Michał Bąkowski
152 comments Published 14 January 2011    |
- Cycles
- Składany komunizm
- Żuraw i landrynka
- Polski październik i okrągły stół
- Hmong znaczy wolny
- Antykomunizm którego nie ma
- Piszcie do mnie na Berdyczów
- Golicyn Nosenko i kilka drobiazgów
- Józef Mackiewicz i cenzura
- Operation Unthinkable
- Pisarz dla dorosłych w Pacanowie
- Bolo Liquidation Club
- Powstanie węgierskie
- Mackiewicz i Suworow
- Głód wiedzy o Hołodomorze
- Wszystko jest połączone
- Nasz człowiek – Gordijewski
- Niech biega w kukukrydzę…
- Lot nad kukułczym gniazdem
- Józef Mackiewicz idzie na wojnę
- Niektórzy nazywają to „upadkiem komunizmu”
- Benia Dniepropietrowski
- Za lub przeciw kontrrewolucji
- NOP czyli Nowa Ochrona Przyrody
- Listy z Niedorzecza
- „Niespodziewany koniec lata”
- Benito Cereno
- Jacyś biali Rosjanie
Nooo! Potrafi Pan być miły: “[…]Ojciec J. M. Bocheński zwykł był mawiać, że poza logiką jest tylko bełkot.[…]” Ale, po prawdzie, wykazał Pan tylko sprzeczność tkwiącą w wypowiedzi FYM-a, czyli jej absurdalność, a w logice absurd jest wypowiedzią sensowną ,w przeciwieństwie do nonsensu, który jest ciągiem wyrazów zbudowanym niezgodnie z regułami składni języka, czyli bełkotem właśnie.
Tylko, niestety, racja niewzruszenie jak stutonowy głaz leży po Pańskiej stronie. A uściślając pańskiej i Józefa Mackiewicza. Swoją drogą, Cat napisał onegdaj w swych wrażeniach z podróży do cccp-u pt.”Myśl w obcęgach” takie słowa; “[…]nie można przecież przypuścić, że długo może istnieć społeczeństwo karmione wyłącznie morfiną[…]” – a aktualny wszechobecny “świat mediów” (pomijając osobiste losy autora tych słów) mówi nam jednak coś wręcz przeciwnego.
Ludzie często lubią być okłamywani, konkretny człowiek niekoniecznie. W pewnym sensie konserwatyzm jest fatalistyczny tym fatalizmem wynikającym ze świadomości skażenia natury ludzkiej, dlatego też po ludzkości za wiele nie ma co się spodziewać. I konsekwentnie walczyć z tym kurewskim bolszewizmem bo “[…]Nadzieja na zwycięstwo jest dla inteligentnego człowieka jedynie pretekstem do walki[…]”(N.G.D.)
Cat nie rozumiał komunizmu. Pijcie wino, idźcie spać, chciałoby się zacytować – społeczeństwo może trwać w stanie drzemki bardzo długo. Zresztą ja nie oczekuję wyzwolenia od tłuszczy, więc jeśli o mnie chodzi, to może spac dalej. Tzw. większość nie ma wielkiego znaczenia, oprócz oczywiście tego drobiazgu, że może stratować mnie…
Konserwatyzm nie musi chyba być fatalistyczny. Wystarczy zdrowy – bo racjonalny – pesymizm.
Zdanie Davili jak zwykle trafne, ale walczyć należy nawet i bez nadziei zwycięstwa, to jest pewnie właśnie najbardziej szlachetna walka – absurdalna (nonsensowna, niedorzeczna), ale szlachetna. Walka z komunizmem jest jedyną godną człowieka wolnego postawą wobec tego łajna, które równomiernie rozpełza się wszędzie.
A wracając do FYMa, Ściosa i Rolexa, to dlaczego oni popadają w takie sprzeczności? Skąd te głodne kawałki? To jest bardziej bolesne niż jakiś lewacki bełkot, o wiele bardziej…
Wielu, nawet dość poważnych, ludzi nie ma swiadomości ,iż konspirować w taki, wyobrażany sobie przez nich, “filmowy” sposób, to można było ewentualnie w …carskiej Rosji, ale na pewno nie w sowietach bliższych (cccp) czy dalszych (typu prl). Nie mają też pojęcia o skali i rozmachu wewnetrznej infiltracji społeczeństwa jak i o łatwości w dostępie służb komunistycznych do najnowszych technologii światowych jeżeli były jej w tym przydatne, i stałej gotowości aparatu represji do wprowadzenia terroru na dowolną wymaganą skalę, w razie pojawienia sie takiej konieczności. Stąd niezrozumiała skuteczność sprzedawania publice, przez róznych , pozal sie Boże , kombatantów “mrożących krew w żyłach” opowieści z mchu i paproci o bohaterskim osaczaniu peerelowskiego komucha. I biorące się stąd poparcie dla nowoutworzonych, równie legendarnych bytów politycznych.
“[…]A wracając do FYMa, Ściosa i Rolexa, to dlaczego oni popadają w takie sprzeczności? Skąd te głodne kawałki?[…]” Myślę że świadomie, traktując swoje pisanie jako organiczna pracę u podstaw edukacji politycznej zsowietyzowanego społeczeństwa, koloryzuja rzeczywistość w oczekiwaniu na “cud nad urną”, przy którymśtam, kolejnym podejściu. Ale że po bez mała 22-uch latach oszałamiajacej skuteczności tej praktyki jeszcze tkwią w tych złudzeniach… to już ich słodką tajemnica.
Organiczna praca u podstaw, opierająca się na podstawowym fałszu, nie może chyba osiągnąć zakładanego celu “edukacji politycznej zsowietyzowanego społeczeństwa”. I to wszystko jeszcze robić mają z pełną swiadomością? Świadomie pieprzą chrzanem, dla pokrzepienia serc?! Brrr…
Paradoksalnie, wydaje mi się, że “przebudzenie z sowieckiej drzemki” zostało osiągnięte przez Michnika i spółkę, i efekty tego oglądamy do dziś. Nie jestem więc wcale przekonany, czy nowe przebudzenie jest pożądane, ale to z kolei prowadzi do dylematu:
– z jednej strony, mamy prlowską rzeczywistość, prlowską “państwowość”, która jest potężna powszechną akcpetacją sowieckiego tworu jako Wolnej Polski;
– z drugiej strony, obudzenie powszechnej świadomości prlu może prowadzić co najwyżej do “Solidarności bis”, co jak już wiemy z doświadczenia, nie może wieść do Wolnej Polski.
Czyżbyśmy zatem byli w matni?
Tylko że w polityce rzadko tylko bywają sytuacje bez wyjścia, a kiedy się zdarzają, to na ogół są rezultatem wcześniej popełnionych błędów.
“[…]Świadomie pieprzą chrzanem, dla pokrzepienia serc?! Brrr… […]” To raczej, myślę taka “dwuświadomość”, dość powszechna choroba w peerelu ,najwyraźniej infekowana polrealizmem ,w efekcie której pojawiają się takie dziwne objawy jak podświadome przekonanie o zawieszeniu obowiązywania praw logiki… W końcu nasz nowy, lepszy o udoskonalonej formule peerel ,ciągle jest sprzedawany według tego samego schematu co stary; jest to co prawda państwo ułomne, pokraczne i garbate ale nasze, polskie! Przypomina mi to pewne wystapienie spawacza sprzed lat, gdy w jakimś swoim równie porywającym jak obecne Gajowego przemówieniu wypalił (czym mnie doprowadził wówczas do szewskiej pasji): ” …żeby Polska była Polską musi być polską socjalistyczną!…” I tu dochodzimy do clou zagadnienia, które powinien wbić sobie w łepetynę każdy kto nie jest lewackim idiotą , otóż jeżeli Polska ma być Polską komunistyczną ,to lepiej aby jej nie było w ogóle !
Może sie rzeczywiście zdarzyć, iż w końcu nawet do błogo znieczulonych telewizorem dotrze, że nie ma żadnej Wolnej Polski. Ale z tego państwo samo się nam nie narodzi! Potrzebne są siły państwotwórcze i, potrzebne elity które je scalają i organizują. Państwo założone przez mniejszych i wiekszych bolszewickich przestępców, cwanych złodziejaszków i “uwikłanych” w gry operacyjne z tymi pierwszymi “rózowych”, nie jest zapewne dobrym punktem wyjścia, ale innego nie mamy…
“Dwuświadomość”? To brzmi trochę jak orwellowskie “dwójmyślenie” (czy jakkolwiek to jest na polski tłumaczone), czyżbyśmy rzeczywiście aż tak nisko się stoczyli? Przecież mówimy tu o ludziach na jakimś poziomie, o “wolnych strzelcach” i “historykach filozofii”. A może tylko historykach filozosi?
Przecież to oni właśnie pretenduja do obnażania prlowskiej sromoty, to oni piszą o komunistycznych decydentach. Ja nadal nie do końca pojmuję, jak to jest możliwe.
Przebywając od lat poza “naszą dynamicznie rozwijajaca się młodą demokracją” ma Pan nad nami tę przewagę, że z oddali rzeczy widzi sie lepiej. A nie żyjąc w środku tego cyrku ma się naturalny dystans do sprzedawanych tutaj tubylczemu ciemnemu ludowi 24h na dobę, głodnych kawałków o nieprawdopodobnej skali wolności i o imponujących sukcesach naszego bantustanu.
A to dwómyślenie rzeczywiście występuje, jak Pan trafnie zauważył. Swoja drogą znalezienie wyjścia z tej pułapki jaka zastawili na nas komuniści nie wydaje się w cale sprawa prostą. Ale bez watpienia samookłamywanie się szans nam nie zwiększa.
Drogi Panie Amalryku,
Wydaje mi się, że mówimy o dwóch różnych rzeczach. Bo przecież ja nie pisałem powyższego tekstu o “ciemnym ludzie”. Debatowaliśmy kiedyś u Jaszczura o masach: ciemne masy pozostaną ciemne z definicji, ale każde indywiduum, z których się składają, ma wolną wolę, żeby się z ciemnoty tych mas wyłamać.
Nie mówiłem także o przekonanych bolszewikach, jak np. Michnik, od których trudno oczekiwać czegoś innego niż takie kawałki. Ale niech Pan poczyta FYMa o sowietyzacji – on pisze z sensem, trafnie, do rzeczy, więc dlaczego zwycięża u niego polrealizm?
Nie mówiłem o poputczikach oświeconych w rodzaju Stefana Kisielewskiego czy jego dzisiejszego marnego odbicia w stylu prezesa Wielomskiego. Ci, z wielką kulturą i swadą (może nie w wypadku prezesa) pragną całować każdą zastaną rzeczywistość w dupę. Ale niech Pan poczyta Rolexa o potrzebie działalności podziemnej albo o błędzie oddania insygniów – więc dlaczego ten człowiek namawia potem do głosowania na Piss?
Nie mówiłem o agentach uznanych za wielkości, w rodzaju Cata czy Jasienicy, a dziś ich bladego odbicia w postaci tych cwaniaczków u władzy. Tamci potrafili pisać listy otwarte, kiedy to jeszcze wymagało jakiejś odwagi, ale w końcu robili, co im kazano. Ale niech Pan poczyta Ściosa o zabójstwie Popiełuszki albo o Kuklińskim – więc jak ten człowiek może potem pisać pytania do kandydata Komorowskiego? Czy pisywałby także pytania do kandydatów na członków politbiura?
Jeżeli ludzi na tym poziomie zaślepia polrealizm, jeżeli nawet oni nie są w stanie spojrzeć prawdzie w oczy, jeśli nawet oni bredzą coś o rusyfikacji (sic!!! rusyfikacji czego? prlu bis?), to jaka może być nadzieja?
Ja wymiękam.
Panie Michale,
Na początku chciałbym zaznaczyć, że moja wypowiedź nie dotyczy powyższego artykułu, choć częściowo mieści się w tematyce dyskusji, jaka wywiązała się powyżej. Niedawno przeczytałem kilka Pańskich tekstów i komentarzy. Pozwoli Pan, że podzielę się swoimi wątpliwościami.
Prof. Andrzej Nowak zaproponował podział polskiego patriotyzmu w XIX wieku na trzy formuły: patriotyzm republikański, niepodległościowo-imperialny, oraz modernizacyjny (por. http://www.omp.org.pl/artykul.php?artykul=174#_ftn3). Jest to oczywiście uogólnienie, ale mam nadzieję, że będzie Pan w stanie podział ten zaakceptować – ułatwi to dalszą dyskusję. Jak wnoszę z lektury Pańskich tekstów, opowiada się Pan za formułą republikańską, a formułę niepodległościową uważa Pan (jak sądzę – w dużej mierze słusznie) za rodzaj nacjonalizmu. Czy nie jest jednak tak, że wówczas, gdy Polski nie było na mapie – a nie było jeszcze zagrożenia bolszewickiego – jedyną potencjalnie skuteczną koncepcją walki o wolną Polskę był model niepodległościowy? Zapewne odpowie Pan przecząco, ciekaw jestem jednak Pańskiego uzasadnienia i odpowiedzi na pytanie – co w zamian?
Przyjmijmy jednak, że był to jedyny właściwy wówczas model. W 1918 roku Polska odzyskuje niepodległość, niemal równocześnie pojawia się bolszewickie zagrożenie. Jaka jest pozycja Polski na arenie międzynarodowej? Sądzę, że – mówiąc delikatnie – nie można mówić o powszechnej akceptacji naszego prawa do niepodległości (nie chodzi mi o płaszczyznę formalno-prawną, lecz o opinie zachodnich polityków, jak np. Lloyd George). Nie chcę niczego rozstrzygać; chcę jedynie zapytać, czy “przestawienie” naszego myślenia z niepodległościowego na prawdziwie antybolszewickie (co oznaczałoby rezygnację z tego pierwszego) było wówczas w ogóle możliwe? Słuszne jest Pańskie twierdzenie, że polską racją stanu był wówczas anty-bolszewizm, i że nie była ona realizowana. Sytuacja w Europie sprawiała jednak, że niepodległość Polski wciąż była bardzo niepewna i wisiała na włosku. Czy taki stan rzeczy nie uniemożliwiał rezygnacji z formuły niepodległościowej? Jeśli znów Pan zaprzeczy – i tym razem będę ciekaw Pańskiej argumentacji.
Gdy porównamy okres II RP ze stanem dzisiejszym, widać jak na dłoni, że sytuacja jest znacznie gorsza. Prawo Polski do niepodległości jest nie tylko nieuznawane (wszak Jałta wciąż obowiązuje), ale de facto w ogóle tej niepodległości nie ma. Czy w takiej sytuacji możliwe jest porzucenie formuły niepodległościowej? Teoretycznie na pewno tak, ale chodzi mi o możliwość praktyczną, uwzględniającą uwarunkowania historyczne i psychologiczne. Republikańska formuła patriotyzmu jest najlepszym modelem na czas rzeczywistej i stabilnej niepodległości. Czy jednak wówczas, gdy tej niepodległości nie ma, a wszyscy wkoło odmawiają nam do niej prawa, możliwe jest przyjęcie takiego modelu?
Od odpowiedzi na to pytanie zależy powodzenie naszej walki z bolszewizmem. Chyba nie będzie przesadnym stwierdzenie, że warunkiem koniecznym do jej rozpoczęcia jest pokonanie samych siebie. Czy to możliwe?
Drogi Panie,
Otworzył Pan tu bardzo obszerne pole do dyskusji. Obawiam się, że nie jestem w stanie wyłożyć szczegółowo, jak bardzo nie zgadzam się z Nowakiem, z podstawami jego typologii patriotyzmów, z samą koncepcją, bo nie znoszę wszelkich ideologii, gdy patriotyzm w swej tradycyjnej postaci – miłości do ziemi ojców – jest mi miły. Całe nieszczęście, że stał się ideologią. Podczas rozbiorów zrodziło się dążenie do odzyskania niepodległości – nie jest to doprawdy aż tak niezwykłe w historii ludzkości. Grecja wiła się pod tureckim jarzmem o wiele dłużej niż Polska cierpiała pod zaborami. Najpierw zatem powstał w Polsce romantyczny obraz “skowanej dziewicy” gwałconej przez sąsiadów; obraz, który sam przez się był sympatyczny – i do tego okraszony cudowną poezją! – ale zawierało się w nim ziarnko groźby, które Dmowski przemienił w potworną ideologię: Polak-katolik. Tylko niedowiarek mógł coś takiego wymyślić, bo oczywiście moja katolickość jest o niebo wcześniejsza i ważniejsza od mojej polskości. Katolicyzm stał się narzędziem w rękach endeków, a z drugiej strony zamknął polskość w ciasnej klatce, bo niby dlaczego nie można być Polakiem-ewangelikiem?
Na Pańskie pytanie odpowiedziałbym zatem, że patriotyzm XIX wieku powienien był być niepodległościowy, ale nie musiał być tego typu, jak to wykłada Nowak.
Nie wiem, czy ma Pan rację co do akceptacji prawa do niepodległości po Wielkiej Wojnie – to były inne czasy, czasy wielkich imperiów, czasy jednoczenia ponad podziały, a nie rozpadu na drobne partykularyzmy, zupełnie niedawno zjednoczono Niemcy i Włochy, aż tu nagle ogłoszono, że państwo Habsburgów było więzieniem narodów… A ogłosili to nacjonaliści tych narodów, gdy oczywiście c.k. stosunek do różnorodnych narodowości w państwie mógłby służyć przykładem pokojowego współżycia. Ale mniejsza. Zmierzam do tego, że istniały obok siebie opinie akceptujące partykularne dążenia do niezawisłości oraz te, które poddawały to prawo w wątpliwość. Dość to naturalny stan rzeczy w wolnym obiegu myśli.
Przypuszczam, że najważniejszy Pański punkt zawiera się w przedostatnim akapicie (pozwolę sobie strawestować): Jak można domagać się porzucenia polrealizmu, skoro nie ma niepodległości?
Otóż nie tylko prawo do niepodległego bytu Polski, ale wręcz jej de facto niepodległość uznają wszystkie państwa na świecie, na co bolszewicy wszystkich krajów zacierają radośnie łapki. To właśnie “formuła niepodległościowa” wpędziła nas w bagno prlu, bo wystarczy parę patriotycznych frazesów i ukoronowany orzeł i wszyscy są zadowoleni. Czy nie jest zatem dokładnie na odwrót niż to Pan sugeruje? Jak można nadal tkwić przy zgubnej formule? Formule, która zawiodła wiele razy w ciągu 70 lat!
Jeśli mówiąc “pokonanie samych siebie”, ma Pan na myśli pokonanie polrealizmu w nas, to jest to niewątpliwie możliwe. Ale czy prawdopodobne?
Panie Michale!
“…Wydaje mi się, że mówimy o dwóch różnych rzeczach. Bo przecież ja nie pisałem powyższego tekstu o “ciemnym ludzie”…” Myślę że nie w “ciemnocie” tkwi problem.
Napisał Pan: “…Demokratą nie będąc, nie głosowałem w żadnych wyborach parlamentarnych w życiu…” Ja również nie jestem demokratą, więc tym samym nie posiadam podstaw aby wierzyć , że prawda natychmiast, radośnie lokuje się pośród szeregów stronnictwa, które właśnie osiągnęło 50%+1 głosów. (Poza tym, jak uczy historia, w te klocki to z komunistami nie wygramy. Ale można siebie i innym wmawiać, że raz (4.06.1989 – chłe,chłe…) już się przecież udało!)
Panie Michale,
pełna zgoda. Niegdyś Mikołajczyk, dziś Kaczyński, te same nadzieje, ten sam polrealizm. Nadzieje absurdalne, wbrew twardej logice historii. 10 kwietnia mógł otworzyć oczy niektórym Fymom i Rolexom, ale tak się nie stało. Przecież zobaczyliśmy jak na dłoni, że państwa polskiego nie ma. W sercu bohaterskiego miasta, stolicy tegoż pseudopaństwa iście po bolszewicku rozprawiono się z symbolem Chrystusa. I jakież mamy tego efekty. Koczory Donaldy w piaskownicy. Myszka Miki gra w guziki….
Odpowiedź jest jedna, dobrze nam znana:
“Dałoj sowietskuju włast! Okrzyk, który przywróci rozsądek, miejmy nadzieję…”
Szanowny Panie,
Rzeczywiście, pole do dyskusji jest spore, a i treść Pańskiej odpowiedzi każe przypuszczać, że szczegółowe omówienie wszystkich dzielących nas rozbieżności trwałoby bardzo długo, dlatego nie obejdzie się zapewne bez zastosowania „brzytwy Ockhama”. Domyślam się, jakie jest źródło Pańskich (i Mackiewiczowskich, bo zdaje się, że są one w tym punkcie zbieżne) poglądów na temat patriotyzmu, wspólnotowości etc., ale pozwoli Pan, że na razie wstrzymam się z wyłożeniem „kawy na ławę”. Tymczasem chciałbym, jeśli to możliwe, poznać bliżej Pańskie poglądy na tematy wspomniane powyżej, bo z tekstów, które czytałem, nie wyłania się ich całościowy obraz – istnieje więc możliwość błędnej interpretacji z mojej strony. Dlatego proponuję najpierw uściślić pewne pojęcia, co pozwoli nam wyklarować stanowiska, a o swoich domysłach napiszę w jednym z kolejnych komentarzy.
Pisze Pan: „patriotyzm w swej tradycyjnej postaci – miłości do ziemi ojców – jest mi miły.”
Czy mógłby Pan rozwinąć to rozumienie patriotyzmu? Czy jest ono oparte na prawie naturalnym?
„Podczas rozbiorów zrodziło się dążenie do odzyskania niepodległości – nie jest to doprawdy aż tak niezwykłe w historii ludzkości.”
Samo dążenie niezwykłe z pewnością nie jest, ale niezwykłe były okoliczności, w jakich Polska tę niepodległość utraciła. Czy sytuacja, w której trzech sąsiadów dużego państwa zawiera umowę, w wyniku której znika z mapy jedno z największych państw Europy, nie jest czymś niezwykłym? Nie uważa Pan, że mieszkańcy tego państwa mieli prawo do uzasadnionego poczucia krzywdy?
„powstał w Polsce romantyczny obraz “skowanej dziewicy” gwałconej przez sąsiadów; obraz, który sam przez się był sympatyczny”
Słowo „sympatyczny” jest jednym z ostatnich, jakie przychodzi mi na myśl na określenie tamtego obrazu, ale cóż – każdy ma prawo do własnego zdania…
Co do oceny ideologii Dmowskiego – zgoda, tylko w czym konkretnie upatruje Pan to ziarnko groźby?
„patriotyzm XIX wieku powinien był być niepodległościowy, ale nie musiał być tego typu, jak to wykłada Nowak.”
Czy mógłby Pan sprecyzować: jaki powinien być? Co należało wówczas robić, aby Polska odzyskała niepodległość?
Co do międzywojnia – nie będę o to kruszył kopii. Wypowiedzi podobnych do tej Lloyd’a George’a było relatywnie wiele, ale faktycznie można to postrzegać inaczej.
„Otóż nie tylko prawo do niepodległego bytu Polski, ale wręcz jej de facto niepodległość uznają wszystkie państwa na świecie, na co bolszewicy wszystkich krajów zacierają radośnie łapki.”
Chyba użył Pan tu skrótu myślowego – prawdopodobnie chodziło Panu o “niepodległość” “Polski”, a nie o niepodległość Polski. Rzeczywiście, taka “niepodległość” takiej “Polski” jest bolszewikom na rękę, ale niepodległość Polski (pomijając fakt, że dzisiaj to mrzonka) nie jest im na rękę wcale.
“To właśnie “formuła niepodległościowa” wpędziła nas w bagno prlu, bo wystarczy parę patriotycznych frazesów i ukoronowany orzeł i wszyscy są zadowoleni.”
Czy nie można być niepodległościowcem, któremu nie wystarczy „parę patriotycznych frazesów i ukoronowany orzeł”?
“Jeśli mówiąc “pokonanie samych siebie”, ma Pan na myśli pokonanie polrealizmu w nas, to jest to niewątpliwie możliwe. Ale czy prawdopodobne?”
Jeśli pokonanie polrealizmu miałoby oznaczać całkowite wyrzeczenie się formuły niepodległościowej, to myślę, że nie jest to prawdopodobne. Sądzę jednak, że zbyt szeroko rozumie Pan termin „polrealizm”. Myślę, ze można być niepodległościowcem i nie być polrealistą. Aby być niepodległościowcem i anty-bolszewikiem, wystarczy tylko poprawnie zdiagnozować sytuację.
Megalomania narodowa oczywiście istnieje i część Polaków jest nią zarażona, ale sadzę, że Pan widzi ją u zbyt wielu. Myślę, że to nie ona jest przypadłością większości środowisk niepodległościowych w Polsce. W przypadku tych ludzi mamy do czynienia po prostu z błędem, polegającym na dostrzeganiu w sowietach „Rosji”. Może to być wynikiem megalomanii, ale nie musi. Może to być po prostu skutkiem błędnej diagnozy sytuacji. Tym ludziom trzeba to wytłumaczyć, a nie leczyć ich z megalomanii. Trzeba im pokazać, że bez właściwego zdiagnozowania zarazy bolszewizmu nie mamy szans na odzyskanie rzeczywistej niepodległości. A czy to ich przekona, to już inna sprawa…
Drogi Panie Amalryku,
Chyba nadal się nie rozumiemy albo w najlepszym razie: rozmijamy się w naszych komentarzach.
Jest zupełnie oczywiste, że nie chodzi o ciemnotę (zresztą bez żadnego cudzysłowu). Czy powiedziałby Pan, że FYM jest ciemniakiem? Bo ja nie. Czy nazwałby Pan Ściosa albo Rolexa ciemna masą? Bo ja nie. Więc jak wytłumaczyć sprzeczności, w które popadają?
Proszę o łaskawą odpowiedź.
Nawet ludzie szczerze wierzący w demokrację nie powiedzą chyba, że demokratyczne głosowanie rozstrzyga o “prawdzie”. Demokracja ma wiele plusów, nadaje się do decydowania o wielu rzeczach, zwłaszcza w stosunkowo małych gronach ludzi o podobnym stanie, wiedzy i wykształceniu. Ale prawda?? Czyżby rzeczywiście ktokolwiek oczekiwał od demokracji aż prawdy?
Jeśli tak, to jest gorzej niż myślałem.
Drogi Panie Marku,
Cieszę się, że Pan tu znowu zawitał.
Nie jestem jednak do końca przekonany porównaniem Mikołajczyka do Kaczyńskiego, pomimo oczywistych analogii. Sytuacja Polski za czasów Mikołajczyka była z jednej strony znacznie trudniejsza niż jest dziś, ale z drugiej o wiele jaśniejsza. Wybór Mikołajczyka był w moim przekonaniu zdradą, niezależnie od jego intencji, na temat których nie mam zresztą nic do powiedzenia. Mikołajczyk zdecydował powrócić do okupowanego kraju i współpracować z okupantem, porzucić jedyny legalny rząd dla bolszewickiej jaczejki.
Sytuacja Kaczyńskich jest znacznie bardziej zagmatwana, choć pomimo całego galimatiasu ma Pan absolutnie słuszność w konkluzji: “Te same nadzieje, ten sam polrealizm. Nadzieje absurdalne, wbrew twardej logice historii.”
Ale dlaczego oczekiwał Pan, że katastrofa smoleńska mogła komukolwiek otworzyć oczy?! Nigdy nie było takiej możliwości. Jest wręcz przeciwnie: musiała z konieczności zagmatwać obraz Polski jeszcze bardziej. To stąd m.in. bierze się kociokwik, w jaki popadają bohaterowie powyższego artykułu, bo przecież w ich oczach zginął “Prezydent Wolnej Polski” z rąk “ruskich”, więc jak to pogodzić z brakiem państwa i bezpodmiotowością prlu?
Nie. Smoleńska katastrofa jest raczej kolejnym bielmem na oczy.
Panie Michale,
wydarzenia z 10 IV i ich następstwa mogły i właściwie powinny otworzyć oczy ślepcom, którzy twierdzą, że żyją w niepodległej Polsce. Mieli czy mają szansę, bo w odniesieniu do tych zdarzeń trudno nie zauważyć, że “rząd”, “organy i instytucje” to żałosna farsa. Ale kociokwik, jak Pan to słusznie ujął, idzie w innym kierunku i bohaterami znowu stają się pomagdalenkowi gracze z drużyny Bolka. I zgoda – to kolejne bielmo na oczy. Płonna nadzieja, płonny trud… i ciągłe sprzeczności…
Drogi Panie Macieju,
Nie zdołam odpowiedzieć na Pański komentarz w taki sposób, żeby oddać mu sprawiedliwość, to przerasta ramy internetowej dyskusji, ograniczę się zatem do kilku punktów. Zanim jednak to uczynię, pozwolę sobie na dwie ogólniejsze uwagi.
Po pierwsze, muszę Pana prosić, by się Pan nie powstrzymywał przed “wyłożeniem kawy na ławę”. Jesteśmy w Podziemiu. Być może gdzie indziej trzeba się liczyć z zewnętrznymi względami, cackać się albo taktycznie zaniechać mówienia wprost – ale nie tu! Nie żałuję ceny “przemilczania”, jaką z konieczności trzeba płacić za bycie w Podziemiu, ale godząc się na owo “totschweigen” domagam się od moich interlokutorów mówienia prawdy wprost. Najprawdopodobniej bowiem nie zgodzimy się, a nic tak nie wspomaga rozumienia jak zasadnicza i szczera niezgoda.
Mój drugi punkt jest bardziej osobistej natury. Otóż mam idiosynkratyczną niechęć do popularnej na internecie metody dyskusji, w której wyjmuje się cytaty z wypowiedzi i rozprawia z nimi punkt po punkcie (choć przyznaję, że Pan nie uległ do końca tej modzie, bo ograniczył się Pan do kulturalnego stawiania dlaszych pytań). Jest to metoda tylko pozornie zdrowa i obiektywna. Inteligentna wypowiedź składa się bowiem ze zdań połączonych związkiem wynikania logicznego. Mamy tu więc w odwróceniu słynny “efekt Kuleszowa”. Kuleszow (sowiecki filmowiec z lat 20.) zmontował ujęcie pozbawionej wyrazu twarzy aktora z talerzem zupy albo z zdjęciem dzieci i widzowie zachwycali się, jak subtelnie aktor ukazał głód bądź tęsknotę. Takie wyjmowanie pojedynczych zdań z dłuższej wypowiedzi rozrywa owe subtelne związki, to już jest tylko zupa i obojętna twarz…
A teraz do rzeczy. Muszę zacząć od przeprosin. Wyraziłem się bardzo źle i bardzo niejasno. Napisałem powyżej, że jest mi sympatyczna (w miarę, po zastanowieniu) romantyczna wersja polskiego patriotyzmu, ta z początków XIX wieku, zwłaszcza dzięki tej cudownej poezji. Wyraziłem się jednak tak koślawo, że wyszło na sympatię dla gwałcicieli dziewic. Zaczem, przepraszam.
Nie sądzę, żeby moje poglądy domagały się rozwijania i precyzowania. Były opublikowane w książce i w rozlicznych artykułach na niniejszej stronie. Chętnie Pana skieruję do odpowiednich fragmentów, jeśli Pan sobie życzy. Zatrzymam się zatem tylko przy jednym punkcie, przy owej “niepodległości” w przeciwieństwie do Niepodległości. Wyraził Pan opinię, że prawo Polski do niepodległości nadal nie jest uznawane. Otóż to nie wydaje mi się słuszne. Zarówno prawo, jak i niezawisłość sama, uznawana jest szeroko. Nikt przecież nie wchodzi w rozróżnienia, o jakich tu mówimy. Nikt nie mówi: Polska ma prawo do ograniczonej niepodległości, do finlandyzacji, do takiego stanu, jaki nazywamy tu prlem bis. Nie, świat cały – niestety z Polakami włącznie – uważa toto już za Wolną Polskę. Bez cudzysłowów. W jakim zatem sensie mówi Pan o braku akceptacji? Czyżby miał Pan na myśli Putina? A zatem nie, nie użyłem żadnego skrótu w tym wypadku: skoro nikt nie dostrzega braku niezawisłości i akceptuje ten stan rzeczy, to nie można mówić o braku akceptacji dla prawa Polski do niepodległości.
Druga sprawa jest taka: ciekaw jestem dlaczego równa Pan “pokonanie polrealizmu z wyrzeczeniem się formuły niepodległościowej.” Skąd to się wzięło? Bo nie ode mnie, chyba że znowu wyraziłem się gdzieś z haniebną niezręcznością. Nie ma mowy o takim równaniu i dowodem tego jest istnienie niniejszej strony. Pańskie słowa: “Myślę, ze można być niepodległościowcem i nie być polrealistą. Aby być niepodległościowcem i anty-bolszewikiem, wystarczy tylko poprawnie zdiagnozować sytuację.” – odnoszą się (w moim nieskromnym przekonaniu) do nas samych. W tym punkcie zatem – pełna zgoda.
Czy polrealizm sprowadza się do narodowej megalomanii? Nie wydaje mi się, ale nie to chyba jest ważne. Dla mnie ważna jest tylko prawda. Brak mi powołania do leczenia ludzi (obojętne czy z megalomanii, czy z polrealizmu), do przekonywania, do perswazji. Skoro niewielu tylko widzi prawdę tak, jak ja ją widzę, to czuję się zobowiązany ją wypowiadać. Odczuwam to jako dość kategoryczny imperatyw, bo wywodzi się on z wartości samej prawdy, a nie z chęci tłumaczenia czegokolwiek.
Panie Marku,
Być może. Być może ma Pan rację, choć wyznać muszę, że ja nie miałem takich nadziei. O ile pamiętam, Darek przypominał tu wówczas, że ludzie, którzy zginęli w katastrofie nie lecieli do sowietów na wojnę, nie lecieli walczyć z Putinem, ale składać razem z nim kwiaty…
Panie Michale,
mam nadzieję, że wolna Polska wyjaśni kiedyś również i tą tragedię, czy samolot rozbił się, czy rozsadziła go bomba.
W każdym razie Świeć Panie nad Duszami Poległych.
Sam, co prawda, przyodziałem się w togę adwokata diabła, ale muszę też samokrytycznie ocenić, że nie wygladam w niej zbyt imponująco. A jak przekonać tych wszystkich naiwnych, że podejmowanie rywalizacji z komunistami na ich warunkach nie jest zadną szlachetną rywalizacją, tylko, niestety, pospolitą zdradą? Czy te 22-a lata, (co ja majaczę ! ), 67-em lat! Nie wystarczy? W sumie, muszę przyznać ze smutkiem, że nie wiem!
Panie Marku,
Wolność Polski nie jest chyba warunkiem koniecznym wyjaśnienia, niech Pan spojrzy na historię Katynia.
Panie Amalryku,
Czy dobrze rozumiem, że tłumaczy Pan to naiwnością wspomnianych autorów?
Wykluczając zdradę, nie mając podstaw do zdiagnozowania głupoty, jakby to idiotycznie nie wygladało, pozostaje mi to tłumaczyć tylko naiwnością i to naiwnością wynikająca z karygodnego niedoceniania wroga połaczoną z niczym nie uzasadnionym przecenianiem rzekomych własnych przewag.
Być może ma Pan rację.
Czyli Rolex, chcąc budować podziemne państwo i JEDNOCZEŚNIE głosować w prlowskich wyborach przecenia siebie czy niedocenia sowieciarzy? Pewnie i jedno i drugie.
FYM, który zawodzi nad trumną “prezydenta państwa” i JEDNOCZEŚNIE w tym samym artykule zapytuje z ciepłą ironią, jak też żyje się Polakom bez państwa, jest naiwny, zgoda. Ale czy wykazałby się taką naiwnością w kwestiach nie dotyczących Polski?
Pan Maciej zadał mi powyżej szereg pytań na temat patriotyzmu. Wbrew jego własnym słowom, to jest bardzo a propos mego artykułu. Bo właśnie owo błędne – moim zdaniem zupełnie absurdalne – rozumienie patriotyzmu rozbraja Polaków wobec tej potworności, jaką jest międzynarodowy komunizm. Rozbraja ich zarówno intelektualnie, czego dowody mamy u FYMa, Rolexa i Ściosa – Pan chce to nazywać naiwnością i pewnie ma Pan rację – jak moralnie, czego dowody mamy od 70 lat nie-walki z sowietami, przy jednoczesnej chwalbie na temat rzekomego oporu wobec bolszewików.
“[…]Bo właśnie owo błędne – moim zdaniem zupełnie absurdalne – rozumienie patriotyzmu rozbraja Polaków wobec tej potworności, jaką jest międzynarodowy komunizm.[…]… czego dowody mamy od 70 lat nie-walki z sowietami, przy jednoczesnej chwalbie na temat rzekomego oporu wobec bolszewików.[…]”
Ano! Zamiast zaszlachtować bolszewicką świnię w 1919, do spółki z Denikinem (nota bene, po kądzieli Wrzesińskim), to przy całkowitej ignorancji co do istoty komunizmu – tego nowego rodzącego się pod naszym nosem potwora, zaczęliśmy się z nim, owszem ale ochoczo “zwąchiwać”. Co nieomal zakończyło nasz sen o wolnej Polsce już w 1920r. A potem… im dalej tym gorzej!
A owo patetyczne, jakże częste wśród Polaków, afirmowanie się jako to niby organicznych i nieprzejednanych frontowych bojowników antykomunizmu, w świetle opinii innych, z całą pewnością nie mniej w walce z komunizmem doświadczonych (Wrangel, Denikin) jest pretensjonalne aż do śmieszności (a czasem wręcz kabaretowe, gdy swe skecze wygłasza taki, dajmy na to, Wałęsa!).
Tak i tak.
Tylko że od Bolka nikt nie spodziewa się czego innego. Ale Ścios ze swoim “antykomunizmem w sercu polskości”? Skąd to się wzięło?
“Wolność Polski nie jest chyba warunkiem koniecznym wyjaśnienia, niech Pan spojrzy na historię Katynia.”
Panie Michale, oczywiście, że nie jest. Zastanówmy się jednak, czy obecnie istnieje na emigracji choć jeden ośrodek budzący ducha oporu, który mógłby powyższe wyzwanie podjąć. W 1944 r. JM napisał, że bez istnienia takiego ośrodka Polsce grozi zagłada. Być może jeszcze jesteśmy jej świadkami.
“Antykomunizm w sercu polskości?”??? – rzeczywiście z tak pretensjonalną propagandową tandetą Ścios wypalił?! Gdybym był złosliwy, to rzekłbym iż głęboko się zainspirował pewnym “adagium” przypisywanym wielkiemu językoznawcy; „Komunizm pasuje do Polaków jak do krowy siodło.”
Skąd się to bierze? Taka tania patetyczna megalomania u ludzi którzy skąd inąd dają dowody swiadomości uczestnictwa byłych “demoludziarzy” (no może z wyłączeniem “dederonów”) w cyrkowym widowisku reżyserowanym ręką radzieckich profesjonalistów? Cholera ich wie! Czasem odnoszę wrażenie , że swiadomie trącają tę “patriotyczno-narodową” strunę, w celu podlizania sie publice, aby dotrzeć pod “strzechy” – taki świadomy podkoloryzowany pic w słusznej sprawie. Ale co ja tam wiem!
Panie Marku,
Oczywiście. Nie ma żadnej emigracji juz od dawna, przetsała istnieć na wiele lat przed zdradą, jaką było oddanie insygniów Bolkowi. Dorgę od emigracji politycznej do “Polonii”, wytyczył niestety nie kto inny, jak Jerzy Giedroyc. Za nim podążyli wszyscy, a w końcu nawet londyńskie Wiadomości, czego ostatni tom Dzieł Józefa Mackiewicza jest smutnym – choć fascynującym – świadectwem.
Panie Almaryku,
Okeślenie było moje, cytowałem z pamięci. Nie sądzę, żeby Ścios użył słów “w sercu polskości”, ale tez nie sądzę, żeby to było sprzeczne z jego intencją. Niech Pan zajrzy tu:
http://cogito.salon24.pl/123826,antykomunizm-bron-utracona-1
Tak, podkoloryzowany pic w celu podlizania się zamkniętemu kółku wzajemnej adoracji. Niestety tak. Nie ma mowy o dyskusji. Ale zresztą słusznie, bo jak się nie ma nic do powiedzenia, to powinno się milczeć.
Zabawne tylko, że Rolex zakończył swój tekst wyrażeniem nadziei, że wywiąże się debata…
Poczytałem! I wyczytałem co nie co. Ha, ha ha! I jak to spiewał Kelus? “Nie był potrzebny żaden obcy, rodzimej dosyć jest kanalii!” Redachtór Janke Pana też ocenzurował?!! Co za tępy, politpoprawny kmiot!
“[…]Tak, podkoloryzowany pic w celu podlizania się zamkniętemu kółku wzajemnej adoracji.[…]” Czyz to nie wzruszające? Najbardziej prawicowi z prawicowych blogerów “uzyskują” po ok 100 wpisów, pewnie przy +/- 30-tu interlokutorach?!! I co , zmieniamy Polskę? Uhmm! Już to widzę,nurmalnie “in ictu oculi “! Lipa Panie Michale , jak stąd do Władywostoku!!!
Nie chciałbym być nudny ale muszę (inaczej się uduszę!);
“[…]Ponieważ odbierający idee intelektualny aparat naszych współczesnych nastawiony jest wyłącznie na tę częstotliwość, która autoryzowana została przez nowoczesne dogmaty, to przebiegłe demokracje zrozumiały, jak dalece zbędna jest cenzura.[…]”(N.G.D.)
Nie wiem.Taki Naftali Frenkl to jednak bystry był obserwator – w sytuacji zagrożenia, nie ma żadnej szlachetnej soldarności! I w cale nie musi to byc od razu zagrożenie życia! Czasami wystarczy tylko utrata codziennych, ulubionych przyjemności…
Drogi Panie Michale,
Zacznę od wyjaśnienia, gdyż chyba zostałem źle zrozumiany. Nie zdecydowałem się na „wyłożenie kawy na ławę” tylko i wyłącznie dlatego, że nie mam jeszcze pełnego obrazu Pańskich poglądów na wspomniane tematy – mógłbym zatem pomylić się w ocenie ich źródła (na razie to tylko przypuszczenia). „Zewnętrzne względy” nie mają tu nic do rzeczy.
Jeśli chodzi o metodę dyskusji, z której skorzystałem w poprzednim komentarzu, to użyłem jej nie dlatego, że jest ona popularna czy modna, ale dlatego, że jest po prostu wygodna. Dzięki niej czytelnicy śledzący naszą wymianę myśli nie muszą co chwilę „przeskakiwać” w górę i w dół strony, aby dowiedzieć się, do której konkretnej wypowiedzi w danym momencie się odnoszę. Nie wygląda to na pewno zbyt estetycznie, ale jest bardzo praktyczne. A czy wypacza sens wypowiedzi rozmówcy? Bywa, że tak, choć mam nadzieję, że nie stało się tak w powyższym przypadku. Pan jest tu jednak gospodarzem, więc jeśli Pana to razi, postaram się dostosować do Pańskich oczekiwań i odpowiadać w bardziej tradycyjny sposób. (Przy okazji dziękuję za ciekawą informację o Kuleszowie.)
Jakoś nie mogę sobie wyobrazić Pana zaczytującego się w poezji romantycznej… Z lektury fragmentów Pańskiej książki wnoszę, że raczej nie chodzi o Mickiewicza…
Jeśli poruszał Pan już zagadnienia, o które pytam, to oczywiście proszę o wskazanie, gdzie mogę je znaleźć, jednocześnie przepraszam za ich przeoczenie. Miałem kiedyś okazję przejrzeć Pańską książkę, ale niestety nie miałem wtedy wystarczająco dużo czasu, aby ją uważnie przeczytać. W całości przeczytałem jedynie rozdział piąty („Zaraza”), który uważam za dotykający w dużej części istotę rzeczy. Przy okazji: czy artykuły Mackiewicza, których fragmenty Pan tam przytacza (w większości pochodzą z lat 50-tych, 60-tych i 70-tych) zostały wydane przez Kontrę, lub są w jakikolwiek sposób publicznie dostępne (nie licząc zamieszczonych w Internecie skanów „Wiadomości”)?
Podtrzymuję swoje zdanie odnośnie nieuznawania niepodległości „Polski”. Nie chciałbym wdawać się w rozróżnienia pomiędzy niepodległością a suwerennością, dlatego na potrzeby naszej dyskusji proponuję przyjąć, że są to pojęcia tożsame. Pozwoli Pan, że tym razem przytoczę Pańskie słowa: „Nikt nie mówi: Polska ma prawo do ograniczonej niepodległości, do finlandyzacji, do takiego stanu, jaki nazywamy tu prlem bis.” Z tego, że przywódcy państw zachodnich (bo chyba m. in. ich miał Pan na myśli) tak nie mówią, nie wynika, że tak nie myślą. Co więcej – nawet demonstracyjnie postępują w taki sposób. Przecież nieobecność Obamy, Sarkozy’ego, a szczególnie Merkel (mogła przyjechać pociągiem) na pogrzebie ś.p. Lecha Kaczyńskiego to jawne potwierdzenie aktualności Jałty i potraktowanie „Polski” jako państwa niesuwerennego, czyli, nawiasem mówiąc, zgodnie ze stanem faktycznym. Dlatego właśnie sądzę, że nie można mówić o akceptacji dla prawa Polski do niepodległości/suwerenności, przynajmniej ze strony przywódców tzw. „wolnego świata”. Problem w tym, że oni widzą „Polskę” zależną od „Rosji”, a nie od sowietów. Gdyby widzieli sprawy tak, jak się one mają, zachowywaliby się inaczej, bo wiedzieliby, że będą następni.
Wydawało mi się, ze wiąże Pan pokonanie polrealizmu z wyrzeczeniem się formuły niepodległościowej, gdyż napisał Pan wcześniej, że to ona „wpędziła nas w bagno prl-u”. Prawdopodobnie miał Pan na myśli zwyrodniałą postać tej formuły, skażoną polrealizmem. Po przeczytaniu Pańskiej deklaracji nie mam wątpliwości, że w tym przypadku nie ma między nami sporu.
Przyczyny Pańskiej niechęci do uświadamiania ludzi to oczywiście Pańska prywatna sprawa. Sądzę jednak, że ponieważ ludzi świadomych bolszewickiego zagrożenia jest tak niewielu, brak powołania nie powinien być przyczyną rezygnacji z przekonywania innych. Chyba, że nie wierzymy w możliwość zwycięstwa…
Drogi Panie Amalryku,
Nawet nie pamiętałem, że to wtedy właśnie… Mnie obojętne, dowiedziałem się od tamtego czasu – tylko niech Pan nikomu nie mówi, bo to wielki sekret – że Salon24 to jest burdel w Manchesterze, może więc lepiej, że mnie ocenzurowali, chociaż z drugiej strony, jakoś dziwnie tak podpaść cenzurze w domu publicznym.
Dávila ma jak zwykle rację. Tym bardziej zdumiewające zamilczanie, jakie nas spotyka ze strony tych rzekomch prawicowców, ale i ich milczenie przyjmiemy z pokorą… ee tam, z radością kontrrewolucjonistów.
Hmm, nie wiem czy moge się zgodzić z tą szlachetną solidarnością… Solidarność jest odruchem stadnym; wobec zagrożenia stado zbija się ciasno i wystawia rogi, ale nie będzie bronić jednostki, co niebacznie odstała i wpadła w ręce drapieżnych hord.
Panowie,
Moim zdaniem sednem problemów, o których tutaj właśnie dyskutujemy jest: (a) skuteczność dezinformacji komunistycznej, co wynika z (b) posługiwania się nieadekwatnymi pojęciami politycznymi, w dużej mierze będącymi popłuczynami po Monteskiuszu i Rousseau.
W obiegowej opinii komunizm nie stanowi zagrożenia, gdyż “przestał isnieć”: “upadł”, “został obalony”, czy wręcz “dokonał samorozwiązania” (skądinąd to ostatnie stanowisko przez długi czas reprezentował np. Józef Darski). “Sowiety się rozpadły”, obecnie mamy do czynienia z “Rosją”, którego to twierdzenia implikacją jest niezauważanie globalnych aspiracji geostrategicznych Rosji Sowieckiej czy ChRL, a w zasadzie “międzynarodowych band opryszków”, które nimi rządzą.
Jak powyższe się przekłada na polskie (a ściślej – peerelowskie), lokalne warunki? W postrzeganiu przetransformowanych struktur komunistycznych jako li tylko oligarchii finansowej, czy partii “postkomunistycznej”, które zakończą swe istnienie z biologiczną śmiercią swych uczestników, i które można pokonać metodami, jakie oferuje państwo demoliberalne. Względnie – jakkolwiek następujące można by włożyć w usta lewakowi – “że zstąpi Duch Święty i odnowi oblicze ziemi”, za sprawą wymodlenia tegoż przez lud. Naiwność, o której wspomniał tu bodajże P. Marek, która udziela się i Kaczyńskim, i Macierewiczowi, i FYM-owi… Do tego, niemalże “przymus optymizmu”, który przejawia się w pisywaniu ku pokrzepieniu serc.
Polrealizm jest tu jedynie glebą, na które zatrute ziarno dezinformacji, prowokacji i manipulacji pada. Nie tylko zresztą “polrealizm”, ale i pozostałe “nacjonal-realizmy”, demo-realizm, liber-realizm.
I chyba ugryzę się po raz “n” we własny ogon, twierdząc, że u pra-źródeł leży niezrozumienie istoty komunizmu (który jest teorią i praktyką władzy – czystej, totalitarnej władzy); traktowanie komunizmu jako utopijnej ideologii (vide: dyskusja z P. Paczkowskim) i/lub wywodzenie go od caratu, chanatu, państwowości chińskiej itd.
Drogi Panie Macieju,
Pozwolę sobie zwrócić uwagę, że ja nie znam Pańskich poglądów w ogóle, moge się ich tylko domyślać, a pomimo to wykładam wszystko otwarcie. Znajomość poglądów oponenta w dyskusji nie może być warunkiem wyłożenia własnego stanowiska, to się dzieje zawsze stopniowo, na tym przecież polega “wymiana poglądów”.
Ja miałbym nie lubić Mickiewicza? Zostać na polu samemu i w nocy – To lubię – rzekłem – to lubię! Nie wycofuję ani jednego słowa napisanego o Mickiewiczu w “Votum separatum”, bo jego wpływ na ukształtowanie polrealizmu był ogromny (Mickiewicza, nie VS…), ale przecież nasze gusta nie powinny być dyktowane naszym stanowiskiem politycznym! Na Boga! Nigdy! Słowacki był największym poetą polskiego języka, ale wedle dzisiejszych kryteriów politycznych byłby lewakiem. W czym to umniejsza wielkość “Beniowskiego”? Tuwim był komunistą, ale co za poezja. Gałczyński sławił czerwone jak malina usta Stalina, ale jak on pisał! A dalej, Izaak Babel był nie tylko bolszewikiem, ale czekistowskim mordercą, nie trzeba więc z niego czynić świętego, ale nie wolno odmawiać wielkości jego prozie. Caravaggio był bandytą i sodomitą, ale malował jak Anioł. A Mozart?
Co do “formuły niepodległościowej, polrealizmu i antykomunizmu” popadliśmy zdaje się w klasyczną konfuzję semantyczną. Pan ma zdaje się na myśli formułę Nowaka, której nie akceptuję, a ja po prostu swoje własne stanowisko, ale tym zajmę się osobno, więc proponuję to odłożyć na później.
To samo dotyczy właściwie postrzegania niepodległości i polskiego do niej prawa. Trudno bowiem oczekiwać realistycznej oceny sytuacji Polski od zachodnich polityków, kiedy od samych Polaków słyszą, że to wolna Polska, czyż nie?
Bardzo dziękuję za miłe słowo o rozdziale VS. Jest tam także wiele o patriotyzmie i polrealizmie; choć napisałem tę książkę w roku 1989, to chyba – a przyznać muszę, że nie czytałem jej od bardzo dawna – jest dobrą wykładnią moich poglądów. Zresztą moje poglądy są bez znaczenia, to nie jest “ćwiczenie w egotyzmie”, porzucę je więc bez żalu, jesli ktoś wykaże mi ich niesłuszność.
Panie Jaszczurze!
A gdzież Pan się podziewał tak długo? Już myślałem, że kij Pan połknął albo nabrał wody w usta, żeby broń Boże nie pod włos… uff, co za ulga.
Ale do rzeczy. Wyznaję ze skruchą, że nie czytuję Fyma i Ściosa religijnie. Jak na mój gust obaj zbyt wiele piszą, a ponieważ ilość nieodmiennie przeradza się w nijakość, to nie mogę tego zmóc. Tyle jest na świecie nieprzeczytanych książek, tyle nieprzyswojonych symfonii, że niemożność moja wobec nadprodukcji fymowo-ściosowej powinna mi być wybaczona, ufam.
Ufam także Panu implicytnie, kiedy twierdzi Pan, że obaj padli ofiarą kolejno: dezinformacji, Rousseau oraz obiegowych opinii. Ale to utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że nie warto ich czytać, bo na co mi popłuczyny po Montesquieu?
Ma Pan niewątpliwie słuszność co do gleby i ziarna, ale pozwoli Pan zwrócić uwagę, że w znanych mi ułamkach wielkiego “oeuvre” tych panów, oni mówią czasami rzeczy rozsądne, co nie przeszkadza im tracić rozumu, kiedy przychodzi do pisania o Polsce. Dlaczego? Ziarno sowietyzacji to na glebie polrealizmu? Czy też ziarno patriotyzmu na glebie sowietyzacji? Ot, pytanie.
Ha, ha , ha! S24 to burdel w Manchesterze? Akurat! To jest, co najwyżej, burdel w Wólce Pierdziszewskiej Dolnej i nic ponadto. Ten sam zestaw natchnionych prawdziwych prawicowych blogerów, z wpatrzoną w nich jak w święty obrazek świtą, do tego tłum niekoniecznie pożytecznych idiotów i stale rosnąca ekipa lewackich troli. Pierwsi wygłaszają ex cathedra swe wiekopomne nauki, drudzy dostają orgazmu po ich przeczytaniu, ci trzeci nic z tego nie rozumieją, a trole są bohatersko przez blogerów banowani dzięki czemu przybliżają nam wolną Polskę.
Salon 24 z Goszczyńskiego w Warszawie to jest na pewno burdel, natomiast w Manchesterze – podobno, bo nigdy nie byłem w Manchesterze – jest dom publiczny pod takąż nazwą, co zachwyca mnie jako bardzo odpowiednie.
A stalinowskie nastolatki z Goszczyńskiego? Na pewno ma Pan co do nich słuszność.
Panie Michale,
Ani jedno, ani drugie.
Z kolei moje powyższe uwagi odnosiły się nie tyle do tego, co piszą FYM, Ścios czy Rolex, co raczej in gremio do zbiorowości, którą mniej lub bardziej umownie określa się mianem prawicy czy/i antykomunistów.
Zadaje Pan słuszne (żeby nie powiedzieć “doskonałe” za “klasykiem”) pytanie, czy to ziarno sowietyzacji pada na polrealistyczną glebę, czy ziarno patriotyzmu na sowiecką?
Wydaje mi się, że w przypadku prawicowych blogerów czy publicystów raczej to pierwsze. Przy czym sowietyzację (na minimalnym, jak Pan to kiedyś określił, poziomie) umożliwia szatańska sztuczka – skuteczne wmówienie, że komunizmu już nie ma.
Panie Michale, jeszcze jedno pytanie. Dlaczego, gdy przychodzi pisać o współczesnym zagrożeniu komunistycznym, o sowieckiej długofalowej strategii, pisze się o “Rosji” czy o “postkomunizmie”?
Pan Amalryk wspomniał cóś o pisaniu ku “pokrzepieniu serc” na prawicy, ja to określiłem jako “przymus optymizmu”. Pamięta Pan może połajankę z Valdim na Niepoprawnych?
No teraz to mnie Pan całkiem powalił! Janke podprowadził logo burdelowi!!! O rzesz ty! Mrożek by tego nie wymyślił! Nurmalnie cóś pięknego!
Panie Jaszczurze,
Cieszę się, że nie nabrał Pan wody w usta. Oczywiście zrozumiałem, że odnosił się Pan do “gremium”, ale w mojej niepoprawnej uszczypliwości odwróciłem ostrze Pańskiej wypowiedzi. Zrobiłem tak, ponieważ interesuje mnie nadal, jak jest możliwe dojście tych panów do aż tak rażących sprzeczności.
Ścios pisze o antykomunizmie dla pokrzepienia serc? Jakże to? Przecież takie pisanie tylko dalej rozbraja!
A przymus optymizmu tez mnie nie przekonywa, bo mój towarzysz podziemnej niedoli, Darek Rohnka, jest także optymistą, co nie prowadzi go do wypowiadania niedorzeczności.
Szatańska sztuczka (to przekonanie o upadku komunizmu) też nie działa jako wyjaśnienie tych nonsensów, bo przecież i Fym, i Ścios, i Rolex mówią coś wręcz odwrotnego: ostrzegają, że komunizm nie upadł, że trzeba walki podziemnej, tylko jednocześnie drepcząc do prlowskich wyborów.
Więc jak to jest?
Panie Amalryku,
Czy podprowadził logo, tego nie wiem i wiedzieć nie ścem (jak mawiała pewna młoda dama), pewnie skubnął tylko standardy obsługi klienta i parę wykwintnych recepcjonistek.
Szanowny Panie Michale,
Nie wypowiadam swoich poglądów jedynie dlatego, że nie mam w tej kwestii wyrobionego zdania. Gdybym miał zwarte i przemyślane poglądy na temat patriotyzmu i wspólnoty, od razu przystąpiłbym do polemiki. Zadaję prawie same pytania właśnie po to, aby je sobie wyrobić. Ponieważ jest Pan jedną z nielicznych osób, które dostrzegają istotę bolszewizmu i trafnie ją opisują, tym bardziej nurtuje mnie, dlaczego postrzega Pan wspomniane na początku kwestie w taki, a nie inny sposób.
Ponieważ pisze Pan, że tematem formuł patriotyzmu zajmie się osobno, poczekam, aż to nastąpi – wtedy zapewne łatwiej będzie nam dyskutować.
Drogi Panie Macieju,
Dobrze. Niniejszym obiecuję, że zajmę się tym patriotyzmem, a za punkt wyjścia postaram się wziąć przywołango przez Pana, profesora Nowaka. Ale będę musiał Pana prosić o cierpliwość.
Panie Michale,
pytał Pan, dlaczego Fymy i Roleksy popadają w sprzeczności. Gdyby nie popadali czekałby ich los Mackiewicza: ostracyzm i banicja, a przede wszystkim po prostu samotność, którą nie każdy dobrze znosi. Niegdyś antykomunizm budził “podobny odruch niesmaku, jak jedzenie ryby nożem wśród dobrze ułożonych biesiadników”. Dziś nic już nie budzi, bo nie ma dla niego miejsca – nie istnieje. Któż miałby ochotę stanąć na pozycji, której nie ma, ba, bronić tej pozycji? Co robi człowiek wyrzucany za burtę komunizmu, polrealizmu czy innego -izmu? Zaręcza, że wcale nie jest wrogiem polski ludowej, demokracji i pokoju na świecie, a następnie pieje na cześć Kaczyńskiego, który mianem patrioty określa Edwarda Gierka. Instynkt stadny i strach przed samotnością zupełnie wystarczą, aby zamienić wielki niegdyś Kraj w ciasną zagrodę dla bydła.
Jeszcze jedno. Czytając podlinkowany przez Pana artykuł Ściosa odniosłem wrażenie jakiegoś “metafizycznego pokrewieństwa” jego “natchnionych fraz” z duchem “propagandystów” I RP, czasów owego “przedmurza chrześcijaństwa”. I odbieram jakieś podświadome przeczucie ,iż wpływ na współczesną publikę mogą mieć bardzo podobny. Tak jak “granitowe” przedmurze rozpadło się w ca 100 lat po wiekopomnej wiktorii nad pohańcami pod Wiedniem (choć w sumie już w trakcie Wojny Północnej, Polska przedstawiała sobą w rzeczywistości coś, co później tak trafnie określił Clausewitz jako; “[…] bezbronny step (…) droga publiczna, po której stale grasowały obce wojska[…]”), tak i zbudowane rzekomo na “[…]fundamencie antykomunizmu – jako polskiej racji stanu[…]” nasze państwo równie, adekwatnie do solidności fundamentów, ekspresowo trafi szlag.
A dobijają mnie już kompletnie takie banialuki;
“[…]Nie przypadkiem, tylko w Polsce i tylko w takiej skali istniał przez wiele lat zbrojny opór przeciwko okupantowi. Nie przypadkowo mieliśmy „polski Październik”, Grudzień, Czerwiec i Sierpień i tysiące codziennych dowodów antykomunizmu, wynikających z tradycji II Rzeczpospolitej.
Ta cecha wyróżniała nas na tle innych podbitych narodów, w których instalacja komunizmu przebiegała bez specyfiki „polskich dekad”. […]”
Ciekawe czy Ścios słyszał kiedykolwiek np. o oddziele takiego Haiducii Muscelului czy Gheorghe Arsenescu ( w nawiązaniu do tych “[…]wielu lat zbrojnego oporu[…]”, bo o pierdołach nt. “polskich dekad” (zresztą produkowanych namiętnie przez “organa” w “demoludach”, w celu wymuszenia “odświeżającej” rotacji kadrowej) nawet mi się dyskutować nie chce. Nie wspominam, przez litość dla autora ,o buncie całej NRD w ’53, o tysiącach ofiar Powstania Węgierskiego, o inwazji UW na Czechosłowację itp. itd…
Skąd mu strzeliło do głowy że taka megalomania to jest w ogóle jakikolwiek oręż w walce z bolszewikami??? Przecież “konik narodowy” to ulubiona i wielokrotnie wypróbowana zabawka komuchów, grają na tej fujarce od lat swe ulubione melodie i zawsze z oszałamiającym powodzeniem…
Drogi Panie Marku,
Tak, to brzmi przekonywująco. Proszę zwrócić atoli uwagę, że to mówi więcej o ich otoczeniu, o intelektualnej atmosferze, w której odbywa się dyskusja na temat polskości, niż o nich samych. Nie sądzę bowiem, żeby zachodził tu proces myślowy w rodzaju “ech, wolę zaprzeczyć sobie samemu, niż być poddanym ostracyzmowi”, jak np. miałoby miejsce w starożytnych Atenach, gdzie ostracyzm był brany bardzo dosłownie. A w takim razie wracamy do hipotezy, że w samej naturze polskiego patriotyzmu jest coś, co do tych sprzeczności prowadzi.
Brr… straszna myśl.
Drogi Panie Amalryku,
Ścios tego nie przyjmuje. Ani Fym, ani Nyquist. Im wszystkim wydaje się, że te “narodowe” melodyjki wygrywane od lat przez bolszewików, są ANTYkomunistyczne, gdy naprawdę są to hipnotyzujące nuty “szczurołapa z Hamelin”, jak to trafnie określił Goćkowski w swojej książce o Mackiewiczu.
Te banialuki o oporze są powtarzane przez wszystkich. Powyżej ma Pan cytat z Fyma, dokładnie o tym samym. I znowu nie dostrzegają, że to samo opowiadają, jak Pan to nazywa, “organa”, od Michnika począwszy, a na Obłudniku Powszechnym skończywszy.
Panie Michale, Panie Marku – odpowiadam na pytanie odnośnie rzeczonych blogerów.
To, co pisze Pan Marek, trzyma się – za przeproszeniem – kupy. Ale mi wydaje się, że problem nie tkwi aż tam; wielu antykomunistów naprawdę wierzy, że demokratycznymi wyborami i dalej, rozwiązaniami, jakie oferuje aktualny system prawny, da się peerel nr 2 zniszczyć. Że poprzez przyjęcie demoliberalnej fasady w procesie pieriestrojki, komunizm w gruncie rzeczy osłabł, tworząc luki mogące być wykorzystane przez antykomunistów itp.
Do tego “metafizyczne podobieństwo do propagandy o przedmurzu chrześcijaństwa”, o którym pisze Amalryk.
c.d. – tego z kolei, o czym pisze Pan Marek, boją się raczej ci, którzy idą w posły, łudząc się, że cały ten bolszewicki bardak da się zmieść.
Swoją drogą, świadczy to jednak o sile dezinformacyjnego Matrixa.
Panie Amalryku,
Racja. Ale co najbardziej razi we fragmencie wpisu Aleksandra Ściosa, to “polski październik” jako rzekomy przejaw antykomunizmu. Nie można by mieć zastrzeżeń, gdyby tak pisał o Poznańskim Czerwcu, ale o “październiku”? By później pisać o KKK i tzw. “lewicy laickiej” jako koncesjonowanej opozycji?
W poczet antykomunistycznych powstańców najdłużej stawiających opór wpisałbym jeszcze kaukaski ruch oporu do 1944, a obecnie – ujgurski.
Nie tylko “polski październik”, ale cała ta pseudo-antykomunistyczna retoryka jest rażąca. W końcu Wałęsa i Michnik też mianują siebie samych antykomunistami, więc gdzie jest różnica między nimi, skoro i jedni i drudzy zachęcają do udziału w prlowskich wyborach i wyznają polrealizm bez żadnych zastrzeżeń?
Michnik, Wałęsa i im podobni to komuniści bądź ich kooptanci, odpowiedni wyselekcjonowani przez nich. W przypadkach, które tutaj są omawiane, mamy do czynienia z obiektami dezinformacji.
Nie mówiąc już o tym, że tzw. “salon” ze słowa “antykomunizm” uczynił de facto pustą formę…
Fym i Ścios jako przedmioty dezinformacji? Czyli pożyteczni idioci?
Przedmioty dezinformacji. A nie sądzę, że podatność na dezinformację wywołany jest przez “idiotyzm” rozumiany jako ograniczenie zdolności poznawczych…
Nie sprawiają wrażenia idiotów, stąd moje zdziwienie, ale…
Może lepiej zostawmy ich. Czy mogę Pana o coś prosić w tym kontekście? Jeżeli uzna Pan kiedykolwiek w przyszłości, że ja jestem przedmiotem dezinformacji, czy mogę Pana prosić, żeby bez owijania w bawełnę mi to Pan wyłożył? Jeżeli będę wypisywał wewnętrznie sprzeczne brednie, to niech mi Pan łaksawie powie. Nie picujmy wówczas wokół krawędzi, nie przesyłajmy sobie pozdrowień, tylko niech mi Pan wskaże, że bredzę.
Nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć, więc będę Panu wdzięczny za tego rodzaju “ostatnią posługę”.
Drogi Jaszczurze!
Pomijając nielicznych straceńców , którzy podjęli przeciw komunie walkę z bronia w ręku jescze w trakcie trwającej wojny, wszystkie pozostałe nasze “wydarzenia” niosą ze soba zawsze tajemny podtekst użycia,udoskonalonego przez bolszewików do perfekcji, narzędzia; prowokacji (poznańskiego czerwca w cale z tego “panteonu narodowej dumy” nie wykluczając).
Nie podejmuje się zadania wyczerpujecego zanalizowania przyczyn dla których tak sie stało (choć jeżeli chce się marzyć o jakimś powodzeniu w skutecznym usmierceniu bolszewizmu, to analiza taka wydaje się być szalenie istotną) ale niestety, prawda jest taka, że komunizm w Polsce po ’44 r. udało sie zainstalować nad wyraz gładko. I wbrew patetycznym pieniom natchnionych autorów o których tu wspominamy, “gładziej” sprawy “instalacyjne” poszły tylko w Czechach (a nie jest to, bynajmniej, żaden powód do chwały!)
“Nie spodziewałem się, że to tak gładko pójdzie…” wyznawał w pierwszych latach prlu Grydzewski. Dlatego właśnie “mit oporu” jest tak groźny, bo obezwładnia Polaków i doprowadza do stanu, w którym “optymizm zastąpił nam Polskę”.
Bardzo ciekawy blogas, którego praktycznie nie znałem. (Teraz zaś spędziłem już ze dwie godziny na czytaniu – tekstów i dyskusji.)
Zabawne, że tak niewielu tu dyskutuje, ale za to jaki poziom.
Z wieloma rzeczami tutaj wyrażanymi zgodzę się bez trudu, jednak z tym głosowaniem nie.
Może jestem wewnętrznie niespójny, rozszczepiony, albo może amorficzny, ale dla mnie przekonanie o tym, że PRL, jak i PRL-bis, to nie Polska, nie ma aż tak wiele wspólnego z wyborami czy popieraniem PiS. Co do tego pierwszego, czyli nieuznawania tych tworów za Polskę – możecie mi wierzyć, ja nawet “Orłom Górskiego” nigdy nie kibicował, a, co dziś nieco mnie nawet dziwi i żenuje, potrafiłem kibicować Niemcom za każdym razem, kiedy z nimi grali. (Ale nie tym z NRD, bez przesady!)
Dzisiaj tak samo zresztą, choć sport nie ma dla mnie już niemal żadnego znaczenia, co nieco zmienia, ale nie kierunek wektora. (Choć Niemcom to już jednak nie, już nawet nie Francuzom.)
Chyba zaniżam poziom, prawda?
W każdym razie rzekę, iż dla mnie głosowanie i te uznawania sprawy za inne sprawy to kwestie całkiem innych, rozłącznych, porzadków. PiS to “noga w drzwi realnej (tfu!) polityki” – takiej, jaka ona niestety na dziś, i na nie wiadomo jak długo jeszcze, jest – a uznawanie (i ew. związana z tym propaganda) to sprawa inna.
W mieszaniu tych spraw – i tych porządków – widzę jakiś taki, jakby to rzec… “kult gestów”. “Kiedy cię komuchy biją, wrzeszcz, choćby nikt cię nie słyszał, to twój protest”, i te rzeczy. Co rzekła jakaś żona Slanskiego, albo może innego Pasternaka.
Może to jest coś, co trafia do głęboko wierzących katoliów, nie mnie to osądzać. Ja to bardziej rozumiem w kategoriach świeckich – jako coś do szpiku lewicowego i, jako takie, całkiem mi obcego. “Kiedy cię komuchy leją, staraj się nie reagować, jakbyś nie istniał, gardź nimi i nie daj im żadnej satysfakcji, ani rozrywki!” – to do mnie bardziej trafia.
Dla mnie robienie komuchowi wbrew na malutką skalę – ale jak mam to robić na dużą, że spytam? – choćby w leberalnych wyborach III RP jest jakąś tam, niewielką, ale jednak pozytywną wartością. Alternatywa jest o wiele gorsza. (Oczywicie nie mówię o swym ew. prywatnym bojkocie, ino o bojkocie milionów.) I wcale to nie wpływa na moje poglądy, czy na moją ew. chęć kolaboracji.
Gesty, gesty – tylko w śwciecie mniej lub bardziej wzniosłych gestów jestem w stanie zrozumieć ten, jak rozumiem, etyczny problem i dostrzeganie tu nieprzezwyciężonej sprzeczności przez Autora bloga i większość, jak się zdaje, jego rozmówców.
Pzdrwm
Kult gestów?? Ejże.
Pisze Pan, że “Pis to “noga w drzwi realnej (tfu!) polityki”” czyli – jeśli dobrze Pana rozumiem – Pis to gest. Ni mniej ni więcej. Nie może niczego osiągnąć, może tylko wektnąć kij w szprychy: kij się złamie, a koło będzie się toczyć dalej, co dla mnie jest definicją politycznego gestu. Jeśli tak, to głosowanie na Pis jest gestem na poparcie polityki gestu, czyż nie?
Dobrze, ale oprócz gestu, który sam z siebie wydaje mi się chwalebny – sprzeciw wobec układu itp. (chociaż zważywszy, że bracia Kaczyńscy brali udział w układzie, być może powinni być bardziej otwarci…) – ta postawa, tzn. zarówno “noga w drzwi” jak i głosowanie na to, mają także swoje namacalne skutki, jak wszystko co robimy w świecie (w przeciwieństwie do “robienia w głowie” czyli myślenia). O tych namacalnych skutkach była mowa powyżej. Skutkiem jest nieuchronna legitymizacja. Nieuchronna, nie ma innego wyjścia. Jeśli Bolek głosouje w plu bis, to w końcu jakie może mieć znaczenie bolszewicki agent? Ale kiedy nie tylko głosuje, ale bierze udział w instytucjach prlu bis, Antoni Macierewicz, to taki fakt legitymizuje te bękarcie instytucje. Im bardziej Macierewicz był przeciwny Magdalenkom i ich rycerzom okrągłego stołu, tym ważniejszy jego późniejszy akces. Takie są namacalne skutki gestów Pisu. Ale Pan właśnie odrzuca gesty i ich kult, więc jakże to jest?
Wyznaję, że nie bardzo rozumiem jakie dwa porządki, których mieszać nie należy, ma Pan na myśli (wydaje mi się, że przerwał Pan wywód w połowie).
To robienie komuchom wspak na malutką choćby skalę bardzo mi się wydało miłe, przypomniało mi bowiem prl w latach 80. (Sam prl był koszmarem, ale jest to bardzo sympatyczne wspomnienie, bo młodziśmy byli, piękniśmy byli.) Otóż, pamiętam, jak często wówczas argumentowałem, że pędzenie bimbru jest działalnością antykomunistyczną… Nie wątpię, że dostrzega Pan zarówno mocne (!) strony tej argumentacji, jak i jej oczywistą słabość: to w niczym, ale to w niczym, nie szkodziło bolszewikom.
Komuniści kierują się w swym działaniu czymś, co kiedyś nazwałem niezgrabnie “zasadą zmiennej neutralności”, tj. zależnie od sytuacji wycofują się do samego rdzenia swej władzy (kto nie przeciw nam ten z nami), a gdy im tak wygodnie, np. w czasach konsolidacji, kto nie z nami ten przeciw nam.
W tej chwili, to co nazywa Pan górnolotnie IIIRP, stoi na powszechnej jej akceptacji jako Wolnej Polski. Ponieważ w konkretnej politycznej sytuacji, nie ma dziś nadziei na wojnę wyzwoleńczą, jedyne co w moim głębokim przekonaniu pozostaje ludziom wolnym, to jest GEST odrzucenia tej kontynuacji prlu. Stąd Podziemie.
Nie widzę w tym żadnej nieprzezwyciężonej sprzeczności. Wręcz przeciwnie, sprzeczności nieprzezwyciężalne są właśnie w stanowisku prezentowanym przez Fymo-Ściosów.
Drogi Panie Amalryku,
Dlaczego komunizm wszedł gładko, a spora rzesza ludzi zamieszkujących Polskę została zsowietyzowana?
Dość obrazową odpowiedzią jest sugestia lektury “Drogi donikąd”, choć jestem pewien, że Pan tę powieść zna, i przyjrzenie się zachowaniu jej bohaterów. Litwa czy Białoruś nie różnią się aż tak bardzo pod względem, że tak powiem, psychospołecznym, od takich Kaszub czy Wielkopolski…
Zresztą, czy trzeba aż lektury (wielkiej!) powieści, by próbować odpowiedzieć sobie na to pytanie? Czy może bez tabu i kalk myślowych w postaci choćby polrealizmu przyjrzeć się, jakich wyborów dokonywali nasi ojcowie, dziadkowie, etc.?
Panie Michale,
A gdzież jam sugerował, że to Pan był, czy też jest, przedmiotem dezinformacji?
Autorów WP i Dyskutantów przepraszam za “spamowanie” komentarzami, co może dyskusję utrudnić, ale wróćmy do kwestii percepcji naszej, jak to kiedyś określił P. Michał, łżeczywistości:
http://emerytka.nowyekran.pl/post/830,o-uleganiu-ubeckiej-propagandzie
Och, Jaszczurze!
Czyżbyś zaiste podejrzewał , iż zupełnie nie wiem “[…]Dlaczego komunizm wszedł gładko, a spora rzesza ludzi zamieszkujących Polskę została zsowietyzowana?[…]” . Ale wiem również, że można sobie z tą zarazą duszy poradzić (o ile się chce) własnymi siłami (w końcu dzieciństwo spędziłem “wychusiany na kolanach” oficerów Informacji Wojskowej, choć wówczas ta chwalebna organizacja juz zdążyła się ,sovietico modo, “przechrzścić “na WSW). Sowietyzacja to nie jest proces nieodwracalny.
Sowietyzacja to nie jest proces nieodwracalny. Dokładnie! Pański przykład jest tu dowodem. Wojennaja rozwiedka – a to Ci dopiero! Mnie z kolei wyhuśtał I sekretarz wioskowego POP-u. Na spółkę z córą kułaka, rozkułaczanago do lat 70 zresztą, z epizodem w niejakim Wehrmachcie…
Analogia z niższej nieco półki: alkoholizm nie musi doprowadzić do śmierci czy całkowitego zżulenia. O ile bezpośrednio zainteresowany potrafi przyznać się do tego, że ma problem i chce coś z nim zrobić.
Panie Jaszczurze,
Nigdzie nie powiedziałem, że Pan powiedział, że ja powiedziałem, że Pan powiedział itd. Poprosiłem tylko z wrodzoną sobie nieśmiałością, by mi Pan oznajmił bez ogródek, gdybym Pańskim zdaniem stał się przedmiotem (czegokolwiek, niechby i dezinformacji), gdybym (co nie daj Bóg!) opowiadał głodne kawałki, gdybym pieprzył chrzanem albo choćby sobie przeczył. Jeśli Pan wówczas zmilczy, to pozostanę w swojej ciemnocie, jeśli Pan nic nie powie, to być może będę nadal tkwił w sprzeczościach, jak – nie przymierzając – Aleksander Ścios i Fym.
@ michał
Nie (aż) “kult gestów”, których zresztą nie jestem jakimś nieprzejednanym wrogiem, tylko, jak ja to widzę, przypisywanie im większej roli, niż ja bym to uczynił. Albo też, alternatywnie, być może przypisywanie innym sprawom, konkretnym, jak “realna tfu polityka”, odpowiednio mniejszej roli.
Przerwałem w pół? Zgoda. Może nawet o wiele wcześniej, ale to nie tylko z tego wynikało, żem miał coś jeszcze w planach, ale też, a może głównie, z tego, że o tym można by naprawdę b. długo. Bo to w sumie filozofia, czyli, jak ja ją sobie (i innym, jak się da) definiuję, jako: “Myślenie do końca o sprawach naprawdę istotnych, UWZGLĘDNIAJĄC w tym także analizę mechanizmów i ograniczeń własnego myślenia.” (Ładne? W każdym razie to nie jest wcale głupia definicja, zachęcam do się ustosunkowywania!
Dla mnie “noga w drzwi” i działalność PiS nie ma akurat z symboliką wiele wspólnego. Nie chodzi mi o to, że oni się symbolami (słusznie czy mniej słusznie) nie zajmują, ale to nie kończy się, moim skromnym, na symbolach.
Nie dostrzegam też istotniejszych analogii z głosowniem w PRL – gdzie po prostu żadnego wyboru nie było. W czasach PRL’u naprawdę nie mam sobie wiele (albo i nic) do zarzucenia – byłem od dziecka wewnętrznym emigrantem i nieprzejednanym komunistą, marzacym by się wyrwać i walczyć w Wietnamie, a kiedy był cień okazji, zwalczałem tę zarazę. Sorry, że tak o o sobie, tak o realu (i w dodatku bez dowodów), ale wyjaśniam, że akurat moja, różna od Pańskiej, postawa, wcale się na kolaborowanie z prlowskim komuchem nie przekładała.
Widzi Pan – jak Pan zakochany w Mackiewiczu, tak ja Szpęglerysta (od Oswalda). Może nie całkiem tak (co ja tam w końcu o Panu wiem), ale, choć czytałem sporo i myślę bardziej samodzielnie od większości, to jednak z przekonaniem uważam, że ten jego “dojrzały sceptycyzm naszej cywilizacji” to właśnie coś, co, jako jedyne, może ew. przestawić nasze myślenie, rozumienie świata, a co za tym idzie może i “real”, na nowe i o wiele zdrowsze tory.
No i ja tutaj (jak często, np. w przypadku Wyrusa, może Pan kojarzy kto zacz) widzę opozycję “człeka Prawd” i “człeka Faktów”. Czyli (bez żadnych negatywnych ocen!) postawę w b. szerokim rozumieniu “religiją” w opozycji do postawy… Well, życiowej, przyziemnej, związanej z faktami, charakterystycznej dla chłopa (to akurat nie ja), szlachcica, żołnierza, polityka… Pańska zaś to by była, w moich oczach, postawa Mędrca, Kapłana… Sam Pan chyba kojarzy co by jeszcze można tu dodać, jakby nad tym chwilę pomyśleć.
W każdym razie (by się w “zawiłości” szpęgleryzmu tu nie zanurzać) dla Pana intelektualna “konsekwencja”, być mmoże także “etyczna”, jest, jak się zdaje, sprawą niezwykle istotną, a dla mnie całkiem nie.
Moje głosowanie na PiS i inne tego typu zachowania abslutnie nie wpływają na moje nastawienie do III RP – one po prostu nie mają żadnych macek, którymi mogłyby tego typu moje nastawienia “dotknąć”! Bo dla mnie, człeka Faktów, te sprawy rozgrywają się niejako – tu próbuję wyjaśnić wcześniejsze moje słowa – w innych wymiarach. Tu realna (choć drobna i dość w sumie żałosna, zgoda, ale jednak) Polityka – tam Symbole, Prawdy, Gesty (ach!).
Wcale nie, żebym te rzeczy lekce-sobie-ważył… Żaden ze mnie czciciel “politycznego realizmu” znad prowincjonalnej (excusez le mot) gnojówki, jakich u nas nie brakuje. To całkiem nie o to chodzi!
Symbole SĄ oczywiście ważne, Prawdy (w sensie szpęglerycznym) są oczywiście istotne… Na naukowych Hipotezach (a tym są wszelkie twory nauki, choćby były i najlepiej udowodnione i/lub najoczywistsze) naprawdę nie da się zbudować ani przyzwoitego społeczeństwa, ani godnego życia. Nie z powodu naukowych hipotez czy Faktów jest człek ew. gotowy nadstawić łeb za kochaną Oćczyznę, a bez tego nijak. (Nawet teoria gier, jeśli ją dobrze zrozumieć, może posłużyć jako dowód, może to kiedyś zrobię, oczywiście tylko w postaci drobnego szkicu.)
Tak że – choć mnie realnie smuci Pańska propaganda za niegłosowaniem na PiS – ja się z Panem wcale nie kłócę o pryncypia, ani nie czuję żadnej wrogości… W pewnym sensie my obaj także działamy w całkiem innych światach, czy wymiarach. I nie ma w tym nic złego. (O wiele lepiej Pana zresztą rozumiem, niż Wyrusa, z jego korą jak na dębie korkowym i robieniem religii z wulgarnego dorobkiewiczostwa, zresztą chyba tylko cudzego.)
Potrzebni są Kapłani (czy Mędrcy), i, chyba, potrzebni są także tacy faceci, jak ja… Nie mówiąc już o JK.
(Te duże litery to głównie dlatego, że w ten sposób pragnę oznaczyć terminy, mające dość konkretne znaczenie w tej mojo-szpęglerystycznej filozofii. To nie jest ani minoderia, ani chęć narzucania komuś dziwnymi środkami mojego zdania.)
To by było (na razie) tyle, w razie czego polecam się na przyszłość.
Pzdrwm
O cholera! ANTYKOMUNISTĄ OCZYWIŚCIE!
Nigdy nie byłem żadnym komunistą, ani nawet namiastką.
Pzdrwm
Chyba nadal Pana nie rozumiem.
W moim przekonaniu, w myśleniu o polityce trzeba odrzucić wszelkie symbole, legendy, mity itd. Przed laty, jeden z najbardziej interesujących polskich publicystów konserwatywnych, Marcin (?) Król, napisał coś w ten deseń, że ponieważ polskość ujęta w symbol, stereotyp i narodowe jojczenie jest naszą rzeczywistością, to musi uznać tę rzeczywistość, bo inaczej będzie bujał w obłokach. (cytuję z pamięci, a dokładny cytat byłby pewnie bardziej zdumiewający). To jest oczywiście bełkot. Symbole to nie rzeczywistość, stereotyp to nie fakt, buja się w obłokach za takie je uznając. Trzeba zatem koniecznie obedrzeć rzeczywistość z tych naleciałości, by móc ją zrozumieć.
Polityk musi wiedzieć, z czym ma do czynienia, żeby móc na tę rzeczywistość wpływać. W polskich warunkach, rzeczywistością jest brak państwowości, bo prl – niezaleźnie od tego czy ma Pan “wybór” czy nie – jest łżeczywistością.
W sytuacji braku państwowości można teoretycznie robić mnóstwo rzeczy, ale w sytuacji, w której bolszewicki twór akceptowany jest przez, już nie mityczną “większość”, ale po prostu przez wszystkich, polityka gestów jest jedną z bardzo niewielu opcji, które nam łaskawie pozostawiono. To nie ma nic wspólnego z kapłaństwem, mądrością i prawdą z wielkich liter. To jest po prostu jedyna możliwa postawa, która mi nie uwłacza.
Rozróżnienie pomiędzy wzniosłą prawdą, w której można sobie pozwolić na gesty, a Faktami, gdzie trzeba głosować na co dają (czy raczej, BO akurat pozwalają), wydaje mi się receptą na przedłużanie prlu ad infinitum.
To co jest teraz, jest tylko kolejnym etapem. Wystarczająco wiele razy nabierali się Polacy na te etapy w historii prlu. Dość już tego. Przynajmniej ja mam dość. Dodam jeszcze tylko, że ja nie mam pretensji do ludzi, którzy głosują, nie rozumiem tylko ich logiki. Pan zdaje się mówić (celowo to przerysowuję): tu nie ma żadnej logiki, bo zasady są od święta, a na codzień jest Pis. Ale czy żadna konsekwencja nie obowiązuje?
Przepraszam, pozwolę odpowiedzieć za Triariusa:
Chodzi o to, że z jednej strony głosowanie na partie prawicowe faktycznie jest przedłużaniem peerelu, z drugiej jednak – jedyna szansa, by ten neopeerel nie przybrał bardziej totalitarnego oblicza, by opóźnić “zjadliwą” fazę komunizmu. Tym bardziej, że większość biorących udział w wyborach głosuje na partie, będące ekspozyturą oligarchii komunistycznej.
Hmm… czy Pan naprawdę tak myśli, czy też “odpowiada tylko za Triariusa”?
Bo to niestety jest nonsens. To jest precyzyjnie to samo rozumowanie, które kazało “popierać Gomułkę”, żeby prl “nie przybrał bardziej totalitarnego oblicza, by opóźnić ‘zjadliwą’ fazę komunizmu”.
To jest właśnie samo sedno absurdu, z którym się borykamy.
@ michał
Nie, tutaj Pan błądzi absolutnie.
Ja akurat (sorry, ale muszę o sobie “w realu”) nigdy żadnego Gomułki nie popierałem, jestem absolutnie niezdolny do wszelkiej “dyplomacji”; mówienia 20% (czy powiedzmy 80%) prawdy, kiedy nie można całej; poszedłem na Politechnikę, bo nie chciałem w PRL studiować (a potem praktykować) historii, politologii, psychologii (które to rzeczy ogromnie mnie wtedy kręciły, a inżynieria absolutnie nie)… I tak dalej.
Pańskie zarzuty – daruje Pan! – są sztywno-ideologiczne, oderwane od realnego życia i realnej psychologii… Pan od razu wie, jak jest i jak być musi… A to kompletnie nie tak.
Nigdy nie kolaborowałem – jeśli nie uznamy oczywiście (a to akurat moje własne twierdzenie z tamtych lat), że nawet pieczenie bułek w PRL jest kolaboracją, ale to nie kolaboracja, ino co najwyżej instykt przetrwania (rzecz dla mężczyzny i prawicowca CHWALEBNA) i nadzieja na danie wrogowi w dupę w jakiejś przyszłości – Pan zaś, ex cathedra, rzuca tutaj całkiem nieuprawnione oskarżenia…
Bo tak to Panu pasuje do Jego sztywnego, hiper-logicznego, hiper-konsekwentnego obrazu świata, w którym wszystko jest logiczne, przejrzyste, klarowne i, ach jakżesz cnotliwe… Tyle, że nikt taki jak Pan nigdy autentycznemu, realnemu wrogowi bagnetem flaków nie wypruł, nie poderżnął mu gardła, ani go na postronku nie powiesił.
Pana świat – z całym szacunkiem dla świata Ętelektu i Wartości, bo i sam nie jestem raczej człekiem prostym i mało wyrafinowanym, czego się nie wstydzę – to świat całkowicie zawarty w myśleniu, “Dawaniu Świadectwa” (co akurat dla mnie jest dość, daruje Pan, żałosne), ocenianiu innych, wydawaniu im certyfikatów moralności, ogłaszaniu światu Niezmiennych i Absolutnych Praw (czy Przyrody, czy Moralności, nieważne)…
Poleciłbym książkę (lewaka, ale niegłupiego) Rollo Maya o “Innocence”. (Nie mówiąc już o Spenglerze, którego jednak z pewnością by Pana ze wstrętem odrzucił.)
Mój świat jest jednak inny – jest w nim myślenie i Idee (ach!), jest Monteverdi (i bez niego niejak), ale to jednak nie “Rozwój Idei Takiej-Czy-Innej” stanowi o historii tego świata, nie Platon, Mackiewicz, Pan, czy choćby Spengler – ino ludzie, którzy robią politykę i walczą.
Realnie – robiąc wrogowi wbrew, utrudniając mu życie, sypiąc piasek w tryby, tępiąc jego żołnierzy czy ciurów, jeśli się nieopacznie zabłąkają gdzie dla nich niebezpiecznie…
Naprawdę nie mam do Pana o nic pretensji (bo i ta anty-PiS’owska propaganda w końcu ma niewielki zasięg, sam Pan wie), całkiem nieźle też Pana chyba rozumiem – ale po prostu, mówiąc dość brutalnie: Pański Świat Czystej Myśli i Moralnych Ocen całkiem nie jest ani moim, ani nawet tym, który za autentyczny uważam.
To tak jak z platonizmem – Pan uważa, że istnieją te tam postaci w pieczarze i Pan WIE o nich praktycznie wszystko, ja myślę, że może i istnieją, ale co z tego, skoro nie jest nam dane nijak do nich bezpośrednio dotrzeć, a jesteśmy skazani na fenomeny?
To od b. teoretycznej strony, bardziej praktycznie to mówię, że dla mnie “Dawanie Świadectwa” jest dosłownie NICZYM, a liczą się tylko dwie rzeczy: 1. zachowanie “siebie” (w tym honoru i godności); 2. tępienie wrogów, a szczególnie tych, którzy na to zasługują także z powodów etycznych (bo tak być nie musi, niektórzy wrogowie mogą być OK z etycznego pkt. widzenia, to podstawa prawicowości moim zdaniem).
Po prostu się z Panem nie zgadzam, intelektualnie, Pan za to wyjeżdża z jakimiś etycznymi hipotezami na mój temat, plus całkiem nieuprawnionymi ocenami… I cóż mogłoby lepiej ukazać (znowu!), że ludzie (ci nieco mądrzejsi, bo nie mówię tu o lemingach czy idiotach) należą do dwóch całkiem innych kategorii?
Tyle, że moja Pana nie potępia, bo po prostu raczej się “dawaniem świadectwa” i wydawaniem świadectw moralności nie zajmuje, z założenia, Pańska zaś nic innego (daruje Pan tę szczerość, ale tak to widzę) praktycznie nie robi. Próbuje nawet przeszkadzać “swoim”, w imię własnego – wysokiego jak cholera, ale też całkiem, jak ja to widzę, arbitralnego pojęcia o etyce… Ale to na szczęście i tak mało ludzi rusza, z paru, dość oczywistych, powodów.
Pozdrawiam
Hmm…Odkrywszy iż nie jestem demokratą, konsekwentnie omijam ten cyrk, serwowany publice co jakiś tam czas, pod nazwą “święta demokracji” – nie moje małpy, nie mój cyrk. A od strony praktycznej – czy słyszał to kto , aby bolszewicy oddali gdziekolwiek, komukolwiek, kiedykolwiek władzę, bo tak akurat komuś tam wyszło z liczenia jakiś tam kartek papieru??? No pewnie! I jeszcze czego! Ale w drugą stronę, to owszem się zdarzało, a rekord świata póki co dzierżą chyba nasi bracia Czesi, gdzie w 1946 komuchy, lege artis capnęli 40,17% głosów…
@ Amalryk
Nie udawał, że całkiem nie widzisz różnicy między sytuacjami, gdy np. PiS dostanie 80% głosów (a oficjalnie 39,5%), a sytuacją, gdy PO otrzyma 89%, SLD 10%, a resztę K*win.
Władzy nie oddadzą, to oczywiste, bo gdyby wybory mogły coś istotnie zmienić, dawno byłyby zakazane”, ale różnica jest, i to istotna.
Inaczej by się tego PiS’u i JK aż tak nie bali.
Pzdrwm
Drogi Panie,
Pozwoli Pan przede wszystkim powiedzieć, że ja absolutnie niczego Panu nie zarzucam! Próbowałem tylko odpowiedzieć na Pańską wypowiedź. Dajmy sobie spokój z zarzutami, to jest nieszczęście każdej dyskusji w Polsce. Żadnych zarzutów – tylko racjonalne argumenty.
Konsekwentnie, nie “zarzucałem” Panu nigdy, że “popierał” Pan Gomułkę! Musiałby Pan mieć prawie 75 lat, żeby móc rozumnie uczestniczyć w milionowym tłumie skandującym na cześć Gomułki na placu Defilad. Oczywizda, nie wiem nic o Panu, ale nie sądzę, żeby to było prawdą.
Do pozostałych punktów powrócę później.
@ michał
Gierka nie popierałem, mimo że doprowadzilem go na szczyty – szalejąc w grudniu ’70 po ulicach Elbląga, jak osiemnastolatek, w klasie maturalnej liceum.
Ani nikogo zresztą. Faktycznie przez krótki czas dałem się nabrać na Michnika, ale to było wtedy, kiedy pilnie udawał patriotę i siedział po aresztach (albo przynajmniej tak wszyscy wśród moich znajomych myślilśmy).
Ja tam uważam się za nacjonalistę i teza, że “nacjonalizm to sowiecka sztuczka” (czy jak to tam brzmiało) zalatuje mi skrajnym doktrynerstwem i (excusez le mot, ale zacytuję Brantome’a w przekładzie Boya) “mózgowością”.
(Korwinizmu nie wspomnę, bo to po prostu agent i nie wierzę, by a z taj wielu ludzi naprawdę miało co do tego wątpliwości, po prostu wstydzą się przyznać do własnej… naiwności. Jak z Tuskiem.)
Pewnie do Pana akurat ten argument nie trafi, ale proszę się wczuć – jeśli ktoś w latach ’70 uprawiał sport, podpalał się nim, a kibicował z całych sił Szkocji (jako MacLeod w 1/32), natomiast kiedy “Orły Górskiego” grały z RFN, to kibicował Niemcom tak, że były z tego awantury…
I to nawet z beneficjentami tamtego układu!
No, niech Pan pomyśli – czy może być mocniejszy dowód na to, że taki ktoś nie uważał PRL za swoje państwo?
(Tym bardziej, jeśli taki ktoś jednocześnie nawet przez sen kombinował, jak się wyrwać na wolność i walczyć z komunizmem zbrojnie, omal nie wyleciał ze szkoły przed samą maturą za swoje polityczne zachowania od ’68 po ’71, choć był w pewnym sensie ozdobą tego prowincjonalnego liceum, na szczęście zmiana ekipy sporo moich grzechów zatarła, ale to był bonus od Bozi… Itp. Itd.)
Ja tu się nie skarżę, że Pan mnie nie docenia, czy fałszywie ocenia – to drugie byłoby oczywiście dość przykre, ale nie aż tak istotne. Ja polemizuję z samą esencją Pana przekonań! Z samym nastawieniem, że oto mamy jakiś taki świat – logiczny, hiper-spójny, przejrzysty, gdzie wszystko jest białe albo czarne i zawsze wiadomo co jest dobre, a wartością najwyższą jest “Dawanie Świadectwa”… Taki HIPER-OŚWIECENIOWY świat, gdzie działają wyłącznie przyczyny i skutki, a Cnota (ach!) ma jakąś specjalną wartość, ponad wszystko inne… I trza, w związku z tym, “dawać świadectwo”…
Otóż nie, nie dla mnie. Należy zachować “siebie” – a przez siebie rozumiem wszystko, co dla mnie ważne, aż po naród, i cywilizację. Włącznie of course. Kiedy jest b. ciężko, to to się potrafi zawęzić do instynktu przetrwania i tamte rzeczy, z konnieczności i jadąć Epiktetem, człek odpuszcza…
A poza tym – chodzi o dawanie w dupę naszym wrogom, albo, w smętnym przypadku, kiedy jesteśmy słabiutcy, robienie im wbrew. Jak na przykład głosując na PiS.
Widzi Pan (i Wy Amarlyku) – biorąc udział w wyborach ja także czuję się dość absurdalnie i, co tu dużo gadać, głupio. Ale wcale nie dlatego, że “legitymuję tę władzę”. To bzdura! Nie głosowałem w referendum ojropejskim, ale też tylko dlatego, że uznałem, iż większa jest szansa na nieosiągnięcie wymaganej liczby głosujących. Onie jednak zrobili dwudniowe, plus propagandę, nie wyszło.
Czuję się głupio z tego powodu, że mój głos nijak się nie ma do tego, jak zagłosują pozostgałe miliony. To jest oczywiste ćwiczenie z absurdalności – coś jak credo quiam absurdum Pascala.
Poza tym nie przepadam za zachowaniami standymi. Ale cóż to ma za znaczenie, wobec REALNEJ, choć żałośnie mikrej, WALKI Z TYM SYFEM? Zamiast, siedząc sobie na tyłku i przebierając paluszkami po klawiszkach, “dawać świadectwo”, czy rozdzielać świadectwa moralności ludziom, którzy przeważnie wcale o nie nie proszą i mają je w nosie.
Pzdrwm
Panie Triariusie,
Dobrze, więc jeszcze raz: ani ex cathedra, ani sztywnie i ideolo, ani nie oskarżam, ani nie stawiam zarzutów. Czy możemy za Tacytem spróbować podejść do tego sine ira et studio? Jeżeli nie możemy, to jest absolutnie w porządku, ale jeśli się uda to być może do czegoś dojdziemy.
Jak powiedziałem wcześniej, nie zarzucam Panu kolaboracji, bo i niby dlaczego?! Nic o Panu nie wiem. Ale też staram się nie zarzucać jej nikomu. Było jak było. Jasienica był bolszewickim agentem, który odbierał Caritas Kościołowi, kiedy jego dowódca, Łupaszka, był torturowany w bezpiece – ale ja w niego pierwszy nie rzucę kamieniem, bo nie wiem, jak ja bym się zachował. Nie lubię, kiedy się takich ludzi mianuje bohaterami, ale to co innego. Wystarczy stwierdzić fakt, nie trzeba zaraz stawiać zarzutów. Więc ja nie wyrzucam naiwnym, którzy stali na placu bolszewickich Defilad i wrzeszczeli “wiesław!”, chcę się tylko zastanowić, jakie były tego powody, a jakie konsekwencje. Powodem była genialna bolszewicka prowokacja pod kryptonimem “polski październik”. Konsekwencją była akceptacja prlu, bo rzekomo “Gomułka jest bardziej Polakiem niż komunistą”. Wydaje mi się, że zachodzi pełna analogia pomiedzy tymi, którzy byli wrogami prlu w roku 1956, ale zaakceptowali Gomułkę, “by opóźnić ‘zjadliwą’ fazę komunizmu”, a tymi co z tego samego powodu dziś chcą popierać Pis. Etap jest inny, sytuacja inna, ale metody prowokacji te same. Z tego jednak nie wynika zarzut pod czyimkolwiek adresem.
A teraz co do meritum Pańskiej notki. Rozróżnienie pomiędzy ideami i bebechami wydaje mi się dziwne w tym kontekście. Nie dlatego wcale, że Pan rzecz jasna nie ma żadnego pojęcia ani co ja zrobiłem, ani komu, ale dlatego że Józef Mackiewicz (w którym wbrew Pańskim domysłom się nie “kocham”) akurat “wrogowi bagnetem flaki wypruł, poderżnął gardła i na postronku powiesił”, co wcale nie czyni jego idei słusznymi bądź niesłusznymi (o czym zresztą Pan sam wie). Jego akurat mało interesowało dawanie świadectwa, w zamian zajmował się praktycznymi metodami pokonania bolszewików. Paradoksem jego twórczości jest, że pomimo to dał świadectwo: najlepsze znane mi świadectwo oporu wobec bolszewizmu.
Jeżeli zatem możemy się zgodzić, że najważniejsze jest “1. zachowanie “siebie” (w tym honoru i godności); 2. tępienie wrogów”, to w jaki sposób głosowanie na Pis się do tego przyczynia? Mnie się wydaje, że to raczej uwłacza honorowi, obraża godność i wspomaga wrogów. W jakim sensie jest to czysta myśl? Dlaczego bardziej czysta niż Pańskie dążenie do “zachowania siebie” (które wydaje mi się raczej czyste)?
Ponieważ uważam “intelektualną niezgodę” za najważniejszą rzecz w życiu, to nie bardzo mogę pojąć dlaczego okazało się nagle, że zajmuję się wydawaniem świadectw moralności albo też “przeszkadzam swoim”. Czy tymi “swoimi” mają być Ścios i Fym? Kaczyńscy i Macierewicz? Wybaczy Pan, ale jak próbowałem wykazać w moim artykule, ich enuncjacje wydają mi się bełkotem menelika. Chętnie zrewiduję ten pogląd w świetle racjonalnych argumentów, ale jak dotąd nie widzę wielu. Z jednym wystapił pan Jaszczur, ale po pierwsze nie wiem, czy w swoim własnym imieniu, a po drugie, to mnie delikatnie mówiąc nie przekonywa…
Jeszcze raz Pana proszę, żeby próbować kontynuować tę dyskusję bez emocji i bez zarzutów, ale też bez intelektualnego owijania w bawełnę. Może zamiast Tacyta powinienem był przywołać Spinozę: non ridere, non lugere, neque indignare, sed intelligere.
OK. Mój powyższy komentarz nie jest, jak mogłoby się zdawać, odpowiedzią na Pański komentarz z 11:24. Kiedy pisałem, nie widziałem go jeszcze.
Co robiliśmy, będąc nastolatkami ma, być może, znaczenie na Sądzie Ostatecznym, ale nie tu. Tu jest Podziemie. Tu się z komunizmem walczy, nie jak Pan chce, w strefie myśli czystej, ale w każdej strefie, bo w każdej trzeba ich pokonać. A nie można ich pokonać ani głosując w prlowskich wyborach, ani będąc nacjonalistą. Nacjonalizm może co najwyżej wywalczyć prl bis, czego jesteśmy ofiarami. Nacjonalizm nie może pokonać ponadnarodowego zagrożenia bolszewizmu z definicji. Nacjonalizm jest pułapką, w którą Polacy wpadają nieodmiennie od lat. Nacjonalizm jest po prostu skazą na myśleniu.
@ michał c.d.
Pozostając przy sportowych “metaforach”: Ja nie dlatego gram z tymi skurwielami w ich oszukaną szmaciankę, że wierzę, iż to jest uczciwa gra i dadzą mi wygrać… Wcale też fakt, że mogę z nimi pograć, nie sprawia, że, gdyby to ode mnie zależało, oni jutro nie wylądują ć w kamieniołomach. Do tego ostatniego musiałbym być jakimś oświeceniowym legalistą, a dla mnie to chore. “Prawo” to wola silnego narzucona słabemu i nic ponad to. (Nie mówimy tu przecież o prawie czysto religijnym, czy o poczuciu sprawiedliwości, do pewnego stopnia wrodzonym.)
Ja gram z nimi dlatego, że ze mną osiągną jednak nieco gorszy wynik, a może uda mi się któregoś nawet kopnąć w kostkę. Podczas gdy mnie samemu nic wtedy akurat nie grozi. Czysty zysk!
Że ktoś ludowi powie, iż ja “legitymizuję” zwycięstwo Komorowskiego, głosując na Kaczyńskiego? A gdybym nie zagłosował, to by nic nie powiedzieli, że spytam? Nie powiedzieli by tym nieszczęsnym zmanipulowanym durniom, że “popieram”? Tylko np. “jestem pewien, że i tak dobrzy wygrają”? Albo że “mi wszystko jedno”? “Bo liczy się przecież grill, taniec z gwiazdami i żel do pięt?
Dla mnie w tym nie ma żadnej “legitymizacji” i to się liczy!
Ani nie zaczymam ich z powodu tej gry lubić, ani ich nie “legitymizuję”, ani się dla nich nie poświęcam… Po prostu wiem, że beze mnie będzie im jeszcze łatwiej. Oczywiście moj głos się w istocie nie liczy, ale też trudno propagować jakieś zachowania, jeśli samemu się nie raczy, prawda?
Oczywiście – łatwiej jest, i o ileż wznioślej, wyniośle “dawać świadectwo” i nic nie robić… Ale mi to akurat ani imponuje, ani pasuje.
Pana doceniam za inteligencję i nawet głębię w myśleniu, za interesujące informacje, które Pan podaje – nie za “dawanie świadectwa” (które dla mnie jest całkiem bezwartościową sprawą, po prostu), czy za jakieś (gdyby się zacząć domyślać, co jest tu Pańskim celem) “zgłębienie do samego istoty polityki i określenie z niewyobrażalną wprost precyzją, co przyzwoity człowiek w obecnej systuacji powinien robić” (konkretnie nic, poza “dawaniem świadectwa”).
Bez urazy, ale tak to właśnie widzę. Ale wcale nie udaję poza tym, że doceniam Pana i Pański blog za inne istotne sprawy.
Pzdrwm
Gra jest tu bardzo dobrą metaforą. Jeżeli zasiadam do gry w pokera z szulerami, to tym samym legitymizuję ich stół. To oczywiste. Szulerzy nie mogą grać sami ze sobą, potrzebują uczciwych ludzi do naciągania. Szansa kopnięcia szulera pod stołem w kostkę jest nikła, ale nawet gdyby się udało, to niczego nie zmienia w samej rozgrywce, na samym stole.
O ile pamiętam prawa autorskie porównania “zasiadania do partii pokera z szulerami” należą się panu Jaszczurowi, który tak opisał tutaj działalność Macierewicza…
Nie sądzę, żeby mógł Pan rzeczywiście wykazać, że ktokolwiek namawiał tu do robienia niczego. O ile pamiętam (choć mogę się mylić, bo nie czytuję naszej strony zbyt często), to o dawaniu świadectwa była mowa wyłącznie w kontekście cytatu z Dávili – “Reakcjonista nie pisze, aby kogokolwiek przekonać. Po prostu przekazuje swym przyszłym wspólnikom akta świętego sporu.” – cytatu, który wydaje mi się słuszny, choć Dávili nie znam.
Na marginesie, wp to nie jest ani blog, ani mój. Na tej stronie pisuje wielu autorów, a Redakcja jest tajemniczym kolektywem, jak (nie przymierzając) kolektywne kierownictwo międzynarodowego bolszewizmu…
Panie Michale, to nie ja użyłem porównania neopeerelu do szulerni, tylko P. Amalryk…
W takim razie… nie wiem, co zrobić. Co Pan proponuje? Wypiłem wczoraj o wiele za dużo szampana, żeby móc brać odpowiedzialność, ale pewnie powinienem tak czy owak, więc przyjmuję ją.
Drogi Tygrysie!
Różnicę owszem dostrzegam, ale nadziei nie. Odnoszę wrażenie, iż Ty i wielu w domyśle zakłada, iż determinacja J.Kaczyńskiego, po śmierci brata w wiadomych okolicznościach, spowoduje (w razie uzyskania ponownej szansy na stworzenie gabinetu) zainicjowanie wreszcie przez niego procesów zmierzających do odzyskania niepodległości przez Polskę. Naturalnie, że w myśl powiedzenia przypisywanego Piłsudskiemu; “[…]Głową muru nie przebijesz! Ale z braku innych narzędzi trzeba próbować i głową![…]” – można i tak, ale wątpliwości pozostają. Pozostaje pytanie co przeważy, wątpliwości czy nadzieja?
@ Amalryk
A czy ja mówiłem coś o Kaczyńskim i jego bracie? Jeśli wspomniałem, to tylko przelotnie i w całkiem innym kontekście.
Mi chodzi o to, że:
1. dawanie świadectwa (tu się z Dávilą nie zgodzę) w mojej rzeczywistości nie jest ŻADNĄ wartością, a idee mają tylko o tyle znaczenie, o ile wpływają na “real”;
2. dorabianie piętrowych ideologii do drobnych działań, w rodzaju robenia wbrew najgorszym skurwielom w “wyborach”, wydaje mi się bez sensu… ja nieczego nie legitymizuję – po prostu!
Nie jestem zwolennikiem nicnierobienia i “dawania świadectwa” i tyle.
Swoją drogą, to “dawanie świadectwa” ma swoją ciekawą historię, o które warto by było może napisać: od sprowadzenie trądu na bezbożnego króla, przez wyjście w zdrowiu z jaskinii lwów, danie się zjeść za wiarę… po pisanie wierszyków do szuflad i, w końcu, klepanie sobie na klawiaturce… bo wciąż wolno! dla mnie to zabawne
Pzdrwm
@ michał
Ależ z Pana mistrz erystyki, gratulacje!
Ja o kopaniu szmacianki, Pan chytrze, jakby nigdy nic, przeszedł na pokera…
Ale widzi Pan – w kopaniu szmacianki ja niczym istotnym nie ryzykuję, podczas gdy w pokerze z szulerami, oczywiście tak (co Pan zresztą sam zauważa).
To całkiem różne sytuacje! Przynajmniej, kiedy się, jak ja, “dawanie świadectwa” i nieprzekładające się na real symbole, umieszcza w całkiem innym świecie, niż realną politykę, realną walkę… Bo dla Pana, jak rozumiem, to ten sam świat, a “świadectwo” stoi w nim nieporównanie wyżej.
Co nie zmienia faktu, że ten erystyczny chwyt był mistrzowski. Tyle, że ja nie jestem aż tak naiwny, by się nabrać. Co, z kolei, nie zmienia faktu, że większość by się nabrała, więc to może być metoda.
Pzdrwm
Ależ ja, olewając wybory, nie mam żadnego poczucia dawania komukolwiek jakiegokolwiek świadectwa! Nie robię też z tego banalnego faktu jakiegoś górnolotnego halo ! Innymi słowy, szczam na zbiorową mądrość kolektywu, i tyle! Najnormalniej, sama idea tej szopki jest skretyniała aż do absurdu, co widać, słychać i czuć. Więc nie ma tu nawet najmizerniejszych podstaw do produkowania, wokół tego, jakiejś trzymającej się kupy ideologii.
Ja zaś całkowicie rozumiem Twoją argumentację, ale optymizmu nie podzielam. Ot i tyle.
@ Amalryk
Ja i optymizm – dobre!
(Nawet Nicek w swym dzisiejszym tekście cytuje mnie jako wroga optymizmu.
Pzdrwm
P.S. Powiedziałbym coś, ale nie chce, żeby Cię zaatakowała Brygada Antyterrorystyczna, czy inny tam Front Północny. Plus Werhmacht z drugiej strony.
Front Północny? A co to za zasrańcy?
Odnośnie Nicka to, czasami w celach rozrywkowych, lubię zajrzeć na jego stronkę, aby posłuchać co to ma do powiedzenia nasza młódź z jeszcze nie do końca zlasowanym mózgiem, ale to inna historia…
Być może znowu za dużo wypiłem, ale ni kuku nic z tego nie pojmuję.
Zacznijmy od Pana Amalryka. Jaka różnica i jaka nadzieja? Czy to jest różnica między (rzekomym) nic-nie-robieniem i nadzieją, że głosowanie na piss cokolwiek zmieni? To nie ma chyba nic wspólnego z tłuczeniem głową w mur, ale raczej z nieuchronną legitymizacją instytucji “państwowych” przez akt głosowania. Co prowadzi mnie do Triariusa.
Proszę łaskawie mi wytłumaczyć, w jaki sposób głosowanie na Kaczyńskich bądź jakąkolwiek inna partię polityczna w ubiegłych dwu dekadach przyczyniło się do zwiększenia wolności Polski. Muszę jeszcze raz podkreślić, że nie zarzucam Panu czegokolwiek, a już z pewnością nie zarzucam Panu popierania Gomułki, proszę tylko o wyjąsnienie, jak różni się popieranie jakiejkolwie strony w wyborach prlowskich DZIŚ od popierania stron w roku 1956. Jest zupełnie możliwe, że różnica jest oczywista, ale ja jej nie widzę.
Chętnie zająłbym się dawaniem świadectwa po wytrzeźwieniu, ale nie mam takich luksusów, więc zaraz do tego powrócę…
Drogi Panie Triariusie,
Erystyka nie ma z tym (chyba) nic wspólnego. Chodziło o grę, o koncepcję gry, o pojęcie gry, w której jedna strona decyduje o zasadach. Powiedział Pan:
“Ja gram z nimi dlatego, że ze mną osiągną jednak nieco gorszy wynik, a może uda mi się któregoś nawet kopnąć w kostkę. Podczas gdy mnie samemu nic wtedy akurat nie grozi. Czysty zysk!”
Otóż ja twierdzę, że takiej możliwości nie ma, ponieważ bolszewicy wtedy po prostu powiedzą, że grają w coś innego, choćby w pokera, i Pan z miejsca przegrał. Na tym przecież polega potworność komunizmu, że najgorszego wroga wykorzstują dla swoich celów, że każdego kto gotów “grać” obracają w kółko przez zmianę zasad. Niech Pan spojrzy na straszliwy przykład, jakm był Cat Mackiewicz. Albo Churchill, który zaczął od antykomunizmu, potem otwarcie wspierał komunizm, by wreszcie mówić o Żelaznej Kurtynie. Jemu wydawało się właśnie, że może osiągnąć lepszy wynik od innych, a osiągnął najgorszy z możliwych.
W moim przekonaniu problem z komunizmem leży w tej właśnie nieokreśloności. Zdaje nam się, że gramy w pokera, a okazuje się, że to MMA no holds barred, ale też na odwrót: wydaje nam się się, że to wolnoamerykanka, a oni cykają kulturalnie, jakże to nieładnie kopać ich w kostkę. Dlatego właśnie nie wolnbo NIGDY wchodzić w żadną grę z bolszewikami! Nigdy przenigdy. Nie wolno z nimi rozmawiać, ani nawet siadać z nimi do stołu, ani choćby odkręcać dla nich butelki z wódką, gdy oni sami szlajają się pod okrągłym stołem.
A teraz do tego “składania świadectwa”…
Krytyka pana Triariusa wydaje mi się z gruntu słuszna. Więc jak to jest?
Otóż wydaje mi się, że jeśli jedynym celem człowieka jest “dawanie świadectwa”, to można równie dobrze poddać się, zapisać się do WKP(b), zaśpiewać na cześć zadniej części ciała Nadii Krupskiej albo nawet na cześć Putina, Miedwiediewa, Naszi czy Nazi czy jakkkolwiek im tam jest. Dawanie świadectwa jako cel wydaje mi się absurdalne nie dlatego, że dawanie świadectwa prawdzie jest niesłuszne, ale dlatego że jest jałowe. A zatem chapeau bas wobec Triariusa, bo ma rację.
A jednak Dávila miał także rację w tym cytacie. Przytoczę jego słowa raz jeszcze (i raz jeszcze dodam, że nie znam jego pism, bo są mi niedostępne):
“Reakcjonista nie pisze, aby kogokolwiek przekonać. Po prostu przekazuje swym przyszłym wspólnikom akta świętego sporu.”
W dzisiejszej sytuacji, kiedy występowanie przeciw demokracji, przeciw oczywistym brakom liberalizmu, przeciw komunizmowi, którego istnienia nikt nawet nie chce zauważać, jest oznaką choroby psychicznej, niewiele więcej pozostaje nam, reakcjonistom, jak przekazywanie przyszłym wspólnikom akt sporu. Nie jako cel – bo celem jest pokonanie tej bolszewickiej bandy – ale jako środek, a może raczej jako produkt uboczny.
Triarius ma rację, że jeżeli jedynym naszym celem ma być przekazywanie świadectwa, zachowywanie akt, to równie dobrze możemy się powiesić albo zostać bibliotekarzami (co nie jest zupełnie tym samym). Walka przeciw zarazie może w przyszłości okazać się świadectwem (o tym mówi Dávila), ale nie może być w zamierzeniu tylko świadectwem.
Innymi słowy, to co robimy, może okaże się w przyszłości świadectwem, ale nie robimy tego dla dania świadectwa. Tego rodzaju bezpłodna jałowość nie może być naszym celem i chwała Triariusowi za zwrócenie na to uwagi.
To proste działanie arytmetyczne; różnica miedzy 80% głosów dla PiS “[…](a oficjalnie 39,5%)[…]” a 0% – to 80 czyli 39,5.
A Triarius idąc oddać swój glos na PiS czyni to, jak sądzę, z nadzieją iż w jakimś tam minimalnym ułamku przyczynia się do ,no może nie z,araz upadku, ale
przynajmniej zachwiania władającą Polską bolszewią. No bo jeżeli czyni to bez tej nadziei, to chyba w najoczywistrzy sposób tylko “daje świadectwo” (jak , w efekcie, wszyscy np głosujacy na PSL w ’47) – ale to wszak sam wyśmiał.
Panie Triarius,
słyszał Pan wypowiedzi Kaczyńskiego na temat “Gierka-patrioty” i “polityka lewicy Oleksego”? Jeżeli tak, to jak Pan je skomentuje?
@ Wsie w Mieście
Swoją drogą przezabawne jest przy takiej pryncypialności und bezkompromisowości, że pierwszym, co człeka wita na tym blogu jest… Reklama Gazety Wyborczej!
TO ma być lepsze od głosowania na PiS, że spytam?
Pzdrwm
@ Marek
Nie mam, prawdę mówiąc, wielkiego problemu z tym stwierdzeniem:
Biorę pod uwagę czysto wyborczy kontekst, a w takim ja także widzę różnicę między tym – fakt że komuchem, ale w swoim rozumieniu pewnie jakoś patriotą, choć oczywiście durnym i zbłąkanym – a obecną jednoznacznie, od deklaracji po uczynki (które oczywiście są o wiele istotniejsze) TARGOWICĄ BIS.
Nie mam bowiem wątpliwości, że obecna banda u żłobu nieźle by się wiła, gdyby ktoś zdołał im na jakimś szerszym forum zadać pytania:
1. na czym polegała targowica (ta oryginalna)?
2. czy to było dobre?
3. jeśli nie, do dlaczego?
plus pytanie dodatkowe:
jeśli nie, było, to czym się istotnie różni od tego program I działania obecnek ekipy?
Z Gierkiem, jak sam uważam, było jednak nieco inaczej. Ten dureń chyba wierzył w “socjalizm”, a Polskę naprawdę zamierzał uczynić mocarstwem, co, choćby samo w sobie, nieco by ją od CCCP miało uniezależnić.
Tak to widzę, a szczerze – nikt mi miłości do Gierka zarzucić nie mogę, tyle, że nie chcę tu znowu wchodzić w autobiograficzne szczególiki.
Pzdrwm
Hmmm… Nie jestem pewien czy to jest odpowiedź pod czyimkolwiek adresem, ale chyba w żadnym wypadku pod adresem “wszystkich razem”.
Pan Amalryk wskazał, jak mi się zdaje, zasadniczą trudność Pańskiej pozycji. Pan Marek zadał Panu proste pytanie. Być może te nieszczęsne reklamy odpowiadają na te pytania, ale…
Po pierwsze, nie jesteśmy raczej odpowiedzialni za reklamy umieszczane tu bez pytania przez innych. Tak, zapewne będziemy musieli coś w związku z tym zrobić, ale jak sam Pan pewnie wie, to nie jest kwestia naciśnięcia guziczka ani powąchania kwiatuszka. Generalnie rzecz biorąc, cokolwiek gdziekolwiek zdarza mi się czytać na internecie, staram się usilnie ignorować wszelkie sąsiednie reklamy. Wydaje mi się to jedynym rozsądnym wyjściem, niezależnie od tego, czy reklamy umieszczane są z wiedzą czy bez wiedzy właścicieli strony (z czego oczywiście nie wynika, żebym namawiał Pana do pójścia w moje ślady, proszę czuć się wolnym czytać uważnie wszystkie reklamy na internecie, jeśli tak Pan woli).
Wydałoby mi się raczej, że takie reklamy (a ja nawet nie wiedziałem, że to są reklamy wybiórczej gazetki, tak dalece nie zwracałem na nie uwagi), są raczej dowodem na to, jakim strasznym bagnem jest internet jako medium, o czym toczy się właśnie dyskusja na tej stronie w innym miejscu (pod pierwszymi notkami z przed prawie czterech lat).
Oczywiście reklamy wybiórczych prlowskich gazetek są mi bardzo niemiłe, nie ze względu na mą pryncypialną bezkompromisowość (bez und), ale ze względów rzeczowych. Chciałbym jednak zrozumieć, co Pan naprawdę powiedział powyżej…
Że świadomy akt głosowania na partię, kóra należy duszą i ciałem do prlu jest jakoś równoważny albo nawet o wiele “lepszy” od mechanicznego pojawiania się jakichś reklam? Że świadomy akt może być zrównoważony przez coś takiego? Że jak? Że spytam?
@ Amalryk
Głosowanie na PiS przyczynia się do poprawy naszej sytuacji I DO SUWERENNOŚCI POLSKI całkiem realnie i w stopniu O WIELE większym, niż “minimalny ułamek”.
Popadacie tutaj wszyscy, kochane ludzie, w swego rodzaju pogoń za własnym ogonkiem i pracowicie udowadniacie z góry powzięte tezy.
B. krótko tylko… Na czym polega nędza i fałsz obecnej formy “demokracji”? Czyż nie na wszechwładzy mediów, wspieranej przez edukację, naukę, autorytety… (Nie chce mi się tutaj wszędzie stawiać cudzysłowów, ale w zasadzie być powinny.)
Plus oczywiście “prawo”… Itd.
Wszystkie te wzniosłe instytucje (w b. szerokim rozumieniu) dbają właśnie o to, by Lud słusznie głosował… Bo, wbrew temu, co Panowie raczą, te głosowania jednak jakąś tam rolę odgrywają.
Gdyby 98% Ludu nagle spontanicznie zagłosowało na partię P*kota, Tuska, czy powiedzmy K*wina, to na pewno kochana Władza b. by się ośmieliła i przyspieszyła Postęp. I odwrotnie, kochane ludzie, i odwrotnie…
Oszukiwanie przy urnach niewiele tutaj zmienia.
Oczywiście – ten kurewski (z przeproszeniem tych pań) system dba także, a może i przede wszystkim, o to, by nie było altrernatywy oznaczającej realną zmianę. Ale on raczej potrafi dbać o to, by Lud się na tę alternatywę nie napalił masowo, a nie, by się nikt taki nie pojawił.
Tak samo jak z Robertem Ardeyem – można go wydać, czemu nie, ale jakoś nikomu się nie chce, bo i po co? (Spenglera akurat tutaj nie będę mieszał, bo i tak mało kto go zrozumie.)
Widzisz – PRL, nie mówiąc już o NRD, taki ktoś jak choćby Pan Tygrys, gdyby miał mieć chociaż tyle popularności i wpływu co ma, zniknąłby dawno bez śladu. (Nie on jeden of course, ale on też. Zresztą to poniekąd opinia speca od takich spraw z czasów PRL, przekazana w osobiście w części artystycznej służbowej rozmowy.)
A teraz jak jest? Inaczej, nie da się ukryć. Wy tu, Pan T., Ardrey, Ścios i Macierewisz (toutes proportions gardées) mogą sobie gadać, tylko co z tego? Chodzi o to, by Lud się tym gadaniem nie przejął.
Bo jakby się przejął, to by zagłosował, co najmniej, a wtedy pewien kłopot… Albo przynajmniej POCZĄTEK kłopotu.
Bo Wy, rostomili ludkowie, gadacie jak poplątani, pryncypialnie o “demokracji” i Waszym do niej obrzyczeniu (marna imitacja postawy Dávili, jeśli mnie spytać), ale analizowanie RZECZYWISTEGO MECHANIZMU tego całego realno-liberalnego syfa, dla Was nie jest interesujące, prawda? Lepiej szerzyć kult “niezłomności” (ach).
A gdybyście jednak zniżyli się do przeanalizowania, to byście może dojrzeli, że jednak jakąś tam rolę te “wybory” oczywiście spełniają. REALNĄ, choć nie ma to nic wspólnego, oczywiście, z deklaracjami o miłości człowieka, liberalizmem i cudnownością całej tej kurewskiej zgrai, która nas (od Seattle po Władywostok co najmniej, jeśli nie wprost dookoła) gnębi.
Polecam jednak oderwanie się na trochę od Mackiewicza i zniżenie do Ardreya, Spenglera (choć to trudna lektura, zgoda), a w razie problemów z trudnymi tekstami, do blogu Pana T. (Nie ukrywam, że to ja sam. )
Gdzie są jakieś tam odpryski tego, o co mi tu chodzi.
Pzdrwm
@ michał
Fajnie, że się przynajmniej na temat “dawania świadectwa” zgadzamy. A obrona Dávili zawsze cenna w moich oczach. Jemu zapewne nie tyle chodziło o “dawanie świadectwa” w rozumieniu tych tam lewicowych kontestatorów, co o “trwanie przy swoim” – nieważne, że i tak przegramy. Ale co ja tam wiem.
Co do demokracji i liberalizmu, to dla mnie akurat jest dokładnie odwrotnie – demokracja może sobie być, ale liberalizm to syf totalny. To przechodzone dziecię Oświecenia, które wisi na nas jak jakieś świerwo albatrosa przywiązane nam do szyi – tyle że od trzystu lat.
Oczywiście powoływanie się na autorytety jest marnym argumentem, ale nie o to mu to chodzi… Jasne też, że dla liberała, głoszącego się hiper-prawicą i JEDYNĄ prawicą, taki Spegler MOŻE ew. być lewakiem… Ale każdego człeka mniej sfanatyzowanego doprowadziłoby to do ataku śmiechu, który mógłby przypłacić zdrowiem…
No i ten Spengler mówi wprost, że w polityce gra się w to, w co jest grane. I prawdziwy polityk radzi sobie w demokracji, tak samo, jak by sobie radził (choć może to nie TEN SAM polityk, zgoda) w jakimś Ancien Régimie (któren swoją drogą jest ludowi przedstawiany w całkiem fałszywym świetle, bo to był, szczerze mówiąc syf, ani liberalny, ani konserwatywny, ani fajny, ani skuteczny, mówię o wieku XVIII we Francji).
Wybrzydzanie się na “demokrację” przystoi ew. prorokom, jak Dávila, ale na pewno nikomu na nieco mniej wzniosłej pozycji w świecie intelektu, nie mówiąc już o kimś, kto się, choćby pośrednio, angażuje w politykę. Tę ralną, innej zresztą nie ma.
Dzięki za “chwałę Triariusowi” i wszystkie miłe słowa pod moim adresem. Ach, jakżesz my się tu pięknie różnimy!
Ale poważnie – doceniam rozmówców i wagę ich argumentów, po prostu mam inne zdanie, które wyklarowało mi się, w bólach i spazmach, bardzo, ale to bardzo dawno temu… Stąd, jak uważam, mam pewną w tych kwestiach przewagę i spore przekonanie o swojej racji.
Pzdrwm
… I nie mam też niczego przeciw Mackiewiczowi, żeby nie było!
Mówię oczywiście nie o tym zdrajcy pt. “Cat”. (Aż się moja kotka skrzywiła.)
Pzdrwm
“(…) fakt że komuchem, ale w swoim rozumieniu pewnie jakoś patriotą, choć oczywiście durnym i zbłąkanym (…)”
“Z Gierkiem, jak sam uważam, było jednak nieco inaczej. Ten dureń chyba wierzył w “socjalizm”, a Polskę naprawdę zamierzał uczynić mocarstwem, co, choćby samo w sobie, nieco by ją od CCCP miało uniezależnić.”
Całkiem niezła lekcja swoistego rozumienia patriotyzmu i ujęcia istoty komunistycznego zniewolenia, Panie Triarus. Mistrzostwo polrealizmu.
@ Marek
Sorry, ale uważam, że Pan bredzi.
Mnie to jakoś specjalnie nie ruszyło – rozumiałem to w kontekście wyborczym (przyciągnięcie wyborców lewicy/postkomuny i Ślązaków). Było w tym wystarczająco wiele autentycznej prawdy, by, we wzmiankowanym kontekście – gdzie pewne sprawy są z natury rzeczy mocno wyostrzone, a inne przymglone – by mnie to z etycznego puntku widzenia nie raziło.
A polityka to nie taniec po różach, czy kółko różańcowe, sorry! Może dlatego sam się, osobiście znaczy, praktyczną “demokratyczną” polityką nie zajmuję, ale też cieszę się dziko, że ktoś za mnie chce to robić. To jak z przetykaniem kibli i takimi sprawami.
Prawdziwy polityk się tym zajmuje, inni nie zajmują, ale doceniają, jeszcze inni wolą się wybrzydzać… Zachowując swoje cnotki dla gen. Andersa Na Białym Koniu… Już nie żyje, prawda?
No to może Regenta Janusza I.
Żałosne!
Pzdrwm
Panie Triarus,
Polska na mapie nie istnieje już 72 lata. Od 1945 r. mamy polskę czerwoną. Dopóki taki stan rzeczy istnieje przeciąganie wyborców w lewo czy w prawo jest działaniem na rzecz bolszewików.
@ Marek
Że się nie zgodzę.
Tym bardziej, że na mapie to Polska jak najbardziej właśnie istnieje. Dla mnie to nie aż tak wiele zmienia, ale jeśli dla Pana TO jest decydujące kryterium, no to w czym problem?
Nawiasem, to wiele wypowiedzi braci K., jak i innych PiSiorów, raziło mnie o wiele bardziej, od tej o Gierku. Nawet naprawdę bardzo w niektórych przypadkach.
Zresztą można se sprawdzić na moim blogasku – ja kiedyś nawet ochrzaniałem JK za złe traktowanie Leppera (wiem że był partyjny!), którego uważałem za ludowego trybuna. (Teraz już mniej, ale jakiś cień podejrzenia, że to taki ktoś pozostaje.)
Tak że to nie jest jakiś ślepy kult PiS czy kogokolwiek.
Ach, mam taki cudny tytuł na tekst, którym mógłbym teraz rzucić… Ale nie chcę go spalić, może kiedyś napiszę, albo chociaż sprzedam np. Nickowi.
Pzdrwm
Polska jest na mapie tylko jeśli uznać bolszewickie twory za państwa, a my przecież dlatego jesteśmy w podziemiu, że nie uznajemy prlu ani za państwo ani za polskie.
Pan Marek ma zupełnie rację i wydaje mi się, że nie ma tu o czym mówić. Interesuje mnie jednak, pozycja pana Triariusa, nie ze względu na nią samą, bo w miarę łatwo ją odrzucić przy pomocy prostego ciągu logicznego: czerwonoarmiejcy przynieśli w 45 roku sowiecką okupację, a w 56 roku zastąpiono ją sztafażem pozorów “polskiego państwa”, pozornymi sporami itd. prlu nie uznaje za państwo polskie nawet elita prlu bis, bo nazwała swego bękarta rpiii, a nie rpiv, tym samym uznając przerwanie ciągłości państwowości polskiej. prl bis jest wyłącznie ciągłością prlu, więc uczestniczenie w wyborach w roku 2011 nie różni się wiele od skandowania na placu defilad w roku 1956. cbdd
Ale mniejsza o takie drobiazgi. Pan Triarius w przeciwieństwie do Fymów itp. ma odwagę wdać się w dyskusję, więc nie zbywajmy go argumentami dość oczywistymi. Wolę raczej dać pola i zawiązać sobie jedną rękę za plecami… Spróbujmy podjąć dyskusję na gruncie wyznaczonym przez Triariusa. Zarzuca nam Pan jednoznacznie brak realizmu, bo Anders, bo książę Janusz (hej??), bo demokracja to nie kółko różańcowe, bo “ma Pan inne zdanie, które wyklarowało się, w bólach i spazmach, bardzo, ale to bardzo dawno temu, co daje Panu pewną w tych kwestiach przewagę i spore przekonanie o swojej racji”.
Zacznijmy od tego, że nikt chyba nie wątpi w Pańskie przekonanie co do swojej racji. Opinie – mój Boże! – może ma Pan rację, że te wyklute w bólach mają większą wartość, ale jest takie wulgarne powiedzenie angielskie: opinions are like assholes – everybody’s gotta have one. Opinia, która ma mieć jakieś znaczenie, a więc rozumiana jako racjonalna wypowiedź, nie podlega jednak testowi bólów porodowych, ale testowi logicznego myślenia. Absurdalna opinia zrodzona w spazmach pozostaje absurdalna, a opinia słuszna zrodzona w woni różanego ogródka nad kieliszkiem wybornego wina pozostaje nadal słuszna.
Dostrzegam u Pana jakieś echa Witkacowskiego myślenia bebechami, ale pomimo wielkiej sympatii, ba! podziwu, dla Witkaca, wiemy do czego myślenie takie prowadzić musi. Myśl nie jest bardziej realna (cokolwiek miałoby to znaczyć) dlatego, że tapla się w łajnie, spazmach, wychodzi z bebechów, aż flaki się wywracają.
Natomiast co do tzw. realizmu politycznego, to zajmowałem się nim na tej stronie wielokrotnie (cykl pt. Żuraw i landrynka jest w całości temu poświęcony), więc nie będę rozwijał, jeśli Pan pozwoli, a powiem tylko, że odrzucenie bolszewickiej proweniencji prlu jest właśnie zasadniczym brakiem realizmu. Jest to tylko wstępny brak, brak realzimu opisu. Nie rozumiejąc sytuacji, nie można realistycznie sformułować na jej temat opinii. Kaczyńscy zgrzeszyli przeciw realizmowi także w inny sposób, ale o tym inną razą.
@ michał
Że się, oczywiście, nie zgodzę i – z całym szacunkiem oraz niezmienną sympatią – zaczynam dostrzegać jałowość dalszego ew. wałkowania tego tematu w tym zestawie dyskutantów.
Wyjaśnię tylko, że “Regent Janusz” to K*win, któren kiedyś napisał był jakiś manifest, jaki on by wydał za lat ileśtam, gdyby był w Polszcze regentem… I naprawdę nie wiem, czy (jako człek nieprzesadnie ceniący przesadną skromność) podziwiać go za to, czy, raczej jednak, kulać się ze śmiechu z powodu megalomanii i politycznej ślepoty tego pana.
Co zaś do Witkacego, to b. go w młodości czytałem i kochałem, ale za to ostatnio całkiem już nie mogłem jego dramatów zmęczyć… Człek się z wiekiem zmienia. Nie sądzę, bym coś z niego miał w swoim myśleniu, a tym bardziej o polityce i tych sprawach. Miło na odmianę nie być (bez sensu) traktowany jako tępy fanatyk i tuba Spenglera, ale naprawdę nie sądzę, by Witkac jakoś istotnie na mnie wpłynął.
Oczywiście to, co rzekłem o moich poglądach i ich genezie nie stanowi żadnego argumentu wobec ludzi o poglądach przeciwnych – ja po prostu próbowałem im nieco wyjaśnić, dlaczego nie spodziewam się zostać przez nich przekonany.
Bo i nie zostałem, mówiąc dość oględnie. Argumenty, które tu słyszę, wydają mi się bardziej i bardziej kulą w płot… Co ma do wolności Polski mapa, że spytam? Że granice nie takie, jakie byśmy może chcieli? Sorry, ale moja matka też ze Lwowa, rodzina potraciła różne majątki… Tylko co to ma wspólnego z kwestią akurat tego, czy PRL i PRL bis to Polska, w sensie polskie państwo, czy też nie?
Mogę sobie bez większego trudu wyobrazić polskie państwo na Madagaskarze (a nawet chętnie bym je założył, są chętni?) i całkiem nie-polskie w granicach stanowiących sumę wszystkich wymarzonych przez jakiegokolwiek polskiego patriotę. Cóż więc ma do tego, ponownie spytam, mapa?
To, że nie ma różnicy pomiędzy państwem założonym w ’45, a tym z ’56, to rzecz do dyskusji. Sorry, ale jednak istnienie czy brak sowieckich doradców w każdej ważniejszej instytucji stanowi pewną realną różnicę.
Nie, naprawdę można siedzieć i masować sobie cnotkę – dla Zbawcy Na Białym Koniu (czy to będzie duch gen. Andersa, czy też Regent Janusz, do tego pierwszego nic zresztą nie mam, ani do ludzi, którzy nań czekali)…
Jednak, darujcie, nie każdemu to akurat aż tak do wymarzonego życiorysu pasuje, jak zdaje się pasować Wam tutaj.
Pzdrwm
Korwin to półgłówek i kompletne zero. Nie wiem, co może mieć wspólnego z realizmem, bądź jego brakiem.
Mapa nie ma nic wspólnego z niczym. Pan Marek użył jej jako skrótu myślowego (jak sądzę): tylko uznając bolszewicki twór za Polskę, można przyjąć, że Polska jest na mapie jako państwo. Mówiliśmy o państwie, nie o ziemi. Wszystko to razem, jak Pan słusznie zauważa, nie ma nic wspólnego z prlem.
prl jaki jest każdy widzi. Pan zdaje mi się także widzi. Widzą Fym i Ścios, a Rolex nawet zachęca do walki podziemnej z tym plrem. Jakże zatem można jednocześnie głosować i zachęcać innych do głosowania?
Nie bardzo widzę, jakie jest Pańskie stanowisko, oprócz tego, że podkreśla Pan swój rzekomy realizm oraz że głosowanie na pis jakoś (nie rozumiem do końca jak) poprawia sytuację w Polsce. Ale czy najpierw nie trzeba ustalić, z czym mamy do czynienia. Jeśli mnie ktoś przekona, że to nie jest prl, to ja pierwszy będę głosował na pis, ale tak jak jest mógłbym równie dobrze zapisać się do polskiego związku piłki ręcznej.
@ michał
“Realizm” nie jest i nigdy nie był jakąś moją oficjalną dewizą. Tu nie o jakiś “realizm” chodzi, ino o… Chyba jednak cnotkę. Z jednej, a jaja (excusez le mot!) z drugiej.
Rozumiem, że ktoś nieprawdopodobnie (z mojego punktu widzenia) pryncypialny może mieć problemy z pogodzeniem głosowania i jednocześnie odrzucania tego całego syfa, ale ja akurat nie mam. Żadnych!
Gdyby ode mnie to zależało, od jutra byliby wszyscy na wikcie podatnika w kamieniołomach. Gdyby ktoś mnie próbował przekonać, że to zbyt łagodne ich potraktowanie tego czy innego – zgodziłbym się bez wielkiego oporu.
A jednocześnie mam zamiar głosować, kiedy tylko dostrzegam różnicę choćby tak istotną, jak ta, między targowicą z Platformy (sorry, ale PO to moje osobiste inicjały i cierpię, oglądając je postponowane w sieci) i PiS’em. Albo choćby 20% tej istotnej różnicy.
I kompletnie nie dostrzegam w tym niejakiej REALNEJ sprzeczności – choć, powtarzam, wiem o co chodzi tym, którzy dostrzegają.
To są jednak wyraźnie INNI ludzie, w tym sensie, że mają jakąś inną etykę i dość różny od mojego obraz świata.
Co do K*wina, to miło, że się znowu zgadzamy. Ale ja sądzę jednak, że to nie taki sobie idiota, tylko po prostu agent wpływu, zapewne wprost ruski. A że to, co naszej dziatwie wkłada do główek, to idiotyzmy, to fakt, nie mógłbym się bardziej zgodzić.
Pzdrwm
Drogi Tygrysie!
Nosz fakt, że demokracja demokracji nierówna (i nie chodzi mi wcale o demokrację socjalistyczną!). Czym innym jest wiec ludowy ludzi wolnych, utrzymujacych i broniących orężnie swego państwa, a czym innym ten pokraczny syf… A już całkiem dobił mnie ten wypindrzony półidiota Poncyliusz, którego gdy zauważyłem ostatnio w telewizorni to majaczył, jak Piekarski na mękach, o konieczności obniżenia wieku wyborczego do16 lat! A czemu nie do 6-ciu, ja się pytam?
Co do Andersa, to postać conajmniej dwuznaczna, ja bym sobie takiego patrona, ani jego ducha, na “logo” Wolnej Polski nie wybrał. A Mikke oczywiście idiotą nie jest, pisał onegdaj podreczniki do brydża i nie widać w nich oznak głebokiego uwstecznienia umysłowego.
Jednak, gdy myślę o istocie tego sporu, to sprawa wydaje mi się leżeć w cechach charakterów rozmówców, jedni mają nieusuwalny imperatyw działania, inni są nieco bardziej sceptyczni. Argument ,że się wspaniale poprawiło bo towarzysze nie malują juz na wszystkich ścianach sierpa i młota, a orzeł paraduje w koronie a pan ubek nie strzelił Ci w tył glowy podczas przesluchanka, tylko opowiadał o opresywności NRD – to pic. Szmaciaki już dawno “połozyli lagę” na marksistowskie pierdolety im się rola leberalnych posiadaczy nawet bardzo spodobała…
Panie Triariusie,
Realizm może nie jest Pańską oficjalną dewizą (mam nadzieję, że tu nie chodzi o środki płatnicze!), ale wspomniał go Pan powyżej wielokrotnie i w różnych kontekstach, jako coś so ma się rozumieć samo przez (np. słowa “oderwane od realnego życia i realnej psychologii” czy te o “poprawie naszej sytuacji I DO SUWERENNOŚCI POLSKI całkiem realnie”).
Twierdzę jednak stanowczo, że ten rodzaj realizmu, który skupia się na poprawie sytuacji, a który w przed komunistycznych czasach był po prostu konserwatyzmem, nie stosuje się wobec bolszewików, bo może im byc tylko na rękę. Stefan Kisielewski był poputczikiem komunistycznym i chwalcą prlu, ale był także inteligentnym człowiekiem i miał rację, kiedy mówił, ze nie można czegoś jednocześnie poprawiać i obalać. A Pan na to mówi: nie widzę sprzeczności…
Sprzeczność jest jak najbardziej realna. Pozwolę sobie użyć klasycznego przykładu z pamiętnego roku 1989, kiedy to dozorcy więzienia pozwolili więźniom pomalować ściany na różowo, kraty na niebiesko i nosić kolorowe koszule, a więźniowie powiedzieli “w takim razie nie jesteśmy w więzieniu”. Jeśli to komuś wystarcza, mnie to nie przeszkadza, ale to nie wystarcza mnie.
Dlatego nb. nie ma Pan racji, mówiąc o mojej rzekomej “propagandzie” nie-głosowania. Ja niczego nie propaguję. Mówię tylko szeptem w podziemnych lochach, że mnie osobiście to uwłacza i ja osobiście nie chcę z tym mieć nic wspólnego.
“Ojczyzna akceptująca rabstwo, to dla mnie nie ojczyzna – ale zagroda dla bydła.”
Panie Amalryku,
Korwin jest kompletnym półgłówkiem, podręczniki do brydża nie mają tu nic do rzeczy. Korwin jest kolejnym dowodem, że ludzie inteligentni mogą być niemądrzy. Ale czyżbyśmy tego nie wiedzieli? Inteligencja nie jest warunkiem mądrości, ani nawet jej częścią. Są ludzie pozbawieni wykształcenia i na pozór tępi, a wyposażeni w głęboką mądrość. Biblia nazywała takich ludzi sola ziemi.
Korwin jest tego dokładnym przeciwieństwem. Naprawdę szkoda na niego złamanego słowa.
Ach, zapomniałbym dodać, że nieusuwalny imperatyw działania nie musi wieść działaczy do aż tak rażących sprzeczności…
“[…]Korwin jest kompletnym półgłówkiem[…]” – to fakt, ale czy tylko? Ten kabotyn i megaloman, jeżeli jest tylko żałosnym pajacem, to pal go sześć – szkoda śliny…
“[…]nieusuwalny imperatyw działania nie musi wieść działaczy do aż tak rażących sprzeczności[…]” ; ma Pan rację, nie wiedzie, sprzeczność tkwiła tam wcześniej, co najwyżej się tylko ujawniła. I tak wróciliśmy do punktu wyjścia.
Otóż to.
Nasunęła mi się taka konkluzja:
Wyobrażam sobie jaką musiał mieć minę Golicyn, gdy osobiście, u źródła zapoznał się z klasą służb broniących resztek wolności Zachodu przed bolszewicką hydrą… Zakrawa na parodię ,że dezerterzy z bolszewickich służb bezpieczeństwa doprowadzili do dekonspiracji większej liczby agentów niż cała organizacja złożona z biurokratów do tego celu na Zachodzie powołanych.
A nasi piewcy wolności tzw. III RP ,nigdy nie zastanowili się nad takim banalnym faktem, że pod koniec lat 80-tych doszło do niespotykanej w historii, rozbudowy agentury pionów MSW i MON, która znacznie przekroczyła liczbę 100tys wszelkiej maści agentów, rezydentów, informatorów tudzież innych „kapoli”.
Że cała ta ,dosłownie, armia donosicieli zwerbowana na szantażu czy ochoczo donosząca dobrowolnie i załatwiająca swoje brudne sprawy (oczywiście za wynagrodzeniem) z oficerami prowadzącymi w dziesiątkach tysięcy „mieszkań i lokali konspiracyjnych” (fajna nazwa ciekawe przed kim w nich konspirowali?); te idące w miliardy kwot koszty całej operacji, to tak sobie, dla jaj, ot tak jak psu w dupę??
To wszystko tylko po to aby za chwilę towarzysze wykrzyknęli; Och Panowie, pomyliliśmy się ! Wiecie ten cały komunizm to jednak straszna lipa, co za niewypał! Róbcie sobie chłopcy tę demokrację i kapitalizm, na zdrowie! Było miło! A my już sobie, we wstydzie i pokorze, zejdziemy z areny , a co złego to nie my! Pa, pa, pa!
I będą teraz z własnej i nie przymuszonej woli, choć mieli wcześniej pełnię władzy, z trzęsącymi się gaciami oczekiwali ,czy przyjdzie zaproszenie z prokuratury czy nie? I to wszystko na własne życzenie? Że którykolwiek z nich ludzi, nie cofających się przed żadną zbrodnią , będzie się teraz spokojnie przyglądał, kiedy do władzy dorwie się ekipa która poszpera im w papierach i pozbawi majątków a może i życia, bo na pewno wolności? Dobre sobie!
Cha, cha, bardzo dobre. Tylko że cała ta masa dezerterów składała się w dużej mierze z ludzi takich jak Nosenko, Mitrochin czy Gordiewski, którzy sami byli pewnie częścią dezinformacji. Jeśli doda Pan do tego, że służby zachodnie są przeżarte agentami, czego najlepszym dowodem jest odrzucenie Golicyna, a przyjęcie trzech wymienionych panów, to juz nie jest parodia, ale cyrk na kółkach.
Ale niech Pan uważa, Panie Almaryku, bo może Pan zostać zaliczony do tych, co niecnie masują swą cnotkę. Przypuszczam, że masaż występku w pasażu postępu byłby bardziej dopuszczalny.
Znamy, znamy! To też stary myk! Chcecie zdradzieckiego czekistę? Ależ zasypiemy was zdrajcami – jak w gabinecie luster, a teraz sobie szukajcie oryginału!
Niestety nie mam już czego masować! Już zdążyłem się, excuse le mot, dać wyrypać i wystarczy! Teraz, by zachować tę nasyconą erotyzmem konwencję, niech się inni niezaspokojeni brandzlują “świętem demokracji” – na zdrowie!
Eee, nie wierzę Panu, zawsze jest co wyrypać i to bez żadnego excuse.
Triarius uznał nas po-nie-w-czasie za gniazdo żmij – nie ma to jak niezależność myśli… a zatem na święto demokracji nie ma co liczyć.
@ michał
“Gniazdo żmij” było powiedziane żartem. Przykro mi, że to się okazało aż tak trudne do jednoznacznego odczytania! Naprawdę nie zamierzałem nikogo tu obrażać.
“Masowanie cnotki” (skądinąd wiekopomne określenie i cudowna wizja, która powinna wejść tu i tam na stałe i mnie unieśmiertelnić!) było jedyną ostrą złośliwością, jaką próbowałem podsumować Panów poglądy.
Pisanie w ogóle mnie ostatnio coraz bardziej mierzi (Boski Spengler to zresztą poniekąd przewidział), ale przecież ten mój lingwistyczny wynalazek musiałem ogłosić, bo nieśmiertelność to w końcu nie takie byle co. Co najmniej w języku Neospengleryzmu to określenie zajmie, mam niepłonną nadzieję, należne mu miejsce. (Także dzięki Panom.) W końcu od kogo to zależy, jeśli nie ode mnie – wynalazcy tego ideowego kierunku i jego jedynego w sumie (niestety) aktywnego przeżuwacza? (Tak to się pisze? Bom dyslektyk.)
Naprawdę – bez obrazy! Dałem linka do tej dyskucji, bo uważam ją za istotną i interesującą, a nieco komętów było niezbędne i całkiem nie starałem się z Panów kpić czy obrażać.
Co oczywiście nie zmienia faktu, że tej postawy (której sobie dyskutowaliśmy) nie rozumiem (a raczej rozumiem, ale tylko intelektem, jako psychologiczną możliwości), oraz jestem przekonany, że dopiero mój ginekologiczno-rozrywkowy termin oddaje mu całkowitą sprawiedliwość.
Macie teraz – jeśli oczywiście zechcecie – hasło ideowe, pomysł na emblemat do haftowania na sztandarach… (Nie mówiąc już o znacznie zwiększonych możliowościach dotarcia z propagandą do dziewczęcej części elek… Sorry! – oczywiście nie żadnego “elektoratu”, tylko raczej… “wyznawców”?
Pzdrwm
Drogi Panie,
Ani nie poczułem się dotknięty, ani tym bardziej obrażony. Czy mysli Pan jednak, że Pańska rozmówczyni, Maryla Kochen-Kochanowska, też zrozumiała to jako żart? Bo ja szczerze wątpię.
Termin byłby może zabawny, gdyby był trafny. Przypomina mi poniekąd zdanie Józefa Mackiewicza pod adresem krytyków jego “niezłomnego” komunizmu.
„Już to trzeba przyznać, że nasi ‘nonkonformiści’ spod znaku zerwania z zapleśniałym antykomunizmem, chadzają przeważnie na czworakach wobec potęg rządzących światem, a wyprostowują się dopiero dumnie wobec bezsilnej garstki t.zw. `niezłomnych’, którym `przedawniony reumatyzm’ nie pozwala się schylać i całować narzuconej rzeczywistości w d…”
Gdybyśmy rzeczywiście chcieli być “jedynie słuszni i niezłomni”, jak nam zarzucają niemądrzy krytycy, to wtedy może miałby Pan rację. Ale tak nie jest, ponieważ nasz cel jest taki sam, jak stawiany przez Fymów i Ściosów – Wolna Polska – ale tego celu osiągnąć nie można głosując na tówr, który jest kontynuacją niewoli.
To nie jest kwestia teoretycznej czystości. To jest kwestia praktyki.
Wstyd! Wstyd! Zasiadam pierwszy raz do komputera od kilku dni i co widzę?
“…zdanie Józefa Mackiewicza pod adresem krytyków jego “niezłomnego” KOMUNIZMU.”
I nikt nie zauważył? Komunizm? Antykomunizm? Co za różnica?
Przypominia mi to anegdotę z lat prawdziwej Zimnej Wojny, to jest tej, która naprawdę miała miejsce i zakończyła się krótko po śmierci Stalina, ustępując miejsca “polityce koegzystencji”.
Otóż kiedy pewien wiekowy Senator wyzywał prezydentowi Trumanowi od komunistów, ktoś zwrócił mu uwagę, że Truman jest ANTYkomunistą. Na co zirytowany Senator: – Wszystko mi jedno jakiego TYPU jest komunistą!
Zauważył, zauważył! Jak i ów “…tówr, który jest kontynuacją niewoli…”. Ale też skądś wiem, że ów TÓWR to nie Luwr…
A podświadomie leciwy Senator poruszył, tkwiącą w definicji przez negację, nie tylko ułomność , ale i związek z zanegowanym definiendum…
Och, twór czy tówr to jest tylko literówka, “fat finger syndrome”, jak się tłumaczą ludzie, którzy kupili 100 tysięcy akcji zamiast tysiąca. Ale komunizm czy antykomunizm… Oczywiście ma Pan rację, że to bardziej moja wina, że coś takiego napisałem, niż czytelników, że nie zauważyli.
Jeszcze bardziej ma Pan rację co do negatywności. Ale też antykomunizm nie jest ideologią, nie jest i nie powinien być niczym pozytywnym, a raczej wyłącznie postawą, nieustępliwym stanowiskiem przeciw hańbie, jaką jest samo istnienie komunizmu.
Oczywiście mówimy o antykomunizmie ‘prawdziwym’, tym reprezentowanym przez Zdziechowskiego, Mackiewicza, antykomunizmie, który odróżniał bolszewizm od Rosji, który widział w Rosji ofiarę, który pragnął zmazania tego łajna z powierzchni ziemi.
“Antykomunizm” taki, jak wykładany przez Ściosa jest wyłącznie kwestią retoryczną.
“…antykomunizm …, nie jest i nie powinien być niczym pozytywnym…” – ale chyba nie rozumiany w takim sensie jak prywacyjna teoriia zła, antykomunizm jako privatio communismi – choć w sumie…. to przecież brak komunizmu jest normalnością, a nie na odwrót.
Lecz w nienormalnym świecie normalność staje się nienormalnością, niemoralność moralnością , i tak w ostateczności zawsze; “Wielobarwność rewolucyjnych pochodów szarzeje niepostrzeżenie przyjmując zimny kolor policyjnego uniformu” (jak trafnie zauważył pewien Kolumbijczyk).
W pierwszym odruchu chciałem powiedzieć: ależ dokładnie jak prywacyjna teoria zła Augustyna! To chyba jednak niebezpieczna droga.
U Augustyna jest tak – Dobry Boże! o ile pamiętam… – że zło nie ma ontycznego statusu, jest wyłącznie brakiem, brakiem dobra. Jest tu więc pewna analogia, bo jak Pan słusznie zauważa, brak komunizmu jest normalnością. Niepokoi mnie jednak, że antykomunizm staje się tu analogiczny do zła, a komunizm (bądź jego brak) do Dobra (bądż jego braku). Takie odwrócenie znaków jest typowo diabelską sztuczką.
Ale też nie do końca mnie przekonywa Augustiańskie stanowisko, że Zło pozbawione jest ontycznej rzeczywistości, zło komunizmu jest niemal namacalne, nie jest żadnym brakiem, ale potwornością nadmiaru. Tylko że to nie jest dyskusja na internetowy komentarz. Wróćmy więc do antykomunizmu.
Antykomunizm nie jest, nie może być, nie wolno mu nigdy stać się – ideologią. Jego jedynym celem powinno być oczyszczenie pola dla ścierania się idej. Wobec komunizmu te starcia nie mają bowiem normalnego znaczenia, a stają się tylko kolejną igraszką w rękach bolszewików.
Brak, braku dobra – “technicznie” wszystko się zgadza (podwójna negacja), ale jakiś dysonans pozostaje. Problem z augustyńską koncepcją zaczyna silniej pobrzmiewać dysonansem, gdy przytoczymy przykład wykładany często obrazowo – zło jako “dziury w serze”, no i rzeczony komunizm, gdzie mamy okruszki sera w jednej wielkiej dziurze, rachityczne wysepki zagubione w niebycie zła, zła którego nie ma… A już całkiem absurdalnie wygląda walka ze złem, bo niby z czym?
Cóż, nic bardziej nie obnaża lichości człowieka niż efekty jego pokracznych prób budowania raju na Ziemi, kończące się zawsze tak samo, co najwyżej, zbudowaniem “mało gustownej imitacji piekła”.
A czym jest antykomunizm? Nie mamy problemu z antykomunizmem. Problemem jest komunizm i wyczyniane przezeń czary-mary, na podobieństwo wirusa HIV w ludzkim organizmie, w obu wypadkach to właśnie ich niezwykła zmienność uniemożliwia uzyskanie skutecznej szczepionki.
Hmm… Komunizm jako próba zbudowania raju na ziemi? Zostawmy już jego praktykę, a zdekonstruujmy teorię komunizmu, od Marksa i Engelsa począwszy. I to nie tyle nawet niesławny Manifest, a całe ich “życie i twórczość”. Przecież to intencjonalny projekt budowy całkiem “nieźle” zorganizowanego piekła, z kompartią jako “kolektywnym Baphometem”.
I czy to komunizm stanowi psychologiczny (memetyczny) i polityczny odpowiednik wirusa HIV? Tę rolę spełniał i nadal pełni raczej liberalizm i wszystkie praktycznie jego inwarianty, torując drogę komunizmowi; “po wegetarianach przychodzą kanibale”.
Antykomunizm natomiast faktycznie “nie stanowi zagrożenia”. Bo walka z komunizmem nie jest obecnie przedmiotem polityki żadnego liczącego się państwa ani organizacji pozapaństwowej, przynajmniej deklaratywnie. Po co walczyć z czymś, co upadło bądź “zapadło się w sobie” w 1989? Tym bardziej dla otoczenia nawet, gdyby zreinkarnowałby się sam baron Ungern, a płk Kurtz wyszedłby z ekranu telewizora…
Nie jestem wirusologiem, jednakże z “pełnoobjawowym” komunizmem mamy jednak do czynienia od pamiętnego wystąpienia bolszewików w przeklętym 1917, jak sądzę. I konsekwentnie rozwija się nadal…
“[…]Antykomunizm natomiast faktycznie “nie stanowi zagrożenia”.[…]” – Noo! Nie o tym mówimy, tylko o jego opisie. Stan faktyczny, dla większości tu piszących, jest znany i nie wziął się z niczego!
Panie Amalryku,
“Nie mamy problemu z antykomunizmem. Problemem jest komunizm i wyczyniane przezeń czary-mary.”
Ależ oczywiście. Problemy mamy z pseudo-antykomunizmem. Z Michnikiem wołającym w 80 roku: – Jestem siła antysocjalistyczna! Jestem pełzająca kontrrewolucja! – Mamy trudności z Bolkiem jako antykomunistą. I ja mam najwyraźniej kłopot z Fymem, Ściosem i ferajną.
Ale “brak braku” nastręcza chyba więcej trudności niż Pan to był łaskaw wyłożyć. To jest o wiele więcej niż dysonans, to jest metafizyczny absurd. Jeżeli powiem, że odczuwam brak kochanej osoby, to jest w miarę jasne zarówno psychologicznie, jak ontologicznie. Natomiast jeśli odczuwam brak braku tejże osoby, to co naprawdę odczuwam? Przecież nie jej obecnność, jak mogłoby się logicznie wydawać. A zatem o ile brak brak ma sens psychologicznie – przyznajmy, nikły sens – to nie ma żadnego sensu w porządku bytu.
Panie Jaszczurze,
Strasznie Pan powściągliwy w tym roku…
Jeżeli nie chce Pan ulec syreniemu śpiewowi Triariusa, to trzeba uznać, że antykomunizm jest jedyną szansą na zniszczenie tego świństwa. Czy są po temu jakieś szanse? Nie ma żadnych. Ale nie ma żadnych w tej chwili. A historia poucza, że warunkii się zmieniają, muszę więc być przygotowany na to, żeby wykorzystac sprzyjającą koniunkturę w nieznanej przyszłości. Dlatego właśnie – z czysto praktycznych względów – nie wolno wdawać się w kompromisy, głosować w prlowskich wyborach, rozwodzić się nad różnicami (rzekomymi) pomiędzy jedną prlowską frakcją a inną, bo to może nas tylko odwieść od tego co jest zasadnicze.
Bez tego antykomunizm domaga się wzięcia w cudzysłów i staje się – wbrew intencjom autora tego określenia – masowaniem cnoty.
Pozostaje mi się z Panem zgodzić. Nie wszystko ze wszystkim da się porównywać. Ot choćby świat obiektów matematycznych, a obiektów materialnych (jak w słynnym paradoksalnym rozkładzie kuli, na przykład).
Łoł! Musiałem poszukać czegoś o “paradoksalnym rozkładzie kuli” i nie zrozumiałem ani słowa.
Ech! Muszę zacząć mniej polegać na swych pierwszych skojarzeniach. Po niewczasie przypomniałem sobie, że chyba już kiedyś o zastosowaniu procedury TBT (teoremat Banacha-Tarskiego) coś przed laty czytałem u J.Gribbin’a (dość znany popularyzator współczesnej fizyki), zajrzałem i proszę; “[…]…TBT stanowi jeszcze jeden przykład sytuacji, gdy praca w dziedzinie czystej matematyki, której początkowo nie przypisywano żadnego związku z realnym światem, nieoczekiwanie znalazła zastosowanie w fizyce. W tym przypadku zastosowaniem tym okazała się pierwotna wersja teorii kwarków Gell-Manna i Zweiga.[…]” (J.Gribbin; “Kotki Schroedingera…”)
Ale z drugiej strony, co to też niektórzy potrafią nazwać “realnym światem”? Kwarki! I mają nawet swoje zapachy!
Tylko chyba nieco odbiegamy od głównego wątku?
Odbiegamy, odbiegamy… Ale też jak miło odbiec od wątku tak obrzydliwego jak komunizm?
Kwarki. Kule o paradoksalnym rozkładzie? Wszystko jest lepsze niż wcielenia bolszewizmu.
@ Wsie w Mieście
No dobra, żeby nie być niegrzeczny, podsumuję. Nie żebym już religijnie nie chciał tutaj rozmawiać, ale – nie da się ukryć – rozmawiamy jak gęś z prosięciem i jakiekolwiek zbliżenie NAJISTOTNIEJSZYCH poglądów (o drobiazgach nie mówię) wydaje mi się całkiem nieprawdopodobne. Nawet wiele prawdziwej “dyskusji” w tym w istocie nie ma, skoro dzielą nas właśnie wyjściowe aksjomaty. Ale cóż, wyraźmy’ż raz jeszcze własne poglądy…
1. rozumiem, że sytuacja emigranta (sam byłem) jest całkiem inna, niż kogoś, kto jest “na miejscu”… emigrant może, i w większym stopniu być może powinien, się wypinać… ktoś na miejscu całkiem, moim skromnym, inaczej… no, chyba że kompletny doktryner i spenglerowski “człowiek Prawd”
2. dla mnie to całkiem oczywiste, że to jest w owiele większym stopniu ROSJA – nie zaś jakiś mityczny “komunizm”! idee nie mają AŻ TAKIEGO znaczenia i wpływu na rzeczywistość! azjatyckie barbarzyństwo, które nigdy nie zaznało własnej Kultury/Cywilizacji, za to mocno zarażone naszą cywilizacją (“barbarzyńcy A” wedle mojej własnej terminologii) to konkret… “komunizm” to tylko IDEA – sprawa w sumie BEZ WIĘKSZEGO ZNACZENIA! ktoś se jakiś tam komunizm wymyślił – i TO ma być przyczyną rozkładu Zaczachodniej cywilizacji? tego, że świat galopem podąża do totalitaryzmu, jaki dotąd był niemal nie do wyobrażenia?! żarty!
3. Rząd na Wychodźctwie oczywiście POWINIEN BYŁ zignorować Bolka wraz z III RP i trwać dumnie… ale realny świat tak nie działa, sorry, i to by nawet nie był marny kabaret… NIESTETY! W realnym świecie innego wyjścia po prostu NIE BYŁO i tyle… różnica pomiędzy mało chwalebnym odejściem w niebyt, a ośmieszeniem się i odejściem w niebyt, jest jednak, w moiej opinii, zdecydowanie na korzyść tej pierwszej opcji… też uważam, że to nie jest miłe, ale życie to nie taniec po różach
4. nasze różnice postaw i poglądów w ładny sposób ukazują, że: a. nie każda “prawica” jest siostrą innej “prawicy”; oraz że b. inteligentni ludzie napawdę nie muszą mieć takich samych poglądów… to b. mnie cieszy ponieważ to kolejny dowód na głupotę powszechnie przyjętego post-oświeceniowego światopoglądu
5. może jeszcze coś miałem rzec, ale na razie nie pamiętam
Pzdrwm
@ Wsie w Mieście
Ten ostatni komęt jest mój – po prostu mi się automatycznie wpisały inne dane, niż zwykle.
Swoją drogą przecudne to jest, że na tym nieprzejednanym i niezłomnym portalu wciąż witają człeka reklamy Unii Europejskiej, Gazety Wyborczej, a w najlepszym przypadku pasty Blenda-Med! Czy aż tak wiele na tych reklamach zarabiacie, by warto było do tego stopnia kompromitować własne idee?
Nie żebym się czepiał, czy pouczał, ale ludzie – zastanówcie się nad sensem “niezłomności”, skoro w szczegółach tak to właśnie wygląda. Mówię to jako argument w naszej (dziwnej) “dyskusji”. I bez żadnej wrogości.
Pzdrwm
@ Wsie w Mieście
No i co? Nie ma “mojego ostatniego komęta”? Nagle znikł? Sorry, teraz to już całkiem nic co moje nie ma tu sensu…
Pzdrwm
@ Wsie w Mieście
Spróbuję odtworzyć tamten komęt, może tym razem wejdzie…
No dobra, żeby nie być niegrzeczny, podsumuję. Nie żebym już religijnie nie chciał tutaj rozmawiać, ale – nie da się ukryć – rozmawiamy jak gęś z prosięciem i jakiekolwiek zbliżenie NAJISTOTNIEJSZYCH poglądów (o drobiazgach nie mówię) wydaje mi się całkiem nieprawdopodobne. Nawet wiele prawdziwej “dyskusji” w tym w istocie nie ma, skoro dzielą nas właśnie wyjściowe aksjomaty. Ale cóż, wyraźmy’ż raz jeszcze własne poglądy…
1. rozumiem, że sytuacja emigranta (sam byłem) jest całkiem inna, niż kogoś, kto jest “na miejscu”… emigrant może, i w większym stopniu być może powinien, się wypinać… ktoś na miejscu całkiem, moim skromnym, inaczej… no, chyba że kompletny doktryner i spenglerowski “człowiek Prawd”
2. dla mnie to całkiem oczywiste, że to jest w o wiele większym stopniu ROSJA – nie zaś jakiś mityczny “komumizm”! idee nie mają aż takiego znaczenia! azjatyckie barbarzyństwo, które nigdy nie zaznało własnej Kultury/Cywilizacji, za to mocno zarażone naszą cywilizacją (“barbarzyńcy A” wedle mojej własnej terminologii) to konkret… “komunizm” to tylko IDEA – sprawa w sumie BEZ WIĘKSZEGO ZNACZENIA! to nie jest tak, że Zachód rozkłada się, bo ktoś wymyślił sobie jakąś tam ideę, np. (brzydkiego) komunizmu, i ją jeszcze nieco wypromował! to dla mnie skrajna naiwność tak myśleć – Zachód MA TEN SYF W SOBIE i tyle! biologiczne analogie (bo w sumie jest to przecież jakaś meta-biologia!) są tu o wiele bardziej na miejscu, niż wiara w niesamowity wpływ takich czy innych idei na realny bieg historii
3. Rząd RP na Wychodźctwie oczywiście POWINIEN trwać, a nie oddawać się Bolkowi i III RP… tyle, że realny świat tak nie działa, i to by nie był nawet marny kabaret… sorry, ale z mało chwalebnego odejścia w przeszłość (i niebyt poniekąd przeszłość likwidujący) z jednej; a ośmieszeniem się totalnym i także odejściem w niebyt, z drugiej – wybieram jednak (z bólem, zgoda, ale życie to nie taniec po różach) to pierwsze… jak się jest NIKIM, to się nie ma nic do gadania… z czego płyną także i potencjalnie pozytywn nauki
Większość tego mojego poprzedniego długiego i – nie bójmy się szczerości! – wspaniałego komęta odeszła (także) w niebyt, ale cóż… odtworzyłem z niego to, co pamiętałem, jako najważniejsze… nie wiem, czy znowu nic z tego nie będzie, kto to wycina itd., może tow. Mąka…
Pzdrwm
Proszę wybaczyć milczenie. Miałem tydzień z piekła rodem i teraz mam zaległości (niektóre z nich o wiele ważniejsze niż status czegoś tak przypadkowego jak prl).
Na istotne punkty odpowiem osobno, kiedy znajdę na to czas. Teraz chcę tylko wytłumaczyć coś, co powinno być dla Pana jasne i tak.
Każdy nowy komentator musi być tu zaakceptowany, nie jest to przecież rzadkością. Różne strony radzą sobie różnie z całym chłamem, spamem i jak to się jeszcze nazywa. A my radzimy sobie tak. Nie ma tu cenzury, to jest Podziemie. Choć zachowujemy prawo do odrzucenia komentarzy, jeśli uznamy to za sotosowne, to jednak opublikowaliśmy nawet bełkot taki wypociny Black Hawka, ponieważ cenzura jest nam obrzydliwa.
Jest zatem oczywiste, że skoro napisał Pan nowy komentarz używając innego pseudonimu, to musiał on zostać zaakceptowany. Tak się składa, że Redakcja wp nie jest zatrudniona 24 godziny na dobę i nie mogliśmy rzucić wszystkiego, aby się zająć administracją. Zważywszy, że pamiętał Pan większość swego komentarza raczej dokładnie, ze znakami przestankowymi włącznie, to nie sądzę doprawdy, żeby stała się Panu jakakolwiek krzywda.
Rozumiem, że umieszczenie rozmaitych kombinacji znaków przestankowych, ma zmieniać w tajemniczy sposób kwalifikację poznawczą uprzednio napisanego zdania. Pozwoli Pan sobie jednak zwrócić uwagę, że są to metody dla ludzi, którym obca jest kultura artykulacji, a Pan do nich nie należy, niezależnie od swoistego stylu. Nie trzeba ulegać każdej modzie.
Ja np. całkowicie ignoruję śmieszki i odnoszę się wyłącznie do treści je poprzedzającej, nie mam zamiaru ulegać ineterntowym modom, które i tak zaraz miną. W takim razie, Pańskie pytanie “Czy aż tak wiele na tych reklamach zarabiacie, by warto było do tego stopnia kompromitować własne idee?” jest delikatnie mówiąc nie na miejscu. Wie Pan, ponieważ już była o tym tutaj mowa (6 lutego, powyżej), że te reklamy pojawiają się tu bez naszej wiedzy i zgody. Jedna rzecz to powiedzieć coś takiego z niewiedzy (wtedy to jest być może niemądre, lecz wybaczalne), ale teraz już Pan wie, trudno się tłumaczyć ignorancją, więc insynuacja, że nam płaci Michnik jest zwykłym kłamstwem, że już nie nazwę tego gorzej.
@ michał
Nie powiedziałem, że “Wam płaci Michnik”, tylko pokazałem, jak to jest z niezłomnością w realnym świecie. To akurat drobny przykład, ale… “Zanim zaczniesz biegać, naucz się chodzić”, jak mowią.
Bez Panów zgody się reklamy pokazują? A wie Pan ile kosztuje hosting? Może Pan sobie nawet wejść na mój blogasek, a tam parę dni temu był DUUUUŻY banner reklamujący CAŁKIEM DARMOWY i całkiem przyzwoity hosting… ZA DARMO! W dodatku poza zasięgiem p.p. Mąki i całej reszty.
Nicek już tam wrzucił swoją KOMERCYJNĄ stronkę i ta stronka chodzi… Nie, żebym się czepiał, ale jeśli to aż taki problem, zainstalować stronkę, to, mimo lenistwa i braku czasu, ofiarowuję się z pomocą.
Nie chodziło o czepianie się, ani o wytykanie, ino o pokazanie, że z tą niezłomnością to nie jest taka prosta und oczywista sprawa.
Że komęt znikł nie miałem pretensji – po prostu się namęczyłem, a nagle widzę: nie ma. Na szczęście (?) znam komputery gdy czasów, gdy były jeszcze na korbkę, więc dość często takie ambitne (?) wpisy kopiuję. Mam taki programik, co on mi pozwala mieć tych kopii skolko ugodno… Więc to chyba sprawę wyjaśnia, n’est-ce pas?
Mój styl, zgoda, jest specjalny, a nawet idiosynkratyczny… Ale nie mam na jego temat cienia kompleksu, to wspaniały styl i tyle. Zresztą jeśli Paweł Paliwoda, w luźnej rozmowie z Jareckim na całkiem inny temat, stwierdza o mnie “znakomite pióro”, to naprawdę – proszę sobie oszczędzić sarkazmów! Tym bardziej, ża ja z p. Pawłem Paliwodą nigdy jakoś specjalnie blisko nie byłem, a nawet nieźle się jakiś czas żarliśmy, bo ja mu zarzucałem histeryzowanie z powodu trolli, on mi zaś… well, lewactwo.
Że się Pan odrywa od bloga i odpowiadania na komęty – ależ dla mnie to żadna zbrodnia! Poza blogami jest jeszcze real, i oby jak najdłużej! Und najpełniej!
Proszę nie być takim drażliwym. Rozmawiam tutaj z Szan. Panami tylko dlatego, że mi się te Panów poglądy wydają interesujące, a poziom w sumie b. przyzwoity. Nawet Amalryk ulega wpływom i z Młodego Spenglerysty (jak naiwnie wierzyłem), przepoczwarza się w jakiegoś Niezłomnego Od Nicnierobienia. (Bez uśmieszku, skoro Pan ich tak nie lubi.)
Że ja akurat widzę te sprawy całkiem inaczej…? Cóż, byłoby o czym gadać, gdybym widział tak samo?
Naprawdę – proszę nie przesadzać z drażliwością, naprawdę nie jestem Pana, ani nikogo tutaj, wrogiem.
Pzdrwm
Obawiam się, że albo ja nie rozumiem, o czym Pan mówi, albo Pan sam nie rozumie. Podejrzewam, że raczej to drugie, ponieważ oczywiście problem nie jest z żadnym “hosting”, ale ze statystykami. W każdym razie nie jest to coś warte dyskusji.
Nie było absolutnie żadnego sarkazmu w moich słowach na temat Pańskiego stylu. Absolutnie żadnego. Jestem gotów bic się o “święte prawo do przecinka”, tam gdzie ja go chcę postawić, a nie tam gdzie się tego domaga jakiś prlowski akademik (nawet i nie prlowski też). Styl to człowiek. Indywidulany styl, to indywidualność człowieka, to czego chcą nas pozbawić polrealistyczne koszary prlowskich kolektywów. Niech sobie Pan pisze, jak chce – a zapewniam Pana, że ja będę pisał jak chcę – i zajmujmy się wyłącznie treścią naszych wypowiedzi. Słowa na temat eskcentryzmu są wyłącznie stwierdzeniem faktu, chyba nie ma w tym nic złego? Moge Pana zapewnić, że gdybym był sarkastyczny pod Pańskim adresem, to nie miałby Pan żadnych co do tego wątpliwości.
Nie sądzę także, żebym wykazywał się drażliwością, ani też nigdzie nie napisałem niczego wrogiego pod Pańskim adresem, włącznie z następnym artykułem.
Trzeba kultywować niezgodę. Zgoda będzie zgubą…
„Na wschód od Łaby mieszkali Polanie. Dziwaczne to plemię nie chciało nic poczynać bez jednomyślnej zgody, skoro więc trzeba było coś przedsięwziąć – większość póty kołami tłukła mniejszość, aż ją zatłukła lub do zgody przymusiła.”
Tak podobno twierdzi starożytna kronika Dietmara (ale coś mi mówi, że to apokryf).
@ Michał
Akurat miałem okazję zrobić dla Pana piękny zrzut ekranu, oczywiście z reklamą Gwybu (dla przyjaciół “Szabesgoj Cajtung”). Ale cóż, klikłem byłem odruchowo i reklama znikła. Musiałbym teraz pewnie ze trzy razy odświeżyć tę stronkę. (Uśmieszek, wirtualny.)
Widzę, że kwestie hostingu (ciekawe z czego ten cudzysłów, czyżby Pan chciał to nazwać po naszemu – np. “słodkie mieszkanko dla stronki”?) jakoś Pana z założenia wprawia zły nastrój. Niemal jak “komunizm”.
Co do mojego stylu, to dzięki! Naprawdę nie zamieniłbym na żaden inny. I też uważam – niedawno nawet na ten temat ostro różnym ludziom pyskowałem – że żaden prlowski TW nie będzie mi dyktował, jak mam pisać. Wprawdzie’m dyslektyk, dysortograf i poniekąd wielojęzyczny kosmopolitya, ale język polski to jest właśnie to, co ja z siebie wydaję – z definicji! Pan zdaje się myśleć podobnie, i to jest piękne! Kolejny raz w sprawach wprawdzie pobocznych, ale jednak istotnych, się zgadzamy, niczym bracia jacyś. (Bracia Polanie.)
Polańskie podejście do mniejszości i jednomyślności dość mi się, przyznam, podoba. Wolę to od pokornego znoszenia lemingów, zdrajców, Biedroni tego świata, i różnych takich, co nam robią wbrew.
Wiara, że zawsze da się osiągnąc porozumienie, albo/i że istnieją jakieś obiektywne i niezawodne metody dochodzenia do prawdy, jest do szpiku kości liberalna… Liberalizm zaś, z czym, mam nadzieję, Pan się zgodzi, to przecież POŁOWA DROGI DO KOMUNIZMU.
Gdyby tego komunizmu Zachów nie miał w swych genach – albo co najmniej – w swej wątrobie, czy innym krwioobiegu, od b. dawna, to by się ten komunizm go przecie nie imał? Ani żaden (excusez le mot… a, sorry! – francuski może być, czy to też ekscentryczny styl?) liberalizm.
Pzdrwm
Zgoda jest zgubą. Dla zgody trzeba zawsze z czegoś zrezygnować, z cząstki swojej własnej prawdy. Taki kompromis jest nieunikniony w działaniu, w codziennej praktyce życia – bez tego żaden mężczyzna nie przeżyłby nawet jednego dnia z kobietą – ale w myśleniu zgoda jest hańbą, zdradą powołania intelektu.
Michnik powiedział kiedyś, że trzeba odsuwać na bok to, co nas dzieli, a skupiać się na tym, co nas łączy. Na tym polega skandal współczesnej pseudokultury (tej zachodniej) i antykultury (tej bolszewickiej). Michnik jest bolszewikiem, nie trzeba iść w jego ślady.
Stado bijące kołami dla przymuszenia do zgody ma mi się podobać? Chyba nie. Raczej będę walczył z tym stadem, aż mnie zatłuką. Taki feblik.
Cóż, przyznam, że jestem rozczarowany…
Nawet nie tyle samym tekstem, który od zwykłego blogowego standardu poziomem w dół chyba nei odbiega, ale komentarzami.
Amalryk (daruj, ale jednak to powiem) mógłby wykazać nieco lojalności i mnie pobronić, kiedy wali się we mnie całkiem absurdalnymi zarzutami. Uważam Cię za wyjątowo cennego komentatora na moim blogasku, chyba kojarzysz to i owo do Młodym Spengleryźmie i sprawach, o które “walczę”… A tutaj absolutnie nic, kiedy mi zarzucają jakieś kolaboranckie skłonności, tchórzostwo i umysłową płyciznę.
Co do pozostałych komentów, to z jednej strony, żenada, sorry! Z drugiej zaś jednak ci ludzie całkiem mnie nie znają, o moich intelektualnych czy publicystycznych dokonaniach (jeśli można tak nieskromnie) nic nie wiedzą, i mają do tego prawo – a więc mogą sobie gadać, co im ślina na język, odgrywając niezłomnych bohaterów.
A jednak, chyba wystarczyłoby chyba po prostu przeczytać uważnie to, co ja tutaj napisałem – mimo “oryginalnego stylu” i innych moich cech, które się mogą bardziej, czy mniej podobać, to nie jest raczej niezrozumiałe dla przeciętnie inteligentnego absolwenta szkoły średniej, choćby tej z III RP – żeby wiedzieć, że akurat tego typu zarzuty są nie na miejscu i po prostu niesmaczne. Choćby właśnie z powodu ewidentnego mienia-w-dupie tego, co oponent naprawdę powiedział i uporczywego brenzlowania się rozpamiętywaniem własnej rzekomej wspaniałości.
To już nie jest “masowanie cnotki”, które mi rzeczywiście sprawiło – co najmniej jako językowy wynalazek – niemałą przyjemność… To jest po prostu żałosna intelektualna tandeta i, jak ze sporym prawdopodobieństwem mogę założyć, równie żałosne samooszukiwanie na temat własnych moralnych walorów.
Bez urazy – przynajmniej, gdy chodzi o Autora, który chociaż, jak się wydaje, uczciwie się stara…. Amalryk to naprawdę nie byle rozmówca dla kogoś, kto się tym zajmuje, czym (na 1/100 etatu i za darmo) ja, a ta (lekka w sumie) pretensja doń dotyczy jedynie BRAKU próby jakiegoś przedstawienia tego, co ja sobą i swymi poglądami naprawdę reprezentuję. W końcu chyba wie, skoro u mnie czasem, od dosć dawna, komentuje?
Pozostaje wiec w sumie jedynie P.T. Pan Marek… Cóż, gość mnie nie zna, nie musi… W dodatku w tym wirtualnym świecie nie bardzo nawet jest możliwość, czy choćby wypada, spytać P.T. Pana Marka: “A co Pan takiego wielkiego przeciw temu komunizmowi dokonał?” Mimo, cóż, tyle powiem, że ja akurat nie miałbym większego problemu z odpowiedzią, choć oczywiście byli i są o wiele więksi bohaterowie.
Bardzo urocze jest wydawanie moralnych cenzurek i zgrywanie się na arbitra wszelkich elegancji, kiedy człek nie musi nawet zaryzykować, że ktoś go, po pokerowemu, sprawdzi.
Życzę Całemu Wspaniałemu Gronu dalszych owocnych działań na niwie i niezmniejszającego się ani o jotę samozadowolenia.
Drogi Panie,
Nier wiem, do którego tekstu i jakich komentarzy się Pan odnosi. Umieścił Pan ten komentarz pod tekstem, pod którym są Pańskie własne komentarze, ale coś mi podpowiada, że chodzi Panu raczej o tekst o masowej niecnocie.
Jeśli tak, to raczej dziwi mnie, że nazwanie Pańskiego zachowania niecnotą, sprowadzać się ma do wystawiania moralnych cenzurek, gdy nazwanie mojego zachowania masowaniem cnotki nie zawiera żadnego elementu oceny. Ja nie mam nic przeciwko Pańskiej ocenie, ale pozostawiam przy moim prawie do oceny. Gdzie tu jest “zgrywanie się na arbitra wszelkich elegancji”? Czy ktokolwiek postawił Panu podobny zarzut tutaj?
Pańskie argumenty zostały tu potraktowane z powagą. Odnosiłem się od początku do ich meritum, a nie do formy, ponieważ nie znoszę, kiedy moi oponenci wolą atakować formę moich własnych wypowiedzi, zamiast zająć się ich treścią. Dlatego tak bardzo mnie dziwi Pański komentarz powyżej. Zamiast słów o “żałosnej iinetlektualnej tandecie” oczekiwałem raczej odpowiedzi na argumenty.
Mój argument jest następujący: nie ma żadnej różnicy pomiędzy akceptowaniem sprzeczności pt. to jest prl, ale będę głosował, bo taki jest “real”, a postawą kamieniarza z Wilna, z jego “no, a jakże inaczej?”
Jeśli nie mam racji, to proszę mi to wykazać, będę Panu wówczas wdzięczny za korektę. Samozadowolenie nie ma tu nic do rzeczy. To nie jest masaż ego, tylko uczciwa próba zrozumienia.
Tygrysie, a cóż to za egzaltacja! Wyrąbałeś pod moim adresem taki akapit, że poczułem się nieomal jak jakiś Brutus.
A po pierwsze, nie wyglądasz na takiego, który na gwałt potrzebowałby pomocy, zwłaszcza w polemikach. A po drugie, nie sądzisz, że dośc kuriozalnie wyglądałby certyfikat antykomunisty, wystawiony przez gościa z “rodowodem”, przy którym blednie nawet ten naszej peerelowskoprezydenckiej małżonki, de domo Dziadzia (ba, toż ona wręcz z rodziny represjonowanej, ofiara sławetnej wojny Chamów z Żydami – którą jednak wygrała moja pula genowa!)?
Paradoksalnie, współautor tej strony, z którym toczysz polemikę, podobnie jak Ty charakteryzuje się intelektualną uczciwością, i też nie jest skłonny do jakiś półsłówek czy wykrętów, a w sprawach które uważa za zasadnicze zwłaszcza.
A co do clou zagadnienia. Środowisko i mentalność ludzi zwerbowanych na przełomie lat 40-stych i 50-tych do informacji wojskowej przez byłych funkcjonariuszy smierszy w polskich mundurach znam niezgorzej. Po rozlicznych wewnętrznych i zewnętrznych czystkach, to w latach 80-tych stanowili oni raptem kilkudziesięcioosobową grupę ludzi znających się jak łyse konie. I nie byli to intelektualiści, ale też nie idioci, którzy cokolwiek w tym pierdolonym peerelu puściliby na żywioł. Nie wiem jakich wyszkolili sobie następców, sami już wymierają, ale radosne walki wyborcze, nie mieściły się w zaprojektowanym zestawie instrumentów na potrzeby naszej młodej demokracji i póki co to nadal wielki pic i fotomontaż! I tak właśnie uważam.
Drogi Panie Amalryku,
Nie rozumiem chyba Pańskiej konkluzji.
“Nie wiem jakich wyszkolili sobie następców, sami już wymierają, ale radosne walki wyborcze, nie mieściły się w zaprojektowanym zestawie instrumentów na potrzeby naszej młodej demokracji i póki co to nadal wielki pic i fotomontaż!”
Walki wyborcze NIE mieściły się w zestawie instrumentów? Czy nie są one najłatwiejsze do przewidzenia? To jest pic i fotomontaż, dlatego właśnie, że stworzono pewne ramy, poza które wyjścia nie ma (gruba czerwona krecha), a wewnątrz nich ludzie zachowują się w sposób “wolny” i cudownie przewidywalny.
Natomiast co do łagodnych pod Pana adresem “zarzutów” Triariusa, to pozwolę sobie zwrócić się do Pana z tą samą prośbą, którą złożyłem pod adresem Jaszczura. Kiedy zdarzy mi się – a jest to chyba nieuniknione – wypowiadać kompletne brednie, to niech Pan łaskawie nie wykazuje “nieco lojalności”, a wręcz przeciwnie, wali prosto z mostu. Amicus Plato…
W swym polemicznym zapale nieco się przeironizowałem – radosne walki wyborcze mieszczą się jak najbardziej, rzekłbym ,stanowią nawet okno wystawowe “naszej młodej demokracji” , wolne wybory – ooo, na pewno nie.
“Kiedy zdarzy mi się – a jest to chyba nieuniknione – wypowiadać kompletne brednie…” – hłe, hłe, znakomita większość mieszkańców peerelu zapewne tak właśnie oceniłaby Pana aktualne wypowiedzi – cóż za żałosne czasy…
…niczego innego bym od nich nie oczekiwał.
Między nami, gdyby znakomita większość jakimś cudem zgodziła się ze mną, to wpadłbym w panikę, że pewnie bredzę. Tylko o tym nie trzeba głośno mówić!
“[…]Między nami, gdyby znakomita większość jakimś cudem zgodziła się ze mną, to wpadłbym w panikę, że pewnie bredzę.[…]” – Powinien Pan nadać temu swojemu poglądowi status silnego aksjomatu operacyjnego i problem z ewentualnym “wypowiadaniem kompletnych bredni” miałby Pan załatwiony!
To jest silny aksjomat operacyjny. Zawsze był, czego racjonale przed laty starałem się wyłożyć w Votum separatum. To jednak nie wystarcza jako zabezpieczenie przed gadaniem głupstw…
@ Amalryk
Chodziło mi o to (poza giętkim językiem, of course), że zarzucają mi tu jakiś religijny kult kolaboracji, m.in. opowiadając jakieś kresowe kawałki (których nie znam i się nie wgłębiałem, bom dyslektyk i mnie tego typu rzeczy mają tendencję dziko nudzić), a Ty – któren w końcu coś tam na temat moich, pisanych od ponad pięciu lat, bredni wiesz, tylko się wymądrzasz językiem certyfikowanego filozofa.
Mniejsza już o moją ew. antykomunistyczną przeszłość w realu, ale sama kwestia poglądów, została tutaj potraktowana dość per noga. W końcu to, że nie głoszę programowej kolaboracji, to już chyba zdążyłeś pojąć?
Z tym Brutusem było naprawdę zabawne, dzięki! Poczułem się przez chwilę jak Cezar, czytając to.
Nie, bez przesady. Nie mam pretensji, ale… Może Tobie chodziło o to, że ja mam tu sam pyskować i się bronić? A także, Deo volente, zdobywając nowe tereny i nowe dusze? Jeśli tak, to dzieki! Ja jednak czułem się już całkiem zniechęcony do tej dyskusji. Teraz jest nieco lepiej, fakt.
A i tak przy życiu trzyma mnie tylko raczej nadzieja nowych wariacji na temat masowania cnotek-niecnotek, bo, jak słusznie zauważył Autor, okrutnie mnie tego typu koncepta rajcują! Cezara pewnie też by rajcowały, gdyby miał na nie więcej czasu. Sullę zaś to już na pewno, bo on zaczął na serio politycznie działać b. późno, przedtem b. długo był złotą młodzieżą, aż odziedziczył majątek po zakochanej w nim kurtyzanie… Resztę już znamy.
(Fakt, że choć późno, to i tak zachował złotą czuprynę, która, obok piegów, czyniła go kimś nawet z wyglądu wyjątkowy. No, to mi już nie grozi – i złota czupryna i piegi dawno znikli. Po co był ten w(s)tręt? A czy edukacji historycznej kiedykolwiek może być dosyć?)
Pzdrwm
@ Tygrys
No i piknie. Bo już się przeraziłem, gdy zacząłeś jojczyć jak stara baba.
Sulla! Człowiek rozlicznych talentów, ale też z uporem maniaka podpierał balaskami rozpadającą się ruderę pn Res publica…
@ Amalryk
Chyba nie czytałeś “Sylla, ou la Monarchie Manquée” by Jerôme Carcopino.
Mało kto czytał, bo to stara i dziwnie mało znana książka, ale ja akurat przypadkiem posiadł, i b. sobie chwalę.
Sam tytuł przeczy Twojej tezie, a w środku jest o tym jeszcze sporo więcej.
Co oczywiście nie przesądza, że to nie Ty masz rację, ale jakiś, w końcu, znawca przedmiotu i niegłupi gość ma zdanie wprost przeciwne.
Swoją drogą, ja do tej rudery także byłbym przywiązany, bo w cesarstwie całkiem nie dostrzegam dla siebie żadnej fajnej roli – ani leminga, ani poganiacza lemingów. Pozostaje stoicyzm (jak i dzisiaj), ale to, przyznasz, skrajnie defensywna i minimalistyczna postawa. Przynajmniej, kiedy mówimy nie o czystej filozofii etycznej, a o życiu społecznym i politycznym całą piersią.
Zresztą (nie odpowiadaj, bo to nie tylo ja przeczytam!) nie bardzo rozumiem – Ty, teraz, chcesz być jakąś tam wersją stoika (w sensie szpęglerycznym), czy też jesteś jednak sfrustrowanym kandydatem na poganiacza lemingów? Neronem znaczy, czy innym tam Klaudiuszem?
Pzdrwm