- Cycles
- Składany komunizm
- Żuraw i landrynka
- Polski październik i okrągły stół
- Hmong znaczy wolny
- Antykomunizm którego nie ma
- Piszcie do mnie na Berdyczów
- Golicyn Nosenko i kilka drobiazgów
- Józef Mackiewicz i cenzura
- Operation Unthinkable
- Pisarz dla dorosłych w Pacanowie
- Bolo Liquidation Club
- Powstanie węgierskie
- Mackiewicz i Suworow
- Głód wiedzy o Hołodomorze
- Wszystko jest połączone
- Nasz człowiek – Gordijewski
- Niech biega w kukukrydzę…
- Lot nad kukułczym gniazdem
- Józef Mackiewicz idzie na wojnę
- Niektórzy nazywają to „upadkiem komunizmu”
- Benia Dniepropietrowski
- Za lub przeciw kontrrewolucji
- NOP czyli Nowa Ochrona Przyrody
- Listy z Niedorzecza
- „Niespodziewany koniec lata”
- Benito Cereno
- Jacyś biali Rosjanie
Darek,
Uleganie wpływom ducha czasów, nie może być usprawiedliwieniem. Usprawiedliwiałoby to zwykłych śmiertelników, np. mnie, ale nie Mariana Zdziechowskiego. Wielcy myśliciele muszą być wolni od presji czasów, w których żyją. To m.in. mamy na myśli, nazywając ich myśl „ponadczasową”. Zdziechowski jest nadal interesujący, ponieważ w większości nie nie ulegał takim wpływom, walczył z nimi na każdym kroku. Chwała mu za to, ale tym bardziej dziwne, że przełknął nonsensy w rodzaju „ducha żydowskiego” czy „duszy rosyjskiej”. Czy coś może usprawiedliwić słowa: „Najwybitniejszą, najbardziej rzucającą się do oczu cechę duszy rosyjskiej stanowi jej maksymalizm, który dziś nazywają bolszewizmem.” Trudno się na to oburzać, ponieważ zdanie jest aż tak śmieszne.
Nie przekonywa mnie także argument, że „tylko głupiec może wspierać teorię postępu” (rzecz jasna, skracam Twą argumentację). Po pierwsze, jak sam wiesz, on tego nie powiedział. Co gorsza jednak, jeżeli tak odczytać Zdziechowskiego, to niestety można by także powiedzieć, że tylko głupiec może utrzymywać, że nikt już nie wierzy w religię postępu…
O Żydach i antysemityzmie będę chciał chyba napisać obszerniej. Zaznaczę teraz tylko, że o ile mi wiadomo, to tego wywiadu w „Togu” nie było.
Michał,
Rosyjski maksymalizm, w dodatku dwubiegunowy, zdaje się nam odrobinę śmieszny, słusznie. Ale czy wolno interpretować problem w oderwaniu od tamtego czasu? Z pominięciem dziewiętnastowiecznej historiozofii (głównie mesjanistycznej), w której tkwił (po uszy zakopany) MZ i powiedzieć sobie z lekkością: jako wielki myśliciel nie miał prawa tak myśleć? XIX wiek ukształtował nowożytną wizję narodu, i pod wpływem tej wizji pozostawali (niemal) wszyscy. De Maistre pisał: „Widziałem w swoim życiu Francuzów, Włochów, Rosjan, etc. Wiem nawet, dzięki Montesquieu, że można być Persem; ale co do człowieka, oświadczam, że nie spotkałem go w życiu.”
Wszelkiej maści kolektywistyczne dusze były ściśle związane z językiem tamtego czasu. Dusza (przez duże D) zrobiła zawrotną karierę: Berent (o dziełach Mickiewicza) pisał jako o „zakonie duszy narodu”. Przerwa-Tetmajer pasował Sienkiewicza na „wielkiego króla duszy narodowej”. Nietzsche pisał dla odmiany o „duszy nowoczesnej” i „niekarności ducha nowoczesnego”.
Jeśli zaś idzie o „religię postępu”, na chwilę przed publikacją tekstu znalazłem w archiwum swój własny komentarz do fragmentu, który nas interesuje, sprzed ładnych paru lat. Zapisałem wówczas:
„Widmo, s. 5 bankructwo ‘religii postępu’ – (chyba zapowiedziane nieco na wyrost – akurat zdaje się triumfować.)”
A zatem, miałem podobne spojrzenie do Twojego, obecnego. Dziś patrzę na tę kwestię inaczej (dzięki Twojej, jak najsłuszniejszej, krytyce). Widząc, co dzieje się dookoła, komentując na bieżąco wszelkie przejawy lokalnego półbolszewizmu, Zdziechowski nie mógł tak myśleć w roku 1924.
Ciekawe, co piszesz o „Togu”. Równie interesująca wydaje się kwestia, czy wywiad został spisany (i nie poszedł); czy do jego napisania nigdy nie doszło.
Darek,
Czy rzecz nie w tym właśnie, że kiedy zmuszeni jesteśmy do interpretacji “w związku z czasem powstania dzieła”, to wypowiedź nie jest – ponadczasowa? A tym samym, można ją zredukować do chwilowego kontekstu, ma tylko historyczne znaczenie, nie trafia do nas, nie przemawia. Nie musisz doprawdy przytaczać więcej przykładów tego bełkotu, ponieważ ja wiem, że tak było, przecież sam o tym napisałem, ale powtarzam, z lekkością czy bez: cenię Zdziechowskiego zbyt wysoko, by móc go tak łatwo usprawiedliwić.
Jeżeli znajduję zdanie niedorzeczne u Fiszorka Piszpunty albo Gnębona Puczymordy, to wzruszam ramionami, ale kiedy nonsens formułuje św. Augustyn albo Fiodor Dostojewski, to moim intelektualnym obowiązkiem jest rozważyć takie zdanie. Kontekst ma ogromne znaczenie w zrozumieniu, niekiedy późniejsze wypowiedzi mogą rzucać inne światło, ale po rozważeniu muszę się kierować moim własnym sumieniem i powiedzieć: błądzisz, wielki człowieku! Do czasu, aż ktoś mnie przekona o istnieniu „duszy narodu” pozostanę więc w przekonaniu, że Zdziechowski błądził w tym wypadku.
Przytaczasz Tetmajera, Berenta, Micińskiego i innych, ale oni właśnie mają tylko historyczne znaczenie. Berent, zapewne najciekawszy z nich, jest niezwykle trudny do czytania (co nie byłoby niczym złym), ale także do zrozumienia, do nawiązania z nim kontaktu.
Muszę także uchylić pewien argument, którego użyłeś w artykule. Otóż jest zasadnicza, ogromna różnica między użyciem tej nieszczęsnej kolektywnej „duszy” jako skrótu myślowego, jako metafory na określenie przewagi pewnych cech w pewnych warunkach. Nietzsche mówił często o duchu, o duszy niemieckiej, której nie znosił, w przeciwieństwie do duszy polskiej, której nie znał, więc mógł ją idealizować. Ale u niego to jest niemalże żart, by móc pognębić swoich niemieckich przyjaciół albo wyśmiać Anglików. To nie jest poważne. U Zdziechowskiego ma niestety wszelkie cechy rozwiniętej „teorii”.
Co rzekłszy, zanurzenie we własnym czasie nie musi wcale sprawiać, że dzieło jest skompromitowane. Najlepszym może tego przykładem jest “Boska komedia” Dantego. Już od samego początku, kiedy była znana tylko w odręcznych odpisach, pojawiały się komentarze do niej, próbujące rozwiązać skomplikowane aluzje, odniesienia i ukryte znaczenia tekstu. Niektóre z nich pozostają niejasne do dziś, ale tak czy inaczej, dzieło zanurzone jest w swoim czasie. A jednak, pomimo to, ma niemal współczesny – bo właśnie poza czasem – wymiar i oddech, przemawia do czytelnika tu i teraz.
Zmierzam do tego, że jest naszym – a w każdym razie moim, ponieważ się do niego poczuwam – intelektualnym obowiązkiem, wskazywać na niedociągnięcia w myśli Zdziechowskiego, co nie musi zmniejszać naszego – a może tylko mojego? – podziwu dla Profesora. Jego redukcja bolszewizmu do wpływów “duszy narodu żydowskiego” wydaje mi się nieodpowiedzialna, równie niesłuszne jest dopatrywanie się jego źródeł w rzekomym maksymalizmie rosyjskim, ale krytyka staczania się wolnych ludzi w paszczę komunistycznego potwora jest aktualna, trafna i powinna być czytana.