Michał Bąkowski
7 comments Published 31 August 2007    |
- Cycles
- Składany komunizm
- Żuraw i landrynka
- Polski październik i okrągły stół
- Hmong znaczy wolny
- Antykomunizm którego nie ma
- Piszcie do mnie na Berdyczów
- Golicyn Nosenko i kilka drobiazgów
- Józef Mackiewicz i cenzura
- Operation Unthinkable
- Pisarz dla dorosłych w Pacanowie
- Bolo Liquidation Club
- Powstanie węgierskie
- Mackiewicz i Suworow
- Głód wiedzy o Hołodomorze
- Wszystko jest połączone
- Nasz człowiek – Gordijewski
- Niech biega w kukukrydzę…
- Lot nad kukułczym gniazdem
- Józef Mackiewicz idzie na wojnę
- Niektórzy nazywają to „upadkiem komunizmu”
- Benia Dniepropietrowski
- Za lub przeciw kontrrewolucji
- NOP czyli Nowa Ochrona Przyrody
- Listy z Niedorzecza
- „Niespodziewany koniec lata”
Człowiek jest słaby. Na szczęście nie wszyscy, niektórym się chce coś napisać, nawet bez pewności, że ktoś to przeczyta
A swoją drogą te “blogi” to chyba też taki wentyl bezpieczeństwa. Lepsze to niż prucie z karabinu do kolegów ze szkoły.
Czy to coś nie tak: http://www.forum.michalkiewicz.net/viewtopic.php?t=6780
Tak. Chyba coś jest nie tak. A mianowicie zupełnie nie mogę pojąć, o co Panu chodzi. Czy to ma być ilustracja teorematu?!?
Teoremat Huxleya jest wg mnie czysto filozoficzną przenośnią. Jak już wiadomo czas wszechświata jest skończony (zarówno ten miniony jaki i ten który nam pozostał) a do napisania jakichkolwiek arcydzieł małpy potrzebowały czasu o wiele dłuższego, nawet gdyby przyjąć, że ów arcydzieło ma być względnie krótkie a jago walor artystyczny dyskusyjny.
Porównanie więc tego hipotetycznego stanu do jakiejkolwiek wypowiedzi w sieci ma sens tylko i wyłącznie wtedy gdy odnosimy się do tzw spamu, trollingu czy jakiejkolwiek innej formy masowych komentarzy wysyłanych przez komputer lub słabo opłacanego hindusa.
Z przykrością stwierdzam, że książki Keena nie czytałem. W każdym razie osobiście uważam, że wolność dana nam przez internet 2.0 czy jak to woli web 2.0 jest wartością co najmniej nadrzędną. To, że każdy osobnik przy klawiaturze ma prawo do tworzenia “dobra” wspólnego nie znaczy, że jest to wyłącznie bezwartościowy szum. Może właśnie znajdzie swoich pseudo adoratorów i to go uszczęśliwi – a o to przecież chodzi w blogowaniu.
Problem moim zdaniem leży w braku należytego rozgraniczenia pomiędzy wiedzą a opinią.
To, że mogę bzdury wpisać na wiki to dobrze. Ale to, że jeden czy drugi minister opiera swoje wypowiedzi na materiałach znalezionych w sieci – m.in wiki to już niezbyt dobrze świadczy o jego wypowiedzi.
Szkoła dalej studia też nie starają walczyć z tezą, że Wiki można ustawiać pozycję w sekcji “Bibliografia”.
W efekcie skazani jesteśmy na życie w społeczeństwie uznającym wolę większości jako decydującą o prawdzie. Czyż można znaleźć bardziej dobitną oznakę demokracji?
Hmm… Nie, porównanie odnosiło się raczej do bezmyślnej produkcji większości autorów blogosfery. Bezmyślne stukając w klawisze można teoretycznie wystukać cos z sensem, ale to mało prawdopodobne, więc porównanie było ironiczne.
Niestety nie potrafię się z Panem (?) zgodzić, co do nadrzędnej rzekomo wartościowości wolności danej nam przez internet. Wolność w ogóle nie jest wartością. Wartość to idealny wzorzec działania, wartością jest prawdomówność albo zachowanie sekretu. Żeby móc wartosci realizować musimy być wolni. Wolność jest więc prawem działania, warunkiem moralności, ale nigdy nie wartością.
Internet nie daje nam wiele, jest raczej jak ściek przepływający przez mój pokój, ale w ścieku, bywają diamenty. Internet daje także ludziom takim jak ja, których nikt nigdy nigdzie nie chciałby publikować, Wolną Trybunę. Dlatego jest takim skandalem, że nie ma w polskiej blogosferze żadnej poważnej dyskusji… Jeśli natomiast ma chodzić w blogowaniu o to, żeby “znaleźć swoich pseudo adoratorów i być uszczęśliwionym”, to ja wymiękam. Jedynym wartościowym celem jakiejkolwiek wypowiedzi jest Prawda. Czuję się zobowiązany mówić to, co tutaj mówię, ponieważ niestety nikt innego tego nie robi, a uważam, że taka właśnie jest prawda. Nie ma to nic wspólnego z poszukiwaniem adoratorów, a tym mniej ze szczęściem.
O prlowskich ministrach nie mam nic do powiedzenia, ale nie dziwi mnie specjalnie, że używają wikipedii. Trochę jak niejaki Kabud, który tu produkował kiedyś swe komentarze.
Świetny tekst. Doskonale opisuje to, co obecnie dzieje sie w sieci w zakresie wyrażania prywatnych opinii uzytkowników (oprócz wielu innych poruszonych wątków). Jakikolwiek, nawet najbardziej błahy artykul w sieci, wyzwala wśród odbiorców niewyobrażalne reakcje, począwszy od skromnego “dobre” czy “ok” poprzez niezliczone inwektywy o autorze lub bohaterach, a skończywszy na ogólnych obraźliwych opisach wszystkiego i o wszystkim, bez względu na pierwotny temat. Odechciewa się czytania komentarzy dotyczących filmu czy książki, czy czegokolwiek innego, bo nic i tak się z tego nie uzyska prócz niesmaku i kolejnego potwierdzenia, że internet zmierza do „zastąpienia tyranii ekspertów dyktaturą idiotów”.
Szanowny Panie,
Wyznaję, że książkę Keena czytałem prawie 6 lat temu i nie pamiętam już szczegółów. Teza o zastąpieniu dyktatury ekspertów dyktaturą idiotów należy do Keena. Trudno się z nią nie zgodzić, ale jest także druga strona medalu, a mianowicie czy ta dyktatura ekspertów jest aż tak warta obrony? Ich rzekoma ekspertyza, ich dęty autorytet, są balonem godnym przekłucia. Eksperci tworzą koterie na wzór średniowiecznych cechów rzemieślniczych i nie dopuszczają żadnych opinii, które mogą ich monopol nadwyrężyć, podać w wątpliwość ich ekpertyzę.
A że poziom komentarzy na intenecie jest niski, to prawda. Mam nadzieję, że niniejsza strona odbiega od normy. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że typ komentarza “dobre pozdro” jest typowy dla polskich “debat”, a nie zdarza się w angielskojęzycznej blogosferze (Darek, pardon, wiem, że nie znosisz tego określenia, ale jak to inaczej nazwać?)