Czy Polska leży nadal między Niemcami a Rosją?
2 komentarzy Published 24 maja 2008    | 
Józef Mackiewicz odpowiedział na to pytanie zupełnie wprost, nazywając dwie główne części Zwycięstwa prowokacji kolejno: „Polska nie leży już między Niemcami i Rosją” oraz „…już tylko między wartością życia i wszechkomunistyczną nudą”.
Musi być oczywiste dla stałych czytelników naszej witryny, że generalnie rzecz biorąc zgadzamy się z mackiewiczowską wykładnią. O ile jednak w 1962 roku można było utrzymywać, że pomiędzy Berlinem a Władywostokiem rozciągała się wszechkomunistyczna nuda, a na zachód od Berlina życie miało jakąś wartość, to trudno bez oporów podtrzymywać taki czarno-biały podział dziś. Warto tu może dodać, że oczywista słuszność mackiewiczowskiego podziału nie była w przeszłości wcale tak powszechnie akceptowana, jak mogłoby się dziś wydawać. W 1962 roku roku Mackiewicz nie znalazł wielu zwolenników dla swej czarno-białej mapy Europy. Jego książka uznana została za tak absurdalną, iż zmuszony był wydać ją swym własnym nakładem. Polrealizm, o którym w dużej mierze traktuje Zwycięstwo prowokacji, uznał prl za państwo jak najbardziej polskie, a sowiety za „nic tylko Rosję”. Zdumienie mnie ogarnia, kiedy dziś czytam polskich publicystów, zwłaszcza tych na rozmaitych „antykomunistycznych” witrynach i blogach, wspominających z rozrzewnieniem czasy prlu, w których to czasach dla wszystkich miało być rzekomo jasne, że to nie było żadne państwo ani tym bardziej państwo polskie. Wbrew dzisiejszym zapewnieniom, nie było to wcale jasne dla nas, dla rozradowanych obywateli Polski Ludowej. Byliśmy uszczęśliwiani „naszą małą stabilizacją” albo „talonem na malucha”, co dziś brzmi obscenicznie, ale wtedy nikt się nie śmiał. Nie, wbrew dzisiejszej polrealistycznej hagiografii, prl uznano szeroko za państwo polskie. Nie tylko zresztą w samym prlu, ale także na emigracji. Kiedy Józef Mackiewicz poszukiwał wydawcy dla swej książki, poszukiwał jej przecież wśród emigrantów politycznych; ludzi – wydawałoby się – lepiej wyposażonych do rozpoznania zniewolenia ich ojczyzny, niż zniewolone miliony. Gdzież tam! Tuba paryskiej Kultury, alter ego samego Giedroycia, Juliusz Mieroszewski, utrzymywał, że „komuniści polscy, to w pierwszym rzędzie Polacy”. Kultura broniła granicy na Odrze i Nysie, a Zwycięstwo prowokacji nazwał Mieroszewski „bezsensownym curiosum”, ponieważ „Polska nie jest okupowana, tylko jest satelitą” (sic!). W innych kręgach emigracji nie było wcale lepiej. Wiadomości przestały go drukować „ze względu na bezpieczeństwo ludzi i Kraju”, nie będę nawet wspominał nagonki Nowaka i innych.
Zwycięstwo prowokacji pokazuje z typową dla Mackiewicza klarownością, jak emigranci i ludzie w „Kraju” (pisanym koniecznie przez duże „K”) zaślepieni byli polrealizmem. Polrealizmem, który „opierał się na dwóch fundamentalnych tezach: 1. Państwo polskie w dalszym ciągu istnieje, mimo że opanowane jest przez ‘reżym’ komunistyczny. 2. Polska w dalszym ciągu położona jest pomiędzy Rosją i Niemcami.”
W moim mniemaniu polrealizm nadal zaślepia Polaków, a jego dwie fundamentalne tezy brzmią dziś niemal identycznie: 1. Polska wyzwoliła się spod „reżymu” komunistycznego w 1989 roku. 2. Polska zmuszona jest prowadzić skomplikowaną grę geopolityczną pomiędzy Niemcami a Rosją.
Jeśli w oczach polrealizmu państwo polskie istniało za Bieruta i Gomułki, to jego „wyzwolenie się” w 1989 roku jest logicznie wytłumaczalne. Atoli, żeby uprawomocnić owo „wyzwolenie” w oczach poddanych, polrealiści wystąpili z tezą, że prl nie był w istocie państwem polskim; użyli politycznych nożyc, jednym cięciem usunęli ciągłość polityczną i wyrzucili prl na śmietnik historii. Stanowisko polrealizmu, reprezentowane przez wszyskie bez wyjątku ugrupowania polityczne w prlu nr 2, jest logicznie nie do obrony, ale ma tę zaletę, że pozwala utrzymywać ludność prlu w stanie samozadowolenia, które ściślej dałoby się określić jako polityczny stupor.
Nie będę rozwijał w tym miejscu niesłuszności tezy pierwszej. Dokumentacja na temat genezy „rewolucji ‘89” jest ogromna. Natomiast temu, co się wydarzyło od owych czasów, poświęciliśmy na naszej witrynie wiele miejsca. Dość powiedzieć, że tzw. iiirp jest wyłącznie drugim wcieleniem prlu.
Teza druga wynika wprost z przyjęcia tezy pierwszej. Jeżeli przywrócony został naturalny porządek rzeczy w centralnej Europie, to polityka Polska musi radzić sobie z zasadniczymi wyzwaniami dwóch ogromnych państw ościennych, które w ciągu ostatnich kilkuset lat miały największy wpływ na polską politykę zagraniczną oraz na wewnętrzną sytuację w kraju; musi lawirować, wedle tytułu sławnej książki Adolfa Bocheńskiego, „Między Niemcami a Rosją”.
Znakomity traktat Bocheńskiego, opierał się jednak w całości na utożsamieniu Sowietów z Rosją; utożsamieniu, które w moim głębokim przekonaniu było tak samo niesłuszne w roku 1937, jak w roku 1962, 1987 oraz dziś. Nie będę tu referował argumentacji Mackiewicza na ten temat – czytelnik postąpi znacznie mądrzej, odświeżając swą znajomość Zwycięstwa prowokacji, niż opierając się na nieudacznych brykach w moim wykonaniu; nie będę także wykazywał, że dzisiejsza „Rosja”, Rosja Jelcyna, Putina i Miedwiediewa, jest niczym więcej jak kontynuacją sowietów. Próbowałem to uczynić wielokrotnie i większość tych artykułów jest dostępna poniżej. Skupię się w zamian na rozważeniu argumentów przeciwnych, bo – nie ukrywajmy – wysuwano przeciw nam bardzo poważne zarzuty. Czyż bowiem nie jest oczywiste, że w jakikolwiek sposób doszli do władzy Jelcyn i Putin, jakość życia w dzisiejszej Rosji jest nieporównanie lepsza niż w sowietach? Trudno temu zaprzeczyć. Sklepy są pełne, cały świat stoi otworem przed obywatelem sowieckim. Rosja szczyci się 110 dolarowymi miliarderami, ma także ponad sto tysięcy multimilionerów. Towarzysz Chruszczow obiecał dogonić Zachód i proszę: spożycie wieprzowiny jest w górnej strefie stanów wysokich, sowiety są w czołówce światowej w tabeli ilości mordów politycznych na tysiąc mieszkańców, a ogólna śmiertelność jest najwyższa w Europie. Obywatel może ugrzęznąć w korku w dowolnym samochodzie produkcji zachodniej i obserwować, jak wyprzedza go uprzywilejowana limuzyna gebisty – a zatem jest postęp! Czyż jednak jakość życia nie była wyższa podczas Nepu niż w czasach komunizmu wojennego? A czy podmuch wolności, jaką była odwilż po śmierci Stalina, nie był różnicą jakościowo zupełnie innego gatunku, niż kiczowate przedstawienie teatralne na ulicach Moskwy w sierpniu 1991 roku? Różnica pomiędzy stalinowskimi prześladowaniami, a poźniejszymi wyczynami policji politycznych była ogromna, ale czy ktokolwiek dziś odważyłby się powiedzieć, że komunizm upadł wraz ze śmiercią Stalina?
Co z tego – mówią nasi oponenci – że tajne służby były zaplątane zarówno we wschodnioeuropejskich „rewolucjach” 1989 roku, jak i w moskiewskim puczu, skoro rezultatem tych wydarzeń była zasadnicza przemiana ustrojowa? Niech sobie publicyści wp nazywają Rosję Putina sowietami, a i tak więcej w niej wolności i dobrobytu, niż mogli sobie wymarzyć ludzie sowieccy. IIIRP może nie jest idealnym państwem – mówią nam krytycy – ale obywatele mogą wybrać dowolny rząd w wolnych wyborach, czego nie mogli uczynić w prlu. Mogą czytać Orwella czy choćby Józefa Mackiewicza (choć w rzeczywistości czytają Jackie Collins – podobno; nie wiem naprawdę, co czytają, ale nie wygląda na to, żeby czytali Mackiewicza). Nasi adwersarze mają słuszność. Ale tylko do pewnego stopnia. Otóż postępy sowietyzacji ludności prlu, sowietów i innych demoludów, były tak znakomite, że nie ma już dziś potrzeby kontrolować produkcji i dystrybucji każdej główki kapusty, że cenzura nie jest konieczna. Uwolniono zatem czarny rynek i nazwano to „kapitalizmem”, a mechanizmy rynkowe, jak to mają w zwyczaju, zalały rynek – włączając w to księgarnie – bublami. Gdyby Nep dał Rosjanom podobny poziom wolności, do tego którym cieszą się dziś, to Lenin i spółka zawiśliby na przysłowiowych latarniach. Dziś raczej nie ma takiej groźby.
Wracając do tytułowego pytania, mamy zatem do czynienia z „Polską”, która jest tylko kolejnym wcieleniem prlu, leżącą pomiędzy, z jednej strony, nie-„Rosją”, ale kontynuacją sowietów, a z drugiej? Zjednoczone Niemcy nie są przecież nowym wcieleniem enerdowa, nawet jeśli pani Merkel wychowała się w enerde? Nie, ale też współczesne Niemcy są tylko częścią większej całości; bardzo ważną, wręcz centralną częścią, ale nadal tylko częścią – Europejskiej Unii. Stąd moje określenie, wyrażone we wcześniejszej polemice na naszej witrynie, że Polska leży pomiędzy Moskwą, jako centralą międzynarodowego komunizmu, oraz Brukselą, jako centralą … centralą czego właściwie? Korupcji i nepotyzmu na skalę, z którą tylko korupcja i nepotyzm ONZ może się mierzyć? Biurokracji tak absurdalnej, że zasłużeni gieroje sowieckiej biurokracji drapią się po głowach w zakłopotaniu, bo ich ktoś przebił w ich własnej grze? Tak, to wszystko też, ale po pierwsze i najważniejsze – po prostu centrali. Brukselski sownarkom jest ośrodkiem pełzającej centralizacji, źródłem bezustannego potoku centralizacyjnych dyrektyw, które rozpełzają się po całej Europie, wkraczają w każdą dziedzinę życia, poddając ją biurokratycznej „regulacji” – i powoli, krok po kroku, zamieniają kontynent w jedno homogeniczne superpaństwo, które stanie się łatwym kąskiem dla Moskwy.
W dzisiejszych zatem czasach, Polska nie leży już „między wartością życia i wszechkomunistyczną nudą”, jak to widział Józef Mackiewicz przed niemal pół wieku. Ostre granice zostały zatarte wraz ze zburzeniem muru i podniesieniem kurtyny, i teraz po obu stronach mamy do czynienia z niezdrową mieszanką hedonizmu i wszechogarniającej nudy. Jest tu pewna analogia z dawną Rzeczpospolitą. Kiedy Polska nadal leżała pomiędzy Niemcami a Rosją, wystarczyło tylko, by cesarzowa Katarzyna podała rękę królowi Fryderykowi, i Rzeczpospolita zginęła. Podobnie, gdy Ribbentropp i Mołotow składali podpisy pod tajnymi klauzulami porozumienia, Polska otoczona była tworami zasadniczo sobie bliskimi, żeby nie powiedzieć bliźniaczo podobnymi, nawet jeśli Trzecia Rzesza była bardziej niemiecka niż sowiety rosyjskie. A dziś, zarówno miraż Rzeczpospolitej – trzeciej? czwartej? piątej? prlu bis? – jak i realne potęgi wokół, są wszystkie podobnej natury. Euroniunia, że pozwolę sobie pożyczyć określenie od Darka Rohnki, ta pozornie dobrotliwa biurokracja, jest naprawdę narzędziem do stworzenia „naszego wspólnego europejskiego domu”, którego obraz tak przekonująco malował towarzysz Michaił Gorbaczow.
Innymi słowy: „Polska”? – Nie! Ale leży.
Prześlij znajomemu
Ciekawe jak wszystko co wiąże się z J.Mackiewiczem.
Szkoda, że pozostaje bez echa. To chyba efekt 67-mio letniej bolszewizacji naszych mózgów. Smutne, że nadal podążamy Drogą donikąd.
Ależ nie pozostaje bez echa! To co, że znalazł się czytelnik prawie trzy lata później? Czy wie Pan, jak długo musiał czekać na czytelników Witkacy albo Szulc? Jeśli to, co się pisze ma mieć sens i wartość, to ostanie się próbie czasu. Czy warto pisać coś, czego sens przemija po dwóch dniach? Może i warto, ale mnie to nie zajmuje.