- - https://wydawnictwopodziemne.com -

Bolszewika goń, czytaj Szczyrbę

Posted By admin On 13 kwietnia 23 @ 10:22 In Tomasz Kornaś | 16 Comments

 

Parę miesięcy temu Jacek Szczyrba wydał nową powieść, „Czerwoni na szóstej”. Mając w pamięci lekturę jego świetnego debiutanckiego „Punktu Lagrange’a” ochoczo wziąłem się za czytanie. Ale muszę się przyznać, że jeszcze przed lekturą dopadło mnie zdziwienie i pewien rodzaj rozczarowania.

No jakżeż… 144 strony raptem? Na tylu stronicach – pomyślałem – nie bardzo da się „rozpędzić” fabułę, a wiedziałem już przecież, że Szczyrba to potrafi. Bo „Punkt…” – jak pamiętałem z lektury sprzed paru lat – fabularnie wciągnął, porwał; czuć tam było przestrzenie, potoczystość, nawet miejscami rozmach. O obu powieściach już Państwo tutaj na szacownych stronach Wydawnictwa Podziemnego mogli czytać, więc kolejnej recenzji ani jednego, ani drugiego tytułu czynił nie będę – rzecz to już niepotrzebna. Ja sobie tutaj tylko trochę po amatorsku porozważam metodę autora i podzielę się refleksjami.

Nie wykluczam, że może mam pewne czytelnicze skrzywienie. Od dzieciństwa czytałem dużo, często, chętnie, z zapałem, entuzjazmem nawet. Czytam „międzygatunkowo”, bo i literaturę, i dzienniki, i eseje, i opracowania naukowe. Od różnych gatunków różne mam oczekiwania. Od dzienników oczekuję obrazu epoki przefiltrowanego przez osobowość i miejsce w świecie notującego, klarownego najlepiej stylu, różnorodności spojrzeń; od esejów wyrafinowania, subtelnego, wyszukanego języka; od opracowań naukowych frapującego tematu, konkretu, mocnej podstawy źródłowej, prawdy, żelaznych wniosków. A od literatury pięknej też oczekuję paru elementów, nie tylko wciągającej fabuły; literatura uwodząca wyłącznie fabułą (najzgrabniejszą chociażby) to za mało, czas na takiej lekturze spędzony – co do zasady – zdaje mi się stratą czasu. Owszem, dla relaksu, dla odpoczynku, dla higieny mózgu czasem taka rzecz jest wskazana; sięgam, owszem, ale od tego są kryminały. Tam finezja, rozmach mogą się ograniczać do fabuły. Żeby jednak odpocząć, a zarazem nie pozbawiać się czegoś poza fabułą, która sama poza relaksem nic w świadomości nie zostawi, staram się sięgać po kryminały stare, zapomniane. Taka lektura jest często wędrówką po innych, skończonych światach, z inną obyczajowością, jest nieraz „skażona” realiami, dzisiaj takimi nie do pojęcia, nie do zrozumienia częstokroć.

Od literatury pięknej oczekuję wielopłaszczyznowości fabuły, czasem zmian tempa, nieoczywistego sposobu prowadzenia narracji, takiego ujęcia tematu, żeby zgrabna (jeśli jest zgrabna) fabuła nie była jedyną wartością. Warto też, żeby fabuła była zanurzona w jakimś konkretnym świecie, w konkretnych okolicznościach czasów, miejsc, systemów politycznych. Jeśli spełnia te wymogi (choćby w części), to niech też nie będzie zbyt „wątła”. Jak wchodzę czytelniczo w pewien świat, to chcę w nim się na dłużej rozgościć! Zrobię tutaj wyraźne zastrzeżenie – to o czym piszę, o tym swoim spojrzeniu na literaturę jakiej pożądam, to nie jest postulat, który chciałbym „zuniwersalizować”. Nie twierdzę, że taka literatura jaką ja lubię, taka po jaką najchętniej sięgam jest najlepsza. Nie, piszę o tym co ja lubię, co mnie się podoba, co ja najchętniej wybieram – piszę tylko o swoich gustach. A zawężając i konkretyzując –subiektywnie spoglądam na dwie powieści Jacka Szczyrby.

Pierwsza jego powieść – jak wyżej zaznaczyłem – wprost mnie uwiodła, i fabułą, i rozmachem, i antybolszewickim przesłaniem. W wielu miejscach rozpoznawałem (a może tylko tak mi się wydawało?) refleksy lektur autora, świadome czy półświadome nawiązania do tego co pisali, mówili Józef Mackiewicz, Vladimir Volkoff, Anatol Golicyn, może też Władimir Bukowski; „wyłowić” też można było złośliwości pod adresem towarzyszki noblistki Szymborskiej… To była frajda, taka lektura! Czytało się „Punkt Lagrange’a” znakomicie; jeszcze to było wartością dodaną, że autor obdarował czytelników pobocznymi wątkami, czy półwątkami, zgrabnie zinkrustował narrację „męskimi” klimatami (romans Texasa z nauczycielką angielskiego). Zaletą jej było też to, że w świetnym opakowaniu autor „przemycił” swój konsekwentny antybolszewizm. Najprzedniejsza to była lektura. Niedawno sięgnąłem ponownie, no i tak, wrażenia były takie jak zapamiętane z pierwszej lektury. Cymes!

Bardzo się więc ucieszyłem, kiedy przyszła wieść, że jest nowa powieść autora. Kiedy dotarł egzemplarz niemile mnie zaskoczył jego rozmiar. Lektura była dla mnie lekkim (lekkim!) zawodem, ale nie w tym znaczeniu, że powieść wydała mi się zła, słaba, nudna. Nie, w innym zupełnie znaczeniu! Zawodem z powodu (cały czas patrzę ze swojej perspektywy!) niewykorzystanej do końca szansy. Bo ta powieść jest trochę jak start dreamlinera – szybko, krótko, na wprost i koniec. Autor, pasjonat lotnictwa, napisał ją – takie miałem odczucie – na podobieństwo startu samolotu właśnie: startujemy, wznosimy się, z toru nie zbaczamy. A powieść, żeby porwała, wciągnęła na całego, powinna operować nie tylko zmiennością czasu i miejsca jak to jest u „Czerwonych na szóstej”, powinna główną oś fabuły czasem zostawiać, kierować ku wątkom pobocznym, zwalniać tempo fabuły, przyspieszać, meandrować. Czemuż np. – myślałem zawiedziony – wątku Amelii autor nie rozbudował? Pisał autor: „Gdyby Marshall nie zabronił Czang Kaj-szekowi strzelać do Mao, dziś nie mielibyśmy problemu z Koreą”… Skoro Chiny, skoro Czang Kaj-szek, to – tak sobie zamarzyłem – można było np. wpleść jakiś choćby mikrowątek z generałem Jerzym Grobickim, attaché wojskowym przy Czang Kaj-szeku…? „Spolszczyć” w ten sposób trochę powieść? W paru miejscach miałem wrażenie jakby i może autor miał ochotę pójść szerzej i nie tak na wprost, ale szybko się reflektował i takie „poboczności” w momencie ich inicjowania kasował. Żartem zapytałbym – dlaczegóż to autor „Czerwonych na szóstej” nie spróbował poprowadzić fabuły korzystając z konstrukcyjnych pomysłów autora „Punktu Lagrange’a”?

Ale może i marudzę zanadto. Autorska koncepcja była taka, żeby napisać powieść zwięzłą, mocną, konkretną. Taka metoda mnie nie zachwyciła – wolałbym się bardziej czytelniczo wtopić w fabułę, „rozgościć” w wykreowanych przez autora światach i okolicznościach. Ale, kimżeż ja właściwie jestem, żeby autorowi suflować metodę? Tylko jednym z czytelników. Jednym, zapewne niereprezentatywnym, co jednakowoż nie stoi na przeszkodzie, aby autor się dowiedział, jak jeden z czytających „Czerwonych na szóstej” widzi jego metodę pisarską w perspektywie „Punku Lagrange’a”.

Tak trochę może na poboczu rozważań, i na pozór w sprzeczności z tym co wyżej – znalazłem w „Czerwonych…” zdanie, które rozgościło się chyba na dobre w mojej świadomości przez swoją „zgrabność”, zwięzłość i „retoryczność”: „Kim właściwie jest sojusznik, dla którego Ameryka uruchomiła wszystkie swoje rezerwy produkcyjne?” Niesamowite jak jednym, prostym, krótkim, absolutnie niepozornym zdaniem można wyrazić dramat sojuszu bolszewicko-amerykańskiego. Niby tylko pytanie, najmniejszej w nim emfazy, niby wątpliwość zaledwie, a jaka groza za nim! Niepotrzebne jest czasem pisanie mnogich zdań, przywoływanie historycznych okoliczności, opisowo – liczbowe przedstawianie ogromu zbrodni bolszewickich. Za zwięzłość i siłę tego zdania – pytania, które tak mnie zachwyciło, postanowiłem wybaczyć p. Jackowi szczupłość fabuły, z tym oczywiście zastrzeżeniem, że ta moja czytelnicza względem autora absolucja wejdzie w życie w momencie, kiedy autor wyda kolejną powieść, w której nie poskąpi nam swego talentu, nie poskąpi fabularnych, rozległych horyzontów. Czekam!

Na koniec – półżartem. Zastanawiam się jaki właściwie jest… tytuł drugiej powieści p. Jacka. „Czerwoni na szóstej” czy może raczej „Czerwoni na szóstej!”? Patrząc na książkę w której tytuł ten pojawia się pięciokrotnie to liczbowo, wychodzi 3 do 2 za opcją pierwszą. Ale problem to nienowy – dość przypomnieć powieść „Spójrz wstecz, Ajonie!” Barbary Toporskiej.


16 Comments (Open | Close)

16 Comments To "Bolszewika goń, czytaj Szczyrbę"

#1 Comment By Jacek On 13 kwietnia 23 @ 6:44

Panie Tomaszu,

Bardzo dziękuję za poświecenie uwagi moim powieściom i za refleksje związane z lekturą. Rozumiem Pański punkt widzenia w kwestii budowania ram fabularnych powieści. Jak już wcześniej wspominałem na spotkaniu w Krakowie i później, na tych łamach, pisząc „Czerwonych” miałem koncepcję szybkiej, zwartej opowieści, pędzącej prosto do sedna. Tekst do samego końca, do zamknięcia ostatecznej wersji do druku, był żywym organizmem, wciąż pojawiały się zmiany, ciągle coś dodawałem, ujmowałem, aż do ostatecznego zastygnięcia w formie wydanej przez WP. Bo przecież w końcu trzeba postawić tę ostatnią kropkę. Teraz, po tych kilku miesiącach, sam mam pewne przemyślenia i zastrzeżenia, pewnie to i owo bym zmienił. Przyjmuję Pańskie uwagi, z pewnością wyciągnę z nich wnioski podczas układania następnej powieści.

Chciałbym się jeszcze odnieść do tego, co Pan nazwał „spolszczeniem” tej historii. Długo zastanawiałem się nad tym zabiegiem, pokusa była duża. Nie słyszałem wcześniej o generale Grobickim, ale poważnie rozważałem wprowadzenie do fabuły Urbanowicza. Nie musiałbym nawet uciekać się do jakiejś przesadnej ekwilibrystyki, bo on służył w tej samej jednostce, w tym samym mniej więcej czasie, co mój bohater. Dowodził nawet w powietrzu dywizjonem podczas kilku misji. Ale ostatecznie nie zdecydowałem się na ten krok. Nie chciałem, żeby pojawienie się wątku polskiego przemieniło powieść w rozważania dotyczące kwestii narodowo-wyzwoleńczych, a zwłaszcza, żeby tematy narodowe nie rozmyły zasadniczego zagadnienia. Bo przecież bolszewizm ma charakter ponadnarodowy i moim zdaniem w taki sam sposób, poza perspektywą narodową należy nań patrzeć i z nim walczyć. Ale, jak wspomniałem, pokusa była, bo Urbanowicz miał przecież porachunki z czerwonymi jeszcze sprzed września 1939 i można to było jakoś przemycić.

Wracając jeszcze do metody pisarskiej, następnym razem obiecuję więcej wątków, dygresji i fabularnych meandrów. Tematem będzie samo gęste, więc i forma musi mieć swój ciężar gatunkowy.

Jeszcze raz bardzo dziękuję za Pański tekst i inspiracje na przyszłość. Pozdrowienia!

P.S.
Jeśli kiedyś pojawi się drugie wydanie „Czerwonych”, tytuł będzie z pewnością bardziej ujednolicony.

#2 Comment By michał On 13 kwietnia 23 @ 7:41

Drogi Panie Tomaszu,

Bardzo się cieszę, że szanowny autor mnie ubiegł i zapytał o potrzebę spolszczenia powieści. Właściwie, dziwię się trochę, że nawet on sam odczuwał, choćby przez chwilę, taką chęć. I Panu Bogu dziękuję, że się jej oparł. Bo właściwie, dlaczego?

W imię czego nadawać opowieści polskie odcienie, gdy takich nie posiada? Czyżby polscy czytelnicy nie potrafili docenić historii? Ogromna większość historii ludzkości nie dotyczy Polski. Pod Termopilami nie było Polaków, zapewniam. Ani na polach Gaugameli. Jest mało prawdopodobne, by walczyli pod Poitiers lub Agincourt, ale nawet gdyby, to co z tego? Czy udział proto-Polaków jakoś upiększałby historię?

W czym zmieniłoby narrację powieści „Czerwoni na szóstej!” włączenie do niej Urbanowicza lub Grobickiego? (Nawiasem, czy to ten sam generał Grobicki, z którym Mackiewicz korespondował na temat „Lewej wolnej”?) Czy wprowadzenie ich do fabuły wzbogaciłoby książkę? Osobiście, zupełnie tego nie widzę.

Ale to wszystko powiedziawszy, dodam: ależ tak! Czytaj Szczyrbę i bolszewika goń, goń, goń!

#3 Comment By Przemek On 14 kwietnia 23 @ 12:34

Panie Jacku,

taka drobna uwaga w sprawie jednolitości tytułu. Zapewne warto zapytać autora okładki o Jego wizję artystyczną. Jak dla mnie wszystko się zgadza. Na okładce za wykrzyknik robi ten mały czarny samolot, na grzbiecie i tylnej oprawie skrzydło samolotu. Trochę wyobraźni trzeba użyć, ale chyba wszystko się zgadza. No jeszcze jest opcja zapożyczenia jednego wykrzyknika z ostatniego zdania książki, bo są tam dwa, gdyby coś nadal się nie zgadzało.

#4 Comment By Jacek On 14 kwietnia 23 @ 3:56

Panie Przemku,

To jest ciekawa interpretacja, nie przyszło mi to do głowy. Muszę porozmawiać z autorem okładki.

#5 Comment By Tomasz On 25 maja 23 @ 10:15

Szanowni Panowie, przepraszam, że tak późno się odzywam, wybaczcie. Dziękuje, że zechcieliście się odezwać i podzielić refleksją o moim małym tekście.
Mój tekst jest – sądzę, że to wyraźnie widać, mocno to zaznaczam – bardzo, bardzo indywidualnym komentarzem i do powieści p. Jacka i do koncepcji dzieła literackiego jako takiego. Nie twierdzę przecież że powieści krótkie, jednowątkowe są złe, że koniecznie trzeba wypuszczać cegły. Napisałem tylko z mojej perspektywy zwykłego czytelnika o swoich zapatrywaniach, o swoim spojrzeniu, o swoich oczekiwaniach. I tak traktujcie proszę „apel” o wątek polski – mnie by się to podobało, ja bym się ucieszył. Rozmawiamy w końcu o literaturze pięknej (albo – jak zawsze mawiał mój nieżyjący już przyjaciel Wojtek Stańczyk – o literaturze piękna), o powieści, a nie o kompendium historycznym, gdzie tylko prawda i proporcje są istotne.
Sprawa jest więc prosta – wątek, epizod polski ja bym chętnie widział, dla mnie by taka „inkrustacja” uatrakcyjniła fabułę. Ale jak pisałem: „kimżeż ja jestem, żeby autorowi suflować metodę?”. Mój tekst to były uwagi czytelnika, uwagi bardzo, bardzo osobistą perspektywą i gustem literackim „skażone” . I tak proszę je widzieć – wyłącznie przez pryzmat gustów czytelniczych niżej podpisanego.

#6 Comment By michał On 25 maja 23 @ 9:53

Drogi Panie Tomaszu,

Nie ma za co przepraszać, ludzie bywają zajęci.

Osobiście, nie inaczej odebrałem Pański artykuł, jak właśnie jako wypowiedzenie opinii. W dzisiejszych czasach musimy się tłumaczyć, jeżeli w ogóle posiadamy jakieś opinie, a co dopiero, gdy nie są w zgodzie z przemożnym duchem czasu. Ale też w komentarzach powyżej, wszyscy także wypowiadaliśmy tylko swoje opinie. A jak inaczej? W końcu jesteśmy w Podziemiu. Tutaj trzeba się wypowiadzieć, po czym bronić do upadłego swego zdania, a nie poddawać się jak Spartanie na Pylos (to tylko a propos mojego wcześniejszego komentarza pod innych tekstem, a nie pod Pańskim adresem).

Zatem bardzo się cieszę z Pańskiego apelu o wątek polski, choć sam nie apelowałbym o takie wątki, bo wątków polskich ci u nas dostatek i nie możemy już przyjąć ich więcej, nawet na karki pysznych.

Wolter był załgany, jak przystało na wypudrowanego protobolszewika i wielbiciela Katarzyny Wielkiej, i najprawdopodobniej nigdy nie wypowiedział tych sławnych słów, ale przytoczę je, gdyż wydają mi się słuszne:

Nie zgadzam się z tym, co mówisz, ale będę do śmierci bronił twego prawa do wypowiedzenia się.

#7 Comment By Jacek On 26 maja 23 @ 7:24

Panie Tomaszu,

Poruszenie wątku polskiego przypomniało mi powieść Łysiaka (starszego) „Konkwista”. Jest to historia o ekspansji komunizmu w Afryce. Wydane to było prawie 40 lat temu, a wciąż jest bardzo aktualne. Łysiak wplótł w zmagania KGB z MI5 i CIA na Czarnym Lądzie losy polskiego emigranta, Wojtka Krzysztofeczki, który wybrał wolność i uciekł z peerelu w drugiej połowie lat 80-tych. Postać ta wprowadza do fabuły elementy zgodne z kanonem narodowo-wyzwoleńczym. Jest „Beniowski”, Słowacki, Matka Boska i wątki emigracji antykomunistycznej. Fabularnie jest to bardzo błyskotliwe dzieło, doskonale się czyta. Ale czy wątek polski coś zasadniczo wniósł do analizy rozprzestrzeniania się komunizmu w Afryce? Raczej nie. To tylko miły dla polskiego czytelnika akcent, nie wpływający zasadniczo na sedno zagadnienia, które porusza Łysiak.

Chciałem uniknąć takiego zabiegu, bo wydawało mi się, że odciągnie on uwagę od głównego wątku. Chociaż być może, sam Urbanowicz pewnie mógłby coś opowiedzieć mojemu bohaterowi o bolszewikach.

Swoją drogą, polskie wątki we wspomnieniach Urbanowicza z Chin są bardzo ciekawe. To z pewnością temat na niejedną powieść. I na pewno warto temu tematowi poświęcić uwagę.

#8 Comment By michał On 26 maja 23 @ 8:24

PS

Panie Tomaszu,

Czy Józef Mackiewicz powinien był wpleść polskie wątki do „Kontry”?

#9 Comment By Tomasz On 10 sierpnia 23 @ 7:29

Nie

#10 Comment By michał On 29 sierpnia 23 @ 8:41

A dlaczego nie, Panie Tomaszu?

#11 Comment By Tomasz On 23 października 23 @ 10:12

„Kontra” to konkretne bardzo ujęcie – konkret miejsc, zdarzeń i okoliczności. Zupełnie brak miejsca przy ujęciu dramatycznego tematu na jakiekolwiek poboczności. U Szczyrby jednak inaczej. Pół świata pod maszynami, kontynenty mijane jak kilometry, poboczność by nie wadziła. W momencie czytania pomyślałem, że szczypta Polski (niekomunistycznej) byłaby nie od rzeczy. Inna rzecz, że teraz taka myśl chyba trochę osłabła. Ale i nie zniknęła

#12 Comment By michał On 23 października 23 @ 9:25

Drogi Panie Tomaszu,

Chyba rozumiem, co Pan chce powiedzieć, choć „konkret miejsc, zdarzeń i okoliczności” występuje chyba także w „Czerwonych na szóstej!”.

Zatem podejdźmy do tego z innej strony. W moim mniemaniu, gdyby jakikolwiek inny polski autor zabrał się do tematu „Kontry” – co już jest trudne do wyobrażenia jako takie – to wprowadziłby w akcję jakiegoś Polaka, który np. pomaga Kozakom, innego, który sympatyzuje; albo byłoby wspomnienie Kozaka, jak to mu dobrze było, kiedy był na emigracji w Polsce, bo Polki są piękne. I temu podobne głodne kawałki z gatunku „ku pokrzepieniu serc”. Taka jest nieszczęsna metoda polskiej literarury, że jej przedmiotem muszą być Polacy i sprawa polska. Żaden inny polski pisarz przed Mackiewiczem nie napisałby powieści, w której głównym bohaterem – o zgrozo! – jest kacap, rusek i do tego jeszcze carski żandarm… Jak można?! Taż ta, panie, obraza narodowa.

I z tego punktu widzenia, chwała Jackowi Szczyrbie, że nie uległ pokusie wpisywania polskich wątków, nie poddał się presji – ogólno-społecznej, kulturowej presji, a nie presji ze strony wydawnictwa – i nie spolszczył swej narracji.

(Na wszelki wypadek dodam, że to oczywiście wyłącznie moja subiektywna opinia, ale innych opinii nie posiadam.)

#13 Comment By Tomasz On 24 października 23 @ 12:34

Panie Michale szanowny,

ze zdziwieniem przeogromnym stwierdzam krótko, że teraz to mnie Pan przekonał do swojej racji. Pozdrawiam

#14 Comment By Jacek On 5 listopada 23 @ 8:02

Panie Tomaszu,

Właśnie się zorientowałem, że jednak umieściłem w Czerwonych ułamek polskiego wątku. W epilogu pojawia się wzmianka o dowódcy 51 Skrzydłą Myśliwskiego, Francisie Gabreskim. Pierwotnie nazywał się on Franciszek Gabryszewski i był urodzonym w Stanach synem polskich emigrantów. W 1940 roku przeszedł przeszkolenie lotnicze i wstąpił do Korpusu Powietrznego Armii Stanów Zjednoczonych. W 1942 roku służył w polskim 315 Dywizjonie Myśliwskim, w Anglii, a potem wrócił do lotnictwa amerykańskiego. W Korei był dowódcą 51 Skrzydła Myśliwskiego i tam mój bohater się z nim, jako swoim dowódcą, spotkał.

To oczywiście drobiazg, jeśli chodzi o fabułę powieści. Nie wydawało mi się, żeby jakaś rozbudowana rozmowa pomiędzy Gabreskim, a moim bohaterm mogła coś wnieść do zagadnienia, o którym pisałem. Z drugiej strony Gabby, był gwiazdą, bohaterem USAAF z Europy i ze względu na funkcję, powieściowy Joe, w bazie w Korei Połudnowej, musiał go spotkać.

#15 Comment By Tomasz On 23 listopada 23 @ 2:37

Ha! No to wilk syty i owca cała!

#16 Comment By michał On 23 listopada 23 @ 9:10

Czy w dzisiejszych czasach nie należałoby raczej powiedzieć, że owca owszem, syta, a wilk wprawdzie jeszcze cały, ale jest już w domu starców?


Article printed from : https://wydawnictwopodziemne.com

URL to article: https://wydawnictwopodziemne.com/2023/04/13/bolszewika-gon-czytaj-szczyrbe/

Copyright © 2007 . All rights reserved.