- - https://wydawnictwopodziemne.com -
Sen Raskolnikowa Część VII
Posted By admin On 28 października 25 @ 11:09 In Michał Bąkowski | No Comments
Ruletka mordu
W 1864 roku, w odstępie kilku miesięcy, zmarła żona Dostojewskiego i jego ukochany brat, Michaił, ale w tym samym mniej więcej czasie flirtował z młodziutką arystokratką polskiego pochodzenia, Anną Korwin-Krukowską, i z Apolonią Susłową. Po publikacji Notatek z podziemia, zaczął pisać nową powieść, pt. Pijacy. Główny bohater żyje w nędzy, żona go bije, córka poszła na ulicę, dzieci głodują – a on pije. Monolog pijaka w karczmie stał się zaczątkiem postaci Marmieładowa w Zbrodni i karze. Pani Marmieładowa wzorowana jest na żonie pisarza, a Aniuta i Polina stały się pierwowzorami Agłai i Nastazji Filipowny w Idiocie. Upadło jego pismo, Epocha, założone z bratem; był zadłużony na dziesiątki tysięcy rubli, więc co zrobił? Przejął opiekę nad Paszą, swym pasierbem, i nad całą rodziną Miszy; przyjął także pełną odpowiedzialność za długi brata. Jak wiadomo, nie miał pojęcia o interesach, toteż musiał wkrótce uchodzić z Rosji przed wierzycielami, ale… nadzieję pokładał w niezawodnym systemie gry w ruletkę, który przynieść mu miał niezmierzone bogactwa – był pewien, że zdoła zdobyć fundusze w Wiesbaden. Straciwszy wszystko przy stołach gry, pogrążony w długach, przeczytał historię raskolnika, Czystowa, który zamordował siekierą kucharkę i praczkę. Siedzieli sobie we trójkę, żłopali gorzałkę, zagryzając kwaszonymi ogórkami. Kiedy kucharka poszła do spiżarni po więcej wiktuałów, zatłukł praczkę przy pomocy schowanej pod połą siekiery.
Dostojewski ujrzał jasno wątek nowej powieści. Zaczął natychmiast zapisywać gorączkowo strzępy dialogów i sytuacji oraz noty do siebie samego.
Bachtin pisał interesująco o „ambiwalentnej logice karnawału” i jej roli w Zbrodni i karze. Warto jednak zwrócić uwagę na niespodziewany zbieg życiowych okoliczności pisarza w owym czasie, z jego kreatywnym geniuszem. Potworności towarzyszące agonii żony, umierającej na suchoty, nabierały w jego oczach cech sennych majaków, poza światem normalności. Plaga pijaństwa, szerząca się wówczas w Rosji, przybrała w jego wizji formę opilstwa Marmieładowa, dziwnej mieszanki patosu, skruchy i taplania się we własnej hańbie – klasyczne składniki menippei. Być może najbardziej osobliwa i wiele mówiąca paralela, zachodzi między sztucznym blichtrem kasyna i makabrą zabójstwa przy pomocy siekiery.
Karnawał jest zawieszeniem normalnych praw, odwróceniem ról, poddaniem w wątpliwość zastanych zasad i konwenansów, ale czy można to rozciągnąć na rozpłatanie czaszki siekierą? Czy straszne zabójstwo, na jakie poważył się Raskolnikow, jest w jakikolwiek sposób menippeiczne? Jeżeli wszak zawieszenie normalności jest istotą menippei, to jest także warunkiem koniecznym, by wyciągnąć siekierę i walić obuchem w czaszkę? Jak bez tego karnawałowego zawieszenia, rąbnąć w głowę Bogu ducha winną Lizawietę? Zatem, jakkolwiek mówienie w takim kontekście o karnawale jest zgrzytem, to przecież mamy tu do czynienia z klasycznie menippeiczną sytuacją. (Nawiasem mówiąc, można podobnie prześledzić menippeiczne elementy w wojennych powieściach Barbary Toporskiej, a także w Lewej wolnej Mackiewicza.)
Jednakże związek między hazardem, w jaki pogrążył się wówczas Dostojewski, a zabójstwem, które go w tym samym czasie fascynowało, wydaje mi się bardziej subtelny i złożony. Zaryzykuję twierdzenie, że Dostojewski widział morderstwo jako akt hazardu. Czyn Raskolnikowa jest postawieniem wszystkiego na jedną kartę, na jeden obrót koła ruletki. Raskolnikow ma więcej wspólnego z Aleksym, bohaterem Gracza, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Aleksy mówi wprost, że chciałby zamordować Polinę – „tak po prostu, zabiję dlatego, że mnie czasami coś ciągnie, żeby panią zjeść”. Mord jest aktem karnawałowym, w sensie: a niech to wszystko diabli wezmą, posłać konwenanse i konwencje do diabła, tylko że nie w potocznym rozumieniu tej frazy, ale naprawdę – diabeł nie jest tu figurą retoryczną.
Raskolnikow mówi do Soni:
Kto na więcej rzeczy umie pluć, ten jest ich prawodawcą, a kto się ośmieli więcej niż inni, ten też ma najwięcej słuszności.
Trzeba się tylko pochylić i wziąć, więc dlaczego „nikt nie odważy się porwać tę głupotę za ogon i wyrzucić ją do diabła”? Aleksy natomiast zachwyca się podniecającym dreszczem, gdy gracz jednym pstryknięciem palców posyła cały świat do diabła. Posiada nerwową energię i hulaszczą przesadę Podziemnego Człowieka, ale jest marzycielem, który nie chce się przebudzić, w czym jest kontynuacją narratora Białych nocy i Skrzywdzonych. A jednak i on jest świadom cieni pod podłogą. Hazard jest wyzwaniem losu, gra jest dreszczem potęgi i dreszczem bycia zdruzgotanym przez potęgę. Jedynie ważna jest gotowość ważenia się na coś, a dziki nonsens hazardu czyni triumf nieuniknionym – nie możesz przegrać, jeśli odważysz się wystarczająco śmiało, bezczelnie, nawet nachalnie. Nie ma w tym krztyny racjonalnego sensu, ale tak odczuwa to gracz. Aleksy to zrozumiał, a Raskolnikow poważył się i przegrał (choć być może nigdy nie zrozumiał). Gracz wydaje mi się należeć do wcześniejszej fazy twórczości pisarza, choć podyktowany został w 1866, w ciągu kilku tygodni – podczas pracy nad Zbrodnią i karą! – by nie utracić praw do swych dzieł.
Dostojewski udał się do Europy, by znaleźć zbawienie przy stole gry, ale Palec Boży pchnął go w inną stronę, w stronę jednego z największych dzieł światowej literatury. Nikt nie chciał go publikować w Rosji, aż księżna Szalikowa poradziła Katkowa, z którym Dostojewski miał od dawna na pieńku. Zwrócił się do niego ze sławnym projektem powieści „o młodym człowieku z niewykończonymi ideami”. Tą niedopieczoną ideą była początkowo utylitarna kalkulacja: życie nikczemnej staruchy za szczęście i powodzenie dobrych ludzi. Jednak ta wczesna koncepcja uległa zmianie w procesie twórczym.
Kolejną inspiracją był dla Dostojewskiego poeta-bandyta-morderca Pierre-François Lacenaire, którego nazwisko znane jest kinomanom z jednego z największych dzieł kinematografii światowej, Les Enfants du Paradis, Marcela Carné, z 1944 roku. Skazany na śmierć w Paryżu w 1835 roku za zabójstwo w celu grabieży, Lacenaire i jego sprawa fascynowały Dostojewskiego. Zabójca stał się autentycznie sławny, a jego historia bardzo głośna – nawet Tocqeville rzekomo cytował jego artykuł o francuskim prawie kryminalnym. Lacenaire nadał swym zbrodniom charakter wojny ze społeczeństwem – Breton, Camus, Foucault, wychwalali go po stu latach z górą. Dostojewski natomiast, widział w nim potworną zjawę, wyłażącą spod błyszczącego postępu – przerażającą nicość. Jeżeli można zabić króla w imię jakichś mglistych idej, jak równość czy braterstwo, to dlaczego nie bankiera? Dlaczego nie alfonsa i oszusta? Dlaczego nie lichwiarkę? Korzyści są znacznie bardziej namacalne i mierzalne, niż mętny związek między ścięciem głowy Pomazańca Bożego i ideą braterstwa. Czy zatem myśl o usprawiedliwionym zabójstwie nie jest nieuchronną konsekwencją rewolucji? Czy to nie jest racjonalny krok w tym samym kierunku? Lacenaire był w oczach pisarza praktycznym wcieleniem myśli niemieckiego filozofa, Maxa Stirnera, o którym pisałem obszerniej w części V. Raskolnikow nie pójdzie tak daleko, ale pokaże, że altruizm może dać siekierę do ręki. Stirner zademonstrował, jak pokartezjański człowiek utylitarystów okazuje się nieracjonalny i niepoznawalny, staje się swym własnym sobowtórem. Jest podzielony wewnątrz – raskoł, raskolnik, Raskolnikow – podział, rozpad, schizma, pęknięcie. Lacenaire natomiast był praktycznym przykładem, jak człowiek myślący, oczytany, inteligentny, może stać się ideologicznym mordercą; totalny amoralizm Lacenaire’a pozwalał pisarzowi ekstrapolować konsekwencje nihilizmu i projektować je na wypacykowanych wzniosłymi ideami i najlepszymi intencjami rosyjskich socjalistów i radykałów. Jednak Dostojewski nie opowiedział po prostu historii dżentelmena-włamywacza-mordercy – Raskolnikow, to o wiele więcej niż Lacenaire.
Nawiasem mówiąc, Lacenaire spędził lata w więzieniu i ubawiło mnie, jak autorzy, piszący o nim dziś, nie podejmują porównania między carską katorgą i koszmarnymi warunkami, panującymi w francuskim systemie karnym, ponieważ to pierwsze było znęcaniem się nad biedakami przez zacofany i okrutny carat, a drugie, to oświecony i racjonalny system porewolucyjnej Francji. Gilotyna to szczyt modernizmu, a rózgi to ciemnota i kołtuneria. W Rosji prawie w ogóle nie wykonywano kary śmierci, toteż Dostojewski przestawał na Syberii głównie z mordercami, a mimo to, katorga była wstecznictwem i najczarniejszą reakcją wobec faktu, że we Francji zabójcy szli bez wyjątku na gilotynę. Gdy bezlitosny samodzierżca Rosji zsyłał kibitkami na Sybir, to pragmatyczni Anglicy zsyłali do Australii (a wcześniej do Ameryki), a rozumni Francuzi mieli galery i zsyłkę do Gujany, i do innych kolonii. Ale o tym ani słowa. Warunki na katordze były nieludzkie i basta. Podobnie, opisując w czarnych barwach Rosję, mówi się o mackach policji i donosicielstwie, tymczasem historia Lacenaire’a pełna jest donosów i wścibskiej policji, kontroli policyjnej na każdym kroku – co zresztą Dostojewski także zanotował ze zdumieniem, będąc w Paryżu – tylko że tam miało to być dowodem sprawności systemu i efektywności policji.
Lacenaire próbował wykładać swoją „filozofię” w swej autobiografii. Przypomina to raczej dzisiejszy bełkot roszczeniowy: on miał prawo do wszystkiego, ale niczego mu nie dano, wszyscy go zawiedli, i w ten sposób odkrył, że jedynym prawem jest dążenie do natychmiastowej gratyfikacji. To jest stirnerowski egoizm, owszem, ale on równocześnie występował absurdalnie w obronie zwierząt, którym zadaje się cierpienia. A jeżeli cierpienia zadane były z egoizmu, czy były wówczas dozwolone? On sam nie miał wyrzutów sumienia z powodu zabójstw, jakich dokonał, ani bólu jakiego zadał. A spotkania z Madame la Guillotine oczekiwał z przyjemną antycypacją. Lacenaire był zdumiewająco akuratnym prekursorem naszej współczesności.
Na krótko przed ukazaniem się pierwszej części Zbrodni i kary, moskiewski student, Daniłow, zamordował lichwiarza. (Lichwa spełniała w Rosji rolę bankowości. NB. kobiety miały w Rosji niespotykaną władzę i szersze prawa niż w oświeconej Europie – żony mogły rozporządzać swym majątkiem po ślubie. Stąd taka ilość właścicielek kamienic w powieściach Dostojewskiego i stąd Aliona-lichwiarka.) Gdy morderca przeszukiwał mieszkanie, przybyła służąca lichwiarza, więc zabił ją także. Daniłow był przystojnym dandysem – dobrze ubrany i inteligentny. Nic dziwnego, że Dostojewski uważał się za proroka.
W kwietniu tegoż 1866, już po publikacji pierwszej części Zbrodni i kary, kolejny były student, Karakozow, strzelił z pistoletu do cara Aleksandra. Student-morderca z dobrymi intencjami stał się zwiastunem nowej Rosji. Niestety, zamachowiec zbytnio przypominał Raskolnikowa.
Karakozow i narodziny terroryzmu
Dostojewski zapytywał Katkowa: jak zwalczać nihilistów bez wolności słowa? Jego powieść ukazała się w tym samym czasie (i tym samym pismie) co powieść Tołstoja pt. 1805. (Alex Christofi spekuluje w książce Dostoevsky in Love, że Tołstoj zmienił tytuł na Wojna i pokój pod wrażeniem przeciwstawienia zawartego w tytule powieści Dostojewskiego. Bardzo możliwe.) I tak najwspanialsza literatura powstawała pod uciskiem carskiej cenzury, pod knutem Żandarma Europy…
4 kwietnia 1866 roku, na kwadrans przed czwartą, w Ogrodzie Letnim w Petersburgu, Dymitr Władymirowicz Karakozow, wystrzelił z pistoletu w kierunku Samodzierżcy Wszechrosji, cara Aleksandra II. Kula nie trafiła, być może dlatego, że stojący obok chłop, nazwiskiem Komisarow, potrącił rękę zamachowca (są co do tego wątpliwości). Zamachowiec został obezwładniony i aresztowany. Okazał się byłym studentem, z zubożałej szlachty, w malignie gorączki – kropka w kropkę, jak Raskolnikow.
Claudia Verhoeven dokonała analizy sprawy w wyśmienitej książce pt. The Odd Man Karakozov. Imperial Russia, Modernity and the Birth of Terrorism. Książka jest akademicka, brak jej narracyjnej potoczystości, autorka stawia tezy i sumiennie ich dowodzi; zajmuje się tajemniczą sprawą Karakozowa z różnych perspektyw i rozważa rozmaite możliwości jej wyjaśnienia. Ale jednocześnie, jak tylu współczesnych akademików zachodnich, przystępuje do przedmiotu z niewypowiedzianą tezą, której nie czuje potrzeby uzasadniać. W jej oczach, rewolucjoniści, wraz z popierającą ich opinią publiczną, są „postępowi”, a ich przeciwnicy, obrońcy państwa i prawa, to tylko „kto jest kto reakcjonizmu” i apologeci samodzierżawia; raport Murawiowa jest wyłącznie „reakcyjnym streszczeniem wydarzeń” itp. Murawiow-Wieszatiel był bez wątpienia brutalnym oprawcą i zdecydowanym obrońcą jedynowładztwa, ale czy i on nie zasługuje na odrobinę obiektywizmu w akademickiej analizie wydarzeń?
Za motto do książki posłużyły autorce słowa Dostojewskiego o Aloszy Karamazowie jako cudaku. Etymologiczny związek z „cudem” jest równie oczywisty, co naciągany, ale taki dziwak jak Karakozow, staje się w historii odpowiednikiem cudu, ponieważ jest katalizatorem epoki. Już w 15 lat po zamachu, narodowolcy osiągnęli cel Karakozowa i zamordowali cara, i tak rozpętali na cały świat plagę terroryzmu. Czy nie jest wszakże przesadą łączenie nieudacznego zabójcy z cudem? O dziwo, Fiodor Dostojewski miał na myśli ten sam związek, ten sam tajemniczy łącznik, pisząc o Aloszy. Bo oto w dalszym ciągu Karamazowych – dalszym ciągu, którego nie zdołał już napisać – zamierzał coś szokującego: „mój czysty Alosza zabije cara”.
Zdaniem Verhoeven, nie istnieje definicja ani teoria terroryzmu, ale jego historia miała zacząć się w Rosji. Autorka stawia tezę, że rewolucyjny terroryzm nie jest strategią polityczną ani nawet taktycznym środkiem do osiągania celów – jest paradygmatem, modelem, w jaki sposób osiągnąć status „nowoczesnego podmiotu politycznego”. Jako fenomen polityczny, może być zrozumiany wyłącznie w materialnym kontekście modernizmu. Polityczny kontekst „Rosji lat sześćdziesiątych” oznacza tu lata 1855-66 czyli od śmierci cara Mikołaja do zamachu na Aleksandra.
Kiedy Narodnaja Wola otwarcie ogłosiła, że działalność terrorystyczna będzie jej modus operandi – racjonalnie, demokratycznie i systematycznie – to Rosjanie „byli zaszokowani, ale nie zdziwieni”. Droga od religii do terroryzmu była nagle zrozumiała, nawet Alosza mógł stać się terrorystą. Jednakże idea zrodziła się wcześniej, jej pierwszym wcieleniem był Karakozow, tylko że historycy zbyli go jako „chorego”, „przed swoim czasem”, „wariata”. Jego strzały autentycznie osłupiły Dostojewskiego i oszołomiły Rosję. Gwałt jako „propaganda faktu” (fakticzeskaja propaganda), jak to określił sam Karakozow, był do tego momentu czymś nie do pomyślenia, a zamach na cara przekraczał pojęcie.
Cokolwiek wiemy o sprawcy i jego akcie, a nie wiemy wiele, stało się zaczynem naszego rozumienia terroryzmu. Rosja poznała go ze zdjęć, z telegramów, z wiadomości gazetowych, z literatury, ze zreformowanych sądów – a zatem modernizm czyni terroryzm możliwym; bez moderny, bez materialnych aspektów nowoczesnego świata, nie byłoby Karakazowa, a w dalszej perspektywie, nie byłoby plagi terroryzmu. Nowoczesny świat tworzy warunki, w których politycznie świadomy podmiot używa gwałtu jako narzędzia propagandy. Technika i komunikacja pozwalają ludziom żyć w jednej wspólnocie niezależnie od geograficznych barier i odległości, a tym samym historia staje się dotykalnie istniejąca dla każdego. Działania – a może ściślej: ich echo, ich odbicie – mogą być transportowane jak dobra na sprzedaż, a gwałt jest zakomunikowany natychmiast, każdemu i wszędzie. Terroryzm jest pozbawiony legitymacji, ale legitymizacja nie jest jego celem. Terroryzm jest polityką w stawaniu się.
Taki mniej więcej jest wywód Verhoeven. Nie ze wszystkim wypada się tu zgodzić. Po pierwsze, są definicje terroryzmu, a najlepsze znane mi określenie celów terroryzmu przytacza Józef Mackiewicz w książce Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy:
Terroryzm ma na celu zwrócenie uwagi świata na pewne sytuacje, wynikające z niesprawiedliwości i ucisku uciemiężonych.
Definicja pochodzi od kardynała Roy, który wyraźnie próbował usprawiedliwić terroryzm, ale niechcący sformułował jego istotę. Jeśli zastąpimy w niej słowa „pewne sytuacje, wynikające” – które progresywny kardynał widział jako „obiektywne fakty” – „subiektywnym postrzeganiem”, to otrzymamy coś w rodzaju definicji wszystkich aktów terroryzmu. Terrorysta pragnie zwrócić uwagę na postrzegane niesprawiedliwości i ucisk, i obojętne mu są ofiary. Obejmuje to i Kaliajewa, wysoce moralnego i wyniosłego mordercę Wielkiego Księcia Sergiusza, i Luigi Mangione, zabójcę dyrektora amerykańskiej firmy, Palestyńczyków i IRA, Baader-Meinhoff i Basków, Tylera Robinsona, mordercę Charlie Kirka, i Mehmeta Ali Ağcę. W każdym wypadku, postrzegany przez nich ucisk usprawiedliwiał, w ich mniemaniu, akt terroru, uzasadniał wszelkie ofiary.
Co więcej, godne jest zastanowienia, czy naprawdę nie było wcześniej zamachów na koronowane głowy? Czy rzeczywiście wiedziano o Karakozowie w każdym dworze i w czworakach, jak Święta Ruś długa i szeroka? Czy, dla przykładu, sekta Asasynów nie dostarcza historycznego przykładu terrorystycznych zamachów?
Przywołanie tu – w kontekście rozważań o Fiodorze Dostojewskim – tajemniczej izmailskiej sekty szyickiej pod wodzą Starego Człowieka z Gór, od której wywodzi się zarówno słowo „haszysz”, jak i assassin, na określenie skrytobójcy w wielu językach, jest jak najbardziej na miejscu. Sekta jest bowiem znana w dzisiejszych czasach głównie z gry komputerowej i holiłódzkiego filmu, pt. Assassin’s Creed, w których morderczy muzułmanie są obrońcami wolności woli przed totalitarnymi zakusami ich odwiecznych wrogów – Templariuszy. Wyznawcy Mahometa i Alego, posługują się stirnerowską dewizą, że „wszystko jest dozwolone”, nie ma prawdy ani moralności, istnieje tylko JA… Skrytobójcy z twierdzy w Alamut, są także prefiguracją „kółka” spiskowców, konspiracji w celu zabójstwa, o czym szerzej poniżej.
Historia ataków na koronowane głowy jest stara jak świat, o czym najlepiej świadczy Złota gałąź, Frazera, i jego teza o rytualnej ofierze „sakralnego króla” jako podstawie cywilizacji. Egzekucja prawowitego króla, Konradina, w Neapolu, wstrząsnęła średniowiecznym światem, ale zabójstwo Jana bez Trwogi, księcia Burgundii, było tylko jednym z wielu pałacowych morderstw, i trudno doprawdy zrozumieć, dlaczego jeden akt napawał zabobonną trwogą, a drugi był politycznym zabójstwem. Dziadek Aleksandra II, car Paweł, został w istocie zamordowany w pałacowym spisku. Karakozow nie był pierwszy, nawet jeśli chodzi o zamachy na monarchów z rąk pospólstwa. Włoscy karbonariusze byli wzorcem dla rosyjskich rewolucjonistów także i w tym, gdy Orsini rzucił bombę na orszak Napoleona III w 1858. A jednak Verhoeven nie przypisuje znaczenia prawzoru samemu zamachowi, ale raczej całej „sprawie Karakozowa”. Pokazuje bowiem, że reakcja caratu na zamach także należy do paradygmatu terroryzmu, gdyż do dziś nie wiadomo dokładnie, czy zamachowiec działał sam, czy też był członkiem organizacji o zaskakującej nazwie „Organizacja”. Czy miała ona komórki w całej Rosji? Czy należała do międzynarodówki Bakunina, czy Marksa? Czy wewnątrz niej istniała komórka o nazwie „Piekło” – akt oskarżenia twierdził, że w Organizacji powstał krużok pod tajnym naimienowniem „ada” – oddana całkowicie mordom i gwałtom? Czy też wszystko to było wymysłem Murawiowa? Z tego jak samodzierżawie potraktowało sprawę, i jak zareagowało na nią społeczeństwo, Verhoeven wywodzi zjawisko terroryzmu.
Aleksandrowska reforma prawna wprowadzona została w życie 17 kwietnia 1866 – czyli w dwa tygodnie po zamachu! – i pierwszym poważnym jej testem była sprawa Karakozowa. Tymczasem dochodzeniem zajęła się specjalna komisja Murawiowa i robiła to wedle dawnych zasad, pragnąc przedstawić sądowi materiał dla skazania sprawców, a nie dociec prawdy, jak nakazywała ustawa. W ujęciu Verhoeven wygląda to tak, że Murawiow wprowadzić miał „biały terror” i „nikt nie czuł się bezpiecznie”, bo aresztowano … setki ludzi w celu przesłuchań. Cenzura była tak ostra, że wolno było publikować tylko baśnie… Ale w tym samym czasie ukazywała się Zbrodnia i kara, pióra byłego politycznego więźnia i katorżnika, Fiodora Dostojewskiego, traktująca o byłym studencie, który zabija w delirium – nazbyt już podobnym do Karakozowa.
Czy można doprawdy się dziwić, że aparat państwowy skupił się na obronie osoby cara, na zniszczeniu ognisk antypaństwowych i na wykryciu spisku zamachowców? Komisja odsłoniła debaty w łonie organizacji, między tymi, którzy chcieli osiągnąć więcej – natychmiast rozpętać chaos poprzez carobójstwo – i tymi, którzy pragnęli posuwać się naprzód powoli, poprzez edukację i pracę u podstaw. A zatem już u samego zarania ruchu rewolucyjnego, od samego początku, te same dwie metody, które legły u źródeł rozłamu na miensze- i bolszewików, które zaowocowały marszem przez instytucje Gramsciego i zamachami Brigate Rosse, socjaldemokracją z jej powolnym rozkładem społeczeństwa i terroryzmem – wszystko to było obecne już w przedświcie ruchu. Schorowany, rozpalony gorączką Karakozow opowiedział się za „propagandą poprzez fakty” czyli za morderstwem.
W długiej i krwawej historii politycznych zabójstw, którą postaram się pokrótce przedstawić, reakcje rządów oscylowały zawsze pomiędzy dwiema skrajnościami: albo odosobniony, fanatyczny, oszalały z nienawiści, „chory” terrorysta, dokonał zamachu sam, bez niczyjej pomocy; albo za zabójcą stała rozgałęziona i dobrze zorganizowana konspiracja. Oportunizm dyktował interpretację, wybierano wersje zależnie od potrzeb politycznych, z pominięciem faktów. Verhoeven odkryła zalążki obu postaw w reakcji rządu carskiego na zamach Karakozowa.
Article printed from : https://wydawnictwopodziemne.com
URL to article: https://wydawnictwopodziemne.com/2025/10/28/sen-raskolnikowa-czesc-vii/
Click here to print.
Copyright © 2007 . All rights reserved.