- - https://wydawnictwopodziemne.com/en -
(Polski) Król Ukrainy
Posted By admin On 29 November 23 @ 8:46 In Andrzej Dajewski | 8 Comments
Sorry, this entry is only available in Polski [1].
Article printed from : https://wydawnictwopodziemne.com/en
URL to article: https://wydawnictwopodziemne.com/en/2023/11/29/krol-ukrainy/
URLs in this post:
[1] Polski: https://wydawnictwopodziemne.com/2023/11/29/krol-ukrainy/print
[2] : https://grechenevsky.com/html/sources/index.html
[3] : https://www.nbcnews.com/business/real-estate/russian-money-flows-us-real-estate-rcna17723
Click here to print.
Copyright © 2007 . All rights reserved.
8 Comments To "(Polski) Król Ukrainy"
#1 Comment By Dariusz Rohnka On 3 December 23 @ 12:44
Andrzej,
Gratuluję interesującego artykułu, który potencjalnie rozjaśnia mroki ukrainnej polityki; potencjalnie, bo jak wypada zakładać, gdy o sytuację w tej części świata chodzi, o niczym nie można sądzić z absolutną pewnością.
Zestawiłeś ze sobą wiele faktów, osób, powiązań, szkicując w ten sposób wyraźny obraz kijowskiej łżeczywistości (choć, powtórzę raz jeszcze, jedynie hipotetyczny). Jeżeli sprawy mają się tak jak je opisałeś, to pojawia się szereg pytań, związanych z organizacją nierządu na tym geograficznym obszarze.
Najistotniejsze brzmi następująco: jak wyjaśnić tę niebywałą w warunkach sowieckich przewagę pieniądza nad władzą? Dlaczego sytuacja tam zdaje się przedstawiać dokładnie odwrotnie od stosunków panujących w samej centrali światowego bolszewizmu? Czy może być, że to tylko pozór, a Król Ukrainy to król malowany, zaś sznurki ciągane są przez kogoś/coś innego?
Czy też taką koncepcję całkiem należy odrzucić?
#2 Comment By Andrzej On 3 December 23 @ 4:38
Darku,
Dziękuję. Od kiedy zacząłem zgłębiać ten temat, wciąż zadaję sobie pytanie, dlaczego sowieci wybrali inny model władzy dla ich ukraińskiego tworu, kiedy wykuł się on po spektakularnym “rozpadzie” raju krat?
Na początku model ukraiński nie różnił się zasadniczo od tego w kremlowskiej centrali. To tam doszło do jego zmiany, gdy do sterów doszli czekiści z Putinem i z czasem, nie rezygnując z prymatu pieniądza nad władzą, skonsolidowali władzę, biorąc ją całkowicie pod swoją kontrolę.
Przez pierwsze dziesięciolecie i kilka kolejnych lat był to więc ten sam model, ta sama taktyka zastosowana w Moskwie i w Kijowie. Okazała się ona niezwykle skuteczna w przyciągnięciu na sowiecką orbitę kapitału z Zachodu i w obracaniu sowieckim kapitałem na Zachodzie. Stworzyła sowieckie zasoby kapitalizmu w gospodarce światowej.
Z jakichś względów, jak sądzę strategicznych, model “wolnorynkowy”, w którym pieniądze jawnie kontrolują władzę, co jak się wydaje ma miejsce w przypadku ukraińskim, został w Moskwie zmieniony, a w Kijowie pozostawiony. Być może jest to efekt tego, że nie było tam czekistów chcących przejąć władzę. To wydaje mi się raczej wątpliwe, zważywszy na to, jak znaczącą rolę w modelu ukraińskim odgrywał opisany przeze mnie w “Jesieni demoludów” główny ukraiński czekista przełomowych czasów, kontrolujący następnie sytuację w kolejnych latach, Marczuk. Przynajmniej w ostatniej fazie swojej aktywności, realizował on strategię natowsko-europejską, co może sugerować, że to właśnie było i pozostało zadaniem dla Kijowa.
Ukraina jest na tyle znacząca i na tyle europejska, że pozostawienie tam modelu pozornie niekontrolowanego, pozwoliło i pozwala na dostatecznie owocną kontynuację taktyki z pierwszej dekady, po otwartej zmianie polityki Kremla na bardziej ofensywną – antyzachodnią. Warto tu zauważyć, że poprzednia taktyka Kremla nie została przy tym porzucona. Jest realizowana przez czekistowskich “oligarchów” działających na Zachodzie (Timczenko, Abramowicz, Fridman i pozostali), którzy działają już w pełni w strukturach gospodarki światowej.
Czy ktoś pociąga za sznurki? Moim zdaniem “za sznurki pociąga” wyznaczony na początku cel, którym jest podbój świata dla bolszewizmu. Jestem przekonany, że jest realizowany wspólnie.
#3 Comment By Dariusz Rohnka On 4 December 23 @ 8:31
Andrzej,
Zatem cel realizuje się sam? Sam pociąga za zdeterminowane sznurki? Cóż, po zwycięstwie trustu nr 2 (nr 2 umownie, bo jak wiadomo pomniejszych trustów było bardzo wiele), a więc po skutecznej eliminacji choćby najbardziej rachitycznego antykomunistycznego zagrożenia, jest to koncepcja warta rozważenia.
Bolszewizm nigdy nie stawiał na masowość. To przebrzydłe coś jest – w pewnym znaczeniu słowa – elitarne. Jego zwycięski pochód w ogromnej mierze jest zasługą bardziej lub mniej zideologizowanych zastępów sympatyków-fanatyków. Kiedy i gdzie nie spojrzeć, czy to będą lata 30., 40. XX wieku, czy 20. wieku kolejnego, wszyscy im pomagają, a przynajmniej starają się zanadto nie przeszkadzać; służą wiernie i z oddaniem sprawie.
Ale czy dobry bolszewik może sobie pozwolić na brak pesymizmu? Popadać w dufne przekonanie, że hydra kontrrewolucji już nigdy nie podniesie głowy?
Postać Marczuka, którą przywołujesz, a o którym więcej pisałeś w „Jesieni Demoludów”, symbolizuje być może kogoś, kto z jednej strony stoi na straży rewolucji, z drugiej – delikatnie popycha proces dziejowy w pożądanym kierunku.
Wszystkie demoludy oraz „byłe” republiki mają swoich Marczuków. Pozostaje pytanie o zakres kompetencji tych strażników nieświętej sprawy bolszewizmu. Ilu ich, gdzie są uplasowani, jakie jest ich modus operandi?
W każdym sowieckim niby-państwie działają na własną modłę? Inaczej na Litwie, inaczej na Ukrainie, w Czechach, na Węgrzech i w peerelu?
#4 Comment By Andrzej On 5 December 23 @ 5:01
Darku,
Bolszewizm to zdaje mi się “permanentna rewolucja” aż do końca świata. Zatem, dla bolszewików zawsze będą istnieć wrogowie, których należy pokonać. Dowodem są wszystkie bez wyjątku komunistyczne twory włącznie z niunią. Nawet gdy mają totalną władzę, nie grozi im optymizm. Orwell się nam kłania.
Dzisiejszy modus operandi to, jak mi się zdaje, “prawo i kasa”. Są tam, gdzie trzeba być, aby sterować łodzią i zapewnić środki na utrzymanie jej w sprawności (a przy okazji na własne premie). Władza “ustawodawcza” (“wykonawcza” na tyle, aby realizowała co trzeba), wielki biznes, kluczowe kancelarie prawnicze, niezbędni eksperci itd.
Oleg Greczenowski (i którym zdaje mi się kiedyś tu wspomniałem) [2], że wszędzie w “byłych” demo/sowieto-ludach działają klany czekistowskie i prowadzą permanentną wojnę ze sobą o zasoby i pieniądze. Analogicznie w chrlu (wg niego, również w USA rządzą i rywalizują ze sobą struktury służb specjalnych). Z tego by wynikało, że czekiści po to “obalili komunizm”, aby potem utworzyć własne grupy interesów i starać się zagarnąć jak najwięcej. Mnie to nie przekonuje, bo pomija zupełnie czynnik zasadniczy, tzn. istotę komunistycznej Matody, którą jest opanowanie całości świata dla bolszewizmu. Jego teksty ujawniają wszakże sporo czekistowskich spraw i związków.
Wydaje mi się, że struktury strażników bolszewickiej sprawy działają niezależnie, bez centrum koordynacyjnego (przynajmniej bez formalnego, bo kontakty są zapewne utrzymywane, aby nie wchodzić sobie w paradę lub nie wykonywać zbędnych zadań). Czyli, łączą je raczej wyznaczone wcześniej wektory ich działań. Ich kompetencje zależą zapewne od kwalifikacji i umiejscowienia.
#5 Comment By Dariusz Rohnka On 6 December 23 @ 9:00
Andrzej,
I mnie nie przekonują koncepcje Greczenowskiego. Rywalizacja służb, niepewność jutra to oczywiście kanon bolszewicki, ale nad tym wszystkim czuwać musi władza odgórna. Zestawienie G., które przytaczasz, sowietów ze służbami amerykańskimi jest kompletnie pozbawione sensu, bo to jakby porównywać operę z karaoke.
Poruszyłem kwestię strażników, na wzór Marczuka, ponieważ supozycja jakoby sowiecki chaos miałby być utrzymywany w ryzach przy pomocy gangestersko-mafijnych rozgrywek pomiędzy Kołomojskimi i Achmetowami zdaje mi się mało prawdopodobna. Nie mogę stwierdzić kategorycznie, że tak nie jest, odrzucić to przypuszczenie… ale to się nie mieści w moim wyobrażeniu bolszewików, którym zasadniczo na diengi naplewat… bo są tylko narzędziem, drugorzędnym.
Ale koncepcja Marczuków też mnie do końca nie przekonuje. Są obecni, działają etc. (jak przysłowiowy Wachowski przy Wałęsie), ale raczej nie grają pierwszych skrzypiec.
Obejrzałem kilka odcinków serialu „Reset”, filmu przepojonego do zanudzenia pisowską propagandą. Jest tam przedstawiony incydent wizyty Tuska na Kremlu. Uczestnikiem tego wydarzenia był niejaki Rzońca, płk. sb, rezydent w ambasadzie w Moskwie, podobno był tam całkowicie poza protokołem… a więc, można domniemywać, że to ktoś pokroju Wachowskiego. Był obecny, ale nie grał na żadnym instrumencie.
Grał Tusk, choć nie dotykając strun ani smyczka. Usłyszał od Putina dwie rzeczy: musimy wspólnie (Rosja i Polska) dokonać rozbioru Ukrainy (bo to twór sztuczny, a Lwów jest wasz); usłyszał także: dzień po tym jak podpiszesz zgodę na instalację amerykańskiej tarczy (w istocie „tarczy Putina”), wycelujemy w was 100 rakiet z głowicami atomowymi. Tusk zagrał, własną fizjologią: spotniał, zbladł, zmilczał. Zakładam (jedynie zakładam, bo notatka ze spotkania została zmanipulowana), że nie odezwał się słowem na obie zaczepki. Błyskawicznie pojął swoje miejsce w szeregu, przypisaną sobie rolę.
W „Drodze donikąd” pewien sowiecki śledczy mówi do jednego z głównych bohaterów: „nam pośredników do narodu nie potrzeba” i nakazuje plasnąć delikwenta w mordę (dla lepszej komunikacji). Może i do „przywódców” narodów nie potrzebują bolszewicy pośredników?
Tusk w każdym razie zrozumiał w lot w czym rzecz, tak się przynajmniej zdaje.
#6 Comment By Andrzej On 7 December 23 @ 10:53
Darek,
Chyba źle Cię zrozumiałem, bo sądziłem, że pytasz o to, czy istnieje jakieś centrum stale koordynujące działania. Jeśli jednak chodzi o kontrolę nad niewątpliwie występującym tu i tam chaosem, to sądzę, że ona istnieje. Jest jawna. Gdy gdzieś wydarzenia zaczynają toczyć się w niepożądanym kierunku, wówczas Moskwa na nie reaguje.
Ten esbecki pułkownik z peerelowskiej ambasady u boku Tuska, o którym wspominasz, według mnie niewątpliwie pełnił rolę strażnika kierunku. W 2008 roku sowieci mogli jeszcze zabezpieczać się przed peerelowskimi zarządcami “nowej fali”, których lojalności wobec siebie nie byli pewni. Tutaj jednak, jak się okazało niepotrzebnie dmuchali na zimne (podobnie jak się wydaje dwa lata później w czasie katastrofy w Smoleńsku, gdzie spraw pilnował niejaki Turowski), bo pozytywna reakcja nawet wykraczała poza ich oczekiwania. Ten strach peerelowskich jelit przed sowietami to nic nowego. Jak podobno napisał w swoich pamiętnikach Jelcyn, kiedy (jak mi się zdaje) latem 1993 roku przyjechał do peerelu i przekazał Wałęsie wybrane przez tzw. komisję Susłowa czekistowskie dokumenty dotyczące “Solidarności”, mówiąc “tutaj jest wszystko”, tenże zbladł (niewątpliwie jak biała ściana).
Nie zgodzę się z Tobą w kwestii pogardzania pieniędzmi przez bolszewików. Jeśli chodzi o tzw. kult pieniądza, to Dzierżyński nimi chyba gardził, ale Andropow już nie, a Putin w nich się kąpie. Jeśli zaś chodzi o wykorzystywanie dużych pieniędzy do realizacji celów, to bolszewicy robią to od samego początku. Kapitalizm nigdy nie był im obcy.
#7 Comment By Dariusz Rohnka On 11 December 23 @ 8:52
Andrzej,
Moje zainteresowanie sowieckimi pieniędzmi nie ma nic wspólnego z indywidualną pazernością bądź obojętnością bolszewika na mamonę. To bez znaczenia. Sowieckie pieniądze interesowały mnie zawsze, ale wyłącznie z punktu rzekomego ich rozdawania, na lewo i prawo, gangom, mafiom, kagebistom, nawet bożyszcz Zachodu jak Chodorkowski.
Po co to? Dla kumulacji zasobów poza oficjalnym obiegiem?
Swojego czasu Kołomojskiemu przypisywano jakieś gigantyczne kwoty (idące w setki miliardów dolarów), pozostające w jego gestii czy w obrocie jego instytucji bankowych.
W ostatnim tekście opisujesz bogactwo Achmetowa, którego majątek w którymś tam roku szacowano na x miliardów. Rzecz w tym, że po upływie dekady nie ma tych miliardów na koncie bynajmniej więcej… a przecież biznes raczej wciąż mu się rozrasta, nie kurczy (pomijam sam okres wojny).
Gdzie te dziengi?
Takich pieniędzy nie sposób przetracić. Zatem gdzie one?
#8 Comment By Andrzej On 12 December 23 @ 12:33
Darek,
Należałoby prześledzić przepływy sowieckiego kapitału, co robią odpowiednie służby zachodnie. Na koniec mojego ukraińskiego odcinka na “JD” opisałem raport szwajcarskiej policji (linka do niego już niestety nie działa, ale można spróbować go poszukać), który informował o przejmowaniu kontroli nad gospodarką niemiecką. Jak wynika zaś z [3], w 2015 roku oszacowano, że 52% sowieckiego majątku finansowego (w sensie bogactwa) znajduje poza granicami.
Moim zdaniem krótko można powiedzieć, że te pieniądze są w obiegu. Tego komuniści nauczyli się od kapitalistów. Przypuszczam, że zapewne niewielka ich ilość jest na lokatach w bankach (na potrzeby własne), a większość jest zainwestowana legalnie w akcjach, być może tychże banków, firm ubezpieczeniowych, koncernów, większych lub mniejszych firm, w nieruchomościach i w prywatnych funduszach inwestycyjnych. Niekoniecznie bezpośrednio. Ten kapitał dostatecznie długo jest w obiegu, aby dziś w pełni dojść do jego pochodzenia i własności bez żmudnego i długotrwałego śledztwa. Krąży w instytucjach światowej gospodarki, aby na nią wpływać i zapewne z czasem zdominować.