Michał Bąkowski
24 comments Published 5 May 2015    |
- Cycles
- Składany komunizm
- Żuraw i landrynka
- Polski październik i okrągły stół
- Hmong znaczy wolny
- Antykomunizm którego nie ma
- Piszcie do mnie na Berdyczów
- Golicyn Nosenko i kilka drobiazgów
- Józef Mackiewicz i cenzura
- Operation Unthinkable
- Pisarz dla dorosłych w Pacanowie
- Bolo Liquidation Club
- Powstanie węgierskie
- Mackiewicz i Suworow
- Głód wiedzy o Hołodomorze
- Wszystko jest połączone
- Nasz człowiek – Gordijewski
- Niech biega w kukukrydzę…
- Lot nad kukułczym gniazdem
- Józef Mackiewicz idzie na wojnę
- Niektórzy nazywają to „upadkiem komunizmu”
- Benia Dniepropietrowski
- Za lub przeciw kontrrewolucji
- NOP czyli Nowa Ochrona Przyrody
- Listy z Niedorzecza
- „Niespodziewany koniec lata”
- Benito Cereno
- Jacyś biali Rosjanie
“Nazywanie Putina „faszystą” jest popularne nie od dziś – na naszej witrynie czyniła to już dawno temu i wielokrotnie, dosadniej niż p. Clintonowa, a także z nieskończenie ciekawszym uzasadnieniem, Sonia Bellechasse – ale Putin nie jest ani faszystą (co jest w ogóle niedorzeczne), ani Hitlerem. Putin jest po prostu bolszewikiem.”
Kiedy nazywam Putina faszysta, jest to z mojej strony OBRONA Putina. Moim zdaniem, “faszysta” to pojecie nieomal pozytywne w porownaniu do “bolszewika” lub “komunisty”… A przede wszystkim, pojecie duzo mniej grozne.
“zintegrowana, socjal-demokratyczna Europa, której z takim zapałem broni Snyder jako reduty przeciw-putinowskiej, być może nie padnie ofiarą Putina, ale tylko tym łacniej wpadnie w łapy jego następcy w nieuniknionej fazie de-putinizacji.”
Bardzo ciekawe. Ale w takim razie, Putin nie jest prawdziwym bolszewikiem. Prawdziwym, niebezpiecznym bolszewikiem bedzie dopiero wielki postepowy pogromca Putina.
“miałem przez długi czas wrażenie, że Putin zmierza do podziału kraju na trzy części: Krym jako osobne „państwo” (na wzór Transdniestrii), wschodnia Ukraina przyłączona arbitralnie do „Rosji” i kadłubowa reszta jako depozytorium wszelkiego zła i faszyzmu, pozostawiona sama sobie.”
Niezupelnie. To Krym zostal przylaczony do Rosji (moim zdaniem slusznie, ale to moj Wielkoruski sentymentalizm…). A Wschodnia Ukranina bedzie kolejna Transdniestria. A Putin nie chce zostawic Zachodniej Ukrainy “samej sobie”. On chcialby zeby Polska zagarnela zachod Ukrainy az po Zofiowke w Humaniu…
Droga Soniu,
Zdaję sobie sprawę, że jest to w Twoich ustach pojęcie “niemal pozytywne” w porównaniu do bolszewika, ale zupełnie nie pojmuję, dlaczego miałabyś chcieć Putina bronić. Dlaczego? W imię czego? Czy nie jest naszym oowiązkiem nazywanie rzeczy po imieniu? Ale najbardziej mnie niepokoi Twoje uzasadnienie, bo oto okazuje się, że “faszysta” to jest w Twoich ustach pojęcie “mniej groźne”. Ale w imię czego, zmniejszać zagrożenie?! Gdybym ja był gwałcicielem i mordercą, czy uznałabyś za dopuszczalne nazywanie mnie złodziejem? Złodziej, to w końcu drobiazg, więc czy byłabyś szczęśliwa, gdybym spędzał czas z Twoimi córkami, wiedząc, że jestem gwałcicielem i mordercą? Dlaczego więc pomniejszać świadomie – ŚWIADOMIE! – zagrożenie, jakie prezentuje Putin?
NIe rozumiem, dlaczego Putin nie jest prawdziwym bolszewikiem. Czyżby bolszewikiem był Stalin, ale nie Lenin? Trocki, ale nie Stalin? Lenin, ale nie Chruszczow? Breżniew, ale nie Gorbaczow? Gorbaczow, ale nie Putin? Nadchodząca odwilż deputinizacji jest równie nieunikniona, co postępująca za nią zima.
Co do podziału Ukrainy… dlatego właśnie przyznałem się do błędu…
“czy byłabyś szczęśliwa, gdybym spędzał czas z Twoimi córkami, wiedząc, że jestem gwałcicielem i mordercą?”
Bardziej balabym sie o ciebie niz o moje corki…
Ale twoja analogia jest troche kulawa. Wszyscy twierdza ze Putin jest zlodziejem/faszysta. On sie do tego nie przyznaje. A tylko ty twierdzisz ze jest on gwalcicielem/morderca/bolszewikiem. Ale problem nie jest w tym. Problem jest w tym, ze caly swiat uwaza ze zlodzieje sa gorsi od gwalcicieli/mordercow.
W tym jest cala ironia – kiedy ty twierdzisz – “Putin nie jest faszysta, on jest bolszewikiem!” – caly swiat rozumie to jako bronienie Putina…
Soniu,
Masz na pewno rację, że w oczach “całego świata” termin faszysta jest najniższym możliwym epitetem, gdy bolszewik to romantyk walczący o sprawiedliwość. Ale “cały świat” się myli. Jestem gotów żyć z ironią, na którą tak trafnie i dowcipnie wskazujesz.
Mniejsza jednak o to, bo mnie nie chodzi, ani o “cały świat”, ani o pognębienie Putina, tylko o prawdę. Prawdą jest, że Putin jest bolszewikiem. Jak wszyscy bolszewicy, jest odpowiedzialny za mordy i gwałty na skalę niespotykaną w historii. Ale znowu, rzecz nie w mordach i gwałtach, tylko w Metodzie używanej przez Putina, Metodzie bolszewickiej. Metodzie, która doprowadzi w końcu do pogrążenia całego świata (bez cudzysłowu tym razem) w gównie i błocie bolszewizmu.
Czy nie byłoby zatem lepiej, żeby “cały świat” zrozumiał ten fakt, zanim będzie za późno? Czy nie lepiej nazywać rzeczy po imieniu, niż stosować się do semantycznych sztuczek “całego świata”, jak to nam kiedyś zalecał Nyquist?
Nazywanie Putina faszystą, w moim głębokim przekonaniu, sprowadza większe zagrożenie do mniejszego. Uspokaja. W końcu faszystkowskie zagrożenie zostało skutecznie pokonane przed 70 laty, a bolszewickie – nigdy.
“Putin jest bolszewikiem. Jak wszyscy bolszewicy, jest odpowiedzialny za mordy i gwałty na skalę niespotykaną w historii.”
W historii Szwajcarii, owszem. Ale na pewno nie w historii kraju, ktory w latach 1917-1991 nazywano Sowietami, a wczesniej i pozniej Rosja. Ostatni wladca tego kraju pod ktorego panowaniem zginelo mniej ludzi niz za czasow Putina to Alexander III…
Za Putina w latach 2000-2015 zginelo mniej wiecej tylu ludzi co za czasow Hitlera w latach 1933-1939, albo Mussoliniego w latach 1922-1940.
“Nazywanie Putina faszystą, w moim głębokim przekonaniu, sprowadza większe zagrożenie do mniejszego. Uspokaja.”
Niestety nie. Nazywanie Putina faszysta uspokaja tylko mnie (nawet ciebie nie uspokaja, choc powinno, ale tylko dlatego ze ty nie chcesz byc “uspokojony”). To wynika chyba z faktu, ze tobie sie wydaje ze byc spokojnym jest gorzej niz byc zastraszony, co jest niesluszne. To wlasnie ludzie spokojni moga lepiej sie bronic, niz ludzie zastraszeni. Strach prowadzi zawsze do kapitulacji. Nikogo nie zachecisz do oporu strachem.
“Czy nie byłoby zatem lepiej, żeby „cały świat” zrozumiał ten fakt, zanim będzie za późno?”
Moim zdaniem, “za pozno” bedzie wlasnie wtedy, kiedy caly swiat zrozumie prawdziwe zagrozenie komunistyczne i zamiast walczyc, podda sie…
“Czy nie lepiej nazywać rzeczy po imieniu, niż stosować się do semantycznych sztuczek „całego świata””
Kiedy bedzie mozna nazywac rzeczy po imieniu, z komunizmem nie trzeba juz bedzie walczyc. Bedzie pokonany.
Soniu,
Czyżbyś chciała powiedzieć, że za Imperatora Mikołaja II zginęło więcej ludzi niż za Putina? Jeśli włączasz w to hekatombę Wielkiej Wojny, to pozwolę sobie zwrócić Twoją uwagę, że mowa była o odpowiedzialności za gwałty i mordy, a czy naprawdę powiedziałabyś, że np. król Jerzy V był odpowiedzialny za śmierć milionów Brytyjczyków?? A więc pierwszego punktu nie rozumiem.
Nie mam dostępu do statystyk, ale nie wydaje mi się, że Mussollini był takim krwawym despotą przed rokiem 1937. W każdym razie, o ile mi wiadomo, nie wysadzał w powietrze bloków mieszkalnych ze śpiącymi spokojnie obywatelami Włoch. Ale może to tylko dlatego, że w ówczesnych Włoszech nie było takich bloków jak w Riazaniu?
Masz rację, że nie pragnę być uspokojony, choć mam wrażenie, że Ty masz co innego na myśli niż ja. Czy strach prowadzi zawsze do kapitulacji? Strach może mieć najróżniejsze i często przeciwstawne skutki, zależnie od sytuacji. Ale nawet w tych samych okolicznościach, oddziaływa różnie na różne osobowości: jednych podrywa do walki, innych paraliżuje.
Wedle Twojego rozumowania, świat teraz walczy, bo nie rozumie zagrożenia, a przestanie walczyć, kiedy zrozumie. Ale czy to nie jest niedorzeczne?
Twój ostatni punkt jest wszakże bardzo ciekawy i bardzo to dobrze powiedziane! Ale raczej potwierdza moją tezę niż Twoją. Trzeba koniecznie nazywać rzeczy po imieniu, mówić głośno, mówić wprost i mówić prawdę, bo tylko tak można obudzić ludzkość z bolszewickiej drzemki.
Panie Michale,
dziś w prlu mamy wybory i pojawił się ciekawy kandydat – Grzegorz Braun. Mówi wprost o władzy okupacyjnej i podłączeniu się do “niemieckiej szczekaczki” odnośnie występów w TV. Tylko znowu ta beznadziejna schizofrenia, na którą od lat brakuje lekarstwa. Jak długo jeszcze walka z okupantem przyjmować będzie formy uczestnictwa w imprezach przez nich organizowanych? To pytanie wraca bezustannie. Braunowi poczciwie z oczu patrzy, ale przecież nic z tego nie wynika.
Drogi Panie Michale,
Nie wolno być niewolnikiem dogmatu o upadku komunizmu, bo komunizm ma się dobrze i przepoczwarza się na naszych oczach.
Chyba jest Pan, ciutkę niekonsekwentny gdy kończąc tekst tym jakże trafnym zdaniem w innym miejscu pisze Pan, że nie zamierza polemizować z tymi, którzy rzeczywistość peerelów traktują za “normalność” (jak to rozumiem – za stan faktyczny, nie podlegający dyskusji, dogmat właśnie). Bo przecież to jest właśnie fundament ich myślenia i jak można go w analizie tego myślenia pominąć?
Również uważam, że to zasadnicza kwestia. Ponieważ Snyder, podobnie jak wielu innych analizujących współczesne wydarzenia, opiera swoje analizy na przyjętym bez dowodu twierdzeniu o upadku komunizmu (a właściwie uznaje że to aksjomat) a przy tym jest na tyle uczciwy że nie chce zaprzeczać rzeczywistości, zatem nie ma co się dziwić, że wysnute ostatecznie wnioski są takie jakie są. Częściowo są trafne (“rozgrywanie Ukrainy”) a ostatecznie fałszywe (“trzeba się w tę wykreowaną rozgrywkę bezwzględnie angażować”). Wydają się poprawne ale zawieszone w próżni, niedokończone, bez dopowiedzenia prawidłowej logicznej konkluzji którą blokuje przyjęty aksjomat.
Mam odczucie, że tak właśnie wygląda współczesny antykomunizm. Niby wszyscy dzisiejsi antykomuniści są wrogami bolszewizmu ale gdy przychodzi co do czego, bez mrugnięcia okiem wpadają w jego łapy i mu się poddają (akceptują jego zakłamaną grę na rzeczywistość i przyszłość). Stają się właśnie niewolnikami “dogmatów”. Czyż nie na tym właśnie polega skuteczna prowokacja?
W przypadku profesora Żaryna zasadniczą rolę odgrywa raczej przyjęta przez niego ideologia narodowa i dlatego też wypada to w efekcie tak smętnie i nudno (żeby nie powiedzieć ostrzej). Bowiem już na wstępie zakłada ona klapki na oczy w odniesieniu do postrzegania całości. To dosłownie przedszkole i wyłącznie zabawa we własnej piaskownicy. Gdzież tu do poziomu Snydera! Jak mi się zdaje, charakterystyczną postawą zdecydowanej większości współczesnych Polaków jest to, że im bardziej rzeczywistość obnaża fikcyjność ich politycznych oczekiwań i wyobrażeń oraz popełnione w tej mierze własne błędy, im bardziej ta rzeczywistość “skrzeczy”, tym bardziej zanurzają się w narodowej mitologii i tym chętniej zakładają narodowe klapki na oczy. W następstwie, tym trudniej im dostrzec fakty i je zrozumieć, nie mówiąc już o wyciąganiu z nich właściwych wniosków.
Efektem jest błędne koło, pogrążanie się w peerelowskim bagnie zakłamania i już nie niewolnictwo (bo niewolnik może być tego faktu świadomy i chcieć się buntować) lecz identyfikowanie się z tym środowiskiem życia.
W odniesieniu do “bezdroży współczesnej Ukrainy” nie tylko brakuje refleksji na temat tego co się tam dzieje, ale brakuje rzetelnej informacji o faktach pomimo poważnego zaangażowania się tzw. Zachodu (symptomatycznym przykładem jest kwestia tragicznego lotu MH17). Zastępuje je propaganda i to jest chyba wyróżnik owych bezdroży. Snyder niestety wpisuje się w ten schemat bowiem będąc uważnym obserwatorem wydarzeń, zaledwie prześlizguje się nad nimi choć jak mi się zdaje powinny one stanowić gruntowną podstawę do jego dalszej analizy.
Szanowny Panie Marku,
Nie śledzę prlowskich wyborów, więc nie mam pojęcia czy Grzegorz Braun jest ciekawym kandydatem, ani jak mu z oczu patrzy.
Schizofrenia jest tu chyba określeniem zupełnie na miejscu. Bo czy pod okupacją staje się do wyborów? Mówiliśmy o tym tutaj setki razy, głównie mając na myśli elektorat (jak można głosować, utrzymując jednocześnie, że to prl?), ale w kwestii kandydata to wygląda już zupełnie beznadziejnie. Domniemywam, że argumentacja p. Brauna byłaby taka: kandydując, daję szerszą platformę moim poglądom itp. Ale to się w ogóle nie trzyma kupy.
Panie Andrzeju,
Jeśli się nie mylę, to napisałem powyżej, że „nie zamierzam tym razem polemizować” z takim poglądem, w sensie „w tym artykule”, „na tym miejscu”. Przyzna Pan, że bywała już u nas o tym mowa. Gdybym miał w każdym artykule ab ovo wykładać, dlaczego uważam, że komunizm nie upadł, sowiety się nie rozpadły, nie ma żadnej wolnej Polski, ani Rosji, ani Ukrainy – to doprawdy nudziłoby mnie samego, a co dopiero czytelników.
Odczytał Pan wszakże moją intencję bezbłędnie: nie wolno postępować tak, jak postępuje Snyder, który, pomimo całej przenikliwości, przyjmuje dogmat upadku komunizmu, nie skierowuje ostrego światła swego intelektu na zastanowienie się nad tym, jak Pan to słusznie nazywa, aksjomatem. Skoro wszystko co jest, jest dalszym ciągiem, a Snyder jest dobrym eksponentem tej tezy w sprawach Europy Wschodniej, to dlaczego zamyka oczy na wydarzenia lat 1989-91?
Nie podzielam Pańskiego zdania w kwestii „współczesnego antykomunizmu”. „Antykomunizm, którego nie ma”, pisał tu kiedyś Darek Rohnka i miał rację.
Ma Pan rację co do Żaryna, narodowych klapek na oczy i tego wszystkiego, co Józef Mackiewicz nazywał „narodową bibułą”. Trzeba się uwolnić od tych klisz i schematów, od „zły to ptak…” i codziennego polrealizmu.
Mam wrażenie, że nie docenia Pan wagi Snyderowskiej analizy sytuacji na Ukrainie. Być może w prlu są inne głosy, ale na Zachodzie, nikt nie rozumie o co idzie. Ukraina? Znaczy część Rosji. Far away country of which we know nothing. Jego słowa odróżniają się zasadniczo od tego bełkotu. Ba, ale niestety jest takze niwolnikiem dogmatu.
Panie Michale,
Doskonale Pana rozumiem z tym nieustannym powtarzaniem wykładu. Oczywiście, wystarcza mi zupełnie to co Pan w tej kwestii pisał wielokrotnie już wcześniej. Mnie chodziło raczej o to, że pomimo chęci pominięcia tematu i tak ostatecznie musiał on przewinąć się w tekście. Musiało tak się stać bo skoro poważnie dyskutuje się o dzisiejszej “Rosji” czy “Ukrainie” nieodzowny jest komentarz co do interpretacji ich genezy. Tylko to i nic więcej.
Powinienem był napisać “antykomunizm” bo faktycznie tym jest opisana przeze mnie postawa. W istocie nie jest żadnym antykomunizmem tylko jego pozorem na użytek własny i publiczności. W pełni podzielam ocenę Pana Dariusza. Zatem słusznie mi Pan to wytknął, przyznaję się do błędu.
Dostrzegam wagę wykładu profesora Snydera lecz jednak oczekiwałbym od niego czegoś więcej (bynajmniej nie nawiązania do Golicyna czy Mackiewicza), na przykład refleksji historycznej po 25 latach “upadku komunizmu”, analizy także ukraińskiego “modelu władzy”, jego genezy itp. Bo kwestia fazy przejściowej (put-inowska) jest mi dość dobrze znana. To pewnie pochodna tego czego doświadczam bezpośrednio znajdując się nieomal na miejscu wydarzeń i w co sam jestem codziennie coraz bardziej wciągany, pochodna mojego subiektywizmu i egoizmu.
Tutaj, w peerelu są inne głosy odnośnie współczesnej Ukrainy ale to są wyłącznie głosy na modłę “pierestrojkową” albo na modłę narodową. Szkoda na to słów. Jak i na całą peerelowską “politykę” z “wyborami” na samym szczycie tej piramidy fikcji i prowokacji.
Drogi Panie Andrzeju,
Nie Pan jeden jest zdania, że nie napisałem wystarczająco jasno. Oczywiście, gdybym to zdanie podzielał, to byłbym napisał inaczej. Mój problem jest chyba taki: z mojego punktu widzenia, analizy Snydera mają wartość same przez się, ale niestety nie dostrzega on słonia w składzie swoich porcelanowych, delikatnych dociekań; podczas gdy wedle moich krytyków, porcelana jest bez wartości, kiedy w pobliżu grasuje słoń w postaci sowieckiej prowokacji. To nie jest tak, żebym ja się z tym drugim puktem widzenia nie zgadzał, ale mam wrażenie, że go otwarcie wykładam.
Tak jest, i ja oczekiwałbym od niego więcej – i mówię to wprost. Ale moja argumentacja wychodzi z odwrotnego niejako punktu. Jeżeli bowiem z taką precyzją dostrzega Snyder, co się dzieje na Ukrainie, co robi Putin itd., to dlaczego nie dostrzegł, że komunizm nigdy nie upadł i Putin jest tylko kolejnym gensekiem?
“Jeżeli bowiem z taką precyzją dostrzega Snyder, co się dzieje na Ukrainie, co robi Putin itd., to dlaczego nie dostrzegł, że komunizm nigdy nie upadł i Putin jest tylko kolejnym gensekiem?”
Znowu wraca tu ta odwieczna kwestia definicji komunizmu. Nie mozecie sami zmieniac definicji jakiegos slowa, a pozniej sie dziwic, ze inni ludzie was nie rozumieja. Jestem absolutnie pewna, ze gdybyscie wytlumaczyli Snyderowi, ze wedlug was komunizm to metoda zdobywania wladzy (a nie system rzadowej kontroli nad gospodarka), to on by sie bez problemu zgodzil z wami ze w 1991 roku komunizm nie upadl…
“jak można głosować, utrzymując jednocześnie, że to prl?”
Mozna glosowac, jezeli jest sie anty-komunista wg definicji “rzadowej kontroli nad gospodarka”. Anty-komunista wg definicji “metoda zdobywania wladzy” oczywiscie glosowac nie moze…
Soniu,
Tu chyba chodzi o coś innego niż definicja komunizmu. Chodzi o to że skoro peerel to system którego się nie akceptowało i skoro twierdzi się, że teraz też jest peerel to z tego wyciąga się wniosek, że należy obecnie ten peerel zaakceptować uczestnicząc w jego instytucjach. Pan Michał zastanawia się jak to logicznie wytłumaczyć.
A mnie się wydaje, że Sonia ma rację. To jest znowu to przeklęte przybijanie kisielu do sciany.
Tylko co ja mam właściwie zrobić? Czy mam napisać list otwarty do Timothy Snydera? Na przykład taki:
Panie Snyder!
Pan nie rozumiesz komunizma ni w ząb. Komunizm to nie jest to, co się Panu wydaje, tylko to jest coś zupełnie innego. To w ogóle nie jest to, co mówią wszyscy, że jest, ale przeciwieństwo. Niech więc Pan nie płynie z prądem, bo z prądem płyną tylko śmiecie.
Hugs & kisses
Michał Bąkowski
Im dłużej patrzę na ten list, tym bardziej mi się podoba. Ale czy taki list może przekonać Snydera? Albo Sonię? Albo Grzegorza Brauna? Wątpię.
Z drugiej jednak strony, moim zadaniem w świecie nie jest przekonywanie kogokolwiek. Niech się sami przekonają. Do prawdy. Dlatego należy tylko mówić prawdę.
Soniu i Panie Michale,
Dlaczego definicja komunizmu ma być sprowadzana jedynie do “rządowej kontroli nad gospodarką”? Przecież jasne jest to, że to coś więcej i w teorii i w praktyce. W każdej wersji. Na przykład w wersji Czerwonych Khmerów czy “rewolucjonistów bolivariańskich”. Czy tylko po to wymordowano miliony ludzi by kolektywizować gospodarkę czy może też po to by ludzi “reedukować” (tzn. w pełni nimi “zarządzać”)? Czy dziś kontrola gospodarki i “reedukacja” nie mogą być mniej otwarte i krwawe ale za to nie mniej skuteczne? Czy “wolny rynek” nie może być jedynie pozorem, maską dla czarnorynkowej-“oligarchicznej” gospodarki? Czy nie ma na to dowodów w “Rosji”, na “Ukrainie”, ChRL, peerelu i tak dalej? Zdaje mi się, że są to proste pytania na poziomie szkolnym a nie uniwersyteckim.
Do odpowiedzi na te pytania, za podstawę nie stosuje się logicznego rozumowania lecz stosuje się wiarę w prawdziwość twierdzenia o upadku komunizmu. I tyle. Jest tak jak Pan pisze Panie Michale. To kwestia chęci do poznania i mówienia prawdy bez przyjmowania czegoś “na wiarę”.
Andrzej,
“Dlaczego definicja komunizmu ma być sprowadzana jedynie do „rządowej kontroli nad gospodarką”?”
Wcale nie musi. Mozna, a jakze, ta definicje rozszerzyc i uzyc ku temu doskonalych argumentow. Ale nie mozna sie dziwic innym ludziom, ktorzy uzywaja innych definicji, ze wogole nie beda tych argumentow rozumiec.
“Czy „wolny rynek” nie może być jedynie pozorem, maską dla czarnorynkowej-„oligarchicznej” gospodarki?”
Skrajna lewica tez potepia “czarnorynkowa” i “oligarchiczna” gospodarke, ale nie nazywa ja komunizmem, tylko kapitalizmem. Mozna, oczywiscie, ubolewac nad wyzyskiem chinskich robotnikow w 2015 roku. Ja nie ubolewam.
Proszę wybaczyć milczenie, ale właściwie mógłbym się nie odzywać, bo p. Andrzej wszystko powiedział.
Pozostanę przy “dziwieniu się” ludziom, którzy używają “innych definicji”, pomimo zachęty Soni, by się nie dziwić. Jeżeli ktoś będzie używał definicji auta, wedle której jest to przyrząd, w którym się siedzi, to z uporem będę się temu dziwił. Owszem, siedzi się w autach, ale to nie jest ani definicja, ani istota rzeczy. Definiowanie poprzez elementty nieistotne nie jest definiowaniem, ale mydleniem oczu. A czy ktoś moje argumenty w tej kwestii rozumie, czy nie rozumie, to już nie ode mnie zależy, tylko od jego rozumu.
Skrajna lewica potępia mnóstwo dobrych rzeczy, a nawet kiedy zdarzy się lewakom potepić coś w istocie niedobrego, to robią to zazwyczaj z idiotycznych powodów. Wprawdzie rozumiem atrakcję wdawania się w debaty z lewakami, ale na dłuższą metę, to strata czasu. A już w żadnym wypadku nie należy dostosowywać własnego myślenia do tego, nad czym ubolewa – czy też co potępia – lewactwo.
Michal,
“Jeżeli ktoś będzie używał definicji auta, wedle której jest to przyrząd, w którym się siedzi”
Niezupelnie trafna analogia. Bardziej trafna bylaby nastepujaca analogia: ktos nagle zaczyna twierdzic, ze wszystkie pojazdy powinny nazywac sie “auto”. Nie tylko prawdziwe auta, ale rowniez samoloty i statki. No bo przeciez wszystko to transport, a niewazne czy na ladzie, czy gdzie indziej. Tylko dlaczego nazywac wszystkie pojazdy “auto”, a nie, na przyklad, “samolot” ? I dlaczego nie uzywac zupelnie dobrego slowa “pojazd” ? A wszystko dlatego, ze w 1989 ktos sie przesiadl z auta do samolotu. Mozna twierdzic, ze on ciagle jezdzi pojazdem, ale trudniej jest twierdzic, ze on ciagle jezdzi autem, bo wszyscy moga widziec ze jego “auto” ma skrzydla i potrafi latac…
Hmm, mnie się moja analogia bardziej podobała.
Ale jesteśmy przecież wolni od predylekcji, nie poddamy się odczuciom! Zajmijmy się więc Twoją metaforą sine ira et studio.
Jeśli dobrze Cię rozumiem, to Twoim zdaniem komuniści przesiedli się w 1989 roku z wozu drabiniastego do Learjet, a tym samym przestali być komunistami. Wszyscy to widzą, więc przestali ich nazywać komunistami, bo to byłoby zupełnie tak samo, jak gdyby nazywać ich piękny, lśniący Learjet wozem drabiniastym, czy tak?
Jak zwykle jest to piękna metafora.
Ba, ale jest z nią problem, dla wskazania którego użyję pewnej analogii. Otóż tylko w hollywoodzkich filmach bywa tak, że chamek ubrany w zbroję może uchodzić z powodzeniem za rycerza. W rzeczywistości byłby tylko prostaczkiem odzianym w zbroję i bardzo prędko nasi przysłowiowi “wszyscy” dostrzegliby, że mają do czynienia z przebierańcem. Komunista, który nie porusza się wozem drabiniastym, ale lata Learjet, jest nadal komunistą, ale nasi “wszyscy” nie chcą tego widzieć.
Michal,
“chamek ubrany w zbroję może uchodzić z powodzeniem za rycerza”
Za duzo czytales Trylogie… W prawdziwej historii, synalki rycerzy upijali sie z Zagloba i gonili za dziewkami w karczmie, a synowie chlopow zakladali zbroje i ucinali glowy Tuchaj Bejom. Takie jest prawo historii. Za komunistow tak samo. Syn szlachcica Dzierzynski zakladal Czeke, a synowie chlopow walczyli w NSZ do 1956 roku. Problem nie jest z chamem ktory udaje szlachcica. Problem jest ze szlachcicem ktory udaje chama.
Soniu,
Zawsze dobrze czytać uważniej. Nie Trylogię (w tym wypadku nie trzeba wiele uwagi), ale komentarze na internecie. Oczywiscie, że osiłek zakuty w zbroję moze skutecznie ucinać głowy – masz rację, że tak było zawsze i tak pozostanie. Ale inaczej jest z “uchodzeniem za rycerza”, to się udaje tylko w głupich filmach. I o tym tylko była mowa, a nie o skutecznym ucinaniu głów.
A mój “punkt” był taki, że na dłuższą metę, komunista jest komunistą, czy lata Learjet (jak putinowscy oligarchowie), czy podarł swoją legitymację partyjną (jak Jelcyn), czy zarządza rzekomo kapitalistyczną gospodarką (jak Chińczycy), czy też rozstrzeliwuje konkurentów do władzy przy pomocy artylerii przeciwlotniczej (jak Kim).
Problem jest ze szlachcicem ktory udaje chama.
Sądzę, że raczej “który staje się chamem”. Bo bolszewizm to właśnie dzieło “szlachciców” i faktem jest że u Łupaszki do końca z komuną bili się w większości zwykli chłopi – wcale nie chamy tylko ostatni wolni ludzie swojej ojczyzny.
W innym temacie:
Zaciekawiło a nawet zdumiało (miałem zbyt zawyżone zdanie o jakości tzw. zachodniej demokracji) mnie to, że w Wielkiej Brytanii praktykuje się już to co od zawsze ma miejsce w “uzachodnionym” peerelu i tym podobnych “demokracjach”. Na powszechną skalę pompowano “Red Eda”, do tego stopnia, że “o mało nie wygrał wyborów”. A jak było w istocie, każdy dobrze wie. Skończyło się zwykła farsą (nie, żebym był za dzisiejszymi brytyjskimi “konserwatystami”, to typowa europejska “niby prawica” i tak naprawdę to nie na w Europie już żadnych godnych uwagi i dających choćby cień nadziei ruchów politycznych). Ciekaw jestem jak jest tam dzisiaj. Czy ktokolwiek porusza kwestię tej farsy czy też podobnie jak tutaj, bez mrugnięcia okiem nastąpiło przejście do “tu i teraz”. Ten komentarz nie ma nic wspólnego z tutejszymi “wyborami”, które są zwykłą fikcją już nawet w sensie decydowania o czymkolwiek.
Szanowni Państwo,
Cóż to jest? Była mowa o udawaniu czegoś, czym się nie jest, a nie o “klasowej teorii”. Jakże można tak przekręcać moją myśl? W żadnym momencie nie mówiłem o “pochodzeniu” jako determinancie czegokolwiek. To byłby marksistowski bełkot. Wiadomo nie od dziś, że zarówno Lenin jak Trocki byli z bogatych domów, Mołotow czy Malenkow byli z rodzin szlacheckich, wierchuszka czekistów to byli ludzie z tak zwanych dobrych domów, łącznie z Romanem Pilarem, spowinowaconym z Mackiewiczami. Czy to naprawdę trzeba przypominać?
Może należy przypominać, więc brnijmy dalej. Bolszewizm został stworzony przez inteligencję rosyjską, i inteligencja poddała się bolszewikom bez szemrania. Ani robotnicy, ani zwłaszcza rosyjscy chłopi walczyli przez lata. Nie inaczej było na Ukrainie, gdzie opór chłopów przeciw kolektywizacji skończył się dopiero Hołodomorem. W prlu ludzie z tzw. dobrych rodzin, z tytułami, zasilali Pax, zarządzali pegieerami, gdy chłopi opierali się (choć nie tak, jak chłopi rosyjscy).
Demokratyczne wybory są zazwyczaj farsą. Jak ktoś bardzo słusznie tu powiedział, dorośli ludzie w tym kraju prędzej prześlą komuś swoje własne intymne zdjęcia, niż przyznają się, że głosowali na Torysów…