Gniewoj
3 comments Published 17 July 2019    |
(Polski) Optymizm Pana Dariusza, czyli pytanie czy jest już wystarczająco źle, aby mogło być dobrze?
3 comments Published 17 July 2019    | 
Drogi Panie Gniewoju,
była o tym mowa na witrynie Wydawnictwa Podziemnego: bolszewizm był początkowym etapem i w praktyce go już nie ma.
Nie przypominam sobie niestety tego stwierdzenia. Albo mnie pamięć zawodzi albo byłó to dawno temu, gdy jeszcze nie brałem udziału w dyskusjach. Czy mógłby Pan podać link do tego artykułu (i dyskusji na ten temat)?
W tym bowiem rzecz, ze ja nie podzielem tego zdania. “Bolszewizm” jest dla mnie określeniem nie tyle zawężonym do “prawdziwego” komunizmu, co określeniem wszelkich przejawów komunizmu. Nawet gdybyśmy się ograniczyli tylko do “myśli leninowskiej” (Lenin to twórca, teoretyk i praktyk bolszewizmu) to nie tyle “naucza” ona, co nakazuje stosować wszelkie środki dla zwycięstwa komunizmu. To jest jego “liberalizację”, “fronty ludowe”, “dostosowanie się do warunków”, dezinformację, prowokację itd., wedle potrzeb i możliwości. Bolszewizm zatem charakteryzuje elastyczność. Pan zaś sprowadza go do skansenów. Czy ma Pan na myśli to, że definiuje je “klasyczny”, “betonowy” komunizm? Jeśli tak, to wydaje mi się, że w tym miejscu podaje Pan nietrafny przykład CHRL. Bo kto widzi w nim skansen, skoro tam i “kapitalistyczna gospodarka” (która dominuje na świecie) i “giełda” (która ma znaczący wpływ światowy system finansowy) i “własność prywatna” (np. Huawei, ZTE, Lenovo), itd. Jaki to skansen? Czy określają go jawne rządy partii komunistycznej? Zgodzi się Pan jednak ze mną, że przeprowadzono tam wielką “transformację”, chiński komunistyczny NEP. Tak widać komunistom chińskim pasowało, że nie przeprowadzili “transformacji” kompartii, ale poza tym wywrócili “stary skansen” do góry nogami. Czy jest ktoś znaczący na świecie, kto określa CHRL komunistycznym skansenem? Czy może wszyscy uznali i uznają, że to jest “zreformowany” komunizm? Nie powiedziałbym też, że CHRL jest “pozostawiony samemu sobie”. Proszę zauważyć, ile uwagi poświęcają mu elity polityczne i gospodarcze USA (a właściwie wszystkich krajów świata). Ale to wszystko na marginesie. Niezależnie bowiem od tego czy CHRL to skansen tak jak KRLD czy komunistyczna Kuba, jestem zdania, że bolszewizm określa treść a nie forma. A treść określona jest przez cel i przez metodę. Celem jest jeden, całkowicie komunistyczny świat, a metodą jest teoria i praktyka jego realizacji w każdych czasach i okolicznościach. W tym sensie Gramsci był bolszewikiem, wykonawcy jego strategii są bolszewikami, a celem ich działań jest bolszewizm.
Uważa Pan, że komuniści nie wrócą do bolszewizmu. Czy to oznacza, że nie wrócą do leninowskiej “myśli”? A kiedy ją porzucili?
marsze przez instytucje są skuteczne tak długo, jak pozostają w ukryciu
Nie rozumiem, co Pan ma tu na myśli. Czy to oznacza, że strategia ta jest realizowana niejawnie? Czy dzieje się tak bez publicznego głoszenia komunistycznych treści, podstępem?
Zdaje mi się, że na Krymie “armia ukraińska” nie walczyła z “armią rosyjską” (co najwyżej symbolicznie). Ale mogę się mylić.
Panie Andrzeju,
Po raz wtóry już dzisiaj, muszę się zastrzec, że w żadnym wypadku nie odpowiadam za Pana Gniewoja, który na pewno zabierze głos, kiedy będzie miał czas (i ochotę). Chcę tylko wtrącić moje (nic nie warte) dwa grosze w kwestii semantycznej.
Podobnie jak Pan, nie wiem, czy była u nas mowa o bolszewizmie jako wstępnym etapie komunizmu. Warto jednak zaznaczyć, że w takim sensie używano tego określenia przez dziesiątki lat. Pierwsza, “romantyczna” faza rewolucji, to był ten dziwny, obco brzmiący w każdym języku, bolszewizm czyli maksymalizm lub ekstremizm (bo tak tłumaczono tę nazwę np. w londyńskim Timesie). Times nazywał leninistów wówczas “bolshevists” albo nawet “bolsheviki”, co tylko podkreśla apokaliptyczną obcość tego określenia. Ci, którzy znali ich bliżej i pragnęli ich zlikwidować, mówili bardziej familiarnie o “bolo”.
Rozróżnienie podobne podkreślał także stalinowski reżym, gdy nazywano np. ofiary czystek “starymi bolszewikami”, jak gdyby Soso i jego siuchta, to nie byli starzy bolszewicy. Rzecz jasna, z góry przyjmuję potencjalny zarzut, że jak bolszewicy sami siebie nazywają wzajem, powinno nam być szczerze obojętne – przyjmuję, bo się z nim zgadzam. W końcu Trockiego czy Bucharina nazwali szkodnikami i agentami brytyjskimi, więc niech sobie mają.
Zmierzam do tego, że nazwanie pierwszej, krwawej, jakobińskiej, ekstremalnej fazy rewolucji “bolszewizmem”, wydaje mi się uzasadnione. A tezę p. Gniewoja rozumiałem tak, że bolszewicy – och, zagraża nam konfuzja semantyczna, więc może lepiej w tym kontekście: komuniści – nie mają potrzeby powracać do takich metod. Skoro gołąbki same lezą do gąbki, to po co? Skoro inteligentni skądinąd ludzie, opowiadają głodne kawałki o tym, że będzie taki nierząd czy inny, “bo … tańszy” (wielokropki, wykrzykniki i znaki zapytania są koniecznością przy takim myśleniu), to po jaką cholerę mają się komuniści odwoływać do terroru, tortur, kazamatów i zdzierania rękawiczek?
Lenin natomiast, to co innego. Ojciec bolszewizmu jest w samym sercu tego, co się dzieje dziś, i dlatego chyba używaliśmy zawsze terminów “bolszewizm”, “komunizm” i “leninizm” wymiennie.
Panie Andrzeju, Panie Michale,
za nic sobie nie przypomnę gdzie i kiedy była o tym mowa. Dużo daję, że była to wypowiedź w dyskusji a nie w którymś z artykułów na WP. Ktoś z bywalców Podziemia zwrócił uwagę, że bolszewizmu nie należy utożsamiać z komunizmem, że bolszewizm to pewien etap, narzędzie w rękach komunizmu a nie samo zjawisko. Zwróciłem na to uwagę i od tego momentu sam przestałem używać określenia bolszewia, które znowuż do tamtego czasu wydawało sie całkiem trafne jako, że komuniści chcą zawsze więcej i więcej.
Przepraszam, że tylko tyle. Niestety w najbliższych dniach nie będę w stanie odpisać na wątpliwości Pana Andrzeja.