnatarcia szlakami komunikacyjnymi.
Nic lepszego w tej skali się z tego krokodyla nie wykrzesze.
Szanowny Panie Pawle,
To jest z pewnością dowcipnie powiedziane, ale czy przekonujące?
Sun Tzu jest wykładany w sowieckich akademiach wojskowych od wielu dziesiątek lat. Sun Tzu pouczał: kiedy jesteś silny, udawaj słabość – kiedy jesteś słaby, udawaj siłę. Obraz krasnej armii jako bandy jełopów itd., jest stary i zasłużony. Podtrzymywanie go może być kwestią niemożności, nieumiejętności, bezhołowia, ale jest przynajmniej równie prawdopodobne, że jest sowieciarni na rękę. Niech wszyscy myślą, że nie mamy logistyki (Żadna armia na świecie nie przetrwa bez logistyki. Żadna. Gigantyczna ofensywa sowiecka na Niemcy była logistycznie bez zarzutu, nawet jeżeli zachodni alianci i AK im w tym pomogli.), że nie potrafimy się bić, że nie mamy planu. Czy to nie byłoby im na rękę?
Rzecz jasna, nie może być żadnym sukcesem, jeżeli idiotyczna taktyka, brak wsparcia powietrznego, nieumiejętność zniszczenia ukraińskiego lotnictwa i obrony przeciwpowietrznej i nieistniejąca logistyka, jeżeli wszystko to razem jest autentycznym obrazem tej armii.
Ale w takim razie, dlaczego świat od 105 lat trzęsie się ze strachu przed tym cyrkiem?
Szanowny Panie Michale,
Z mojej perspektywy ten świat od 105 lat trzęsie się ze strachu przed tym cyrkiem z takiego powodu, z jakiego zachodzi obawa przez takimi zombi/nieumarłymi.
Przed ich masą i zerowym szacunkiem dla życia.
Tak samo jak można być rewelacyjnym fechtmistrzem szpadą, to w konfrontacji z ordynarnymi widłami można niepięknie i bez chwały polec.
A ogólnie, to bardzo zgadzam się z obserwacjami pięknie podsumowanymi takim akapitem:
To wszystko pokazuje jak centralny punkt w tej układance zajmuje mit superczołgu T-34. I też pokazuje dokładnie słaby punkt Kacapii.
Co by pozostało z mitu, gdyby się okazało, że cała Armia Radziecka żywiła się konserwami z USA, używała wyłącznie Jeepów i Studebakerów, nieliczne lotnictwo w całości opierało się na samolotach z USA i to nie najmłodszych konstrukcji, a najważniejsze jednostki uderzeniowe Armii Radzieckiej używały Shermanów, bo T-34, czy IS-3 to były kompletne kupy złomu?
Otóż by się okazało, ze Armii Radziecka, walcząca na amerykańskim sprzęcie z Wermachtem ponosiła straty w przybliżeniu 10 krotnie większe niż armia amerykańska, używająca tego samego sprzętu do walki z tym samym Wermachtem. A to by mogło zrodzić podejrzenia, że radziecka kadra oficerska to była banda niekompetentnych durni i pijaków nie mających pojęcia o swojej robocie od chorążego aż po, aż strach pomyśleć, samego Generalissimusa!!!
Stąd https://maczetaockhama.blogspot.com/2015/04/kacapia-w-przykadach-propaganda-i.html
To właśnie doskonale ilustruje jak skuteczna jest sowiecka dezinformacja, wykorzystująca zasady Sun Tzu. Do głowy nie przyjdzie, że po niewielu latach sowieci zajęli pół świata i dziś bolszewizmu nie ma tylko pod ziemią (a i to nie jest pewne).
Wydaje mi się, że Pan Andrzej ma rację. II wojna doskonale ilustruje także inny element bolszewickiej strategii: oportunizm. Stalin wywołał wojnę, rozpoczął ją, był agresorem, a zakończył ją jako wychwalany zwycięzca, zasiadając w glorii sławy jako sędzia, prokurator i kat w Norymberdze. Doprowadził do tego nie on, a Zachód. To Zachód go wyposażył, to Zachód przejął jego cele wojenne. Pomimo nieukrywanej wrogości wobec Zachodu, zachodni politycy pomagali na wyprzódki, tak dalece, że byli gotowi nawet ukryć tak straszną zbrodnię, jak Katyń.
Co do czołgów, Sherman był akurat do niczego. Na widok Panter i Tygrysów Amerykanie wiali (choć była wersja Shermana wyposażona w większe działo, i ta była o wiele lepsza). T34 natomiast, to był złom, ale produkowany w ogromnych ilościach, mało skomplikowany (jak większość sowieckiej broni z Kałasznikowem na czele), łatwy do zreperowania, gdy się zepsuł, a psuł się ciągle. T34 były używane jak homososy. Były zbywalne: ludzie byli mięsem armatnim, a T34 złomem armatnim. Pod Kurskiem sowieciarze mieli przewagę liczebną 3:1 w czołgach, choć stracili prawie pięć razy więcej czołgów niż Wehrmacht.
Panie Michale
„Pytanie, dlaczego nie zaczęli od Blitzkrieg? Tylko od inwazji na półgwizdka?”
Moze właśnie to jest fakt sugerujący, ze za bardakiem kryje się Sun Tzu? Podobnego zdania jest wymieniony przeze mnie Piotr Wroński, który twierdzi, ze sowieciarze celowo najpierw rzucają na pole bitwy klasyczne mięso armatnie po to, by przejść do działań mających cofnąć ukraińskie miasta i cały kraj do epoki neolitu. I to jest jeden z operacyjnych celów Kremla, a nad nim jest cel polityczny – jak największe zgnojenie „zakładnika”, by wysuwać dalsze roszczenia na Zachodzie.
„Oficer celowo wprowadzający w błąd Putina zbyt wiele ryzykuje: posadę, bezpieczeństwo rodziny, zapewne wolność, a może życie.”
Racja. Ale co, jeśli w sowieckim systemie każdy podwładny oszukuje w taki sposób swojego przełożonego? I idąc poziom wyżej, oszukują się wzajemnie wszystkie korpusy osobowe w służbach i silach zbrojnych? Nie mówiąc o kradzieżach czy defraudacjach pieniędzy, uzbrojenia, materiałów pędnych itp. I co, jeśli w ten sposób każdy na każdego trzyma tzw. haki? Ja nie twierdze, jakoby miała to być jedyna przyczyna tego, co obserwujemy, po prostu pytam.
Co do taktyki armii ukraińskiej, to właśnie tak działają jej regularne związki taktyczne. Ale taka wojna partyzancka nie byłaby możliwa, gdyby nie wsparcie obrony terytorialnej, batalionów ochotniczych (często uzbrojonych i wyekwipowanych za własne pieniądze żołnierzy) czy jednostek specjalnych policji.
Ponadto, pamiętajmy o jeszcze jednej, bardzo istotnej rzeczy: armia sowiecka właściwie nigdy, pomijając II wojnę światową (i ewentualnie Afganistan) nie toczyła kampanii na tak wielka skale. Lokalne podboje były dokonywane rekami komunistów lokalnych w czasie przed pieriestrojka, a po – sojuszników, satelitów i kolaborantów. I wtedy, i teraz miały charakter dość ograniczonego użycia kontyngentu wojskowego celem zaprowadzenia swojego porządku i to pewna prawidłowość, która powtarza się od pacyfikacji podziemia antykomunistycznego (w Polsce, Litwie, Łotwie, Estonii i Ukrainie), przez powstanie węgierskie i operacje Dunaj w Czechosłowacji, aż po obie wojny czeczeńskie czy interwencje w Syrii czy udział tzw. Grupy Wagnera w wojnach w Afryce. Nigdzie właściwie sowieciarze nie walczyli z przeciwnikiem o choćby zbliżonym potencjale i na duza skale. I to zdaje się być część odpowiedzi na Pańskie pierwsze pytanie. Wydaje się, ze Kreml spodziewał się prostej powtórki z zajęcia Krymu i Donbasu czy z „bratniej pomocy” w assadowskiej Syrii…
Panie Jaszczurze,
W znakomitym artykule w FT, https://www.ft.com/content/503fb110-f91e-4bed-b6dc-0d09582dd007 książę Lieven twierdzi, że kolektywne kierownictwo nadal istnieje i składa się z Putina, Patruszewa, Ławrowa, Naryszkina, Sieczyna i Szojgu. Jeżeli to prawda, to Putin uzyskał nad nimi kolosalną przewagę, ponieważ to właśnie Naryszkin został publicznie przezeń ośmieszony, a Szojgu jest powszechnie uważany za głupka. Stąd konkluzja, że jest to raczej klika władzy wokół Putina niż prawdziwy kolektyw kierowniczy.
Patruszew był w pierwszych latach epoki putinowskiej jego „nadzorcą” z ramienia kierownictwa. To on trzymał go za rękę podczas katastrofy Kurska, to on zorganizował krwawe jatki w teatrze i w Biesłan, by przywiązać Putina do prezydentury krwią ofiiar. Jest wątpliwe, by mógł mieć taki wpływ na Putina dzisiaj.
Wydaje mi się, że oni nie muszą kraść, bo mają wystarczająco ciepłe posadki i zarobki (Sieczyn 17 milionów dolarów rocznie przed pięciu laty). To jednak nie wyklucza możliwości, że np. dowódcy kompanii meldowali gotowość bojową, nigdy nie oczekując, że pójdą na Ukrainę…
Skala działań, to bardzo interesujący punkt. Ma Pan rację, że nie mają doświadczenia na taką skalę (ale chyba nikt nie ma). W Czeczenii użyli może 70 tysięcy żołnierzy w I wojnie i 80-100 tysięcy w drugiej. W tym wypadku skoncentrowali rzekomo 180 tysięcy nad granicami, więc chyba już użyli więcej żołnierzy. (Nie widziałem nigdzie, żeby była mowa o ściaganiu posiłków z głębi Rosji.) Do tego dochodzą ogromne rozmiary Ukrainy. Pamiętajmy jednak, że doświadczenia nabywa armia w walce, zatem czerwoni są już bardziej doświadczeni, niż byli kilka tygodni temu. Dodajmy do tego autentyczne doświadczenie w skutecznych metodach walki z insurekcją – najpierw w Afgaanistanie, potem w Czeczenii i Kaukazie w ogóle, a także w Syrii – to znaczy potworna brutalność, tortury, rządy terroru wśród ludności cywilnej, nieliczenie się z ofiarami i „war crimes? what war crimes?” podejście do prowadzenia wojny.
To wszystko słuszne. Ale… Osobiście, byłem przekonany, że Putin nie zamierza wejść do Ukrainy, bo po co? Nie jestem strategiem ani wojskowym, a mimo to, byłbym w stanie mu powiedzieć, że Ukraińcy będą się zaciekle bronić. Jeżeli ja to wiedziałem – i mnóstwo innych ludzi – to dlaczego nie wiedział tego nikt na Kremlu? Jakim cudem mogą być zaskoczeni? Cokolwiek by mówić o Putinie, a moje zdanie o tym czekiście jest jak najgorsze, to nie można powiedzieć, że jest durniem. Więc jednak nadal coś tu nie gra.
Szanowny Panie Michale,
Cokolwiek by mówić o Putinie, a moje zdanie o tym czekiście jest jak najgorsze, to nie można powiedzieć, że jest durniem. Więc jednak nadal coś tu nie gra.
A co jeżeli Putin nie miał wielkiego wyboru, bo większy brat Puchatek tak rozkazał i tak ma być?
Panie Michale,
Putin bez wątpienia ma zasadniczy wpływ na decyzje, ale przedstawianie go przez Lievena w kategoriach „cara” wydaje mi się dużym błędem. Jeśli kolektywne kierownictwo to i podział zadań, a nie tylko wykonywanie rozkazów od szefa mafii.
„Dziwna” wojna nie przestaje zadziwiać i chyba długo jeszcze (jeżeli w ogóle) nie zajrzymy za kulisy działań militarnych i politycznych. Jeśli bolszewicy uważnie czytają Sun Tzu, to zapewne wiedzą, że nie należy – wedle chińskiego stratega – podejmować działań, jeśli sytuacja nie dojrzała do zwycięstwa. Jeżeli przyjąć (hipotetycznie), że kierują się tą zasadą, należy liczyć się z możliwością, że rozpoczyna się decydujący etap gry.
Odkładam na bok (ale absolutnie nie odrzucam!) hipotezę o – jak o tym pisze Jaszczur – „bardaku”, rozumianym szeroko, z brakiem elementarnych kompetencji, możliwości bojowych etc. włącznie. Wydaje mi się ta hipoteza mało przekonująca, ale nie niemożliwa. Świadczyłaby o tym, że bolszewicka zaraza ewoluowała w szaleństwo.
Pozostaje do dyspozycji wariant działania świadomego, polegający na zagrzebaniu 15% militarnego potencjału Kremla na ogromnym terytorium Ukrainy, bez klarownych widoków rozstrzygnięcia działań na swoją korzyść. Z czysto militarnego punktu widzenia – nonsens.
Z punktu sowieckiej długofalowej strategii, w którą – można się chyba tak umówić – poza kilkoma osobami nikt nie wierzy, sytuacja taka daje niezwykle szerokie pole manewru.
Wczorajsza demonstracyjna wizyta kilku przedstawicieli bliskiej zagranicy w Kijowie, wypowiedź Kaczyńskiego o potrzebie bezpośredniej ingerencji nato w sytuację na Ukrainie, może być sygnałem eskalacji wydarzeń. Zdystansowanie się od tej wypowiedzi Brukseli, może świadczyć o tym, że to oryginalny pomysł. Ale czyj? Kaczyńskiego?
Taka czy inna odpowiedź na ostatnie pytanie, może przesądzać o tym, w jaki sposób interpretujemy ostatnie 30-lecie. Czy podzielamy rozpowszechnioną wiarę w „upadek komunizmu” czy prezentujemy stanowisko przeciwne.
Panie Pawle,
To jest możliwe, ale kto jest wówczas większym bratem? Xi? Trudno sobie wyobrazić, by mógł mu „nakazać” inwazję Ukrainy. Ale załóżmy, że tak było. Wtedy powstaje pytanie o cel. Jaki interes ma chrl w inwazji Ukrainy? Rozumiałbym, gdyby to miała być przykrywka dla inwazji Tajwanu, ale teraz? Chrl nie jest gotowy do podboju Tajwanu, więc po co byłoby im podbicie bębenka i masowe zbrojenia na całym świecie? Oni też czytali Sun Tzu. Najłatwiej podbić uśpionego…
Jeżeli większy brat jest członkiem kolektywnego kierownictwa (które rzekomo kieruje sowietami od czasów Chruszczowa), powiedzmy, np. Patruszew, to nadal pytanie o cel odkładamy tylko do tajemniczego brata. Zatem konstrukcja „wojna jest dziwna i niewytłumaczalna, więc może ktoś ją nakazał Putinowi” odsuwa tylko zasadniczy problem. Intencje tego rozkazowdawcy pozostają niejasne. Więcej – podejrzane.
Panie Andrzeju,
Proszę wybaczyć. Powinienem na pewno podkreślić, że nie zgadzam się z wszystkim, co Anatol Lieven pisze. (Ja się w ogóle rzadko zgadzam ze wszystkim, co ktokolwiek pisze.) To jest nadal znakomity i ciekawy esej. Ale Lieven uważa, że komunizm upadł i mamy do czynienia z nacjonalistycznym reżymem byłych czekistów. Jasne, że się z tym nie zgadzam.
Natomiast co do kierownictwa, to niekoniecznie musi zachodzić podział ról. Chodzi raczej o to, że w sowietach po „tajnym przemówieniu” Chruszczowa, najważniejsze decyzje były podejmowane kolektywnie, że zgodzili się między sobą nie narzucać woli jednego reszcie, ale uznać rolę przywódcy jako primus inter pares. Tak na pewno było w pierwszej dekadzie władzy Putina, ale czy tak jest nadal? Nie wiadomo, ale nie wygląda na to.
Darek,
Bardak to było określenie p. Jacka, a hipoteza brzmi raczej: albo bardak, albo Suz Tzu. Odrzucanie jednej z nich wydaje mi się nie tylko przedwczesne, ale wręcz niesłuszne. Nie ma żadnych dowodów, że to NIE jest zwykły bolszewicki bajzel. (Rozumiem, że Ty to tylko odkładzasz, a nie odrzucasz. Mówię o innych.)
Sowieciarze używają Sun Tzu, ale nie sztywno. Inaczej nie weszliby do Afganistanu w ogóle. A weszli, moim zdaniem, by przegrać, ponieważ tylko przegrana wojna konsekwentnie uzasadnia następującą po niej prowokację upadku komunizmu. Można więc twierdzić, że cała długoterminowa strategia jest sprzeczna z kunktatorstwem Sun Tzu.
Michał,
Zakładasz, że Afganistan był jedynie taktycznym wybiegiem o charakterze militarnym. Trudno w tej sytuacji mówić o przegranej.
Darek, słusznie. Masz oczywiście rację. Miałem na myśli militarną klęskę. Ale jeżeli taki był cel, to został osiągnięty.
Darku,
Panie Michale,
A czy nie przypomina to Panom – toutes proportions gardées – „moskiewskiego puczu”?
Pozorowana „nieudolność”, świat stoi murem za „demokracją”.
Może i sowieccy generałowie się w końcu „zbuntują” i nastąpi kolejny powrót do nepu? Szojgu taki „fajtłapta”…
Andrzeju,
Ależ oczywiście, że skojarzenia się nasuwają. Zwróć uwagę na sformułowanie kończące pierwszy punkt Ankiety.
Problem w tym, że nowego Jelcyna jakby nie widać. (Nawalny podobno ćwierka, choć twitter odcięty, ale to postać nie dość dobrze jeszcze wyreżyserowana).
Panie Andrzeju,
Tak, to prawda, ale właśnie zachowanie proporcji jest tu tak trudne i ważne. Jak Pan Jaszczur słusznie podkreślał powyżej, problemem jest skala. Ukraina jest terytorialnie ogromna, nawet bez Krymu i Donbasu. Długość granicy jest niespotykana, prawie 2300 km (sądzę, że nie jest w to wliczona długość południowego wybrzeża, bo niby dlaczego? Ani granica z Transdniestrią.) Dla porównania, długość frontu pierwszego dnia Operacji Barbarossa wynosiła ponad 1600 km. Hitler skoncentrował nad granicą z sowietami 3 miliony ludzi, tysiące samolotów, czołgów i dział oraz setki tysięcy koni! Więcej niż połowa tych sił runęła na Ukrainę. W 80 lat później, Putin użył 300 samolotów, a jego taktyka jest zasadniczo śmieszna i niezrozumiała. Nabieranie gości w trzydniowym puczu wydaje mi się zabawą dzieci w porównaniu z podjęciem się Operacji Pic-na-Wodę na Ukrainie.
Bunt generałów, jakkolwiek mało prawdopodobny, nie da się wykluczyć. Jednak nadal nęka mnie uporczywe pytanie: jaki jest tego cel? Celem nie może być deputinizacja, bo to z definicji środek, a osiągnąć go było można o wiele łatwiej bez inwazji.
Coś nam się w tej dziwnej wojnie ciągle wymyka.
PS do powyższego: zapomniałem dodać granicę – dość przecież umowną linię demarkacyjną – między białoruską i ukraińską republiką ludową. Ta granica liczy kolejne 1000 km z górą. Mamy więc potencjalny front zupełnie niesłychanej długości. Co potwierdza tezę p. Jaszczura: skala jest tak ogromna, że być może łatwiej zrozumieć bardak.
Amerykanie (wraz z koalicją) uderzyli na Irak z podobną siłą w 2003 roku. Różnica taka, że całkowicie zdominowali pole walki (poprzez wyższość technologiczną oraz, zapewne, zdecydowanie łatwiejszy do opanowania teren).
Jeśli sowieci kremlowscy tego nie mają (a powinni to chyba wiedzieć mimo wszystko?), to pchanie się z podobną siłą w tak trudny obszar jak Ukraina jest nonsensem w czystej postaci. Nie dość, że teren trudniejszy (długość granicy to raczej atut strony atakującej), to determinacja przynajmniej części ludności do obrony kraju nieporównanie większa.
Mogli, owszem, wejść dalej, ale nie tak. Nie w takiej skali, nie z taką narracją. Ta ostatnia mówiła wyraźnie: uznajemy suwerenność „separatystycznych” regionów, czego jakoby nie mógł wyartykułować (i pojąć) Naryszkin.
Jeśli 3 dni później atakuje się całe terytorium „kraju”, ocena tego kroku w popularnym oglądzie może być tylko jedna – podstępna „rosyjska” agresja na „niezawisłą” Ukrainę.
Panie Michale,
Tak. To wszystko jest bardzo dziwne. To dziwna wojna, która wymyka się analizie odnośnie rzeczywistego celu i taktyki. Jakby udawana, gdyby nie skala zniszczeń i terroru. Jeśli się odrzuci opcję „wariactwa” (mało prawdopodobne, że czekiści postanowili zrobić coś, co logicznie rzecz biorąc może nie przynieść im znaczniejszych korzyści), pozostaje, ze względu na skalę i wciągnięcie świata w rozgrywkę, domyślać się istnienia poważnego celu. Ale na razie go dokładnie nie widać poza tym, że może chodzić o jakiś „nowy ład” w Europie. Wszystko wydaje się nieracjonalne a nawet nielogiczne i pewnie dopiero ostatnia faza odsłoni kurtynę. Mowa Zelenskiego do kongresu USA sprawiła tam ogromne wrażenie. Wydaje mi się, że starannie przemyślana i ułożona. Profesjonalna. Rzeczowa i powoduje refleksje, ale i działa na emocje. Co daje do myślenia.
Darek,
Widzę to inaczej. W 2003 roku siły koalicji przeciw Saddamowi liczyły pomiędzy 300 tysięcy a 580 tysięcy ludzi (licząc w tym Kurdów). W I wojnie w Zatoce Perskiej brało udział 700 tysięcy amerykańskich żołnierzy plus kilkaset tysięcy z koalicji. Domyślam się, że masz na myśli pierwszą fazę inwazji w marcu 2003, kiedy 175 tysięcy Amerykanów uderzyło na Irak, ale to odpowiada mniej więcej całości sił skoncentrowanych nad granicą w lutym. Czyli jakkolwiek na to patrzeć, siły Putina są zbyt małe, więc zgadzamy się co do wniosku, choć dochodzimy doń inaczej.
A propos, interesujący artykuł na temat przyczyn, dla których sowieciarze nie radzą sobie z dobrymi, ale prymitywnymi dronami tureckimi TB-2: https://www.spectator.co.uk/article/why-can-t-russia-stop-ukraine-s-air-attacks- Warto też zajrzeć do RUSI Defence Systems https://rusi.org/explore-our-research/publications/rusi-defence-systems . To nie ma nic wspólnego z Rusią, to jest Royal United Service Institute. Ich publikacje zawierają chłodne, obiektywne analizy.
Długość granicy jest z pewnością utrudnieniem dla obrońców, ale tylko wtedy, gdy zamierzają bronić granic. Ukraińcy od początku tego nie robili, a skoncentrowali się na obronie miast przy jednoczesnych atakach na agresora „po drodze”.
Panie Andrzeju, czy zmierza Pan do tego, że Zelenski próbuje wciągnąć Nato do wojny? Nie można tego wykluczyć.
Panie Michale,
Nato? Dziś Albania to Nato. Po co im to skoro wystarczy Stoltenberg i ten jego „postkomunistyczny” zastępca (no i rzecz jasna „postkomunistyczni” generałowie w strukturze militarnej). Jeśli Nato, to jako „siły pokojowe” według opisanego przez Darka „planu Kaczyńskiego”. Wydaje mi się, że raczej chodzi o wciągnięcie do wojny USA.
Zauważył Pan, że Zelenski ma wręcz modelowy wizerunek? Nieogolony, ale fryzura nienaganna. To działa, szczególnie na kobiety (dla mężczyzn – „wojenna” koszulka – podkreśla mięśnie). Spokój i pewność. A ten głupi Łukaszenka ganiał z kałachem w sowieckim mundurze, gdy tylko przeciwko niemu demonstrowali na ulicach (i synkowi go dał).
Panie Andrzeju,
Jak Pan wie, jestem zdania, że Nato nie istnieje. Członkostwo w Nato armii „byłego” układu warszawskiego nie jest problemem dla Putina i dlatego właśnie głośno domaga się, żeby zaprzestano poszerzania paktu. Obecność w nim Albanii byłabby komiczna, gdyby nie to, że Nato kiedyś było ważną siłą. Obecność skłóconych od wieków Grecji i Turcji też niewątpliwie osłabia pakt o 50 lat.
Muszę zatem ponownie prosić o wybaczenie. Nato było tu skrótem myślowym. Chodziło mi o wciągnięcie do wojny tych struktur umownie określanych jako Nato, bo Amerykanie raczej nie dadzą się wciągnąć, jak dowodzi awantura a MiGami. To z kolei rozsadziłoby Nato od wewnątrz i doprowadziłoby do wycofania się USA z Europy. Ameryka RACZEJ nie da się wciągnąć, co oczywiście wcale nie oznacza, że nie zostanie wessana w rozróbę mimo to.
Szanowny Panie Andrzeju,
Wydaje mi się, że raczej chodzi o wciągnięcie do wojny USA.
To jest bardzo ciekawa myśl, szczególnie, iż takie coś – jeżeli skuteczne – skreślałoby dosyć pewnie szanse USA na sukces w rywalizacji z ChRL.
Dodatkowo chciałbym poczynić następującą obserwację. Fakt, że Ukraina i Rosja wypadną teraz ze światowego rynku zbóż, oznacza spory i globalny impuls destabilizacyjny.
EU może nie będzie głodować, bo przestanie eksportować i jakoś jej się bilans zamknie, nawet niższymi jakościowo własnymi zbożami. Chiny chomikują obecnie na potęgę. Obie Ameryki jakoś sobie też z tym poradzić powinny. Ale jest olbrzymi region, Afryki i Bliskiego Wschodu, który już obecnie nie jest samodzielny żywnościowo i większość zbóż importuje. To tam zabraknie, bo raz, że nie mają swojej żywności wystarczająco, a dwa, nie będą w stanie na rynku kupić z powodu kosmicznych cen lub braku wystarczającej podaży.
To tam – już za parę miesięcy – będzie spory problem, który się przerodzić może w nową falę, jak w 2015, milionów ludzi chcących dostać się de EU, aby nie umrzeć z głodu.
Panowie,
Koncepcja wciągnięcia do wojny USA może być jednym z celów tej wojny, choć rzeczywiście – jak wskazuje Michał – wydaje się, że Amerykanie będą się przed taką możliwością bronić, jak długo się da. Czy uda się ich wessać w konflikt? Próba odpowiedzi na to pytanie to niemal klasyczne wróżenie z fusów. Jeśli demoludni członkowie nato będą parli do udziału w konflikcie, w mniej lub bardziej bezpośredni sposób, to taki scenariusz nie wydaje się niemożliwy.
Pan Paweł pisze o rozchwianiu rynku zboża i wynikających z tego konsekwencjach. To bardzo ważny punkt, w dodatku nasuwa nieuchronną konkluzję, że ten konflikt, ta wojna nie będzie trwała – jak przekonują Ukraińcy – jeszcze tylko kilka tygodni; że może potrwać znacznie, znacznie dłużej. Jeśli będzie się jedynie „tliła” to „Zachód” przywyknie do tego stanu rzeczy raczej prędzej niż później; jeśli będzie obfitować w dramatyczne wydarzenia… to wszystko zdaje się być możliwe.
Wojna trwa już wiele tygodni, a my wciąż nie wiemy, jaki był powód jej wywołania. Możemy się chyba jedynie domyślać, że – podobnie jak Afganistan – jest środkiem do osiągnięcia nieznanego jeszcze celu.
Wydaje mi się, że rynek we wszystkich surowcach, od ropy i gazu, przez rzadkie metale i złoto, do pszenicy i jęczmienia. będzie zachwiany. Ukraina jest ogromnym eksporterem zbóż. Większość ich plonów to ozimina, więc jest możliwe, że nadal je zbiorą, ale oceniają, że produkcja pszenicy spadnie o połowę do 19 milionów ton, choć trudno sobie wyobrazić jak. Jęczmień jest ponoć większym problemem, więc cena piwa pójdzie w górę. Dodajmy do tego embargo na sowieckie zboża i jest klapa na rynku.
Słyszałem wszakże ostatnio, że w wielu krajach zmieniono plan siewów na wieść o wojnie na Ukrainie. Nie można więc wykluczyć, że niewidzialna ręka rynku sobie znowu poradzi.
Szanowni Panowie,
Nie wydaje mi się, aby sowieci i chińscy komuniści wspólnie dążyli do spowodowania kryzysu światowego, raczej do maksymalnego osłabienia gospodarki tzw. Zachodu (koronawirus, a po nim wojna u jego granic) . Wywołanie głodu w Afryce, gdzie komuniści mają znaczne zasoby, nie jest chyba w interesie chrl-owskiej kompartii, chociaż bolszewicy nie liczą się przecież z życiem ludzkim. Tak samo w innych regionach i nie sądzę, aby chcieli już teraz zmienić swoją dotychczasową strategię. Tu gdzie jestem teraz, widać ostatnio coraz więcej kontenerowców czekających na redzie do rozładunku w portach.
Wydaje mi się, że sowieci konsekwentnie realizują swój podbój Europy. Zanim zdecydowali się zrealizować fałszywą liberalizację – pierestrojkę ich taktyka była skuteczna (lata 60-te i 70-te). Niemniej była kosztowna i nie przynosiła znaczących zysków w krótkim czasie.
Pierestrojka pozwoliła uzyskać im dużo więcej. Spójrzmy na jej konsekwencje po 30 latach: modernizacja „byłego” imperium do poziomu technologii wroga, likwidacja „silnika Europy Zachodniej” i stworzenie eurokomunistycznej niuni, „rozminowany” i w dużej części przejęty sojusz militarny – już w praktycznie nie istniejący i moim zdanie najważniejsza rzecz – wejście w zachodnie struktury polityczno-gospodarcze, co pozwala na sterowanie nimi. Tej pajęczyny się już tak łatwo nie zrzuci, oblepia dziś wszystko i wszystkich.
O co innego może chodzić dziś, jeśli nie o „zebranie plonów”, przyśpieszenie zachodzących procesów – logiczny „krok naprzód”?
Dla Zachodu najważniejsze są spokój na „jego świecie” i utrzymanie poziomu życia swoich społeczeństw. Doprowadzenie do stanu, gdy zgodzi się na oddanie sowietom części swoich zasobów to kwestia czasu i odpowiednio ukierunkowanego nacisku. Moim zdaniem ta wojna potrwa do czasu, aż Zachód zmięknie, zacznie szukać możliwości ułożenia się z sowietami kosztem własnym, a jedynym jego zyskiem będzie „deputinizacja” – pozorna zmiana „maski” sowietów, która może być wstępem do zlania się rzek świata w bolszewicki ocean.
Andrzej,
Jak zwykle, zazdroszczę nieustającego szumu morza, choć Twoje słowa o „bolszewickim oceanie” nieco mi słone akweny obrzydziły.
Twój komentarz, pisany w oderwaniu od wojennych szczegółów, zdaje mi się inspirujący. Nadal nie wiemy, o co idzie, nie znamy konkretów, przygotowanych pewnie wcześnie rozgrywkowych wariantów… celu nie powinno nam to przesłaniać.
Samoloty spadają, żołnierze (przynajmniej wedle wojennej propagandy) masowo giną, „Rosja” karleje i poooci się na potęgę, Putin smutnieje. W niepamięć uleciał wodzirej mieżdunarodnej publiki, grający, śpiewający, tańczący dżudoka, ujeżdżający brunatne niedźwiedzie, nurkujący po bezcenne greckie wazy. Putin to zło. Jak swojego czasu Stalin (przez mgnienie), Chruszczow przez moment, Breżniew epizodycznie. sowiecki świat wciąż jęczy tą samą zdartą płytą, kręcącą się po leninowskim patefonie.
Przyszło mi teraz do głowy jakbyśmy byli wszyscy co nieco oniemiałymi w zdumieniu świadkami drugiego pogrzebu komunizmu. To ostatnie słowo, rzecz jasna, nie pada w przestrzeni publicznej, ale analogia z Moskwą z sierpnia 91 wydaje mi się wyraźna jak nachalna kreska w socrealistycznym malarstwie.
Zdaje mi się, że nie film, a teatr jest w gruncie największą bronią tego paskudztwa. Niby dziwne, bo co bolszewika może wiązać z kulturą, ale… jakby się zastanowić, musimy przecież dojść do wniosku, że ucieleśnione zło bolszewizmu nie może żyć inaczej jak tylko w uszminkowaniu i przebraniu. Stąd być może moda na wszelkie odmiany kłiringu? W masie najbardziej zdumiewających osobliwości łatwiej przygotować ostateczną rozgrywkę.
Wszystko co teraz podszywa się pod „antyputynizm”, „antyrosyjskość” (jak choćby dzisiaj ten klaun Morawiecki), cała zbolszewiczała zachodnia Europa, Ameryka oraz inne (niemniej istotne) zakątki świata, a raczej ludzie pretendujący w tych obszarach do mandatu i reprezentacji, to co teraz z pełną hipokryzją wspiera Ukrainę, wszystko to trzeba nazywać po imieniu – pomiotem bolszewizmu.
Tak właśnie jest Darku. Jestem przekonany, że bolszewickie jaczejki zachodnie zamilkły tylko na chwilę, dopóki nie nadejdzie ich czas (póki co „walczą o pokój” i pomogą przechylić szalę gdy będzie trzeba). Tak samo jak to było z „eurokomunizmem” gdy „upadały” sowieckie i sowieckopochodne twory. Potem wszystko odrodziło się w niuni, wzmocniło się i nabrało ogromnej siły.
Panie Andrzeju,
Mogłoby się wydawać, że tak jest: komuniści nie dążą do światowego kryzysu, ale do osłabienia światowej gospodarki, więc głód w Afryce nie jest im na rękę. Ale mieli to już na widelcu przed inwazją, więc po co im te zdjęcia ofiar i zniszczeń? Inflacja i stopa procentowa szła w górę bez wojny, po co więc wojna? Głód w Afryce jest na ogół tuż za rogiem. A na dodatek, jaki dla nich pożytek z masowych zbrojeń? Ze 100 miliardów włożonych w Bundeswehrę? Czy nie lepiej im było, gdy Bundeswehra wyposażony była w miotły, dzięki vd Leyen?
Nie widzę w tej inwazji żadnej konsekwencji ich poprzedniej taktyki. Widzę raczej jej zaprzeczenie. Dotąd brali Europę gołymi rękami, na co im nagły opór i bezprzykładna „jedność” na Zachodzie, którą własnnoręcznie wywołali. Zgadzamy się, że i jedno i drugie prędko minie, ale po co było to robić w pierwszym rzędzie? W imię czego dopuścić do głosu setki krytyków sowieciarzy, których dotąd nikt nie słuchał? Osobiście nie dostrzegam, na czym polega ten rzekomy krok naprzód.
Darek,
To racja, że słowo komunizm nie pada w ogóle. Wśród bardziej inteligentnych obserwatorów, bywa czasem mowa o Stalinie, nawet o porównaniach do wojny zimowej, ale ponieważ powszechne mniemanie i tak zawsze utożsamiało sowiety z Rosją, to nie ma żadnej różnicy między tymi, którzy wskazują na imperialny i rosyjski rodowód Putina i tym, dla których jego wzorem pozostaje Stalin.
Bez mackiewiczowskiej jasności i ostrości pojęć, nie sposób się rozeznać w tym bełkocie. Dopiero kiedy jasno powiemy: ciągłość państwowa Rosji została zerwana przez bolszewię i nigdy nie została wznowiona. Ciągłość pseudopaństwowa sowdepii nie została zerwana przez prowokację upadku komunizmu, toteż dzisiejsza tzw. „Rosja” jest tylko i wyłącznie ciągiem dalszym sowieciarni.
Po ostatnim wystąpieniu Putina na którym zacytował słowa z Ewangelii św. Jana „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13) to ja już naprawdę nie wiem czy to jeszcze teatr czy już psychiatryk. Mimo mojej niewiary i oderwania od kościoła.
Panie Michale,
Chyba mnie Pan źle zrozumiał. Moja wina.
Pisałem, ze chodzi o osłabienie Zachodu na nie całego świata i że chrlowcy nie chcieliby raczej porzucać niedokończonej operacji.
Napisałem też o pierestrojce, że była następnym krokiem po latach 60. i 70. (podbojach i „odprężeniu”). Przeprowadzili ją gdy „owoc dojrzał”. Pozornie stracili (demoludy, sojuz) ale w rzeczywistości zdobyli ogromny obszar, weszli do obozu wroga i rozbroili go. To był krok naprzód. Może i dziś jest podobnie i „owoc już dojrzał” do zerwania? Może to czas na kolejny krok? Stąd „zbiór plonów” i leninowski krok naprzód.
Panie Przemku,
Każdy dureń może cytować Biblię. Niestety. Nie widzę, w tym nic szczególnego. Mnie się zdarzało cytować Marksa i Lenina, czy to czyni mnie marksistą-leninistą? Albo wariatem?
Putin jest bolszewikiem. Kropka. Nie jest obłąkanym schizofrenikiem. Nie jest rosyjskim nacjonalistą. Nie jest „na steroidach”, jak mu to ktoś wytykał. Nie jest carskim imperialistą. Nie jest Wielkorusem, pragnącym zjednoczenia ruskich ludów. Nie jest faszystą. Jest tylko i po prostu – komunistą.
Panie Andrzeju,
Rzeczywiście źle Pana zrozumiałem. Ale teraz chyba też nie do końca rozumiem. Bo co właściwie ma znaczyć osłabienie Zachodu, a nie całego świata? Gospodarczo i politycznie, to drugie jest funkcją pierwszego. Co więcej, nawet jeśli założyć, że dałoby się je jakoś rozdzielić, to i tak mieli oba elementy pod kontrolą na długo przed ukraińską awanturą. Wszystko zdawało się zmieniać w pożądanym kierunku, talerz był przechylony i pieczone gołąbki zsuwały się wprost do bolszewickiej gąbki. Teraz nagle talerz jest poziomo. Po jaką cholerę mu to było? Owoc zachodniej sowietyzacji dojrzał do ukrainnej bójki? To chyba nie ma sensu.
Klasyczna teoria sinusoidy terroru, liberalizacji i ponownego dokręcania śruby, też nie wydaje się tu mieć zastosowania, ponieważ cokolwiek się działo w Moskwie i Pekinie, Zachód samodzielnie zakładał sobie pętlę na szyję. A teraz nagle przestał. Zdjął pętlę z szyi i nawet schodzi powoli z szafotu. Jakiego więc kroku naprzód dokonali, wchodząc do Ukrainy?
Co tu się dzieje?
Proszę mi wybaczyć, jeżeli brzmię ciut jak ci lewacy, którzy byli oburzeni i zawiedzeni, gdy im oznajmiono ni stąd ni z owąd, że wszystkie bolączki świata zostały uleczone i nie muszą się więcej martwić społeczną niesprawiedliwością ani globalnym ocipieniem. Fakt, że zachodnie rządy nie są ślepe na chrlowsko-sowiecką manipulację jest pozytywny. Ciekaw jestem tylko, jak długo będzie trwać ta podziwu godna jasność.
Panie Michale,
Czy kryzys gospodarek zachodnich musi automatycznie oznaczać głód w Afryce czy w Indiach? Wydaje mi się, że nie jeśli Afryka jest pod dostateczną „opieką” chińskich komunistów, a Indie uzyskają ich i sowietów wsparcie. Osłabienie Zachodu to np. kryzys paliwowy na wielką skalę, kryzys produkcji i handlu, głęboki kryzys finansowy itp. Wiemy jaka jest skala zaopatrzenie Zachodu w dobra konsumpcyjne z chrl. Nie wiemy jaka jest naprawdę skala penetracji systemu finansowego Zachodu przez sowietów i chrl ale można chyba uznać, że strategiczna. Zachód zakładał sobie pętlę na szyję, więc może nadszedł czas aby uruchomić zapadnię?
„Ukrainna bójka” to według mnie prowokacja połączona z dezinformacją, które stanowią podstawę do dalszych działań: na przykład do ustalenia „nowego porządku w Europie” (ale to zahacza też o Turcję i Bliski Wschód). Nie jest ona celem sama w sobie, tylko przynętą. Póki co ryba jest ostrożna i unika połknięcia haczyka (choć wciąż pływa dookoła niego), ale co będzie, gdy sowieci dodatkowo zanęcą łowisko? Komuniści potrafią dobrze wykorzystać słabe strony Zachodu do stworzenia scenografii, która wymusi na nim korzystne dla nich reakcje. Zachód jest przewidywalny.
Talerz jest może tylko chwilowo poziomo. Z biegiem czasu i w miarę rosnącego nacisku, a także w efekcie zastosowanych przynęt może zacząć się znów przechylać i to dużo mocniej niż to było dotąd. Pomogą zachodni bolszewicy.
Pytanie, czy to jest jasność Zachodu, czy może śmiertelny strach? Truizmem jest, że odpowiedź przyniesie czas.
Drogi Panie Andrzeju,
Oczywiście, że kryzys na Zachodzie – uściślijmy to: w rozwiniętych gospodarkach – nie oznacza głodu w Afryce. Ale też niczego takiego nie powiedziałem. Nb. nie oznacza głodu w Afryce niezależnie od „opieki chrlowskiej”. Chodziło mi wyłącznie o to, że rozwijające się gospodarki (w skrócie: „Afryka”) są uzależnione od handlu z rozwiniętymi gospodarkami (w skrócie: Zachód). Kiedy tempo rozwoju na Zachodzie słabnie, to zatrzymuje się gdzie indziej. Jak „Zachód” kichnie, to „Afryka” dostaje zapalenia płuc.
Kryzys energetyczny – bo nie chodzi wcale tylko o ropę i gaz, ale o całą politykę energetyczną – został spowodowany przez Gretę i jej zielone hordy, a nie przez Putina. Agresja na Ukrainę być może uratowała wielkie firmy naftowe, być może uratowała przemysł węglowy i elektrownie nuklearne. Bez Putina bylibyśmy brnęli dalej z zamkniętymi oczami w zieloną dystopię. Zielone durnie w Anglii już się buntują, gdy jest mowa o eksploatacji nowych pól naftowych (odkrytych dawno temu, ale zablokowanych, podobnie jak produkcja ropy łupkowej). Więc znowu: Putin nie pogłębił kryzysu energetycznego, bo wskazał tym capom konieczność poszukiwania innych rozwiązań.
Podobnie jest z inflacją. Biden nazwał to ostatnio „inflacją Putina”, gdy w rzeczywistości inflacja w Stanach osiągnęła 7.5% w styczniu, a 7.9% w lutym. Projektowano, że dojdzie do 10%, a teraz projektują, że … przekroczy 10%. Ta wojna ich obudziła, otwarła im oczy i dała im wygodną wymówkę. Wysoka inflacja jest całkowicie produktem zielonego idiotyzmu, a Putin zaledwie coś do niej dodał.
Nowy porządek? Tak jest. Nazwałem to wcześniej Nową Jałtą, ale to było PRZED inwazją. Moim zdaniem, miał ich na widelcu, a teraz się z widelca zsunęli. Właściwie, zamiast drążyć dalej, powinniśmy może Panu Bogu dziękować. Rzecz jasna, zgadzam się z Panem, że tu są nadal figury na szachownicy, że nadal gra trwa, ale inwazja wygląda, jak poświęcenie ogromnej przewagi zdobytej podczas bardzo długiego procesu.
Naturalnie, ma Pan rację, że talerz może się znowu przechylić, ale czy nie jest niezwykłe, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, nie jest nachylony?
Panie Michale,
Dobrze. Wyobraźmy sobie, że po miesiącu lub dwóch dochodzi do porozumienia sowieci-Zachód, a potem Putina zastępuje „liberał” (niby Zachód wszystko przełknie ze strony sowietów, ale wydaje mi się, że pozostanie nieufny, gdy Putin pozostanie na swoim miejscu), który zapewni, że od tej pory w „Rosji” będzie „demokracja” i „uczciwość”. Czy możliwe jest wówczas, że Zachód powróci do poprzedniej prosowieckiej postawy, że wykolejony tramwaj znowu pojedzie tym samym torem? Kryzys przestanie zagrażać, ropa i gaz znowu popłyną starymi rurami i planowane będą nowe. Szwecja odetchnie od konieczności zbrojenia się, a Finlandia od nacisku na przystąpienie do „uzbrojonego po zęby” Nato i wszyscy będą wspólnie odbudowywać zniszczone na Ukrainie domy i fabryki. Niemcy odetchną, Francja odetchnie, Włochy odetchną, Turcja odetchnie, Izrael odetchnie, a bolszewicy zachodnioeuropejscy i amerykańscy ze zwojoną siła wrócą do kontynuowania bolszewizacji swoich krajów. Greta Thunberg w szczególności i za rok może zostanie laureatką „pokojowego Nobla”. A wszystko to w uwolnionej od „amerykańskiego żandarma” Europie. Czy to jest dziś realny scenariusz?
Panie Andrzeju,
To brzmi przekonująco, taka może być kalkulacja sowieciarzy, ale na ile to jest prawdopodobne? Właściwie, sugeruje Pan, że Putin się poświęcił. Popełnił krok, który całkowicie go skompromitował, a tym samym przygotował grunt pod deputinizację, o której mówimy tu od dawna (była o tym mowa na długo przed inwazją). Alternatywnie, popełnił błąd; albo może jest szaleńcem, jak tylu utrzymuje. Sądzę, że nowy liberał, np. Nawalny, musiałby wycofać się z Doniecka i Krymu, ale to nie jest niemożliwe. Musiałby przepraszać za zbrodnie ancien regime’u, ale dla nich to pestka.
Tak, w takiej sytuacji, wykolejony tramwaj wróci na tory. Nadal pozostaje dla mnie tajemnicą, po co było wszczynać awanturę, żeby przywrócić sytuację sprzed bójki ukrainnej.
Na razie widzę wiele strat dla sowietów, a zyski są wprawdzie poważne, ale nie w porównaniu z stratami. Zyskiem jest fala emigrantów, potencjalna, choć wcale nie konieczna, recesja a może stagflacja na Zachodzie.
Wszystko to jednak nie równoważy strat, więc inwazja pozostaje dla mnie zagadką.
Panie Michale,
Jakie zyski mieli sowieci w 1990 roku? Same straty. Gospodarka była w faktycznej ruinie z hiperinflacją, demoludy „odpadły”, Bałtyka, Kaukaz, Mołdawia „gotowały się”. Zyski były dwa lata później. Gorbaczow też się „poświęcił”, chociaż mógłby dostać od Zachodu czego tylko chciał.
Też prawda, Panie Andrzeju, nie można zaprzeczyć. Ale czy wówczas sytuacja nie była odwrotna? Po pierwsze, przygotowywali upadek komunizmu od dawna. Nie możemy wykluczyć, że i rzeź Ukrainy przygotowywali od dawna, ale nikt tego nie widział. Tymczasem, Józef Mackiewicz pisał o promocji dysydentów, o Truście nr 2, od lat. Potem Golicyn opisał to samo. Tym razem, nikt tego nie widział. Jak to możliwe?
Po drugie, dzięki Reaganowi ich sytuacja w 89 roku była opłakana, ale wygrali ją dla siebie. Tym razem ich sytuacja była silna.
Wreszcie, Inflanty i Kurlandia nie mają takiego znaczenia, kiedy Królewiec zawiera największą koncentrację broni na świecie.
Czy Gorbaczow się poświęcił? Czy został poświęcony? Nie umiem na to odpowiedzieć. Ale wówczas istniało kolektywne kierownictwo, a dzisiaj – tak przynajmniej się wydaje – Putin je sobie podporządkował.
Proszę mnie dobrze zrozumieć, Panie Andrzeju: wcale nie mówię, że Pan nie ma racji. Przeciwnie. To jest bardzo przekonujące.
Panie Michale,
Nie upieram się, bo w tej chwili rzeczywisty cel jest przesłonięty polityczną mgłą (wojna to jak wiadomo kontynuacja polityki) i można tylko spekulować. Wszystko jest możliwe, poza tym że sowiecka „Rosja” nie jest we władaniu komunistów-czekistów i zmienili oni swój cel.
Co do tego, że jest to prowokacja i dezinformacja chyba się zgadzamy.
Moim zdaniem można wykluczyć następujące opcje:
– czekiści oszaleli i nie wiadomo po co wywołali awanturę, którą zajmuje się cały świat
– używają całego arsenału militarnego (nawet konwencjonalnego) na jaki ich stać
– chodzi im tylko „zajęcie Ukrainy”
Nikt tego nie przewidział? Józef Mackiewicz był mądry i przenikliwy. Potrafił obnażyć istotę komunizmu. Ukazać ją taką jaką ona jest. Golicyn był zorientowany w tajnej strategii i poznał metody i chciał ostrzec świat. Tacy się nie zdarzają często.
Dlaczego cały tzw. Zachód zachowuje się tak jak się zachowuje? Tamtejsi lewacy i bolszewicy stoją ramię w ramię z „reakcją”. Czy dlatego, że tak bardzo zależy im na tym, aby na „postsowieckiej” Ukrainie trwała dalej demokratura? Moim zdaniem, nie zareagowali by tak, gdyby nie wiedzieli, że tym razem to co się dzieje dotyczy także ich własnego podwórka i domu.
Panowie,
Mackiewicz twierdził, że sowieci potrafią kierować obroną wroga w taki sposób, w jaki sobie (na aktualnym etapie) życzą. Podsuwają koncepcje, z których wnioski przewidują z góry, a wróg łapie się z łatwością na te prowokacje. Chyba należy na ukrainną wojnę patrzeć z dokładnie takiego punktu widzenia, bolszewickiej prowokacji, sowieckiej metody wodzenia za nos przeciwnika? Pisząc o przeciwniku nie mam na myśli Ukrainy.
Przyjęliśmy, mam wrażenie, rozważać ten wciąż enigmatyczny atak z punktu księgowego, w postaci bilansu, plusów i minusów. Atak oznacza dla „Zachodu” to, dla „Putina” tamto… itd. A co, jeśli sięgamy zbyt płytko?
Jeśli wchodzimy w całkowicie nowy etap bolszewickiej rozgrywki, pozbawieni dozy wyobraźni, żeby to zrozumieć? W takiej sytuacja rozważania, kto ile rubli stracił lub dopiero straci, komu zabrano morską łódkę, co kryje się pod podszewką luksusowej kurtki wodza bolszewizmu, tracą sens.
Zachodni lewacy (i parabolszewicy) zostali faktycznie zagonieni do narożnika „reakcji”. I nie stało się to przez przypadek. Być może nie są dość bolszewiccy jak na kremlowskie standardy, a opcja „brania gołymi rękami” nigdy nie była rozpatrywana poważnie?
Nasuwa się jeszcze jedna kwestia… Odważnie jest stawać w czyjejś obronie, gdy konflikt oddalony jest od naszego domu i bezpośredni atak kolumny czołgów zdaje się nam nie zagrażać. Co będzie jeśli pociski będą spadać bliżej, i bliżej? Czy dajmy na to Macron nie ściągnie wówczas z garbu szpanerskiej bluzy francuskich służb specjalnych i z poziomu schronu wykręci numer do Putina?
Zgadzam się z tym Darku. Komuniści nie patrzą w kategoriach zysków i strat, lecz w kategoriach skuteczności osiągnięcia celu.
Czekiści zastosowali tutaj klasyczną bolszewicką metodę. Nie dyskutowali z nikim. Stwierdzili, że jest tak i tak i robią to co robią, nie oglądając się na nikogo. Dym bez ognia. Wszystko idzie zgodnie z planem, powiedzieli dwa tygodnie później.
Ale ja się z tym nie zgadzam, Darku (i Panie Andrzeju). Zyski i straty są określane w relacji do wyznaczonego celu. Czy to nie jest oczywiste? Metafora księgowych i bilansów może być przydatna, ale nigdy nie była niczym więcej niż próbą zrozumienia, próbą rozrysowania sytuacji, w celu schemtycznego jej ujęcia: co mogą zapisać po stronie plusów, zważywszy, że minusy są gigantyczne?
Panie Andrzeju, nie wydaje mi się, żeby Zachód rozumiał, że to ich bardziej dotyczy. Tak samo dotyczyło ich oddanie połowy Europy w Jałcie, i co z tego? Czeczenia jest daleko, więc myśleli, że to ich nie dotyczy? Zgoda. Ale w 2014 roku Putin anektował Krym i odtąd ludzie ginęli w Donbasie, liczba ofiar osiągnęła ponoć 14 tysięcy w ubiegłym roku. I co? Nikogo to nie obchodziło. W 2018 kopali piłkę w Moskwie i zachwycali się, jaki to wspaniały naród ci Rosjanie. Ściskali się z Putinem i brali „rosyjskie” pieniądze, aż furczało. Ukraina nie jest bliżej niż Syria, a przecież zrobili w Aleppo to samo co w Groznym, i co z tego? A nagle robią to samo w Mariupolu i ci sami politycy, którzy milczeli wcześniej, są teraz gotowi kupić ropę od irańskiej bolszewii. Co oni naprawdę rozumieją?
Mówi Pan, że to nagle dotyczy ich własnego domu. Ale dlaczego? Mnie to zdumiewa. Postawa Zachodu jest niespodziewana i pod pewnymi względami nieracjonalna.
Darek, jeżeli wyobrażamy sobie, że „wchodzimy w całkowicie nowy etap bolszewickiej rozgrywki”, to jak możemy usprawiedliwiać się brakiem wyobraźni, gdy nie możemy ich zrozumieć??? Jeżeli wystarcza nam wyobraźni, by być pewnymi trzech punktów sformułowanych powyżej przez p. Andrzeja, to tylko prawem kaduka wolno nam się wymigać od dalszych dociekań.
Można było brać Zachód gołymi rękami, ale opcja taka „nigdy nie była rozpatrywana poważnie”? Wszystko co o nich wiemy, cała krwawa wiedza na temat ich modus operandi, wskazuje, że taką opcję preferują w każdych warunkach. Zresztą nikt przy zdrowych zmysłach nie odrzuca takiej możliwości, a zgadzamy się co do panaandrzejowego punktu 1. Więc skąd wzięła się ta supozycja?
OK, sam wiem skąd. Ponieważ dokonali inwazji Ukrainy i wyrzucili przez okno swą ulubioną opcję. Ale w takim razie, księgowanie zysków i strat na drodze do ostatecznego celu, wydaje mi się koniecznością, by dojść (a choćby zbliżyć nas) do jakichś wniosków. Przyjmujemy, że 1. nie oszaleli, 2. używają niewielkich sił, 3. Ukraina jest środkiem do strategicznego celu. Jeżeli tym celem jest podbój Europy, to łatwiej było to osiągnąć przed 24 lutego.
Panie Michale,
Łatwiej tak, ale może później? Może wymyślili szybszy sposób na realizację celu?
Czy w latach 70. mogli brać Europę gołymi rękami? Z perspektywy lat wygląda na to, że tak, że tylko kwestią czasu było aż Niemcy, Francuzi, Hiszpanie, Włosi, Szwedzi itd. padną w ich otwarte ramiona. A jednak postanowili to przyspieszyć i dziś te wszystkie kraje bloszewizują się same, a walec, jak się zdaje, jest nie do zatrzymania. Gdy się skończy „ukrainna bójka” ruszy dalej, chyba że zastąpi go nowa, sowiecka maszyna.
Spieraliśmy się o to, czy cel jakim miał być „wspólny europejski dom” został zrealizowany. Celem pośrednim miała być neutralizacja militarna Europy. To nie nastąpiło, choć działania w tym kierunku były mocno zaawansowane. Czy dokończenie tego może sowietom sprawić dużą trudność?
Dlaczego inwazja ukraińska dotyczy zachodnioeuropejskiego domu? Ponieważ, jak mi się zdaje, jego mieszkańcy boją się, że sowieci pójdą dalej, że będą żądać czegoś także od nich i całą wieloletnią konstrukcję eurokomunistycznej niuni trafi szlag. Skończy się radosna zabawa i ktoś inny, kto potrafi narzucić swoją wolę, weźmie sprawy w swoje ręce.
Michał,
Jeśli chodzi o zyski i straty, może warto wyjaśnić problem. Chodziło mi po prostu o to, że tam gdzie do głosu dochodzą poważne cele strategiczne, kwestie ewentualnych korzyści i strat ekonomicznych odchodzą na dalszy plan.
Jeśli idzie o atak na Ukrainę, to ona – rzecz jasna – oddala w nieokreśloną przyszłość ewentualny powrót do koncepcji „brania gołymi rękami”. Chyba, że w sposób przekonujący, szybko i sprawnie, zostanie przeprowadzony wariant odsunięcia Putina. Możliwe? Oczywiście, że tak, pod tym jednakże warunkiem, że nie mamy obecnie do czynienia z realizacją długofalowej strategii, ale osobistym wybrykiem jednego szaleńca. Prawdopodobieństwo, że jest akurat tak, wydaje się mniej niż nikłe.
Dlaczego? Otóż dlatego, że obecna agresja jest kontynuacją wcześniejszych działań, zapoczątkowanych w 2014, które – jak piszesz – według szacunków spowodowały 14 000 ofiar śmiertelnych (głównie wojskowych). Dlaczego w takim razie wówczas bolszewickie mordy w Donbasie nie wywołały choćby porównywalnej fali antyputinowskich działań i demonstracji? Bardzo dobre pytanie.
Czy możliwe, że Donbas był tym, czym dla „upadku komunizmu” była „praska wiosna” i „Solidarność”? Próbą generalną przed właściwym przedstawieniem? W Donbasie odnotowano bardzo liczne ofiary, ale tylko w pierwszych latach od wybuchu konfliktu. W latach 2016-2021 liczba cywilnych ofiar spadła do średnio kilkudziesięciu rocznie, w 2021 było ich zaledwie 25. Konflikt stopniowo, celowo wygaszano.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt tamtych działań – zestrzelenie pasażerskiego samolotu malezyjskich linii lotniczych (298 zabitych). Miał miejsce 17 lipca 2014 roku, a (jeśli mnie omylna pamięć nie zawodzi) informację o tej tragedii Putin osobiście przekazał Obamie podczas prowadzonej akurat w tym czasie rozmowy telefonicznej. Przypadek? Czy chęć wybadania reakcji drugiej strony?
Oczywiście, niczego nie możemy być pewni i nawet takiego przypadku nie możemy wykluczyć. Ba, zmuszeni jesteśmy pozostawić sobie w myślowym zanadrzu i taką supozycję, że Putin nie zdawał sobie sprawy z kruchości krasnej armii. Dlaczego nie? Gen. Pragłowski przytacza w swoich wspomnieniach wypowiedź Śmigłego Rydza z drugiego dnia wojny: „miażdżą nas przewagą techniczną!!!” – tak mawiał wódz naczelny sporawego państwa – druga osobistość w państwie karmiła się była złudzeniami. Dlaczego podobna rzecz nie mogłaby przytrafić się Putinowi?
A no nie mogłaby, bo jak mi się zdaje (wciąż snuję jedynie hipotezy, dodam dla jasności), cała operacja „Ukraina” przygotowana została z wielką starannością. Nie miało być cicho i spokojnie, jak podczas wywózki ludności z Wilna w czerwcu 1941 roku. Wręcz przeciwnie. „Będzie o nas głośno na Ukrainie” – miał jakoby powiedzieć Jarema. Putin (z kamratami) zasugerował dokładnie to samo (choć wątpię, aby czytał Sienkiewicza)… na długo, zanim pierwszy sowiecki żołnierz przekroczył wewnętrzną granicę sowdepii. Jak mówił tak zrobił, demonstracyjnie opóźniając agresją na prośbę swojego czerwonego przyjaciela z Pekinu.
Bardzo się postarano, aby agresja wzbudziła stosowne zainteresowanie.
Trzy punkty z Twojego ostatniego akapitu wydają się prawdopodobne. Trudno się chyba też nie zgodzić z ostatnim przypuszczeniem – jeżeli chciało się zaatakować, nie należało przez wiele tygodni marznąć, ale rozpocząć z zaskoczenia, jak pewnie doktryna zakłada, choćby z użyciem nowej broni, której ostatnio użyli. „Kindżał” zdaje się być o wiele groźniejszą bronią niż swojego czasu niemieckie wunderwaffy. Można nim skutecznie trafić w Brukselę, Berlin, Paryż, Londyn.
Najwidoczniej mamy do czynienia z innym wariantem? Z jakąś formą wojny hybrydowej (modne wojskowe słowo)?
Panie Andrzeju,
Po raz któryś w tej dyskusji, Pańskie argumenty są przekonujące. Może znudzili się długim marszem, może zabrakło im cierpliwości? Przyzna Pan jednak, że to nie w bolszewickim stylu. Ich gra jest zawsze na długą metę, bo wiedzą doskonale, że mają przeciw sobie epidemię krótkowzroczności.
Degrengolada lat 70. jest znakomitym przykładem. Rzeczywiście, wyglądało na to, że mogą brać świat gołymi rękami. Najpierw détante, potem łotergacie, i wreszcie Carter; a w Europie jeszcze gorzej, czerwone armie w Niemczech i we Włoszech, IRA, Fatah i gospodarczy chaos. Więc dlaczego przygotowywali wówczas upadek komunizmu? Ponieważ zdawali sobie sprawę ze swej własnej słabości. Czy teraz jest tak samo?
Neutralizacja Europy nastąpiła w ostatnich latach. Nie tylko militarna, bo oprócz UK i Francji nikt w Europie nie ma armii, ale przede wszystkim polityczna, poprzez brukselską jaczejkę. Dokończenie tego procesu po awanturze ukraińskiej, będzie o wiele trudniejsze, nad czym nie będę się rozwodził.
Nie słyszę o lękach, że Putin runie na Europę. Raczej odwrotnie. Minister brytyjski powiedział, że linia obrony Królestwa nie jest na białych klifach Dover tylko w lasach łotewskich…
Chcę jeszcze wrócić do przenikliwości Mackiewicza i Golicyna. Ma Pan rację, że to byli ludzie wyjątkowi. Mnie chodzi raczej o fakty, które oni inteligentnie interpretowali. Patrząc wstecz, widzimy, że obaj mieli rację, postrzegali wydarzenia, które prowadziły do lat 89-91. Stąd moje pytanie: patrząc wstecz, czy widzimy jakiekolwiek fakty – wydarzenia, sytuacje, posunięcia – które można w świetle inwazji interpretować inaczej? Czy jest tu jakiś okrzyk, „aaa, teraz rozumiem”, teraz dopiero widać, dlaczego robili tak, a nie inaczej. Ja tego nie widzę. Widzę tylko dziwaczną inwazję, która coraz bardziej wygląda na błąd.
Darek,
W żadnym momencie, gdy mówiłem o zyskach i stratach, nie miałem na myśli wyłącznie ekonomii. Oczywiście, gospodarcza strona jest ważna, ale nie najważniejsza. Nie jestem marksistą. Bilans strat i zysków w wypadku ukrainnej bójki jest wyraźnie zachwiany na niekorzyść agresora, nie ekonomicznie, ale politycznie i strategicznie, wobec nadrzędnych celów. Jeśli ich celem jest podbicie Europy, to ta inwazja ów cel oddala. Celem operacji może być okazanie słabości, ale jaki wówczas byłby cel nadrzędny?
Nie możemy ciągle mówić, że „nie wiadomo dokładnie, o co im chodzi, ale na pewno mają jakiś ukryty cel i wszystko im się dobrze ułoży, bo tak to już jest z komunistami”. Nie wolno tak myśleć, bo to jest śmieszne, ponieważ słuszne w każdym wypadku; bo to jest intelektualnie niesatysfakcjonujące, gdyż jest to abdykacja ze zdrowego rozsądku.
A co jeżeli mylimy się od lat i Putin jest jednak rosyjskim imperialistą, zdławił kagiebowski kolektyw, rzucił się na Ukrainę dla zjednoczenia Wielkorusów i, najzwyczajniej w świecie – przeliczył się? Ani Ty, ani ja nie uważamy tego za możliwe, ale musimy myśleć bardziej rygorystycznie, albo zejdziemy do poziomu, który wyśmiewamy.
Trzy punkty należą do p. Andrzeja. Ale czy nie są raczej założeniami? Zgadzamy się na wszystkie trzy, więc brniemy dalej. W takiej sytuacji, często założenia przekształcają się niepostrzeżenie w aksjomaty, co zmienia postać rzeczy. Natomiast z Kindżałem coś jest nie tak, ale muszę to zbadać bardziej szczegółowo.
Panie Michale,
Tak jest. Ich gra jest zawsze na długa metę. Czy zatem można założyć, że i ta dziwaczna inwazja jest na grą na długą metę? Jeśli tak i jeśli jest ona błędem to jej planiści i wykonawcy popełnili błąd strategiczny. Jeśli tak, to dlaczego Putin jeszcze o czymkolwiek decyduje?
Rozgrywka Stalina w latach 1939-41 też mogła wyglądać na błąd. Sprzymierzył się z Hitlerem aby zająć Bałtykę, Besarabię i pół Polski. Potem miał nóż na gardle i tylko przez głupotę Hitlera uniknął rzeczywistego upadku komunizmu. A na koniec, dzięki zręcznemu omamieniu USA i Wielkiej Brytanii zyskał nie tylko to co dostał od Hitlera, ale i dużo więcej.
Panie Andrzeju,
A co jeżeli wszyscy tu na wp – mylimy się od lat? Putin jest wielkorosyjskim imperialistą i kleptokratą, nie ma żadnego planu, ani długoterminowego, ani w ogóle żadnego? Wszedł na Ukrainę, spodziewając się, że będzie witany jako wyzwoliciel. A pozostaje u władzy, bo wytępił przeciwników i otoczony jest opryczniną kagiebistów, jak przystało na Monomacha. Obaj uważamy to za bełkot, ale to nie jest mniej prawdopodobne niż nasze domysły.
Stalin w latach 39-41 to znowu dobry przykład. Ale w tamtym wypadku, czerwiec 1941, to BYŁ błąd. Ogromny, koszmarny błąd. Wcale nie coś, co wyglądało na pomyłkę, na przeliczenie się, ale autentyczna klęska. Dzięki głupocie Zachodu i zbrodniczej polityce Hitlera, ta potworna pomyłka wyszła bydlakom na dobre, ale nie przestaje przez to być strategicznym błędem. Nie sądzę nawet, żeby to Stalin ich zręcznie omamiał, raczej nie mógł się opędzić od ich pomocy.
Panie Michale,
Zdaje mi się, ze taktyka Stalina była wówczas taka, aby stale trzymać dwa wróble w garści. Ryzykował, ale przecież pomoc z Zachodu uzyskał natychmiast. Ułatwiła mu to Finlandia, która weszła w sojusz z Niemcami, aby odbić swoje terytoria, co usunęło ostatnią formalną przeszkodę. Chociaż był krytykowany za kardynalny błąd w ocenie intencji Hitlera, to nie jestem przekonany, że on nie chciał inwazji niemieckiej na ZSRS, myląc się tylko co do siły militarnej (sowieckiej i niemieckiej), co go o mało nie zgubiło. Po „destalinizacji” kompartia formalnie nigdy go chyba nie potępiła za błędną kalkulację polityczną.
Wszystko jest możliwe poza tym, że z fałszu wynika prawda albo że biały sufit jest czarny.
„Gra na długą metę” jak napisał Pan Andrzej. Panie Michale, skonfudowany nieco Pana odpowiedzią jestem. Pan zawsze taki niezłomny, a tu proszę. Może nie zrozumiałem przekazu czy sarkazmu, a może naprawdę dopuszcza Pan taką myśl. Przewrót na wp? Zapewne nieudolnie, ale starałem się przekazać opinie, że te plany nie są tak idealnie realizowane, albo ich nie ma (tych dalekosiężnych), wszystko tak ad hoc. Co nie zmienia oczywiście sytuacji zagrożenia, a może nawet gorzej, bo trudno przewidzieć kolejne kroki, nawet te nieobliczalne w skutkach.
Przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać, siedzi mi to w głowie od paru dni, jak co proszę śmiało w kurioza całą wypowiedź:
https://twitter.com/i/status/1504931681060413445
Panie Andrzeju,
Strategia Stalina była strategią podboju, ale przeliczył się, sądząc, że Hitler najpierw wykrwawi się w walce z Zachodem, zanim on będzie mógł „wyzwolić Europę”. Warto pamiętać, że Stalin zniknął w ciągu pierwszych dni Operacji Barbarossa. Dopiero po kilku dniach Beria wziął obronę w żelazne ręce nkwd. Oczywiście możemy tylko spekulować na temat przyczyn tego zniknięcia, ale na mój rozum, był przerażony rozmiarami swego błędu. Nie wyciągałbym żadnych wniosków z tego, że go partia nie potępiła. Potępiła go tylko i wyłącznie za to, za co było jej wygodnie go potępiać. Nie było wygodnie wyciągać Katynia, ani paktu Ribbentrop-Mołotow, ani tego drobiazgu, że wszyscy ostrzegali geniusza, że 3 milionowa armia stoi nad granicą, ale geniusz wiedział lepiej.
Nie rozumiem, o co idzie z Finlandią. Jeżeli chodzi Panu o to, że wybrawszy sojusz z Zachodem, Finowie utrudniliby jakoś zachodnią pomoc dla sowdepii, to się zupełnie z tym nie zgadzam.
Nie przekonywa mnie również teza o intencji wciągnięcia Hitlera w głąb Rosji. Gdyby tak było, próbowałby utrudnić wstępną fazę inwazji lekkimi siłami, a zbudować linię obrony daleko w głębi kraju. Tymczasem oni nie mieli żadnych linii obrony i nie walczyli w odwrocie prawie w ogóle. Opór był zorganizowany prawie wyłącznie przez indywidualnych dowódców, rozkazów z góry nie było żadnych, oprócz zakazu cofania się. Stąd między innymi, te miliony jeńców. Zarówno z braku jakiejkolwiek myśli o obronie, jak i z chęci wyrwania się spod władzy Soso. Co było dalej niestety wiemy.
Na marginesie, Kutuzow także nie miał planu wciągnięcia Napoleona w głąb Rosji, po prostu nie wiedział, co robić, i tak wyszło.
Ale która moja odpowiedź Pana konfunduje, Panie Przemku? Czy ta sprzed trzech tygodni? A dokładnie z 1 marca o 11:19, tutaj: http://wydawnictwopodziemne.com/2022/02/27/przez-integracje-zachodu-do-jego-dezintegracji-odpowiedz-na-ankiete-ukrainna/#comments ? Nie widzę w niej nic gorszącego, więc pokornie oczekuję wyjaśnień.
Ma Pan rację, że „gra na długą metę”, napisał p. Andrzej. Ale co z tego? Napisałem to też ja. No i? Mniemam, że napisał to także Darek, Jaszczur, p. Jacek i inni, ale nadal nie rozumiem, co wynika z zacytowania tych słów przez Pana.
„Pan zawsze taki niezłomny, a tu proszę.” – ???
„Może naprawdę dopuszcza Pan taką myśl.” – ???
„Przewrót na wp?” – ???
O co Panu chodzi? Nie rozumiem ani słowa.
Panowie,
Chciałbym powrócić do Kindżała. Ekspertem nie będąc, muszę zwrócić się do fachowców, a ci są bardzo sceptyczni co do hipersonicznych rakiet.
RUSI https://rusi.org/explore-our-research/publications/rusi-newsbrief/hypersonic-weapons-fast-furiousand-futile jest zdania, że rakiety tego typu są teoretycznie groźne, bo obniżają wydajność systemów obronnych, więc będą miały destabilizujący efekt polityczny, ale mimo to, nie zrewolucjonizują wojen rakietowych. Problem polega na ich prędkości. Teoretycznie, rakiety te mają być niezwykle szybkie (5-10 Mach), a jednocześnie mogą manewrować i pozostają celne. W rzeczywistości, przy takiej wysokiej prędkości, każdy manewr drastycznie zmniejsza szybkość poruszania się rakiety. Ich precyzja jest poddawana w wątpliwość, ponieważ przy tak niezwykłej prędkości, powierzchnia rakiety rozgrzewa się w atmosferze do 2000 stopni Celsjusza, co z kolei tworzy za rakietą ogon zjonizowanych gazów, które zakłócają sygnały nawigacyjne. (Strach pomyśleć, co będzie, kiedy się o tym dowie Greta.)
Hipersoniczne rakiety mają być połączeniem rakiet balistycznych, które są bardzo szybkie, nie mogą manewrować (poruszają się po przewidywalnej trajektorii) i nie są bardzo precyzyjne, z rakietami typu „Cruise”, które są w miarę wolne, ale manewrują i są celne. W praktyce, ich manewry są trudne do przeprowadzenia, a precyzja prawdopodobnie przesadzona.
Kindżał jest balistyczną (lub semi-balistyczną) rakietą, wystrzelaną z adaptowanego MiGa-31 (w planach mają być używane przez Su-57, najbardziej zaawansowany samolot sowiecki, który nie został dotąd użyty nad Ukrainą). Po jaką cholerę używać balistycznych rakiet w Ukrainie?
Belgijscy eksperci (nie wiedziałem, że tacy istnieją) wskazują, że użycie Kindżała w ukraińskim teatrze wojennym, jeżeli jest prawdą, podyktowane było zapewne notorycznymi brakami w dostawach rakiet Iskander-M i Kalibr, które byłyby przydatniejsze w tej sytuacji. Inni argumentują, że sowieci mają w swym arsenale bomby laserowe (laser-guided bombs), które kosztują drobny ułamek tego, co kosztuje Kindżał, więc użycie tak drogiego i zaawansowanego sprzętu w tej sytuacji jest szaleństwem. Wiele wskazuje zatem, że Kindżał to jest kolejny bolszewicki pic na wodę.
Panie Michale,
I mnie się tak zdaje. Opinie, że sowietom zabrakło Iskanderów nie przekonują mnie jednak. Z tego artykułu sprzed roku oraz z ich własnych informacji w dniu inwazji (oczywiście należy uwzględnić dezinformację) wynika, że zgromadzili dostatecznie dużo. Bardziej przekonałoby mnie to, że chcą przeprowadzić testy w warunkach bojowych.
Wygląda to tak, że sowieci chcą pokazać światu, że są silni i ktoś niezorientowany może pomyśleć, że rzeczywiście mają jakąś skuteczną superbroń. Tymczasem historia broni hipersonicznej jest dość stara i kilka krajów już nią dysponuje i ją rozwija. Z tego artykułu artykułu w Jerusalem Post wynika, że pierwsi opracowali tę broń Amerykanie w listopadzie 2011 roku (przeprowadzili pierwszą próbę zakończoną sukcesem). Przez 10 lat niewątpliwie znacznie ją udoskonalili. Sowieci zrobili to kilka lat później, kto wie, czy nie korzystając z amerykańskiego know-how, którego tamci im nie poskąpili w ramach „resetu”. Broń taką posiadają jeszcze oficjalnie chińscy komuniści, Indie i Izrael.
Jest trudna do zestrzelenia, ale nawet jeśli to jest 5 machów to promień lasera rozchodzi się z prędkością światła więc wydaje mi się, że teoretycznie można je dość łatwo unieszkodliwić i taka broń istnieje. 500 km przy 5 machach to ponad 5 minut lotu (1 Ma = 340 m/s = 1224 km/h).
Panie Michale,
Użycie Kondżału było najprawdopodobniej wyłącznie demonstracją możliwości technicznych. Sensu taktycznego w tym nie było żadnego. Tego typu systemy są przeznaczone do rażenia celów odleglych o tysiace kilometrów. Potencjal broni hipersonicznej polega na zdolności ataku na cele położone na innym kontynencie w bardzo krótkim czasie z pominięciem wchodzenia pocisku w strefę powyżej 160 km, gdzie może pojawić się ryzyko zniszczenia go przez środki obrony przeciwnika.
Z drugiej strony doniesienia o braku amunicji precyzyjnej w sowieckim arsenale są coraz częstsze i może tych bomb naprowadzanych laserowo po prostu nie ma w wystarczajacej ilości.
Ten konflikt robi się coraz bardziej niezrozumiały. To, co tam się dzieje, jest całkowitym zaprzeczeniem wszelkich reguł taktyki wojskowej. Zastanawiam się, czy ruski bardak może być aż tak daleko posunięty, żeby odbierać rozum poszczegónym dowódcom, odpowiedzialnym za ich lokalne odcinki frontu. Jesli to nie jest Sun Tsu, to rozkład sowieckiej armii przybrał wymiar wręcz monstrualny.
Oczywiście Kindżału, wkradła się literówka.
Panowie,
Przychyliłbym się raczej do „demonstracji możliwości technicznych”, bo hipoteza o „pokazaniu światu, że są silni” kłóci się zasadniczo z wyraźnym podkreślaniu słabości na każdym kroku tej inwazji. Spójrzmy na krótką historię tej inwazji. Najpierw miał to być Blitzkrieg, ale nie robili nic przez pierwszych pięć dni, oprócz desantu na lotnisko Hostomel, pierwotnie udanego, choć nie bez poważnych strat, ale skutecznie odpartego, ze względu na brak posiłków. Dalej były czołgi i transportery zakopane w błocie; konwój, który przez trzy tygodnie nie zdołał pokonać 150 km do Kijowa; stracili wielkie ilości sprzętu i ludzi (mowa o 14-15 tysiącach zabitych, choć to nie do potwierdzenia); nie próbują nawet zdobyć hegemonii w powietrzu; braki w zaopatrzeniu i logistyka na poziomie przedszkolaka (czołgi bez paliwa, działa bez amunicji itp., głodni żołnierze itp.).
Wedle zachodnich obliczeń wystrzelili dotąd 850 rakiet (Amerykanie użyli 480 w ciągu pierwszego dnia wojny w Iraku) i ich zapasy są nikłe. Użycie Kindżała może sugerować desperację…
Mam wątpliwości co do znaczenia hipersonicznej broni. Jak wskazuje p. Andrzej, Amerykanie pracowali nad nią i nie uznali jej za wystarczająco dobrą. Kindżał jest w ogóle podejrzany, coś jest w tym na pokaz, zbędne. Ale załóżmy, że to prawdziwe osiągnięcie balistyki. W takim razie, po co używać rakiety o zasięgu 2-3000 km, gdy dystans z Łuhańska na wschodzie Ukrainy, do Lwowa wynosi około 1300 km?
Wszystko to razem jest jakaś bolszewicka matrioszka. W wielkim czołgu chowa się mniejszy transporter, a w nim Łada albo jakiś inny sowiecki szmelc. Może należy liczyć na wojnę całego świata przeciw bolszewii, bo jak cały świat będzie walczył, to nikt temu tałatajstwu nie pomoże i wreszcie utopią się w sowim własnym sowieckim błocie.
Panie Michale,
Bolszewia zachodnia i chińska przeciw bolszewii wschodniej? Oceania i Wschódazja przeciwko Eurazji? Ta powieść miała mieć tytuł The Last Man in Europe.
Panie Andrzeju,
Nie miałem pojęcia, że tak się miało nazywać „1984”!
Proszę zwrócić uwagę, że to „przeciwko” w strukturze orwellowskiego świata, to jest też pic na wodę. Trzy molochy państwowe są naprawdę w zgodzie, a tylko udają, że się kłócą. Oceania zmienia pewnego dnia sojusze, ale nikt nie może tego sprawdzić. W żadnym momencie Oceania nie jest sama przeciw zjednoczonym dwóm potęgom. Oczywiście Orwell tego nie mówi wprost, bo niby jak Winston miałby się tego dowiedzieć, ale wydaje mi się to oczywiste. Naprawdę, konflikt jest tylko pozorny, by ułatwić trzymanie społeczeństwa w dyscyplinie terroru.
Panowie,
co wiadomo o Czuwajsie? Dzisiaj czytam, że wyjechał z sowieckiej ojczyzny:
https://twitter.com/mwpotocki/status/1506605588393963522?s=20&t=s3sJ9Vwt0yB4CMXY2Bj_GQ
Panie Tomaszu,
Ja niewiele wiem (zdaje się „realizator” sowieckiej „prywatyzacji”, a ostatnio sowiecki „delegat” od globalnego ocipienia). Prawdę mówiąc niewiele mnie interesuje, co on zrobił. To zdaje mi się nieduży sowiecki pionek.
Na to co się dzieje na scenie wojenno-politycznej patrzę jak na grę w szachy, z całym szacunkiem dla niewinnych ofiar, które dla sowietów, jak zawsze, nie mają znaczenia. Sowieci przygotowali szachownicę, wykonali ruch i sprawdzili reakcję. Wykonali następny i czekają na kolejny ruch swojego przeciwnika. Zdaje mi się, że są pewni swego ale nie przesądzam tego że zwyciężą. Nie są za mądrzy to po pierwsze, i nie są niezwyciężeni. Są do pokonania. To tylko kwestia woli, ale z drugiej strony mamy masy bolszewików, półbolszewików i „pożytecznych idiotów”, co nie wróży dobrze. Jako, że odzew i skutki są globalne, jest to rozgrywka, która dotyczy całego globu (co potwierdził dziś Biden).
Panie Tomaszu,
Anatolij Czubajs jest klasycznym sowieckim aparatczykiem. Komsomolec, wstąpił do kompartii, jak Lenin przykazał, we wczesnej młodości. Popierał wszystkie „przemiany” i, prawdę mówiąc, wydaje mi się obojętne, czy z przekonania, czy z rozkazu. Podobnie jak Putin, był człowiekiem Sobczaka w Leningradzie, ale został odsunięty, gdy domagał się przyspieszenia reform gospodarczych. Potem pracował blisko z Gajdarem, więc jest do dziś uważany za „wolnorynkowca”, co jest oczywiście śmieszne. Razem prezydowali nad wczesnymi fazami przerzucania czarnej forsy na Zachód, np. w akcji ratowania sowieckich banków w Paryżu, nielegalnie używając pożyczek z IMF. To Czubajs był autorem planu prywatyzacji ręka w rękę z kagiebistami.
Był oczywiście w sitwie Jelcyna i, jak wielu ludzi z tej grupy, do dziś utrzymuje, że to on wybrał Putina, wyciągnął go z zaułku, jakim był Leningrad. Miał wiele różnych posad w putinowskim reżymie, a w 2008 został mianowany szefem firmy Rosnano, o której była mowa w XIII części mojego cyklu http://wydawnictwopodziemne.com/2021/01/07/niektorzy-nazywaja-to-upadkiem-komunizmu-czesc-xiii/ . Rosnano okazała się frontem do kradzieży technologii z MIT i Silicon Valley. Pozostał zawsze dyspozycyjny wobec rządzącej wierchuszki, i jest bez wątpienia człowiekiem Putina.
Jego wyjazd nie jest dla mnie jasny. W raportach na ten temat, nie ma mowy, ani kiedy wyjechał, ani w jaki sposób, ani dokąd. Można tłumaczyć tajemnicę zagrożeniem życia, ale co najmniej równie prawdopodobne, że wielu takich „dysydentów z Kremla” pojawi się na Zachodzie, by tu móc jawnie i legalnie operować miliardami czarnej forsy, którą tu umieszczono uprzednio.
Panie Andrzeju,
Pisaliśmy tu wczoraj o brakach w zaopatrzeniu „armii rosyjskiej”, o nieistniejącej logistyce, braku paliwa, amunicji, prowiantu, braku rakiet, braku samolotów i czołgów.
Dziś okazuje się, że Ukraińcom także brakuje rakiet, ponieważ te obiecane przez Niemców i Francuzów, są albo nie do użytku, albo nie dowieźli… Ciekawe, czy NIemiaszki uspokajają rozsierdzonych Ukraińców klasycznym „padwiezut…”
Panie Michale,
Myślę, że ukraińska „operacja specjalna” sowietów – być może należałoby to interpretować dosłownie – chwilowo odsłania maski uczestników minionego karnawału i można wyraźniej dostrzec stan ich sowietyzacji. W tych dwóch przypadkach jest on przeważający i przerażający.
Panie Andrzeju,
Nadal nie widzę, jaki tu jest potencjalny – i osiągalny! – cel. Jeżeli chcieli najzwyczajniej podbić Ukrainę i wprowadzić inny rząd w Kijowie, to się raczej nie stanie. Jeżeli chcieli zaledwie połączyć Donbas z Transdniestrią, to są bardzo odlegli od osiągnięcia tego celu. Jeżeli chcieli wciągnąć Nato do Ukrainy, to wygląda na to, że się nie uda. Jeśli chcieli zwiększyć napięcia między członkami Nato, to się na razie nie udało. Doprowadzić gospodarkę Zachodu do upadku? W większości wypadków, konflikt zbrojny jest ostrogą rozwoju, więc wynik będzie odwrotny. (Podczas gdy konsekwencje pandemii połączone z idiotyzmem zielonej polityki, prowadziły Zachód ku przepaści.) Może chcieli wypróbować nowe systemy broni i nową taktykę w warunkach wojny? Ale jak dotąd wypróbowują tylko tępe bombardowanie i politykę spalonej ziemi. Nie użyli samolotów Su-57 ani czołgów T-14, oba wysławiane jako cudowna nowa broń. Rzekomo użyli Kindżała w warunkach, dla niego nie przeznaczonych.
Jedyne, co skutecznie osiągnęli, to przekonanie całego świata, że są słabi. Beznadziejnie słabi. Militarnie bezsilni wobec małej armii, stosującej taktykę partyzancką. Nieudolna logistyka, która nie potrafi zapewnić żołnierzom prowiantu i ciepłych rękawic, dopełnia obrazu nędzy i rozpaczy.
Sun Tsu byłby zachwycony.
Polecam przejrzeć:
https://unctad.org/system/files/official-document/osginf2022d1_en.pdf
Strona 5, Figure 3. Wheat Dependence in African and Least Developed Countries
O ile handel różnymi dobrami zostanie zachwiany, o tyle zachwianie, wręcz wykolejenie, rynku zbóż i żywności może mieć silnie destabilizujący globalnie potencjał.
Panie Pawle,
Była o tym mowa powyżej, przed tygodniem.
W tym raporcie nie biorą pod uwagę, że już pod koniec lutego, inni wielcy producenci zbóż, np. Stany, Australia, Argentyna, raportowali zmianę planów zasiewów w świetle inwazji Ukrainy. To oczywiście nie są centralnie planowane gospodarki. Nikt nie powie tam prywatnym producentom, co mają siać. Zmienili plany najzwyczajnie kalkulując, że mogą mieć większe zyski na innych plonach.
Egipt, a nie Turcja, jak by wynikało z 2 wykresu na stronie 4, jest najbardziej uzależniony i najbardziej zagrożony. Oczywiście inne kraje Afryki są bardzo podatne na zakłócenia w dostawach, a zwłaszcza w dostawach darmowych. Tak, prawdopodobnie należy się ponownie spodziewać głodu w Afryce, ale nie sądzę, żeby miało to aż tak wielki wpływ destabilizujący na gospodarkę światową, jakkolwiek cynicznie to brzmi. Natomiast ceny wszelkich produktów żywnościowych, jak zresztą i innych surowców, dodadzą paliwa do ognia światowej inflacji.
Proszę wszak zwrócić uwagę na wykres 4 na s. 6. Ceny surowców, a w tym zbóż, były bardzo wysokie już w ubiegłym roku. Inwazja podniosła je dalej, ale przyczyny inflacji leżą w kretyńskiej polityce krajów rozwiniętych (tzw. Zachodu) wobec zarazy oraz niedorzeczności zielonej polityki, a nie w inwazji Ukrainy.
Panie Michale,
Wydaje mi się, że z militarno-politycznego punktu widzenia może to być „większy Donbas”, który zwiąże Europę z sowietami. Jakkolwiek Mariupol zostanie lada chwila całkowicie zajęty przez kadyrowców i donbasowców i możliwe są niewielkie zmiany w tę czy w tamtą stronę to operacja sowiecka przechodzi już chyba do fazy statycznej. Nie sądzę aby sowieci skierowali tam większe oddziały, nawet po wiosennym poborze ze względu na koszty (patrząc na zdjęcia, wydaje mi się, że używają w większości starego sprzętu, może nawet przeznaczonego do kasacji). „Postsowiecka” Ukraina może stać się tym dla Europy i USA czym Donbas i Krym był dla „postsowieckiej” Ukrainy (i czym jest Naddniestrze, Abchazja, Osetia Płd i Karabach w innych „postsowieckich” tworów).
Panie Andrzeju,
To jest dobrze powiedziane! To jest możliwe: długi konflikt, powoli duszący się na wolnym ogniu, nudny dla telewidzów, nużący dla polityków, i tak męczący, że w końcu przestanie kogokolwiek obchodzić. Zachód będzie nadal posyłał broń i pieniądze Ukraińcom, ale nikt nie będzie już przyjmował telefonów od Zelenskiego, a jednocześnie będą głośno nawoływać do pokoju za wszelką cenę, do kompromisu, do rozmów.
W ciągu 8 lat takiego konfliktu w Donbasie zginęło ponoć 14 tysięcy ludzi. 8 lat wojny na południu i wschodzie Ukrainy doprowadziłoby do hekatomby ofiar. Zwłaszcza, że kadyrowcy zdaje się nie specjalnie się patyczkują , a zbrodnie wojenne mają dobrze przećwiczone w swoim arsenale. Putin rzekomo ściąga już swoich ludzi z Syrii i Libii, tym też nie będą przeszkadzać wezwania do sądu w Strasburgu.
Ale jedno pytanie: gdzie jest Greta?! Przecież wszystkie te rakiety, bomby, wybuchy, samoloty i czołgi powodują nieznośne ocipienie planety. Dlaczego nie pojechała do Mariupola, albo wprost do Moskwy, zaprotestować?
Andrzeju,
Śledzę wymianę komentarzy z ostatniego czasu na temat „dziwnej” ukrainnej wojny (śledzę, bo nie ma nic ciekawszego do powiedzenia jak to, że dziwna). Zastanawiam się nad Twoją ostatnią wypowiedzią: „Większy Donbas”.
Byłem raczej zdania (i skłonny jestem przy nim obstawać), że cel był bardziej ambitny. Nie, nie zajęcie całej Ukrainy (nie przy mizerii zaangażowanych środków), ale czegoś w rodzaju nowego rozdziału w stosunkach nato-sowieckich, czegoś w rodzaju ropiejącej, gnijącej, nigdy do końca nie zaleczonej rany. Wezwania Zełenskiego o zamknięcie przestrzeni powietrznej, pohukiwania Kaczyńskiego o akcję pokojową (ale z bronią u pasa) sugerowały, że może to jest to. Stan rzeczy, jaki jest, zakładając, że tak miałoby pozostać, wydaje się jak ulał pasować do powiedzenia: „skórka nie warta wyprawki”. Nie myślisz? Biden przyleciał, zjadł pizzę, odleciał. Żadnych konsekwencji (poza niepotrzebnie zamówioną pizzą – bo pewnie i tak jej nie zjadł).
Jeszcze jedno. Były próby objaśniania niekompetencji sowietów kremlowskich w powietrzu (Jacek zebrał na ten temat bardzo ciekawe informacje). Nikt chyba nie zajął się poważnie problemem, dlaczego siły lądowe przeznaczone do agresji było stosunkowo tak wątłe, wyczerpane przedłużającym się koczowaniem w niesprzyjających (zimowych – tu znów Greta zawiodła!) warunkach, dlaczego logistycznie to była od pierwszego dnia katastrofa, dlaczego brakowało nie tylko paliwa, ale nawet żarcia. Absurd! Nawet jak na sowieckie standardy pierwszych dni wojny zaczepnej.
Teraz piszesz, że z publikowanych zdjęć wynika jakoby wojowali głównie zardzewiałym szmelcem. Czy to można jakoś zweryfikować?
Darek,
To chyba nie jest prawda, że nikt się nie zajął siłami lądowymi. Była tu mowa o ich względnej wystarczalności (190 tysięcy nad granicami Ukrainy wobec 170 tysięcy nad granicami Iraku). To nie mogły być siły okupacyjne, ale do prędkiego Blitzkrieg, przy pełnej supremacji w powietrzu, absolutnie wystarczające.
Michał,
Była mowa o siłach lądowych, zgadza się. Ale to z całą pewnością nie były siły przygotowane do Blitzkriegu, skoro nie dysponowały nawet stosowną logistyką, bo jednym z warunków funkcjonowania tejże logistyki jest supremacja w powietrzu, której zaniechano. Celowo? Czy też tureckie drony okazały się skuteczniejsze od całej sowieckiej awiacji?
Darek,
To nie jest aż tak zupełnie pewne, jak suponujesz.
Hipoteza jest taka: plan zakładał szybkie zdobycie Kijowa i wprowadzenie marionetkowego rządu (na kształt rządu lubelskiego w Polsce; Zelensky na Zachodzie jak odpowiednik Korbońskich i Nowaków). Dowody na to są nikłe, ale przekonujące. Pierwszego dnia dokonano tajemniczych ataków rakietowych na instalacje militarne pod Lwowem i pod Odessą. Oba ataki były udane, ale żadna ze stron nie potwierdziła, co było ich celem. Tegoż pierwszego dnia spadochroniarze dokonali desantu na Hostomel (lotnisko pod Kijowem) i zajęli je, ale w ciągu lądowania stracili helikoptery i samoloty.
Oprócz tego – zwróć uwagę, trzy sukcesy – nie zrobili nic. Można to tłumaczyć różnie, ale jednym z proponowanych powodów jest niespodziewany opór Ukraińców. Atak na Hostomel miał przejąć lotnisko dla stworzenia mostu powietrznego u wrót Kijowa. Szokująco, nie mieli zniszczyć samolotów ukraińskich, tylko zapewne je przejąć. (Dopiero 3 dni później zniszczyli An-225, największy samolot na świecie, stojący w hangarze na tym lotnisku.) Wieczorem 24 lutego sowieciarze zostali wyparci z lotniska, bo nie otrzymali posiłków.
Te akcje wskazują na istnienie planu wojny błyskawicznej. Jest to, rzecz jasna, tylko hipoteza, i najprawdopodobniej nigdy nie dowiemy się czy słuszna. Dokumenty na ten temat być może już zostały zniszczone, a nowe „plany” stworzone dla podparcia twierdzeń Kremla, że mieli inne plany. Ale te fakty wydają mi się wskazywać raczej na istnienie planu błyskawicznego ataku. Brak jakiegokolwiek przygotowania logistycznego byłby wówczas wyjaśniony planem, że zaopatrzenie miało lądować w Hostomelu.
Nie zmienia to faktu, że każda armia ma mnogość planów, na wypadek jeżeli wstępne cele nie zostaną osiągnięte. Od tego są sztaby. Armia, która nie spodziewa się oporu jest skazana, a sztab armii, który nie przygotowuje jej na opór ze strony przeciwnika, nie zasługuje na nazwę „sztabu”. Skoro ja wiedziałem, że Ukraińcy będą się bronić, to jakim cudem nie wiedziano tego w sztabie armii sowieckiej? Innymi słowy, powyższe nie wyjaśnia nadal dziwaczności tej wojny, choć (w moim przekonaniu, tylko w moim przekonaniu) daje wskazówki, jaki był oryginalny plan ataku.
Ach, byłbym zapomniał. Tureckie drony okazały się niespodzianką i odnosiły sukcesy, ale tylko w pierwszej fazie działań. Później ponoć były łatwo zestrzelane. A teraz Erdogan zakazał swemu zięciowi (Bayraktar jest mężem młodszej córki prezydenta Turcji) dalszego eksportu jego sprzętu do Ukrainy.
Darku,
Prawdę mówiąc przez dłuższy czas także zakładałem większy cel niż to co teraz kremlowskie siły osiągnęły. Na to wskazywało wielowektorowe wejście sowieckich wojsk na „postsowiecką” Ukrainę. Mój ostatni komentarz wynika ze skonstatowania ewidentnego zastoju tej operacji, a „większy Donbas” odnosi się do „postsowieckiej” Ukrainy jako już „terytorium spornego” w wykreowanym ukraińską awanturą konflikcie z Zachodem. Czyli teatru przyszłych działań.
To dziś wygląda dla Zachodu jak strzał w kolano czekistów, ale na dłuższą metę może to być narzędzie nacisku na niunię i USA, które zaangażują się w trudne dlań sprawy ukraińskie gospodarczo i politycznie, a także zapewne w pewnym stopniu militarnie (szkolenie wojska, sprzedaż broni). Kreml pozostawi niewątpliwie swój garnizon w powiększonym Donbasie (nie wiadomo jeszcze na ile, można się chyba spodziewać, że będą okupować to co już mają, ale pewności nie ma – podejrzewam, że odpuszczą sobie Kijów i Charków. Najbliższy miesiąc pokaże) i co i rusz będzie wzmagał napięcie tym bardziej, że Ukraińcy będą dążyć do odbicia okupowanych terytoriów, możliwe, że wcielonych do „Rosji” co oznaczać będzie konflikt militarny Kijowa i z Moskwą oraz polityczny Zachodu z Moskwą. To właśnie może być ta „ropiejąca rana” o której piszesz. Nie dało się szybko złapać ryby, to trzeba się nastawić na dłuższą „zasiadkę”. „Większego Donbasu” i „większego Krymu” (zapewne połączonych) Zachód oczywiście nie uzna, więc sankcje i napięte stosunki będą trwały (jak zwykle nie ze wszystkimi). Pewnie będzie się mówić o nowej „zimnej wojnie”. To się nie kłóci z moją hipotezą „od integracji do dezintegracji”, bo faza przewlekłego konfliktu nie wyklucza nadejścia fazy „liberalizacji”. Wydaje mi się, że Putin przyjął zbyt wrogą postawę wobec Zachodu, aby teraz był akceptowany przez tamtejszych polityków na większą skalę, nikt w USA nie wymaże łatwo „rzeźnika”, którego „należy pozbawić władzy” (nawet jeśli się to potem dyplomatycznie odkręca).
Zakładałem też, że faza „liberalizacji” nadejdzie szybciej, co zapewne już nie nastąpi. To jednak, że jest to prowokacja jest dla mnie pewne. Jak też to, że cała militarna strona „operacji ukraińskiej” jest dezinformacją. Co się tyczy tego złomu militarnego, to widziałem gdzieś zdjęcia z sowieckim T-80 (modelem sprzed ponad 30 lat), a i inne pojazdy w większości wyglądają na dość stare. Podejrzewam, że podobnie jest z rakietami. Przeważnie używają tych o gorszej celności (gdy jednak im zależy posługują się nowszą bronią, jak w przypadku ataków na cele w okolicach Lwowa). Ja także poruszałem kwestię użycia na początku słabych sił: poborowych i sprzętu do ćwiczeń, nieudolnego lotnictwa. Między innymi właśnie to i „logistyka” kreują ową „dziwną wojnę”, co skłania mnie do przyjęcia poglądu, że stanowią one w zasadzie tło operacji specjalnej sowietów.
Panie Michale,
Pewnie Pan słyszał, że Ukraińcy uzyskali już tanie drony amerykańskie oceniając je jako „pretty powerful”.
ps. nie „oceniając” lecz „oceniane”
Panie Andrzeju,
Tak, słyszałem o tych samobójczych dronach. Wydaje mi się to jakoś aburdalne. One są odpowiednikiem rakiet (jakby lekkie cruise operowane przez piechotę), to znaczy mogą mieć tylko jeden lot i zniszczyć jeden cel. Tureckie mają cztery rakiety, po czym mogą wylądować i być użyte ponownie, więc amerykańskie kamikadze ich nie zastąpią. Co robić, skoro Erdogan nie chce się narazić swemu przyjacielowi z Moskwy? Oczywiście, w obronie przed takim atakiem każda pomoc jest na pewno mile widziana. Ale dla US Marines to jest tańsza opcja, przydatna zamiast wzywania pomocy lotniczej, podczas gdy dla Ukraińców to jest często jedyna opcja.
Zatem na pewno kamikadze Switchblade 300 są bardziej pomocne niż ten bałwan Biden.
Czołgi okazały się wielkim problemem dla sowieciarzy i to nie po raz pierwszy. T-14 Armata, podobnie jak nieudane T-95 i T-90, nie jest nadal operacyjny, więc sowieciarze zmuszenie są polegająć na modelach T-80 i T-72, oba w służbie od lat 70., co z kolei oznacza, że to jest technologia z lat 60.
Ukraińcy pokazują w swojej propagandzie wnętrza zdobycznych czołgów i transporterów. Mają ponoć wyglądać okropnie, zaniedbane, łatane byle jak, brudne, niewygodne itd., ale czy takim rzeczom można ufać? Nie można. A mimo to sądzę, że tak właśnie jest.
Nie jestem przekonany, że sowieciarze zrezygnują z Charkowa. Wydaje mi się, że raczej skoncentruują się na półksiężycu od Charkowa do Odessy. Po to potrzebne im są ataki na Lwów i Kijów, żeby zaszachować większe siły ukraińskie z dala od głównego teatru.
Tak czy owak, to wszystko nadal wygląda jak kiepskie przedstawienie, w którym ludzie giną.
Michał,
Trzy sukcesy, w tym dwa polegające nie wiadomo na czym. Krążymy w sferze domysłów, to jasne. Ale – zdaje się – cały czas była mowa o tym, że pierwszym krokiem miałoby zdobycie absolutnej dominacji w powietrzu. Jeśli podczas desantu na Hostomel stracono śmigłowce i samoloty, to to mogło uniemożliwić odwrót, ale dominacja w powietrzu powinna spowodować masowy dopływ posiłków… o ile pamiętam była mowa o kilkudziesięciu samolotach transportowych z komandosami. Kijów pada w 2-3 dni i po sprawie. Zabrakło woli „oślepienia” ukrainnej obrony powietrznej?
Zełenski w roli Korbońskiego/Nowaka to genialna koncepcja, ale czyja? Na coś podobnego mógłby wpaść chyba tylko wytrawny antykomunista. Chciałbym go poznać. Mógł to wymyślić równie wytrawny bolszewik, ale na pewno nie puściłby farby.
Nie bardzo chce mi się wierzyć w „niespodziankę” tureckich dronów, biorąc pod uwagę zażyłość Erdogana z Putinem, no i fakt, że jego zięć produkuje je od lat. sowieci nie mieliby poznać ich możliwości i słabych stron? Nie sądzisz, że to się nie trzyma kupy?
Cały czas, jak wszyscy tu, biorę poprawkę, że to wojna. A wojna nierzadko zaskakuje.
Andrzej,
Jasna sprawa (wszyscy to wiemy doskonale), że propaganda sowiecka (kremlowska czy kijowska) pokazać może wszystko. Jeśli jutro ujrzę cyklistę Putina z pepeszą przewieszoną u szyi z napisem „dałoooj Kijów” umieszczonym na gaciach to także mnie nie zdziwi.
Koncepcja „ropiejącej rany” jest bardzo prawdopodobna. Jeśli, rzecz jasna, zakładamy, że sowieci mają w najgłębszym poważaniu nastroje u siebie. W tym kontekście niepokojąco wygląda bardzo rozległy półksiężyć… jeszcze tylko Odessa i właściwie niewiele będzie brakować, żeby odciąć kraj od morza. Kompletnie się na tym nie znam, nie wiem czy to możliwe w aktualnej sytuacji, ale z punktu ewentualnych rozmów „pokojowych” dawałoby ogromną przewagę.
Trudno się nie zgodzić z opinią, że z osobistym udziałem Putina bardzo trudno będzie o pełną zgodę, liberalizację etc. Sęk w tym, że Putin nałożył swoją maskę na długo przed 24 lutego. Czyni tak konsekwentnie od wielu lat. Z całą pewnością, nie dzieje się tak bez przyczyny. Ale tej nie znamy.
Darku,
Odessa jest rzekomym celem od miesiąca. Miał być desant z Krymu, miał być rajd spod Chersonia (z Naddniestrzem w roli straszaka) i nic, poza od czasu do czasu wybuchającymi rakietami. Oczywiście wszystko może się jeszcze zdarzyć. Wygląda na to, że podstawowym celem było wypędzenie na zachód kilku milionów Ukraińców „z czystej miłości braterskiej”. To akurat widzą moje oczy bez pośredników. Ale dlaczego?
Darek,
Nie. To nie są żadne domysły, to są trzy fakty. Potwierdzone przez zachodnich obserwatorów. Domysły opierają się na tych faktach. To jest jednak zasadnicze rozróżnienie, więc nie jest tak jak mówisz. Sukcesy są także jasne: zniszczenie dwóch instalacji militarnych z dala od głównych działań. Nie ma nic dziwnego w tym, że nikt nie mówi, co było w tych obiektach. To się nazywa mgła wojny. Zważywszy jednak potwierdzenie faktu i pominięcie milczeniem celu, przez stronę ukraińską, wolno się domyślać, że były to ważne obiekty.
Straty helikopterów nie uniemożliwiły odwrotu, bo tych helikopterów było 34. Spadochroniarze zostali wyparci z lotniska, odzyskali je, po czym wyparto ich ponownie. NIE zostali ewakuowani w powietrzu. Walki o Buczę i Irpin w pobliżu, były prowadzone m. in. przez te same jednostki.
Dominacji powietrznej nie osiągnęli nadal i zdaje się przestali próbować. To jest jedna z największych tajemnic tej wojny, bo wedle zachodnich onserwatorów mają możliwości zakłócania elektornicznego obrony przeciwlotniczej przeciwnika. Oczywiście zniszczenie samolotów powinno być pierwszym krokiem, czego nigdy nie dokonali.
Zwracam uwagę, że napisałem o tym tylko w odpowiedzi na Twoje twierdzenie, że to „z całą pewnością nie były siły przygotowane do Blitzkriegu”. Moim zdaniem były, jak próbowałem wykazać. Co nie zmienia zagadkowości tej wojny.
Nie wydaje mi się, żebyś miał rację, co do tureckich dronów. Ich skuteczność była niespodzianką dla wszystkich obserwatorów. Zachodnim analitykom trudno było uwierzyć, że ten w miarę prymitywny sprzęt okazał się efektywny i rzekomo zaawansowane systemy obrony przeciwpowietrznej – w sowieckiej doktrynie, jednostki mają własną obronę pp – nie dawały sobie z nimi rady. Któryś opisał to jako Skodę wygrywającą Indy 500. Ale po paru tygodniach były już strącane.
Panie Michale,
Pisze Pan: „Hipoteza jest taka: plan zakładał szybkie zdobycie Kijowa i wprowadzenie marionetkowego rządu”.
Zastanawiam się kto lub co miałby ten plan storpedować. Niezależne dowództwo ukraińskich sił zbrojnych? Może gotów byłbym dać się przekonać, że w kolejnych tygodniach sytuacja wymyka się spod kontroli, cywile z koktajlami mołotowa w niekontrolowany sposób, partyzancką wojną powstrzymują czerwonych. Mało prawdopodobne jednak możliwe. Ale nie w pierwszych dniach kiedy to dowództwo niebiesko-żółtych decyduje czy stawiać opór czerwonym czy nie. Niepowodzenie planu szybkiego zdobycia Kijowa musiałoby być efektem niekontrolowanego przez sowieciarzy sabotażu ze strony ukraińskiej armii, a to prowadziłby do dalszego wniosku: dzisiejsza Ukraina jest niezależnym od sowieciarzy krajem. W to nie chce mi się wierzyć.
Panie Gniewoju,
Wedle tej hipotezy, plan został storpedowany przez bohaterską obronę Ukraińców. Proszę zwrócić uwagę, że to nie jest moja hipoteza, ale w ramach sytuacji wydaje się przekonująca. Nie odpowiada oczywiście na narzucające się pytania: dlaczego nawet nie próbowali osiągnąć powietrznej supremacji? Dlaczego nie posłali natychmiastowych posiłków dla umocnienia strategicznej pozycji na lotnisku? Dlaczego ich obrona przeciwlotnicza (wg analityków zachodnich bardzo dobra, bo działająca u boku jednostek bojowych) została z taką łatwością zniszczona przez amatorskie i partyzanckie metody Ukraińców? Tu warto dodać, że nie tylko tureckie drony, ale nawet drony z półek sklepowych zostały wykorzystane skutecznie przez kozackich atamanów.
Hipotezę tę przywołałem wyłącznie w odpowiedzi na twierdzenie Darka, że wojska skoncentrowane nad granicami Ukrainy w lutym „to z całą pewnością nie były siły przygotowane do Blitzkriegu”. Mogły spkojnie być, czego dowodem jest przytoczona hipoteza.
Wydaje mi się, że dzisiejsza Ukraina jest mniej zależna od sowieciarzy niż była sześć tygodni temu. Proszę sobie wyobrazić mało prawdopodobną sytuację, że Putin najeżdża na Białoruś. Oburzony Łukaszenka zacząłby z miejsca organizować obronę i wołać o pomoc. Może lepszym przykładem jest Imre Nagy. Stalinista, wierny człowiek kompartii, który przez zewnętrzne działania sowieciarzy, stał się niechętnym bohaterem i fałszywym „przywódcą” powstania (fałszywym, bo powstańcy nie mieli go za takowego). W porównaniu, Zelenski jest autentycznie popularny, a na ile jest naprawdę niezależny, tego ja nie wiem.
Panie Michale,
Dlaczego dzisiejsza Ukraina miałaby być mniej niezależna od, powiedzmy, Kremla niż była miesiąc temu? Co się mogło takiego wydarzyć, że sztab niebiesko-żółtych zerwał się ze smyczy Kremla?
Przygotowania do wojny trwały, jeżeli się nie mylę, miesiącami. Nawet jeżeli sztab żółto-niebieskich nie znał do końca szczegółów planu Putina to nie wierzę, żeby nie było przepływu informacji na linii Kreml-Kijów, na linii wojskowej.
Nie do końca rozumiem przesłanie przykładu hipotetycznej napaści na Białoruś Łukaszenki ale czyż towarzysz Jaruzelski nie wyprowadził skotów na ulice po to żeby ratować swoją ojczyznę przed sowiecką agresją? Czy wprowadzenie stanu wojennego w prl było samodzielnym działaniem polskich komunistów? Czy wszelkie rozłamy na liniach Moskwa-Pekin-Tirana-Belgrad były faktycznymi rozłamami?
Ponownie zastrzegam, że nie mam takich analitycznych zdolności jakie są wszystkim Panom dane ale proszę spojrzeć, czyż dzisiejsza wojna nie przypomina nowego programu „wisła”? I tym razem przepędzane są miliony Ukraińców. Proszę zauważyć, siany jest terror, atakowane są przede wszystkim obiekty cywilne, ukształtowane zostały trzy fronty, północny, wschodni i południowy przy całkowicie otwartym korytarzu na zachód, na granicę z prlem. Masowy exodus jest chyba jedynym, w tej chwili, efektem tej wojny, nie-wojny.
Panie Gniewoju,
Pana domysły i poszukiwania odpowiedzi są jak najbardziej celne i wyśmienicie wpisują się w to, w co wszyscy tu staramy się robić – znaleźć w chaosie dziwnej ukrainnej wojny jakiś porządek.
Zaczynając od końca, gdzie pisze Pan o specyficznie ukształtowanym froncie w kształt półksiężyca, tak jakby sugerował wypchnięcie największej ilości ludności cywilnej w naszą (geograficznie polską stronę). To jest istotnie cel, który się nasuwa jako jeden z pierwszych kluczowych. Dyskutowaliśmy o tym, spieraliśmy się na ten temat wiele dni temu. Cel jest nadal aktualny, choć dobowa liczba uciekinierów spada (obecnie to ok. 40-50 tysięcy an mass). Do Polski przedostało się obecnie 2,3 mln. Jeżeli ten proces potrwa dłużej, kolejnej dwa-trzy i więcej miesięcy to istotnie będziemy mieli do czynienia z prawdziwym eksodusem ludności. Jaki to może mieć skutek długofalowy, trudno przewidzieć. Wszyscy oni będą chcieli jakoś egzystować (na pewno nie w doraźnie rozbijanych namiotach, wielkich halach, łóżko przy łóżku). Ciekawe, ale problem ten dostrzegają sami Ukraińcy, którzy przyjechali tutaj nie w charakterze bieżeńców, ale do pracy. Bieżeńcy (choćby ze względu na zamieszanie biurokratyczne) na ogół jeszcze nie pracują, ale prędzej czy później będą chcieli pracować, osiedlać się (kto chciałby wracać do ruiny, którą spowodowała wojna), sprowadzać swoje rodziny. W efekcie, będzie prakowało pracy, pieniędzy… dalej nie piszę, bo łatwo/trudno sobie wyobrazić jaki może być dalszy rozwój wypadków.
Ale czy taki mógł być zasadniczy cel wojny – destabilizacja sytuacji gospodarczej w bliskiej zagranicy? Prawdę powiedziawszy, nie wydaje mi się. Nie po to sprowadza się sobie na głowę nienawiść całego świata.
Dlaczego dzisiejsza Ukraina miałaby być mniej zależna od Kremla niż dajmy na to przed miesiącem? Takie pytanie Pan stawia i oczywiście jest ono jak najbardziej na miejscu. Imgre Nagy (bardzo szczególna postać – bo „antykomunista” z obowiązkowego zaciągu), któremu zresztą zdrowo myśląca ludność węgierska nie zamierzała ufać, wprowadza tu ciekawą analogię. Sytuacja jest do pewnego stopnia podobna. Nienawiść do kremlowskich sowietów jest w społeczeństwie ukraińskim na tyle potężna, że nawet sowiet kijowski zmuszony jest przybrać antykomunistyczne piórka (że zacytuję niesławnego klasyka), a nawet walczyć na całego, a nie jedynie pozorować wojenne działania.
Ta sama sytuacja nie ma (dla niejasności) ani grama w sobie analogii z powstaniem węgierskim, ponieważ jest (oczywiście według mnie) częścią sowieckiej wewnętrznej inscenizacji. Zełenski nie jest żadnym Imgre Nagym, ale funkcjonariuszem pionu filmowego, który zręcznie odgrywa swoją rolę. Tym bardziej nie jest ukraińskim Palem Maleterem, który bolszewikiem będąc, autentycznie przeszedł na antykomunistyczną stronę.
Problem jest z „rozłamem”, o którym Pan pisz (albo to problem równie inspirujący). Bodaj w latach 60. Józef Mackiewicz uśmiechał się ironicznie przytaczając fragment konstytucji stalinowskiej, w której zapisano, że każda z iluś tam sowieckich respublik ma niezbywalne prawo wystąpienia ze związku sowieckiego na podstawie własnej, samostanowiennej decyzji, w dowolnej chwili. Otóż nasz współczesny problem polega chyba na tym, że ten rozłam już się był dokonał werbalnie, publicznie, w świetle jupiterów 30 lat temu i ni jak go teraz powtarzać (chyba, że Kreml chciałby w ten sposób dowieść tezy, że komunizm nigdy nie upadł).
Sytuacja jest o tyle dziwna, że sam nazwałem ją w jednym z komentarzy „drugim pogrzebem komunizmu”. Ale, znowu… gdyby założyć, że to jest najważniejszy cel wytworzonej sytuacji, pytanie o istotę rzeczy pozostaje nierozstrzygnięte.
Bardzo możliwe, że najpoważniejsze atuty nie zostały jeszcze wyłożone na karcianym stole.
Panie Gniewoju,
To chyba jednak jest wojna, choć taka dziwna. Gdybyśmy mieli kwestionować zniszczenia i ofiary, to niebiezpiecznie zbliżalibyśmy się do poziomu propagandy putinowskiej.
Rozumiem jednak, że strumień uchodźców wysechł. Masowy exodus przybrał formę przemieszczania się na Zachód wewnątrz Ukrainy, w kierunku tego, co w dawnych czasach nazywało się Ukrainą lewobrzeżną, czyli na zachód od Dniepra. Jakiś czas temu podawano fantastyczną liczbę 10 milionów „dipisów”, z czego tylko 2 miliony z hakiem uszły zagranicę. Myślę atoli, że to nie jest jedyny mierzalny efekt tej wojny.
Ale zacznijmy od początku. Czy sztab ukraiński był na smyczy Kremla? Wszystko wskazuje na to, że nie był. W moim przekonaniu, Putin kontrolował Ukrainę przed inwazją, ale nie przy pomocy agentów w sztabie i wśród polityków. Kontrola była gospodarcza, poprzez tych wszystkich Firtaszów i Mogilewiczów, Birsztajnów i innych kgbandytów, a nie polityczna ani nawet nie militarna. Mogę więc spokojnie sobie wyobrazić, że sztab ukraiński nie oczekiwał inwazji i, jak my wszyscy, był zaskoczony 24 lutego. Ukraińcy nie byli wrogo nastawieni do Rosji, czego wybór Zelenskiego był najlepszym przykładem: to on miał być najlepiej uplasowany, by dojść do porozumienia z Putinem. Był „Rosjaninem”, mówił tylko po rosyjsku, jego kariera jako komika roztaczała się na wszystkie kraje sowieckie. Stąd m. in. oskarżenia, że był człowiekiem Kremla. Ale kiedy bomby walą w gruzy domostwa, to nastroje się zmieniają. Ukraińcy ponoć odmawiają dziś mówić po rosyjsku, choć wielu sławnych Ukraińców, że podam tylko braci Kliczko i prezydenta, mówiło słabo po ukraińsku. Wydaje mi się to psychologicznie zrozumiałe (i stąd mój wydumany przykład Łukaszenki i autentyczny Nagy’a).
Nie wiem, czy to ironia z Pana strony o Jaruzelu. On wypełniał rozkazy, a nie bronił ojczyzny przed kimkolwiek. W moim przekonaniu, stan wojenny był ustalony na najwyższym szczeblu, co zresztą potwierdził chyba Kiszczak. A koncentracja wojsk nad „granicą” prlu była tylko po to, by uzasadnić stan wojenny, by dać podstawy dla znanego mitu ratowania ojczyzny.
Darek (a właściwie, to nadal także pod adresem p. Gniewoja),
Zapominasz po raz któryś, że duża część tych Ukraińców, którzy przekraczają granicę prlu, jedzie dalej. Nie zostają tam u wasz. O dziwo, nie mogę znaleźć cyfr, ale mowa aż o 40%.
Zważywszy, że podczas dzisiejszych rozmów w Turcji (nawet otruty Abramowicz się załapał, biedaczek, może mu oddadzą Chelsea?) sowieciarze zaproponowali „zmniejszenie intensywności działań wokół Czernichowa i Kijowa”, to wygląda na to, że chcą się skoncentrować na półksiężycu. Jeżeli spojrzysz na mapę i przeprowadzisz teoretyczną linię między Charkowem i Mariupolem, to na zachód od niej jest prawdopodobnie wstępne terytorium, które chcą zająć. Sądzę, że prędzej zrezygnują z Odessy niż z Charkowa.
Tak to wygląda w tej chwili, ale pytanie pozostaje: dlaczego? Na co im to wszystko było? Czy rzeczywiście Donbas i wybrzeże czarnomorskie są im aż tak potrzebne? Nie sądzę, i dlatego nadal nie widzę, po co im była ta wojna. Pamiętam, że wyrzucałeś mi podejście księgowego, ale upieram się, że w wykazie zysków i strat po miesiącu wojny, straty przewyższają zyski wielokrotnie. Przyjmuję Twoją poprawkę, że chodzi przecież o zbliżanie do jakichś celów, ale (choć nadal nie znamy tych celów) nawet w tym wypadku nie widać wielu sukcesów.
Pozwolę sobie przeformułować pytania p. Gniewoja. Czy dzisiejsza Polska jest niezależna od Kremla? Na ile? Czy jest na smyczy? Czy jest przepływ informacji między sztabami? Mnie się wydaje, że jest zależna, że to jest kontynuacja prlu, ale jestem pewien, że broniłaby się zaatakowana przez „Rosję”. Czy się mylę?
Szanowni Panowie,
Szczerze mówiąc nie przemawia do mnie „teoria półksiężyca”. Wiem o uchodźcach z Żytomierza – czyli z zachodniej części Ukrainy. Gdzie tu „półksiężyc” który wymusza exodus?. Sowieci zapowiedzieli, że koncentrują się na wschodzie. Wobec tego to logiczne, że odpuszczają teren przy Białorusi i ustawiają się wzdłuż własnych „granic ukraińskich”, wydzielając strefę do ewentualnej okupacji, jako kartę przetargową z Zachodem. One mają taki właśnie kształt. Już na początku Putin zapowiedział, że nie chce zająć całej Ukrainy – „granice republik ludowych” miały być ustalone w toku działań.
Jeżeli destabilizacja sytuacji gospodarczej, to raczej w całej Europie i w sąsiednich regionach. Moim zdaniem poważny kryzys gospodarczy w Europie już jest. Kreml tak ją związał ze sobą, że sankcje mocno odbijają w przeciwną stronę. Wystarczy, że nie ma zysków uzyskiwanych z „Rosji”. Będzie więc spore zaciśnięcie pasa (i zębów) oraz inflacja, która przedtem już przecież była, bo niunikraci zajmowali się globalnym ocipieniem, a nie rozwojem gospodarczym. Stąd ta nadzieja Niemiec, Francji i całej reszty na „pokój na Ukrainie”. A „pokój na Ukrainie” będzie się wiązał z „pokojem w Europie”. Oni na to pójdą z wielką radością, byle tylko „Rosja” dała się znowu lubić.
Chyba się Pan nie myli Panie Michale. A to, że dzisiejsza Polska jest kontynuacją peerelu to wynika z ciągłości historycznej, prawnej i instytucjonalnej. Co do zależności od Kremla, to zdaje mi się, że ma on dość „aktywów”, aby ją kontrolować gdy zajdzie potrzeba. Broniłaby się przed „Rosją”, a jakże! Przecież praktycznie wszyscy tu wierzą, że jest wolna. I dlatego od 30 lat nikt nie chce naprawdę wolnej Polski, a gdy rzeczywistość na chwilę odsłoni fasadę, to tutejsi „niepodległościowcy” tylko jęczą, że to „prl-bis”. Pojęczą i przestają.
Panie Andrzeju,
Określenie „półksiężyc” pochodzi ode mnie. Miałem tylko na myśli geograficzny kształt terytoriów zajętych przez Putina: od Charkowa, przez Donbas, do wybrzeża Morza Azowskiego i dalej do Krymu ku Odessie. To nie jest „teoria”, z której ma wynikać, że wymusza exodus na lewy brzeg Dniepra. To jest tylko określenie faktycznej sytuacji na wschodzie i południu Ukrainy. Oprócz tego krasnoarmiejcy zajmują poważne terytoria wokół Kijowa i Czernichowa, a atakują miejscowości tak daleko na zachód jak Lwów. Zatem półksięzyc to jedno, a mapa Ukrainy to co innego. Półksiężyc zaciska klamrę od wschodu i południa, a jednocześnie ludzie uciekają z Żytomierza i Winnicy, a nawet ze Lwowa – póki mogą. Uciekają, bo później może się to okazać niemożliwe.
Czy rzeczywiście Putin zapowiedział na początku, że nie chce zająć całej Ukrainy? Nie pamiętałem tego. Hostomel i cała walka pod Kijowem (Irpin i Bucz) wskazują na coś innego, ale może chodziło mu o to, że chce zająć Donbas, i mieć przyjazny rząd w Kijowie? Oczywiście nie naprawdę, w rzeczywistości musiał mieć inny cel, ale może tylko to chciał wówczas powiedzieć?
Dzisiaj widziałem jakieś statystyki, że więcej gazu i ropy płynie z sowietów do niuni teraz niż w styczniu… Nie da się tego wyjaśnić nawet złą pogodą, więc najprawdopodobniej kupują na zapas i tylko podbijają ceny. Wszystko to jednak nadal nie zmienia zagadkowości tej inwazji. Po co mu to było?
Ile im dajemy czasu, zanim nastąpi kolejne „kochajmy się!”?
Michał,
Nie wydaje mi się, żebym zapomniał o bieżeńcach, którzy poprzez peerel, kierują się dalej na Zachód. Nigdy nie natrafiłem na tego rodzaju dane, więc nie mogłem o nich zapomnieć. Wiem, że tu, na miejscu, mają przyznawany jakiś doraźny numerek (pesel czy coś w tym rodzaju), który im daje krótkoterminowy zasiłek i możliwość ubiegania się o pracę. Skądinąd, od Ukraińców, którzy przyjechali wcześniej po prostu do pracy, wiem, że o tę pracę jest coraz trudniej (pewnie dlatego, że gospodarka wyhamowuje, inflacja rośnie w ogromnym tempie), więc kryzys (niezależnie od liczb, jakimi się posługujemy) będzie narastać.
Czy peerelowskie wojsko broniłoby się przed Rosją? To chyba zależy, czy rozważamy kwestię na poziomie sztabów i generalicji, czy mniej lub bardziej szeregowych żołnierzy. Ci ostatni, na pewno tak. Strategiem wojennym nie będąc, wydaje mi się jednak obrona niezmiernie trudną rzeczą w sytuacji, gdy Twoimi działaniami zbrojnymi dowodzi i kieruje druga strona.
Dlatego tym więcej dziwna wydaje się ta wojna ukrainna, bo wciąż nie widać czemu miałaby służyć.
Darek,
Wydaje mi się, że jeśli chodzi o to, wobec kogo nasza niezwyciężona armia zachowa lojalność, jest to sprawa bardziej skomplikowana, niż piszesz. Na poziomie szeregowych żołnierzy to faktycznie raczej nie ma wątpliwości. Padnie rozkaz, będą się bić. Może z wyjątkiem pojedynczych przypadków w rodzaju Emila Czeczki. Natomiast poziom sztabów jest według mojej wiedzy całkowicie podporządkowany Amerykanom. Oficerowie, którzy byli z sowieckiego rozdania zostali w ciągu ostatniej dekady odcięci od stanowisk, w każdym razie tych z samego świecznika. Oczywiście krzywda im się nie stała, uplasowali się w różnych szemranych organizacjach w rodzaju stowarzyszenia Sowa i od czasu do czasu przewijają sie w mediach użalając się nad swoim losem, jak, nie przymierzając generał Dukaczewski. Reszta z rodowodem LWP, została zepchnięta na trzeciorzędne stanowiska. Nie zostało ich z resztą jakoś dużo, to efekt naturalnej wymiany pokoleniowej. Przypadki rodzinnych dynastii w armii są raczej nieliczne. Wyżsi oficerowie na kluczowych stanowiskach, to ludzie wyszkoleni już przez Amerykanów, zweryfikowani przez ich służby i wątpliwe jest, żeby mieli jakieś powiązania z sowietami. Dobrym przykładem jest Krystian Zięć, pułkownik sił powietrznych kształcony w USA. Ale on też już jest poza armią, miejsce takich, jak on zajmuje jeszcze kolejne pokolenie, będące całkowicie pod kontrolą Amerykanów.
Wobec tego, wydaje mi się, że aktywa sowietów zostały tu zepchnięte do tworzonej od podstaw agentury, na jednak całkiem innym gruncie, niż ten z lat 90-tych. Więc przypadki takie, jak np Herman Simm w Estonii, to już raczej przeszłość. Pozostaje oczywiście kwestia strukturalnej słabości samej armii jako organizacji niemodernizowanej od 30 lat, nienowoczesnej, tkwiącej w anachronicznych strukturach, źle wyposażonej i przez to niemającej liczącego się potencjału bojowego. I to według mnie jest dziedzictwo, czy też kontynuacja peerelu, a nie kadry, bo te się zmieniły. Jak wygląda ten proces, przedstawił Jacek Bartosiak i jego zespół w opracowaniu „Armia Nowego Wzoru”. Według niego, większość dowódców na szczeblu sztabu, to ludzie bez sowieckiego rodowodu, a fatalny stan armii jest wynikiem bezwładu decyzyjnego i skrajnej niekompetencji na szczeblu politycznym.
I tak dochodzimy do kluczowego pytania o to, czym jest to państwo, które tu umownie nazywamy peerelem bis. Dziś, z perspektywy tych ponad 30 lat nadal skłaniam się do opinii, że jest to twór o rodowodzie sowieckim, który przez pierwsze, powiedzmy 15 lat był w mniejszym lub większym stopniu wykorzystywany przez Kreml do realizowania jego interesów, a z czasem kontrolę polityczną nad tym regionem przejęli Amerykanie i teraz to oni rozdają tu karty. To wiąże się oczywiście z agenturalną aktywnością sowietów, ale już chyba nie na takim poziomie, jak 20, czy 30 lat temu. A wiec jest to twór całkowicie oderwany od „nas, narodu” targany politycznymi wichrami i służący temu podmiotowi, który ma aktualnie przewagę w regionie. I wszystko to okraszane jest z jednej strony patriotyczno-niepodlegościowym sosem, z drugiej tęczowo-gretowym bełkotem, co doskonale rozmywa obraz rzeczywistości i prowokuje i podsyca sztuczne podziały w głowach skołowanej do granic przyzwoitości tłuszczy.
Panie Michale,
Od czasu „konferencji pokojowej” która nastąpi, dałbym rok czasu z Putinem i miesiąc bez Putina. Ale to tylko typowanie, jak w zakładach bukmacherskich.
Jeśli chodzi o sowiecką nowomowę Putina z 24 lutego to fragment w tłumaczeniu angielskim brzmi:
Our plans do not include the occupation of Ukrainian territories. We are not going to impose anything on anyone by force. At the same time, we hear that recently in the West there is talk that the documents signed by the Soviet totalitarian regime, securing the outcome of World War II, should no longer be upheld. Well, what is the answer to this?
(zasadnicze – chyba – wyjątki są dostępne tutaj)
Rzecz jasna ma Pan rację, odnośnie rzeczywistego celu. Niemniej zdaje mi się, że sowieci dbają o zachowanie pozorów, gdy realizują obliczoną na lata strategię. Z prostej przyczyny: aby nie spłoszyć ofiary.
Darek,
Czy mi się zdaje, czy nie tak dawno byłeś zdania, że 5 milionów uchodźców w prlu, to by nie był problem?
Ja oczywiście nie znam prlu nr 2, ale na moje wyczucie, broniliby się przed „rosyjską napaścią” na każdym poziomie. Prawdę mówiąc, poza Rydzem-Śmigłym 17 września 39 i AK w roku 1944, nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek kiedykolwiek odmawiał walki z najeźdźcą.
Panie Jacku,
Jeżeli kontrolę polityczną nad tym tworem sprawują Amerykanie, to dlaczego nazywa Pan to prlem bis?
Czy nie jest tak, że kontrola nad zsowietyzowanym społeczeńswtem może być sprawowana znacznie subtelniej? Nie potrzeba do tego agentów pobierających instrukcję na ławkach w parku. Sowietyzacja uniemożliwia bunt, więc można im zostawić zasadniczo szeroki margines swobody.
Wyparcie dawnych kadr nie mogło wyprzeć pewnego typu mentalności z lwp. Poza tym, jeżeli bułgarska komunistka, z marksistowskim wykształceniem i otwartymi predylekcjami, może być szefową IMF, tego „bastionu kapitalizmu”, to ja sądzę, że „amerykańska kontrola” nad prlem jest kolejnym gabinetem luster.
Panie Andrzeju,
Jest Pan optymistą. Tylko rok? Ile czasu upłynęło od ulicznego przedstawienia pt. „praska wiosna” do happeningu pod nazwą „odprężenie”?
Ma Pan jak zwykle rację, mówiąc o płoszeniu ofiar. Ale w takim razie, po jaką cholerę wchodzili do Ukrainy? Nic tak nie płoszy ofiar, jak napaść na inną ofiarę. Od miesiąca wszyscy są spłoszeni. Czy warto było z losem się droczyć? (Kłamały usta, kłamały oczy.)
Jacek,
Naturalna wymiana pokoleniowa w strukturach takich jak wojsko nie musi mieć wielkiego znaczenia, z punktu widzenia zachowywania agenturalnych wpływów. System ma charakter hierarchiczny, wyżsi rangą dobierają sobie młodszych, a ci – wraz z nieuchronnym awansem – kolejnych i tak to bodaj przebiega. Żeby Amerykanie mieli pozyskać zdolność orientacji w tym modus operandi musieliby zapewne najpierw wiedzieć kim jest wróg etc., a tego – zdaje się – pojąc nie mogą, niezależnie od ilości wypitego burbona.
A jeśli chodzi o prowadzoną politykę, to jaką oni tu mogą prowadzić politykę, poza polityką wygotowywania błyskawicznych planów ewakuacyjnych na wypadek ewentualnego konfliktu?
Na temat jakości tutejszej armii rozmawialiśmy nie raz. Wedle mnie, armia której strzegą firmy ochroniarskie nie zasługuje w ogóle na uwagę.
Michał,
Oczywiście, nie zdaje Ci się, jakobym pisał, że 5 mln uchodźców to nie będzie problem.
Podajesz 2 kluczowe przykłady niewalki z bolszewikami. Jak wiesz JM doszedł do liczby 17 przypadków, kiedy taka walka (według decydentów) nie byłaby wskazana. A na tym bynajmniej nie koniec. Przez cały XVIII wiek armia rosyjska grasowała po terenach RP bez większych zahamowań. Oczywiście, nie wszyscy odmawiali walki, ale partia zwolenników niewalki była zawsze liczna. O ile mnie wątła pamięć nie myli, pierwszy dyktator powstania listopadowego w ogóle do powstania nie chciał przystać, a gdy już ogłosił się dyktatorem nie miał zamiaru walczyć.
Co rzekłszy, wcale nie myślę, że szeregowy żołnierz nie będzie chciał walczyć z „Ruskimi”, ale taka wola walki u szeregowców nie znaczy doprawdy wiele.
@Panie Jacku
A wiec jest to twór całkowicie oderwany od „nas, narodu” targany politycznymi wichrami i służący temu podmiotowi, który ma aktualnie przewagę w regionie. I wszystko to okraszane jest z jednej strony patriotyczno-niepodlegościowym sosem, z drugiej tęczowo-gretowym bełkotem, co doskonale rozmywa obraz rzeczywistości i prowokuje i podsyca sztuczne podziały w głowach skołowanej do granic przyzwoitości tłuszczy.
Cieszę się, czytając tę diagnozę. Nie z powodu jej treści, lecz dlatego, że w zasadzie podobną diagnozę stawia sporo różnych osób i środowisk obserwujących rzeczywistość. Czyli, że „Polskę „bierze” kto chce i jak chce. Lub inaczej, bierze ją silniejszy.”
Diagnoza jest zazwyczaj pierwszym krokiem w terapii.
Panie Michale,
Być może jest tak, że nazywanie tego tworu, w którym tu żyjemy, peerelem jest kolejnym gwoździem w ścianie, wokół którego kisiel beznamiętnie spływa w dół. Być może mój system pojęciowy nie nadąża za kolejnymi transformacjami tego zjawiska, z którym się mocujemy. Jaki typ elwupowskiej mentalności ma Pan na myśli? Bo przecież nie może chodzić o przekonanie o wyższości marksizmu-leninizmu nad zgniłym kapitalizmem. Takiej mentalności dziś tu już nie ma. Więc, czy chodzi o lojalność wobec niedawnych „radzieckich przyjaciół”, do których nie wolno strzelać? Sam Pan pisze, że będą strzelali i ja jestem tego samego zdania. Chyba najbliższe elwupowskiej świadomości jest przekonanie o upadku komunizmu trzy dekady temu. Ale znów, co z tego, skoro będą do komunistów jednak strzelać, a w 39. nie strzelali? Znaczy wtedy świadomość zagrożenia była mniejsza, niż dziś? Jeszcze ciekawiej robi się w sferze medialnej, gdzie co i rusz kolejni komentatorzy zaczynają nazywać tanki jadące przez Ukrainę sowieckimi. Ja oczywiście mam świadomość tego, że są to swego rodzaju obelgi, mające dyskredytować atakujących, a nie opis stanu faktycznego. Ale chaos pojęciowy narasta. A kisiel niewzruszenie spływa mimo gwoździa.
Czy pisząc o kontroli nad zsowietyzowanym społeczeństwem ma Pan na myśli Putina kontrolującego lud peerelu? Na czym ta kontrola miałaby dziś polegać? Nawet węgla nie chcą już od niego kupować. To, co robi teraz na Ukrainie jest dokładnym zaprzeczeniem kontroli sytuacji.
To chyba bułgarskie komunistki w IMF, a nie enigmatyczna elwupowska świadomość są głównym zagrożeniem. Czyli, krótko mówiąc, piąta kolumna czyha na zachodniej flance NATO. Na razie, postępowcy nieco przycichli, jakby zaskoczeni rozwojem sytuacji, ale mogę sobie wyobrazić ich aktywację. Gdyby jednak przyszło uruchomić artykuł piąty i padł rozkaz obrony to, owszem, Abramsy i Leopardy ruszyłyby na wschód, ale każdy musiałby być zaopatrzony w biodegadowalną amunicję i hybrydowy napęd spełniający normy emisji spalin, żeby udelektować Gretę, a każdy myśliwiec byłby dwuosobowy i żeby zadośćuczynić parytetom, załogi musiałyby być mieszane, przy czym w co drugim kobieta byłaby pierwszym pilotem. Skóra cierpnie, bo to, co przed chwilą napisałem jako szyderstwo, naprawdę wydaje się realne.
Darek,
Ci oficerowie wyżsi rangą są już z nadania amerykańskiego. Nie wykluczam, że wśród nich mogą być krety GRU. Ale to, jak pisałem jest już budowanie agentury od zera, a nie sięganie na półkę z kolejnym Bolkiem, Alkiem, Olinem, itd. Tamta agentura się zużyła, wyczerpała swój resurs, mówiąc językiem technicznym. Co do zdolności zidentyfikowania wroga przez Amerykanów, pełna zgoda. Ale Ty sugerowałeś chyba, że w razie starcia z sowieckimi tankami, czy lotnictwem (bez wglądu w orientację polityczną Kremla, tylko w warstwie czysto militarnej), tutejsze wojsko sabotowałoby działania Amerykanów. Tak się nie stanie. Będą strzelać do sowietów, nawet jeśli nazwą ich Rosjanami.
Jeśli chodzi o plany militarne US Army na tym obszarze, to ewakuacja jest oczywiście jedną z opcji. Ale zmiany, które teraz zachodzą są tak unikalne w skali ostatnich kilkudziesięciu lat, że Amerykanie rozumieją przynajmniej tyle, że utrzymanie ich dominacji zależy od projekcji siły militarnej. Również pod Suwałkami.
Panie Pawle,
Nieco zbliżone diagnozy słyszałem ze strony narodowców, którzy jednakże jako remedium widzieli wyrzucenie Żydów z obszaru Wisły. I co z tym zrobić? Przecież z tego terapii nie będzie.
A które osoby, czy środowiska Pan ma na myśli? I czy ich diagnozy dotyczą tylko lokalnego podwórka, czy uwzględniają skalę globalną zjawiska?
Panie Jacku,
Z bardziej znanych osób, to min. Sikorski mówił swego czasu coś o „robieniu l*ki za darmo” i „murzyńskości”. Ze środowiska t.zw. geopolityków, zdaje się, że bloger Wojczal też tak to w krótkich żołnierskich słowach o „braniu polski przez silniejszego” na swoim blogu ujął.
To tak na szybko… i zdaje się, obie te osoby mają globalną skalę zjawiska na myśli.
Panie Pawle,
No tak, Sikorski z pewnością mówił szczerze, bo przecież nie wiedział, że jest podsłuchiwany.
Ale obawiam się, że te opinie są jednak bardzo odległe od mojej, bo oni mówią o państwie polskim, a ja mam, najdelikatniej to ujmując, duże wątpliwości, czy ten twór zasługuje na to szlachetne miano. Prawdziwe państwo, tak jak ja to rozumiem, jest suwerennym tworem politycznym, stworzonym przez obywateli, dla obywateli, dbającym o ich interesy. Czyli zapewniającym możliwość realizacji podstawowych potrzeb: pracy (w znaczeniu bogacenia się, budowania swojej siły ekonomicznej), bezpieczeństwa, ochrony zdrowia, rozwoju gospodarki, przemysłu, itd. Tymczasem żadna z tych zależności w naszej rzeczywistości politycznej nie zachodzi. Ten obecny twór został zaprojektowany i zrealizowany przez sowieckie służby, rękami sowieckich generałów w polskich mundurach. W początkowej swojej fazie realizował sowieckie interesy, umożliwiając bogacenie się komunistycznej swołoczy, jednocześnie będąc żerowiskiem dla niemieckiej gospodarki. Z czasem nadzorcy się zmieniali, dziś są to według mnie Amerykanie, co może być sytuacją mniej złą, niż, gdy to byli nadal sowieci, ale wciąż nie ma tu mowy o żadnej podmiotowości państwowej. Ten twór nie został wyposażony w narzędzia charakteryzujące prawdziwe państwo, wszystko tu jest, jak to Darek kiedyś nazwał, „jak gdyby”. Jak gdyby sądy, jak gdyby służba zdrowia, jak gdyby parlament, jak gdyby przemysł. Jak gdyby państwo.
Ludzie, o których Pan pisze zdają się chyba myśleć, że wystarczy zmienić rząd, mądrze zagłosować, wybrać jakiegoś prawdziwego patriotę i już będzie OK. Kiedyś też tak myślałem.
Panie Jacku,
Akurat u Wojczala spotkałem się, w jego postach, ze zrozumieniem relatywnie niewielkiej sprawczości władz państwa polskiego. Zdaje się, rozumie on przynajmniej częściowo stan faktyczny i jego przyczyny, aczkolwiek wyrażony słownictwem geopolityki.
Natomiast ja podzielę się jeszcze jednym wnioskiem. To nie ja doszedłem do takich wniosków, ale powtórzę tu opinię wyrażoną wśród dosyć cynicznych emigrantów zajmujących się robieniem biznesu na obczyźnie.
Polska/Polskie terytorium nie wytwarza obecnie swojej własnej siły oraz doświadczyło ona/ono kilkukrotnie „core territory overrun” połączonego z likwidacją struktur kierowniczych.
Przez „siłę” rozumie się wytwarzanie własnych środków robiący „kuku” potencjalnym „oponentom” oraz warstwę ludzi te środki wytwarzające i je w swoim interesie i z własną wolą używające.
W związku, z czym obojętnie kto dostanie się na t.zw. „świecznik” (albo do „teatru”?) szybko uświadamia sobie, że nie siły krajowe go na tym świeczniku trzymać będą, lecz przychylność sił zewnętrznych. A każdy ma tylko jedno życie oraz jedną rodzinę.
Niemieccy kanclerze podczas okupacji alianckiej podobny gorset krok po kroku sukcesywnie sobie luzowali, ale i oni ciągle nie mają pełnej suwerenności i wolnej ręki działania.
I tu zastanawia mnie, czy ludzie ze świecznika w Polsce będą mieć teraz jaja (nawet jeżeli są agentami), żeby obecną sytuację wykorzystać do poluzowania sobie gorsetu zewnętrznych ograniczeń i uzyskania większego stopnia suwerenności?
Panie Michale,
Ja zwykle ostrożnie obstawiam. Po „inwazji na Czechosłowację” trwało to chyba ponad rok, ale mogę się mylić. Faktycznie, peerelowska strzelanina do ludzi na Wybrzeżu też nie zakłóciła ruszającego z kopyta détente.
Podtrzymuję swoją hipotezę, że wkroczenie sowieckiej armii na „postsowiecką” Ukrainę miało na celu przygotowanie szachownicy na której przeprowadzana jest obecnie rozgrywka z tak zwanym Zachodem (nazwałem to „przygotowaniem teatru działań”). Pierwszy ruch sowietów wydaje mi się ruchem sondażowym (stąd „rozpoznanie bojem”), sprawdzeniem stopnia uległości przeciwnika. Zachód ograniczył się do taktyki obronnej (w moim przekonaniu sankcje nie są ofensywą ale blokadą), więc następnym ruchem sowietów jest terror i wymuszenie wielomilionowego exodusu ludności tak jak to zrobili w Syrii, czyli zwiększenie presji, celem większego zaangażowania się Zachodu w prowokację. Jego odpowiedzią wydaje mi się przyjęcie opcji „pokoju za wszelką cenę”. Ze strony lewackich elit zachodnich niczego innego nie należy się spodziewać i stąd te głosy oburzenia, gdy Biden w ferworze emocji chlapnął o „rzeźniku” i niedopuszczalności władzy Putina (tymczasem to wszystko jest prawdą i dotyczy wszystkich komunistów i komunizmu).
Ukraina nie należy do Zachodu, więc nie jest ofiarą w tym samym sensie. Od miesiaca wszyscy są spłoszeni – jak kury, gdy dookoła nich chodzi lis. Ale kury zazwyczaj nie chcą nigdzie uciekać tylko się gromadzą i panicznie gdakają. Do czasu, aż lis wejdzie do środka.
Ciekawym jak Pan postrzega „rolę mediacyjną” Abramowicza? Ma „układy” nie tylko na Kremlu i w Kijowie ale i w Ankarze i w peerelu (był tutaj jak czytałem) i w Londynie i kto wie gdzie jeszcze. Gdyby to był Gates, to dziś by się wszędzie czytało, że „ten to rządzi światem”. A tu skromny komsomolec, co to mu podobno wszystko pozabierali (ale dwa „stateczki” w tureckich portach są bezpieczne), dla „pokoju na świecie” rozgrywa globalną politykę i wszyscy mu się kłaniają w pas, poklepują po plecach (podobno „chcieli go otruć” gdy był w Kijowie, ale w Istambule wyglądał na zdrowego jak byk i zadowolonego).
Jacku,
Jeśli to nie jest peerel to w którym momencie przestał nim być? W chwili „transformacji ustrojowej” pod „okrągłym stołem”, a może w chwili gdy Wałęsa został rezydentem? Czy też może wtedy gdy „powstał rząd Olszewskiego” i Macierewicz „przeprowadził lustrację”? Jeśli nie to, może wtedy, gdy „Polska wstąpiła do NATO” albo do niuni, albo kiedy AWS „wygrał wybory” w 1997 roku (chyba) albo PiS „wygrał wybory” w 2005 roku? A może siedem lat temu gdy PiS znowu „wygrał wybory”? A może teraz gdy Amerykanie mają tu swoje jednostki natowskie? Ktoś to ogłosił, że to już nie jest ciąg dalszy peerelu?
Kiedy to te „amerykańskie” elity odrzuciły ciągłość prawną ze starym, jawnym peerelem? Kiedy zerwana została ciągłość historyczna z nim? Kiedy wypowiedziano Jałtę?
Już mniejsza o tych wszystkich starych i nowych komunistów, półbolszewików itd. Ten kraj wyrósł na peerelu, jest postawiony na jego fundamentach i jest na nim zbudowany. Dlatego ja go nazywam „nowym, wspaniałym” peerelem, a nie Polską. Mówienie „Polska” ma uzasadnienie tylko w przypadku dodania odpowiedniego przymiotnika, tak jak się mówiło 50 lat temu w prywatnych rozmowach – wówczas w domyśle „komunistyczna” (bez cudzysłowu) albo „ludowa”.
Panie Pawle,
Przyznam się, że nie znam poglądów Wojczala. Po Pana wypowiedzi obejrzałem ze dwa jego wystąpienia, ale to za mało, żeby się zorientować, co on myśli w omawianej kwestii. Czy jest on jakoś związany ze Strategy&Future?
Emigranci, o których Pan wspomina mają według mnie rację. Ten lokalny twór nie dysponuje żadną siłą, którą można by wykorzystać do obrony naszych (czyli formalnych obywateli tego „państwa”) interesów. Ale też i trudno tego oczekiwać po strukturach tworzonych w celu realizacji sowieckich celów politycznych.
Natomiast zatrzymałbym się na chwilę przy osobnikach okupujących „świecznik”. Oczywiście większość z nich to ewidentna agentura, ale to chyba nie jest reguła i nie to wyznacza ich kurs polityczny. Kaczyński, podobnie jak jego brat, z tego co mi wiadomo nie był nigdy żadnym TW, a jednak obaj konsekwentnie, wbrew werbalnym deklaracjom pielęgnowali porządek okrągłostołowy i brnęli w różnorakie zależności polityczne, co umacniało tylko wspomnianą przez Pana niezdolność do wykreowania autentycznej siły politycznej. Czy jednak mieli kiedykolwiek szanse na zerwanie się ze smyczy? Czy jakimś heroicznym wysiłkiem można było zmienić status tego naszego peerelu i doprowadzić do powstania prawdziwego państwa polskiego, nie tylko w warstwie symbolicznej? Kiedyś wydawało mi się, że taka szansa była. Teraz jednak myślę, że na drodze „demokratycznych wyborów” jest to niemożliwe. Tylko jakaś gwałtowna zawierucha polityczna, podobna do I wojny światowej mogłaby doprowadzić do nowego rozdania kart. Ale tu pojawia się kolejny problem. W roku 1918 były jeszcze prawdziwe elity, środowiska, dla których praca organiczna, działalność społeczna, czy myśl polityczna, nie były tylko pustymi hasłami. Dziś takich elit nie ma, więc nawet przy sprzyjającej koniunkturze politycznej raczej nie udałoby się odtworzyć struktur państwowych i obronić ich przed współczesną mutacją marksizmu. Bo to byłoby przecież główne zagrożenie dla nowopowstałego państwa, a nie sowieckie tanki. Choć i one byłyby groźne.
Andrzej,
Sam zadaję sobie te pytania i nie potrafię na nie zadowalająco odpowiedzieć. Stąd nawiązanie do sformułowania Pana Michała o przybijaniu kisielu do ściany. To wciąż ten sam peerel. Ale czy taki sam? Czy jest różnica, pomiędzy peerelem, w którym Bolek proponował powstanie NATO bis, realizując ewidentnie jakieś wytyczne z Kremla, a peerelem, w którym Amerykanie instalują 82-gą powietrznodesantową w Rzeszowie i kolejne ciężkie brygady pancerne? Stopień niesuwerenności pozostał bez zmian, ale czy na pewno nic poza tym się nie zmieniło? Umownie obaj nazywamy to peerelem, ja natomiast zwracam uwagę na różnicę w tym, kto dziś tu rozdaje karty. I tym razem nie są to sowieci, chociaż z pewnością są obecni w postaci agenturalnej. Ale inicjatywy tu już nie mają.
Oczywiście, jeśli scenariusz, który kreślisz się zrealizuje na Ukrainie, sytuacja może się diametralnie zmienić. Jeśli Putin gra na zawarcie pokoju za wszelką cenę, chce wymusić kolejne ustępstwa i narzucić Zachodowi swoje warunki, to jest duże niebezpieczeństwo, że będzie, jak piszesz. Ale są też inne możliwości. Na przykład cała ta awantura mogła być skoordynowana z jakimś chińskim scenariuszem, którego jeszcze nie znamy i jest to demonstracja wobec Waszyngtonu, że żaden „odwrócony Kissinger” nie przejdzie, koniec licytacji i teraz wykładamy karty na stół. I as z rękawa się gdzieś Putinowi zapodział i zamiast wielkiego pikowego pokera wyszło wielkie zero. Chyba jeszcze za wcześnie wyrokować, z którą sytuacją mamy do czynienia.
Darek,
Bardzo dobre! Tych 17 przypadków, to jak 17 mgnień wiosny, kiedy można było walczyć z bolszewikami, ale coś zawadzało, a ściślej wynajdowano powody, dla których lepiej tego nie robić. Właściwie, Mackiewicz nie wylicza przypadków, a raczej podaje powody, dla których Polacy NIE walczyli z bolszewią. To było wówczas zaledwie „naszych 11 lat ‚walki’ z bolszewikami’, a proszę już wówczas, autentyczny filar emigracji niepodległościowej, antykomunista i londyński Niezłomny, Mieczysław Grydzewski, nie opublikował tego tekstu. Kto by pomyślał? Był zaledwie rok 1950. Trwała w najlepsze prawdziwa Zimna Wojna, a nie ta fałszywa od 1953 roku do 1989. A mimo to, znakomity list Mackiewicza musiał czekać kikadziesiąt lat na publikację.
Co by z nami było, gdyby nie Kontra?
Jak wiesz, różnimy się w ocenie powstań. Konserwatystą będąc, jestem im z zasady przeciwny. Raczej cofnęły polski stan posiadania, odsunęły odzyskanie niepodległości niż na odwrót, i wreszcie zromantyzowały niepodległość na zgubę polskości.
Co innego walczyć z bolszewią, a co innego z caratem. Walka z Putinem, to na pewno nie jest walka z caratem.
Panie Jacku,
To bardzo interesujące, co Pan pisze. Zastanawiam się nad tym i dochodzę do przekonania, że wojsko strzela do kogo mu każą; lwpowcy byli gotowi strzelać do Polaków, gdy im tak rozkazano, dlaczego nie mieliby strzelać do „radzieckich przyjaciół”?
Bywają oczywiście armie ideowe, ale są raczej wyjątkami w historii. Często są to armie rewolucyjne. Klasycznym tego przykładem jest New Model Army Cromwella czyli zdyscyplinowana, rewolucyjna siła purytanów gotowych na wszystko; nie kradli, nie pili, nie gwałcili i pozostali chyba do końca niepokonani w boju. Ludowe wojsko nigdy nie było ideowe, raczej cyniczne. Pamiętam rozmawiałem kiedyś po pijanemu z takim sympatycznym rekrutem w stanie wojennym, który mi z uśmiechem powiedział, że jak mnie wypatrzy w tłumie po drugiej stronie, to będzie we mnie celował. Chyba coś takiego miałem na myśli, mówiąc o tej mentalności, ale sam już nie jestem pewien.
Porównanie z 39 rokiem jest fascynujące, bo przecież większa była świadomość w Polsce, z kim walczyli 19 lat wcześniej, a mimo to nie strzelali do najeźdźcy, niż może być dzisiaj, gdy (jak obaj sądzimy) strzelaliby. Czy to nie zdumiewające?
Kontrola nad zsowietyzowanym społeczeństwem jest łatwiejsza. Nie muszą się obawiać wystąpień przeciw sobie, to dlatego właśnie mogli sobie pozwolić na „upadek komunizmu”. Tylko nadal nie rozumiem, na co mu była potrzebna inwazja?
O IMF, Nato, Grecie i feministkach – znakomite!
Jacku,
Czy to, że Amerykanie umieścili tutaj w ramach NATO swoją jednostkę pancerną i radar oznacza, że to jest wolna Polska? Czy o tym decydują Amerykanie? A umieściliby tę brygadę, gdyby sowieci nie rozpoczęli akcji na Ukrainie? Jeśli tak, to by znaczyło, że to sowieci o tym decydują…
Hipoteza, którą przedstawiam jest z gatunku pesymistycznych. Oczywiście sowieci popełniają błędy i nie musi tak być jak to przedstawiam. Ale poznałem „na własnej skórze” sposób działania Zachodu i myślę, że taki przebieg jest bardziej prawdopodobny. Nawet jeśli zajmą tylko część zaplanowanego terytorium i nie przejmą całkowicie ukraińskiej „demokratury”, wciąż będą mieli atut w ręku. Tym atutem jest to, że to oni od początku mają inicjatywę i to od nich zależy dziś czy dojdzie do upragnionego przez Zachód „pokoju”. I oni wystawią mu rachunek do zapłacenia, bo kto im co zrobi? A mógłby, gdyby rzeczywiście tego chciał.
Panowie,
Status prlu mnie bardzo zajmuje. Kwestie podniesione przez p. Jacka wydają mi się dotykać raczej państwowości. „Jak gdyby” państwo, co od zawsze mówiliśmy na atemat wszystkich państwowopodobnych tworów komunistycznych. Czyli z trzech członów – Wolne Państwo Polskie – p. Jacek kwestionuję ten drugi. Ale Panowie mówicie, że zależność tego tworu nie jest określona układem spod okrągłego stołu; że zastąpiła ją zależność od innych ośrodków. Amerykanie? Niemcy? Ja bym dodał niunię, ale ciekaw jestem innych opinii. W porównaniu wszak do zasadniczej, jałtańskiej zależności od sowietów, te inne zależności to jest chyba pestka. Tak mi się wydaje, patrząc z daleka. A jak wygląda „polskość” tego tworu?
Z mojego punktu widzenia, decydująca jest ciągłość prawna, ciągłość historyczna, jak to słusznie wskazuje p. Andrzej.
Mówicie Panowie o ludziach „na świeczniku”. Z mojej odległej perspektywy, nie widzę żadnej różnicy między prlowskimi tuzami, a innymi europejskimi aparatczykami. Oni są zamienni. Pozbawieni twarzy, giętcy, bo zrobieni z gutaperki. Czym różni się Tusk od Morawieckiego lub innego anonimowego urzędosa, który go zastapił w Brukseli?
Jestem przekonany, że prl z US Army w Rzeszowie, jest jakoś zmieniony, ale czy przez to przestał być prlem? Czy to nie byłaby powtórka argumentu, że prl w roku 1991 to już nie był prl, bo zapanował kapitalizm? Za dwa lata będzie już w toku kampania prezydencka w Ameryce. Czy nastąpi wcześniej „kochajmy się!”, czy też przewlekła wojna będzie nadal trwała wokół Mariupola lub Odessy, wokół Kijowa, a może Łucka – jak Panowie sądżą, jaka wtedy będzie waga tych dywizji pancernych w Rzeszowie? Trump przeciw Bidenowi lub Harris. Co wtedy będzie powiedziane? Otwarci komuniści będą popierać „wolność Polski” przeciw „rosyjskiej agresji”? Czy wielki przyjaciel Polski, The Donald, będzie stawiał zasieki przeciw swemu przyjacielowi Putinowi? Czy raczej wycofa się ze Starego Kontynentu?
Zagraża nam konfuzja semantyczna, jak to powiedział pewien mądry człowiek (w zupełnie innej sytuacji).
ps. Amerykanie chcieli mieć nie tak dawno temu swoje bazy w „postsowieckim” Tadżykistanie i „postsowieckim” Uzbekistanie. To też według nich „niepodległe państwa”.
Panie Andrzeju,
Bardzo mi się podoba Pańska hipoteza ukraińskiej szachownicy. A zatem, zgodnie z najlepszymi tradycjami myślenia, spróbujmy ją sfalsyfikować.
Pierwsza wątpliwość była tu już podnoszona kilkakrotnie. A co jeżeli to był zwykły ludzki błąd? Przeciwko temu przemawia doświadczenie strony sowieckiej. Wbrew zachodnim analitykom, sowieciarze byli zaangażowani w działania wojenne na Kaukazie, na Ukrainie i w Syrii oraz w akcje pacyfikacyjne w Kazachstanie i Armenii, prawie bez przerwy od 20 lat. To nie jest niedoświadczone wojsko, z niedoświadczonymi sztabowcami, którzy nie rozumieją wymogów logistyki i nie mają planu B na wypadek, gdy pierwszy plan – wg krytyków zachodnich, był to plan że Ukraińcy przywitają ich kwiatami jako wyzwolicieli – nie wypali. Hipoteza ludzkiego błędu wygląda więc mało prawdopodobnie.
Drugą wątpliwość podnosiłem sam: odpowiedź Zachodu jest zaskakująco silna. Tylko że z czasem przestała tak wyglądać. Jedność pękła jak bańka, bo Niemcy, Włosi i inni muszą kupować i gaz i ropę od Putina; Francuzi odmawiają zamknięcia fabryk aut w sowietach; Amerykanie operują ich pieniędzmi i tak dalej. Sankcje są na pokaz, a pieniądze płyną. Na domiar złego, Zachód jest zjednoczony w deklaracjach, że w żadnym wypadku siły Nato nie wkroczą do Ukrainy, dając tym samym carte blanche Putinowi. Zapowiedź czego się NIE zrobi w obronie ofiary agresji jest zaproszeniem do dalszej agresji.
Trzecia wątpliwość, dotyczy kurników. Czy są nadal kurniki na świecie? Myślałem, że choduje się osobno kurze skrzydełka i kurze piersi. Lisy wskakują, biorą paczkę skrzydełek i dwie kurze piersi i czmychają do siebie.
Innymi słowy, Pańska hipoteza jest coraz bardziej przekonująca. Tylko co z tymi kurnikami?
Abramowicz bardzo by pragnął, żeby wszyscy byli dla niego znowu mili i wołali jego nazwisko z tarasów Chelsea. Żeby sympatyczni londyńscy prawnicy walczyli jak lwy w jego obronie w pięknych londyńskich sądach. Żeby piękni ludzie przybywali w drogich autach na jego wsyawne przyjęcia. W to otrucie wierzę tak, jak w to, że z dobrego serca został gubernatorem Czukotki. Facet robi, co mu każą, ale lubi, gdy kibice piłkarscy go kochają. Tfu, bolszewicka twoja chrząstka…
Panie Jacku,
Co do Wojczala to zdaje się, że przez jakiś czas współpracował ze Strategy&Future, ale obecnie raczej ich punktuje – wskazując, gdzie się jego zdaniem mylą – w różnych ich pomysłach.
Odnośnie jego poglądów, to promuje i popiera on organiczną pracę i żmudną budowę własnej siły, na razie w oparciu o USA (dopóki interesy są zbieżne), ale finalnym celem uzyskania samodzielności gospodarczo-polityczno-strategicznej w naszym rejonie.
Wracając do emigrantów i „świecznika” dodam do tego, że różne służby również są świadome przeszłych „core territory overrun” i tego, że aktualnie zależą od sił zewnętrznych… i to zapewne dlatego, nawet jeżeli nie są agentami to, jak to Pan ujął w kwestii Kaczyńskich, „konsekwentnie, pielęgnują porządek okrągłostołowy, umacniając tę niezdolność do wykreowania autentycznej siły politycznej/militarnej”.
Co do Pańskiego pytania „Czy jednak mieli kiedykolwiek szanse na zerwanie się ze smyczy?”
Izrael u swoich początków był, jak wieść gminna niesie, skrajnie zinfiltrowany. Byli oni tego świadomi, więc po prostu w służbach utajnili, najdalej jak się da, to kto jest kim. Pozwoliło to, ponoć, im na sukcesywne poszerzanie swojego pola manewru. Czy taki manewr był kiedykolwiek możliwy u nas? Nie wiem i nie podejmę się prób spekulacji, w jakim czasie istniały sprzyjające temu okoliczności.
Panie Michale,
Z mojej odległej perspektywy, nie widzę żadnej różnicy między prlowskimi tuzami, a innymi europejskimi aparatczykami. Oni są zamienni. Pozbawieni twarzy, giętcy, bo zrobieni z gutaperki. Czym różni się Tusk od Morawieckiego lub innego anonimowego urzędosa, który go zastapił w Brukseli?
O to to to to. Tam, na ten świecznik, wydaje się, pchają się ludzie, którzy są tego świadomi, ale dla kasy gotowi są na takie „poświęcenie”. Przecież polski lud, sam z siebie, nigdy nie urządził tym na „świeczniku” rewolucji francuskie, czyż nie?
Panie Michale,
No tak. To chyba kolejna mało udana analogia z mojej strony. Próbowałem przedstawić jak aktualnie wygląda scena. A więc: Zachód dużo i głośno krzyczy (choć ostatnio jakby mniej), zbił się w gromadkę (choć już nie taką zwartą co Pan trafnie zauważył i co jak mi się zdaje wynika z coraz większej paniki wynikającej z wyobrażania sobie co to będzie – zdaje mi się, że liczyli na krótkotrwałą awanturę) i usiłują jakoś się zabezpieczyć (dlatego daje broń Ukraińcom, choć jest to broń na przeczekanie, defensywna). A czekiści dostosowują swoja taktykę do tych okoliczności, czekając na dogodny moment aby przejść do ofensywy w większym wymiarze (np. do ruchu gońcem).
A dzisiejsze kurniki to faktycznie fermy – hodowle na wielką skalę – w których wszystko dokonuje się w sposób „humanitarny” („eko”-bolszewicy tego pilnują!), z taką ilością paszy, aby do zagazowania i pod nóż trafiały odpowiednio dojrzałe, tłuste i wolne od wszelkich pasożytów i chorób osobniki (przede wszystkim wolne od „zastarzałego reumatyzmu”), które można spożyć bez ryzyka zatrucia się.
Abramowicz robi co mu każą i wszyscy go lubią. Na to wygląda, że tak właśnie jest.
Andrzej,
Oczywiście, że sama obecność wojsk amerykańskich nie zmienia istoty tej państwowości. Ten etap dyskusji dotyczył kwestii strzelania, bądź niestrzelania przez rodzime wojsko do sowietów. Jeśli jest tak, jak twierdzi Darek, że na poziomie sztabów powstanie inicjatywa dywersyjna, która będzie sabotować działania połączonych sił natowskich, to można by mówić o bezpośrednim sterowaniu tutejszą agenturą z Kremla. Ja twierdzę, że jest to na poziomie strukturalnym armii niemożliwe. Jednym z powodów jest według mnie obecność militarna Amerykanów i plany, jakie wiążą z tym obszarem potencjalnych działań wojennych. Po prostu nie mogą sobie pozwolić na hodowanie dywersantów. Porównanie do Tadżykistanu, czy Uzbekistanu jest według mnie nietrafione, bo nizina polska ma zupełnie inne znaczenie geostrategiczne. Czyli według mojej perspektywy oczyszczenie struktur tutejszej armii z sowieckiej agentury odbyło się niejako przy okazji amerykańskiego strategicznego planowania przyszłego konfliktu światowego.
Panie Michale,
No właśnie, na co Putinowi była ta inwazja? Jeśli wierzyć najnowszym doniesieniom z frontu, Ukraińcy przejęli inicjatywę i sowieci nie maja szans na zajęcie Kijowa, ani Charkowa. Są wręcz wypierani z zajętych wcześniej terenów. W Biełgorodzie ukraińskie śmigłowce miały jakoby zniszczyć sowieckie składy paliwa. To już nie jest nawet kompromitacja, to jest farsa. Gdzie tu miejsce na dyktowanie Zachodowi, czy Ukraińcom swoich warunków?
Panie Pawle,
Przykład Izraela nie odzwierciedla naszego podwórka. Chociaż zastanawiam się, czy początkowa gra na dwa fronty, powiedzmy pomiędzy 1948 rokiem, a Wojną Sześciodniową mógłby być jakąś analogią do lat 90-tych u nas. Ale chyba jednak nie, geneza powstania Izraela jest całkiem odmienna. Oprócz wielu innych różnic, jedną z kluczowych była wola Żydów, żeby stworzyć autentyczne, silne państwo. Tu takiej woli nie ma. Ba, co tam woli, nie ma świadomości, że tego, co jest, nie da się nazwać państwem. Większość moich znajomych uważa, że całkowita zależność od Brukseli, czy Berlina jest wręcz korzystna, bo zwalnia z trudu podejmowania samodzielnych decyzji. Lepiej, żeby decydowali inni, bo oni wiedzą lepiej. Poza tym przy tego rodzaju rozważaniach trzeba uwzględniać jeszcze jeden aspekt, czyli nową mutacje komunizmu, który opanowuje wszystkie organizmy państwowe. Nie mam zupełnie pomysłu, jak można by ustrzec nowo tworzące się państwo przed tą zarazą. Każda inicjatywa, każdy projekt byłby od początku narażony na zainfekowanie.
Jako postscriptum do poprzedniego komentarza o politycznych „szachach” z różnego rodzaju emisariuszami polecam informacje o „poszerzonych inicjatywach pokojowych” (źródła te już cytowałem i wydaje mi się, że się sprawdziły):
https://www.jpost.com/international/article-702950
https://www.b92.net/eng/news/world.php?yyyy=2022&mm=04&dd=01&nav_id=113422
Jacku,
Sądziłem, że temat jest ogólniejszy i dotyczy zasadniczo kwestii „czy i jaka to jest Polska?”
Moje porównanie nie dotyczyło tego gdzie Amerykanie chcą umieszczać swoje wojska, lecz w jak suwerennych krajach, które biorą za niepodległe albo udają, że tak jest. Komunistyczne fundamenty tych „postsowieckich” tworów są dla każdego z nas oczywiste, choć kwestię zależności „nowego, wspaniałego” peerel dyskutujemy. Notabene Amerykanie zdaje się chcieli i chcą w ten sposób mieć wpływ na to co się dzieje w Afganistanie (https://www.usarcent.army.mil/News/Article/1509175/tajik-us-soldiers-build-relationships-through-information-exchanges/ oraz https://www.business-standard.com/article/international/us-persuades-tajikistan-uzbekistan-governments-to-allow-military-bases-122011200096_1.html). Jeśli tak, to po cholerę się z niego wycofywali (ostateczną decyzję podjęła administracja republikanów)?
„połączone siły natowskie” pod politycznym zarządem Stoltenberga i Geoany wydaje mi się raczej małym zagrożeniem dla sowietów. Oni sami sabotują to co sowietom jest potrzebne.
Jacek,
Nie żebym jakoś koniecznie chciał dywagować temat, o którego istocie nikt zapewne na świecie nie może powiedzieć zbyt wiele, zastanowiło mnie jednak z jakiego powodu uważasz, że akurat amerykańska armia „nie może pozwolić sobie na hodowanie u siebie dywersantów”?
Czyżby byli w tym obszarze jakoś szczególnie podatni/narażeni/wrażliwi? Czy to kwestia biologii czy raczej kwalifikacji zawodowych ich sztabu? Innym dywersja nie szkodzi, a Amerykanom owszem? Czy też na odwrót?
A może dysponują jakimiś szczególnymi wykrywaczami szpionów, więc nikt rozgarnięty nawet nie próbuje z nimi zadzierać?
Darek,
Rzecz jasna poruszamy się tu w sferze domysłów, analogii i porównań, twardą wiedzą nie dysponujemy, ale ja to widzę tak, że każda armia, w tym amerykańska ma własne komórki wywiadowcze i kontrwywiadowcze. Przed wejściem na jakiś teren, służby takie są odpowiedzialne za rozpoznanie, między innymi pod względem wrogiej penetracji agenturalnej. Są to działania standardowe tak na poziomie taktycznym, jak i strategicznym. To nie jest kwestia biologii, ani kwalifikacji, tylko procedur. Wiem, że Ty w skuteczność tych procedur wątpisz, a ja z kolei nie jestem w stanie ich zweryfikować, więc pozostają tylko domysły. I tak, domyślam się, że angażując się na naszym terenie jankesi postarali się, żeby z szeregów armii traktowanej jako sojuszniczą, pozbyć się ludzi pokroju Dukaczewskiego. Nie wiem, na jakim poziomie zapadały decyzje, ale dopuszczam możliwość, że to nie musiało się oprzeć o Biały Dom, być może inicjatywę pozostawiono, nawet nie generałom, tylko pułkownikom. Tak, czy inaczej, tych ludzi z rodowodem elwupowskim już nie ma.
Panie Pawle,
Pięknie. Tylko jeżeli to wszystko jest jedna bolszewicka hałastra, od Talinna przez Brukselę do Lizbony i od Aten przez Wiedeń do Dublina, która zwalcza inną bolszewicką szajkę w Moskwie, a na dodatek mamy drugi spór między skrywanymi komunistami w Waszyngtonie i otwartymi komunistami w Pekinie, to o co się tu naprawdę bić? Uciekać i tak nie ma dokąd. Więc co nam pozostaje?
Rewolucje niestety do niczego dobrego nie prowadzą. Wobec panoszącego się bolszewizmu, należało dawno temu zrobić kontrrewolucję, obalić to świństwo won i zacząć od nowa, ale czy to jest nadal możliwe? Czy jest możliwe obalenie czegoś, co wedle 99.99% ludzkości nie istnieje? Nie wydaje mi się.
Panie Andrzeju,
Metafora nie była wcale zła. Wszystkie te kwoki ściśnięte w zbitą gromadkę, w przerażeniu gdakające coś o złym lisie-Putinie, który przekreślił przyjęte zasady i zamiast podbierać im jajka, chce je schrupać na śniadanie i popić czystą gorzałką, to jest chyba bardzo dobry obraz tego, co wyprawia Zachód. Dziś się kłócą o to, jak mają płacić lisowi, żeby im ogrzewał kurnik, a jak płacić za ten gaz potrzebny do humanitarnego zagazowania kur; kłócą się, czy mają przesyłać w daninie pojedyczne kwoki, czy niech sobie sam przyjdzie i wybierze młode kurczaczki. Ach, i kwoki są jeszcze gotowe płacić kaczkom i gęsiom, żeby za nie syczały na lisa i fajdały na niego z góry. No, więc wynajęte gęsi syczą, że lis popełnił duuuuuuży błąd, a kaczki kwaczą coś o pokoju (trudno zrozumieć, ale zdaje się, że to o pokoju z kuchnią).
Panie Jacku,
Doprawdy nie wiem, na co mu była ta wojna. Wysuwaliśmy tu mnóstwo hipotez, z których panaandrzejowa jest pewnie najlepsza, ale nadal pozostaje osad niepewności. Inwazja wygląda na kompletne szaleństwo.
Wydawało mi się, że rozumiem jego strategię: odczekać aż Zachód rozłoży się sam na łopatki, sam włoży głowę w pętlę i sam tę pętlę zaciśnie. Śledziliśmy tu wielokrotnie, ostatnio w cyklu o upadku komunizmu, ale także wcześniej, jak sowieciarze delikatnie i ze znawstwem podsycają te naturalne tendencje w demoliberalnych społeczeństwach, a także jak pracują nad rozłamami, jak dolewają oliwy do ognia. Na to był im potrzebny obszczak w domu i czarna forsa na Zachodzie – przypomnijmy, miliardy i miliardy dolarów, które zniknęły, a które oni z pewnością kontrolują, niezależnie od wszystkich tych komicznych sankcji. Wydawało mi się, że rozumiem to wszystko. Jak zgrabnie uzależniał Europę od swoich dostaw, a resztę świata od chrlu. Teraz okazuje się, że nic nie było takie proste. I teraz nie rozumiem nic.
24 lutego skończyła się chyba jakaś faza. Ale czy coś się zaczęło? Hipoteza Pana Andrzeja, że to próba, posunięcia na szachownicy przeprowadzone dla zbadania reakcji, jest przekonująca, ale w porównaniu z tym, co miał wcześniej – talerz przechylony i pieczone gołąbki sunące niepostrzeżenie do bolszerwickiej gąbki, albo inaczej: miał tłusty Zachód nadziany na widelec – ta gra w szachy przy pomocy przestarzałych czołgów, wydaje się krokiem wstecz.
Porażka w Afganistanie miała sens w kontekście prowokacji upadku komunizmu. Czy klęska na Ukrainie ma taki sens? Ja tego nie widzę.
Bardzo dobrze Pan to opisał Panie Michale. Tak to dziś wygląda. Wcześniej zamieściłem dwa linki w tej kwestii ale z powodów technicznych (system akceptuje automatycznie jeden link w komentarzu) dopiero „się zatwierdziły”.
Proszę wybaczyć, Panie Andrzeju, nie zauważyłem tych wcześniejszych komentarzy.
Wydaje mi się, że temat jest zawsze otwarty: na ile polski jest prl? czy jest suwerenny? czy to w ogóle jest państwo? Pan Jacek zwracał tylko uwagę, że jego słowa były w odpowiedzi na konkretną kwestię, na pytanie, czy lwp strzelałaby do wkraczających krasnoarmiejców? Proszę więc łaskawie kierunkować dyskusję w jakimkolwiek kierunku będzie Panu wygodnie.
Mam pytanie szczegółowe. Co ma Pan na myśli, mówiąc, że „ostateczną decyzję o wycofaniu z Afganistanu podjęła administracja republikanów”? Chyba raczej pierwotną? Cokolwiek by mówić o Trumpie, to jednak nie była jego ostateczna decyzja w lecie 2021, ani ten bajzel nie odbył się pod jego batutą.
Panie Michale,
Zdaje mi się Trump to ogłosił w październiku 2020 roku: https://www.militarytimes.com/news/pentagon-congress/2020/10/07/trump-us-will-be-out-of-afghanistan-by-christmas/
Był to proces długotrwały, rozpoczęty jeszcze w czasach administracji Obamy.
Panie Andrzeju,
Tak, to jest dokładnie, co powiedziałem. Trump zapowiedział w 2020 roku wycofanie wojsk z Afganistanu. Ostateczna decyzja była Bidena. Przeprowadzenie jej także. Obama mówił o wycofaniu się z Afganistanu, ale tego nie zrobił. Trump lubił robić wszystko na odwrót niż Obama. Podobnie jak Biden lubi zmieniać każdą decyzję Trumpa. Ale nie tę. Nie da się zatem przypisać winy za ten koszmar Trumpowi.
Andrzej,
Zastanawiam się czy Stany realizując swoje interesy na terenach, o których rozmawiamy mogą trwale zmienić ich status, czyli przekształcić je w prawdziwe państwa. Pewnie teoretycznie jest taka możliwość, ale do tego musiałyby zachodzić pewne szczególne okoliczności. Po pierwsze taki obszar musiałby mieć zasadnicze znaczenie dla amerykańskich interesów. Po drugie potrzebna byłaby wola i to przez czas dłuższy, niż jedna, czy dwie kadencje prezydenckie. I po trzecie region taki musiałby stanowić jakiś potencjał gospodarczo-przemysłowy, żeby z czasem mógł funkcjonować samodzielnie. Tadżykistan takich warunków nie spełnia. Czy tu u nas jest to możliwe? Nie wiem.
Panie Michale,
Za ten koszmar ze spadającymi bez spadochronów Afgańczykami oczywiście republikanie i Trump nie odpowiadają.
Lecz wydaje mi się ważne, kto podpisał decyzję w kwestii wycofania wojsk, a nie tylko to kto i kiedy zdecydował o jej realizacji. Napisałem to w kontekście zabiegów o umieszczenie wojsk w tym regionie świata, po uprzednim wycofaniu się z niego.
Jacku,
Nie wiem czy mogą, ale jestem przekonany, że nie chcą. Dlatego, że to nie ich teren, a z umów z sowietami zwykli zawsze się wywiązywać. Czy sądzisz, ze w przypadku „umów jałtańskich”, dzielących Europę na strefy wpływów, postanowili to zmienić? („Rosja” jest prawnym następcą ZSRS). To właśnie twierdzą Putin i jego czekistowska ekipa, prowadząc ukraińską „operację specjalną”. Czy zatem ma rację?
Panie Andrzeju,
Trump wyraził intencję wycofania wojsk. Intencję, której nie zrealizował. Intencja ta była naganna i powinien się jej wstydzić, tylko że Trump nie wie, co to wstyd. Ale jakikolwiek dekret (czy inny dokument) podpisał na ten temat, ten dekret nie był w żaden sposób wiążący. Ani dla niego, gdyż mógł odwołać własny dekret mocą innego dekretu, ani dla normalnego prezydenta, który w zmienionej sytuacji mógł zmienić zdanie, ani dla Bidena, który odwołał większość dekretów Trumpa i zmienił większość aktów prawnych ustanowionych za jego prezydentury. Ale nie odwołał tego jednego, bo wygodniej mu było móc wskazać na poprzednią administrację i próbować zwalić winę na Trumpa.
Gdyby był Pan powiedział coś w rodzaju: ten bałwan Biden wycofał się Afganistanu, co było politycznym błędem, doporowadziło do militarnej klęski, zmieniło równowagę sił w tej części świata i stało się przyczyną śmierci wielu uczciwych ludzi, wydając Afganistan w ręce bolszewickiego Talebanu, ale Trump też to chciał zrobić, więc wart Pac pałaca – to wówczas bym się zgodził. Ale Pan napisał: „po cholerę się z niego wycofywali (ostateczną decyzję podjęła administracja republikanów)?”, to z tym zgodzić się nie mogę. OSTATECZNĄ decyzję podjął Biden i tylko on jest odpowiedzialny za tę klęskę. Gdyby Trump pozostał u władzy, to prawdopodobnie stałoby się tak samo, ale tego nie wiemy, więc nie można dodawać Afganistanu do listy błędów i nonsensów Trumpa.
Moi mili Panowie,
Polecam do przeczytania ten tekst, bo zdaje się ten autor najbliżej prawdy jest…
https://zarobmy.se/europa-est-omnis-divisa-in-partes-tres/
Panie Cyniczny Obserwatorze,
Jestem zdziwiony. Poleca nam Pan wypracowanie jakiegoś Koziołka Matołka z kompleksem wyższości równie uzasadnionym, jak duma i pewność siebie bałwanka w tropikach. Łopatologiczna arogancja jest w jego wykonaniu tak na miejscu, jak wyniosłość lokaja wobec kominiarza. Bardzo lubi pouczać i patrzeć z góry, zamiast nauczyć się pisać po polsku i pokornie przyznać, że jak i my wszyscy, po prostu nie wie, dlaczego sowieciarze weszli do Ukrainy. Z ich własnego punktu widzenia, z punktu widzenia ich interesów, to nie bardzo ma sens.
Merytorycznie ma wiele racji, ale dlaczego to musi być na takim koszmarnym poziomie? Pomijam już ten drobiazg, że większość jego tez, które mają sens, zostało wcześniej wypowiedzianych przez wielu uczestników dyskusji na naszej witrynie, bez uciekania się do bełkotu rodem z piaskownicy w rodzaju „Trzeba utrzymać władzuchnę w ręku i żeby taki kontrakt społeczny działał trzeba ukontentować oligarchów (feudałów) trzymających wydobycie”… „Wydobyć”, to trzeba własną łepetynę z własnego zadka i rozejrzeć się po świecie, zanim się zabierze głos. Skoro Pan tak lubi polecać, to może zechce Pan polecić autorowi, żeby wziął jakiś środek na powstrzymanie sraczki słownej, zanim zasiądzie do pisania?
Prawdę mówiąc, wolałbym wysłuchać Pańskich cynicznych obserwacji, niż wczytywać się w ten strumień samozachwytu.