- - https://wydawnictwopodziemne.com -
Nić Ariadne
Posted By admin On 26 stycznia 25 @ 9:08 In Michał Bąkowski | No Comments
Anton Czechow zasugerował niegdyś w liście, że jeśli w pierwszym akcie sztuki strzelba wisi na ścianie, to musi ona wystrzelić w ostatnim akcie. Na tej podstawie stworzono zasadę ekonomii czynników w narracji, która szlaja się po świecie i pokutuje pod nazwą „strzelby Czechowa”. Jako narracyjna wskazówka jest to tak dalece niedorzeczne, że szczerze wątpię, by wielki pisarz mógł popełnić taką gafę na serio. Jest zupełnie oczywiste, że narrator może celowo wprowadzić pewien element do opowieści, by odwrócić uwagę widza od czegoś znaczącego i móc go zaskoczyć w przyszłości. Kierując uwagę na strzelbę, może skrywać asa w mankiecie, arszenik w kieszeni i bombę atomową w piwnicy. Być może Czechow miał na myśli taki właśnie, niebezpośredni „wystrzał” w ostatnim akcie? A może tylko sobie kpił? Sam zresztą wprowadził rewolwer i strzelbę na scenę w Wiśniowym sadzie, a strzały nie nastąpiły – Czechow wielkim pisarzem był i nie stosował się do głupich reguł. I tak to jest, gdy próbuje się wciskać sztukę w gorset przepisów.
Józef Mackiewicz odrzucał zasadę strzelby Czechowa nie z powodów narracyjnych, ale raczej, nazwijmy to tak, ze względów egzystencjalnych.
Życie prawdziwe składa się przeważnie z rzeczy, słów, gestów, przedmiotów pobocznych. Przeznaczeniem ich nie jest odegranie roli. Dziś są, jutro zapadają w nicość. Podobnie jak większość spotykanych ludzi. Czechow był genialnym narratorem i przeciętnym ponoć lekarzem. Ale nie ma recepty na oddanie prawdy. Nawet wypisanej przez najgenialniejszego lekarza.
To znamienne zapadanie rzeczy w nicość uczyniła Katarzyna Bałżewska punktem wyjścia rozważań w swojej nowej książce pt. Miejsca i rzeczy. Szkice o twórczości Józefa Mackiewicza (Łomianki 2024). Starała się „wydobyć z owej nicości niektóre opisane przez Mackiewicza rzeczy, by ukazać, iż pośredniczą one w wielu ważnych momentach w życiu człowieka, syntetyzując niekiedy trudne do zwerbalizowania odczucia czy zjawiska”. Rzeczy zawadzają i wspomagają nas w życiu, przedmioty przerażają lub są obojętne, łączą i dzielą, komunikują lub uniemożliwiają porozumienie, a nade wszystko, ulegają zmianom i przemijaniu – podobnie jak my. Ale wielki pisarz potrafi nadać im rolę „symbolicznego nośnika ludzkich przeżyć i doświadczeń”.
Bezustanne interakcje z przedmiotami i miejscami tworzą, zdaniem autorki, „materialny kontekst naszej codzienności”. Ach, codzienność! Filozofowie całkowicie pominęli tę fundamentalną kategorię metafizyczną, bez której nie sposób ująć istoty ludzkiej egzystencji. Bałżewska przytacza tę wzruszającą scenę z Drogi donikąd, gdy Marta myśli przy sprzątaniu:
Jutro opadnie nowy kurz, a jeśli go zetrę, pojutrze będzie leżał taki sam. I tak będzie trwało dopóki…
I wówczas w przerażeniu odtrąca tę myśl, bo żałośnie bezbarwna monotonia codzienności może się przecież okazać błogosławieństwem pod sowietami, w porównaniu z wachlarzem alternatywnych możliwości. Wszystko to razem pogrążyło mnie w niecodziennej zadumie.
Henryk Elzenberg, jeden z nielicznych autentycznych myślicieli wśród filozofów, nazywał „życie” nieznośnym sosem, którym polewa się wszystko, zamiast próbować to wyjaśnić. Czy „życie” jest tu tyranią codzienności? Unamuno mówił o „tragicznym poczuciu codziennego życia”. Codzienność jawi się jako konieczna kategoria myślenia w rozważaniach na temat egzystencji ludzkiej. Codzienność powinna być podniesiona do rangi jakości bytu, ponieważ nadaje naszemu istnieniu zupełnie niespodziewany wymiar. Codzienna rutyna może być niesłychanym ciężarem, pod którym, uginając się, nie możemy wznieść się ku szczytom, ani sięgnąć ku głębinom. Ale koleina codzienności może też być ucieczką przed otchłanią, przed przepaścią bezsensu egzystencji. Zgięci ku ziemi, nie widzimy szczytów; przytłoczeni codziennym ciężarem, umykamy przed wszelkimi aspiracjami. Per aspera ad astra? Może sens tego powiedzenia jest taki, że ludzkość uwolniona od wymogów codzienności, taplałaby się w świńskim zadowoleniu i nie sięgnęłaby w ogóle do gwiazd?
Adam w Raju jest obrazem człowieka nie obarczonego ciężarem codzienności. Ale też Adam jest wolny od jakichkolwiek dążeń. Dopiero wygnany z Raju skazany jest na „pracę”. „W pocie oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie.” Skazany jest więc naprawdę na codzienność, bo to o wiele więcej niż „praca”. Na codzienność, której nie był świadom w Raju – zupełnie tak samo, jak nie był świadom swej nagości, jak nie wiedział nic o dobru i złu.
Na codzienność składa się cała masa drobiazgów, zabiegań, środków, które nie prowadzą do żadnego celu, ale są tylko ogniwem w nieskończonym łańcuchu dalszej krzątaniny. Wszystkie wydają się konieczne (ba, większości ludzi wypełniają życie bez reszty), bo inaczej żyć nie sposób, ale myślącemu człowiekowi muszą być ciężarem, bo są jak niemożliwe do zatrzymania perpetuum mobile. Niczym doświadczalny szczur, który pędząc przed siebie wewnątrz kręcącego się bębna, stoi naprawdę w miejscu, tkwimy w koleinie codzienności. Autorka przytacza czyjąś opinię, że „krzątanina jest swoistym sposobem bycia w codzienności” – zaiste! Mackiewicz pisze, że podróż koleją robiła na nim przygnębiające wrażenie, jakby nigdy nic innego nie robił, „bez przerwy: jedzie, jedzie…” – nieodróżnialne obroty bębna i złudzenie pędu.
Takie to refleksje nasunęła mi książeczka Bałżewskiej. Jej mottem mogłyby być, przytoczone przez autorkę, słowa (nieznanego mi) Jana Henrika van der Berga:
Drobiazgi, tak łatwo ulegające zniszczeniu, zawierają w sobie wszystkie istotne momenty naszego życia.
Mackiewicz był świadom wagi tych „drobin bytu”, co „dziś są, jutro zapadają w nicość” i Bałżewska sumiennie śledzi wątki, odkrywa ślady, znajduje treści w szczątkach bytu, w rupieciach codzienności, w resztówkach egzystencji opisywanych przez Mackiewicza.
Niekiedy zachwyca rzuconą niemal od niechcenia uwagą, że np. ruiny i zniszczenia wojenne odznaczają się ambiwalencją w opisach Mackiewicza: „jednocześnie milczą i «mówią», niejako dopraszając się przywrócenia im utraconego znaczenia”, innym razem, raduje rzetelnym esejem na temat picia wódki, żłopania gorzały, chlania bimbru, trąbienia samogonu, opilstwa alkoholem w każdej postaci, o dowolnej porze dnia i nocy, w śniegu i w biegu, w pociągu, na drągu, w przeciągu, na wozie i pod wozem, z kielonków i szklanic, z flaszki i z manierki, z gwinta i z zakąską, pod bliny ze śmietaną i pod solone grzybki – czyli tak, jak piją wszyscy bohaterowie Mackiewicza, byle tylko nie z umiarem. Codzienność jest niestrawna na sucho, rzeczywistość jest trudna do przełknięcia bez kropelki, egzystencja, jak rybka, lubi pływać. Ale to są moje pijackie dywagacje, które nijak się mają do uroczych meandrów myśli autorki w deliberacjach nad typologią kurzu lub nad liliowym ołówkiem feldmarszałka Keitla (którego przecież powieszono!), czy nad „mistyczno-kontemplacyjnym zapatrzeniem w studnię” jako epifanią „ugrzęźnięcia w bagnie”. Dodajmy do tego odkrycie witryny Forgotten Weapons, a w niej strony o obrezach (https://www.forgottenweapons.com/the-obrez-and-its-cousins/ [1]), która zasługuje na uwagę sama przez się, a będziemy mieli jakiś obraz tej ciekawej lektury. Nawet w tych nielicznych wypadkach, kiedy nie mogę się zgodzić z autorką, dotyczy to raczej drobiazgów, np. „wrzucenia w aucie najwyższego biegu”, jako porównania dla spięcia konia ostrogami; albo (nie domyślanego chyba do końca) przekonania, że „wolność przedstawiała największą wartość” w oczach bohaterów Drogi donikąd.
Muszę jednak przyznać się także do pewnego zawodu, który mnie spotkał przy lekturze. Otóż, wnioskując naiwnie z tytułu książki, sądziłem mylnie, że tytułowe „miejsca” dotyczyć będą rzeczywistych, fizycznych miejsc, a więc dla przykładu, prowincjonalnych białoruskich dworców kolejowych, pałaców i dworków, wspominanych tak często przez Mackiewicza, rzek i jezior, brzegów Narocza i Miadzioła, rzeki Lwy i rzeki Wisińczy, gdzie Mackiewiczowie kryli się przed deportacją do Kazachstanu, wszystkich wiosek „nazywanych Nowosiółkami, Słobódkami, Pohostami, Leśnikami, po lewym i prawym brzegu Wilii, od starej do nowej granicy, aż het, za Niemen, za Prypeć, w górę Horynia, Stochodu”…, ale także strasznych Ponar i wsi Popiszki. Czyżby tylko mnie jednego zajmowała topografia tych miejsc i zachwycała magia tych nazw? Może sama Katarzyna Bałżewska, a może ktoś inny, napisze w przyszłości książkę pt. „Na tropach Bulbina”? Byłbym jej ciekaw.
Pozwolę sobie jeszcze wrócić do Popiszek. Autorka nazywa Weronikę, bohaterkę Drogi donikąd, „Ariadną z Popiszek” – i przekonująco to uzasadnia. Słysząc o planowanej deportacji Pawła, Weronika rzuca mężowi, że idzie do sąsiadki po nici, gdy w rzeczywistości chce ostrzec swego kochanka i jego żonę. W rezultacie, podaje Pawłowi mityczną nić, jak Ariadne Tezeuszowi, dzięki której poruszać się będą we trójkę w labiryncie sowietyzmu, klucząc w sowieckiej matni strachu i niepewności. Nić wiedzie ich do Popiszek, do eskapizmu cudu, do chwilowego, pozornego wyzwolenia. Autorka słusznie odmawia utożsamienia Minotaura z sowiecką władzą, w zamian wskazując na rozbudzone przez sowietyzm, drzemiące w ludziach potwory zawiści i nikczemności, jako centrum bolszewickiego labiryntu. Imię „Weronika” oznacza tę, która niesie zwycięstwo, ale Bałżewska podaje inną możliwą etymologię: hiere eikon (χιερε εἰκών) czyli święte oblicze, po czym dodaje kusząco, że imię Ariadne oznacza świętą, szlachetną (najświętszą).
Nić Ariadne-Weroniki nie zdołała wyprowadzić Pawła i Marty z labiryntu bolszewii, z labiryntu ludzkiej niegodziwości, ani nawet z ostępów i rojstów Puszczy Rudnickiej, ale nić stała się „metaforycznym zaczynem redefiniującym relacje niegdysiejszych kochanków”. Weronika staje się podmiotem, z nieszczęśliwej kochanki „przeistacza się w powierniczkę”, kładzie swoje życie na szali. Co ważniejsze, mitologiczna perspektywa, optyka labiryntu i nici Ariadne, pozwala autorce odkryć pokłady znaczeniowe, które nawet w głowie mi nie postały.
Katarzyna Bałżewska urasta do rangi Ariadne mackiewiczologii. Snuje złotą nić swych rozważań, pozostawia ślady i wskazówki, rozjaśnia ciemności i ukazuje w nowym świetle znane już od dawna kształty.
Z niecierpliwością oczekuję jej dalszych publikacji.
Article printed from : https://wydawnictwopodziemne.com
URL to article: https://wydawnictwopodziemne.com/2025/01/26/nic-ariadne/
URLs in this post:
[1] https://www.forgottenweapons.com/the-obrez-and-its-cousins/: https://www.forgottenweapons.com/the-obrez-and-its-cousins/
Click here to print.
Copyright © 2007 . All rights reserved.