- - https://wydawnictwopodziemne.com -
Sen Raskolnikowa Część V
Posted By admin On 27 lipca 25 @ 7:34 In Michał Bąkowski | No Comments
Co robić?
Notatki z podziemia miały być rzekomo „twórczą odpowiedzią” na powieść Nikołaja Czernyszewskiego pod leninowskim tytułem, Co robić? Jest to hipoteza warta falsyfikacji.
W kilka miesięcy po uwłaszczeniu chłopów w 1861 roku, pojawiły się w Petersburgu anonimowe ulotki, nawołujące do mordowania właścicieli ziemskich i podziału ziemi. Poczęły wybuchać pożary, które władze tłumaczyły podpaleniem. Wzywanie „chłopów do siekier” oburzyło Dostojewskiego, ale przeraziła go ulotka przyczepiona do klamki jego drzwi, w której nawoływano do plądrowania klasztorów, zniesienia małżeństwa i do marszu na Pałac Zimowy. Ogarnięty paniką, pisarz pobiegł do Czernyszewskiego. Mamy relacje na temat tego spotkania z obu stron: znamy je z notatki Czernyszewskiego i wspomnienia w Dzienniku pisarza.
Wedle Czernyszewskiego, zetknęli się wówczas po raz pierwszy. Dostojewski przyszedł niezapowiedziany, błagał „z chorobliwym zachwytem”, by „powstrzymał ludzi, którzy spalili Tołkuczkę”. Mówił długo i chaotycznie, Czernyszewski słuchał nieuważnie, ale widząc przed sobą człowieka niezrównoważonego, ograniczył się się „do mówienia rzeczy koniecznych” i obiecał mu spełnić prośbę, co wywołać miało wybuch wdzięczności.
Zdaniem Dostojewskiego, znali się dłużej i była to „serdeczna znajomość”, mimo różnicy poglądów. Tego dnia postanowił go odwiedzić, ponieważ „przerażał go stopień miernoty” autorów ulotek. Zgodzili się w krytyce propagatorów ulotek. Prawdę mówiąc, sucha notka Czernyszewskiego brzmi bardziej przekonująco. Dostojewski miał chyba ukryty cel w przedstawieniu spotkania w taki sposób, ale o tym później.
Kiedy zamknięto uniwersytet w odwecie za protesty, Dostojewski – zadłużony po uszy, były więzień polityczny – posyłał aresztowanym (swym politycznym wrogom) koniak i wołowinę. W marcu 1962, pojawienie się Bazarowa rozpropagowało nihilizm. Dostojewski dostrzegł tragizm w postaci Bazarowa, a Czernyszewski widział w nim karykaturę świetlanej przyszłości, skonstruowaną dla wystraszenia burżujów. Inny radykał, Pisariew (obok Czernyszewskiego, uznany przez Lenina za ojca rewolucji), chwalił Turgieniewa, i tak zaczęła się „schizma nihilistów”, jak to określił Dostojewski: czy Bazarow jest archetypem, czy kamieniem obrazy? Pisariew był skrajny, nawoływał do „roztrzaskania wszystkiego, bo co się ostanie, jest cenne, a co będzie rozbite, nie jest godne żalu”.
Po petersburskich pożarach oczekiwano rewolucji. Katkow argumentował proroczo, że zniszczenie elementu arystokratycznego, stworzy tylko pustkę, którą wypełnią biurokraci i demagodzy. W redakcji swego pisma, Wremia, Dostojewski wyraził przekonanie, że lud rosyjski nie pójdzie za kilkoma demagogami i radykałami, z gębami pełnymi idej wyrwanych z kartek zachodnich książek. (Paradoksalnie, miał rację: lud nigdy nie poszedł za bolszewikami, ale oni uświadomili sobie, że nie ma takiej potrzeby.)
Czernyszewski i Pisariew zostali aresztowani, co pozwoliło im na płodną pracę literacką, „głęboką jak dno owej ciszy, zza krat, z więziennego podwórka”. Najważniejsze ich rzeczy zostały napisane w więzieniu. Podkreślmy, nie musiały być przemycane z ciemnej celi w posępnej twierdzy Pietropawłowskiej, ale były publikowane za zgodą, dławiącej wszelką wolną myśl, zdradliwie despotycznej – carskiej cenzury.
Co robić? Czernyszewskiego, to zdumiewająca książka. Fenomen społeczny, polityczny, literacki; fenomen, bo nie sposób odgadnąć, jak powieść aż tak zła, mogła odnieść taki sukces i mieć tak niespotykany w historii wpływ.
Czernyszewski pisze, jak śp. Grzegorz Eberhardt. W samozachwycie nad swym stylem, swoją osobą i swą własną wyższością. Ta protekcjonalna wyniosłość – wyłożona topornie, bez wdzięku, ale wprost i z rozbrajającą arogancją: „nie mogę powstrzymać się od wyśmiewania cię”, mówi autor do czytelnika – opiera się na przekonaniu o przynależności do oświeconej elity, do „ludzi nauki i sprawiedliwości, inteligencji i dobra”. Pokrewieństwo z Eberhardtem rozciąga się nawet do nadużywania wykrzykników! wielokropków… znaków zapytania? Intrygującą siłę tej paplaniny, przypisać można tylko chorobliwej fascynacji grafomanią – człowiek czyta osłupiały ze zdumienia, ale czyta dalej. Fabuła wzięta z rynsztokowych romansów, dialogi są koturnowym wykładem infantylnego utylitaryzmu, bez śladu krytycznej myśli, a odautorskie deklaracje są potokiem propagandy. Dydaktyzm z chytrym uśmieszkiem. Czernyszewski protekcjonalnie poklepuje swe papierowe postacie, tępo wykładając ich płytkie, infantylnie utylitarne motywy. Jest tu zaczątek tej parcianej retoryki, która zdominowała wiek XX, do której tak nas przyzwyczaili komuniści. Parę pojęć jak cepy, klepanych w kółko na kilkuset stronach, np. że nadchodzi dzień, gdy tacy jak on „będą większością, a potem będą wszystkim i wtedy dopiero wszystko będzie dobrze na świecie”. W Rosji nie można być dobrym, bo żyć trzeba, ale kiedy wyeliminują biedę, to wszyscy będą radośni i szczęśliwi, a że trzeba będzie zlikwidować niektórych po drodze, no to co? Żadnej dystynkcji w rozumowaniu, za to tępa piła propagandy.
Główna bohaterka, Wiera Pawłowna, zgodnie z ówczesną modą, miewa sny, ale tak nachalnie ideologiczno-alegoryczne, że aż parskałem ze śmiechu przy lekturze. Śni, że jest zamknięta w piwnicy, skąd wybiega do pięknego ogrodu, gdzie czuje się wolna; jest nagle sparaliżowana, ale ratuje ją dotknięcie ślicznej dzieweczki, o tajemniczym i niezrozumiałym imieniu – Miłość Ludzkości… Łańcuchy tautologii i alegorie jak młoty na wypadek, gdyby ktoś ośmielił się nie zrozumieć. Autor deklaruje szacunek dla prostego czytelnika, więc go poucza; pogardza rzekomo „wyrafinowanym”, któremu wkłada w usta najgłupsze tezy i śmieje się z nich gromko.
Cyniczny amoralizm okazuje się moralnym zdrowiem. W swej „pochwale dla Marii Aleksjejewny”, autor domaga się szacunku dla koszmarnego babsztyla. Przez ciężką pracę jako lichwiarka, wydobyła swą rodzinę z nędzy. Jej metody były złe, ale okoliczności nie dawały jej innych. Metody wynikły z okoliczności, zatem hańba jej nie tknęła, tylko chwała jej za mądre wykorzystanie sytuacji. Całkowity amoralizm matki Wiery jest godny pochwały, ponieważ nie ma żadnej moralności, jest tylko oświecony egoizm. Nie niszczyła przecież ludzi dla zabawy, ale dla interesu. To jest moralność na poziomie mafii: it was only business, it wasn’t personal.
Drugi sen Wiery jest, jeśli to możliwe, jeszcze bardziej komiczny. Tym razem przyśniła jej się naukowa debata na temat różnych gatunków gleby, z czego jej sen przeszedł do dowodzenia, że ludzie są źli, bo mają z tego pożytek. W przyszłości nikczemność nie będzie przynosić pożytku, więc ludzie będą dobrzy. Na razie źli ludzie są pożyteczni, bo np. bez podłej matki, Wiera nie byłaby wyrosła na tak wspaniałą osobę… (Na zdrowy rozum, tkwi w tym sprzeczność i przestroga na przyszłość, bo złe matki byłyby gwarancją dobrych córek.) I to wszystko śniło się biedaczce.
Indywidualne cechy są bez znaczenia, ważne są tylko prominentne wyróżniki, cechy typowe, jak uczciwość, sposób myślenia. Krótko mówiąc, bohaterowie Czernyszewskiego, to skoszarowani, sztampowi ludzie – pre-homososy. Można na nich polegać, bo z góry wiadomo, co myślą. Ten typ ludzi istniał zawsze, ale dawniej byli odosobnieni, a teraz mnożą się i zmienią Rosję. Ludzie obrócą się przeciw nim, jednak homosos powróci jako awangarda i ulepszy człowieka. Aż przyjdzie czas, że wszyscy staną się jak oni i będą dobrzy, bo taka będzie nowa natura człowieka. – Nic dziwnego, że Podziemny Człowiek wył z rozpaczy i wił się w zjadliwości, słuchając takiej agit-prop.
Wiera zakłada spółdzielnię, gdzie wszyscy są szczęśliwi, zarabiają dobrze, mieszkają razem, jedzą to samo i są indoktrynowani („coś w rodzaju kursu”). Wszystkie małżeństwa są szczęśliwe, życie w spółdzielczym raju usłane jest różami. Do pojawienia się Nastieńki Kriukowej, która jest klasyczną „prostytutką ze złotym sercem” i, jako archetyp, jest stara jak świat. Czernyszewski wziął zapewne wzór z modnej wówczas w Rosji Traviaty i jej pierwowzoru, Damy kameliowej, ale Nastia natrafia na „nowego człowieka”, racjonalnego egoistę, uzdrowiciela ludzkich ciał i dusz, Kirsanowa, człowieka z marmuru lub z żelaza (ale pewniej z papieru i gutaperki). Ten leczy ją i karmi, poucza i proponuje wykupić z długu u burdelmamy. Nastieńka była potrzebna autorowi, by pokazać, co robią okoliczności z porządnych dziewcząt, i jak łatwo zmienić te okoliczności. Idylla jest osiągalna, ale nie indywidualnie, a tylko poprzez powszechną „praktykę solidarności”. Na to rzuci się Podziemny Człowiek, bo żyć w świecie całkowicie przewidywalnym, znaczy nie być całkowicie człowiekiem. Jego straszna „przygoda” z Lizą jest powtórzeniem historii Nastieńki (inną wersją prostytutki o złotym sercu jest, rzecz jasna, anielska Sonia Marmieładowa w Zbrodni i karze).
Najważniejsza kreacja Czernyszewskiego, sławny Rachmietow, pojawia się dopiero pod koniec powieści. Rachmietow jest Nadczłowiekiem. Przygotowuje się do wielkich czynów, w najbardziej spartańskich warunkach, w życiu pełnym wyrzeczeń – po czym znika. W domyśle, jak król Artur, pojawi się ponownie, gdy będzie potrzebny rewolucji. Niewyobrażalne, że tak papierowa kreatura miała tak kolosalny wpływ na Rosjan i ruch rewolucyjny.
Amerykańska autorka, Claudia Verhoeven, sugeruje, że Rachmietow jest naszkicowany jako postać komiczna. Czernyszewski mówi coś podobnego („lubię się śmiać z takich ludzi”), a jego postępowanie w rozmowie z Wierą nazywa otwarcie komicznym. Rachmietow wyraża się tak koturnowo, że dostawałem czkawki ze śmiechu:
Jest północ, a muszę jeszcze przekazać pani swoje myśli na ten temat, ponieważ uznałem za pożyteczne, by pani poznała moją opinię. Czy wyraża pani zgodę?
(Wszystkie te dwuwymiarowe postacie mówią równie drętwo.) Rachmietow wydaje się być „na autystycznym spektrum”: śpi na gwoździach; zjada ogromną szynkę wyciągniętą z kieszeni; ma cudaczne zasady, co mu wolno jeść; nie pije, choć lubi wino; jest niezrównanym siłaczem; żyje w celibacie, choć kocha z wzajemnością piękną kobietę; a na dodatek, jest arystokratą ze starego bojarskiego rodu i ceduje swój majątek dla dobra sprawy. Rachmietow wykłada topornie, że skoro celem jest, by ludzie mogli używać życia, to należy swym postępowaniem wykazać, że się nie pragnie zaspokojenia swych zachcianek, lecz dobra ludzkości. Rachmietow mówi i robi tylko to, co jest konieczne. Zajmuje się ważnymi sprawami, rozmawia wyłącznie z ważnymi ludźmi, czyta tylko pierwszorzędne książki. W rezultacie uchodzi za grubianina, co śmieszyło nawet Czernyszewskiego. Rachmietow jest „solą soli ziemi”. Dzięki takim ludziom poszerzają się horyzonty ludzkości; dzięki nim nadejdzie rewolucja i jutrzenka swobody. O dziwo, ten cudak ma pewien związek z fundamentalną ideą samego Fiodora Michajłowicza…
Pozwolę sobie oświecić cię, wnikliwy czytelniku, w kwestii sztuki, którą tak kochasz.
Ale wyimaginowany czytelnik nie chce zrozumieć, więc Czernyszewski wypędza go i mówi już tylko do publiczności: pierwszym zadaniem sztuki jest przedstawić rzeczywistość, pokazać przedmioty, jakimi naprawdę są. Celem Co robić? było przedstawić nową generację, jaką jest naprawdę. Wiera Pawłowna nie jest zbyt wzniosła, nie, to czytelnicy stoją zbyt nisko.
Wyjdźcie z jaskini, przyjaciele, podnieście się!
Papierowa Wiera jest „odbiciem milionów ludzkich istnień”, czyli nie jest prawdziwa. Tacy ludzie rodzą się tylko w chorej wyobraźni agitatorów. A jednak ten ślepy ideolog, rzygający pseudonaukowym bełkotem, słusznie przewidział, że kobiety z czasem zapanują nad mężczyznami, bo są silniejsze psychicznie i lepiej przystosowane do przetrwania. Gdy tylko skończy się panowanie gołej pięści, kobiety wykażą swą wyższość.
Najsławniejszą kreacją Czernyszewskiego, obok Rachmietowa, jest Czwarty Sen Wiery Pawłownej. Sen składa się z serii dziesięciu tableaux, jak to w reglamentowanych snach komunistów. Alegoryczne obrazy muszą być objaśnione łopatologicznie dla uniknięcia błędów. Wiera śni piękne boginie – niewolnice męskich rozkoszy. Kiedy w kobiecie zrodziła się świadomość, to nastało „smutne królowanie Dziewicy”. Nowa Heloiza uwolniła kobiety od cierpień, aż wreszcie sama Wiera Pawłowna stała się boginką, równą mężczyźnie. Posiadła wszystkie cechy bogiń przed nią. I wówczas przyszła rewolucja, którą zastąpiły trzy gwiazdki ze względu na wstrętną carską cenzurę.
Sen opowiada następnie o życiu po rewolucji. Ogromny pałac wśród pól i łąk, ogrodów i sadów. Pola pełne pszenicy, jakiej nikt nie widział, a wszystko to należy do ludu. Pałac jest na wzór jednego budynku z czasów Wiery – „pałacu z Sydenham, z żelaza i kryształu, kryształu i żelaza”. A wewnątrz galerie, framugi ze srebra? podłogi z platyny? Nie, to aluminium, piękne i pożyteczne. Ludzie są młodzi, bo się nie starzeją. Żyją jak królowie, wszystkiego mając pod dostatkiem, jak to w komunizmie. Każdemu według jego potrzeb i wszyscy są szczęśliwi.
Nawet Leszek Kołakowski nazwał Co robić? „utworem o małych walorach literackich, czysto dydaktycznym, nudnym i pedantycznym”, ale w zgodzie z założeniami estetyki autora, którego interesował tylko „pożytek społeczny”. Tym bardziej zdumiewa, że tak denną powieścią zdołał osiągnąć swój cel i „wychował rewolucyjną młodzież w doktrynerstwie, fanatyzmie i braku poczucia humoru”.
Max Stirner
Muszę w tym miejscu wprowadzić nową postać, niemieckiego filozofa, Maxa Stirnera, który głosił absolutny egoizm: czegokolwiek chcesz jest dobre. Stirner był tak skrajny, że aż sataniczny. Radykalny nihilizm, zaprzeczający wszystkiemu, znalazł u niego najbardziej ekstremalne wcielenie w filozoficznej afirmacji JA. Stirner wyszedł z koła Młodych Heglistów, znał dobrze Engelsa i Feuerbacha, ale okazał się zbyt radykalny dla marksistów.
W książce wydanej w 1844, Jedyny i jego własność, drwił sobie z dyskusji przy winie w kółkach materialistów. Wyśmiewał „sekularnych kapłanów”, którzy w swym pustosłowiu zastąpili Boga przez Człowieka czyli nową abstrakcję i nową niewolę. Wolność, historia, własność, ale także kradzież – wszystko to widma. Naród, lud, państwo, tradycja – duchy, na równi z klasami społecznymi. Jedynie JA jest realne. Usunąwszy wszystkie zjawy, ustanowiwszy jedyną realność, Stirner nakazywał brać, czegokolwiek zapragnie Ego. Świat jest mój, biorę go w posiadanie.
Majątek bankiera jest dla Mnie równie mało obcy, jak dla Napoleona ziemie innych królów. Nie odczuwamy żadnej bojaźni przed tym, by to „zdobyć” i rozglądamy się jedynie za środkami do osiągnięcia tego celu. Tym samym przepędzamy ducha obcości, przed którym drżeliśmy.
Świat jest mój, jako przedmiot mego chcenia (wola nie zajęła w tej koncepcji takiego miejsca jak później u Nietzschego i Schopehauera). Czytelnicy są moi, tylko takie mają dla mnie znaczenie. Nie wolno sobie rościć pretensji do praw jako człowiek, a tylko brać – jako konkretne JA. Własność innego jest tylko tak długo jego, jak moje JA to akceptuje. Heglowski Rozum i Duch Czasów, to fantasmagorie. Zło jest abstrakcją – wolno mi zabijać, jeśli tego chcę. I tak uczyni Raskolnikow. Prawda, dobro, sprawiedliwość, boskość, ludzkość, wszystko to konstrukcje – nic nie jest większe niż JA.
Jest to myślenie skrajnie konsekwentne, bo jeżeli możemy znać tylko siebie – a taka jest radykalna konsekwencja kartezjańskiego cogito ergo sum, czyż nie? – cały poznawalny świat kurczy się do solipsystycznego widowiska dla uciechy JA. Absolut został już dawno odrzucony, a teraz okazało się, że nic nie jest obiektywne, nie ma wartości, prawdy, dobra. Jednak nasze subiektywne percepcje także nie są pewne, mają dwa ostrza: okazujemy się nieracjonalni (rozum został wyklęty jako despota) i niepoznawalni, rozdwojeni; rozpadamy się – ponieważ poznające JA jest równie konkretne, co JA chcące – i stajemy się naszymi własnym sobowtórami. Jest w tym paradoks, bo jeśli możemy znać tylko siebie, to rozpad prowadzi nas w ślepy zaułek: jesteśmy niepoznawalni dla nas samych. – Wszystko to tematy bliskie sercu Fiodora Michajłowicza.
Stirner nazwał swą filozofię egoizmem. Niemiecka cenzura skonfiskowała nakład, a Marx wystąpił z oburzoną polemiką. (Pruska soldateska miała jednak dość rozumu, by zwolnić jego książki, jako niegroźne, bo niedorzeczne – jakiż wspaniały wzór dla dzisiejszych liberałów, zabraniających wygłaszania poglądów, których nie chcą słuchać.) Dostojewski czytał Stirnera w bibliotece Pietraszewskiego i wyciągnął z lektury oczywisty wniosek: jeśli Boga nie ma, to wszystko jest dozwolone. Ale w dyskusjach wśród Pietraszewców, natknął się na Nikołaja Spieszniewa, który przyjął rozumowanie Stirnera za własne. Odrzucał każdą hipostazę jako despotyzm, każdą zasadę jako kajdany, każdy związek jako pęta. Spieszniew był jednym z prawzorów Stawrogina.
Czernyszewski natomiast, przyznał rację Stirnerowi, że jesteśmy egoistami, ale postulował, że dobre czyny dają więcej przyjemności niż złe, więc prawdziwy egoista jest z konieczności altruistą. Nazywał to racjonalnym egoizmem, choć źródeł tej myśli można chyba szukać już u Epikura. Czernyszewski był zdania, że 90 procent zbrodni zniknie w dobrobycie. Jeremy Bentham, który pomieszkiwał u Chodkiewiczów w Czernobylu, był lepiej znany w Rosji niż Stirner. To od niego wziął się rachunek korzyści, zwiększanie przyjemności i temu podobne utylitarystyczne rojenia. Wiodło to do materializmu, co Dostojewski doskonale widział, i zbierało pod jednym sztandarem ateistyczny racjonalizm, materialistyczny egocentryzm i darwinizm, pomijając człowieka.
Egoizm Czernyszewskiego znajdował swoje spełnienie w kolektywie. Akceptując podstawową przesłankę egocentryzmu – powszechność i niezbywalność dążenia do maksymalizacji przyjemności i unikania przykrości – przemienił stirnerowską koncepcję w antyindywidualistyczny egotyzm. Należy zatem stworzyć kolektyw, w których zdrowy ludzki egoizm może rozkwitać. I tak dopełzliśmy do egoistycznych mrówek w Kryształowym Pałacu, znanym także jako mrowisko-blokowisko. W swym ideologicznym zaślepieniu, Czernyszewski nie mógł przewidzieć, że w domach z betonu nie ma wolnej miłości – są stosunki małżeńskie oraz akty nierządne – Casanova w nich nie zagości.
Dar
Bolesna ironia spowija fakt, że najsławniejsza biografia Czernyszewskiego jest fikcją literacką. Fikcyjny autor fikcyjnej biografii w powieści Nabokowa pt. Dar, powołując się na fikcyjne źródła, opowiada autentyczną historię życia pisarza i z olimpijską przenikliwością wytyka wszystkie jego wady.
Młody emigracyjny poeta, Fiodor Godunow-Czerdyncew, poruszony stanem Rosji – szarej, tandetnej, pokurczonej – i skołowanej, ogłupiałej emigracji, szuka winnych tego stanu. Czyżby wina tkwiła w rosyjskim dążeniu do światła, do piękna? Czyżby to światło okazało się fałszem? W którym momencie pożądanie zastąpiło pragnienie i zaciemniło światłość? Czyżby wraz z pytaniem „co robić?” Fiodor pyta z lękiem, czy nie powinien odrzucić tęsknoty za ojczyzną i zastąpić jej tym wszystkim, co nosi w sercu. Decyzja, by pisać o Czernyszewskim podyktowana jest rozważaniami nad stylem. Zachwyciło go, że człowiek o takim stylu myślenia i pisania – poważny, drętwy, uczciwy i zwiędły – miał tak kolosalny wpływ na losy Rosji, także wpływ literacki na wielką literaturę rosyjską.
Biografia Czernyszewskiego stanowi osobny rozdział powieści; traktuje o Rosji i jej literaturze poprzez pryzmat dziwaka, jakim był Czernyszewski. Jest to sardoniczna i złośliwa monografia skrajnego utylitarysty, wyniesionego przez bolszewię na ołtarze rewolucji w roli ojca chrzestnego sowietów, pisana piórem poety-arystokraty. Rezultatem jest podejrzanie akuratna biografia ojca rewolucji. Jest to bardzo „nabokowowska” konstrukcja: fikcyjny autor pisze autentyczną pracę na temat historycznej postaci, nie przestając być na każdym kroku nonszalancko i wzgardliwie lekceważącym. We wstępie z 1962 (do angielskiego wydania) Nabokow opisuje, jak emigracyjne wydawnictwo odmówiło publikacji rozdziału o Czernyszewskim, po czym dodaje:
Piękny przykład, jak życie czuje się zmuszone naśladować sztukę, którą potępia.
Bo tak samo postąpiło fikcyjne wydawnictwo w jego powieści.
Czernyszewski, syn popa, był zapatrzony w biednych i poniżonych, był religijny, ale chciał zastąpić Ducha Świętego Zdrowym Rozsądkiem. W jego oczach, nędza była matką grzechu, należało więc zaspokoić materialne potrzeby, choćby idąc na „golgotę rewolucji”. Powtarzał za Feuerbachem, że człowiek jest tym, co je, i Nabokow zachwyca się wieloznacznością tego человек есть то, что ест. Ten krótkowzroczny (dosłownie) materialista chciał nawet miłość postawić na utylitarnych fundamentach. (Jego miłość do materii pozostała nieodwzajemniona.)
Zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że jedna litera wypadnie z tego co kosmiczne, i Czernyszewski nie uniknął tego niebezpieczeństwa.
Czernyszewski zastąpił metafizyczny dualizm gnozeologicznym dualizmem, przyjmując materię za pierwszą przyczynę i gubiąc się w poznawczym labiryncie. Szczegóły były dla niego arystokratycznym elementem pośród ludu ogólnych idej (nawiasem mówiąc, zdumiewające jest tu odwrócenie metafor, bo bardziej naturalna byłaby chyba alegoria opozycji „ludowej masy faktów” i wzniosłej arystokracji idej), ale dialektyczny materializm jest jak te reklamy lekarstw, które mają wyleczyć wszystkie dolegliwości naraz.
Nabokow skrzy się tego rodzaju myślami, wyrażonymi od niechcenia, z lekka naplewat’. O wzniosłych wzorach literackich Czernyszewskiego, mówi, że George Sand wspięła się na wyżyny strychu, a Cooper zgłębił żłobek. Obłomow, to „pierwszy Ilicz, który zrujnował Rosję”. Popchnięta przez rewolucyjnego pisarczyka, literatura rosyjska zsunęła się do zera, aż ujęta w cudzysłów, stała się „literaturą” czyli propagandową ulotką.
Sprawa przeciw Czernyszewskiemu była pozbawiona dowodów, ale opierała się na autentycznej winie. Z typowo rosyjskiej, nieżyczliwej izolacji jednostki – której doznawał także Dostojewski i tylu jego bohaterów – Czernyszewski stworzył rosyjskie marzenie o życzliwym tłumie. Daremnie próbował zakrzyczeć milczenie – prędzej król Lir przekrzyczałby burzę.
Kiedy Czernyszewski napisał wreszcie – w więzieniu, w carskiej twierdzy – dzieło swego życia, powieść pt. Co robić?, była ona tak zła, że aż dobra. I nikt się nie śmiał. Nawet wielki Herzen stwierdził, że jakkolwiek podle napisana, zawiera wiele dobrego. Była czytana jak liturgia, a nie jak dzieło literackie. Rząd zgodził się na publikację w nadziei, że niedorzeczność Czernyszewskiego jest oczywista. Z czasem Kautski wyjąkał, że racjonalny egoizm jest dobry dla produkcji materiałów, a Plechanow zarzucił Czernyszewskiemu idealizm. Narrator Nabokowa kpi, że skoro rachunek jest podstawą każdego działania, to można heroicznie kalkulować, co uszlachetnia materialistów. Zamiast absurdalnego koła nihilizmu, egoizm-altruizm-egoizm, Nabokow proponuje: co robić? żyć, czytać, myśleć. Doskonalić się, by osiągnąć swe dążenia.
Ostatnie słowa Czernyszewskiego, wedle Godunowa-Czerdyncewa, brzmiały:
Dziwna rzecz, w tej książce nie ma ani słowa o Bogu.
Niestety nie wiemy, jaką książkę miał na myśli.
Article printed from : https://wydawnictwopodziemne.com
URL to article: https://wydawnictwopodziemne.com/2025/07/27/sen-raskolnikowa-czesc-v/
Click here to print.
Copyright © 2007 . All rights reserved.