Sen Raskolnikowa Część IX
2 komentarzy Published 10 grudnia 2025    |
Czy terroryzm wyrósł z reakcji caratu na zamach Karakozowa?
Czy rzeczywiście można wywieść czyn Luigi Mangione ze sprawy Karakozowa? Czy zabójstwo Charlie Kirka naprawdę da się połączyć z nieudanym zamachem, w świecie tak odmiennym od naszego, jak szlachetna partia szachów różni się od śmiercionośnej wersji cymbergaja? Powróćmy do Dymitra Karakozowa i jego zamachu.
W pierwszym rozdziale swej książki, Verhoeven pragnie zająć się reakcją carskiego państwa na sprawę Karakozowa, ale drążąc akta sprawy i porównując je z tym, co ujrzało światło dzienne, maluje interesujący obraz, w którym pojawia się coś więcej niż reakcyjny carat. Mamy tu bowiem wszystkie składniki przyszłych ruchów rewolucyjnych i terroryzmu. Spiskowa organizacja, a w jej wnętrzu głęboko zakonspirowana komórka, której istnienia tylko nieliczni byli świadomi; jednostki oddane sprawie całkowicie, gotowe przyjąć rolę agent provocateur, byle tylko posunąć sprawę rewolucji naprzód. Planowanie zamachów dla wywołania zamieszek, eksterminacji grup (szlachty) w imię równości, wolności i socjalizmu. Święta, nietykalna księga, niepodważalny wzorzec – znacząco, traktowana jak Koran, a nie Biblia – w postaci Co robić? Czernyszewskiego, który sam nabrał cech umęczonego proroka. Kolejny wytarty motyw, żywcem wzięty z Czernyszewskiego, a potem powielany w nieskończoność przez rewolucyjną propagandę, to milkliwy heros, chorobliwie intensywny, rozgorączkowany, gotów na wszystko – gotów poświęcić najbliższych dla sprawy, zabić i zgładzić siebie. Nawet udział Polaków i polskie koneksje, tak typowe dla późniejszych faz walki z caratem, były obecne już w tej sprawie. Związki rosyjskiego ruchu rewolucyjnego z polskim ruchem narodowowyzwoleńczym są oczywiście dobrze znane. „Warszawianka” – pierwsza międzynarodowa pieśń rewolucyjna; Bronisław Piłsudski i Aleksander Ulianow skazani za udział w tym samym spisku; ilość polskich rewolucjonistów w rosyjskich kołach, ilość polskich zamachowców, i wreszcie rola SDKPiL jako zarodka bolszewickiej partii, wszystko to godne jest przypomnienia, ale w sprawie Karakozowa interesuje nas, że Rosjanie uczyli się od Polaków – knucia. Z jakiegoś powodu, rewolucjonistom imponowały polskie metody konspiracji. Car od razu, na miejscu zamachu, zapytał Karakozowa, czy jest Polakiem. Murawiow-Wieszatiel przeprowadził brutalne śledztwo w przekonaniu, że to polski spisek, a Katkow wiódł w tym samym duchu kampanię w prasie.
Nie było wątpliwości co do osoby zamachowca, więc śledztwo koncentrowało się na odkryciu jego motywów i współpracowników. Aleksandrowska reforma sądownictwa, wprowadzona oficjalnie w życie w dwa tygodnie po zamachu, kładła nacisk na dociekanie prawdy, a nie na zapewnienie wyroku skazującego. Jej tendencję reprezentuje postać Porfirego, sędziego śledczego w Zbrodni i karze. Jednakże, zamiast postępować zgodnie z duchem nowej ustawy, śledztwo Murawiowa odbywało się w ramach dawnego systemu, gdzie przyznanie się oskarżonego było ostatecznym (a często jedynym) dowodem winy. Rząd wycofał się tymczasowo z własnych reform i zamknął w komforcie starych zasad, otaczając jednocześnie dochodzenie murem tajemnicy. Co więcej, utajniwszy wiele elementów śledztwa, zezwolono Murawiowowi na publikację artykułu, zanim sąd zakończył swe deliberacje; artykułu, który okazał się stać w sprzeczności z nadchodzącym wyrokiem sądu.
Dochodzenia i proces skupiły się na istnieniu „Piekła”, głęboko zakonspirowanego kółka terrorystycznego, oddanego carobójstwu, gdyż, z definicji, przynależność do spisku na życie cara była karalna. Jednak w wyroku sądowym nie ma w ogóle mowy o Piekle, sąd uznał bowiem (nie bez racji), że wobec oczywistej winy oskarżonego, jego członkostwo w tajemniczym kółku nie miało materialnego znaczenia. Ta zasadnicza różnica zezwoliła na rozbieżne interpretacje: w jednej, Piekło było wymysłem Murawiowa, a wedle drugiej, zjawiskiem tak skrajnym, że nawet carat wolał jego istnienie przemilczeć i zbagatelizować. Zamachowiec został skazany, jego lekarz i współkonspirator, Kobylin, uniewinniony, a Murawiow zmarł na kilka dni przed egzekucją Karakozowa, mogło się więc wydawać, że Rosja otrząsnęła się ze zmory terroryzmu. Ale tak nie było.
W drugim procesie (jednym z oskarżonych był Bolesław Szostakowicz, ojciec Dymitra, co jest klasycznym przykładem „polskich koneksji”), oskarżeni wypierali się nie tylko należenia do Piekła, ale wręcz jakiejkolwiek wiedzy o jego istnieniu. Oprócz członkostwa w Piekle i spisku na życie cara, zarzucano im chęć wywołania chaosu przez masowe zabójstwa ziemian, uwolnienie Czernyszewskiego i przyjęcie skandalicznego credo, że cel uświęca środki (przypisywanego jezuicko-polskim wpływom). W tym procesie nadano Piekłu charakter filozoficznego kółka. Niektórzy oskarżeni twierdzili, że było ono zaledwie interesującym przedmiotem teoretycznych debat. Spośród 25 oskarżonych, tylko jednego, Iszutina, skazano na śmierć, jako przywódcę konspiracji. Car okazał niezadowolenie, że wyroki były tak łagodne, ale nie z powodu swej wrodzonej krwiożerczości, tylko dlatego, że utrudniało mu to okazanie łaski. Mimo to ułaskawił Iszutina, po czym złagodził i skrócił wszystkie wyroki. Verhoeven komentuje, że skazańcy udali się na wieloletnią katorgę i do więzień, ku obłędowi i śmierci. To niewątpliwie prawda. W Ameryce poszliby na szubienicę.
Towarzysze Karakozowa przeszli do historii pod nazwą Koła Iszutina, ale w raporcie Murawiowa występuje ono jako „Organizacja”. Do jej celów należała propaganda wśród ludu, agitacja przeciw panom i władzy w ogóle, zakładanie szkół i spółdzielni, bibliotek dzieł nihilistycznych i szerzenie idej socjalizmu. Te dalekosiężne cele prowadziły do debat, czy nie należy przyspieszyć tempa przemian przy pomocy aktów gwałtu, a szczególnie carobójstwa. Murawiow sugerował obce – katolickie i polskie – pochodzenie tych skrajnych pomysłów. Pod wpływem przybyłego z Genewy Chudiakowa, Iszutin, kuzyn Karakozowa, miał rzekomo zawiązać Piekło, którego członkowie poprzysiąc mieli, iż zabiją każdego, kto stanie na drodze rewolucji, z członkami Organizacji włącznie.
O Piekle i jego członkach, mortusach – „ludziach gotowych złożyć swe życie w ofierze” – wiedzieli śledczy od tajemniczego Ignacego Korewo, który sam zgłosił się na świadka, otrzymał tysiąc rubli w srebrze – i zniknął. Nic więcej o nim nie wiadomo. Nie wspomniano o nim w przewodzie sądowym, nie ma żadnych o nim wzmianek w archiwach. Czy był prowokatorem policji? Wobec kompletnego zaskoczenia aktem Karakozowa, jest nieprawdopodobne, by władze miały swego człowieka w Organizacji i nie wykorzystały go lepiej (jak zobaczymy dalej, Trzeci Oddział był wystarczająco sprawny, by taką wtyczkę umieścić w podejrzanym kółku). Dopiero w świetle zeznań Korewo poczęto wypytywać o Piekło i otrzymano sprzeczne odpowiedzi, począwszy od żartu, że grupa carobójców to jest piekło, do stanowczych twierdzeń, że po raz pierwszy słyszano o Piekle z ust oficerów śledczych.
Verhoeven nie mówi tego wprost, ale skłania się do tezy, że Piekło było wymysłem Murawiowa, dla rozdmuchania spisku i nadania mu diabolicznego charakteru. Trudno się z nią nie zgodzić, że nikt nie zdołał pozytywnie udowodnić istnienia Piekła. Należy chyba jednak postawić inne pytanie: jak można udowodnić istnienie głęboko zakonspirowanego, wąskiego spisku? Przyznanie się do przynależności równało się wyrokowi śmierci, żadnych dokumentów być nie mogło, a jedynym mglistym dowodem na istnienie kółka mogą być tylko plotki, na których polegać nie można (zobaczymy zaraz inny przykład tej trudności). Rację miał Herzen, że do rozwikłania sprawy Karakozowa potrzeba talentów Tacyta i Dantego: potrzeba umiejętności rozjaśnienia mrocznych powikłań i stworzenia nowej poetyki kręgów piekła.
Ale odwrotność jest także prawdą, nikt nie zdołał udowodnić, że taka komórka nie istniała. Metody śledcze Murawiowa były brutalne, a mimo to przed sądem śmiało odwoływano zeznania. Już ten fakt, że podsądni wypierali się zeznań złożonych w śledztwie na temat Piekła, świadczy jak najlepiej o carskiej Rosji. Jeden z oskarżonych, Nikołajew, rozważał w swej mowie przed sądem różnicę między królobójstwem i carobójstwem, przyznając konieczność carobójstwa w niektórych wypadkach. Mniejsza, że to byłoby nie do pomyślenia za Stalina-Putina, ale przecież nie pozwolono by mu mówić w taki sposób nawet w brytyjskim lub amerykańskim sądzie dziś.
Niezależnie wszakże od faktów – istnienia bądź nieistnienia – Piekło miało ogromny wpływ na dalszy rozwój wydarzeń w Rosji: wpłynęło bezpośrednio na Nieczajewa, Żelabowa i Wierę Zasulicz. Spowodowało także zmianę w kodeksie prawnym, gdzie zamieniono paragraf na temat wyjęcia spod prawa tajnych organizacji, na „jakiekolwiek nielegalne stowarzyszenia”. Jak na byt pozbawiony istnienia, Piekło miało wiele siły sprawczej. Być może ma więc rację Verhoeven, że dwuznaczność reakcji carskiego państwa na zamach, ambiwalencje zawarte w dokumentach śledztwa, niekonsekwencje w wyrokach i niejasność co do fundamentalnej kwestii istnienia spisku, rzeczywiście przyczyniły się do stworzenia terroryzmu.
Jednak jeszcze bardziej winno nas zdumiewać, że trudne do dowiedzenia istnienie Piekła jako głębszej konspiracji, miało niewiarygodny precedens w sprawie Pietraszewców, w której Fiodor Dostojewski został skazany na śmierć, prawie dwadzieścia lat wcześniej.
Zaczarowane koła
Towarzyskie kółka, przyjacielskie kręgi złączone wspólną myślą bądź jednym celem, przeradzające się z czasem w coś innego, sformalizowanego i poważnego, mają długą i dystyngowaną historię. Z takich kółek powstały klasztory i zakony rycerskie, tajne stowarzyszenia i partie polityczne, angielskie kluby towarzyskie i organizacje mafijne, sławne koła łowieckie i uniwersytety, kluby sportowe i szajki gangsterskie. Wspomniane już powyżej potężne organizacje Templariuszy i sekta Asasynów, wyrosły z zamkniętych kółek, nie wiadomo dokładnie kiedy ani jak. Templariusze wywiedli się z garstki rycerzy, którzy postanowili chronić pielgrzymów w Ziemi Świętej.
Ale w Rosji było inaczej – kółka były modą. Turgieniew pisał o tym zabawnie w Hamlecie powiatu szczygrowskiego (nawiasem mówiąc, dziwne to popłuczyny po Podziemnym Człowieku). Powszechność kółek wykluczała ich rewolucyjność. Diatryba przeciw kółkom jest godna uwagi, wobec ciężaru sprawy Pietraszewców i Karakozowa. W oczach jego bohatera był to upadek samodzielnego rozwoju, „obrzydliwa namiastka społeczeństwa, kobiety, życia”.
Kółko – to leniwe i gnuśne bytowanie razem i obok siebie, któremu nadają znaczenie i pozór czegoś rozumnego; w kółku zamiast rozmów są rozważania; kółko uczy bezpłodnego gadulstwa, odciąga od samotnej, dobroczynnie działającej pracy, zaszczepia chorobę literatury, a wreszcie pozbawia świeżości i czystej siły ducha. Kółko – to pospolitość i nuda pod pozorem braterstwa i przyjaźni, kłębowisko nieporozumień i pretensji pod pozorem szczerości i wzajemnego zrozumienia; w kółku, dzięki prawu, które pozwala każdemu z przyjaciół pchać w każdej chwili brudne paluchy prosto w duszę przyjaciela, w niczyjej duszy nie znajdzie się ani jedno czyste, nietknięte miejsce; w kółku wielbią każdego, kto umie gadać, każdego egoistycznego mądralę, każdego przedwcześnie postarzałego młodzieńca, noszą na rękach nieudolnego wierszokletę, którego utwory są za to pełne „ukrytych” myśli; w kółku młodzi, siedemnastoletni, poczciwi chłopcy chytrze i uczenie rozprawiają o kobietach i o miłości, a wobec kobiet milczą lub mówią z nimi jakby z książki – i o czym w dodatku mówią! W kółku kwitnie przebiegłe krasomówstwo, w kółku śledzą się wzajemnie nie gorzej niż urzędnicy policji… O kółko! Ty nie jesteś kółkiem, jesteś zaczarowanym kołem, w którym zginął już niejeden porządny człowiek!
To jest słuszne nie tylko o kółkach studenckich w Rosji carskiej, dotyczy to każdej zwartej grupy przyjaciół (sam należałem do takich zamkniętych kół wzajemnej adoracji w mej prlowskiej młodości). Jest w tym coś niezdrowego, może nawet niepokojącego, ale jakże odległego od Piekła z aktu oskarżenia Karakozowa.
Dostojewski pisał o „petersburskich kółkach” o wiele wcześniej, bo już w 1847 roku.
Wiadomo nawet, że cały Petersburg jest niczym innym jak skupiskiem ogromnej liczby małych kół, z których każde ma swój regulamin, swoje zwyczaje, swoje prawa, swoją logikę i swoją wyrocznię. Jest to poniekąd wytwór naszego charakteru narodowego, który jeszcze trochę stroni od życia publicznego i najchętniej siedzi w domu.
Wydawać się może, że Dostojewski pisał z ciepłą ironią o tych kółkach, ponieważ nie widział w nich nic zdrożnego. Jest jednak przynajmniej równie możliwe, że próbował zbagatelizować coś o wiele bardziej poważnego. Tłumacz i znawca Dostojewskiego, David Magarshack, wyrażał nawet zdziwienie nieroztropną odwagą pisarza, należącego do dwóch takich kółek, za co miał zostać wkrótce aresztowany.
Michaił Pietraszewski pochodził z bogatej rodziny ziemiańskiej, uczęszczał do elitarnego liceum w Carskim Siole, gdzie uczył się m.in. Puszkin, po czym ukończył prawo i kariera w administracji państwowej stała przed nim otworem. Był jednak zbyt ekscentryczny, by dostosować się do wymogów kariery. Nosił długie włosy, czarną pelerynę i kapelusz z szerokim rondem. Mówiono, że przebrany w strój kobiecy, zasiadł w ławach przeznaczonych dla niewiast w katedrze kazańskiej, i zdumiony stójkowy miał doń przemówić: Łaskawa pani wybaczy, ale wydaje mi się, że pani jest mężczyzną… Ów wyniośle uprzejmy i łagodnie pogardliwy ateista i furierysta rozpoczął w 1845 publikację kieszonkowego Słownika wyrazów obcych, który zawierał wywrotowe hasła: anarchia, barykada, Bastylia, gilotyna, komuna. Cenzura carska machnęła ręką na pierwszy tom, ale zakazała drugiego. Jego głównym tytułem do chwały były piątkowe spotkania towarzyskie w wytwornym apartamencie na Sadowej.
Pietraszewski podszedł do Dostojewskiego na Newskim Prospekcie, przedstawił się z kurtuazją i zapytał obcesowo, jaki jest temat jego następnej noweli. Był rok 1846 i o Dostojewskim mówiono wówczas w salonach. Wiosną 47 roku, pisarz zaczął uczęszczać na spotkania na Sadowej. Poznał tam między innymi Nikołaja Spieszniewa, długowłosego, charyzmatycznego arystokratę, chlubiącego się wydaleniem ze sławnego liceum. Przystojny Spieszniew był rozrywany przez kobiety, dominował otoczenie swą erudycją, urodą i elegancją, a nade wszystko „nadprzyrodzonym”, hipnotycznym spokojem. Był spadkobiercą ogromnej fortuny, toteż wielu przychodziło na Sadową, żeby się za darmo najeść i napić szampana na koszt ich bogatych przyjaciół. Obaj zamożni arystokraci byli oczytani i wielbili Maxa Stirnera. Czytelnicy Biesów rozpoznają w Spieszniewie pierwowzór Stawrogina, ale mnie osobiście Pietraszewski i Spieszniew wydają się przede wszystkim postaciami bajronicznymi.
W 1848, gdy Europa wrzała od rewolucji, temperatura spotkań podniosła się. Pietraszewski próbował łagodzić radykalizm uczestników: odrzucił pomysł stworzenia tajnych komórek wewnątrz koła, i w zamian, poprosił Dostojewskiego o jaśniejszą propagandę idej Fouriera. Dostojewski, który rzadko zabierał głos, odparł, że „autor powinien się martwić wyłącznie o artystyczny wymiar swych dzieł”. Pisarz pozostał głęboko wierzącym człowiekiem i ateizm większości członków koła był mu obcy, natomiast furieryzm interesował go z jednej przyczyny – szukał drogi do uwłaszczenia chłopów. Dyskusje na temat pańszczyzny stawały się coraz gorętsze, i w jednej z takich wymian Dostojewski wykrzyknął, że jeśli zniesienie pańszczyzny można osiągnąć tylko poprzez bunt, to „niech będzie bunt!” W przeciwieństwie do Pietraszewskiego, Spieszniew był ostrożny i przestał uczestniczyć w spotkaniach na Sadowej. Pragnął działać, a nie dyskutować, toteż zaprosił braci Dostojewskich, Fiodora i Michaiła, do siebie, gdzie spotykano się w mniejszym gronie. O tych spotkaniach o wiele mniej wiadomo. Dostojewski pożyczył od niego 500 rubli srebrem, czyli fortunę, ale kiedy próbował zwrócić choćby małą sumę, to Spieszniew odmówił. Reakcja Dostojewskiego jest klasyczna: „teraz mam własnego Mefistofelesa”. Zafascynowany Spieszniewem, chyba się go obawiał. Pisząc już po śmierci pisarza, Apołłon Majkow wspominał, że Fiodor był członkiem głęboko zakonspirowanego kółka Spieszniewa, i że kółko to posiadało tajną drukarnię.
W kwietniu 1849, Dostojewski odczytał na spotkaniu u Pietraszewskiego list Wissariona Bielinskiego do Gogola. Kolportaż tego listu w jakiejkolwiek formie był nielegalny. W kilka dni później, 29 kwietnia, Pietraszewcy zostali aresztowani. Oficerowie w mundurach Trzeciego Oddziału zapukali do drzwi Dostojewskiego o 4 nad ranem. Policjant wyjawił niechcący zatrzymanym, kto był policyjną wtyczką wśród nich. Piotr Antonelli okazał się nieudolnym prowokatorem, próbował nieskutecznie podniecić Pietraszewców do działania.
Zamknięty w celi w twierdzy Pietropawłowskiej, Dostojewski napisał opowiadanie, pt. Maleńki bohater. Rzecz opowiedziana jest z punktu widzenia 11-letniego chłopca, który znajduje się na letnich wakacjach w wytwornym towarzystwie. Chłopiec oscyluje między podziwem i nienawiścią do pięknej młodej kobiety, która z niego drwi. Ale obok niej znajduje równie urodziwą, smutną i zamkniętą w sobie Madame M., w której nasz maleńki bohater powolutku się zadurza. Czuje się jednak obco, nie radzi sobie w atmosferze pomówień i oszczerstw, onieśmielony splendorem, wigorem i powierzchownym pięknem. Porażony „bezgraniczną zarozumiałością” tych ludzi, chłopiec porównuje ich w myślach do Tartuffów i Falstaffów, przekonanych o wyższości swego szelmostwa. Nie są zdolni do osądu sumienia, do hojnej samokrytyki. Padają na twarz przed swą własną bezcenną osobowością, to jest ich Baal i Moloch, ich niezrównane JA. Każdy z nich jest „nadętym workiem, pełnym sentencji, modnych frazesów i etykietek”. Kiedy Madame M. zagraża skandal, to chłopiec wyobraża sobie, jak uśmiechnięte twarze elegantów z jej otoczenia, przemienią się w groźne i bezlitosne oblicza sędziów, pełnych drwiny, złośliwości i lodowatej pogardy. Życie jej pogrążyłoby się w wiecznej ciemności, bez nadziei na świt, toteż on jeden zdobywa się na rycerski gest. – Trudno nie dopatrywać się w tym oceny własnej sytuacji Dostojewskiego. Jest to udana alegoria kółka Pietraszewskiego, w którym pisarz nie widział rzeczy, jakimi były naprawdę, i czuł się jak mały chłopiec w niezrozumiałym świecie dorosłych. Ale gdyby nie te wszystkie podteksty i związki z aresztowaniem, opowiadanie byłoby niemal czechowowskie.
Epistemologiczna trudność
Zasadnicze pytanie, jakie stoi przed nami, nie różni się zasadniczo od kwestii stawianych przez komisję śledczą: czy Dostojewski rzeczywiście był radykałem, kiedy go zamknięto? Wielu badaczy tak sądzi. Wiemy jednak z wielu źródeł, że był niemile poruszony ateizmem Bielinskiego i Pietraszewców, że był zainteresowany, ale nie przekonany furieryzmem. Inaczej niż członkowie koła, dostrzegał zgubne konsekwencje socjalizmu, ale był zafascynowany psychologią umysłu, który bez trudu odrzuca i wymazuje wszystko, co było.
Przesłuchiwany przez generała Nabokowa i kniaziów Gagarina i Golicyna, Dostojewski bronił się zręcznie: jeśli pragnienie poprawy sytuacji jest liberalizmem, to on może jest wolnomyślicielem, bo z obowiązku obywatelskiego i z miłości ojczyzny, pragnie tylko dobra Rosji. Na rozmowach w kółku przemawiał o literaturze i filozofii. Jest zwolennikiem samodzierżawia i wrogiem republikanizmu. Wszystkie te deklaracje wydają mi się zgodne z prawdą. Owszem, odczytał list Bielinskiego, ale to nie znaczy, że się z nim zgadzał. Jego zainteresowanie socjalizmem było akademickie, uważał go zawsze za prymitywną naukę, jak alchemia wobec chemii; za wypaczoną myśl, jak astrologia wobec astronomii – socjalizm doprowadzi ludzkość do ruiny. Pragnął poprawy i ulepszenia losu Rosjan – to nie może być zbrodnią. Dostojewski spostrzegł ciekawą „epistemologiczną trudność” w akcie oskarżenia, który mu przedstawiono. Nie popełnił żadnego przestępstwa, więc komisja sądowa musiała ograniczyć się do oceny jego motywów, ale „kto zajrzał do mej duszy? Na jakiej wadze rozważono perfidię mych motywów?” Nawet jeżeli sędziowie znaleźli miarę duszy rosyjskiej, to „kto byłby wolny od winy za najskrytsze myśli?” Jeżeli był wolnomyślicielem, to tylko dlatego, że był przeciwny cenzurze. Po co edukacja, skoro nie wolno wypowiedzieć opinii?! – atakował oskarżycieli.
Kevin Birmingham jest zdania, że była to zaledwie sprytna metoda obrony ze strony pisarza. Dostojewski był jego zdaniem w owych czasach autentycznym radykałem, przyjął jednak tę linię obrony, by uchylić się od poważniejszych zarzutów: oskarżenia o opozycję wobec pańszczyzny oraz o przynależność do lepiej zakonspirowanego kółka Spieszniewa. Dokumenty z śledztwa w sprawie Pietraszewców są fascynujące. Wynika z nich, że mimo istnienia szpicla w kółku, władze właściwie nic nie wiedziały. Tymczasem prasa drukarska zbudowana tajnie przez kółko Spieszniewa, została w czas rozebrana i ukryta, więc zniknął ostatni dowód przeciw nim. Car Mikołaj pisał do hrabiego Orłowa, że „nawet jeżeli była to tylko czcza gadanina, to nadal była w najwyższym stopniu zbrodnicza”.
Skazano Dostojewskiego na śmierć, ponieważ nie doniósł o rozpowszechnieniu wrogiego religii i władzy listu Bielinskiego…
Birmingham konkluduje, że mimo wyroku śmierci, ułaskawienia, a potem zesłania, Dostojewski umknął lekko, bo był w rzeczywistości członkiem pierwszej w Rosji tajnej organizacji rewolucyjnej. Zdołał ujść karze, bo pomimo usilnych dochodzeń, nie odkryto tajnej komórki Spieszniewa; udało mu się uniknąć odpowiedzialności, gdyż niewielu wiedziało o jej istnieniu, a ci co wiedzieli, milczeli. Wydaje mi się, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, był zamieszany w istnienie głębszego kółka w kole Pietraszewców, ale nie nazwałbym go radykałem. Słowa Dostojewskiego w oświadczeniu dla komisji dobrze podsumowują jego ówczesne stanowisko: socjalizm interesował go jako kuriozum. Nie widzę dowodów, że był kiedykolwiek socjalistą. Tylko sprzeciwiał się pańszczyźnie, podobnie jak wielu Rosjan, a między nimi nawet Romanowowie, a wśród nich także car Mikołaj I.
Prześlij znajomemu




Niezmiennie doskonałe kolejne odsłony „Snu Raskolnikowa” pozwalają nam, dzięki talentowi Pana Michała, podążać śladami tego niezwykłego geniusza literackiego jakiego ziemia nosiła. Fascynujące! Świetnie się czyta.
(Na marginesie – trzeba w tym fragmencie poprawić datę:
„W 1948, gdy Europa wrzała od rewolucji…”)
Zaiste trzeba poprawić, Panie Amalryku. Dzięki za korektę i za dobre słowo.