Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Wiktor Suworow (właściwie Włodzimierz Rezun), sowiecki uciekinier, były oficer specnazu i gru, napisał wiele książek na Zachodzie, ale jego najważniejszym wkładem do dyskusji o sowietach pozostaje tzw. „hipoteza lodołamacza”, którą najtrafniej podsumował Andrej Nawrozow: Stalin stworzył straszak na wróble w postaci Hitlera, by wyrzygać go na wielkie demokracje europejskie, a potem uderzyć od tyłu na osłabione walką na Zachodzie Niemcy.  Suworow, zdaniem Nawrozowa, występuje przeciw wszystkim ustalonym autorytetom, kiedy utrzymuje, że Hitler i Stalin działali ręka w rękę.  Opiera się powszechnie przyjętym opiniom, gdy twierdzi uparcie, że Stalin i Hitler byli jak dwaj bliźniacy.  Nasuwa mi się wątpliwość: być może Nawrozow ma raję, że nikt nie stawia takich tez w anglojęzycznym piśmiennictwie (gdzie nawet wybitne opracowana historyczne są otwarcie prosowieckie), ale w polskiej publicystyce historycznej istnieje ważny głos Józefa Mackiewicza, który nazywał Hitlera „agentem prosowieckim nr 1” prawie od zawsze.  Dla Mackiewicza, bolszewicka i socjalistyczna proweniencja Führera, a także leninowski i totalitarny charakter jego reżymu, nie były tajemnicą. 

W takim kontekście trochę zaskakująca wydaje mi się niezwykła popularność Suworowa w dzisiejszym prlu.  Odnoszę wrażenie, że jego tezy przyjęte bywają w prlu jak aksjomaty, a w każdym razie z zawstydzającym brakiem krytycyzmu.  Przykładem może służyć śp. Eberhardt, który posunął się nawet do krytyki Mackiewicza i obrony Stalina, podpierając się koncepcją Suworowa (z typową dla siebie dezynwolturą, nie wspominając go z imienia):

Tak, celem Związku Sowieckiego był atak.  Hitler jedynie uprzedził atak sowiecki.  Można spekulować i twierdzić, że Stalin znał dokładnie informacje o terminie ataku niemieckiego, ale…  Ale nie mógł ich przyjąć do wiadomości.  Po prostu było już za późno.  Za późno na zmianę taktyki.  Myślę, że Stalinowi w tamtych dniach nic innego nie pozostawało, jak zakładać, że informacje te są właśnie bluffem Hitlera.  Bluffem, mającym zakłócić przygotowania Związku Sowieckiego do inwazji.

A że bolszewicy ponieśli wielkie straty…?  To naturalne.  Byli przecież gotowi do ataku, a nie do obrony.

Eberhardt wyraził w swym nieporadnym stylu opinię, że „Mackiewiczowi właściwą ocenę tego, co widział, przesłoniła satysfakcja z totalnej klęski jaką ponosiła Armia Czerwona”.  Tym samym przyjął milcząco tezy Suworowa jako udowodnioną prawdę historyczną, przypisał Stalinowi analfabetyzm militarny i polityczny (o co mniejsza), i wreszcie próbując dworować sobie z Mackiewicza, zdołał jedynie ośmieszyć siebie.

Popularność Suworowa w prlu jest tym bardziej zdumiewająca, gdy uświadomimy sobie, że w kluczowych punktach Suworow nie jest wcale przekonujący i różni się zasadniczo od Mackiewicza, który dotykał tych samych problemów i był nie mniej od Suworowa „rewizjonistą” powszechnie przyjętej wykładni historycznej.  Przyjrzyjmy się uważniej zarówno oczywistym podobieństwom, jak i różnicom w historycznej wizji obu pisarzy.  Zacznę od Suworowa.

Hipoteza „lodołamacza” i hipoteza 6 lipca 1941

Już w powyższym krótkim wstępie widać, że wkład Suworowa jest bardziej złożony, niż to w publicystycznym skrócie przedstawiał Nawrozow.  Swą podstawową tezę sformułował w książce pt. Lodołamacz pod koniec lat 80.  W wydaniu angielskim z roku 2009 (w nowym przekładzie, a także merytorycznie rozszerzonym i poprawionym), książka ma podtytuł „kto wywołał drugą wojnę światową?”.  Jest to podtytuł mylący, ponieważ wojna wybuchła w 1939 roku i nie może być doprawdy żadnych wątpliwości co do tego, kto ją wywołał – Stalin i Hitler na spółkę – a Lodołamacz zajmuje się głównie wybuchem wojny niemiecko-sowieckiej w dwa lata później.  Suworow sformułował na ten temat inną tezę, a mianowicie, że Stalin szykował się do ataku na Hitlera, gdy Hitler go uprzedził 22 czerwca 1941 roku.  Rozróżnienie tych dwóch hipotez ma znaczenie fundamentalne.  Jest ono ważne z wielu powodów merytorycznych, ale także dlatego, że Suworow jest niezwykle chaotyczny w swym pisarstwie.

„Hipoteza lodołamacza”, którą tak trafnie operuje Nawrozow, oznacza, że Stalin użył Hitlera do skruszenia Europy, by samemu móc ją następnie zaatakować (jako „wyzwoliciel”) i zająć.  Natomiast naczelna teza książki pt. Lodołamacz brzmi: Stalin miał zaatakować Niemcy 6 lipca 1941 roku i dlatego nie był gotów do obrony pod koniec czerwca tegoż.  Nazwijmy to „tezą 6 lipca” i dodajmy jeszcze, że ma ona drugą stronę, a mianowicie, że oczywiste przygotowania wojenne Stalina wraz z fatalnym atakiem na Rumunię (o którym więcej później), zmusiły Hitlera do ataku, którego ani nie pragnął, ani nie potrzebował.  Innymi słowy, klęska czerwcowa była spowodowana niekompetencją Stalina, ale nie w tym sensie, w jakim się to zazwyczaj twierdzi.  Wspomniany wyżej Eberhardt, podpierał się tezą „6 lipca”, choć wyciągał z niej wnioski rodem wprost z Pacanowa, jakoby „Stalin nie mógł przyjąć do wiadomości” raportów o przygotowaniach Hitlera, bo „było już za późno”.  A w takim razie zdecydował się pójść spać z całą świadomością, że obudzi się z ręką w nocniku.  (Do krytyki stanowiska Suworowa w tym punkcie przejdę później.)

Odrębność dwóch tez Suworowa ma znaczenie zasadnicze.  Bez tego rozróżnienia – a także bez próby uporządkowania myśli Suworowa – nie sposób zrozumieć ani jego koncepcji historycznych, ani tym bardziej entuzjazmu jaki wzbudza.  Suworow rozwinął obie tezy, a również bronił swego stanowiska i wysuwał nowe argumenty, w długiej serii publikacji.  Mam przed sobą dwie z nich, The Chief Culprit. Stalin’s Grand Design to Start World War II czyli Główny winowajca. Wielki Plan Stalina wywołania II wojny światowej oraz Icebreaker. Who Started the Second World War?  Na tych pozycjach będę się głównie opierał w moich analizach poniżej.

Obie książki są chaotyczne, źle napisane i pozbawione struktury.  Autor powtarza te same argumenty, obala wydumane kontr-argumenty, a nie dostrzega oczywistych słabości zajętego stanowiska – być może wszyscy jesteśmy skazani na tego rodzaju ułomność.  Suworow piłuje i wałkuje, międli i chachmęci na kilkuset stronach, gdy doprawdy wystarczyłoby powiedzieć np., że sowieciarze kłamią.  Tak, kłamią, wiemy to już skądinąd: łżą ile wlezie, i basta, więc w jakim celu autor przytacza liczne cytaty z ich publikacji, skoro sam podkreśla, że nie można polegać na ich enuncjacjach?  W Głównym winowajcy, po entuzjastycznie sarkastycznym uporaniu się z idiotycznymi tezami z sowieckich podręczników szkolnych, nagle – w połowie książki – podsumowuje Suworow swoją tezę w sposób następujący:

Strategiczne błędy popełnione przez Stalina w roku 1940 były tak głębokie, że ich katastrofalne konsekwencje nie mogły być następnie odrobione przez zwycięstwa na polu bitwy.  Błędy Stalina i Żukowa (atak na Rumunię i powstrzymanie ofensywy przed dojściem do pól naftowych), zmusiły bowiem Hitlera do ataku.  Walka o Lebensraum na wschodzie była dla Hitlera tylko dopisaną ideologią, gdy w rzeczywistości, twierdzi Suworow, atak spowodowany był żywotnym dla Niemiec zagrożeniem sowieckim wobec rumuńskich źródeł ropy i dostaw rudy żelaza ze Szwecji.  Atak na Stalina stał się koniecznością, gdy tylko Hitler uświadomił sobie ogrom zagrożenia.  Fatalny błąd Stalina polegał więc na postawieniu Hitlera w sytuacji bez wyjścia, na przyparciu go do muru.  W wyniku operacji Barbarossa Hitler zniszczył armię czerwoną i przemysł zbrojeniowy na zachodzie kraju, przez co uniemożliwił podbój Europy przez Stalina w późniejszej fazie wojny.  Stalin przegrał wojnę, twierdzi Suworow, bo wolny świat ją przetrwał; Stalin przegrał, ponieważ jego celem było podbicie całego globu.  Wolny świat nie mógł koegzystować z sowietami, więc ziarno wydarzeń z 1989, które zaowocować miały „upadkiem komunizmu”, zasiane zostało przez Stalina w zwycięskiej kampanii Żukowa w Besarabii i na Bukowinie w roku 1940.  Niemcy „przegrały” – użala się Suworow – a dziś są jednym z najpotężniejszych państw na globie; Stalin „wygrał”, a gdzie są sowiety?  Nie ma, rozpadły się – utyskuje z rozpaczą.

Generalissimus Aleksandr Wasiliewicz Suworow czy towarzysz Aleksy Stachanow?

Wiktor Suworow jest sowieckim patriotą.  Zakochany w sowieckiej ojczyźnie, jak przystało patriocie, jest dumny z sowieckich osiągnięć i wściekły z powodu niedociągnięć.  Wychwala „najlepsze samoloty i najwspanialsze czołgi” i wyzywa szkodnikom, sabotażystom i dywersantom.  „Rosja jest macierzą bombowców strategicznych.  Mówię to z dumą i bez ironii,” pisze z dumą i bez ironii.  Och, żeby tylko mówił to z ironią, ale on zupełnie poważnie tak myśli, co jest niestety żałosne.

W oczach Suworowa, żaden bombowiec nie mógł dorównać sowieckiemu TB-7, tak jak żaden czołg nie dorównał modelowi T-28, który następnie został całkowicie wyparty przez niezrównany T-34.  Sowieckie czołgi typu KW były najlepsze, najcięższe, najszybsze, strzelały najcelniej, deklamowały poezję Majakowskiego i grały na harmoszce, wycinając hołubce bez bólu.  Na przykład, jeden KW walczył z trzema niemieckimi Pz-III: dwa zniszczył celnymi strzałami, a trzeci „zgniótł pod gąsienicami jak orzech”.  Inny KW zniszczył 10 niemieckich czołgów, gdy jednocześnie był trafiony 43 razy.  (Czego Suworow nie dodaje, to że bohaterscy czołgiści walczyli lewą ręką z trzema giermańcami, a prawą z pięcioma, jednocześnie studiując dzieła Lenina i śpiewając kuplety na cześć kompartii, za rodinu, za Stalinu, ech, Czapajew gieroj.)  Tak bezwstydne przytaczanie bredni sowieckiej propagandy ośmiesza skądinąd ciekawą książkę Suworowa.  Pan Rezun powinien był przyjąć nom de plume nie po wybitnym carskim generale, ale raczej za bohaterem sowieckich trudów, Stachanowem.  Pisząc o wyższości czołgu KW-2 nad wszystkimi czołgami świata, wychwala silnik (najpotężniejszy i najbardziej ekonomiczny) i ciężar nabojów: 39 kg, niekiedy 48 kg, a „niektórzy mówią, że nawet 50 kilogramów!”  Nie przyszło jednak naszemu stachanowcowi na myśl, że mniejsze niemieckie pociski (6,8 kg) miały większy zasięg i lepszą celność, ale najważniejsze, że sławne Pantery mogły pomieścić 80 pocisków na pokładzie, gdy czołgi KW rzadko miały ich 20.

Te ich niezrównane czołgi i samoloty były „testowane przez rząd sowiecki w najtrudniejszych warunkach”, a od 1939 roku w autentycznym konflikcie: w Finlandii…  Czyżby stachanowiec nie wiedział, co się wydarzyło w Finlandii w 1939 roku?  (Wojną zimową zajmiemy się osobno.)  Zaślepienie podpowiada mu np. takie kwiatki: „nie było ani jednego wypadku w historii wojny, by operacja ofensywna z udziałem Panter i Tygrysów zakończyła się sukcesem.”  Technicznie, to może być prawda, ale tylko dlatego, że oba modele niemieckich czołgów zostały wprowadzone w późniejszej fazie wojny, kiedy Wehrmacht ograniczony był do operacji defensywnych.

Argumenty na temat bombowca strategicznego TB-7 (częściej znanego pod nazwą Pe-8) są jednak interesujące.  Jak zwykle, stachanowiec przesadza w wychwalaniu samolotu.  Miał on rzekomo operować na pułapie nieosiągalnym dla „wszystkich myśliwców owych czasów, a nawet dla artylerii przeciwlotniczej”.  Jako dowód przytacza, że Mołotow poleciał w TB-7 do Londynu w 1942 roku nad Niemcami, i jego lot nie został nawet wykryty.  Może jednak „zawodowy analityk wywiadu” powinien był wziąć pod uwagę, że samolot mógł się wznieść na wyższy pułap z jednym pasażerem na pokładzie niż z pełnym ładunkiem 5 ton bomb i wieloma ciężkimi karabinami maszynowymi?  Wedle stachanowca, TB-7 „o wiele przewyższał amerykańską Latającą Fortecę B-17”.  Tylko że porównanie parametrów tych dwóch bombowców niczego takiego nie potwierdza, a znana bylejakość sowieckiego wykonania w praktyce to wyklucza.

Na kilkudziesięciu stronach dowodzi wyższości najmniej znanych i nieudanych sowieckich systemów broni nad porównywalną produkcją całego świata, wyłącznie na podstawie papierowych specyfikacji.  Ba, ale sowieckie specyfikacje są równie godne zaufania, co twierdzenie, że Stachanow wykonał 1400% normy w ciągu pół dnia, cytując z pamięci dzieła Stalina.  Nikt nigdy nie utrzymywał, że sowieccy projektanci nie byli pierwszej klasy, że nie stworzyli znakomitych projektów.  Biura projektanckie w sowietach konkurowały ze sobą w najostrzejszy możliwy sposób: dla zwycięzców życie, dla przegranych łagier albo śmierć.  Najlepsze projekty – pepesza, czołg T-34, katiusza czy kałasznikow – zawdzięczały swój sukces prostocie, której nie można było sknocić nawet sowiecką niechlujnością wykonania.  Suworow, będąc sowieckim patriotą, widzi tylko sukcesy.  Ale pozwolę sobie tu przytoczyć interesującą anegdotę.  Oto w parę lat po przewrocie, Lenin z Krupską przechodzili przez most w Moskwie.  Most był w tak fatalnym stanie, że przechodzący obok chłop splunął z obrzydzeniem i dodał „ech, sowiecki most”.  Odtąd nieśmiertelny ojciec rewolucji używał przymiotnika „sowiecki” jako pejoratywnego określenia…

Prawda podała w 1939 roku, że sowiety mają milion spadochroniarzy.  Chyba kłamali, pisze z komsomolską skromnością Suworow, bo inne źródła wskazują, że mieli wówczas dwa miliony spadochroniarzy.  Suworow konkluduje więc, że Prawda nie chciała spłoszyć Europy nadchodzącą inwazją.  Z jego słów można wywnioskować, że chodziło o elitarne jednostki desantowe, gdy naprawdę mowa była o … odznakach dla pionierów.  Dwa miliony pionierów miały rzekomo zdobyć naszywkę „sprawności spadochroniarza”, co nasz stachanowiec przekłada na plan inwazji.

Oczywiste słabości książek Suworowa maskują jedną ogromną zaletę: jego koncepcja jest fascynująca.  Niedostatki biorą się stąd, że autor nie jest historykiem.  Mówi to sam, i to zupełnie wprost.  Jest analitykiem materiałów wywiadowczych (intelligence analyst).  Zadaniem większości wywiadów na świecie jest odkrycie prawdy, przebicie się przez mgłę propagandy i hałas dezinformacji, przez ściany fałszu i labirynty dyplomacji, w celu dotarcia do stanu faktycznego.  Tak działa większość wywiadów, ale nie wywiad sowiecki.  Ich zadaniem jest dostarczenie informacji, które potwierdzają ideologiczny, założony a priori obraz świata.  Prawda nie ma z tym nic wspólnego.  Niestety Suworow działa zgodnie z tymi samymi zasadami.  Jest sowieckim patriotą (i sowieckim typem analityka), kocha armię czerwoną dozgonną miłością, a jednocześnie nie przepada za Stalinem.  Jego książki podporządkowane są tym trzem elementom jego wizji świata.  Dowodzą na każdym kroku wyższości krasnoarmiejców oraz obarczają Stalina winą za wszelkie niepowodzenia sowieciarzy.  Czy to przez przypadek, czy z innych względów, Suworow wydaje się mieć słuszność w bardzo wielu szczegółach swych analiz, ale jego książki nie składają się na prawdziwy obraz sowietów.

Z nabożnym oddaniem wykazuje wyższość krasnoarmiejców w każdym aspekcie militarnej konfrontacji oraz nad wszystkimi bez wyjątku armiami świata, ale nie chce pamiętać, że żadna armia, może z wyjątkiem czerwonych Chińczyków, nie zdołałaby przetrwać nawet jednej kampanii z tak dalece posuniętą pogardą dla życia swych własnych żołnierzy.  Żadne wojsko nie walczyłoby nadal w obliczu hekatomby ofiar, która jest niejako z góry wliczona w strategiczne kalkulacje przywództwa armii czerwonej.  Nie ma doprawdy nic dziwnego, że ponad pięć i pół miliona sowieckich żołnierzy znalazło się w niewoli podczas wojny, gdyż nikt nie chciał umierać za Stalina.

Koncepcja i argumentacja Suworowa zawierają jednak wiele pozytywnych elementów i niezwykle ciekawych dociekań.  Ma oczywiście rację, gdy utrzymuje, że nie wolno podchodzić do sowieckiej rzeczywistości tak samo, jak do normalnego świata.  Jeśli sowieciarze akcentują swą słabość, to zapewne nie są słabi.  Kiedy podkreślają siłę, to należy szukać ukrytej słabości.  Co rzekłszy, nie on pierwszy dokonał tych odkryć.

Wracając do niezrównanego bombowca TB-7, ku wielkiemu rozżaleniu Suworowa, Stalin odrzucił masową produkcję tego modelu, ponieważ był przekonany, że nie jest mu potrzebny bombowiec przeznaczony do dywanowych nalotów bombowych, które zniszczyć miały ogromne połacie terytorium przeciwnika, zrzucając bomby z ogromnych wysokości.  Po co niszczyć Niemcy, kiedy chciał je podbić?  Stalin wybrał agresywną opcję: małe, atakujące bombowce, przeznaczone do wsparcia ofensywy lądowej.  Wybrał więc dokładnie tak samo jak stratedzy niemieccy i japońscy, którzy także nie mieli strategicznych bombowców, ponieważ nie interesowała ich obrona ani ataki na zaplecze wroga.  Jest to, zdaniem autora, jeden z wielu dowodów, że Stalin przygotowywał się do wojny ofensywnej, i jest to dowód przekonujący.  Suworow gromadzi listę takich faktów, które służyć mu mają do wykazania, że szykując się do wojny zaczepnej, Stalin nie mógł prowadzić wojny obronnej.  Masowa produkcja pewnego typu bombowców (a nie innego), pewnego typu czołgów (a nie innego), zniszczenie zapór i bunkrów w zachodniej części sowietów, przeniesienie przemysłu zbrojeniowego na zachód, destrukcja państw buforowych między sowietami i Niemcami, nawet czystka wśród generalicji sowieckiej – wszystko to dowodzić ma jego agresywnych planów.



Prześlij znajomemu

42 Komentarz(e/y) do “Jak rozpętałem II wojnę czyli Wiktor Suworow i Józef Mackiewicz”

  1. 1 Jacek

    Panie Michale,

    Nie jestem pewien, czy Suworowa można nazwać sowieckim patriotą. W jego książkach pobrzmiewa faktycznie pewna nostalgia, czy może duma z wcześniejszych własnych dokonań ale czy nie jest to po prostu tęsknota za czasami młodości górnej i chmurnej? Albo może jest to zawodowa duma rzemieślnika, chłodnego zawodowca, który znakomicie opanował swój fach? Taka perspektywa na pewno wypacza wizję rzeczywistości, ale żeby zaraz sowiecki patriota…

    Natomiast przytoczona przez Pana analiza uzbrojenia to osobna historia. Tu Suworow faktycznie mnie zadziwia. Historia bombowca Pe – 8 jest doskonałą ilustracją prawdziwego obrazu sowieckiego przemysłu militarnego. Ale jest to obraz całkowicie odmienny od tez Suworowa. Pe – 8 powstał jako odpowiedź na założenia techniczne, bez sformułowania sowieckiej doktryny lotnictwa strategicznego (czyli dokładnie na odwrót, niż np w USA, gdzie tzw „mafia bombowa” bardzo precyzyjnie określiła. do czego ma służyć bombowiec strategiczny, jakie jest jego przeznaczenie i sposób użycia). Konstrukcja, która była odpowiedzią na te założenia stanowiła zlepek wynikający z nieuniknionych kompromisów i rzecz jasna nie spełniła pierwotnych oczekiwań. Często opisywaną przy okazji tej konstrukcji ciekawostką był dodatkowy, piąty silnik umieszczony w kadłubie, który miał być gigantyczną sprężarką doładowującą silniki marszowe. To rozwiązanie charakterystyczne dla sowieckiego przemysłu, który nie był w stanie wykrzesać silnika turbodoładowanego wytwarzanymi przez siebie spalinami. Późniejsze eksperymenty z silnikami wysokoprężnymi w Pe – 8 potwierdzają niewydolność sowietów w tej dziedzinie. Różne źródła podają (chociaż trzeba przyznać, że panuje w nich duży chaos) nieco odmienne parametry seryjnych Pe – 8, ale powtarza się tam informacja o fantastycznym zasięgu rzędu 5600 – 6000 km. To by oznaczało, że promień działania wynosił około 3000 km… Nawet w najbardziej cywilizowanej w tamtych czasach konfiguracji, z silnikami Szwiecowa (które mimo wszystko nie dorównywały pierwowzorowi, Wright Cyclone) jego osiągi z czysto fizycznych powodów nie mogły być tak imponujące. Chyba, że w miejsce ładunku użytecznego zamontować dodatkowe zbiorniki paliwa, ale wtedy to już nie będzie bombowiec strategiczny.

    Problem z precyzyjną weryfikacją parametrów tej konstrukcji wiąże się ze śladowym udziałem Pe – 8 w działaniach bojowych i to wyłącznie w ramach sowieckich WWS, ale nawet czysto teoretyczna analiza rozwiązań konstrukcyjnych powinna doprowadzić Suworowa do całkiem odmiennych wniosków, niż te, które wysnuł.

    Rzecz jasna, sposób, w jaki Stalin przypieczętował los tej konstrukcji wskazuje na brak zainteresowania rozwijaniem środków do prowadzenia wojny obronnej, bo taką właśnie bronią były do roku 1945 bombowce strategiczne. Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy na scenie pojawiła się broń atomowa. Szybki atak z zaskoczenia mógł rzucić przeciwnika na kolana, to było coś , na czym Stalinowi wtedy najbardziej zależało. Ale tu, zamiast rozwijać własne konstrukcje, podjęto decyzję o skopiowaniu B 29. Taka strategia jest stosowana do dziś. I to jest chyba najlepsze podsumowanie potencjału sowieckiego przemysłu i myśli technicznej.

  2. 2 amalryk

    „(…)Niestety Suworow działa zgodnie z tymi samymi zasadami. Jest sowieckim patriotą (i sowieckim typem analityka), kocha armię czerwoną dozgonną miłością, a jednocześnie nie przepada za Stalinem.(…)”
    Oj , chyba wątpię. W jego „beletrystyce historycznej”, jak „Kontrola” i „Wybór”, mamy do czynienia z wręcz nieukrywanym uwielbieniem narratora do przepoczwarzonego w Stalina Koby.

    Sowieckie bystrochodnyje tanki jak i póżniejszy T-34 bazowały na rozwiazaniu Waltera Christie ale wobec tandetnego wykonania przy takim Pzkpfw IV z armatą 75mm L43 czy L48 (długość lufy w kalibrach) to był chłam (nawet nie wspominając o Pzkpf V a tylko w sferze marzeń sowieckich tankistów mogło tkwić pokonanie Pzkpf VI o „królewskim” nawet nie wspominając).

    Lotnictwo strategiczne i cała koncepcja Gulio Douhet”a, tak gorąco dyskutowana przed IIWŚ, jak pokazały naloty dywanowe na Niemcy, wzięła w łeb. Dopiero bomba A przywróciła , na krótko, bombowce strategiczne do życia , po czym rakiety balistyczne znowu je uśmierciły.

  3. 3 michał

    Drogi Panie Jacku,

    To jest szokujące, przyznaję, ale po lekturze dwóch książek Suworowa, podtrzymuję moją opinię: on jest sowieckim patriotą. Nie znam innych jego pozycji i, mówiąc prawdę, po tych dwóch, mało mnie do nich ciągnie. Być może gdzie indziej homo sovieticus mniej wyłazi z autora, ale w tych dwóch jest zdecydowanie właśnie tak. W jego narracji, armia czerwona składa się ze zwykłych bohaterów plus tytani i giganci, ich sprzęt jest najlepszy, ich plany są niezrównane. Niech Pan poczeka, aż dojdę do jego opisu wojny zimowej… To nie jest zawodowa duma, jego pierś rozpiera patriotyczna duma. Zresztą sam to mówi. Z czysto obiektywnego punktu widzenia, np. Mackiewicz cenił „Cichy Don”, wychwalał sowieckie ekspedycje polarne. Osobiście wysoko cenię filmy Eisensteina czy muzykę Szostakowicza, Zoszczenko jest fantastyczny, Babel niezrównany, a Bułhakow wielki, a wszyscy należą do sowieckiej kultury. Ale u Suworowa to jest posunięte o wiele dalej.

    Pe-8 (które z uporem nazywa TB-7, choć projektantem był Pietlakow, a nie Tupolew), to jest rzeczywiście niezwykle ciekawa historia, która służy Suworowowi do wykazania dwóch punktów. Po pierwsze, Stalin nie rozumiał, odrzucił genialny plan, najlepszy samolot itd. Ale po drugie, dlaczego odrzucił? Wedle Suworowa, projekt nie poszedł do masowej produkcji, nie ze względu na kłopoty konstrukcyjne, ale z powodów strategicznych. Jego podstawową tezą (nazywam ją „tezą 6 lipca”) jest twierdzenie, że Stalin porzucił wszystkie programy zbrojeniowe, które mogłyby wspomóc obronny system sowietów, a zastąpił je systemami zaczepnymi. W „Głównym winowajcy” poświęca temu cały rozdział pt. Stalin i destrukcja sowieckiego lotnictwa strategicznego. Wadą jego prac jest dopaswywanie analiz do z góry postawionych tez, ale w tym wypadku chyba ma rację twierdząc, że gdyby Stalin zadekretował masową produkcję TB-7, to nie wybuchłaby wojna światowa! (Zapomina wygodnie, że wojna już trwała, bo był listopad 1940…) Cytuję:

    „Gdyby Stalin chciał uniknąć II wojny, potrzebował TB-7. Jeżeli chciał, by Hitler rozpoczął wojnę, a sam planował pozostać neutralnym, to TB-7 by mu się przydały, jako gwarancja neutralności. Jeżeli planował wojnę obronną […] potrzebował się okopać i pozwolić TB-7 zrujnować potęgę przemysłową Niemiec.” Gdyby Stalin bał się Hitlera, to potrzebowałby całej floty TB-7, ale wcale się nie bał, a planował zaatakować Hitlera i do tego jednego planu TB-7 się nie nadawały.

    Według Suworowa, Stalin przyjął koncepcję Łapczynskiego, błyskawicznego ataku, który jest w historii znany jako „Blitzkrieg”. Dlatego porzucono TB-7, a masowo produkowano Pe-2, które były odpowiednikiem niemieckich Junkersów, oraz Su-2, które były zerżnięte z japońskich Nakajima B5N użytych w Pearl Harbour. Wszystko to są lekkie bombowce dla błyskawicznego zniszczenia lotnictwa wroga na ziemi, a nie do totalnej destrukcji przemysłu. Innymi słowy, Suworow utrzymuje, że Stalin zmienił doktrynę strategicznego lotnictwa pod koniec 1940 roku.

    Czytając o Pe-8 miałem to samo wrażenie co Pan: nie sposób powiedzieć wiele na temat tego samolotu z jakąkolwiek pewnością, tymczasem Suworow wyraża swój zachwyt z przesadną pewnością siebie. Na marginesie, Pietlakow zginął w 1942 roku, co mogło być przyczyną, że nie odnowiono jego projektu w 1945.

  4. 4 Andrzej

    „A ja na to – Kreml w niebo śle rakiety
    Bez wysiłku wielkich rzek zawraca bieg
    Żal mi ciebie lecz niestety
    Również trudny kunszt baletu
    Najlepiej posiadł on na planecie tej”

    Sądzę Jacku, że kogoś kto chwali to co sowieckie i jednocześnie gani to co niesowieckie, powinno się określać mianem sowieckiego patrioty. Najlepsze uzbrojenie, najlepsze służby, najbardziej wyrafinowane metody, a Zachód głupi i tyle. Musi przegrać. Czy nie taki jest generalnie wydźwięk tego co pisze i mówi? Na pytanie: „Kim Pan jest Panie Suworow” odpowiada: Jestem zawodowym szpiegiem wykształconym przez najlepszy wywiad świata, jakim był [?] GRU” dodając: „Niech pan jednak pamięta wypowiedziane niedawno przez Putina słowa. Kiedy zapytano go, czy czuje się byłym czekistą, odpowiedział: „Byli czekiści nie istnieją!”. Jeśli ktoś raz wstąpił do tej jaskini, nigdy już nie będzie zwykłym człowiekiem.”. To samokrytyka czy kpina? I dziś z jego przekazu wynika, że sowieckie (powszechnie uznawane za rosyjskie) służby są najlepsze na świecie. Sowieci wydali na niego wyrok śmierci ale jeździ swobodnie po świecie, w tym do peerelu. Na pytanie, dlaczego nie wykonano tego wyroku, z rozbrajającą szczerością stwierdza: „Kto by, patrząc na mnie, pomyślał, że jestem szpiegiem?”. Iście sowieckie poczucie humoru…

    Nie chcę się wdawać w dyskusję o militariach ale zdaje się, że sowieckie czołgi w 1941 roku to był szmelc, większość psuła się na polu walki. Chyba czytałem o tym w książce Catherine Merridale „Wojna Iwana”.

  5. 5 michał

    Drogi Panie Amalryku,

    Nie wątpię, że ma Pan rację, ale – co zdaje się przyjdzie mi podkreślać wielokrotnie – znam tylko dwie książki Suworowa wspomniane powyżej. W tych dwóch pozycjach nie szczędzi Stalinowi gorzkich słów, wyrzutów, jak zmarnował szansę, by podbić świat. Ja to nazywam sowieckim patriotyzmem. Czy nie sądzi Pan, że to słuszne? Dlatego właśnie wcale mnie nie dziwi, jeżeli gdzie indziej wznosi peany na cześć tego, co usta słodsze miał od malin.

    Na marginesie, jeżeli uważają Panowie, że istnieją późniejsze wypowiedzi Suworowa, które zmienić mogą mój pogląd na jego koncepcje, to chętnie je przeczytam.

    Czołgom także poświęca osobny rozdział w „Winowajcy”. Porównuje m.in. szczegółowo różne wersje PzIV z T-28, w każdym wypadku wykazuje wyższość sowieckiego tanku. Pozwolę sobie zacytować konkluzję:

    „Po wojnie, sowieccy generałowie ogłosili T-28 przestarzałym modelem. Ale T-28 był przestarzały tylko w sowieckich standardach, tylko w porównaniu do T-34. W porównaniu do WSZYSTKICH OBCYCH CZOŁGÓW (podkr. moje) był nadal najlepszy.”

    Koncepcja Giulio Douheta, jak Pan słusznie mówi, została zdyskredytowana podczas II wojny, tym dziwniejsze zatem, że Suworow krytykuje Stalina za jej porzucenie o wiele wcześniej, niż wyczyny Bomber Command w Niemczech. Ciekawym przypisem do Douheta może być chyba sławny bombowiec Igora Sikorskiego sprzed I wojny, Ilia Muromiec z 30-metrową rozpiętością skrzydeł. Polacy używali go jeszcze podczas wojny z czubarykami.

  6. 6 Jacek

    Panie Michale,

    Ja, czytając „Akwarium” miałem wrażenie, że autor jest zdeklarowanym antykomunistą. Tak przynajmniej wynikałoby z opisu jego motywacji do przejścia na drugą stronę. Podobnie w „Żołnierzach wolności”, według mnie trudno się tam doszukać pochwały sowieckiego państwa, chociaż muszę zastrzec, że tę ostatnią książkę czytałem dość dawno i być może coś mi umknęło.

    Natomiast, co do ofensywnych planów Stalina, to były one faktem, trudno zaprzeczyć. Ma Pan rację, że konstrukcje, na które postawił miały być narzędziem błyskawicznego ataku. Rozwój wojsk powietrzno-desantowych też to potwierdza.

    Ciekawy jest ten cytat, który Pan przytacza. Ale jeśli Suworow sugeruje, że flota Pe-8 (TB 7) powstrzymałaby Hitlera przed inwazją, to jest to bardzo śmiała teza. Ani Hitler, ani Goring nie przestraszyli się brytyjskich Stirlingów, Lancasterów, ani Halifaxów i bardzo wątpliwe jest, że powstrzymaliby się przez atakiem na sojuz z powodu Pe – 8. Z resztą, jak wspomniał Pan Amalryk, koncepcja totalnej wojny powietrznej okazała się ostatecznie mało skuteczna. Niemcy wykazali niezwykłą elastyczność w planowaniu i ukrywaniu produkcji przemysłowej i jak się okazało starania aliantów, żeby wybombardować III Rzeszę z wojny okazały się niewystarczające.

  7. 7 michał

    Drogi Panie Andrzeju,

    Obie linki znakomite, bardzo dziękuję. Cały ten nonsens, że na niego wydano wyrok śmierci, ale książki są drukowane i sprzedawane w sowietach – genialne. A Golicyn musiał się ukrywać do końca życia i nikt nawet nie wiedział, że i kiedy umarł. Zmarł 29 grudnia 2008 roku „w wilgotnym upale południa Stanów Zjednoczonych” i nigdzie nawet nie opublikowano nekrologu.

    Co rzekłszy, Suworow wie, co mówi, że nie można odejść z czeka, nie ma „byłych czekistów”. Toteż i on sam jest zapewne dyspozycyjny i wypełnia swoją misję. W przeciwieństwie do np. Litwinienki albo Skrypała, i tylu, tylu innych. Czytałem ostatnio, że rzekoma śmierć Pieńkowskiego, który miał być spalony żywcem, jest mitem. W takim razie, Suworow propaguje mit, co może być tylko na rękę czekistom.

    Ale pomimo to, mimo tych wszystkich wątpliwości co do Suworowa, słusznym wydaje mi się podejście, w którym obiektywna analiza treści jego wypowiedzi powinna być niezależna od jego kariery i od naszych podejrzeń. Każdy chyba zasługuje na tak podstwową, że pozwolę sobie to tak nazwać, uprzejmość intelektualną.

    Ja także nie jestem ekspertem w kwestiach uzbrojenia, choć interesuje mnie to poniekąd. Inaczej niż Pan, odnoszę jednak wrażenie, że sowieckie czołgi były znakomite w jednym aspekcie: były proste i nawet jeżeli się psuły, to łatwo je było uruchomić na nowo. Jak pepesza i kałasznikow (zresztą naprawdę niemiecki Schmeisser), ich konstrukcja była tak prosta, że nawet sowieckie wykonanie nie mogło im zaszkodzić. W 1941 roku Niemcy, którzy znali się na sprzęcie wojennym, brali porzucone sowiecki tanki i używali ich sami.

  8. 8 michał

    Panie Jacku,

    Nie czytałem „Akwarium”. Widziałem niestety film – dno. Akurat zabawnie mówi o filmie sam Suworow w jednym z wywiadów przytoczonych powyżej przez p. Andrzeja.

    Suworow – podobnie jak wielu uciekinierów, np. Gordijewski – wskazywał na praską wiosnę i inwazję 1968 roku jako przycyznę rozczarowania. Wydaje mi się to równie komiczne, co znamienne. To byli oficerowie gru, oni doskonale wiedzieli, że całkowicie i bez reszty kontrolowali wypadki w csrs, a inwazja była grą. Dubcek był komunistą, podobnie jak Novotny, Svoboda czy Husak. Ale argument, że „inwazja ich rozczarowała” przemawiał do ich zachodnich interlokutorów, potwierdzał ich własne przekonania, a więc najlepiej pasował do sytuacji. Nie widzę w tym ideowego antykomunizmu.

    Co do znaczenia floty bombowców strategicznych, to proszę wybaczyć, ale musiałem skrócić cytat. Suworow nie twierdzi, że flota TB-7 powstrzymałaby atak Hitlera, a raczej, że gdyby Stalin chciał powstrzymać atak lub choćby tylko bronić się, to byłby się okopał (jak pod Kurskiem) na granicy, byłby budował umocnienia, a wówczas flota TB-7 przydałaby się do strategicznych bombardowań dywanowych w celu osłabienia potencjału gospodarczego Niemiec. Suworow podkreśla słusznie, że w porównaniu do Stalina, Hitler miał bardzo ograniczone środki materialne. Stalin mógł walczyć latami w wojnie pozycyjnej, Hitler nie mógł. A że nie dało się całkowicie zniszczyć niemieckiej produkcji wojennej, to się okazało dopiero po kilku latach. Stalin nie mógł tego wiedzieć w roku 1940, a pomimo to porzucił strategiczne bombowce.

  9. 9 Jacek

    Andrzeju,

    Ale przecież to co my tu czasem piszemy też można doskonale podciągnąć pod tę kategorię. A bo to raz padło tu stwierdzenie, że sowieckie służby są o wiele bardziej skuteczne od zachodnich, a obecny triumf komunizmu jest efektem głupoty Zachodu?

    Kluczowa wydaje mi się właściwa ocena takich twierdzeń. Jeśli Suworow dowodzi, że np Pe – 8 był maszyną przewyższającą bombowce rywali, można to łatwo zweryfikować, że tu się myli, a jeśli twierdzi, że GRU to najlepszy wywiad na świecie, to być może ma rację, bo faktycznie są przesłanki, żeby tak uważać. Nie ma to nic wspólnego z byciem sowieckim patriotą. To wszystko jest kwestia merytorycznych dociekań.

    Ale rzeczywiście fakt, że Suworow działa całkiem jawnie jest zastanawiające. To faktycznie może być przesłanką, do snucia wątpliwości co do jego wiarygodności.

    A jak Panowie sądzicie, jaką właściwie rolę miałby ktoś taki odgrywać przez te wszystkie lata? Jaką korzyść z jego działalności może dziś czerpać Putin?

  10. 10 Jacek

    Panie Michale,

    Film „Akwarium” to straszny gniot, szkoda, że zaczął Pan od niego. Wszystko, co fascynujące i stanowiące o sile powieści, zostało w nim spaprane i wykastrowane. To naprawdę wstyd, że Krauze dysponując takim materiałem, niezłymi aktorami i jakimś tam budżetem wyprodukował tak marny film.

    Jeśli chodzi o Suworowa i „praską wiosnę”, to on brał w tym udział nie jako oficer GRU, tylko lejtnant-czołgista i raczej nie miał wtedy szans na precyzyjną i pogłębioną analizę rzeczywistego charakteru wydarzeń. A potem, w GRU też nie piastował jakiegoś wysokiego stanowiska, był (przynajmniej według jego własnej relacji) tzw chartem, chłopcem od brudnej, agenturalnej roboty. Takich nie dopuszczają do wiedzy strategicznej. Wtedy mógł to wszystko brać na serio. Tak przynajmniej to widzę na podstawie jego wspomnień.

    Czy jego postawa była wyreżyserowana i miała tylko uwiarygodnić oficjalną wersję w oczach Zachodu? Kto wie? To temat na osobną dyskusję, niewątpliwie fascynujący.

    A TB – 7… No cóż, jako dodatkowy środek odstraszający, jeden z elementów systemu obronnego, na pewno tak. Ale to, rzecz jasna, nie pasowało do strategii Stalina.

  11. 11 michał

    Panie Jacku,

    Jest chyba zasadnicza różnica pomiędzy twierdzeniem, że CIA jest tak przesiąknięte agenturą, że w zasadzie nie istnieje, a wysuwaniem każdej sowieckiej instytucji jako najlepszej i najwspanialszej na świecie.

    Co do csrs, to Suworow mówi w wywiadzie: „Wielkim entuzjastą komunizmu nie byłem nigdy. Ale ojciec był wojskowym i ja też myślałem o karierze w mundurze. Powiem pani, że to była powszechna postawa. Mało kto był szczerym komunistą. I wszyscy o tym wiedzieli, a tych szczerych raczej się wystrzegali w służbach, bo wiadomo, że musieli być głupcami. Dla mnie wstrząsem była inwazja na Czechosłowację w 1968 roku. Wjechałem tam czołgiem jak na wycieczkę, ale to nie były żarty. Od tego czasu kombinowałem, jak się wyrwać.”

    Czytaj więcej: http://www.poranny.pl/magazyn/art/5376802,wiktor-suworow-zyje-z-wyrokiem-smierci,id,t.html

    Mnie się to wydaje horrendalnie naiwne. Więc ten czołgista poszedł do gru i nadal nic nie rozumiał? Nadal nie wiedział, że csrs nie była niepodległa, kiedy tam wjeżdżał na czołgu? Gru nie jest i nie może być najlepszym wywiadem na świecie, ponieważ kształci maszyny, a nie ludzi. Maszyny do uzasadniania tez, a nie dla znajdowania prawdy, dla ustalenia stanu faktycznego, czego zresztą dowodem są książki Suworowa. Ich skuteczność jest tak nadzwyczajna i uderzająca, tylko wobec braku skuteczności służby zachodnich, ale z nich „ani geniusze, ani nadludzie”.

    Oczywiście nie mam pojęcia, jakie korzyści może czerpać Putin z działalności Suworowa. Angleton słusznie mawiał, że nie wolno wykluczać możliwości, że to on sam, Angleton, jest sowiecką wtyczką. Ale nie można wiedzieć czegoś takiego z pewnością, bo żadnym dokumentom w takich kwestiach ufać nie można. Kto może wiedzieć? Uwielbienie dla wszystkiego co sowieckie, wyziera z każdej strony książek Suworowa. Może to samo wystarczy? To nie znaczy przecież, że jest agentem! Sołżenicyn też nie był agentem, a jego działalność była na rękę sowdepii.

  12. 12 Andrzej

    Jacku,

    Wydaje mi się, że nie jest z nami (Tobą i mną. Innych nie chcę oceniać, niech to wyrażą sami) całkiem tak jak stwierdzasz. Czy naprawdę obaj twierdzimy, że sowieckie samoloty, czołgi, głowice rakietowe i spec-służby są najlepsze i najskuteczniejsze a Zachód nie dorasta im do pięt? Czy może omawiamy słabości Zachodu i skuteczność taktyki sowieckiej w tym kontekście? To chyba całkiem coś innego. To samo, co my między sobą mówimy i piszemy, powie dziś wielu, którzy widzą, jak od dziesięcioleci komunizm rozsprzestrzenia się na świecie, dostrzega jego zagrożenie i usiłuje określić i zrozumieć rzeczywistość. To jednak coś innego niż pełne nieskrywanej dumy, kategoryczne stwierdzenie „Jestem zawodowym szpiegiem wykształconym przez najlepszy wywiad świata, jakim był GRU” (i rzekomo cały czas taki jest). Podobne na pierwszy rzut oka objawy, nie muszą określać tej samej choroby. Sądzę, że Suworow niczego nie docieka, on kategorycznie twierdzi i nie daje dowodu (a raczej dowód jest niepełny lub zafałszowany). Nie mam wiedzy ani przekonania kim on tak naprawdę jest, czy wciąż jest czekistą, czy porzucił definitywnie sowiecką ojczyznę. Lecz wychwala ją w dalszym ciągu. Poza tym jest efekciarski, niewiele jest u niego chłodnej analizy, za to wiele szokujących stwierdzeń i epatowania strachem przed sowietami. Być może o taką to „rolę” się rozchodzi.

  13. 13 Dariusz Rohnka

    Proszę wybaczyć, że jako wkład do dyskusji, posłużę się cytatem:

    Nie zawsze wypowiedzi, które wypadają jakoś już za bardzo na korzyść wroga, muszą być koniecznie efektem dezinformacji. Czasem zdarzy się rozmówcy coś po prostu palnąć, niechcący. Jak inaczej mielibyśmy potraktować wypowiedź innego, równie sławnego sowieckiego dezertera, Władimira Rezuna (Wiktora Suworowa), który w zakończeniu jednej ze swoich licznych książek [chodzi o podziemne wydanie „Akwarium” – DR] pisał w sierpniu 1988 roku:

    Nie wierzę w ‚pierestrojkę’. Chyba, że obudzę się któregoś dnia i okaże się, że nie istnieje KGB, że „Solidarność” może swobodnie działać, a mur berliński leży w gruzach; że naród polski (węgierski, bułgarski, rumuński…) ma prawo decydować czy chce nadal pozostać w Układzie Warszawskim, a naród ormiański (ukraiński, gruziński, litewski…) ma prawo decydować czy pragnie pozostać w składzie ZSRR…

    Przypadek? Przejaw jasnowidzenia? Czy może subtelnie przeprowadzona operacja sowieckich specjalistów od propagandy i dezinformacji? Ten niepozorny fragment trafił do czytelnika w kluczowym momencie długofalowej strategii, kiedy zdecydowano się przeprowadzić to, co było absolutnie niewyobrażalne, zarówno dla wrogów, jak i sojuszników… Decydowano się na demontaż sowieckiego systemu. W takiej właśnie chwili pojawia się sowiecki dezerter-niedowiarek, pałający do komunizmu szczególnie silną nienawiścią, i powiada: ok, uwierzę w tę waszą pierestrojkę, jeśli tylko… zburzycie mur.

  14. 14 amalryk

    Ależ ja nie mam najmniejszych wątpliwości że Riezun jest sowieckim patriotą panie Michale. I na dodatek wielbicielem Stalina, nie pamiętam gdzie stwierdził on, czy któryś z bohaterów jego książkowych produkcji , że Stalin był zbawieniem dla pogrążonej w chaosie rewolucyjnym Rosji, który taki Trocki to doprowadziłby do niewyobrażalnej ostateczności.
    Jak też podejrzewam że Riezun to lipny i zadaniowany dezerter, za wiele tu przesłanek.

  15. 15 michał

    Ach, Darek, Darek… gdybyś jeszcze powiedział, z czego ten cytat. Ja się akurat domyślam, ale po pierwsze, to nie to samo co wiedzieć, a po drugie, nie każdy musi się domyślać.

  16. 16 michał

    Ach, przepraszam, Panie Amalryku, źle się wyraziłem. Miałem na myśli, że zważywszy jego sowiecki patriotyzm, nie dziwi mnie, że jest także wielbicielem Stalina, ale w tych dwóch książkach – Lodołamaczu i Głównym winowajcy – jest pod adresem wielkiego Soso bardzo, ale to bardzo krytyczny.

    Co powiedziawszy, towarzysz analityk z gru ma rację, że Trocki doprowadziłby nieszczęsną Rosję do ostateczności, z tą wszakże różnicą, że jest to stan wyobrażalny, a mianowicie doprowadziłby dokładnie do takiej samej ostateczności, do jakiej doprowadził Rosję Stalin.

  17. 17 Dariusz Rohnka

    Nie ma większego znacznie z czego to cytat. Istotniejszy jest cytowany (w cytacie) fragment z Akwarium.

  18. 18 amalryk

    Psia kość! Doskonały cytat Panie Dariuszu! Że też ja tego nie wyłowiłem. No to teraz mamy tego całego Władimira Riezuna jak na dłoni!

  19. 19 Dariusz Rohnka

    Prawda, że ciekawe, Panie Amalryku? Oczywiście, to żaden twardy dowód, ale jak wiele mówiąca koincydencja.

    Są praktycznie ledwie dwa przeciwstawne wyjaśnienia tego fragmentu. Wedle drugiego, Rezun uchodzić winien za Wielkiego Analityka, przy którym Golicyn wypada bladawo. Z jakiegoś powodu (jakiego?) geniuszem go jednak nie okrzyknięto.

    To jego posłowie, poza jednym znanym mi przypadkiem, przez nikogo nie zostało zauważone. Dziwne, biorąc pod uwagę masę jego zagorzałych czytelników.

  20. 20 Jacek

    Tak, to faktycznie ciekawa hipoteza. Czyli zgodnie z nią, Rezun byłby podstawiony Zachodowi jako agent wpływu, którego celem jest reklama pierestrojki. Wydaje się, wobec tego, że musiałby być zadaniowany około roku 1978. Czyli jeszcze przed epoką dominacji KGB nad partią komunistyczną. To w sumie dość prawdopodobne, bo w latach 70-tych KPZR sprawowała władzę, posługując się równolegle KGB i GRU dla realizacji wszelkich długofalowych planów, w tym planu Mironowa-Szelepina. Ja mam, oczywiście świadomość, że takie dywagacje, przypominają błądzenie we mgle, ale w sumie, co nam szkodzi trochę pobłądzić?

    Ale, wobec tego, czy po objęciu stanowiska genseka przez Andropowa, a potem Gorbaczowa, pozycja GRU nie została zachwiana? Czy jeśli jednak ucieczka Rezuna była autentyczna, to w interesie KGB nie leżało skompromitowanie wojskowej konkurencji? Idąc tym tropem, na pytanie, dlaczego Rezun/Suworow jeździ sobie po całej Europie, udziela wywiadów i nie boi się radioaktywnych herbatek, ani bułgarskich parasoli, można by zaryzykować odpowiedź, że towarzyszowi Putinowi nadal zależy na dyskredytowaniu konkurencji? Oczywiście w pewnym stopniu taki pogląd wpisuje się w opcję poszukiwania „pęknięć” w sowieckim monolicie, w które można by uderzyć, czyli dokładnie to, przed czym przestrzegał Golicyn. Ale jednak rywalizacja pomiędzy KGB i GRU pozostaje faktem. Tego typu służby zawsze ze sobą konkurują. Szczerze mówiąc, brakuje mi wiedzy, żeby tę kwestię kategorycznie rozstrzygać.

    Natomiast, co do Suworowa, jako sowieckiego patrioty, wychwalającego ZSRR… Musiałem zrobić sobie powtórkę z rozrywki i przypomnieć, to, co kiedyś czytałem. I tak, mam wrażenie, że „Akwarium” (chyba jego pierwsza powieść) to zapis kariery szpiega, bez wątpienia efekciarski, jak to nazwał Andrzej, ale raczej to efekciarstwo skalkulowane było na sukces komercyjny na zachodnich rynkach, niż na planowe wychwalanie sowieckiego systemu. „Żołnierzy wolności” raczej według mnie nie można podciągnąć pod sowiecki patriotyzm, bo z powieści wyłazi bezgraniczna pogarda autora dla sowieckiego państwa. Te wszystkie opisy kołchozów, kulawej Armii Czerwonej, ewidentnej zapaści technicznej. Raczej nie jest to apologia sowietów, tak sądzę.

    „Matka diabła”, z kolei, jest opowieścią o zacofaniu sowieckich wojsk rakietowych, wobec zachodu i jednocześnie kompromituje Chruszczowa jako przywódcę „supermocarstwa”.

    Tak ja, przynajmniej widzę wymowę tych powieści. Czytałem jeszcze, w zamierzchłej przeszłości „Kontrolę” i chyba coś jeszcze ale nie dałem rady tego sobie przypomnieć, więc może faktycznie ogólna wymowa jego twórczości jest inna, niż ja tu sugeruję.

  21. 21 Andrzej

    Szczerze mówiąc Jacku, nie do końca rozumiem, jak na podstawie „rywalizacji” między sobą bolszewickich służb specjalnych czy też samych bolszewików, można roztrząsać jakiekolwiek szanse na cokolwiek pozytywnego. Na cóż takiego miałyby to być szanse? Na upadek czy też – co znacznie gorsze – zmianę jednej formy bolszewizmu na inną formę bolszewizmu, na jego „ewolucję”? Założenie, że u bolszewików walka o władzę toczy się na tych samych zasadach co w wolnym (coraz to mniejszym) świecie jest całkowicie fałszywe. Na podstawie tego właśnie założenia komunizm „upadł”, bolszewicy „obalili się sami” (albo jak kto woli obalił ich „wyścig zbrojeń”, Reagan, Thatcher, Jan Paweł II, Solidarność, Karta 77, sowieccy dysydenci itd. itp.) – 30 lat temu. Tak się obalili, że nie tylko dalej są tam gdzie sto lat temu się pojawili ale i – jak to od samego początku zapowiadają – totalnie „ogarniają ludzki ród”. To, że się różnią między sobą w poglądach na stosowaną taktykę, czy w swoich osobistych ambicjach nie ma znaczenia wobec faktu, że bez żadnych różnic w tym względzie, mają jeden i ten sam cel i wszyscy się mu podporządkowują. A jeśli któryś z nich, nie zechce się podporządkować to prędko znika i zastępują go inni. I tak to, moim zdaniem, jest z tą ich „rywalizacją”.

  22. 22 Andrzej

    ps. Błądzenie we mgle bardzo nam szkodzi, można wpaść w dół i nieźle się połamać albo co gorsza do rzeki o silnym nurcie i postradać życie. Osobiście wolę poczekać aż mgła opadnie na tyle, abym mógł świadomie iść dalej.

  23. 23 Jacek

    Andrzeju,

    Ja nie doszukuję się w rywalizacji sowieckich specsłużb niczego pozytywnego, a już na pewno nie ewolucji komunizmu. Mówię tylko, że taka rywalizacja była i pewnie jest nadal i może się jakoś przekładać na karierę Rezuna. Rywalizacja między różnymi frakcjami nie musi wcale oznaczać zmiany celu strategicznego, który od czasów Lenina pozostaje niezmienny. Chodzić może raczej o kolejność przy podziale łupów.

    To oczywiście tylko spekulacje i, no niestety, błądzenie we mgle. Ja jednak nie doszukiwałbym się w takim podejściu jakichś straszliwych niebezpieczeństw. Ostatecznie, nawet jeśli pobłądzę gdzie na pustkowie, to co z tego wyniknie dla świata? Nic. Mnie błądzić wolno. Co innego z takim, na przykład Trumpem. O, ten jak pobłądzi, to dopiero będzie bieda.

    Ale dla nas, to tylko gimnastyka umysłu, nic więcej.

  24. 24 michał

    Drogi Panie Jacku,

    Byłbym skłonny podkreślać drugą stronę medalu, tzn. nie stawiałbym hipotezy, że Rezun jest podstawiony, a raczej wskazywał na wątpliwości co do jego osoby (choć być może, że Darek i p. Amalryk się ze mna nie zgodzą). Każdy zasługuje na jakiś kredyt zaufania, a Suworow z pewnością.

    Nigdy mnie nie przekonywała hipoteza na temat rywalizacji, niezgody i zasadniczych różnic między gru i kgb. Gru to czekiści. Jest zapewne między nimi zawodowa konkurencja, ale nie inna niż między Tupolewem i Pietlakowem, tj. i jedni, i drudzy pragną tego samego, a konkurencja tylko pomaga w osiągnięciu celów. Dobrze to ilustruje znana historia, że chłopięcym idolem Wołodii Putina był Jan Bierzin, praojciec gru. Podobnie rzecz się ma z dominacją czekistów nad partią. Andropow był z pewnością czekistą i motorem tej dominacji. Jednocześnie Gorbaczow był człowiekiem Andropowa, a widziany jest jako ten, który próbował przywrócić wiodącą rolę partii wobec czekistów. Czy nie jest to właśnie tworzenie mgły z ich strony?

    Innymi słowy, zgadzam się z p. Andrzejem, że cała ta rywalizacja między służbami przypomina mi ich rzekome walki o władzę, udawane napięcia między „liberałami” i „siłowikami”, albo nawet sino-sowiecki spór – wszystko pic na wodę naszych ddyskusji.

    Ale gdzie się nie mogę zgodzić z p. Andrzejem, to w ocenie mgły…

    Panie Andrzeju, mgła jest piękna! Tak, można się zgubić, ale mgła zmienia świat, czasami pozwala nawet, jak pisał kiedyś Stary chrzan, rozpoznać w wiatraku, który wszyscy uważają za wiatrak – prawdziwego czerwonego smoka.

  25. 25 Andrzej

    Jacku,

    Ponownie szczerze mówiąc, mało mnie interesuje który bolszewik weźmie moje ubranie a który zagarnie moje pieniądze, gdy mnie już dopadną. Jak się podzielą łupami. Obchodzi mnie to, żeby mnie nie dopadli a najbardziej to, żebym to ja albo ktokolwiek ich dopadł. Obchodzi mnie pozbycie się tej zarazy raz na zawsze – ostatecznie i skutecznie.
    Rezun pisze i mówi bzdury, na korzyść sowietów czy robi to w porozumieniu z nimi czy nie. I to jest moim zdaniem istotniejsze od tego, kim naprawdę jest. Szkodliwa działalność Mikołajczyka i Korbońskiego czy też później „grupy poselskiej ‚Znak'” wynikała nie tyle z ich otwartej agenturalności, co z przyjętej przez nich optyki względem komunizmu i bolszewików. Uważam, że była ona groźniejsza w skutkach, niż byłaby działalność zwykłej agentury.

    A jednak we mgle można łatwo się zgubić, nawet jeśli przy okazji pogimnastykujemy sobie umysł.

  26. 26 Jacek

    Panie Michale,

    Być może to wszystko pic na wodę i dezinformacja. Im dłużej się temu przyglądam, tym więcej mam wątpliwości. Może po prostu musi minąć więcej czasu, żeby móc wyciągnąć jakieś konkretne wnioski z tych strzępków informacji, które do nas docierają.

    A pisarstwo Suworowa na pewno warto analizować, nawet, jeżeli autor budzi wątpliwości. Tym bardziej dlatego właśnie.

  27. 27 Jacek

    Andrzeju,

    Rezunowi na pewno zdarza się pisać bzdury, ale czy robi to na korzyść sowietów? I czy pisze tylko i wyłącznie bzdury? W tych tytułach, które wymieniłem na pewno też są tezy, z którymi ciężko było by się zgodzić. Ale są też ciekawe (dla mnie) analizy dotyczące na przykład zacofania sowieckiego przemysłu rakietowego. Mimo sputnika i Gagarina, pozostali w tyle w dziedzinie militarnego wykorzystania rakiet balistycznych. O tym też Suworow pisał, dość przekonująco według mnie.

    Trzeba by pewnie przeanalizować wszystkie jego książki, to niestety przerasta moje możliwości.

  28. 28 michał

    Czy nie wydaje się Panom słuszna zasada, że każdy w końcu zasługuje na merytoryczną uwagę? Na obiektywną analizę treści wypowiedzi, niezależnie od zewnętrznych czynników takich jak: przebieg kariery albo pochodzenie społeczne, narodowość, kolor skóry itd.

    Mnie osobiście całkowicie ominęła „moda na Suworowa”. Słyszałem o nim wiele, głównie od znajomych, ale nigdy nie wydał mi się wystaczająco ciekawy. Prawdę mówiąc, postanowiłem go skosztować wyłącznie dzięki niezwykle wysokiej o nim opinii wyrażonej przez Nawrozowa, którego bardzo cenię.

    Przeczytawszy dwie jego książki, nie mam inklinacji do lektury innych jego pozycji, ale treść tego co ma do powiedzenia wydaje mi się na przemian obiektywnie fascynująca i subiektywnie komiczna. Doceniam go, gdy odkrywa przede mną coś, co nawet mi do głowy nie przyszło, ale nie zamierzam się powstrzymywać od krytyki, gdy wypisuje brednie.

  29. 29 Jacek

    Panie Michale,

    Suworow na rynku księgarskim (jeśli można tak to nazwać) plasuje się gdzieś pomiędzy Forsythem, czy Ludlumem, a opracowaniami czysto historycznymi. W efekcie nie jest to do końca ani literatura sensacyjna, ani historyczna. Stąd pewnie problem z odbiorem jego książek. Ma niewątpliwy talent do przyciągania uwagi czytelnika, ale dla kogoś, kto szuka tylko twardych faktów, jest to raczej fałszywy trop. Zbyt dużo u niego wspomnianego efekciarstwa. Ale oczywiście zdarzają mu się ciekawe i chyba trafne analizy.

  30. 30 Andrzej

    Drogi Panie Michale,

    Stwierdzenie Mackiewicza, że od gruntownego poznania prawdy nigdy nie należy się uchylać powinno być zasadą podstawową. Zasada, którą Pan przedstawił wynika z niej wprost i jest jak najbardziej słuszna. To, że wolny od bolszewizmu świat (a i zniewoleni przezeń ludzie) tak mało merytorycznej uwagi poświęcał i poświęca Leninowi i innym bolszewikom, skutkuje od 100 lat tym, że bolszewizm na całej linii zwycięża.

    Nie odrzucam tez i książek Suworowa a priori, lecz uważam jego przekaz za płytki i przez to mało wartościowy. Teza o Hitlerze jako lodołamaczu sowietów jest słuszna (i ponadczasowa – tych lodołamaczy było i jest nieskończenie wielu, ostatnio np. islamiści jak to dobrze opisał Andrej Nawrozow), lecz moim zdaniem autor nie zrobił z niej właściwego użytku. Posłużyła mu do zyskania popularności a nie do rzeczowej analizy. Być może się mylę, być może rozwinął jednak tę tezę na inne czasy bolszewickich prowokacji, przeczytałem tylko dwie lub trzy jego książki. Komentarz Darka na temat „zdolności przewidywania” Rezuna (a raczej konsekwencji jakie z nich wynikają) wydaje mi się być nadzwyczaj istotny, niezależnie od zagadnienia agenturalności autora owych „warunków upadku komunizmu”. Moim zdaniem, Rezun pisze i mówi to co w danej chwili jego publiczność chce czytać i słyszeć. To oczywiście wpisuje się w bolszewicką taktykę jak ulał.

  31. 31 Dariusz Rohnka

    Andrzeju,

    Piszesz: Moim zdaniem, Rezun pisze i mówi to co w danej chwili jego publiczność chce czytać i słyszeć. To oczywiście wpisuje się w bolszewicką taktykę jak ulał.

    To może być prawda, tyle że w odniesieniu do jego, wedle mnie, najważniejszej „prognozy”, w sierpniu 1989, a więc w momencie pisania przez Rezuna posłowia do Akwarium, nikomu spośród jego czytelników nie śniły się nawet prowokacje roku następnego, w tym spontaniczna „rozbiórka” muru w Berlinie.

  32. 32 Dariusz Rohnka

    Chyba przestawił mi się historyczny czas, o rok. Chodziło, oczywiście, o 1988.

  33. 33 Andrzej

    Darku,

    W sierpniu 1988, pierestrojka szła już pełną parą i przy otwartej kurtynie, nie tylko w peerelu. Już ponad rok wcześniej Reagan wyzywał Gorbaczowa do obalenia muru berlińskiego, a peerelowska prasa solidarnościowa (bodajże czytałem to w „PWA”) informowała o poufnym przekazie Jana Pawła II po spotkaniu z Jaruzelskim na temat „wielkich zmian jakie nadchodzą w rządzeniu krajem”. Więc chyba jednak się śniło i to wcale licznej grupie osób. Atmosfera oczekiwania na „epokowe wydarzenia” była powszechna. A Suworow wydawał swoją książkę w podziemnym wydawnictwie, badajże „SW” (miałem to ale gdzieś mi już „wcięło” więc nie jestem pewien) i słowa, które zacytowałeś były, jak sądzę, adresowane właśnie dla tych, którzy wtedy „nie wierzyli” w pierestrojkę. Czy warunek swobodnego działania Solidarności nie był podstawowym w ówczesnych dążeniach zdecydowanej większości peerelowskiej opozycji? Te warunki wyglądały wówczas na niemożliwe do spełnienia – w sferze cudów, lecz jednak były już dobrze wyartykułowane. A że „obalenie” berlińskiego muru etc. nastąpiło „spontanicznie” to już inna rzecz.

  34. 34 Dariusz Rohnka

    Andrzeju,

    Obawiam się, że albo żyliśmy w dwóch różnych rzeczywistościach, albo też Twoja teza o oczekiwaniu „na wielkie zmiany” jest nieco naciągnięta do tutejszej, obecnej naszej wiedzy historycznej.

    Bo czy chcesz powiedzieć, że znałeś którego z ówczesnych obywateli peerelu, czy szerzej demoludów, który by wówczas, w sierpniu 1988 trwał w nadziei na „wydarzenia” kalibru rozbiórki muru, niby-performensu „wasz prezydent, nasz premier”, masowych wycieczek dedeorowców do Budapesztu czy aksamitnych praskich rewolucji?

    Czy takich ciągot można się było nabawić czytając podziemne gazetki, jak wspomniane przez Cię PWA?

    Wedle mnie było ździebko inaczej. Wszystkich tych rewolucjonistów, uczestników i obalaczy trzeba było za uszy wypychać przed szereg, a taki towarzysz Mazowiecki, ledwie że nie wyzionął ducha w pierwszym bodaj dniu premierowania (a może to już było nazajutrz, po wizycie kamrata Kriuczkowa? – nie pomnę).

    I czego on się tak bał, skoro „wielkie przemiany” były z góry już ustalone?

  35. 35 Andrzej

    Darku,

    Wydaje mi się, że taki np. Kuroń i jego towarzysze wiedzieli i przewidywali już to i owo, że te hasła i informacje krążyły po co poniektórych „podziemnych salonach”. Stąd zapewne ten przeciek, być może jednak nie w PWA ale w Tygodniku Mazowsze. Na pewno jednak to było i tak jak to relacjonuję. Akurat Mazowiecki jest złym przykładem jako komunistyczny kolaborant, który bał się własnego cienia aby tylko nie zrobić niczego wbrew bolszewikom. On został chyba wybrany przez wymienioną na wstępie grupę właśnie dlatego, aby komunistów sobie zjednać, spełniał rolę pomostu. Nie czarujmy się, że to była jakaś istotna zmiana dla której ze stron układu. To było w istocie tylko przerzucenie kładki, celem dalszych wspólnych posunięć.

    Skupiasz się na późniejszych scenariuszach realizacyjnych a ja mam na myśli szkielet konstrukcji – hasła, które były już w obiegu. Upieram się przy tym, że hasła „upadku muru” i „przywrócenia Solidarności” były wyartykułowane i znane (no przecież, że nie powszechnie przez peerelowskich obywateli, którzy wszakże żyli już w atmosferze oczekiwań na „wiosnę ze wschodu”) w środowiskach do których adresowane było posłowie Suworowa do „Akwarium”, wydanego latem 1988 w podziemiu.

  36. 36 michał

    Szanowni Panowie,

    Powyższa wymiana wydaje mi się nadzwyczaj pouczająca.

    Z jednej strony, mam wrażenie, że racja leży po stronie Darka, bo przecież nikt – ale to absolutnie NIKT – nie spodziewał się tego, co się rzekomo wydarzyło czyli tzw. upadku komunizmu. Pierestrojka szła pełną parą, jak słusznie mówi p. Andrzej, ale to się miało skończyć na komunizmie z ludzka twarzą, czyż nie?

    Mnie już wówczas w prlu nie było, więc czytam tę wymianę z fascynacją. Bo jakże ja bym się zachował wówczas?! Patrzyłem na to z oddali i wydawało mi się, że wszystko, co wyczytałem u Mackiewicza, i co skłoniło mnie do porzucenia podziemnej działalności jako z natury rzeczy – i niezależnie od naszych najlepszych intencji – aktywności wyłącznie na rękę sowieciarzom, że wszystko to potwierdza moje najgorsze przypuszczenia. Ale nigdy, przenigdy nie spodziewałem się, że bolszewicy mogą posunąć się tak daleko, jak się posunęli.

    Innymi słowy, chyba rzeczywiście nikomu – włącznie z moją cyniczną osobą – nie śniło się nigdy, że poważą się zrobić, co rzeczywiście zrobili. Przywrócenie Solidarności? Mój Boże… to oczywiście było na tapecie od zawsze. Upadek muru berlińskiego? Także. Po prostu dlatego, że wyobrażaliśmy sobie zjednoczenie Niemiec pod egidą enerdowa. (W pewnym stopniu tak właśnie się stało, ale jednak nie tak, jak to sobie wówczas wyobrażałem.) Tylko że w takim razie ma rację p. Andrzej, że spodziewaliśmy się jednak „wielkich przemian”.

    A zatem jak to naprawdę wówczas wyglądało?

  37. 37 Dariusz Rohnka

    Jak to wyglądało?

    Każdy z nas ma inne spojrzenie, inne osobiste doświadczenia. Andrzeju, co dokładnie wyczytałeś w gazetce sprzed 30 lat? Jesteś w stanie to odtworzyć?

    Pierestrojka była w toku, także głasnost, to oczywiste, ale czy w związku z tym ktokolwiek oczekiwał od Gorbaczowa zburzenia aż muru? Mnie się nie zdaje, żeby tak było w 1988 roku.

    Był nastrój wyczekiwania, i owszem, ale oczekiwania były skrojone na inną miarę. Dyskretne „przecieki”, że jest przygotowana jakaś nowa zmowa z koncesjonowaną opozycją pojawiły się nie w 88, a w 1987 roku, tuż bodaj po amnestii. Wiedzieliśmy, że oni (koncesjonowani z komunistami coś wspólnie knują, a przynajmniej zaczynają). Skąd była ta wiedza, nie mam pojęcia, na pewno nie było to nigdzie publikowane.

    Czy Kuroń był lepiej zorientowany od Mazowieckiego, nie jestem pewien, ale nie można tego całkiem wykluczyć. Mazowiecki był naiwnym poputczikiem-półbolszewikiem i mógł być postrzegany przez bolszewików jako figura nieco śmieszna, za to nadająca się wyśmienicie na świecznik. Kuroń, Michnik – tych mogli traktować poważniej. Nie wiem, co robił wiosną 1988 roku Kuroń (poza piciem i symulowaniem ucieczek przez ub, filmowanych w ich trakcie przez… jak się nazywała ta śmieszna video-telewizja?), Michnik jeździł do Moskwy, chadzał do sowieckiej ambasady, to znane. Czego dotyczyły rozmowy, które prowadził, ile mu zdradzano, czego od niego oczekiwano, na ile był dyspozycyjny, na ile pozostawał niezależnym partnerem, na te pytania nie łatwo jest znaleźć odpowiedź. Czy mógł już wówczas – w 1988 – posiąść wiedzę, że nie skończy się na kolejnej reformie, legalizacji solidarności etc.? Jego osobista pewność siebie (może tylko dobrze grana) rok później zdaje się sugerować, że wiedział sporo. Paraliżująca presja strachu, pod którą działała cała koncesjonowana opozycja w 1989, zdaje się temu przeczyć.

    Tak czy siak, nadal nie wydaje mi się, żeby poza bardzo wąską grupą oczekiwano czegoś więcej niż legalizacji związku zawodowego, kolejnej jakieś tam reformy, konsultacji społecznych itp. dupereli.

  38. 38 Andrzej

    Panie Michale,

    Nikt się nie spodziewał tzw. upadku komunizmu, lecz wielu głosiło, że nastąpi. Czy to nie Solidarność Walcząca głosiła wszem i wobec, że komunizm upadnie? Gdy się to „zmaterializowało” (wprawdzie w innej formie niż głosiła SW, ale jednak), ewidentne pozory tych wydarzeń i początkowe wątpliwości poszły szybko do kąta i w zapomnienie, i dziś mamy to co mamy: wolnego i solidarnego marszałka seniora kolejnego peerelowskiego „sejmu”.

    Często dyskutujemy tu o tym, że „upadek komunizmu” spowodował upadek antykomunizmu. Czy nie dlatego właśnie, że scenariusz tej prowokacji tak dobrze dopasowany był do oczekiwań? Gdzie miało być „porozumienie”, tam ono było (jednak w solidarnym peerelu przeważała opcja Kuronia, Geremka et al. a nie SW). Gdzie miało być „unarodowienie”, tam było. Gdzie miało być „aksamitnie” i „prasko-wiosennie” tam było. Gdzie miało być krwawo, tam było. Gdzie miało być „demokratycznie” (głosowanie nogami), tam było. Czyż nie?

    Według mnie naprawdę wyglądało to tak, jak powszechnie oczekiwano, aby to wyglądało.

  39. 39 Andrzej

    Darku,

    Niestety, swego czasu (początek lat 90) wszystką „bibułę solidarnościową” oddałem znajomemu. Tak mnie to wszystko wtedy wkurzyło. Zostawiłem sobie tylko książki.

    Nie potrafię zatem dokładnie przytoczyć treści (coraz bardziej przeświadczony jestem, że to było to jednak w „protoplaście” Wybgazety). To była krótka notatka (kilka zdań, może 10) po spotkaniu Jana Pawła II z Jaruzelskim podczas pielgrzymki papieskiej w czerwcu 1987. Dodane tam było zdanie, że papież poufnie poinformował przedstawicieli „Solidarności” (można się domyśleć jakiej orientacji politycznej), że nadchodzą „wielkie zmiany polityczne”, co interpretowano jako słabość komunistów. To pewnie jest gdzieś w archiwach albo być może też wspomniane w książkach. Jedyna, którą posiadam na ten temat („Reglamentowana Rewolucja”) jest w tej chwili poza moim zasięgiem. Niemniej, gdy tylko będę mógł to sprawdzę, czy nie ma w niej czegoś na ten temat.

  40. 40 michał

    Nic mi o tym nie wiadomo, ale jeżeli tak Panowie twierdzicie, to tak musiało być. Wydaje mi się, że jedyna różnica w Waszej percepcji tkwi w „ilości”. Pan Andrzej twierdzi, że oczekiwano tego powszechnie, a Darek, że tylko bardzo wąska grupa oczekiwała takich zmian, jakie zaszły.

    Nic dziwnego, że pewien mój znajomy, oburzony moją perorą na temat tego, co się działo w prlu we wczesnym roku 1990, odparł dobitnie i z godnością: W MOIM KRAJU OBALONO KOMUNIZM.

    Czy mogę wrócić na chwilę do Suworowa? Czy ktokolwiek może mi przesłać lub skierować mnie do owego trefnego posłowia do polskiego wydania „Akwarium” z 1988 roku? Bardzo mnie ten tekst interesuje.

  41. 41 JAM

    I co „w dzisiejszym prlu” pozwalają pisać? Gdzie GUKPIW?

  42. 42 michał

    Szanowny Panie (albo Pani),

    Nie mam zielonego pojęcia, czego Panu albo Pani zabraniają pisać, nie jestem takiej kontroli poddany. Główny urząd kontroli piw, powinien się ograniczać do browarnictwa, ale dlaczegoś nigdy tego nie robił.

    Pomijam drobiazg, że wobec powszechnej sowietyzacji ludności dzisiejszego prlu, i dzięki równie powszechnej autocenzurze, główny urząd mógłby się bez szkody zająć kontrolą piw. Pomijam to, bo to oczywiste, a ludzie inteligentni nie mówią o rzeczach oczywistych.

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.