Powstanie węgierskie i narodziny sowieckiej strategii. Część VI
0 komentarzy Published 1 stycznia 2017    | 
Kij i marchewka
Dowodem na dwutorowość polityki Chruszczowa w Budapeszcie w pierwszej fazie powstania, służyć mogą wydarzenia z 27 października. Za zgodą Kremla Nagy sformował nowy gabinet, w którym zasiadali „nie-komuniści” (jak np. Tildy, były prezydent komunistycznych Węgier, ale nie członek kompartii), co miało być koncesją ze strony Moskwy. Jednocześnie jednak kolumna czołgów ruszyła na kino Corvin i pobliskie koszary Killiana. Przez pół dnia toczyła się regularna bitwa, w rezultacie której sowieci stracili cztery czołgi i sześciu zabitych, po czym wycofali się. Straty wśród powstańców były zapewne większe, ale wycofanie się sowieciarzy uznano za wielkie zwycięstwo – i słusznie.
Politycznie, sowiecki atak postawił Nagy’a w trudnej sytuacji. Powstańcy widzieli w jego gabinecie zbyt wielu komunistów, którym nie mogli ufać, a tym samym wątpili coraz bardziej, że Nagy jest po ich stronie. Atak na Corvin umacniał ich w tym przekonaniu. Z drugiej zaś strony, Nagy widział, że Mikojan i Susłow nie ufają mu także. Zaproponował więc spotkanie: dwóch moskiewskich emisariuszy miało rozmawiać z szefem węgierskiego rządu, Nagy’em, i szefem partii – Kádárem. I tak Kádár po raz pierwszy stanął w centrum wydarzeń. To on zaproponował układ: natychmiastowe zawieszenie broni, a po zakończeniu walk: rozwiązanie avo, amnestia dla wszystkich powstańców i podjęcie rozmów na temat przyszłości wojsk sowieckich na Węgrzech. Rozmowa trwała zaledwie kilka minut, ale Kádár zrobił dobre wrażenie na Mikojanie. Jego propozycje zostały przyjęte i przesłane do Moskwy do ostatecznej akceptacji. Mikojan nie zdradził jednak swym rozmówcom, że armia przygotowywała ostateczną rozprawę militarną następnego dnia.
Nad ranem zaalarmowano Nagy’a, że węgierskie jednostki wojskowe przygotowują się do natarcia na Corvin. Nagy zakazał akcji i Węgrzy zostali wycofani, ale pomimo to, sowieci zaatakowali Corvin i tym razem zostali jednoznacznie odparci, po czym zgodzili się na zawieszenie broni. Zachowanie sowieckiego przywództwa (zarówno w Moskwie, jak i militarnych dowódców w Budapeszcie) 27 i 28 października jest trudne do wytłumaczenia. Czyżby byli aż tak przywiązani do wiary w potęgę armii czerwonej, że dokonali ataku na pół gwizdka i prędko się rozmyślili? W żadnym wypadku jednak nie wydaje mi się, żeby ten ostatni atak i wycofanie się z Budapesztu, mogły być częścią jakiegoś większego planu prowokacji. Ostateczna zgoda na zawieszenie broni i poparcie tandemu Kádár-Nagy, została zatwierdzona na posiedzeniu prezydium 28 października na Kremlu. Notatki Malina dostarczają intrygującego komentarza do wydarzeń. Chruszczow zamknął obrady następującymi słowy:
Zawieszenie broni jest politycznie korzystne dla nas. Anglicy i Francuzi wdali się w awanturę w Egipcie. Nie powinniśmy dać się złapać w tym samym towarzystwie.
Przypomnę, że izraelskie lotnictwo zaatakowało Egipt następnego dnia o 3 nad ranem, a siły anglo-francuskie rozpoczęły działania dopiero w listopadzie. Chruszczow wiedział zatem z wyprzedzeniem o inwazji, ale (jak już wspomniałem w części I) nie miało to wielkiego wpływu na rozwój wydarzeń w Budapeszcie.
Do momentu zawieszenia broni sowieci stracili 500 zabitych i ponieśli ogromne straty w sprzęcie wojennym. Żołnierze byli głodni, gdyż mieli się sami zaprowiantować w Budapeszcie, ale nie było gdzie, a mieli rozkaz nie zbliżać się do cywilów. Najdziwniejsze wydaje się, że nie byli rzekomo przygotowani do zimy! Spodziewali się akcji policyjnej, przeprowadzonej szybko z wygodnych koszar, a nie walk ulicznych. Wycofali się, pozostawiając niepogrzebane ciała zabitych krasnoarmiejców.
Konfuzja w politbiurze jest jeszcze trudniejsza do pojęcia. Zazwyczaj tłumaczy się ją napięciem między „stalinistami” i „reformatorami”, starą gwardią i ludźmi Chruszczowa. Tylko, że reformatorzy tacy jak Chruszczow i Mikojan byli starymi stalinistami, Susłow i Andropow młodymi stalinistami, a wszyscy razem byli w pierwszym rzędzie leninistami. Niewątpliwe napięcia personalne w prezydium, nie wyjaśniają wcale kompromitująco niekonsekwentnych decyzji podjętych w tych dniach. I te same wahania będą trwały aż do zakończenia rozprawy z głównymi aktorami powstania.
Czy metoda kija i marchewki nie odniosła w tym wypadku sukcesu? Odpowiedź zależy od tego, jakie były ich plany, ale w moim mniemaniu, w Budapeszcie zastosowali tę taktykę błędnie. Jeżeli zestawić zachowanie Chruszczowa z porównywalnymi sytuacjami w Pradze w 1968 i w Polsce 1981, to widać wyraźnie, że sowieci wyciągnęli odpowiednie wnioski z błędów popełnionych w Budapeszcie. Akcja militarna była zdecydowana i druzgocąca (choć w obu wypadkach opór nie był nawet w przybliżeniu tak poważny jak na Węgrzech), a następujące po niej koncesje dokonane z pozycji siły. Pod koniec października 1956 w Budapeszcie, nie było ani zdecydowania, ani przytłaczającej siły, a co gorsza, miałkie koncesje poczynione były jednocześnie z podstępnymi, choć anemicznymi posunięciami militarnymi.
Wolny Budapeszt
Do momentu, gdy ustały walki w stolicy i sowieci rozpoczęli odwrót, zginęło około tysiąca Węgrów, w ogromnej większości nie byli to uczestnicy walk. Budapeszt był prawdziwie wolny i nikt nie przejmował się tzw. rządem tymczasowym Nagy’a. Kardynał Mindszenty został uwolniony w dramatycznych okolicznościach. Uwolniono prawie 8 tysięcy więźniów politycznych, często trzymanych bez sądu i umarłych dla świata, jak np. dr Edyta Bone, brytyjska poddana węgierskiego pochodzenia; otwarto ponurą twierdzę-więzienie w Vác, gdzie więźniowie umierali z głodu, chorób i wycieńczenia. W ciągu pierwszych dni wolności, samorzutnie usuwano gruz i rozbite szkło z ulic, zaopatrzenie było znakomite, chłopi przywozili swoje towary do stolicy i z niespotykanym patriotyzmem sprzedawali je po przystępnych cenach; otwierały się słynne budapeszteńskie kawiarnie i życie kwitło, zwłaszcza, że, jak już mówiłem, telefony nigdy tak dobrze nie działały za komuny, jak w dniach powstania. Nagy i Maléter wygłaszali nadal mowy o socjalizmie, ale życie miejscami toczyło się zdumiewająco normalnie.
Powstańcy zajęli wille komunistycznych kacyków i zachowali dla potomności znamiona luksusu, w jakim żyła bolszewicka wierchuszka wśród stałych braków i wobec powszechnej biedy. Otwarte zostały archiwa avo. Czekiści pod każdym niebem posiadają wysoce rozwinięty darwinistyczny instynkt, który przejawia się w odruchu niszczenia najbardziej obciążających ich dokumentów. Na Węgrzech zdołali usunąć zaledwie ułamek, choć próbowali. Odkrycie nazwisk rozlicznych szpiegów, donosicieli i agentów policyjnych doprowadziło do dalszych samosądów. Nie wiadomo ilu ludzi zginęło w ten okrutny sposób. Rząd Kádára podał cyfrę 289 ofiar spośród sił bezpieczeństwa, ale większość z nich zginęła w walce. Prawdopodobnie około 100 osób zostało zlinczowanych i, jak to zwykle bywa z „rewolucyjną (nie)sprawiedliwością”, zamordowano także niewinnych ludzi. Wystarczyło oskarżenie rzucone na ulicy przez nieprzychylnego sąsiada i człowiek mógł skończyć na latarni. Istnieje przerażający opis linczu niewinnego człowieka uratowanego w ostatniej chwili. Zważywszy jednak krwawy zamordyzm Rakosiego i potworną brutalność avo – wedle wielu świadectw węgierska policja polityczna przewyższyła okrucieństwem metod ubecję, stasi i securitate razem wzięte – ilość ofiar samosądów nie powinna nas dziwić.
Ale nie może także dziwić, że członkowie avo pozostający nadal w stolicy, nie czuli się bezpiecznie, odmówili oddania broni i trzymali się razem w sporej, uzbrojonej grupie w domu partii. 30 października rano wycofano sowiecką ochronę wojskową wokół budynku, a krótko potem zajechały ciężarówki z zaopatrzeniem, m.in. w świeże mięso. Pomimo dobrego zaopatrzenia w stolicy, specjalne dostawy dla komunistów wzbudziły protest, dobitnie dowodząc zebranym na placu przed domem partii ludziom, że nic się nie zmieniło. Mała grupa powstańców weszła do budynku, domagając się rozdania dostaw mieszkańcom. Gdy rozpoznali mundury avo, rozpoczęła się strzelanina, wywiązała się walka, podczas której przewyższeni liczebnie powstańcy wycofali się, ale tylko po to, by otoczyć budynek większymi siłami. [1] Cywile wewnątrz domu partii wezwali pomoc, ale przysłane na odsiecz czołgi przyłączyły się do oblężenia. Po kilkugodzinnej wymianie ognia, z budynku wyszedł, wymachując białym prześcieradłem, Imre Mező (o którym była już mowa w części IV), stary komunista, weteran wojny w Hiszpanii i bliski przyjaciel Nagy’a. Krzyczał, żeby nie strzelać, że w budynku jest wiele osób cywilnych, które pragną się poddać – i został dwukrotnie postrzelony. Nie wiadomo, kto go śmiertelnie ranił, ale najprawdopodobniej zrobili to powstańcy. Mező umarł w szpitalu dwa dni później.
Po długotrwałej strzelaninie (łącznie z ostrzałem z czołgów) było oczywiste, że budynek wkrótce się zawali i oficerowie avo zaczęli się poddawać. Pierwszych zastrzelono na miejscu. Następnych wyciągnięto z walącego się budynku i zlinczowano. Rewolucyjna „sprawiedliwość” spotkała tego dnia 23 czekistów, nie licząc cywilów schwytanych w budynku partii.
Tymczasem armia czerwona wycofywała się z Węgier. 31 października nie było już prawie żołnierzy sowieckich w Budapeszcie. Ludzie świętowali zwycięstwo, tańczyli na ulicach czardasza, długo w nocy słychać było spontaniczne zabawy i radosną muzykę. Krążyły jednak uporczywe pogłoski, że jednocześnie z wycofywaniem jednostek wojskowych następował napływ nowych, świeżych oddziałów.
Skonfundowany raportami Nagy, zwrócił się bezpośrednio do Mikojana i otrzymał zapewnienie, że wojska sowieckie opuszczają Węgry. Ale następnego dnia, 1 listopada, nie mogło już być żadnych wątpliwości: ogromne siły sowieckie weszły na Węgry z Ukrainy i Rumunii. Bezpośrednie telefony na Kreml pozostały bez odpowiedzi, Mikojan zniknął (udał się pospiesznie do Moskwy), jedynie wezwany pilnie ambasador sowiecki, Andropow, stawił się do rozmowy, ale twierdził, że nie ma żadnych informacji na temat ruchu wojsk. Po konsultacji z Moskwą, powrócił następnego dnia i zadeklarował, że nowe jednostki weszły w granice Węgier wyłącznie w celu zabezpieczenia spokojnego i bezpiecznego odwrotu. Dlaczego w takim razie otoczyły wszystkie lotniska? W tym samym celu… „Panie premierze,” powiedział Andropow, „zgodzi się pan, że sprawy nie układają się pokojowo w pańskim kraju.” Nagy doznał szoku. Po raz pierwszy w życiu towarzysz sowiecki zwrócił się do niego per „pan” (gospodin). Andropow nie mówił dotąd do niego inaczej niż „towarzyszu”, a więc sprawy posunęły się aż tak daleko. Biedny Nagy nie był już „jednym z nas”.
Niespodziewana zmiana planów
Co się wydarzyło w tych dniach w Moskwie, że odwrócono nagle wszystkie wektory? Zmiana była bez wątpienia szokiem dla świętujących zwycięstwo powstańców i nieprzyjemną niespodzianką dla towarzysza Nagy’a, ale jak się zdaje, zaskoczyła nawet sowieciarzy. 30 października politbiuro wyraziło zgodę na wycofanie wojsk ze stolicy i wydało deklarację „o przyjaźni”, która posunęła się aż do przyznania się do błędów i wypaczeń w stosunkach między „suwerennymi państwami” oraz „rozważenia kwestii obecności wojsk sowieckich na terytorium Węgier”. Deklaracja miała zasadniczo zmienić stosunki między sowietami i demoludami. W kilka godzin później nadeszły wieści o walkach i samosądach wokół budynku partii. Pomimo to, Mikojan nadal argumentował za „polskim rozwiązaniem”, nie było jednomyślności wśród członków prezydium, a sam Chruszczow przyznał się później do wahań (co rzecz jasna, nie dowodzi wcale, że tak było).
Według Notatek Malina, Chruszczow otwarł pierwsze posiedzenie prezydium 31 października (czyli w dzień po wydaniu deklaracji o przyjaźni) słowami:
Musimy zrewidować ocenę sytuacji. Nasze wojska nie mogą być wycofane z Budapesztu. Musimy przejąć inicjatywę dla przywrócenia porządku na Węgrzech.
Pod nieobecność Mikojana, politbiuro było tym razem jednomyślne: inwazja na dużą skalę jest jedynym rozwiązaniem. Skonsultowano Mao i zgodził się on z nową decyzją (podobnie jak godził się z poprzednią).
Są tu tylko dwie możliwości: albo zmiana planów była wynikiem autentycznej zmiany w ocenie sytuacji, albo sowieci nigdy nie zamierzali wycofać wojsk, a masakra avo w domu partii była tylko wygodnym listkiem figowym, pokrywającym wycofanie jednych jednostek i zastąpienie ich innymi. Tę drugą możliwość potwierdzają wcześniejsze dwutorowe manewry Chruszczowa: zgoda na koalicyjny rząd i jednoczesne natarcie na Corvin, następnie układ z Kádárem i kolejny atak na Corvin. Nie można zatem wykluczyć, że deklaracja o przyjaźni była trzecią próbą tego rodzaju, zwłaszcza że Prawda opublikowała ją już po zmianie planów. Kolejną sprzeczność widzę w faktycznym wycofaniu wojsk, przy jednoczesnej obietnicy, że stanie się to przedmiotem dyskusji w przyszłości. Wedle klasycznej wykładni, która nie uznaje możliwości sowieckiej prowokacji, deklaracja była „rozciągnięciem destalinizacji na kraje podbite”. Posunąłbym się nawet dalej. Jeżeli brać ją serio, była to propozycja „finlandyzacji Europy Wschodniej”, propozycja „upadku komunizmu á la 1989” na 33 lata przed czasem. Nie trudno dostrzec, że było na to zbyt wcześnie. Co gorsza, po odparciu krasnoarmiejców przez nastolatków z Corvina, był to wyjątkowo nieodpowiedni moment. Trudno więc pojąć motywy złożenia takiej deklaracji na dzień przed inwazją, poza jednym: chęcią uśpienia czujności przeciwnika.
Gati twierdzi, że deklaracja wywołała sensację na świecie, zarówno w demoludach, jak i wśród zachodnich analityków. A mnie się wydaje, że mogła poruszyć tylko głuchoniemych ślepców, zważywszy, co się stało dalej.
Jedynie Anastas Mikojan podjął próbę odwrócenia decyzji o inwazji. Po powrocie z Budapesztu udał się prosto do Chruszczowa i próbował go przekonać, że „polskie rozwiązanie” jest nadal możliwe. Użył także interesującego argumentu, że otwarta inwazja spowoduje ponowne zmrożenie stosunków z Zachodem. Fakt, że tak się nie stało, musiał przekonać przebiegłego Ormianina, że strategia sowiecka może nie brać takich drobiazgów pod uwagę. Zajmę się tym punktem osobno, ale w tym miejscu muszę podkreślić, że do momentu powstania węgierskiego sowieci nie do końca rozumieli, że tzw. Zachód, a głównie Ameryka, autentycznie i całkowicie oddał Europę Wschodnią w posiadanie sowieckie. W 12 lat później armia czerwona wkroczyła z wielkim hałasem do Pragi, w której nie było Corvina ani powstańców na umocnionych pozycjach, a polityka Détante rozpoczęła się już w 1969 roku. Oprócz pięknych słów o prawach człowieka, Zachód nie zamierzał nigdy bronić kogokolwiek w sowieckiej strefie wpływów. Nawet najlepszy prezydent Stanów Zjednoczonych w XX wieku, Ronald Reagan, nie posłałby żołnierzy amerykańskich do obrony prlu, tak samo jak prezydent Trump nie pośle ich do Estonii. Wśród emigrantów węgierskich w latach pięćdziesiątych powstał taki żart: czy wiesz co oznacza skrót NATO? No Action, Talk Only.
Odkąd politbiuro zdecydowało się na inwazję i oddało jej planowanie w ręce marszałka Koniewa, wówczas nominalnego wodza sił układu warszawskiego, pozostały sowieciarzom trzy problemy do rozwiązania. Po pierwsze, kogo mianować węgierskim przywódcą. Pochodną tego pytania, był drugi problem. Skoro przywódcą nie mógł pozostać Nagy, to co z nim zrobić? I po trzecie, należało wytłumaczyć towarzyszom z bratnich partii, dlaczego w dzień po ogłoszeniu górnolotnej deklaracji wielki brat dokona inwazji. Tę ostatnią misję Chruszczow wziął na siebie i w jej przebiegu zdołał rozwiązać pozostałe problemy. W pierwszym rzędzie, poleciał do Brześcia na spotkanie z Gomułką.
Gomułka, jak przystało na dobrego komunistę, uważał, że wprawdzie Nagy posunął się za daleko, ale należy pomimo to szukać rozwiązania politycznego – po czym zgodził się nie krytykować inwazji. Innymi słowy, zajął dokładnie tę samą pozycję, co wcześniej Mikojan. W Pradze i Bukareszcie Chruszczow otrzymał pełne poparcie, a nawet ofertę militarnej pomocy w inwazji (którą odrzucił). W Sofii rozmowy były krótkie i przyjazne, a stamtąd udał się wraz z Malenkowem do Jugosławii, gdzie potencjalnie czekało go najtrudniejsze zadanie. [2] Wyprawa na wyspę Brioni, gdzie Tito odbywał tajne narady [3], stała się przedmiotem legend. Głównie dlatego, że do dziś nie wiadomo dokładnie, o czym rozmawiano.
Lecieli małym samolotem w burzy, wśród błyskawic, rzucani jak lalki, wylądowali na lotnisku w Puli ledwo żywi, a stamtąd czekała ich podróż motorówką w sztormie. Malenkow był tak chory, że nie wziął aktywnego udziału w rozmowach z Tito. Jestem przekonany, że rozmowy nie ograniczyły się do sytuacji na Węgrzech, gdyż wedle Chruszczowa, Tito z góry zaakceptował konieczność inwazji. Oprócz tego Tito radził oddać przywództwo na Węgrzech w ręce Kádára (a nie Münnicha, „moskiewskiego” komunisty, którego preferował Chruszczow) oraz zaoferował pomoc w usunięciu Nagy’a ze sceny. Znamy treść ośmio- lub 10-godzinnego spotkania tylko fragmentarycznie, z relacji jugosławiańskiego ambasadora w Moskwie, Mićunovića. O czym jeszcze mogli rozmawiać Chruszczow z Tito w listopadzie 1956 roku? Czyżby mówili o sukcesie prowokacji tzw. titoizmu? Narodowej wersji komunizmu, tego co Józef Mackiewicz nazywał nacjonał-komunizmem? Może o tym, jak zastosować szerzej lekcje wyciągnięte z podejścia Zachodu do Jugosławii?
W tym samym mniej więcej czasie w Budapeszcie, Nagy czuł się porzucony przez sowieckich towarzyszy i w desperacji osamotnienia ogłosił neutralność, wystąpienie Węgier z układu warszawskiego, zwrócił się do narodów zjednoczonych o pomoc, ale jednocześnie utrzymał w mocy zakaz rozpowszechniania informacji o ciągłym napływie sił sowieckich na Węgry. A zatem, w trzeciej fazie powstania, którą Gati określił fazą kooperacji między Nagy’em i powstańcami, ulica budapeszteńska, najważniejszy czynnik sprawczy rewolucji, utrzymywana była w niewiedzy na temat nadchodzącej klęski. W otwierających się wciąż kawiarniach dyskutowano politykę, czytano nowopowstałe gazetki, zakładano nowe partie – Wolny Budapeszt żył.
Nagy i Kádár nagrali podniosłe przemówienia, wychwalające „sławną rewolucję, która obaliła reżym Rákosiego” i „powstańców, którzy osiągnęli wolność dla ludu i niepodległość dla państwa”. Kiedy mowa Kádára została nadana, on sam leciał już wraz z Münnichem do Moskwy. Jeden z nich miał zostać nowym liderem. Budapeszt był już całkowicie okrążony, ale nikt nie przygotowywał się do obrony. Zwycięscy powstańcy opuszczali barykady.
Wyjazd Kádára do Moskwy nazywany jest do dziś „zdradą”. Kádár rzekomo zdradził sławną rewolucję, zdradził powstańców, których wychwalał tego samego ranka, zdradził Nagy’a. To jest zupełne nieporozumienie. Kádár nie przeszedł wcale na drugą stronę, jak utrzymuje legenda, bo nigdy nie był po stronie powstania. Paradoksalnie, to Nagy był bliższy „przejścia na drugą stronę”, w tym sensie, że w ostatniej chwili zbliżył się bardziej do powstańców. Miał przecież odegrać rolę Gomułki, uśmierzyć bunt, być wentylem bezpieczeństwa, pozornym reformatorem, ale z wielu powodów, głównie ze względu na brak giętkości politycznej, nie spełnił zadania. Wszystko co Kádár zrobił, to przejął rolę przeznaczoną od dawna dla Nagy’a. Pozostał w tym wierny swej partii, i ten przyjaciel Rajka, który był świadkiem egzekucji swego towarzysza, nie mógł się nagle przejmować losem Nagy’a.
Jakże trafne są słowa Sándora Máraia:
Komuniści w każdej chwili są gotowi poświęcić innych komunistów, jeśli za tę cenę da się uratować i sprolongować globalne kłamstwo: komunizm.
Wracając do trzech faz rewolucji wg Gatiego – konfrontacji, koordynacji i kooperacji między powstańcami a Nagy’em – to w pierwszej fazie Nagy był po prostu bez znaczenia. Nie rozumiał wydarzeń, nie wiedział, jak sobie z nimi poradzić, toteż odwołał się do jedynej instancji jaką znał – do komunistycznej partii. Nie było tu żadnej konfrontacji z Nagy’em, była walka powstańców z sowieciarzami i z avo, a Nagy się nie liczył. W drugiej fazie, Nagy uświadomił sobie, czego od niego oczekuje Moskwa, więc próbował udobruchać powstańców, by móc ich potem spacyfikować. W moim przekonaniu, pozostał bez znaczenia, powstańcy nie słuchali jego przemówień i nikt się z nim nadal nie liczył. Zupełnie nie wiem, jak zdołał Gati pogodzić lincz 23 towarzyszy partyjnych Nagy’a (w tej właśnie fazie powstania) z pojęciem „koordynacji”. Trzecia faza wyznaczona była rosnącym pesymizmem Nagy’a, świadomością, że przegrał swoją szansę i jeżeli ma zostawić jakąkolwiek spuściznę, to będzie ona związana z powstańcami. Powstanie było już wówczas przegrane i Nagy musiał rozumieć, że Moskwa go porzuciła. Stąd wrażenie, podkreślane nie tylko przez Gatiego, że w ostatniej fazie dominowała współpraca między komunistą Nagy’em i antykomunistycznymi powstańcami. Jest to jednak złudzenie. Żadnej kooperacji nie było. Powstańcy chcieli walczyć, a Nagy był zdeterminowany, by „uniknąć przelewu krwi”, i w tym celu zrobił co mógł, by nie dopuścić do obrony Budapesztu na większą skalę. Chciał przede wszystkim uniknąć „antysowieckiej prowokacji” i pragnął „bronić zdobyczy rewolucji”.
Wolny Budapeszt nie miał z tym nic wspólnego.
_____
- Muszę zaznaczyć, że istnieją także inne wersje wydarzeń prowadzących do masowego linczu. rozejście się plotki, że w tajnych katakumbach pod budynkiem partyjnym znajdują się cele więzienne i pomieszczenia tortur; znaleźli się nawet świadkowie, którzy słyszeli krzyki katowanych. Żadnych lochów nie znaleziono.
- Chruszczow nie miał w planach rozmów w Berlinie. Enerdowo nie było objęte deklaracją o przyjaźni, gdyż wycofanie wojsk sowieckich z Niemiec musiałoby być częścią układu neutralizującego całe Niemcy.
- W lipcu tegoż roku, Tito spotkał się w Brioni z Nasserem i Nehru. Ich rozmowy zaowocowały w kilka lat później założeniem „ruchu państw niezaangażowanych”, klasycznej sowieckiej prowokacji.
Prześlij znajomemu
0 Komentarz(e/y) do “Powstanie węgierskie i narodziny sowieckiej strategii. Część VI”
Prosze czekac
Komentuj