- - https://wydawnictwopodziemne.com -
Trump, Reagan i inni
Posted By admin On 10 listopada 24 @ 2:48 In Michał Bąkowski | 21 Comments
Im większy jakiś demokratyczny kraj, tym gorsi muszą być rządzący: wybierani są przez większą ilość ludzi.
Nicolás Gómez Dávila
Donald Trump zdruzgotał Kamalę Harris i partię demokratyczną w niedawnych wyborach, z tej prostej przyczyny, że pseudo-prawna kampania, prowadzona przeciwko niemu w amerykańskich sądach, była w oczywisty sposób – i jawnie – politycznie motywowana, niesprawiedliwa i krzywdząca. Ale nie bez znaczenia był także fakt, że Harris jest kompletnym zerem. Nieudane zamachy i groteskowa nieudaczność agentów Secret Service, którzy odmówili wejścia na dach z lęku o swoje zdrowie i bezpieczeństwo, wzmocniły tylko jego popularność, jednak jej fundamentem pozostało powszechne przekonanie, że Trump jest ofiarą waszyngtońskiej klasy panującej.
Na takiej bazie dopiero, jego zdroworozsądkowe stanowisko zdobyło posłuch. Oficjalna liczba nielegalnych emigrantów w Stanach wynosi 11 milionów, choć z definicji, musi ona być wyższa, gdyż są to często kryminaliści, mają dostęp do fałszywych papierów itp., więc ich liczbę szacuje się na 14 do 18 milionów. Tylko Trump chce coś zrobić w związku z tym. Od prawie 80 lat Ameryka subsydiuje europejski dobrobyt, dostarczając Europie militarnego parasola i nie oczekując niczego w zamian. Tylko Trump mówi na ten temat. Zielony nonsens jest równoznaczny z jednostronnym rozbrojeniem w obliczu chrlu, i tylko Trump to widzi. Czy uda mu się cokolwiek osiągnąć? Masowa emigracja jest globalnym problemem, Nato jest fikcją, a zieloni wyrzuceni przez okno, wrócą przez paradne odrzwia.
Próby przewidywania, co zrobi prezydent Trump podczas drugiej kadencji, wydają mi się opierać na zasadniczym niezrozumieniu natury 47 prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jego myślenie pozbawione jest śladowej choćby perspektywy strategicznej, co nie znaczy, że nie ma długoterminowych planów. Jego polityka zagraniczna jest wewnętrznie sprzeczna, co nie mąci mu spokoju ducha. Trump twierdzi, że można prowadzić politykę zagraniczną na zasadzie transakcyjnej, tak jak można robić interesy, nie mając żadnej strategii. To przekonanie bierze się z wiary w jego nadprzyrodzone, niemal magiczne, zdolności jako deal maker. Angielskie słowo deal ma tak szeroki zakres znaczeniowy, że nie daje się oddać słownikową transakcją, sprzedażą, umową, sprawą. Oznacza bowiem także wielką ilość i uporządkowanie, rozdzielenie i handel, rozdanie i układanie się, zajęcie się czymś i załatwienie sprawy. Tytuł jednej z książek Trumpa brzmi The Art of the Deal – słowa te zawierają w sobie o wiele więcej niż „sztukę robienia interesów”. Deal maker to pod pewnymi względami tyle, co negocjator, ale i tu znaczenie jest o wiele szersze. Owszem, negocjator, ale nie w sensie tego, który prowadzi szczegółowe dyskusje na temat drobiazgowych kwestii; chodzi raczej o tego, kto potrafi wznieść się ponad podziały i przypieczętować umowę czyli seal the deal.
Postawa Trumpa ma wiele zalet, zwłaszcza w polityce zagranicznej. Jednym z najważniejszych jej aspektów jest nieprzewidywalność. Ponieważ Trump sam nie ma pojęcia, co zrobi w danej sytuacji, strona przeciwna musi być przygotowana na wszystkie możliwości. Tylko że dokładnie to samo dotyczy sojuszników Ameryki: i oni także muszą być gotowi na wszystko, gdyż nie ma żadnej nadrzędnej doktryny polityki zagranicznej, nie ma żadnych wskazówek, jak postąpi Trump. Tego rodzaju mentalna otwartość jest rzadko spotykana i, w praktyce, ma bardzo poważne konsekwencje, choć wcale nie jednoznacznie złe. Przykładem posłuży mi polityka amerykańska wobec Iranu.
Trump gromko rozgłasza swą opozycję wobec angażowania amerykańskich sił w konfliktach zbrojnych na świecie. Ale doszedłszy do władzy po tym, jak Obama oddał Syrię Moskwie i Teheranowi, Trump (podczas swej pierwszej kadencji) aktywnie przeciwstawiał się dominacji sowieciarzy i Iranu w tym rejonie. Skandaliczne niedbalstwo administracji Obamy, dopuściło do rozbudowy sowieckich baz wojennych – morskich, powietrznych i lądowych – nad Morzem Śródziemnym. A jednocześnie, opieszałość i zaniedbanie Obamy zezwoliły na umocnienie się Isis na pograniczu Syrii i Iraku, oraz na ugruntowanie sił Hezbollah w Libanie, Hamas w Gazie i Huthi w Jemenie – wszystkie trzy grupy terrorystyczne nigdy nie ukrywały swych związków z reżymem ajatollachów, a Teheran uważa je do dziś za swoich regionalnych pełnomocników i kluczowe elementy tzw. szyickiego półksiężyca (mimo że Hamas jest sunnicką organizacją). Najważniejszym aktem Trumpa było zamrożenie irańskich pieniędzy na Zachodzie, co uniemożliwiło dalszą rozbudowę arsenałów terrorystycznych na Bliskim Wschodzie. Następnym krokiem było w miarę prędkie zniszczenie Isis, choć niemal całkowite zwycięstwo nad sunnickimi ekstremistami stworzyło próżnię, którą próbował następnie wypełnić Teheran. I wreszcie jednym z ostatnich aktów prezydentury Trumpa było zabójstwo Qasema Soleimani, 3 stycznia 2020. Soleimani był charyzmatycznym dowódcą tzw. sił Quds, elitarnych jednostek specjalnych rewolucyjnej gwardii islamskiej w Iranie. Niestety Biden z miejsca odmroził irańskie fundusze, dzięki czemu Teheran na nowo począł zbroić terrorystów. Tysiące rakiet w podziemnych arsenałach Gazy, Libanu i Jemenu, zostały opłacone przez Bidena.
A zatem wbrew swej retoryce o nieinterwencji, Trump nie wahał się w przeszłości użyć sił amerykańskich na Bliskim Wschodzie, jednocześnie pozbawiając funduszy najbardziej agresywną siłę w regionie. Jego „sztuka układu” przejawiła się najlepiej w tzw. Porozumieniach Abrahama, serii umów izraelsko-arabskich, dążących do normalizacji stosunków. Rozmowy te rozpoczęły się podczas pierwszej kadencji Trumpa. Nie można wykluczyć, że data morderczego ataku na Izrael, 7 października 2023, była podyktowana dążeniem Teheranu do zablokowania postępów tej normalizacji.
Słyszy się po wielekroć, że Donald Trump to nie jest nowy Ronald Reagan. Byłbym skłonny się z tym zgodzić, głównie dlatego, że nie mogę Trumpa znieść na zupełnie osobistym poziomie (pisaliśmy tu o nim wielokrotnie https://wydawnictwopodziemne.com/category/debaty/trump-i-scaramouche/ [1] i nie będę się powtarzał). Warto jednak pamiętać, że Reagan był ośmieszany i wręcz nienawidzony, zupełnie tak samo jak dziś Trump, a może nawet bardziej. On również miał przeciw sobie lewicowe media i lewackich krzykaczy na uniwersytetach i w Hollywood. Podobnie jak Trump, Reagan nie miał głowy do detali, nie zajmował się drobiazgami i, jak Trump, był czarującym gawędziarzem. Tylko że Reagan był także dżentelmenem i konserwatystą, czego niestety nie da się powiedzieć o Trumpie. Reagan był wspaniałomyślny i wielkoduszny, a Trump jest pamiętliwy i mściwy. Sądzę, że jego druga kadencja będzie dowodem słuszności aforyzmu Gómeza, że „podczas demokratycznych wyborów decyduje się, kogo można legalnie prześladować”.
Należy z całym naciskiem podkreślić, że mowa tu o demokratycznym konserwatyzmie – o postawie politycznej, która w demokratycznym spektrum jest po prawej stronie, we względnej i zmiennej konstelacji politycznej demokratycznego świata – a nie o konserwatyzmie Akwinaty, Burke’a lub Gómeza, który słuszniej byłoby nazwać konserwatywnym reakcjonizmem. „Intelektualna wulgarność przyciąga wyborców jak muchy”, mówił Gómez, czego ostatnie amerykańskie wybory są tylko kolejnym przykładem.
Otóż z tak rozumianego, demo-konserwatywnego punktu widzenia, stawia się Trumpowi dwa zarzuty. Po pierwsze, że jest zaciętym przeciwnikiem wolnego handlu międzynarodowego. A po drugie, że jest zbyt blisko Kremla.
W moim przekonaniu, Trump używa ceł i groźby nałożenia taryf handlowych, w ramach swej nieodpartej wiary w swoją własną moc jako negocjatora. Zważywszy atoli, w jak skrajny sposób chrlowscy komuniści nadużywają od dziesięcioleci wolności handlu dla swych potrzeb, o czym pisałem tu przed laty, https://wydawnictwopodziemne.com/2020/12/22/niektorzy-nazywaja-to-upadkiem-komunizmu-czesc-xi/ [2] , podjąłbym się przeprowadzenia dowodu, że nałożenie karnych taryf na chrlowski przemysł jest niczym innym, jak obroną wolności handlu. Mało tego, wystarczy jedno spojrzenie na sklerotyczną niunię europejską, by zrozumieć, że jest to protekcjonistyczna mafia, a zatem obłożenie cłem całej produkcji tej zaskorupiałej kliki, byłoby zaledwie działaniem poprawczym i mogłoby się okazać zbawiennym dla Europy. Nie da się wykluczyć, że protekcjonizm Trumpa, może doprowadzić do globalnej recesji, hiperinflacji, finansowego kryzysu i zwiększenia (i tak już gargantuicznego w swych rozmiarach) zadłużenia. Sądzę jednak, że „sztuka robienia interesów” powstrzyma go przed tak skrajnym krokiem.
Bliskość, a być może nawet zależność, prezydenta Stanów Zjednoczonych od Kremla (o czym także była już mowa, np. tu: https://wydawnictwopodziemne.com/2022/01/27/niektorzy-nazywaja-to-upadkiem-komunizmu-czesc-xxi/ [3] ), jest, rzecz jasna, o wiele większym problemem. Większość obserwatorów sprowadza tę zależność do wojny ukraińskiej i strasznych konsekwencji, jakie rzekomo ponieść będą musieli Ukraińcy, w rezultacie zwycięstwa Trumpa. Takie potencjalne uzależnienie może mieć wiele niepokojących wymiarów, ale zatrzymajmy się przy Ukrainie.
Podczas kampanii wyborczej, Trump powiedział, że rozwiązałby problem w ciągu 24 godzin, grożąc Putinowi, że podwoi pomoc dla Ukrainy, a Zełenskiemu, że ją powstrzyma. Pamiętam, jak przez ułamek sekundy, przeszło mi przez myśl, że może to jest genialne…, ale nanosekunda wystarczyła, by mi uświadomić, że są to groźby wykluczające się wzajemnie. Wystarczy zatem, by obie strony wyśmiały gromko trumpowy bluff i wracamy do punktu wyjścia. Jest oczywiście możliwe, że Trump zdawał sobie z tego sprawę, a mówił tylko, co mu ślina na język przyniosła, planując w rzeczywistości dokonać tych dwóch posunięć konsekutywnie: w pierwszej fazie podwoić pomoc dla Ukrainy, po czym zredukować ją do zera. Jeżeli tak, byłaby to dokładnie ta sama taktyka, jakiej użył Nixon w Wietnamie, dążąc do wycofania się – zwiększył natężenie ataków. Nie inaczej postąpili Amerykanie w Iraku i w Afganistanie, gdzie dokonali tzw. surge, czyli zwiększyli ilość żołnierzy i podnieśli intensywność akcji po to tylko, by uwiarygodnić nadchodzącą rejteradę. W wypadku Obamy, nawet zapowiedziano to z góry, co już jest zupełnie niewybaczalne.
Nie zamierzam spekulować, czy Trump jest „człowiekiem Kremla”. Jeżeli w ogóle coś takiego może wyjść na jaw, to raczej tylko po długim czasie, a nawet wówczas, tylko jeżeli będzie to komuś na rękę.
Gdybym miał spekulować na temat dalszego rozwoju wydarzeń na Ukrainie, to powiedziałbym, że Trump pragnie powrotu do Jałty (nie inaczej zresztą, niż poprzednie amerykańskie administracje, które nie miały jednak kontroli nad obiema izbami Kongresu). Amerykanie od dawien dawna uważali Europę Wschodnią za strefę wpływu Moskwy i Trump najprawdopodobniej nie będzie się wahać przed prowadzeniem bezpośrednich negocjacji z Putinem ponad głową Zełenskiego, i przy pierwszej sposobności umyje ręce i pozbędzie się kłopotu. A kiedy następnie utraci władzę i uda się w promieniach zachodzącego słońca do Mar-a-Lago, to może nawet wygłosi wielką mowę na temat nowej Żelaznej Kurtyny…
Załóżmy przez chwilę, że Trump jest nowym Reaganem, że wydatnie zmniejszy wydatki rządowe, skończy z zielonym nonsensem, wygra wojnę celną z chrlem i z niunią, zmusi kraje Nato do zwiększenia swych wydatków na obronę, zagoni Putina z podkulonym ogonem do stołu rozmów, i co dalej? Po wielkich sukcesach Reagana nastąpiła prowokacja pod tytułem „upadek komunizmu”.
Osobiście, pozostaję niezmiennie pesymistą. Podobnie jak Gómez:
Żywić nadzieję, że rosnąca kruchość i wrażliwość coraz bardziej zintegrowanego przez technikę świata nie będzie wymagała totalnego despotyzmu, jest zwykłą głupotą.
Article printed from : https://wydawnictwopodziemne.com
URL to article: https://wydawnictwopodziemne.com/2024/11/10/trump-reagan-i-inni/
URLs in this post:
[1] https://wydawnictwopodziemne.com/category/debaty/trump-i-scaramouche/: https://wydawnictwopodziemne.com/category/debaty/trump-i-scaramouche/
[2] https://wydawnictwopodziemne.com/2020/12/22/niektorzy-nazywaja-to-upadkiem-komunizmu-czesc-xi/: https://wydawnictwopodziemne.com/2020/12/22/niektorzy-nazywaja-to-upadkiem-komunizmu-czesc-xi/
[3] https://wydawnictwopodziemne.com/2022/01/27/niektorzy-nazywaja-to-upadkiem-komunizmu-czesc-xxi/: https://wydawnictwopodziemne.com/2022/01/27/niektorzy-nazywaja-to-upadkiem-komunizmu-czesc-xxi/
[4] : https://rumble.com/v5tffow-tulsi-gabbard-is-a-security-risk.html
[5] : https://x.com/JenksJackman/status/1864707621329997902
[6] : https://jrnyquist.blog/2024/12/04/false-opposition-and-provocation-russias-encirclement-of-ukraine/
Click here to print.
Copyright © 2007 . All rights reserved.
21 Comments To "Trump, Reagan i inni"
#1 Comment By Greg On 12 listopada 24 @ 1:51
A może Trump wykorzysta sprzyjających mu generałów i powtórzy rzecz, która miała już miejsce w Chile w l. 70? Zapędzić wrogów na stadion, resztę zabrać na wycieczkę helikopterem i spokój. Wszak jest Amerykaninem i powinien dbać o swój kraj.
#2 Comment By michał On 13 listopada 24 @ 8:42
Szanowny Panie,
Proszę wybaczyć, że Pański komentarz pozostał tak długo nie zatwierdzony – nie miałem dostępu do komputera.
Gotów byłbym bronić Pinocheta przed sądem, gdyby była taka okazja, gdyż miał on do czynienia z komunistyczną władzą w swej ojczyźnie i środki, jakie przedsięwziął, były adekwatne do sytuacji. Ale to nie znaczy, żeby mi się podobało zapędzanie wrogów na stadiony jako takie. Podobnie jak nie podobała mi się specjalnie Bereza Kartuska i ten cham, który się tam szarogęsił. Czym różni się zapędzanie wrogów na stadiony od zapędzania ich do obozu w Dachau, na którym „miejsce odosobnienia” w Berezie było ponoć wzorowane? Czym różni się od zapędzania ich na Wyspy Sołowieckie?
Jeżeli tak mamy traktować naszych wrogów, to czym będziemy sami się od nich różnić?
#3 Comment By amalryk On 14 listopada 24 @ 1:35
Pan Greg raczy ironizować. Zapomniał dodać, że te dehelikopteracje (analog. „defenestracja”) odbywały się nad Oceanem Spokojnym, w celu uniknięcia możliwości odnalezienia zwłok, wówczas zamordowani uzyskiwali trwale status zaginionych.
Miguel Krassnoff, wnuk atamana Piotra Krasnowa wydanego przez naszych drogich aliantów sowietom, odsiaduje właśnie 1047 lat więzienia za swój udział w powyższych sprawach… Kto jak kto, ale on chyba dobrze wiedział czym im grożą rządy towarzyszy komunistów.
Tak czy siak ciągle pozostaje aktualne pytanie postawione przez Pana Michała:
„Jeżeli tak mamy traktować naszych wrogów, to czym będziemy sami się od nich różnić?”
Co prawda pewien nieudaczny chodowca drobiu, Heinrich Himmler, miał na ten temat inne zdanie, mówiąc do swoich gruppenfuerer’ów 4.10.43 r. w Poznaniu:
„Większość spośród was tu obecnych wie, co znaczy, kiedy 100 zwłok leży obok siebie, kiedy 500 czy kiedy 1000 zwłok leży przed nami. To przejść i pomimo tego – pominąwszy odosobnione przypadki ludzkiej słabości – pozostać porządnym człowiekiem, to nas zahartowało.”
Ale ja osobiście nie powoływałbym się na ten autorytet…
#4 Comment By michał On 14 listopada 24 @ 9:52
Panie Amalryku!
Nigdy nie słyszałem o Miguelu Krasnowie. To zdumiewająca historia.
Poznańskie przemówienie też znakomite i wiele mówiące. Jak się więc sprawy mają, bez drobiu i bez atamanów: WIESZAĆ CZY NIE WIESZAĆ?
#5 Comment By amalryk On 15 listopada 24 @ 3:18
Czyżby piąte; nie zabijaj, też już zostało odwołane przez Franciszka I go? Najwyraźniej ja też już zaczynam nie nadążać za epoką…
Aczkolwiek wątpię żeby nowożytnych, postoświeconych komunistów wszelkiej maści zawstydziło nawet poświęcenie pierwszych chrześcijan. [Jean-Louis Vullierme w sym „Lustro Zachodu” pisze: ” Bardzo niewielu (niewątpliwie mniej niż pięć procent) nazistowskich katów, niezależnie od rangi, wyraziło przed sądem skruchę”].
Więc, jeżeli nie chcemy żyć w „zagrodzie dla bydła” to sprawa nie jest jednak taka prosta.
#6 Comment By michał On 15 listopada 24 @ 9:24
Przykazania Boże są w mocy, cokolwiek chcą zrobić ludzie w swych ludzkich poczynaniach. Ale czy w ten sam sposób stosują się wobec państwa, jak wobec ludzkiej jednostki? Pan Jezus nakazał nam nastawiać drugi policzek, ale czy ten nakaz rozciąga się na zachowanie polityków u steru władzy? Sądzę, że najgorszymi politykami, którzy najbardziej szkodzą największej ilości ludzi, są ci, którzy mając najlepsze intencje, nastawiają drugi policzek, dostawszy właśnie metaforycznie w gębę.
Nastawienie drugiego policzka w indywidualnym życiu jest postępkiem odważnym i rycerskim, ale jak wyglądałoby to w życiu publicznym, państwowym? Czy przywódca ma nastawić drugi policzek swego narodu? Zły sąsiad zaatakował nasze państwo, ale bądźmy chrześcijanami i nastawmy drugi policzek, to znaczy: niech nas bije i tłucze, gwałci nasze kobiety i porywa nasze dzieci. Czy tak ma wyglądać zastosowanie chrześcijaństwa w życiu państwowym?
Na państwowej niwie – ach, ta niwa! – nie da się tak łatwo zastosować Boskich wskazań, które sformułowane zostały dla jednostek, a nie dla państw. Dla przykładu, jestem osobiście przeciwny karze śmierci, ale (że zacytuję Mackiewicza) czy to nie szkoda, że carski reżym był tak dobrotliwy i nie skazał na śmierć Dzierżyńskiego? Mniej cierpienia byłoby na tym padole łez. W mej opozycji do kary śmierci łączę się z takimi humanistami jak Maximilien Robespierre i Monsieur Guillotin, więc trochę mi wstyd. Oprócz tego wszystkiego co mnie dzieli od tych zbrodniarzy, łączy nas jednak przekonanie, że państwo ma prawo do odebrania życia obywatelom skazanym legalnie na śmierć.
Wracając do pytania postawionego powyżej – wieszać czy nie wieszać? – a tak ciekawie rozważanego przez Mackiewicza: podobnie jak on, ja bym nie wieszał. Ale jednocześnie nie odmawiałbym Pinochetowi i wnukowi atamana Krasnowa, prawa do wieszania. Choć chyba miałbym więcej zastrzeżeń co do metod. Co do tortur, do tego, że ludzie znikali bez śladu i tak dalej.
#7 Comment By amalryk On 17 listopada 24 @ 6:39
Chmm…. Chyba też bym tych komuchów, zarówno narodowej jak i międzynarodowej prowieniencji, nie wieszał tylko wysyłał do cudnych kopalni na Kołymie (Колыма, Колыма,Чудная планета:Двенадцать месяцев зима,Остальное – лето!) – niech też zażywają piękna życia jakiego innym nie żałowali;
„(…)A kiedy znajdziesz się za drutem, opuści troska cię i smutek i radość w sercu twym zagości, żeś do królestwa wszedł Wolności(…)”
#8 Comment By michał On 17 listopada 24 @ 11:12
Drogi Panie Amalryku!
Jest Pan najczarniejszym reakcjonistą, kunserwatystą, apologetą carskiego jarzma i knuta – zatem chylę czoła. Jak car Nikołaj, nie chce Pan wieszać… taż ta, panie, skandal, ale mnie się podoba.
O, cześć wam, czerwoni magnaci,
za waszą niewolę, kajdany,
o, cześć wam, książęta, hrabiowie, prałaci,
za kraj nasz krwią bratnią zbryzgany.
#9 Comment By amalryk On 19 listopada 24 @ 2:47
Przyganiał kocioł garnkowi! U Pana zapewne też, piewcy wolności, równości i postępu (etc, etc) wykryliby czarne podniebienie…
#10 Comment By michał On 19 listopada 24 @ 8:21
Gdzież mnie przyganiać komukolwiek, a zwłaszcza Panu, Panie Amalryku? Jestem cały okopcony i osmalony, jak przystałoo reakcjoniście. I taka moja niekłamana nadzieja, że piewcy równości i postępu wykryliby u mnie czarne podniebienie.
„A taki Cyrankiewicz wygraża pięścią każdemu, kto by „zegar dziejów ludzkości pragnął cofnąć wstecz”… Naturalnie, że bym pragnął!!!”
I jeszcze inne słowa mi się nasunęły, choć ich autor z pewnością nie był reakcjonistą:
Myśmy raju znieść nie mogli,
Tu nasz żywioł, tu nasz dom.
Tu nie wejdą ludzie podli,
Tutaj żaden nas nie zdziesiątkuje grom!
Taki jest sens Podziemia.
#11 Comment By Andrzej On 7 grudnia 24 @ 2:41
Jako przyczynek do artykułu Pana Michała (jak mi się wydaje istotny) pozwolę sobie zaproponować zapoznanie się [4].
#12 Comment By michał On 7 grudnia 24 @ 5:01
Drogi Panie Andrzeju,
Tulsi Gabbard bardzo mnie interesuje. Ma za sobą karierę w armii, skrajnie komunistyczne poglądy (w amerykańskiej polityce wewnętrznej, poparcie dla Sandersa), ostrą krytykę polityki Trumpa wobec Iranu, a potem gwałtowną konwersję przeciw partii demokratycznej, a w szczególności przeciw osi Clinton-Obama-Biden-Harris czyli kliki władzy.
Jeszcze w 2022 roku propagowała sowiecką dezinformację na temat tajnych i nielegalnych laboratoriów amerykańskich na Ukrainie (ktoś pisał o tym nawet u nas). Ale znacznie ważniejsze jest jej stanowisko wobec Syrii i Iranu. Osobiście, mam wiele szacunku dla ludzi, którzy potrafią zasadniczo zmienić zdanie i przyznać się do błędu, jednak w jej przypadku nie widzę naprawdę żadnej przemiany, oprócz jej personalnej niechęci do szajki u władzy w partii demokratycznej. Loudon mówi zresztą o tym w wywiadzie przez Pana przywołanym. Podczas kampanii wyborczej, Tulsi zbliżyła się do obozu Trumpa z powodu swej druzgocącej krytyki Kamali, ale powołanie jej na stanowisko politycznego nadzoru nad wszystkimi agencjami wywiadowczymi Ameryki jest żenujące.
Gabbard nie jest niestety jedyną podejrzaną postacią w nowej administracji. Robert Kennedy jest wielbicielem Chaveza i „wenezuelskiego eksperymentu”…
A co Pan sądzi o Loudonie, Gabbard i innych?
#13 Comment By Andrzej On 7 grudnia 24 @ 7:14
Panie Michale,
Loudon wydaje mi się szczerym antykomunistą, choć nie wszystko co twierdzi pokrywa się z moimi poglądami (głównie chodzi mi o „wolność” demoludów, ale to przypadek potwierdzający regułę wśród zachodnich przedstawicieli tego nurtu). Niewątpliwie doskonale zna scenę amerykańską – od lat jest na niej bardzo aktywny, szczególnie wśród tamtejszych konserwatystów. Napisał na ten temat szereg książek, stworzył też ciekawą stronę keywiki.org. Na temat Gabbard wiem zasadniczo tylko to, co o niej napisał (udokumentowany tekst jest obecnie zamieszczony na głównej stronie KeyWiki). Wiąże ją z nurtem, którego jeden z liderów, niejaki Jackson Hinkle określa mianem MAGA Communism.
Tak. Każdy może się zmienić (Whittaker Chambers jest najlepszym przykładem). Nie sądzę wszakże, że Trump wybrał Gabbard z tego względu, że stała się wrogiem komunizmu. Raczej jako lojalnego reprezentanta jednej z grup, która go mocno popierała.
Optymistyczny pogląd w tej kwestii prezentuje JR Nyquist, którego zdaniem rola Gabbard nie jest znacząca (nie kieruje, tylko nadzoruje), a do tego będzie zakładnikiem polityki ścisłego kręgu ekipy Trumpa. Polityka ta jest jednak zupełnie nieprzewidywalna, pomimo uczestnictwa w nim takiej postaci jak Rubio.
Na zakończenie, ciekawe jest to, jak kwestię MAGA interpretują chińscy komuniści (póki co jeszcze nie czołowi, ale zdaje mi się odgrywający ważną rolę). Niewątpliwie prowadzą tu grę, więc zobaczymy czy ten most uda im się łatwo skonstruować.
#14 Comment By Andrzej On 7 grudnia 24 @ 7:18
ps. linka chyba nie działa jak trzeba. Podaję bezpośrednią: [5]
#15 Comment By michał On 7 grudnia 24 @ 8:11
Panie Andrzeju,
Linka ciekawa, dziękuję, ale Mao „zmobilizował masy” nie przy pomocy patriotyzmu, tylko terroru tak groteskowego, że nawet Stalin był zdumiony. „Maga komunizm”? Czy naprawdę komuniści mogliby się uczyć czegoś od Trumpa? Doprawdy nie sądzę. Lenin używał rosyjskiego patriotyzmu dla swoich celów. Stalin podobnie, i Mao też. Józef Mackiewicz nazywał to nacjonał-komunizmem i wiedział, co mówił. Nb. nawet samo hasło „Make America Great Again” także nie jest oryginalne. Używał go już Ronnie Reagan…
Chyba ma Pan rację, co do powodów dla nominacji Gabbard: wdzięczność za poparcie i w nagrodę: słodka posadka. Tak wygląda amerykańska demokracja. Ale czy musiał jej dawać tę właśnie rolę? Natomiast zupełnie nie mogę się zgodzić z oceną Nyquista (w kwestii znaczenia tej pozycji). Przy okazji, Nyquist przeszedł ostatnio siebie samego, pisząc o prlowskich popisach: [6] To już kompletny bełkot.
Oczywiście Trevor Loudon jest tu najciekawszy. Jego prosty i jasny antykomunizm wynosi go ponad przeciętność. Tylko że Loudon poparł Trumpa dość bezkrytycznie, niejako projektując na niego swój własny antykomunizm. Oskarżenia o sowieckie związki są w jego oczach wyłącznie próbą oczerniania ze strony partii demokratycznej. Jeśli o mnie chodzi, to mam mnóstwo wątpliwości co do Trumpa.
#16 Comment By michał On 8 grudnia 24 @ 3:45
PS. Zważywszy gwałtowny i niespodziewany rozpad Syrii Assadów – czy jest to kolejny epizod „Jesieni demoludów”, Panie Andrzeju? – ciekawe, jak teraz postąpi administracja Trumpa. Gabbard jednoznacznie i otwarcie popierała Assada. Trump, gdy był u władzy, popierał ugrupowania zwalczane przez Assada, które jednocześnie gotowe były walczyć z Isis. Hayat Tahrir al-Sham – grupa, która błyskawicznie zdobyła Homs, Hama i Aleppo, choć jak się wydaje, nie Damaszek – jest odpryskiem pokonanego „kalifatu” Isis, jest prawnukiem al-Qaedy.
Turcja odgrywa poważną i groźną rolę w Syrii, sowieciarze mają tam ważne bazy, a Izrael musi obserwować ze zgrozą kolejne islamistyczne pseudo-państwo powstające nad ich północną granicą. Assad pozostał u władzy wyłącznie dzięki poparciu Moskwy i Teheranu, wraz z niechętnym przyzwoleniem Ankary. HTS będzie miała przeciw sobie Iran i Izrael, Kurdów i Putina, Amerykę i Hezbollah, ale czy także Erdogana? Już teraz krążą pogłoski, że to są odmienieni islamiści, że nie są już tak radykalni i krwiożerczy…
Gdybym miał zgadywać, to sądziłbym, że Trump będzie się skłaniał do wycofania z Syrii i pogrążenia jej w chaosie, gdyż głównym przedmiotem jego zainteresowania w regionie jest dalsze osłabienie Iranu. Islamistyczna i podzielona Syria będzie wprawdzie antyizraelska i antyamerykańska, ale także antyszyicka, a co za tym idzie wroga Iranowi i Hezbollah. Problem w tym, że Amerykanie zazwyczaj popełniają kolosalne, i dalekosiężne w skutkach, błędy w tym regionie świata.
#17 Comment By Andrzej On 8 grudnia 24 @ 7:05
Panie Michale,
To chyba raczej odroczona w czasie (powtórzona) odsłona „Arabskiej wiosny”. Wydaje mi się, że jej sponsorem jest Turcja (także uczestnikiem na północy kraju, gdzie konsekwentnie zwalcza Kurdów (zwą ich terrorystami, co ma pewien sens o tyle, że tam są też komunistyczne grupy PKK). Gdyby nie ochrona USA, zrobiliby to dawno. Już zapowiedzieli, że będą bronić jedności i nienaruszalności granic nowej Syrii. Tymczasem Izrael bombarduje syryjskie arsenały, bazy oraz lotniska i zajmuje Wzgórza Golan. Arabia Saudyjska, Jordania się po stronie rebeliantów. Putin i ajatollahowie nie interweniowali w obronie swoich baz (Teheran stwierdził, że jedynie „lud Syrii” może decydować o losie kraju). Jak mi się zdaje wygląda to raczej tak, że Izrael/USA będą przeciwko reszcie. Chyba szykuje się kolejna zawierucha, ale zobaczymy.
Trump najpewniej chciałby się wycofać, ale nie zostawi Izraela.
Obalenie bolszewika cieszy, ale co z tego wyniknie?
#18 Comment By Andrzej On 8 grudnia 24 @ 7:34
ps. Precyzując, chodzi o to, że Izrael zajmuje strefę buforową na Wzgórzach Golan, a także terytorium Syrii poza nią.
#19 Comment By michał On 8 grudnia 24 @ 9:24
Cha, cha! Wiosna ludów, jesień demoludów, lato małoludów, arabska wiosna, perska jesień, tureckie rachamtłukum? To nazewnictwo jest jak polskie miesiące, panuje niejaka dowolność. Jednak, jeżeli dobrze rozumiem, to określenie ‚jesień demoludów’ dotyczy pozorowanego upadku komunistycznych reżymów, popieranych z Moskwy i upadłych na rozkaz. Partia Baath stworzyła takie właśnie reżymy w Iraku i Syrii. Moskwa je popierała, ale Saddam chciał się uniezależnić, podczas gdy Hafez Assad i jego syn nigdy nie próbowali niezależności. Czy zatem nie jest możliwe, że to kolejna odsłona jesieni demoludów? W Damaszku ponoć nastała demokracja… tylko lepiej nie mówić o tym HTS. Jak Pan słusznie mówi, obalenie bolszewika cieszy, ale tu chyba wygoniono biesa diabłem.
Turcja stoi za wydarzeniami w Syrii od lat, tureckie wojska operują wewnątrz granic Syrii itd., ale podobnie było z sowietami i Iranem, a teraz dzieje się coś dziwnego i chyba bardziej złożonego. Czy myśli Pan, że to jest „turecka operacja”? Hmm, nie można tego wykluczyć.
Kurdowie są bardzo ważnym języczkiem u wagi, a może nawet czymś więcej. Swoją drogą, naród, o którym Ksenofont pisał w Anabasis na 400 lat przed Chrystusem, nigdy nie miał swego państwa, a my narzekamy na wieki niewoli.
Nie sądzę, żeby Trump zamierzał wycofać się z regionu, miałem tylko na myśli, że może zechce wycofać wojska amerykańskie z Syrii, a ich jednostki stacjonują tam od lat, i były wielokrotnie przedmiotem ataku ze strony sił, które dziś nazywają się HTS. Izrael to odrębna kwestia. Ich problem nazwałbym trudnością nieprzewidzianych konsekwencji. Ich wojna z Hezbollah i Iranem odniosła tak ogromny sukces, osłabiła je tak drastycznie, że uniemożliwiła obu siłom interwencję w obronie Assada. Jednocześnie Putin nie ma broni ani ludzi do przesłania do Damaszku, bo sa potrzebni gdzie indziej, więc Assad został poświęcony. – Ale HTS w Damaszku na pewno nie było celem Izraela!
#20 Comment By Andrzej On 9 grudnia 24 @ 11:30
Panie Michale,
No tak. Bardzo możliwe, że będzie to sunnicka wersja bolszewizmu irańskiego (choć wydaje się, że na czele nie stoją tamtejsi talibowie; swoją drogą negocjacje i zawarcie umowy z nimi to był koszmar i hańba USA). Sowieci i bolszewicy irańscy ewidentnie rozgrywają już tę partię na swoją korzyść. Ich bazy, a przynajmniej sowietów, prawdopodobnie w Syrii pozostaną.
ps. Tunezja nie była bolszewicka przed rewolucją (Egipt także). Za to teraz jest na prostej drodze do bolszewizmu. Zdaje mi się, że to nie bardzo pasuje do sterowanego z Kremla i Łubianki „upadku komunizmu”.
#21 Comment By michał On 9 grudnia 24 @ 8:34
Drogi Panie Andrzeju,
To mogą być oczywiście tylko domniemania, ale mnie się wydaje, że sowieckie bazy pozostaną, a irańskie nie. Syria miała ogromne znaczenie strategiczne dla obu. Dla Putina, baza morska nad Morzem Śródziemnym jest kwestią prestiżu, choć sam port jest do niczego. Ale Syria była ważną częścią półksiężyca afrykańskiego, wiodła do Libii, a dalej do Czadu, Nigeru (!), Mali i tak dali. Nawet jeśli port w Tartus jest nieodpowiedni, to można tam zatrzymać się na redzie, zaprowiantować, zabrać paliwo i broń.
Dla Iranu, była to część ich szyickiego półksiężyca, wiodącego od Huthi w Jemenie, przez rebeliantów (w więzieniach) w Bahrainie, Irak, Syrię do Hezbollah (Hamas jest tylko na przyczepkę, bo to sunici). Assad zapewniał im drogę lądową do Libanu; to tędy dostarczono te setki tysięcy rakiet do doliny Bekaa. Otóż wydaje mi się, że Isis (hts, hrt, jak ich zwał, tak ich zwał) z łatwością dogada się z Putinem, ale będzie pragnęło dalszego osłabienia Iranu w ogóle, a w szczególności Hezbollah, a może zniszczenia obydwu. Izrael odniósł takie sukcesy w wojnie z bandytami, że to może okazać się możliwe.
Czy jest Pan pewien, że Egipt nie był zsowietyzowany przed 2011? Nasser-Sadat-Mubarak, to coś jak Jaruzel-Bolo-Kwas. Pierestrojka na długo przed Gorbaczowem. Wybór jest między bolszewią i Bractwem Muzułmańskim. Podobnie jest np. w Algierii, gdzie u władzy jest albo zbolszewiczała armia, albo islamiści. Może ma Pan rację co do Tunezji, ale też nie jestem pewien.