- - https://wydawnictwopodziemne.com -

Sen Raskolnikowa Część IV

Posted By admin On 25 kwietnia 25 @ 7:03 In Michał Bąkowski | No Comments

Podziemny Człowiek

Nie zamierzam wdawać się w rozważania na temat genologii dzieł literackich, nie mogę jednak nie wspomnieć o różnicy między rosyjskimi terminami повесть i роман, która trudna jest do oddania po polsku, a to dlatego, że jedno z najważniejszych dzieł literatury XIX wieku ukazało się pod tytułem Записки изъ подполья. Повесть czyli Zapiski spod podłogi. Krótka powieść – nie po prostu „powieść”, bo ta po rosyjsku nazywa się роман.  (Dla zmylenia pogoni dodam, że rosyjska terminologia ma swój odpowiednik angielski w słowach novella i novel, co nie ma nic wspólnego z polską „nowelą”, która nazywa się odpowiednio short story i рассказ.)  Arcydzieła zawsze trudno jest zaklasyfikować, włożyć do szufladki, ale w tym wypadku trudności mnożą się, począwszy od tytułu, poprzez szaleńczą formę neurotycznego monologu, a skończywszy na treści, która jest manifestem skrajnego indywidualizmu w radykalnej opozycji do najdrobniejszych przejawów szufladkowania.  Powieść znana jest w wielu językach jako „Zapiski z podziemia”, ale Władymir Nabokow nalegał, że lepiej byłoby przetłumaczyć ten tytuł jako „Wspomnienia z mysiej dziury”…  Konsekwentnie, nazywał Podziemnego Człowieka – człowiekiem-myszą.

Narrator wyznaje, że słucha innych ludzi przez szpary w podłodze – ale podpolie ma jeszcze inne, bajkowe, folklorystyczne znaczenie, jako miejsce, gdzie mieszkają złe duchy.  W anglosaskiej tradycji, straszyło się dzieci „potworami w szafie”, a w rosyjskiej, wyłaziły one ze szpar między deskami podłogi.

Pierwsza część Notatek z podziemia, stanowi powiastkę filozoficzną na temat ludzkiej natury i przeznaczenia człowieczeństwa, ale nie w sensie tego, co jest człowiekowi przeznaczone.  Dostojewskiemu chodzi chyba raczej o przyszłość ludzkości, widmo, ku któremu ludzkość zmierza z zamkniętymi oczami, choć nie w sposób nieuchronny – ta widmowa przyszłość jest w istocie zaprzeczeniem przeznaczenia człowieka.  Narrator jest jednocześnie wizjonerem i szaleńcem, stoi poza społeczeństwem w „świadomej bezczynności” i, jak w soczewce, skupia w sobie wszystkie wady społeczeństwa.  Pretenduje do miana intelektualisty, rozumuje precyzyjnie i klarownie, ale jednocześnie pozwala sobie na bełkotliwą gonitwę myśli i zjadliwe sprzeczki z wyimaginowanym audytorium.  Błyskotliwość i głębia przeplatają się z wybuchami zajadłej nienawiści do świata.  Jasna samoświadomość spleciona jest z naiwnością; szczerość – z efekciarstwem.  Jest to bełkot obłąkanego, który domaga się zastanowienia – bełkot, nie wariat, choć i on także jest bardzo interesujący.

„Ciemna piwnica”, z której pisze narrator, to duchowa otchłań człowieka odrzuconego, który nie chce szukać ukojenia, ale też nie potrafiłby go znaleźć w niczym.  Nie może przynależeć, bo pogardza społeczeństwem; nie może kochać, bo miłość wydaje mu się słabością; prawda (a nie można oskarżyć go o brak rozumienia!) doprowadza go do rozpaczy, a myślenie do obłędu.  Odrzuca etykietki, które chce mu przyłatać społeczeństwo, ale wie z pewnością, że żadna z nich niczego nie wyjaśnia.  W jednym z najsławniejszych fragmentów monologu, Podziemny Człowiek daje najlepszą odprawę sokratejskiej koncepcji tzw. intelektualizmu etycznego.  Sokrates był zdania, że ludzie nie czynią dobra, ponieważ go nie rozumieją – oświeceni, wypleniliby zło.  Dostojewski, rzecz jasna, nie celował w Sokratesa, ale znacznie bliżej: ustrzeliwał utylitaryzm, teorię oświeconego egoizmu, do której jeszcze powrócę.

O kochanie! o czyste, niewinne dziecko! czy kiedykolwiek w ciągu tych wszystkich tysiącleci zdarzyło się, żeby ktoś działał wyłącznie dla własnej korzyści?  Cóż robić z milionami faktów, świadczących, że ludzie świadomie, to jest w pełni rozumiejąc swe korzyści, odłożyli je na dalszy plan i rzucili się na inną drogę, ryzykując, na chybił trafił, nie zmuszani przez nikogo i nic, ale jakby właśnie nie chcąc wskazanej drogi, uparcie, z premedytacją torowali sobie drogę inną, trudną, niedorzeczną, szukając jej niemal po ciemku.  W końcu oznacza to, że tak naprawdę bardziej cieszyli się tym uporem i samowolą niż jakimkolwiek pożytkiem…

Utylitaryzm jest nieporozumieniem, intelektualizm etyczny Sokratesa jest uroczą pomyłką, bo człowiek pragnie czerpać korzyści z tego, co obiektywnie jest dla niego niekorzystne.  Porzucamy oczywiste interesy, dla samej przyjemności ryzyka, dla próby.  Lista „wartości ludzkich” podsunięta przez utylitarną naukę, wywodzi się ze średniej statystycznej, z ekonomicznych formuł: pokój, dobrobyt, powodzenie, rozsądek.  Ceną tych pseudo-wartości jest wolność.  Podziemny Człowiek pragnie zrobić coś dla własnej zachcianki.  Nieskrępowany niczym wybór, straszna wolność człowieka, choćby miała zniszczyć siebie, a nawet odrzucić Łaskę Wszechmocnego Boga.

Dostojewski przedstawia swego bohatera jako człowieka „chorego na zjadliwość”, który z miejsca przechodzi do „złośliwej, choć zbędnej refleksji”, że człowiek myślący, intelektualista nie może być – czy „stać się” – niczym szczególnym, „ani łajdakiem, ani uczciwym człowiekiem, ani bohaterem, ani robakiem”.  Każdy głupiec pozbawiony być musi charakteru, natomiast człowiek z charakterem staje się z musu człowiekiem czynu, ale działanie domaga się ograniczonej wyobraźni.  Człowiek wrażliwy, obdarzony wyobraźnią i myślący, skazany jest na niemożność, niezależnie od charakteru.  Świadomość jest chorobą; ćwierć świadomości intelektualisty wystarczyłaby do życia; człowiek czynu radzi sobie doskonale bez świadomości.  Jak można, zapytuje bohater, być świadomym tego, co wzniosłe i piękne, a jednocześnie postępować podle?  Ale, jak Hans Castorp, znajduje radość w swojej własnej degradacji, bo ma pewność, że podłość była tylko wynikiem nienaruszalnych zasad wyższej świadomości.  Wyznaje bez żenady, że łatwo się obraża bez powodu, ale w poniżeniu i hańbie znajduje przyjemność.  Dogłębnie analizuje radość z rozpaczy – i jedno, i drugie wypływa z boleśnie jasnego uświadomienia kompletnej beznadziejności sytuacji człowieka zhańbionego bez powodu.  Nasz bohater, pomimo oczywistej niewinności (niezasłużonej hańby), szukał i znajdował winę w sobie, ponieważ po pierwsze, jest mądrzejszy niż inni; po drugie, obca mu jest wielkoduszność wybaczenia, choć świadomość nieprzydatności (czy wręcz niemożliwości) wybaczenia jest znacznie gorsza; a wreszcie po trzecie, brak mu odwagi, by się zemścić.  Zwykły człowiek (także człowiek czynu) skupia się na zniewadze, koncentruje na zemście i nic go nie powstrzyma, chyba że natrafi na mur, niemożliwą do pokonania przeszkodę.  Przed murem skapituluje bez żenady.  Podczas gdy intelektualista będzie się kitwasił w swej niemożności do czasu, aż stanie przed murem i tu dopiero dostrzeże prawdziwe wyzwanie.  Zwykły człowiek kapituluje wobec „niemożliwości”.  Murem są prawa natury, wyniki badań naukowych, utylitarna kalkulacja: „pochodzisz od małpy; jest tylko egoizm, nie ma moralności; dwa i dwa jest cztery”.  Ale „Ja” intelektualisty nie chce i nie może zaakceptować dwa razy dwa!  Nawet jeśli głową muru nie przebijesz, to nie znaczy, żeby się z tym pogodzić.  Mur to nie to samo, co spokój ducha.  „Czy nie lepiej rozumieć i mieć świadomość muru i wszystkich niemożliwości, niż pogodzić się z nimi?”  Z niepogodzenia bierze się jednak „choroba na złośliwość” i bezsilna wściekłość, że nie można za to nikogo winić!

Zemsta jest dla zwykłego człowieka kwestią sprawiedliwości, retrybucji, wyrównania rachunku, ale dla „intelektualnej myszy” sprawiedliwość w ogóle nie wchodzi w rachubę.  Mysz gromadzić będzie pytania i wątpliwości, pomnoży je przez pogardę zwykłych ludzi, rozdmucha je dalej przez swą nadwrażliwość, aż znajdzie rozkosz w gorączce niezdecydowania.  Człowiek obdarzony wrażliwością nie może szanować siebie samego; bezcelowość i absurd wszystkiego obraża świadomość i uniemożliwia jakikolwiek czyn.  Ludzie są czynni, bo są niedorozwinięci.  Chwila zastanowienia pozwoliłaby im dostrzec, że biorą bliską, wtórną przyczynę za przyczynę pierwotną, dzięki czemu wydaje im się, iż mają grunt pod nogami, a co za tym idzie, mogą działać bez wątpliwości.  Intelektualista, myśląc bezustannie, odrzucić musi pierwotność każdej przyczyny, przez redukcję ad infinitum, która jest zrębem świadomości, podstawą wszelkiej analizy i naturalnym prawem rozumu.  By uczynić zemstę możliwą, człowiek czynny racjonalizuje ją poprzez sprawiedliwość, ale świadomość nie da się ugłaskać dyrdymałkami, nie może zatem dokonać żadnej zemsty.  Może jednak pozwolić sobie na złośliwość, a złośliwość z kolei, może zająć miejsce przyczyny, gdyż w tak oczywisty sposób przyczyną nie jest!…  Oprócz złośliwości zostaje tylko walenie głową w mur, co ma także swoje zalety.  Stąd typowa dla intelektualistów huśtawka: ostra świadomość, że nic się nie da zrobić (nothing to be done, bohaterów oczekujących Godota), prowadzi do potwornej nudy, do druzgoczącej bezsiły.  Człowiek myślący pozwala sobie unieść się emocjom, zapomnieć o świadomości, kochać bądź nienawidzieć; wali głową w mur, bez skrępowania nienawidzi świata za bezcelowość bólu, za swą wrażliwość, za dwa razy dwa – byle tylko nie nudzić się tak strasznie.  Ale pojutrze przyjdzie pogarda dla siebie samego, za samooszukiwanie, za kłamstwo i hipokryzję, za udawanie.  W rezultacie, intelektualista nie może niczego dokończyć, dokonać, osiągnąć – może tylko gadać.  Jedynym jego celem jest tracenie czasu, przez paplanie.  Nie należy mylić tego z lenistwem; obibok jest „kimś”.  Co więcej, obibok ma jak najsłuszniej wysokie mniemanie o sobie, podczas gdy człowiek o wyostrzonej wrażliwości nie może szanować siebie samego.

Utylitaryści twierdzą, że cywilizacja ulepsza ludzi.  Powinno być zatem mniej wojen, mniej okrucieństwa.  W rzeczywistości, cywilizacja rozwija wielostronność doznań, to wszystko.  Cywilizowany człowiek znajdzie przyjemność w przelewie krwi.  Subtelni przelewacze krwi będą o wiele gorsi niż Attyla i Stieńka Riazin razem wzięci.  W przeszłości lano krew wrogów z czystym sumieniem; teraz (tj. w XIX wieku!!) rozlew krwi jest uważany za zbrodnię, i więcej krwi się leje.  Oślepieni postępem racjonaliści są przekonani, że złe zwyczaje znikną, gdy zdrowy rozsądek i nauka przekształcą ludzką naturę i każdy zrozumie jasno swój własny interes.  Nauka udowodni, że człowiek nie ma woli ani pożądań, i nigdy ich nie miał.  Nie jest w istocie niczym więcej niż klawiszem w klawiaturze.  Cokolwiek robi, czyni z konieczności, a nie z wyboru.  Kiedy prawa rządzące ludzką naturą będą znane, będzie można wyliczyć precyzyjnie, kto, co, i kiedy uczyni.  Nowa ekonomia rozwiąże wszystkie problemy i zbuduje Kryształowy Pałac.  Wszystko będzie układało się absolutnie idealnie, będzie wykalkulowane z tak zupełną precyzją, że doskonała nuda opanuje ludzkość, aż ktoś – z głupoty i niewdzięczności, a jakże! – zbuntuje się.  Wzniesie okrzyk: wyrzućmy algorytmy i powróćmy do woli!  Róbmy wszystko tylko dla zachcianki, z nieskrępowanego wolnego wyboru, bo taka jest esencja człowieczeństwa.  A jeśli nauka znajdzie formułę dla zachcianki, to człowiek przestanie być człowiekiem.  Jeżeli nie ma wolności, to wszystko wiadomo, wszystko da się rozumnie wyliczyć.  Rozumowanie satysfakcjonuje rozum, gdy wola jest manifestacją całości ludzkiej egzystencji, z rozumem włącznie.  Pożądanie wbrew osądowi rozumu, jest ekspresją indywidualnej osobowości, bo potwierdza absolutność wolności.  Im lepiej się komu powodzi, tym mniej jest racjonalny.  Jeśli udowodnić mu czarno na białym, że jest klawiszem, to z czystej niewdzięczności zrobi coś takiego, by dowieść, że nim nie jest.  Być może jedynym celem człowieka na Ziemi, jest przeprowadzenie dowodu, że nie jest klawiszem.  Wolna wola jest niemożliwa, jeśli jest tylko kwestią formuły 2 x 2 = 4, ponieważ dwa razy dwa jest cztery i bez udziału mojej woli.

Skąd pewność, że nowy człowiek będzie lepszy?  Skąd ta niezachwiana wiara w postęp?  Człowiek, jako twórcze zwierzę, oczyszcza drogę, by dojść do celu, ale nigdy nie wie z pewnością czy droga, którą obrał, może go do celu doprowadzić.  Zatem schodzi z drogi, tworzy chaos i niszczy wszystko wokół siebie, by nie dobrnąć do celu.  Czyżby bał się osiągnąć?  Życie na ziemi jest dążeniem, a nie osiąganiem.  Osiągnięcie, jest niczym więcej niż zastygnięciem w formule, jak dwa razy dwa, a formuła to nie życie – formuła to śmierć.  Gdyby człowiek znaleźć miał odpowiedź na ostateczne pytania, to nie miałby czego dalej szukać, co z kolei prowadzi jednoznacznie do wniosku, że człowiek jest śmiesznym, absurdalnym stworzeniem.  „2 x 2” jest jak pajac, który staje na twojej ścieżce, rozkłada ręce, żeby cię zatrzymać, po czym pluje ci w twarz.  „Dwa razy dwa jest cztery” to piękna formuła, tylko że „dwa razy dwa jest pięć” jest o wiele lepsze, bo czarujące.  Ludzie wbrew wszystkiemu lubią cierpieć, natomiast w Kryształowym Pałacu nie ma miejsca na cierpienia, bo ból jest negacją i zwątpieniem, gdy Kryształowy Pałac jest manifestacją wiary w potęgę formuły „2 x 2 = 4”.  Cierpienie jest pra-przyczyną świadomości, a świadomość, choćby nawet świadomość bólu, jest lepsza niż „dwa razy dwa”.  Dzięki świadomości można się samemu męczyć i katować, a „2 x 2” to koniec wszystkiego.

Moje streszczenie jest nieudolne, bo to jest prawdziwie prorocza wizja.  Dostojewski dostrzegł wszystkie niebezpieczeństwa wyniesienia wolności ponad jakąkolwiek wartość, ale także zgubę, jaką niesie wiara w postęp i naukę.  Przewidział wszystkie możliwe redukcjonizmy: raj racjonalnej pseudo-nauki obiecanej przez Freuda, w której wszystko da się wyjaśnić, przez sprowadzenie wolnej jaźni do kłębka pożądań, a pożądań do reakcji chemicznych; Raj Krat komunistycznej gospodarki czyli Kryształowy Pałac, jako odpowiedź na wszelkie trudności ekonomiczne; współczesny neo-darwinizm, w którym wolność jest tylko ewolucyjnie wytworzonym zapisem deterministycznych praw rządzących światem.  Mamy tu kliniczny opis drogi bolszewizmu – wykucie nowego człowieka, poprzez destrukcję wolnych pożądań; i „banalność zła”, zdiagnozowaną na 80 lat przed Hanną Arendt: cywilizowani, subtelni, zwyczajni ludzie, dokonujący najpotworniejszych zbrodni w cywilizowany, subtelny i rzeczowy sposób; ani śladu podobieństwa do Attyli albo Stieńki Riazina.  Mamy wreszcie też diagnozę nudy, jako zguby społeczeństwa przyszłości – powinienem był raczej powiedzieć „teraźniejszości”, naszego „tu i teraz”.

Opis sytuacji intelektualisty w świecie wydaje mi się zdumiewająco trafny.  Świadomość jako zbędny bagaż i ciężar; „dialektyka muru” (jeśli wolno mi to tak określić), tj. kapitulacja człowieka czynu przed tym, co postrzega jako prawo natury, a z drugiej strony niezgoda intelektualisty na mur, bunt wobec niemożliwości.  Intelektualista ma obowiązek odrzucić „uświadomioną konieczność”.  Jest to coś na kształt intelektualnego imperatywu: wolność nie jest, i być nie może, uświadomioną koniecznością.  W swej proroczej wizji Dostojewski zawarł całą bolszewicką Metodę: najpierw odebrać każdemu z osobna samą możność pożądania czegokolwiek, następnie przedstawić Kryształowy Pałac jako jedyny cel, a uświadomioną konieczność rzucić jako opium dla myślących.  Aha, jeszcze pozbyć się tych, którzy nie uznają muru.  Przecież trzeba stłuc jajka, żeby zrobić omlet, nie?  Rzecz w tym, że jaja stłuczone, a omletu nie ma.

Głównym bohaterem Notatek z podziemia jest sposób myślenia.  Krzyk Podziemnego Człowieka jest buntem przeciw logice, przeciw kalkulacji, przeciw Kryształowemu Pałacowi, ale jest także przelewaniem nicości w nicość.  Podziemny Człowiek wyszydza Kryształowy Pałac, mrzonkę powszechnej szczęśliwości na ziemi.  Czy przyszłe szczęście może wynagrodzić nieszczęścia przeszłości i katorgę teraźniejszości?  Kryształowy Pałac nie może usprawiedliwić niczego, bo celem człowieka nie jest szukanie szczęścia na ziemi.

Niektórzy krytycy uznali, że Dostojewski zmienił zdanie w kwestii Kryształowego Pałacu pomiędzy Zimowymi notatkami i Zapiskami z podziemia.  W Londynie widział go jako przerażającą świątynię kapitalizmu, a z Podziemia jawił mu się jako socjalistyczny koszmar.  Nic bardziej błędnego.  W obu wypadkach jest to symbol racjonalistycznej pychy.  Przed dwudziestu laty z górą, pewien hedge fund manager przekonywał mnie, że everything is quantifiable and if it isn’t, it’s because we don’t know how to quantify it yet.  Najprawdopodobniej nie udało mu się przewidzieć i wymierzyć ilościowo kolosalnego krachu i kryzysu kredytowego z lat 2007-08, co z pewnością nie zachwiało jego wiary w ilościową mierzalność wszystkiego.  Ów skrajny kapitalista demonstrował tę samą wizję świata, jak ta legła u podstaw socjalistycznych mrzonek Czernyszewskiego i Lenina.  Mania kwantyfikacji wywodzi się z tego samego deterministycznego korzenia, co socjalizm pseudonaukowy.  Na to właśnie wystawiał język Podziemny Człowiek.  Arogancja tych kalkulacji wydobywała zeń potok zjadliwych inwektyw, była zapalnikiem bomby, jaką jest ta niezwykła książka.  Zabawną kodą do historii Kryształowego Pałacu, jest trzeciorzędna karczma o tej nazwie w Zbrodni i karze

Jedną z najbardziej uderzających myśli Notatek z podziemia jest proroctwo, że kiedy wszystkie tajemnice duszy ludzkiej zostaną odkryte, kiedy stworzona zostanie formuła na wolną wolę, kiedy będzie można przewidzieć z pewnością zachowanie każdego człowieka w dowolnej chwili, to życie przestanie być warte życia.  Rozum jest przejawem racjonalnej natury, ale wola jest przejawem życia.  Rozum może poznać, co rozumowo poznawalne, ale natura ludzka jest szersza i to z niej wywodzą się niedorzeczności postępowania skrajnie nieracjonalnego, niewytłumaczalnego, które zaprzeczając konkluzjom rozumu, zachowują najcenniejszą rzecz: naszą osobowość.

Wedle Podziemnego Człowieka, najlepsza definicja człowieka brzmi: „stworzenie dwunożne i niewdzięczne”.  Obsypcie człowieka dobrodziejstwami, dobrobytem, dajcie mu wylegiwać się do woli, a z miejsca zrobi wam jakąś sztuczkę, albo pokaże język.  Robotnik zarobi tygodniówkę, idzie do karczmy, a potem do celi policyjnej, bo i czegóż więcej ma oczekiwać?  To nie jest w niczym gorsze ani lepsze, niż proces osiągania celów, ponieważ cele same w sobie są bez znaczenia, waży tylko proces jako taki, więc gdzie różnica między zapijaczonym robotnikiem, a odpowiedzialnym indywiduum z wszystkimi jego rzetelnymi celami i osiągnięciami?

Nihilizm

Notatki z podziemia pomyślane były jako odpowiedź na Co robić?, Czernyszewskiego.  Ale sławna powieść Czernyszewskiego sama zamierzona była jako odpowiedź na Ojców i dzieci, Turgieniewa, i ukazany tam nihilizm młodego pokolenia.

Dzięki postaci Sergiusza Nieczajewa, najsłynniejszego z nihilistów, nihilizm jest, w moim przekonaniu, źle rozumiany.  W manifeście anarchizmu pod nazwą Katechizmu rewolucjonisty, Nieczajew opiewał „bezlitosne zniszczenie”, gardził „pokojową nauką”.

Moralne jest to wszystko, co sprzyja triumfowi rewolucji.  Niemoralne i zbrodnicze jest to, co mu przeszkadza.

Nieczajew był pierwowzorem Piotra Wierchowieńskiego.  Ale termin nihilizm pojawił się w rosyjskim dyskursie wcześniej.  Nihilistą był już Pietraszewski i niektórzy członkowie jego koła, skazani na śmierć wraz z pisarzem (choć sam Dostojewski nigdy nihilistą nie był).  Ale też nihilizm był niewiele więcej niż modą.  Modą skrystalizowaną poprzez literacki model – Bazarowa w Ojcach i dzieciach, Turgieniewa.  Nihilizm był dziecięcym buntem, infantylnym oporem wobec zastanych i powszechnie przyjętych norm: nihilistki ścinały włosy krótko, gdy mężczyźni nosili długie loki spadające na kołnierze, ponieważ przyjęte konwenanse nakazywały odwrotny wzór.  Emancypacja kobiet posuwała się dalej, aż do wolnej miłości i odrzucenia przysięgi małżeńskiej.  Dostojewski ciepło ironizuje na ten temat w niedocenionym, bo mało znanym, Wiecznym mężu.  Ku memu wielkiemu zdziwieniu, rosyjski nihilizm w swym pierwotnym wcieleniu, nie różni się wiele od polskiego pozytywizmu, późniejszego o parę lat.  Bazarow przypomina Siłaczki i doktorów Judymów – sam mówi, że jest „pozytywny, mało zajmujący”.  Jak w chwilę później polscy pozytywiści, odrzucał „romantyzm”, emocje, entuzjazm, namiętności, toteż prędko padł ofiarą namiętności do pięknej i wyniosłej damy i sam obwiniał się o płaski romantyzm.  Nihilista Bazarow odrzuca wszystko, co jest nienaturalne: natura jest obojętna, więc i on chce wynieść się ponad oceny, chce pracować i pozostać chłodno obojętnym.  Patrzy na siebie jak na pojedynczy atom, choć argumentował dawniej, że indywidualność jest bez znaczenia, wszystko, co jest ważne, to nasza zwierzęca konstytucja, taka sama u każdego.  „Ludzie są jak drzewa w lesie.  Żaden botanik nie będzie się zajmował każdą pojedynczą brzózką.”  Różnice, jak choroby, biorą się z odmiennego stylu życia i trzeba je znieść poprzez reformę społeczną – czyli stworzyć to, co Dostojewski nazywał mrowiskiem.  Tymczasem zakochał się w inteligentnej i rozczarowanej, znudzonej i eleganckiej, niezadowolonej i pięknej arystokratce, jak po nim – Wokulski.  Bazarow nie jest tylko pozytywistą, jest także „negatywny”, bo tkwi w nim duch przekory.  Deklaruje, że nihiliści robią tylko to, co użyteczne, a w owych czasach najbardziej użyteczna była negacja, więc piętnują i potępiają.  Nihilizm ma być, ich zdaniem, krytycznym podejściem do rzeczywistości.

(Bazarow mówi także, że Rosjanin musi mieć jak najgorszą opinię o sobie samym, bo jedyne, co jest ważne, to że dwa razy dwa jest cztery…  Czyżby takie było źródło myśli Podziemnego Człowieka?)

Co się wydarzyło pomiędzy pojawieniem się Bazarowa a wystąpieniem Nieczajewa?  Zaszły dwa fakty natury kulturowej i politycznej.  W rok po Ojcach i dzieciach, z więzienia w twierdzy Pietropawłowskiej, za zgodą carskiej cenzury, ojciec chrzestny bolszewizmu, Nikołaj Czernyszewski, opublikował biblię nihilizmu, powieść pt. Co robić?  W kwietniu 1866, były student, Dmitri Karakozow, strzelił z rewolweru do cara Aleksandra.  Student-morderca z dobrymi intencjami stał się zwiastunem nowej Rosji – nastąpiła jakościowa przemiana i Dostojewski znalazł się w jej sercu.


Article printed from : https://wydawnictwopodziemne.com

URL to article: https://wydawnictwopodziemne.com/2025/04/25/sen-raskolnikowa-czesc-iv/

Copyright © 2007 . All rights reserved.