III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Wydawało mi się, że znam historię II wojny światowej na europejskim wschodzie, ale lektura monumentalnej pracy Timothy Snydera pt. Bloodlands: Europe Between Hitler and Stalin (Skrwawione ziemie. Europa między Hitlerem a Stalinem) uświadomiła mi, jak bardzo rację miał Sokrates, gdy przyznawał się do niewiedzy. Przenikliwość Snydera prowadzi go ciągle do paradoksu, ale na tropieniu i stwierdzeniu paradoksów nie poprzestaje. Rzecz w tym chyba, że w wypadku ludów ściśniętych między Stalinem i Hitlerem paradoksy prowadziły do ludobójstwa, a ludobójcza polityka do dalszych paradoksów.

Niech za przykład posłuży mi tu polityka sowiecka wobec kułaków. Samo pojęcie „kułak” na określenie bogatych chłopów, powstało na krótko po zniesieniu pańszczyzny. Już Dostojewski ostro krytykował stosunki na wsi, a zwłaszcza wyzysk chłopów przez… kułaków. Bolszewicy nie mieli początkowo jasnej taktyki wobec chłopów. Jeszcze w 1917 roku Lenin żądał nacjonalizacji ziemi, a Stalin sprzeciwiał się z powodów taktycznych (chciał mieć chłopów po swojej stronie). W 1918 Lenin wykrzykiwał: „Bezlitosny masowy terror przeciw kułakom! Śmierć kułakom!” Tymczasem Stalin tak późno jak w 1929 roku notował w rozterce: „Co to właściwie znaczy ‘być kułakiem’?” Mołotow natomiast zapisał w styczniu 1930: „Trzy kategorie kułaków: pierwsza do natychmiastowej likwidacji, druga do Gułagu, trzecia (jakieś 150 tysięcy rodzin) do deportacji.” (Ani słowa o tym, kto się zaliczał do której kategorii…) Orlando Figes pokazuje z precyzją, że zniszczenie „kułaków” było konieczne dla dokonania kolektywizacji – ale kto był kułakiem? W niektórych wsiach, wiejska wspólnota wybierała spośród swego grona tych, którzy przeznaczeni zostali na wygnanie, prześladowania i śmierć jako „kułacy” (wdowy i ludzie starzy szli na pierwszy ogień), gdyż bierna rezygnacja była ostoją sowietyzacji. Otóż Snyder niejako podsumowuje ten złożony obraz i formułuje następujący paradoks: kułacy nigdy nie istnieli jako klasa! Dopiero prześladowania stworzyły klasę: klasę napiętnowanych i potępionych. Kułakiem był każdy, kogo kułakiem przezwano i poddano „rozkułaczeniu”. Potworne prześladowania stworzyły klasę tych, co przeżyli, a przeżywszy stali się wrogami, nawet jeśli ani wcześniej, ani później (jak wykazuje brytyjski historyk Orlando Figes) wcale wrogami być nie musieli (i w większości nie byli). Wielu spośród prześladowanych kułaków walczyło w wojnie domowej po stronie czerwonych; to oni byli beneficjentami leninowskiego hasła „ziemia dla chłopów”. Mało tego, nawet po latach 20., kiedy już ich gnębiono, częstokroć nadal nie byli wrodzy władzy sowieckiej. Anty-sowieckim elementem było się nawet potencjalnie: ten kto nie jest z nami, jest przeciw nam. Kułakiem było się poprzez zaliczenie do grupy: skoro kazano rozkułaczać, to należało znaleźć kułaków.

Pakt Ribbentrop-Mołotow otworzył połowę Polski na stalinowski terror rozpoczęty 10 lat wcześniej, na rozkułaczanie i wszelkie inne operacje, ale drugą połowę oddał w ręce Hitlera, który dotąd nie prowadził terroru na taką skalę. Ziemie polskie stały się w ten sposób poletkiem doświadczalnym masowego ludobójstwa. Wehrmacht mordował ludzi we wrześniu w Polsce na tak niespotykaną skalę, że łatwo zrozumieć natychmiastowy i powszechny opór.

Nie byłem świadom, że Einsatzgruppen zostały stworzone do eliminacji wyższych klas podbitych narodów – a więc w pierwszym rzędzie Polski – klas wykształconych, a NIE dla eksterminacji Żydów. Spośród 25 dowódców Einsatzgruppen i Einsatzkommando, 15 miało doktorat… Byli nie mniej energiczni od nkwd, ale brakło im doświadczenia (a od siebie dodam, że brakło im Metody). Odmiennie od czekistów, mordowali ludzi dość przypadkowych, nie przestrzegali żadnych procedur i nie zachowywali danych osobistych ofiar (podludzie nie mają indywidualności). Einsatzgruppen zostały powołane do życia przez Reinharda Heydricha, który nazwał ich „ideologicznymi żołnierzami”. Ich celem była fizyczna likwidacja wyższych sfer ludów podbitych, co jest odbiciem celów stawianych czekistom („naszym celem eksterminacja burżuazji”). A jednak różnice były kolosalne. Sowieciarze wprowadzali na zagarniętych ziemiach system sprawdzony, istniejący od lat, gdy Niemcy improwizowali. Improwizowali z niesłychanym bestialstwem, ale często niezręcznie. Musieli dowieść (głównie sobie samym), że Niemcy są rasą panów, a Polacy rasą niewolników. Snyder twierdzi, że skonfrontowani z wysoką kulturą odpowiadali wyłącznie gwałtem. Skoro w Niemczech nie było uniwersytetu równie starego co Uniwersytet Jagielloński, to posłali profesorów do obozów koncentracyjnych. Może najlepszą ilustracją ich podejścia jest „żartobliwa” uwaga Kocha, że gdyby spotkał Ukraińca godnego siedzenia z nim przy jednym stole, to musiałby go natychmiast rozstrzelać.

Konsekwencje polityki Hitlera były nie mniej paradoksalne, bo oto podbój Polski i włączenie polskich ziem do Rzeszy nie tylko stworzyło narodowy problem w niemal jednonarodowych Niemczech (w 1933 roku 1% ludności Niemiec był pochodzenia żydowskiego, w 1939 0,25%), ale dodało 9 milionów Polaków i nieproporcjonalnie zwiększyło liczbę Żydów. Razem z Generalną Gubernią było teraz ponad 2 miliony Żydów pod władzą Hitlera – paradoksalny efekt szaleństwa. W samej Łodzi było więcej Żydów niż w Berlinie i Wiedniu razem wziętych, w Warszawie więcej niż w całych Niemczech. Hitler dodał więcej Polaków do ludności Reichu niż aneksja Czech i Austrii dodała Niemców. Snyder komentuje: „Krucjata czystości rasowej doprowadziła Niemcy w 1939 roku do pozycji drugiego największego państwa wielonarodowego w Europie.”

Podczas gdy Niemcy szukali rozwiązań dla problemów rasowych, sowieci bez ogródek zabrali się do pracy nad problemem klasowym. Katyń, Kuropaty, Bykownia, były miejscami kaźni na długo zanim mordowano tam polskich oficerów. Snyder zwraca uwagę, że Dostojewski umieścił rozmowę na temat śmierci Boga w Braciach Karamazow w pustelni Optyń w Kozielsku, gdzie w 1940 roku enkawudziści przesłuchiwali polskich oficerów. Czekiści reprezentowali jedną odpowiedź na klasyczne pytanie Dostojewskiego: w ich oczach śmierć Boga umożliwiła wyzwolenie ludzkości. Polacy nieświadomie dostarczali innej odpowiedzi: gdzie wszystko jest dozwolone, Bóg jest ucieczką. To nie były „przeciwstawne filozofie”, jak chciał szef obozu w Kozielsku, ale jasna świadomość, że „takich się nie przerobi”, a jeśli nie mogą żyć jak ludzie sowieccy, to muszą umrzeć jak homosos.

Tymczasem Żydzi uciekali na wschód, z deszczu pod rynnę, z getta do Gułagu, jak choćby Juliusz Margolin.

Najdziwniejsze odkrycie z książki Snydera, to przypadkowość Holocaustu. Niemcy nie mieli tego w planach. Chcieli zmusić Żydów do emigracji, wysiedlić ich na Madagaskar, oddać Stalinowi, ale każda z tych metod okazała się niepraktyczna, gdy zastosowana wobec ilości Żydów w Polsce, a także z braku miejsca i ze względu na sytuację międzynarodową (nawet kiedy podbili Francję, do której należał Madagaskar, to nie kontrolowali dróg morskich, by dokonać ekspulsji). Eichmann był ekspertem od deportacji, nie od eksterminacji, ale w pierwszej fazie wojny nie było dokąd wysiedlać, więc trzeba było tymczasowo umieścić Żydów w gettach. Pierwsze było getto w Łodzi i w zamierzeniu jego twórców miało być narzędziem kontroli i źródłem siły roboczej. Kolejnym paradoksem było celowe zachowanie – w sensie „pozostawienie przy życiu” – żydowskich elit w gettach, w jaskrawym kontraście do celowego niszczenia polskich elit. Niemcy uważali polskie elity za groźne, gdy żydowskie elity były im potrzebne dla utrzymania porządku w gettach. Frank wydał rozkaz likwidacji polskich elit na trzy dni przed rozpoczęciem likwidacji oficerskich obozów w sowietach.

Prawdziwe „ostateczne rozwiązanie” zaczęło się jednak dopiero po inwazji sowietów. Białystok, Ponary i Ryga w lipcu, i wreszcie Babi Jar. Himmler osobiście nakazał rozstrzeliwanie Żydów na wschód od linii Ribbentrop-Mołotow. W Humaniu Einsatzkommando 5 musiało powstrzymać pogrom Żydów przez miejscową ludność, by móc samemu dokonać masakry. Pod koniec 41 roku Himmler, nakazał rozszerzenie eksperymentów gazowania dokonanych na jeńcach sowieckich i polecił Odilo Globocnikowi założenie pierwszego obozu zagłady w Bełżcu. W ramach Einsatz Reinhard zginęło milion 300 tysięcy polskich Żydów w roku 1942, w Bełżcu, Sobiborze, Chełmnie (Kulmhof) i Treblince. Snyder przekonująco argumentuje, że nie były to „obozy”, nie dokonywano tam żadnej „koncentracji” ludności – były to, przynajmniej w pierwszej fazie, wyłącznie fabryki śmierci.

„Fakt użyty jako propaganda jest trudny do oddzielenia od politycznej strony oryginalnego przekazu.”

Tak Snyder komentuje używanie zbrodni sowieckich przez niemiecką propagandę. To jest bardzo dobrze powiedziane, ale sytuacja taka musi być wyzwaniem dla intelektualisty, bo jedynym raison d’etre intelektu jest poszukiwanie prawdy, a więc wysupłanie prawdy z magmy przeciwstawnych agit-prop jest koniecznością. Snyder podkreśla, że nkwd było bezbłędne w zacieraniu śladów gigantycznych zbrodni z lat 30., a jednak błyskawiczne tempo niemieckiej ofensywy połączone z sowiecką głupotą – bo pomimo rozlicznych ostrzeżeń, nie wierzyli w atak Hitlera – spowodowały, że w rękach Niemców znalazły się dowody niesłychanych zbrodni.

Snyder nazywa świadomą politykę dekapitacji polskiego społeczeństwa przez obu okupantów „atakiem na koncepcję współczesności” (attack on the very concept of modernity), „atakiem na społeczne wcielenie ideałów Oświecenia w tej części świata,” gdzie dumą i sercem społeczeństwa była inteligencja. Polska inteligencja składała się w dużej mierze z polskich Żydów i Snyder słusznie twierdzi, że masakra Żydów nie mogła pozostawić polskiej kultury taką samą. Jednak w pierwszej fazie wojny, Hitler zupełnie wprost rozkazał „eksterminację polskiej inteligencji” (Snyder przytacza słowa gestapowca, który nakazał rozstrzelanie przesłuchiwanego za „przejaw polskiego sposobu myślenia”). W tym samym czasie nie było jeszcze planu eksterminacji Żydów, stąd wspomniany już paradoks: kiedy polska inteligencja była mordowana przez Niemców i sowietów, to Niemcy zachowali elitę polskich Żydów, oddając Judenratom kierowniczą rolę w gettach, a więc nieżydowscy Polacy byli politycznie groźni, gdy żydowscy Polacy wprowadzali w życie politykę Hitlera. Snyder konkluduje: masowa likwidacja z rąk dwóch okupantów była tragicznym znakiem, że polska inteligencja wypełniła swą misję dziejową.

Taka konkluzja bierze się jednak z błędnego przeświadczenia, że inteligencja może być tylko „oświeceniowa”. To prawda, że historycznie inteligencja we wschodniej Europie miała takie oblicze – była krótko mówiąc, na lewo – ale nie ma żadnego powodu, żeby tak miało być zawsze. Rolą inteligencji nie jest wcale „przechowanie kultury narodowej w piśmie, mowie i zachowaniu”, jak chce Snyder, ale zachowanie i afirmacja wartości. Jest to rola aksjologiczna w najszerszym możliwym sensie, a nie wąsko narodowa. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że sprowadzenie tej roli do wartości narodowych, jest już zaczątkiem „zdrady klerków”. (Przeczuwam, że niewielu dziś pamięta książkę Julien Benda, ale też nie do książki nawiązuję, a do zdrady intelektualistów jak ziemia długa i szeroka wobec ich własnego powołania, jakim być powinno stanie na straży wartości.)

Rozważając przyczyny ataku Hitlera na Stalina, Snyder natrafia na ten sam problem Oświecenia. Wedle niektórych wykładni, bolszewizm i nazizm były zwieńczeniem oświeceniowego racjonalizmu, doprowadzeniem utylitaryzmu do ostatecznych konsekwencji. Obie ideologie zaakceptowały Darwinowską poprawkę do oświeceniowego optymizmu: że postęp jest możliwy tylko w walce. W takiej wizji, sojusz dwóch potęg był równie nieunikniony, co rozpad tego sojuszu. Związek był konieczny dla rozbicia oświeceniowej Polski, a kiedy Polska została usunięta, to dalszy postęp był możliwy tylko w darwinowskim konflikcie między zwycięzcami. Snyder jednak odrzuca tę koncepcję i w zamian rozwija skomplikowaną, choć przekonującą, hipotezę o lądowym imperium, którego zbudowanie było celem obu tyranów, ponieważ widzieli jasno, że tylko panując nad ogromnymi połaciami Eurazji, zdołają osłabić, a potem obalić potęgę morską Anglii.

„Bezwzględność nie jest tym samym co skuteczność.”

Stalin przeliczył się, nie wierząc w atak. Hitler przeliczył się, atakując. Plany niemieckie były zupełnie nierealistyczne: opierały się na założeniu błyskawicznego podboju sowietów, wobec czego jakiekolwiek planowanie na wszelki wypadek – np. rudymentarny wymóg wyposażenia Wehrmachtu w sprzęt zimowy – było z góry uznane za zdradę. Hitler planował zagłodzenie ludów podbitych – nie przypuszczał nigdy, że to żołnierze jego niezwyciężonej armii będą przymierać głodem. Planowanie Stalina było niemniej bezwzględne, ale wcale nie bardziej skuteczne. Podczas gdy Hitler miotał się od jednego nierealistycznego planu deportacji podludzi, do innego, Stalin w ciągu dwóch tygodni września 1941 roku wysiedlił 438 tysięcy Niemców nadwołżańskich, co w żaden sposób nie mogło przyczynić się do zwycięstwa. Hitler tymczasem rozpoczął dziwną politykę przesiedleń niemieckich Żydów na wschód: do Mińska, Łodzi, Rygi i Kowna, ale bez wyraźnych rozkazów, co z nimi robić dalej. W Kownie i Rydze byli natychmiast mordowani, a w Mińsku i Łodzi umieszczani w gettach. I tak, jakby przez przypadek, natknęli się Niemcy na Ostateczne Rozwiązanie problemu żydowskiego. Decyzja o eksterminacji była jednak przyznaniem się do porażki, bo we wcześniejszych planach, Żydzi mieli być deportowani, a nie wymordowani – zwycięstwo nad sowietami miało umożliwić wywiezienie Żydów europejskich za Ural.

Snyder zwraca uwagę na analogię w podejściu obu machin propagandowych. Dla Goebbelsa Żydzi byli najpierw winni wojny, a teraz byli winni, że wojna nie przebiegała tak, jak powinna. Niezwyciężony Wehrmacht mógł być tylko pokonany przez żydowski spisek. Dokładnie takie samo było podejście stalinowskiej propagandy podczas kolektywizacji i głodu: chłopi byli wrogami, bo nie chcieli kołchozów, potem byli winni głodu, a kiedy wreszcie umierali masowo, to byli winni oczerniania sowieckiej ojczyzny, bo przecież w raju nie mogło być żadnego głodu.

Białoruś w ogóle, a Mińsk w szczególności, stały się „makabrycznym teatrem”, kiedy spotkały się tam oba systemy. Mińsk był niemieckim centrum destrukcji: bombardowanie w czerwcu 1941, masowe rozstrzeliwanie w pierwszym miesiącu wojny, a potem getto, obóz koncentracyjny, obóz dla jeńców sowieckich i miejsce masowych mordów – wszystko na terenie jednego miasta. 7 listopada 41 Niemcy kazali Żydom z getta obchodzić rocznicę rewolucji październikowej. Rozkazali uśmiechać się do kamer i śpiewać bolszewickie pieśni, po czym załadowali 6624 Żydów na ciężarówki i powieźli do Tuczynki, do tego samego miejsca kaźni, dokąd do niedawna wywoziło ludzi z Mińska nkwd – i tam ich zamordowali.

Jak zwykle, Snyder tropi paradoksy. Mińscy Żydzi byli całkowicie „zasymilowani w sowieckim społeczeństwie” czyli zsowietyzowani. Oznaczało to między innymi, że Rosjanie i Białorusini nie byli świadomi ich pochodzenia, co z kolei ułatwiało przetrwanie. Z natury rzeczy, Żydzi w Mińsku byli naturalnym gruntem dla komunistycznego podziemia, ale wychowani w sowietach, bali się jakiejkolwiek własnej inicjatywy. Dopiero Hersch Smolar, polski komunista, który miał doświadczenie konspiracji w walce z państwem polskim, ale nie doświadczył stalinowskiego Terroru, pchnął ich do działania. Przede wszystkim zdołali opanować Judenrat. W polskich gettach, Niemcy mianowali żydowskich przywódców do Judenratu, ale w Mińsku nie było żadnych przywódców, nie było synagog, nie było szkół żydowskich, byli tylko zastraszeni ludzie sowieccy, którzy często sami nie mieli świadomości, że są Żydami. Dzięki komunistycznej kontroli, możliwe stały się liczniejsze niż gdzie indziej ucieczki z getta do pobliskich puszcz, gdzie grasowali sowieccy partyzanci. Ale też tu właśnie zaczynała się tragedia, bo partyzanci nie chcieli Żydów, nie chcieli wiedzieć o getcie – każdą niemiecką zbrodnię traktowali tak samo, bo każda była im tylko na rękę, nie zamierzali więc nikogo ratować, ale celowo prowokowali represje. Dopiero wiosną 1942 roku lasy okazały się być mniej groźne dla Żydów, wobec pewnej śmierci w getcie, ale wówczas Niemcy zaczęli posyłać Żydów do lasu, grożąc wymordowaniem ich rodzin, jeśli nie wrócą z informacjami, co z kolei zwiększyło podejrzliwość partyzantów – i tak dalej. Z tej podejrzliwości i niechęci, wziął się sukces Tewje Bielskiego, ponieważ przyjmował każdego, nie chciał się bić z Niemcami, a chciał tylko ratować życie. Kiedy logika wojny zmusiła Kubego do tymczasowego zaprzestania represji w getcie (Żydzi szyli ciepłe ubrania dla niemieckich żołnierzy), to w oczach centralnego sztabu ruchu partyzanckiego w Moskwie, Żydzi stali się wrogami i narzędziem faszystów.

W lecie 1942 roku, kiedy partyzantka sowiecka była już zbyt potężna, a większość Żydów wymordowana, Niemcy przenieśli ciężar represji na ludność białoruską. We wrześniu 1942 roku batalion 220 Orpo wymordował w ciągu dwóch dni 1158 osób, głównie kobiet i dzieci, w trzech wioskach. Od listopada nowa taktyka wprowadzona została w życie przez von Gottberga i jego Kampfgruppe, w której skład wchodziły oddziały Dirlewangera i Kamińskiego. W ciągu pięciu miesięcy zdołali wymordować 22.378 ludzi „oraz około 11 tysięcy Żydów”. Dirlewanger miał dzienne stawki zabójstw dla swoich żołnierzy, co jest dosłowną niemal repliką jeżowszczyzny.

A Snyder dalej szuka paradoksów, bo oto w 1943 roku sytuacja wymusiła na obu stronach zaprzeczenie ideologii. Niemcy rozpoczęli rekrutację lokalnej ludności – czyli podludzi – do „milicji”, a partyzanci rekrutowali tych „zdrajców”, bo mieli broń i podstawowe przygotowanie. Wynika stąd, że politrucy oddziałów partyzanckich, którzy często byli Żydami, rekrutowali teraz ludzi, którzy na krótko wcześniej brali udział w likwidacji gett, ale też Żydzi byli jedyną grupą, która miała jednoznaczne motywy, by walczyć po jednej raczej niż drugiej stronie. Białorusini najrzadziej mieli wolność wyboru, toteż po czyjej stronie zabijali i ginęli było tylko sprawą przypadku.

Kolejny paradoks polityki Hitlera: skoro młodzi Niemcy ginęli na frontach i w imię czystości rasowej zabijali podludzi, to trzeba było zapędzić innych podludzi do pracy w Niemczech. Pod koniec wojny 8 milionów Słowian pracowało przymusowo w rasowo czystym Reichu. Nawiasem dodam, że po wojnie wielu odesłano ciupasem do sowietów czy chcieli, czy nie. Dirlewanger i inni zabijali teraz tylko kobiety i dzieci, a mężczyzn wywożono. Jednocześnie sowiecka partyzantka miała perwersyjnie ścisły kontakt z Niemcami poprzez miejscową policję i wykorzystywała to dla denuncjacji polskiej partyzantki (i każdej innej grupy nie podporządkowanej Moskwie). W tym samym czasie, na tych samych terenach, sowieci dokonywali własnych masakr – choćby słynna masakra w Nalibokach – jak gdyby chcieli pokazać, że też potrafią.

Nigdzie tak jak na Białorusi, dwa nieludzkie systemy nie działały na poddaną ludność jednocześnie. Polska, kraje bałtyckie i Ukraina przechodziły z rąk do rąk, ale od czasu operacji Barbarossa żadna strona nie zdołała kontrolować białoruskich puszcz i bagien, choć terror był jedyną metodą kontroli stosowaną przez obie. Ogromna ilość ludności żydowskiej uległa zagładzie, ale bardziej niż gdziekolwiek indziej, Żydzi mieli tu szansę oporu (choć zazwyczaj wspomagali przez to sowieciarzy). Na Białorusi „nie było odcieni szarości ani marginesu błędu; żadne wygodne kalki socjologii masowego mordu nie mają tu zastosowania.” Obraz był czarno-czarny, bo wojna była tam perwersyjnie wspólnym dziełem Hitlera i Stalina.

Niedobitki Żydów z mińskiego getta zostały deportowane we wrześniu 1943 roku, ale nie na Madagaskar ani za Ural, jak przewidywał pierwotny plan, tylko do Sobiboru, do obozu śmierci, typu nieznanego dotąd nawet wśród zgrozy wojny na Białorusi, gdzie obywatele sowieccy wykonywali czarną robotę dla Hitlera, gdy Niemcy walczyli z sowietami na froncie.



Prześlij znajomemu

0 Komentarz(e/y) do “Paradoksy ludobójstwa (część I)”

  1. Brak Komentarzy

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.