Czerń zagłady. Część II. Praktyka ludobójstwa
0 komentarzy Published 2 listopada 2015    | 
Barbarossa
Stereotyp Niemca każe wierzyć, że ordnung muss sein i wszystko jest z góry zaplanowane, ale 22 czerwca 1941 roku nie istniał plan masowej eksterminacji Żydów (choć nie można obciążać winą za zagładę Muftiego Jerozolimy, Hadż Amina al-Husseini, jak to uczynił niedawno premier Netanyahu). Cele Einsatzgruppen, podążających za zwycięskim Wehrmachtem w głąb sowietów, były dokładnie te same co we wrześniu 39: destrukcja państwa. W Polsce oznaczało to rozstrzeliwanie polskich elit, w sowietach – jak błędnie sądzili naziści, którzy wierzyli w mit żydokomuny – rozstrzeliwanie Żydów. (Mordowali wprawdzie Białorusinów, Cyganów i Polaków z równą zaciekłością co Żydów, choć nie w tych samych ilościach.) Inaczej niż w Polsce w 39 roku, nie oni jedni to robili; masowe mordy uwikłały tym razem także lokalną ludność.
Popularnym wyjaśnieniem dla masowych morderstw drugiej połowy 41 roku jest „wrodzony antysemityzm wschodnich Europejczyków”: historycznie przewidywalny, rzekomo spontaniczny wybuch barbaryzmu wśród prymitywnych ludów. Paradoksalnie, pierwsi użyli takiego wyjaśnienia naziści, którzy przedstawili masowe morderstwa Żydów, jako akty sprawiedliwej zemsty ofiar żydowskiego panowania. Podjęła ten temat sowiecka propaganda, która po wojnie przylepiła etykietkę morderców ukraińskim, litewskim i łotewskim nacjonalistom. Tylko że, jak wskazuje Snyder, ogromna ilość ofiar Holocaustu zginęła z rąk obywateli sowieckich.
Przed wojną najsilniejsze nastroje antysemickie panowały w Polsce (i do pewnego stopnia w Rumunii, choć „nastroje” są zawsze trudne do obiektywnej oceny), ale kolaboracja w zagładzie Żydów zachodziła rzadziej w Polsce niż na Litwie, gdzie antysemityzmu przed wojną nie było. W sowietach antysemityzm był karalny, ale na ziemiach sowieckich pogromy zdarzały się natychmiast po nadejściu Niemców. W Polsce Holocaust zaczął się dopiero w dwa lata po rozpoczęciu wojny, głównie w obozach śmierci i w gettach, a więc z dala od ludności lokalnej; w sowietach rozpoczął się natychmiast, na oczach ludności i przy jej aktywnym współudziale. Snyder podkreśla z emfazą: teza, że antysemityzm ludów Europy Wschodniej jest odpowiedzialny za Holocaust jest błędna. „Wpadając w pułapkę etnicyzacji i kolektywnej odpowiedzialności, stajemy po stronie nazistowskich i sowieckich propagandystów w odrzuceniu indywidualnej wolności i politycznego myślenia.” Fizyczna likwidacja miliona istnień ludzkich w ciągu drugiej połowy 41 roku nie da się wyjaśnić przy pomocy stereotypów; musiała tu grać rolę polityka. Snyder podsuwa kilka wyjaśnień: motywy psychologiczne, materialne i polityczne.
Psychologia sprowadza się przede wszystkim do koncepcji żydokomuny, którą wykładał już w poprzednich książkach. Identyfikując komunizm z żydostwem, Niemcy uwolnili od winy kolaboracji z sowietami całą lokalną ludność nie-żydowską. Heydrich nazwał to „procesem samooczyszczenia”: zabij Żyda, a oczyścisz się ze skazy współpracy z komuną. Proces ten przyjmował formę biernego przyzwolenia, bądź aktywnego uczestnictwa. W obu wypadkach wzorem była Austria w 38 roku, gdzie lokalni naziści organizowali prześladowania Żydów bez żadnej pomocy z Niemiec, bez odgórnej organizacji. W czerwcu i lipcu 41 na ziemiach wyzwolonych przez Wehrmacht dochodziło do samosądów i porachunków: Polacy mordowali Polaków i Żydów, gdyż w ich oczach nie byli Polakami, lecz komunistami i zdrajcami. Heydrich wydał rozkaz, by Einsatzgruppen „inspirowały pogromy”, ale pogromy nie wybuchały w północno-wschodniej Polsce, tylko w południowo-wschodniej, gdzie dominowali Ukraińcy. Pomimo wielkiego wysiłku (Heydrich, Himmler i Goering odwiedzili osobiście Białystok) Niemcom udało się sprowokować zaledwie kilkanaście pogromów. Untermenschen powinni byli z łatwością dać się namówić do zabijania swych żydowskich wyzyskiwaczy, ale to co było łatwe na Litwie czy Ukrainie, przekraczało możliwości myślicieli Heydricha w Białymstoku, ponieważ nie rozumieli sytuacji. I tak Snyder dochodzi do 10 lipca w Jedwabnem.
Jedwabne a państwa bałtyckie
W Jedwabnem Niemcy mieli lepsze warunki dla pogromu niż gdziekolwiek indziej w Polsce, choć nie wiedzieli o tym. Pogromy nie zdarzały się tam, gdzie dominowały organizacje polityczne Piłsudskiego, gdzie Żydzi i Polacy mieli normalne, codzienne kontakty. W Jedwabnem dominowali endecy. Jedwabne doświadczyło „potrójnej okupacji”: w 39 zajęli te ziemie Niemcy, operowała tu krwawa Einsatzgruppe IV, po czym wycofali się i na zmianę przyszli bolszewicy i nkwd. Komunistów w Jedwabnem przed wojną nie było. Kiedy ponownie przyszli Niemcy, dali lokalnej ludności szansę „oczyszczenia się z winy współpracy z sowietami”. Przyjmując niemiecką retorykę żydokomuny, Polacy biorący udział w pogromie akceptowali ten punkt widzenia – to był motyw psychologiczny. Dochodził do tego motyw materialny, domy, sklepy i wszelka inna własność przeszła z rąk żydowskich w ręce polskie. Ale nie było motywu politycznego. Niemcy nie mogli nawet udawać, że przyszli oddać Polskę Polakom. Na Litwie, zaledwie kilkadziesiąt kilometrów dalej na północny wschód, polityczny motyw przeważył wszystkie inne. To na Litwie i Łotwie rozpoczął się Holocaust. Pod koniec roku 1941, większość Żydów litewskich i łotewskich była martwa, gdy ogromna większość polskich Żydów nadal żyła.
Sowiecka okupacja Litwy, którą znamy dobrze z pisarstwa i publicystyki Mackiewicza, miała nieproporcjonalny wpływ na Żydów litewskich. Z 1.593 wywłaszczonych firm prywatnych, 83% należało do Żydów; ich właściciele byli na Kołymie, gdy Niemcy weszli na Litwę. Po krótkotrwałych eksperymentach z prowokowaniem pogromów, jak np. ten w Jedwabnem, Niemcy uświadomili sobie nieskuteczność takich metod. Pogrom był odtąd co najwyżej techniką rekrutacji; metodą zagłady stało się tworzenie atmosfery bezprawia, bezkarności i anarchii. Zwłaszcza żołnierze czerwonej armii byli skłonni do współpracy w prześladowaniu Żydów, inaczej sami staliby się ściganą zwierzyną. Ale najlepszym materiałem były ludzkie szmaty, jak Wiktor Arajs. Arajs był prawnikiem i policjantem, łotewskim patriotą w wolnej Łotwie, a sowieckim jurystą w sowieckiej. Nie okazywał sympatii komunistycznych aż do przyjścia bolszewików, nie okazywał oznak antysemityzmu aż do przyjścia Niemców. Jako łotewski policjant aresztował komunistów i nacjonalistów, jako przywódca łotewskiego komando był odpowiedzialny za zabójstwo prawie 50 tysięcy ludzi.
Niezwykłość komanda Arajsa polegała na tym, że Hitler specyficznie zakazał uzbrajania lokalnych grup na wschodzie dla jakichkolwiek celów. „Sukcesy” Arajsa przekonały wszak Heydricha i Himmlera, że „można rozwiązać problem żydowski rękami podludzi”.
O ile w Polsce Niemcy nie mieli warunków do skutecznej akcji antyżydowskiej (wbrew pozorom podsuwanym przez autentyczny polski antysemityzm), to ziemie posunięte dalej na Wschód stały się żyznym czarnoziemem zagłady.
Sowiecki naród
Interesujące są refleksje Snydera na temat sowietyzacji. Niemcy zetknęli się z tym fenomenem dopiero, gdy przekroczyli dawną granicę Rzeczpospolitej, tzw. granicę ryską. Ludność witała Niemców jak wyzwolicieli, niektórzy z antykomunistycznych przekonań, ale większość z głębokiej nienawiści do sowietów, po latach głodu i terroru. Główną polityczną lekcją sowieckiej władzy było jednak pełne poddanie się. „Ludzie, którzy umożliwili masowe zabójstwo Żydów, byli produktem sowieckiego systemu, przyjmowali bezkrytycznie nową linię, dostosowywali się do nowego władcy.” Burmistrz Charkowa nakazał polowanie na ukrywających się Żydów pod hasłem „eliminacji żydokomuny i bandycko-bolszewickich śmieci”, co Snyder nazywa „propagandową hybrydą sowieckiej formy i nazistowskiej treści”. Kiedy wróciła „ukochana władza radziecka”, ci sami ludzie przyjęli równie ochoczo nową linię, sowiecki mit wojny ojczyźnianej i antyfaszyzmu. W 1941 roku z gotowością dobrze wytresowanych homososów przyjęli rzucony im ochłap w postaci koncepcji żydokomuny, więc mordowali.
Snyder posuwa się jednak zbyt daleko, uważając, że powojenny mit stalinowski jest „równie fałszywy, jak mit o antykomunizmie czasu wojny”. Jestem pierwszym, żeby przyznać, że ideowy antykomunizm nigdy nie był zjawiskiem masowym; jednak Snyder myli się zasadniczo, nazywając antykomunistyczne motywacje „mitem”; takie motywy były rzadkie, ale nie mityczne. Ma wszakże rację, podsumowując: „mit żydokomuny pozwolił obywatelom sowieckim odseparować się od swych żydowskich sąsiadów; mit wojny ojczyźnianej pozwolił im odseparować się od mordu na żydowskich sąsiadach”. Narodowa tożsamość ludów sowieckich – tak ważna w oczach nazistów i tak istotna w oczach powojennych polemistów – nie zmieniała zachowania ludzi. Istnienie państwa było barierą dla ludobójstwa, a nie charakterystyki narodowe. Dowodem służyć mogą losy jeńców sowieckich. Pozbawieni ochrony konwencji genewskiej, byli celowo głodzeni na śmierć przez Niemców. Jedyną szansą przeżycia było przyłączenie się do ludobójstwa: „mordowali prędko, by uniknąć powolnej śmierci”, pisze Snyder.
W styczniu 42 Hitler zapytał retorycznie, dlaczego miałby traktować Żydów lepiej niż sowieckich jeńców? Do tego czasu, Niemcy zagłodzili więcej sowieckich jeńców niż zamordowali Żydów. Odtąd trend się odwrócił, obozy jenieckie stały się fabrykami kolaborantów. Być może najbardziej zdumiewającą konkluzją, jaka wyłania się z pracy Snydera, jest przekonanie, że zagłada Żydów nie była zaplanowana, że wszystkie elementy Ostatecznego Rozwiązania zrodziły się z improwizacji. Skoro bowiem tak łatwo było obrócić sowieckich obywateli przeciw Żydom, to Globocnik założył obóz w Trawnikach, gdzie szkolono w pierwszym rzędzie byłych jeńców sowieckich na strażników obozowych. „Nie było ani jednego wypadku, by ktokolwiek odmówił opuszczenia obozu śmierci głodowej”, czemu doprawdy trudno się dziwić. To oni zbudowali i obsługiwali obozy w Bełżcu, Sobiborze, Chełmnie i Treblince – ściśle rzecz biorąc nie „obozy”, ale fabryki śmierci. Gazowanie ofiar także wzięło się z improwizacji.
A jednak niezależnie od ideologii Hitlera, niezależnie od improwizowanej anarchii, nadrzędny okazał się motyw ekonomiczny: gdy brakło żywności, więcej Żydów ginęło, gdy brakło rąk do pracy, fabryki śmierci zmniejszały obroty. Jeszcze w lutym 42 roku, gdy zagłada Żydów była w pełnym toku (ale już po konferencji w Wannsee), Heydrich i Himmler nadal dyskutowali deportację Żydów na Syberię. Przy całym ich biurokratyczno-nieludzkim, obojętnie-logistycznym nastawieniu do ludobójstwa, naziści nadal nie wiedzieli dokładnie, co robią.
Żydzi ginęli tam, gdzie państwo zostało zniszczone. Zagłada zaczęła się jako masowe rozstrzeliwanie nad świeżo wykopanymi rowami na ziemiach podwójnej okupacji, gdzie przedwojenne państwo zostało zniszczone przez sowieciarzy, a Niemcy usunęli tylko naskórkowy aparat sowiecki i znaleźli swe dzikie pola. Techniki wynalezione w procesie improwizacji na ziemiach podwójnej okupacji zostały następnie udoskonalone wszędzie pod niemiecką okupacją, ale głównie tam, gdzie nie pozostało nic z przedwojennych instytucji państwowych.
Paradoks Auschwitz
Snyder pisał już wcześniej, że Auschwitz jest fałszywym symbolem zagłady, fałszywym, bo nietypowym. Prawie nikt nie przeżył stania nad krawędzią dołu śmierci, rzadko kto przeżył Sobibór czy Bełżec, nie ma więc wielu opowieści na ten temat. Auschwitz stał się sławny dzięki tym, co przeżyli. Ale gdy obóz stał się także fabryką śmierci, większość ofiar Holocaustu już nie żyła. To utożsamienie zagłady z jednym obozem umożliwiło powojenne próby dowodzenia, że Niemcy nie wiedzieli o Holocauście. Snyder nazywa to groteską. Jest możliwe, że poszczególni Niemcy nie słyszeli o Oświęcimiu, ale nie jest możliwe, że nie słyszeli o zagładzie Żydów. Dziesiątki tysięcy Niemców brało udział w masowych morderstwach i miliony wiedziały o tym. Dowody istnieją w postaci listów do domu, zdjęć, a nawet biżuterii zabranej zabitym.
Auschwitz jest także wygodnym symbolem dla sowietów. Pozwala zapomnieć o udziale setek tysięcy obywateli sowieckich w zagładzie Żydów i o odpowiedzialności za zniszczenie państw, na terytorium których zaczął się Holocaust. Oświęcim był jednym z niewielu obozów, który nie został zbudowany i obsadzony przez obywateli sowieckich.
I wreszcie Auschwitz stał się także wygodnym symbolem dla Zachodu. Pozwala bowiem odseparować zagładę od realnych miejsc i realnych ludzi. Bramy Oświęcimia są symbolem zła, miejsce stało się niemal eksterytorialne. „Otoczone jest zarówno fizycznym jak mentalnym drutem kolczastym. Auschwitz przywołuje na myśl mechaniczne, bezosobowe zabijanie, bezwzględną biurokrację, marsz nowoczesności, a nawet zwieńczenie oświecenia.” Gdy w rzeczywistości, typowe dla zagłady Żydów były Ponary i Babi Jar, Bełżec albo Sobibór, gdzie nie było ani biurokracji, ani nowoczesności, a mordowano twarzą w twarz.
Obóz oświęcimski założony został jako obóz pracy, na wzór sześciu wielkich kacetów niemieckich, ale na terenie Polski, ponieważ był przeznaczony dla polskich więźniów. Od 41 roku wypełniony był sowieckimi jeńcami. Żydzi przebywali w Oświęcimiu wyłącznie jako polscy więźniowie (większość z nich nadal żyła, gdy większość Żydów polskich była już zgładzona). Charakter obozu zmienił się, gdyż zbliżanie się frontu wschodniego zmieniło priorytety Hitlera. Zniewolenie Słowian zeszło na drugi plan, a zagłada Żydów wyszła na czoło. Hitler przestał marzyć o podboju, a tym samym czuł się zobowiązanym zniszczyć tych, którzy podbój uniemożliwili (w jego pokrętnej logice) czyli Żydów.
Auschwitz stał się obozem zagłady, nie przestając być obozem pracy. Bełżec nie był nigdy niczym innym, jak tylko fabryką śmierci. To jednak nie wyczerpuje paradoksu w oczach Snydera. Otóż wedle planów Hitlera, miliony Żydów europejskich miały zginąć w Oświęcimiu, ale przeżyli, bo nigdy nie znaleźli się w transporcie: „Żydzi pod niemiecką kontrolą, którzy mieli być wywiezieni do Auschwitz, mieli większą szansę przeżycia niż ci, którzy nie mieli nigdy być posłani do Auschwitz”. Dla uzasadnienia tego paradoksu, Snyder porównuje sytuację w Estonii i w Danii.
Estonia i Dania
Dwa nadbałtyckie kraje o podobnej, nordyckiej kulturze, były domem dla stosunkowo niewielkiej mniejszości żydowskiej. Oba znalazły się pod okupacją niemiecką. Żydzi duńscy mieli pójść do komór gazowych Oświęcimia, ale 99% przeżyło. Żydzi estońscy zginęli na długo zanim kacet oświęcimski stał się obozem zagłady, 99% ludności Estonii żydowskiego pochodzenia nie przeżyło wojny.
Klasycznym powojennym wyjaśnieniem był znany nam już „wschodni antysemityzm wyssany z mlekiem matki” wobec zachodniej „kultury”. Tylko że więcej antysemityzmu było w przedwojennej Danii czy w Stanach Zjednoczonych niż w filosemickiej Estonii czy Łotwie. Estonia przyjmowała żydowskich uciekinierów z Austrii i Niemiec, gdy Dania odmawiała Żydom wjazdu po roku 1935. A zatem przedwojenna polityka znowu niczego nie wyjaśnia.
Estońskie państwo zostało całkowicie zniszczone przez sowiety. Z 11 członków ostatniego rządu 10 aresztowano i dziewięciu z nich zginęło (czterech rozstrzelano, pięciu zmarło w gułagu). Sowieckie „prawo” działało retroaktywnie, więc służba w administracji estońskiej była przestępstwem. Podobnie jak na ziemiach polskich masowe deportacje zdziesiątkowały elitę estońską. Jednej nocy, 14 czerwca 1940, nkwd deportowało 10.200 osób czyli 1% ludności. Żydzi byli ofiarami wywózek w większej proporcji niż Estończycy. Niemcy dotarli do Estonii dopiero po dwóch tygodniach walk, więc nkwd mogło być – i było – bardziej precyzyjne w mordowaniu więźniów niż w Polsce czy na Litwie. Niemcy przywieźli ze sobą estońskich emigrantów, ale tylko tych, którzy wydawali się im pomocni. I tak doszło do podwójnej filtracji elity politycznej: sowieci zniszczyli klasę rządzącą, a Niemcy nie pozwolili powrócić tym, którzy wykazywali jakąkolwiek niezależność.
Einsatzgruppe A zastosowała taktykę wypracowaną na Litwie, a nie tę z ziem polskich. Nie było w Estonii pogromów, tylko masowe rozstrzeliwanie Żydów i Estończyków nad dołami śmierci, głównie estońskimi rękami. Co więcej, większość oficerów estońskiej policji bezpieczeństwa pod zarządem niemieckim, stanowili byli agenci lub współpracownicy nkwd. Ci sami ludzie, oprócz anihilacji Żydów wymordowali 10 razy więcej współrodaków.
W Danii tymczasem nie było nkwd, czerwonej armii ani podwójnej okupacji. Okupacja niemiecka nie miała rasowego ani ideologicznego podłoża, podyktowana była względami strategii militarnej. Niemcy nie naruszyli integralności terytorialnej Danii, król Christian pozostał w Kopenhadze jako głowa państwa. Gdy zażądali wydania duńskich obywateli żydowskiego pochodzenia, Duńczycy widzieli to jako zamach na ich suwerenność. Od 1943 roku Duńczycy mieli coraz mniej powodów, by ustąpić tym żądaniom, ale Niemcy mieli też mniej powodów, by zrażać Danię. W październiku 43 Niemcy próbowali aresztować Żydów, ale większość, ostrzeżona przez urzędników duńskich, uciekła we flotylli małych łodzi do Szwecji. Niemcy zdołali aresztować tylko 481 spośród 6 tysięcy Żydów duńskich. Rząd duński natychmiast interweniował w Berlinie i ani jeden z nich nie powędrował do Auschwitz. Żydzi z Danii, którzy nie mieli duńskiego obywatelstwa, zostali wydani i zginęli; podobnie jak Żydzi francuscy pozbawieni francuskiego obywatelstwa, np. wielka powieściopisarka francuska Irène Némirovsky. Nawet Żydzi z polskimi paszportami byli bezpieczni w krajach, które uznawały polskie państwo.
Hitler i Stalin, niszcząc państwa na swej drodze, stworzyli strefę bezpaństwowości i warunki do zagłady. Antysemickie państwa, np. Rumunia, prowadziły politykę dyskryminacji, ale to niekoniecznie musiało prowadzić do zagłady (o czym za chwilę). Cechą nowoczesnego państwa jest biurokracja, a dostęp do państwowej biurokracji na ogół spowalniał mechanizm Holocaustu na tyle, żeby zamierzone ofiary mogły się ukryć. Wyjątkiem jest rzecz jasna sowiecka biurokracja, ale sowiety nie są w ogóle państwem, a zaledwie państwo-podobnym tworem. Wypowiadaliśmy taka opinię na naszej witrynie wielokrotnie, ale oto pisze Snyder: „państwo sowieckie nie jest ani strukturalnie, ani w praktyce, tradycyjnym państwem prawa”. Nawet niemiecka biurokracja, nawet po latach intensywnej nazyfikacji aparatu państwowego, nie potrafiła mordować Żydów w Niemczech. Nawet uczestnicy konferencji w Wannsee, pomimo wyraźnych chęci, nie potrafili znaleźć „legalnej” drogi innej niż „deportacja w celu eksterminacji”. W rezultacie zarówno niemieckie jak żydowskie źródła konkludują, że Łódź, Ryga czy Mińsk były tajemniczymi miejscami, gdzie untermenschen mordowali Żydów. W rzeczywistości, wszystkie trzy miasta były słynnymi ośrodkami żydowskiej kultury.
Przypadek Rumunii
Rumunia jest ciekawym przypadkiem. Historycznie, antysemityzm był integralną częścią politycznego dyskursu w Rumunii jeszcze w XIX wieku (z pewnością o wiele ważniejszą niż w Niemczech). Rumunia nie utraciła państwowości na początku wojny, ale utraciła terytoria i Żydzi na tych ziemiach stali się ofiarami rumuńskich prześladowań. Rumunia utraciła Besarabię i Bukowinę w wyniku ataku Żukowa w 40 roku. Jednocześnie Hitler nakazał Rumunom oddanie Transylwanii Węgrom (ku wielkiej uciesze Sándora Máraia). Kiedy wojska rumuńskie przyłączyły się do ataku na sowiety, to w pierwszym rzędzie wkraczały na tereny utracone na rzecz sowietów, była to więc sytuacja analogiczna do tej na wschodzie Polski. Na 10 dni przed inwazją, nkwd deportowało 26 tysięcy obywateli rumuńskich. I tak samo jak na północy, koncepcja judeo-bolszewizmu przyszła Rumunom z pomocą. Hasło, że „wszyscy Żydzi to komuniści i wszyscy komuniści to Żydzi”, uwalniało od odpowiedzialności tysiące rumuńskich kolaborantów. Wojska Antonescu wymordowały 43 tysiące Żydów na ziemiach odzyskanych. Po pogromach i egzekucjach nastąpiła deportacja na wschód, najpierw do odebranej sowietom Transdniestrii. Żydzi rumuńscy byli w tak oczywisty sposób wyjęci spod prawa, że bywali grabieni po drodze, kobiety gwałcone; nikt ich nie karmił, więc umierali z głodu i wycieńczenia. Po bitwie o Odessę, Rumuni rozstrzelali 26 tysięcy Żydów „w odwecie za straty poniesione w walce”.
Antonescu planował wysiedlenie Żydów z środkowej Rumunii, ale byli to nadal rumuńscy obywatele. Z 280 tysięcy ofiar żydowskich w Rumunii, tylko 15 tysięcy zamieszkiwało centralną Rumunię, ziemie nie zajęte przez sowietów aż do 44 roku. Kiedy w 1942 Niemcy domagali się posłania Żydów rumuńskich do Oświęcimia, Antonescu odmówił – była to dla niego kwestia suwerenności. W rezultacie dwie trzecie Żydów rumuńskich przetrwało wojnę, pomimo że Rumunia była krajem otwarcie antysemickim. Snyder konkluduje:
„Antonescu widział własne państwo jako wartość; kwestia żydowska, nawet w oczach antysemity, była tylko jedną z wielu. Kiedy przetrwanie państwa stało pod znakiem zapytania, Antonescu powstrzymał prześladowania Żydów. Hitler, który wierzył w świat ras a nie w świat państw, postąpił na odwrót.”
Sytuacja na Węgrzech i w Bułgarii była inna, ale i tu odpowiednio połowa i trzy czwarte Żydów przeżyło; we Włoszech przeżyło 80%. W krajach związanych sojuszem z Hitlerem zginęło około 700 tysięcy Żydów, ale więcej się uratowało, co stoi w wyraźnym kontraście do sytuacji w Polsce czy na Łotwie. Hitler w przeciwieństwie do swych sojuszników, był obojętny na los swego własnego państwa, a widział Endlösung jako cel sam w sobie. W oczach Hitlera zagłada Żydów była swoistym zwycięstwem, a tak być nie mogło w oczach żadnego nacjonalisty czy antysemity, jeżeli ceną za takie „zwycięstwo” miałaby być zagłada państwa. Hitler był tak zaślepiony swą ideologią, że porażki niemieckie na frontach była dla niego dowodem żydowskich spisków. Im częściej Wehrmacht przegrywał, tym bardziej konieczna zdawała mu się eksterminacja Żydów. 29 kwietnia 45 roku Hitler był pewien swej roli w historii: „Przekłułem żydowski czyrak. Potomność będzie nam wdzięczna na wieki.”
Hitler nie był nacjonalistą, nie dążył do wielkich Niemiec. Był biologicznym anarchistą, który pragnął przywrócenia prawdziwego stanu natury. Skoro Niemcy przegrali, to nie są rasą panów. Pod koniec wojny uznał, że sowiety nie są już pod żydowskim wpływem i że „przyszłość należy do silnej rasy wschodniej”.
Francja i Holandia
Snyder przechodzi do trzech niespodziewanych przypadków: sytuacji Żydów we Francji i Holandii (a także marginalnie Belgii). Trzy czwarte Żydów francuskich przetrwało, gdy trzy czwarte holenderskich zginęło. O ile we Francji istniał mocny nurt antysemityzmu, to nie było takich zjawisk w Holandii. W Holandii były manifestacje przeciw prześladowaniu Żydów, a jednak Żyd holenderski miał małe statystycznie szanse przeżycia wojny. Dlaczego?
Holandia była w zachodniej Europie najbliższa stanu bezpaństwowości, jaki znamy ze wschodniej części kontynentu. Królowa i rząd znaleźli się na emigracji i SS objęła pełną władzę w kraju. Amsterdam był jedynym miastem na Zachodzie, gdzie planowano stworzenie getta. SS wycofała jednak plan, gdy zarząd miejski się sprzeciwił… Może się to nam wydawać śmieszne, zważywszy naturę niemieckiej okupacji w Polsce, ale Niemcy nie uważali Holendrów za podludzi. Władza SS była jednak wystarczająca dla bezpardonowej zagłady holenderskich Żydów. Debatowaliśmy tu niedawno dziwny przypadek Holandii i p. Amalryk był łaskaw wskazać na artykuł pt. „Zagłada Żydów w Holandii a odsetek ocalałych”.* Jedną z konkluzji tekstu jest, że „najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem wysokiego odsetka ofiar w Holandii są zaciekłe obławy na Żydów prowadzone w niektórych regionach kraju.” Mam wrażenie, że Snyder odpowiada na pytanie o przyczyny tej „zaciekłości”. Po pierwsze, brak państwa; po drugie, charakter okupacji SS, i wreszcie, opór Holendrów. Opór powodował represje, a także łapanki i obławy, które z kolei prowadziły do wykrywania ukrywających się Żydów.
Część Francji znalazła się pod okupacją wojskową, SS nie zdołała więc nigdy przejąć pełnej kontroli. Vichy była widziana jako kontynuacja prawna przedwojennej republiki. Administracja i biurokracja państwowa pozostała nienaruszona. Jak mówi Snyder, na każdego wykształconego Polaka zamordowanego podczas wojny, przypada wykształcony Francuz, który pracował dla Vichy. Podczas wojny we Francji, słowo „kolaboracja” oznaczało współpracę jednego suwerennego państwa z innym i nie było, rzecz jasna, niczym nagannym.
Polityka żydowska Vichy opierała się na pewnej fikcji. Przyjęła mianowicie, że inne państwo, Niemcy, gotowe jest przyjąć część ludności Francji, którą rząd Vichy uznał za „niepożądanych” czyli Żydów bez francuskiego obywatelstwa. Snyder komentuje: „Niemiecka zła wola zatrzymywała się na paszporcie. Francuzi byli gotowi wydawać Żydów węgierskich i tureckich, ale Niemcy nie chcieli mordować obywateli Turcji i Węgier bez zgody ich rządów. Niemcy byli gotowi mordować obywateli polskich, bo nie uznawali istnienia państwa polskiego.” W obozie w Drancy (eufemistycznie nazywanym „obozem przejściowym”) Żydzi byli selekcjonowani do deportacji wedle kryterium „żywotności ich państwa pochodzenia”. Polscy Żydzi we Francji zgłaszali się po paszporty sowieckie w nadziei na ratunek. Po czerwcu 1941 roku były to paszporty do Auschwitz.
Przypadek Belgii leży gdzieś pomiędzy Francją i Holandią. Kraj był rządzony przez niemiecki zarząd wojskowy (Wehrmacht, a nie SS), ale król pozostał w Belgii. Niemcy mieli zatem więcej kontroli niż we Francji, ale kluczowa była drugorzędna rola SS, inaczej niż w Holandii. Podobnie jak we Francji, była tu wielka liczba uciekinierów żydowskiego pochodzenia, ale inaczej niż we Francji, nie byli oni przedmiotem specjalnych targów, jak z rządem Vichy. Rezultat był na swój sposób zdumiewający: 60% Żydów obecnych w Belgii podczas wojny przeżyło (nie: „Żydów belgijskich”, ale „Żydów obecnych w Belgii” łącznie z imigrantami!). W porównaniu, więcej Żydów polskich mieszkających we Francji zginęło podczas wojny niż Żydów francuskich.
Wszystkie te przykłady zdają się podtrzymywać podstawową tezę Snydera o istotnej roli instytucji państwowych w ratowaniu ludzi przed zagładą. Ale czy wolno nam polegać tylko na państwie?
______
* http://www.zagladazydow.org/nowy/photo/file/ERRATA_Croes.pdf
Prześlij znajomemu
0 Komentarz(e/y) do “Czerń zagłady. Część II. Praktyka ludobójstwa”
Prosze czekac
Komentuj