Michał Bąkowski
34 comments Published 25 February 2018    |
(Polski) Działania aktywne (zanim nastąpi kolejne „kochajmy się!”)
34 comments Published 25 February 2018    | 
Putin powiedział że pakt sowiecko-nazistowski z 1939 nie był niczym złym. Dostrzegam w tym nie tylko usprawiedliwienie ale i zainteresowanie w takim oto sensie: taaak…, to było coś interesującego – może warto powtórzyć? Z kim mógłby ułożyć się Putin?
Z kim mógłby się ułożyć? Z Trumpem?
Ale wie Pan na pewno, że to nie Putin pierwszy użył tej formułki: Pakt Ribbentrop-Mołotow to była mądra polityka.
Sowieci mieli od początku dwie linie obrony: zaprzeczanie, że była tajna klauzula, albo że to było mądre posunięcie Stalina. Jak w całej swej polityce, Putin jest tylko kontynuatorem.
Na marginesie (choć to nie ma wiele wspólnego z tematem), Ribbentrop został skazany na śmierć w tej najgorszej hańbie wymiaru niesprawiedliwości, jakim był “proces” norymberski, z jednego powodu: ponieważ mówił wprost o istnieniu tajnej klauzuli do paktu z sowietami, o umówionym podziale Europy Wschodniej i o odpowiedzialności Stalina za rozpoczęcie wojny. Ribbentrop nie był zbrodniarzem wojennym, ale to nikogo spośród zbrodniarzy zasiadających jako sędziowie, oskarżyciele i kaci, nic nie obchodziło.
Panie Michale, to jest temat na wielką debatę: prawdziwe oblicze procesów norymberskich (diabeł ubrał się w ornat…).
Panie Pawle,
Już, już miałem powiedzieć, żeby Pan otwierał tę wielką debatę, kiedy zawahałem się. Dotarło do mnie bowiem, że właściwie nie ma tu czego dyskutować.
Najwięksi zbrodniarze II wojny zasiedli w glorii sędziów. Kłamcy oskarżali w imię “prawdy”, a mordercy w imię “wartości ludzkich”; ci, którzy rozpoczęli wojnę, oskarżali w “obronie pokoju”. Ludzie odpowiedzialni za hekatombę ofiar w Rosji, za zagłodzenie milionów własnych obywateli, oskarżali o ludobójstwo. Wykonawcy zbrodni katyńskiej rzucali oskarżenia w twarz oficerom Wehrmachtu. Odpowiedzialni za gułag, pomstowali na obozy koncentracyjne.
A to wszystko wobec wolnej – podkreślam: wolnej – opinii publicznej Zachodu, która doskonale wiedziała i o Hołodomorze, i o wielkim terrorze, i o pakcie Ribbentrop-Mołotow, i o Katyniu, o kłamstwach sowieckich i o Żelaznej Kurtynie.
Tfu! Czy jest tu coś jeszcze do dyskusji?
Można tylko dodać – jak długo ten układ trwa. Międzynarodowy Trybunał w Strasburgu w 2013 wydał wyrok w sprawie Katynia korzystny dla Moskwy.
Panie Pawle,
Jak się ludzie zwracają do semi-bolszewickiego gremium, to nie powinni narzekać na wyrok. Trybunał europejski uznał, że nie jest kompetentny w tej sprawie. Ale moim zdaniem nie jest kompetentny w ogóle. Ja w każdym razie, odmawiam uznania jurysdykcji takich trybunałów.
“(…)niejakiego Jewgienija Prygożyna, który po bliższych oględzinach okazuje się być nadwornym kucharzem Putina, ale także byłym urką, pospolitym kryminalistą(…)” – Ale to nie jakiś krewny Ilji Prigogine?
Komunizm rozlewa się niczym biblijny potop po całym globie, tylko zamiast spienionych wód tryskających ze źródeł Wielkiej Otchłani mamy delikatnie sączące się szambo, którego smrodliwe wyziewy zatruwają umysły i dusze… Cały ten Zachód to tylko galwanizowany trup, nie ma co się na nich oglądać w naiwnej nadziei na jakiś ratunek jeżeli nie potrafimy pomóc sobie sami. Pocieszające jest jednak to że nic nie będzie wiecznie trwać na tym lichym świecie.
Nie sądzę, żeby był spokrewniony z wicehrabią Prygożynem, nie. Ale Bóg jeden raczy wiedzieć.
“delikatnie sączące się szambo, którego smrodliwe wyziewy zatruwają umysły i dusze…” – to jest niestety prawda.
Jak patrzeć na dzisiejsze, otwarcie wyrażane przez sowieckich czekistów i chińskich komunistów (a pod ich osłoną północno-koreańskich i bolszewików irańskich) groźby wobec USA? Czy nie dlatego tak robią, że są pewni tego, że nikt im się otwarcie nie sprzeciwi? Biadolenie polityków amerykańskich o złamanych przez sowietów (rzecz jasna, nikt ich nie nazwie po imieniu) traktatach, to dowód na przemożną chęć zachowania pacyfistycznej postawy za każdą cenę. Trump przy tym wszystkim jest nie tyle głupi co po prostu śmieszny, jego wrogami są “postępowi” aktorzy, celebryci albo lewackie media. I taka jest jego rola. Jego prezydentura to katastrofa dla Stanów Zjednoczonych, co gorsza nikt nie zdaje się otwarcie temu przeciwstawić. Mattis, Kelly i McMaster czy w jakimś stopniu Tillerson, zdają się tolerować to pomimo wszystko. I ja nie sądzę, żeby dochodzenie Muellera mogło cokolwiek zmienić, co najwyżej szerzej otworzy drzwi bolszewikom. Co nie oznacza, że ujawnienie sprawy ingerencji sowieckiej w politykę amerykańską nie ma żadnego znaczenia. Przynajmniej ukaże jasno rzeczywistość, do tej pory zakłamywaną bo ta ingerencja ma przecież miejsce od dziesięcioleci. Sądzę jednak, że niezależnie od wyniku, lewacy wykorzystają tę sytuację celem trwałego, ostatecznego zdobycia władzy politycznej w kolejnym “rozdaniu”. Po to właśnie sowietom jest potrzebny Trump. Wizja Sandersa (czy kogoś jeszcze gorszego) jako kolejnego prezydenta jest coraz bliżej realizacji – upadek USA w bolszewicką otchłań, wydaje mi się być kwestią nie tak odległego czasu. Wówczas może nastąpić wspomniane “kochajmy się!” i Putin przestanie być potrzebny, bowiem wypełni swoje zadanie. A jeszcze dwa lata temu byłem niepoprawnym optymistą, myślałem że Ameryka ma jeszcze siłę podnieść się z kolan. Dziś uważam, że jednak nie ma tej siły. Chciałbym się mylić.
Drogi Panie Andrzeju,
Rzadko występuję w roli “optymisty”, bo bezbożny optymizm wydaje mi się grzechem. Niechże Pan więc mnie źle nie zrozumie.
Czy nie tak samo wydawało się obserwatorom międzynarodowej sceny politycznej pod koniec lat 70.? Upadek wydawał się wtedy kwestią bliskiej przyszłości. Ameryka i Wielka Brytania lazły prosty w sowieckie łapy, ale pojawili się wówczas na scenie ludzie pokroju Thatcher i Reagana, i powstrzymali nieuchronny, zdawało się, ześlizg. Taka jest jedna wykładnia.
Inna jest taka, że przedstawienie pt. upadek komunizmu, nie mogło być przeprowadzone wobec rozlazłej i biednej Ameryki Carterów czy Wielkiej Brytanii lejburzystów i Arthura Scargilla. Żeby przedstawienie wyglądało przekonująco, musiał istnieć realny nacisk, który do upadku miał doprowadzić. Ale Reagan i Thatcher realnie wzmocnili Zachód. Jako zabawne ćwiczenie zaproponowałem ostatnio komuś, żeby obejrzał jeden po drugim dwa filmy pt. The Blues Brothers. Pierwszy z 1980, drugi z 2000 roku. Pierwszy świetny, drugi słabiutki, ale proszę spojrzeć, jak się zmieniła Ameryka. I to w oczach lewicowych, krytycznych obserwatorów; to są dwa różne kraje. To jest właśnie wpływ Reagana i Thatcher. Bez nich, ich kraje, a za nimi cały świat, ześliznęłyby się niepostrzeżenie w degrengoladę i chaos, a potem w sowietyzm.
Pod wieloma względami dzisiaj jest gorzej, ale nie pod każdym względem. Zachód jest silniejszy gospodarczo dziś, niż wówczas, ale chrl jest stokrotnie silniejszy. Militarnie nikt nie sprosta potędze amerykańskiej, co nie było takie pewne po klęsce wietnamskiej i demoralizacji lat 70., ale brak woli użycia tej siły pozostaje.
Co będzie? Nie wiemy. Dlatego rację mają Jezuici, gdy wołają: rób, co powinieneś – będzie, co może. Nie od nas zależą wyniki naszych własnych działań.
“Działania nad-aktywne”. W lutym z zimną krwią zamordowano słowackiego dziennikarza Jana Kuciaka i jego narzeczoną. Z oficjalnych informacji do których dotarłem to była kwestia śledztwa dotyczącego włoskiej mafii i jej powiązań z wysokimi sferami władzy na Słowacji. Bardzo lubię południowych sąsiadów Polski, zawsze przy okazji staram się odwiedzić częściej Czechy, ale i Słowację też. Zawsze uważałem te kraje za niezwykle spokojne, przyjazne, może trochę zamknięte na obcych. Historia, poza góralami, to raczej układy i spolegliwość. Pewnym wyjątkiem może być “Praska wiosna”, choć pozostaje kwestia zamierzonej sterowalności z zewnątrz.
Szkoda tak młodych ludzi bestialsko zamordowanych – to był wyrok, wykonany przez specjalistów.
Trochę tak poza tematem piszę, ale gdzieś to chyba wszystko się łączy. Władza, mafie, komunizm.
“(…)Militarnie nikt nie sprosta potędze amerykańskiej, co nie było takie pewne po klęsce wietnamskiej…(…)”
Dla kogo nie było pewne? Pamięta pan Panie Michale już dawno dziś zapomnianą wojnę chińsko-wietnamską z 1979 roku? Brat mojej śp. mamy był wówczas na szkoleniu w Twerze (wtedy Kalinin) w ramach Układu Warszawskiego; ta fantastyczna uczelnia nazywała się wówczas: “Военная Kомандная Aкадемия Противовоздушной Oбороны” i znajdowali sie tam wówczas na przeszkoleniu również oficerowie Wietnamskiej Armii Ludowej. Otóż gdy mój wuj, wraz z kolegami zaintrygowani tym pojedynkiem Dawida z Goliatem, po zakupieniu odpowiedniej ilości alkoholu udali się do Wietnamczyków w celu zasięgnięcia od nich jakiś bliższych informacji na temat tego dziwnego konfliktu; to po nieufnym przywitaniu (Wietnamczycy byli traktowani tam dość obcesowo), szybko ocieplonym (azjaci mają dość słabe głowy) kilkoma szybkimi głębszymi wietnamscy weterani (wojny wietnamsko-amerykańskiej ma się rozumieć) szybko przeszli do rzeczy i na zaimprowizowanej mapie pokazali z grubsza aktualną sytuację militarną i spodziewaną jej kontynuację.
Byli zarazem bardzo spokojni o przebieg tego konfliktu, za każdym razem stwierdzając: “Wojna? A cóż to za wojna? O! Z Ameryką , to była wojna!” I otwarcie przyznawali, że wówczas byli już na krawędzi kompletnego załamania w tej sławnej “wygranej” wojnie…
Panie Przemku,
Wedle ich własnej definicji, środki aktywne to NIE morderstwa polityczne, nie wykańczanie byłych agentów, jak choćby w ubiegłą niedzielę w Salisbury, czy usuwanie niewygodnych świadków. Ich celem było wpływanie na sytuację, zmienianie jej w pożądanym kierunku. Zabójstwa, a nawet czysta dezinformacja, są o wiele mniej subtelnymi narzędziami, i należą do arsenału innych departamentów.
Nie sądzę, żeby zabójstwo Kuciaka czy atak na Skrypala można zaliczyć nawet do “nad-aktywnych” działań. To jest po prostu fizyczna likwidacja przeciwników.
Klasycznym przykładem kampanii aktywnych środków wydaje mi się natomiast wpływanie na wybory w Ameryce przed rokiem (z okładem).
Panie Amalryku,
“Dla kogo nie było pewne?” – pyta Pan. Dla kogo nie było oczywiste w latach 70., że nikt nie sprosta Ameryce? Dla nich samych – odpowiadam.
Zwątplienie we własne siły jest najgorszym stanem w konflikcie. Wielki myśliciel, Marvin “Marvelous” Hagler, (czyli naprawdę bokser, mistrz świata wagi średniej z lat 80.) wypowiedział wiekopomne słowa: Starve the doubt, feed the faith.
Czyli zagłodź wątpliwości, karm wiarę. Nie jest to stanowisko religijne, wbrew pozorom. Chodziło mu wyłącznie o to, że trzeba wierzyć we własne siły, kiedy się wchodzi w szranki. A Ameryka nie wierzyła w siebie – i to było jej największą słabością. Pod pewnymi względami jest tak nadal.
Muszę tu podkreślić, że mówię tu o militarnym konflikcie (dla którego walka w ringu jest świetną metaforą), a nie o kulturze. Sceptycyzm, powątpiewanie w swoje własne racje, jest jak najbardziej na miejscu w rozważaniach, w intelektualnym dociekaniu. Na wojnie można wątpić w swoje racje, ale zwątpienie w swoją siłę na ogół kończy się fatalnie.
Panie Michale,
tak myślę, ze wpływanie na wybory w “Ameryce” to chyba nie miało sensu (chyba że mówimy o przedwyborach choć nawet i w to wątpię). Wybór między H a D ? Żadnego “podrzędnego aktora” NIESTETY nie widzę.
Panie Przemku,
Zupełnie, ale to kompletnie, nie rozumiem, co Pan chce powiedzieć.
Panie Michale,
spróbuję jeszcze raz. Za skróty przepraszam.
Po co mieszać się w wybory, skoro można wybrać między Hilary a Donaldem (dlatego pisałem o prawyborach, choć nie wiem czy jest to zasadne).
“Podrzędny aktorzyna”, jeśli pan pamięta, takim mianem zazwyczaj był określany w PRLu (nie bis) Ronald Reagan.
OK. Teraz chyba rozumiem, co Pan chciał powiedzieć, ale nie bardzo pojmuję, jakie rozumowanie Pana do doprowadziło do takich konkluzji.
Mieszanie się sowieciarzy – “Rosji”, jak Pan chyba woli – w amerykańskie wybory jest udowodnione. Zupełnie wprost, jasno i czarno-na-białym.
Po co się mieszali? To może być tylko przedmiotem domniemywań, ale jest w miarę oczywiste (przynajmniej dla mnie), że jak to próbowałem wykazać w powyższym artykule (najwyraźniej nieudolnie), ich cele są takie same jak były zawsze: mącenie wody, destabilizacja. Czy przeszkadzałaby im Hilaria u władzy? Absolutnie nie. Ale Sanders i Trump obiecywali zasadniczą destabilizację, więc ich poparto.
Sowiecka propaganda, jak się okazuje, czasami mówi prawdę. Bo Ronald Reagan był podrzędnym aktorzyną, był gwiazdeczką tzw. B-movies, drugorzędnych, niskobudżetowych filmów. I co z tego? Był nadal największym prezydentem Stanów Zjednoczonych w XX wieku. Szkoda tylko, że tak się dał wykiwać Gorbaczowowi.
Na marginesie, dlaczego pisze Pan “Ameryka” w cudzysłowie?
Panie Michale,
nazwa Sowiety zupełnie mi nie przeszkadza, może tylko pisałbym z dużej litery, z szacunku do ludzi których los tam umieścił. Nie wolę określenia Rosja, czy jak Pan pisze “Rosja”. Sowiecja (jak to się Panu podoba?) niewiele ma już wspólnego z Rosją, poza częścią terytorium, choć takie stwierdzenie można odnieść również do innych krajów i pytanie o zasadność zapewne pozostaje otwarte.
Tak ma Pan rację, możemy tylko domniemywać dlaczego (jeśli rzeczywiście – co pokazuje Pan nie tylko w powyższym artykule) Sowieci wpływali na wybory i woleli nieprzewidywalnego (np. wprowadzenie ceł na stal i aluminium) Donalda od zapewne ugodowej i spolegliwej Hilary jako kontynuatorki polityki Obamy i Clintona.
Co Ronalda Reagana, określenie “podrzędny aktorzyna” nabrało w latach 80-tych, niestety ubiegłego już stulecia, zupełnie nowego pozytywnego znaczenia, stąd moja wzmianka. Oczywiście, jak napisał Darek, żyjąc w dwóch różnych rzeczywistościach ja pamiętam go ze śmiesznego pomarańczowego w kolorze sera z darów, a wy Panowie zapewne z dostaw farb drukarskich. Jakie to wszystko proste.
Na marginesie, “Ameryka” umieściłem w cudzysłowie jako cytat. Inna sprawa, że
mnie w szkole uczono iż Ameryka to kontynent (jeśli dobrze pamiętam to chyba nawet są dwa) a USA jest tylko jednym z krajów na jednym z nich leżących. Przepraszam za tą lekką złośliwość, ale nie mogłem się oprzeć.
Drogi Panie Przemku,
Nie po raz pierwszy przeprasza mnie Pan za złośliwości, ktorych nie może się Pan oprzeć. A ja ponownie odpowiem, żeby Pan nie przepraszał. Przepraszać nie warto. Myśleć warto. Jak pisał Hemar:
Kochać nie warto, lubić nie warto,
Znaleźć nie warto i zgubić nie warto.
Stracić nie warto, zarobić nie warto.
Jedno co warto, to upić się warto.
Siedzieć i płakać, i śpiewać to warto.
“Ameryka w cudzysłowie, bo to cytat”?!?! Czy to jest znowu złośliwość, której nie mógł się Pan oprzeć? Ameryka to kontynent, tak? A Amerykanie? Czy to mieszkańcy tego kontynentu? Czy mówi Pan na Brazylijczyków “Amerykanie”? I na Wenezuelczyków też? Czy w odróżnieniu od Amerykanów, ich sąsiedzi nie nazywają się aby Kanadyjczykami? Czy rzeczywiście, ale tak naprawdę, bez niepowstrzymanych ataków złośliwości, nie rozumie Pan, o czym mowa, kiedy po polsku pisze się – Ameryka?
Jedno co warto, to upić się warto.
Ale cieszę się, że Panu nie przeszkadza nazywanie sowietów sowietami.
Siedzieć i płakać, i śpiewać – to warto!
Panie Michale,
Niuanse językowe są doprawdy niezwykłe.
W USA mieszkają Amerykanie. W Ameryce mieszkają Kanadyjczycy, Meksykanie ….
W Wielkiej Brytanii mieszkają Szkoci, Irlandczycy, Walijczycy, Anglicy …
Ale czy w Anglii mieszkają WielkoBrytyjczycy?
To tak nawiasem, bez złośliwości, a tym bardziej bez jej niepowstrzymanych ataków.
W marcu ukazał się wywiad Putina dla telewizji NBC w którym wyparł się wpływania na wybory w USA. W łaskawości swej wskazał nawet, iż mogły stać za tym osoby z “rosyjskimi” (tu cudzysłów chyba dopuszczalny) paszportami, ale narodowości żydowskiej, ukraińskiej czy tatarskiej. Reakcja ze strony Izraela chyba już nastąpiła. Na ile pozwala mi skromna znajomość języka angielskiego wysłuchałem na Haaretz,
Panie Przemku,
Czasami nie jestem pewien, czy Pan mówi poważnie, czy nabija się ze mnie.
Używanie określenia „Ameryka” na Stany Zjednoczone Ameryki (United States of America) jest powszechnie przyjęte na całym świecie i we wszystkich językach; nawet Amerykanie tak mówią na swój kraj. Jak mieliby być nazywani mieszkańcy tego państwa? Stanowcy? Czy to nie za blisko stachanowców?
W Wielkiej Brytanii mieszkają oczywiście Brytyjczycy. Każdy Szkot i Anglik czy Walijczyk jest JEDNOCZEŚNIE Brytyjczykiem. (Z Irlandczykami jest to ciut, a raczej o wiele, bardziej skomplikowane.) Właśnie toczy się coroczny turniej w rugby, w którym reprezentacje tych krajów walczą przeciw sobie. Szkoci i Walijczycy nienawidzą Anglików nie mniej niż Ukraińcy czy Litwini nienawidzą Polaków, ale pomimo to są z nimi w Zjednoczonym Królestwie. Gdybyż tylko kilkaset lat temu, jakaś mądra głowa wymyśliła takie rozróżnienie w bardziej zróżnicowanej wyznaniowo i narodowo Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, to może by ona nie upadła i może nie byłoby takich kłopotów z Polską. W polskiej tradycji zbyt często i zbyt długo mówiło się, że Lwów i Wilno, ale także Kijów, Witebsk czy Berdyczów, są „nasze, polskie”, co było jak czerwona płachta na byka wobec Rusinów i Litwinów. Gdybyż znaleźli wówczas jakiś polski odpowiednik na to, że można być jednocześnie szkockim patriotą i Brytyjczykiem! Niechby nazwali Koronę Lechistanem, a dopiero nadrzędny organizm państwowy Polską, ale nikomu to pewnie nie przyszło do głowy.
Reakcja Putina jest obojętna. Stalin też zaprzeczał, że wymordowali oficerów w Katyniu. Jest zupełnie bez znaczenia, co oni mówią.
Panie Michale,
nigdy bym nie śmiał nabijać się z Pana.
Ja niestety już tak mam, zawsze muszę coś kłapnąć ozorem.
Postaram się, jak długo wytrzymam, pisać wprost i choć trochę na temat.
Pozostaję w szacunku.
Panie Przemku,
Ogromna większość komentarzy na niniejszej witrynie jest “nie na temat”. Większość dyskusji nie dotyczy przedmiotu poruszanego w artykule, pod którym się odbywają. Przez jakiś czas mnie to dziwiło, ale od lat już przyjmuję to jako raczej pozytywny przejaw swobody dyskusji.
Owszem, chętnie podyskutowałbym na przykład na temat książki Applebaum o Hołodomorze, ale ona nie wywołuje dyskusji, no więc trudno. Zdawałoby się, że umieszczenie tablicy pamiątkowej w Wilnie, honorującej jednocześnie antykomunistę, Józefa Mackiewicza, i poputczika komunizmu, Stanisława Mackiewicza, mogłoby wywołać dyskusję; zarówno sam fakt, jak i artykuł Darka na ten temat. Tymczasem pozostały w zasadzie bez echa. Nasi Czytelnicy woleli debatować coś innego. No i cóż z tego? Cóż w tym złego, że “nie na temat”?
Proszę czuć się wolnym wypowiadać się nie wprost, nie na temat i w ogóle, jak Panu się podoba. Każda wypowiedź potraktowana będzie tutaj z powagą, nawet jeżeli (jak w wypadku niejakiego Blackhawka, który spowodował powstanie rubryki Kuriozów) na takie potraktowanie merytorycznie nie zasługuje. No, może od czasu do czasu, pozwolimy sobie także na dworowanie.
NIE JEST istotą zjawiska! Jest nią WYEWOLUOWANIE LUDZKIEGO OWADA NA SKALĘ GLOBALNĄ + ORDYNARNY ODWIECZNY RUSKI IMPERIALIZM I CAŁY TEN ICH SYF.
Pzdrwm
O, ktoś tu słyszał o Haglerze… (No i to tutaj uprawia swe idealistyczne nie-tygrysiczne herezje mój znajomy Amalryk.)
Pzdrwm
Drogi Panie Triariusie,
O Haglerze, Leonardzie, Hearnsie, i owszem, ktoś tu słyszał. Ale i Łomaczence, i Usyku też.
Nie wydaje mi się doprawdy, żeby “ewolucja ludzkiego owada na skalę globalną” mogła być istotą zjawiska. Natomiast z całą pewnością nie jest nią “odwieczny ruski imperializm”. Zabawne, że Polacy nie widzą oznak imperializmu w okupacji Moskwy przez Żółkiewskiego, a ordynarny – i to jeszcze odwieczny! – imperializm rosyjski w okupacji Warszawy. Ale mniejsza o Rosję, bo Rosja nie istnieje. Na jej miejscu jest bolszewicki twór, który z Rosją nie ma więcej wspólnego niż barbarzyńskie państewka Germanów powstałe na ruinach Imperium Rzymskiego miały wspólnego z Rzymem. Istotą, sercem i mózgiem tego tworu jest leninowska Metoda.
Takie jest moje głębokie przekonanie i uzasadniałem je tutaj wielokrotnie. Chętnie poddam to przekonanie krytyce, ale mogę tak uczynić wyłącznie w świetle jakichś argumentów. Niestety na razie nie widzę żadnych, bo “cały ten ich syf” racjonalnym argumentem nie jest.
OK, mam nadzieję, że o Samie Langfordzie i Gene Tunneyu też, ale nadal się nie zgadzam. Ruskiego imperializmu b. nie lubię, ale to nie był epitet wartościujący, ino nazwanie faktu. Wasz Mackiewicz, z całym szacunkiem, filozofem jednak nie był, szkoda. Nie mówię akademickim bełkocie, tylko klasie i głębi myślenia.
Tu mam coś dla Pana, właściwie nic, ale może Pan rzuci okiem, bo jest o Was:
https://bez-owijania.blogspot.com/2018/07/o-pocieszeniu-filozofii-zamkach-na.html
Pzdrwm
Poza tym skąd ta myśl, że wszystko musi być “racjonalnym ARGUMENTEM”? Pod “cały ten syf” może sobie Pan podstawić “Rosja” i będzie to samo.
Pzdrwm
Sama Langforda nigdy nie widziałem, ale cały ten syf jako Rosja – to jest wspaniałe. Czy Dostojewski i Tołstoj, Puszkin i Lermontow, Gogol i Turgieniew, Czechow i Leskow to już jest CAŁY ten syf, czy tylko część? Wychodzi na to, że uwielbiam cały ten syf. Przypuszczam, że w Pańskim zamierzeniu cały ten syf nie jest określeniem wartościującym ani emotywnym, a tylko stwierdzeniem faktu. Rzecz jednak w tym, że cały ten syf, to jest tylko wykrzyknik, emocjonalnie naładowana opinia, do której oczywiście ma Pan pełne prawo, ale nie zawiera ona żadnej opisowej treści.
Czy wszystko musi być racjonalnym argumentem? Ani nie musi, ani ja niczego takiego nie powiedziałem. Drzewo jest i basta. Nie jest ani racjonalne, ani nie jest argumentem. Natomiast, żeby mnie przekonać, trzeba wysunąć racjonalne argumenty. Ja akurat bardzo chętnie zmieniam zdanie, ale rzadko mi się to zdarza, ponieważ mogę zmienić przemyślaną opinię wyłącznie pod wpływem racjonalnych argumentów.
Nie ma żartów z filozofią, moja Michajłowna Zofio…
Ach, przepraszam! Zapomniałem dodać, że bardzo dziękuję za Pański ciekawy tekst i że wpisałem się Panu do sztambucha już dwukrotnie dzisiaj.
Gogol ma swój czar, ale to żaden Wielkorus, choć ruski szowinista. Co do reszty absolutnie podtrzymuję swoją opinię – to dno i trucizna dla zachodniej duszy. (To chyba prawda, że bracia M. to byli w sunie biali Rosjanie i żadni Polacy, jak mi mówiono. Pana też to dotyczy?)
Pzdrwm
“Syf” JEST emotywnym i tak miało być. “Rosja” u mnie też zresztą. “Imperializm” nie był.
Pzdrwm
Nie wiem, nie wiem, Panie Triariusie, ale może to dlatego, że sam nie posiadam zachodniej duszy. Ani zresztą wschodniej, a tylko i wyłącznie ludzką. Cierpię na atrofię poczucia narodowego, nie potrafię zrozumieć, dlaczego mam patrzeć na ludzi poprzez ich nację. Dlaczego mam nienawidzić kacapów i szkopów, pogardzać pepikami, dlaczego? W imię czego?
Nie mam pojęcia, o czym Pan mówi, “że bracia M. to byli w sunie biali Rosjanie i żadni Polacy”. Bracia M., to niby kto? Bracia Mackiewiczowie? Tylko ktoś, kto nie czytał, Cata mógłby wypowiedzieć taki idiotyzm. Cat był polskim szowinistą i nienawidził Rosji całą duszą. Ale może Pan mówi, o kimś innym, więc nie rozumiem.
Domniemywam z Pańskiej drugiej notki powyżej, że nie zamierza mnie Pan przekonywać do niczego, przy pomocy racjonalnych argumentów. To jest oczywiście całkowicie w porządku. Tylko że bez takich argumentów pozostanę przy swoim: Metoda jest istotą sowietyzmu, a nie żaden rosyjski imperializm. Leninowska Metoda jest antyrosyjska, a że kierunki ekspansji bolszewizmu były takie same jak ekspansji rosyjskiej, to, wybaczy Pan, każde dziecko może zrozumieć.