Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Publikujemy niezwykły tekst. W październiku 2010 roku zwróciliśmy się do pana Olavo de Carvalho z serią pytań, które miały się złożyć na dłuższy wywiad. P. de Carvalho odpowiedział 8 listopada. Zgodnie z wcześniejszą umową, przesłaliśmy mu dodatkowe pytania, prosząc o rozwinięcie tematu São Paulo Forum, ponieważ jest to sprawa mało znana poza Ameryką Łacińską. 16 grudnia, nadal nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi, zaproponowaliśmy, że „jeżeli nasze dodatkowe pytania uznał za nieciekawe, to jesteśmy gotowi opublikować wywiad w pierwotnym formacie”.

Niestety, p. de Carvalho nie odpowiedział. Zaskoczeni i rozczarowani zdecydowaliśmy odłożyć projekt, sądząc, że nasz rozmówca po prostu stracił zainteresowanie.

Tym większe było nasze zdziwienie, gdy zobaczyliśmy nasz wywiad opublikowyny na witrynie The Inter-American Institute for Philosophy, Government and Social Thought http://theinteramerican.org/olavo-de-carvalho-interview-communism-brazil-philosophy/#comments . Rzecz jasna, tym razem była to miła niespodzianka, ponieważ treść wywiadu wydawała się nam zawsze niezwykle interesująca, a odpowiedzi p. de Carvalho oryginalne i wnikliwe.

Po krótkim czasie wszakże, pewien czytelnik zadał rozumne pytanie w komentarzu: „kiedy ukazał się powyższy wywiad na polskiej witrynie?” Próbowaliśmy umieścić w odpowiedzi komentarz wyjaśniający sytuację, ale nie ukazał się. Napisaliśmy do administratora witryny prawie dwa tygodnie temu, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Takie zachowanie jest bardzo dziwne i w złym guście, ale mamy nadzieję, że to w niczym nie pomniejsza wagi i wartości wywiadu. W powstałej sytuacji czujemy się zwolnieni z wszelkich zobowiązań wobec naszego rozmówcy i niniejszym ogłaszamy pełen tekst wywiadu po raz pierwszy.

Redakcja

REDAKCJA Na początek chcielibyśmy przyjrzeć się rozwojowi Pańskiej postawy politycznej. Wydaje się, że jako młody człowiek nawiązał Pan krótkotrwały flirt z komunizmem. Następnie, rozczarowany polityką w ogóle, rozpoczął Pan głębokie studia filozoficzne, by wreszcie we wczesnych latach dziewięćdziesiątych powrócić to tematów politycznych i stać się przedmiotem licznych napaści ze strony lewicy, co doprowadziło Pana do opuszczenia Brazylii. Czy może Pan powiedzieć coś na temat okoliczności i powodów owych przemian?

OLAVO DE CARVALHO Byłem lewicowym ekstremistą tylko przez krótki czas, a pomimo to historia moich przemian rozciąga się na kilka dekad. Początkowo wycofałem się z działalności komunistycznej nie z powodu wątpliwości politycznych, ideologicznych czy nawet natury filozoficznej. Była to raczej prosta reakcja moralna na ich brzydkie i podłe zachowanie, które stało się wśród nich ogólną normą. Ci ludzie przypisywali sobie prawo czynienia wszelkich łajdactw, byle tylko nie przeciw partii komunistycznej. Kiedy wyobraziłem sobie Brazylię rządzoną przez takich ludzi, uświadomiłem sobie, iż mój kraj znalazłby się w o wiele gorszej sytuacji niż pod wojskową dyktaturą. Na ile jest możliwe wyciąganie wniosków na temat kolektywnych zachowań politycznych na podstawie indywidualnych postaw przywódców i działaczy, zdałem sobie sprawę, że Brazylia pod komunistami znajdzie się po szyję zanurzona w hańbie, a najrozmaitsze zbrodnie popełniane będą pod „niewinnymi” pretekstami. Czterdzieści lat później moje przewidywania się potwierdziły: administracja Luli była najbardziej skorumpowanym rządem w historii Brazylii, naród krwawił z powodu 50 tysięcy zabójstw rocznie, a władze federalne nie zwracały na to najmniejszej uwagi: zajęte były wysysaniem podatków i ściąganiem funduszy federalnych na użytek własny i swoich partii. Jak mówiłem, w tym punkcie mego życia, wycofałem się spośród komunistów, ponieważ ich zachowanie wzmagało we mnie uczucie wstydu, ale nie próbowałem wypracować żadnych teoretycznych wyjaśnień ani dla ich działań, ani dla mojej na nie reakcji. Po prostu zwróciłem się ku tematom, które wydały mi się zdrowsze i bardziej obiecujące, zwłaszcza ku filozofii greckiej, poważnej literaturze i studium religii.

Kilkadziesiąt lat później, moi dawni bojowi towarzysze zdołali zdominować kulturalny establishment i zdobyć władzę polityczną. W rezultacie wyższa kultura została gruntownie zniszczona, uniwersytety zredukowane do roli centrów komunistycznej propagandy, a kraj stoczył się do poziomu moralnej degradacji, który dawniej wydawałby się nie do pomyślenia. Nikt spośród pisarzy i dziennikarzy nie zwracał żadnej uwagi na ten alarmujący stan rzeczy, więc począłem opisywać intelektualny i moralny rozkład kraju i odczytywać swoje notatki studentom podczas wykładów oraz na rozmaitych konferencjach. Kiedy zebrałem wszystkie te notatki w książkę, która ukazała się pt. Kolektywny imbecyl, sprawa miała efekt wybuchu bomby: po raz pierwszy, autorytety uznane dotąd za święte potraktowane zostały z sarkastyczną pogardą, na jaką zasługiwały. Reakcje po wydaniu książki potwierdzały ogólnie moją diagnozę sytuacji. Brałem udział w kilku debatach, ustnych i pisemnych, z oburzonymi krytykami, którzy wyszli z tych dyskusji jeszcze bardziej zdyskredytowani. Kiedy ukazała się moja książka pt. Arystoteles w nowej perspektywie, niektórzy akademicy zdecydowali popisać się wiedzą, której nie posiadali i pokazać się w dobrym świetle, dyskutując publicznie na temat filozofa, którego nie znali. Wypadli kiepsko i dzięki succès de scandale zostałem zaangażowany jako felietonista w kilku poważnych brazylijskich pismach, które poszukiwały wówczas prawicowych głosów, pragnąc zakamuflować lewicowy monopol panujący na stronach ich pism. Nie byłem naprawdę prawicowcem, ale próbując wyjaśnić mój punkt widzenia, skonstruowałem z czasem swoistą konserwatywną filozofię polityczną, wychodząc z moich ogólnych przekonań filozoficznych.

W którymś ze swych wywiadów, stwierdził Pan, że ruch komunistyczny nie był nigdy, i nigdy nie pragnął być, monolityczny. Trudno się z tym nie zgodzić; w końcu, Lenin mówił o różnych krajach znajdujących swą własną drogę do rewolucji. Ale skoncentrujmy się na dynamicznej relacji między naszą percepcją i rzeczywistością komunistycznych operacji. Dla przykładu, można twierdzić, że podczas doniosłych wydarzeń z lat 1989-91, zaszła odwrotna sytuacja. Indywidualne kompartie, choć działały niezależnie, wydawały się działać unisono, w sposób wysoce skoordynowany. A jednocześnie, komunizm podnosił głowę w Ameryce Łacińskiej, gdy w Europie komuniści wypłynęli na powierzchnię jako „demokratyczna lewica”. Czy to nie sugeruje monolitycznej jedności celu?

Ruch komunistyczny nigdy nie miał jedności ideologicznej, w każdym razie nie na Zachodzie. Najważniejszą cechą ruchu była umiejętność organizowania ludzi i grup o różnych orientacjach w dobrze skoordynowane akcje strategiczne – ruch zdołał nawet manipulować socjal-demokratyczną lewicą o otwarcie antykomunistycznym obliczu. Da się to częściowo wytłumaczyć mocą historycznej ciągłości partii komunistycznej, jedynej organizacji zdolnej używać małych i podzielonych ruchów dla swych własnych celów. Jednak lepszym wyjaśnieniem wydaje mi się czynnik, który nazywam formalną jednością ruchu rewolucyjnego od osiemnastego, a może nawet siedemnastego wieku. Pomimo wielości i różnorodności nurtów, światowy ruch rewolucyjny jest zjednoczony wspólną logiką, zestawem formalnych zasad, które wewnętrznie kształtują rewolucyjną mowę we wszystkich jej przejawach. W niezliczonych artykułach i wykładach, zdołałem, wydaje mi się, wystarczająco wyjaśnić formalną jedność i siłę mniej lub bardziej nieświadomego automatyzmu, przez który narzuca się jednemu pokoleniu rewolucjonistów za drugim, nawet wówczas, gdy się ze sobą nawzajem nie zgadzają. Wydaje mi się, że wykazałem, iż ów zestaw zasad czyni mentalność rewolucyjną jako całość, fenomenem patologii intelektualnej, bardzo bliskiej do syndromu opisanego przez francuskiego psychiatrę Paula Sérieux w 1910 roku w książce pt. Les Folies Raisonnantes („Szaleństwa rezonowania”).

Często wymienia Pan nazwisko Antonio Gramsciego, niewątpliwie jednego z najważniejszych teoretyków komunizmu, który chyba zasługuje na imię ojca współczesnego bolszewizmu. Niełatwo być może znaleźć bezpośredni związek między Gramscim i planistami pierestrojki (podobno Raisa Gorbaczowa była pilną czytelniczką jego pism, ale to może tylko apokryficzna historyjka, wymyślona dla podniesienia jej w oczach wiernych). Wydaje się, że jego idee są obecne w umysłach europejskich komisarzy, tak samo jak wśród amerykańskich polityków. A jednak najbardziej płodnym gruntem dla myśli Gramsciego okazała się Ameryka Łacińska, czyż nie?

To prawda. Ameryka Łacińska jest jedyną strefą, w której strategia Antonio Gramsciego wprowadzona została w życie w sposób wszechstronny i systematyczny przez dziesiątki lat aż oczekiwane rezultaty zostały osiągnięte. W Brazylii, dla przykładu, już w latach 80., tzn. w czasach dyktatury wojskowej, komuniści osiągnęli pełną hegemonię kulturalną, zjawisko do którego wojskowi nie przywiązywali większej uwagi, ponieważ byli wyłącznie zajęci walką ze „zbrojną lewicą”. Gdy dyktatura militarna upadła, cały kraj był w praktyce prokomunistyczny, nawet tego nie zauważając. Innymi słowy, w owych czasach, zgrupowanie partii komunistycznych i podobnych stronnictw, grawitujących wokół partii robotniczej, zdołało już wówczas zdominować wyobraźnię ludności i ustanowić wartości kulturalne w taki sposób, że można bez przesady powiedzieć, iż strategiczne dowództwo rewolucji osiągnęło już w tym stadium ideał Gramsciego, ideał transformacji we „wszechobecny i niewidoczny autorytet kategorycznego imperatywu, boskiego przykazania”. Kiedy w 2002 roku wybory prezydenckie sprowadzone zostały do rywalizacji między czterema równie lewicowymi kandydatami, i nikt w mediach nie widział nic dziwnego w tym zjawisku, stało się jasne, do jakiego stopnia hegemoniczna dominacja ludzkich sumień przemieniła opinię publiczną w potulne narzędzie lewackiej strategii.

Z oddali, Brazylia wygląda jak modelowe osiągnięcie „demobolszewizmu”, wersji bolszewizmu, która zdobywa i utrzymuje władzę poprzez demokratyczne instytucje (przypomina się tu znowu „marsz przez instytucje” Gramsciego). Wzmocniony przez zdolności inscenizatorskie demokracji, nowy bolszewizm wydaje się znacznie bardziej niebezpieczny niż klasyczna totalitarna wersja. Dzięki niezwykłej umiejętności manipulowania faktami i znakomitej technice propagandowej, współczesne wcielenie bolszewizmu jest trudne do rozpoznania nawet dla doświadczonych obserwatorów. Światowe media opisywały brazylijską kampanię wyborczą jako wybór między neoliberałami (Dilma Rousseff) i prawicą (José Serra), gdy w naszych oczach tych dwoje wygląda jak para czerwonych aparatczyków partyjnych. Jak Pan widzi obecną sytuację w Brazylii?

Rzeczowa demokracja wymaga o wiele więcej niż istnienie różnych partii i wolnych wyborów. Przede wszystkim domaga się wolnego obiegu informacji, co jest niemożliwe w postulowanych przez Gramsciego warunkach hegemonii kulturalnej. Dla uwypuklenia różnicy dodam, że kiedy pisałem dla gazety O Globo, jednej z najbardziej prestiżowych w Brazylii, moja obecność na łamach tego pisma uważana była za osobliwość, ponieważ byłem jedynym głosem prawicowym wśród setek lewicowych felietonistów. Kiedy mówię „jedynym”, to nie używam metafory: „jedyny” ma wyłącznie arytmetyczne znaczenie w tym zdaniu. „Jedyny” naprawdę oznacza tu „jeden”. Moje opinie kontrastowały ostro z opiniami innych autorów, ale były także w niezgodzie z ogólnym tonem wiadomości, które podkreślały fakty najbardziej wygodne dla lewicy, a całkowicie ukrywały wszystko, co nie posuwało naprzód interesów partii lewicowych. Na przykład, przez 16 lat, nie tylko O Globo, ale wszystkie główne media brazylijskie, ukrywały przed publicznością istnienie São Paulo Forum, strategicznego punktu dowodzenia rewolucji komunistycznej w Ameryce Łacińskiej i największej organizacji politycznej, jaka kiedykolwiek istniała na kontynencie. Ja oczywiście, mówiłem o jego istnieniu w moich artykułach, ale skoro nigdzie nie pojawiało się potwierdzenie tego faktu, to łatwo przyszło lewicowym przywódcom zaprzeczyć istnieniu Forum, co pozwoliło mu rozwijać się w ciszy i milczeniu, aż zdołało przejąć władzę w dwunastu krajach. Dopiero wówczas, pewne siebie, Forum publicznie przyznało się do istnienia, potwierdzając wszystkie moje tezy, ale czyniąc to w tak opieszały sposób, że nie było już możliwe wystąpić przeciw potworowi. Wyrażenie, którego używacie, „demobolszewizm”, jest doskonałe, ponieważ panujące siły komunistyczne zdołały zdominować przepływ informacji na tyle sprawnie, że pozwoliły sobie nawet na luksus wolnych wyborów, gdyż wyborcy byli całkowicie nieświadomi rzeczywistej sytuacji politycznej i z tego powodu stali się zupełnie niegroźni. *

W Pańskim eseju Weapons of Freedom („Oręż wolności”), rozważa Pan dwa ciekawe i skorelowane zjawiska. Z jednej strony, musimy ciągle radzić sobie ze staromodnymi i często nieadekwatnymi koncepcjami takimi jak „państwo narodowe”, „stosunki międzynarodowe”, „wolny handel”, „demokracja”, „imperializm” lub „walka klas”; z drugiej strony, napotykamy naukowe metody kontroli i manipulacji ludzi. Jednakże, gdy resztki wolnego świata kłopoczą się nad przestarzałymi pojęciami i padają ofiarami najnowszych metod nauk społecznych, to przedstawiciele nowego totalitaryzmu radzą sobie świetnie z obydwoma stronami. Używają zarówno archaicznych pojęć i najnowszych odkryć z dziedziny psychologii z zimną krwią – dla swych własnych celów. Czy jest możliwe, że tradycyjny świat zwykłej godności ludzkiej i przyzwoitości jest stracony, gdy staje wobec postępów bolszewickiej zarazy?

Jeżeli stronnicy demokracji i ludzkiej godności prędko nie zapoznają się z metodami kontroli opinii i inżynierii socjalnej używanej przez ruchy totalitarne, to cała ludzkość będzie zagrożona popadnięciem pod władzę dzikiej tyranii z szerokim uśmiechem na gębie, którą z łatwością pomylić będzie można z demokracją. Zarówno nauki społeczne, jak i psychologia, oddały w ręce najbardziej cynicznych i ambitnych jednostek, wszelkie narzędzia potrzebne do narzucenia totalitarnej władzy, podczas gdy masy nie mają nawet najmniejszego przeczucia, co się naprawdę dzieje. Pośród najważniejszych książek na temat tego zjawiska są Pascala Bernardin Machiavel Pédagogue („Machiavelli-wychowawca”), Aleksandra Zinowiewa The Reality of Communism („Rzeczywistość komunizmu”) i Lee Penna False Dawn („Fałszywy świt”). Jest wiele innych równie dobrych książek na ten temat, ale lektura tych trzech pozwoli wam pojąć zakres i skuteczność narzędzi, o których mówię.

Jeden z komentatorów pod Pańskim wywiadem ogłoszonym na witrynie New American (http://www.thenewamerican.com/index.php/world-mainmenu-26/south-america-mainmenu-37/3119-latin-communism-incorporated ) napisał w marcu tego roku:

Dziękuję Olavo, za twą jasną wizję i za to, że mówisz o tym poza naszym krajem (Brazylią). Mam pytanie: jak można zbudować nową prawicę z niczego? Potrzeba tu nie tylko wiedzy, ale także ogromnego wysiłku strategicznego… […] Jestem ojcem i przyzwoitym, ciężko pracującym obywatelem, który chce coś zrobić, by dać moim dzieciom nadzieję na przyszłość. Co ma począć zwykły człowiek, jak ja, w tej sytuacji?

Rozszerzmy pytanie Pańskiego rodaka: co robić?

Pomimo że ma już tysiące lat, formuła Sun Tzu jest nadal ważna: poznaj wroga lepiej niż on zna samego siebie. Atakuj go w jego słabych miejscach. Wpraw go w zakłopotanie, zastrasz go, zmuś do odwrotu. Muszę podkreślić, że nie mam na myśli walki idej czy doktryn, ale walkę z konkretnymi grupami i jednostkami, walkę o władzę. Władza, w pierwszym rzędzie, nie oznacza zajmowania wybieralnych stanowisk. Oznacza raczej panowanie nad ludzką wyobraźnią i uczuciami. Dyskutując idee z agentami totalitaryzmu, nadajemy im godność, której naprawdę są pozbawieni; i nawet jeżeli ich pokonamy w argumentacji, to wzmacniamy tylko władzę, którą się cieszą. Powinniśmy uwidoczniać, wyciągać na światło dzienne, całą ich wewnętrzną brzydotę, ich zasadniczo kryminalną mentalność. Tak długo jak akceptujemy rewolucyjną mentalność jako zbożną opinię wśród innych podobnych, czynimy zbrodnię normą, zachowaniem możliwym do przyjęcia, a nawet nie pozbawionym prestiżu.

Dziękujemy za Pański czas.

_____

* Dodatkowe pytania brzmiały następująco:

Gdzie Pańskim zdaniem, leży prawdziwy ośrodek władzy w Ameryce Łacińskiej? Czy jest nim São Paulo Forum? Czy raczej jest w rękach indywidualnych partii?

Czy Forum odgrywa rolę podobną do Kominternu w latach trzydziestych? Czy jest raczej pożytecznym miejscem dla „propagandowego ględzenia” w celu wymiany lewicowych idej?

Czy istnieją jakieś namacalne związki między Forum a Moskwą czy Pekinem?

Ktokolwiek zechciałby udzielić odpowiedzi na powyższe pytania, będzie mile widziany.



Prześlij znajomemu

8 Komentarz(e/y) do “Zakurzony wywiad z zapomnianej półki”

  1. 1 Andrzej
  2. 2 michał

    Drogi Panie Andrzeju,

    Olavo de Carvalho powiedział zupełnie wprost, co myśli o Forum i oczywiście znalezione przez Pana deklaracje potwierdzają, że jest to komunistyczna jaczejka. Ale nasze pytania dotyczyły dynamiki Forum i różnych kompartii. Przyzna Pan, że to są kwestie bardzo istotne.

    Komintern np. był wyłącznie agencją partii bolszewickiej. Jeżeli Forum jest czymś na kształt kominternu, to kto wówczas odgrywa rolę politbiura wkp(b)? Stąd pytanie, gdzie leży właściwy ośrodek władzy? Ja na to pytanie odpowiedzieć nie potrafię, a de Carvalho śledził rozwój forum od lat, więc wielka szkoda, że odpowiedzieć nie zechciał.

    Namacalność związków forum z Moskwą czy Pekinem też nie jest oczywista. Niech Pan spojrzy na grecką Syrizę, która jest niczym innym jak kompartią i ani przez chwilę nie ukrywa swych związków z zarówno z Putinem jak z Pekinem. Ale nie wszystkie kompartie tak postępują. Niekiedy z taktycznych względów należy wywołać wrażenie sporu – narzuca się tu przykład Tito, Albanii, a potem Ceausescu.

    Są to wszystko taktyczne rozgrywki, które nie mają pierwszorzędnego znaczenia, a dla których zrozumienia, trzeba intymnie znać przedmiot. Olavo de Carvalho go zna, tym większa więc szkoda, że nabrał wody w usta.

  3. 3 Andrzej

    Drogi Panie Michale,

    Wielka szkoda że Olavo de Carvalho tego nie dopowiedział.

    Lecz co wtedy, gdy owo „intymne poznanie” jest w praktyce bardzo trudne albo niemożliwe? Odruchowo, szukamy jakiegoś centrum zarządzania, podczas gdy już od (przynajmniej) ćwierć wieku rozwiązania w tym zakresie zaczęły zmieniać się powszechnie na „przetwarzanie współbieżne – wielowątkowe”. Najbardziej wyrazistym tego dowodem jest wykorzystanie internetu. Są tzw. chmury wewnątrz-korporacyjne (dostęp możliwy tylko poprzez system kontroli haseł). Są także inne, poza internetem tzw. protokoły transmisji danych. Te techniki mają opracowaną teorię i praktyczne rozwiązania, służą zarządzaniu i komunikacji. Wystarczy do tego sprawnie działający program i jego operator lub administrator który nie musi znać całego algorytmu (nie jest to nawet możliwe przy wielu milionach linii kodu źródłowego). To wszystko oczywiście nie oznacza, że bolszewicy je stosują ale przecież mogą to robić i nie musi być też tak, że nie zmieniają swojej techniki zarządzania nawet jeśli w tym celu nie korzystają z komputerów. Trzeba bardzo dobrze poznać tę tematykę aby cokolwiek móc stwierdzić. Czy, o ile nie jesteśmy do tego odpowiednio przygotowani, nie jesteśmy skazani na obserwację i analizę tylko tego co widać „gołym okiem” i co możemy pojąć?

    To naturalnie jedynie moje „luźne myśli” i bardziej kwestie poruszone celem zastanowienia się nad nimi niż jakiekolwiek hipotezy.

  4. 4 michał

    Panie Andrzeju,

    Stąd właśnie, z takiego myślenia, jakie Pan pokazuje powyżej, wynikały nasze dodtakowe pytania pod adresem rozmówcy.

    Jeśli istnieje jakaś „centrala”, to ona musi być wykrywalna. Nie może to być jaskinia na dnia morza, odcięta od świata, bo to wówczas nie jest żadna „centrala”. Ale jest przecież możliwe, że żadna centrala nie istnieje; że to się samo robi, z własnego impetu, pędu i popędu.

    Pańska analiza działania internetu jest w tym względzie niezwykle interesująca, choć zdaje się raczej wskazywać na świadomą manipulację niż na „samo się robi”. Czy zechciałby to Pan rozwinąć?

  5. 5 Andrzej

    Panie Michale,

    I jedno i drugie. To może być zaprogramowane, kontrolowane i „samo się robić”.
    Co do samych rozwiązań to ujmując rzecz ogólnie, można powiedzieć że są to technologie zwiększające szybkość przetwarzania danych oraz wydajność.

    W przypadku przetwarzania współbieżnego zadanie podzielone zostaje na części składowe realizowane w tym samym czasie. Przykładem w intenecie są tzw. sieci peer-to-peer, gdzie każdy użytkownik korzysta (jako odbiorca danych) oraz jednocześnie udostępnia dane (jako ich dostawca). Jest to rozwiązanie zdecentralizowane. Można w ten sposób zrealizować np. „rozproszony bank danych” – nie muszą być one zgromadzone w jednym miejscu. Czy korzystał Pan kiedyś z BitTorrent-a celem „ściągnięcia” dużego pliku? To właśnie w ten sposób działa. Technika ta pozwala bardzo sprawnie i szybko, bez istnienia serwera („centrali”) zrealizować wymagany cel.
    Zwiększenie wydajności w przypadku cloud computing uzyskuje się poprzez zebranie w jednym zewnętrznym serwisie potrzebnych zasobów i mechanizmów je obsługujących oraz udostępnianie ich użytkownikowi w taki sposób, że nie widzi on „wnętrza”, które pozostaje dla niego ukryte w owej „chmurze” (nie musi nim zarządzać). „Chmura” może zawierać wszystkie potrzebne funkcje: bank danych, programy przetwarzania danych (aplikacje), mechanizmy identyfikacji, mechanizmy komunikacji, mechanizmy współdzielenia informacji, obsługę finansów, monitoring itd.). Są to usługi „na żądanie”, nie wymagające od ich użytkownika posiadania własnych tzw. zasobów (infrastruktury informatycznej). Każdy użytkownik korzysta jedynie z tych usług które są mu potrzebne. Nie musi ich mieć u siebie. Oprócz zysku w wydajności, rozwiązanie takie znacznie zmniejsza koszty. „Chmura” jest dostępna globalnie (jak cały internet) i odpowiednio zabezpieczona.

    To są dzisiejsze sposoby na realizację celów albo zarządzania z pomocą współczesnych technik informatycznych, powszechnie stosowane już od wielu lat. Łatwo można je zrealizować i zastosować. Ale technologie informatyczne (hardware i software) bardzo szybko się rozwijają i istnieją (mogą być stosowane) na pewno takie o których świat jeszcze nie słyszał.

    Schodząc już „na ziemię” i podam przykład praktycznego wykorzystania współczesnych technik informatycznych przez sowietów. To słynna afera sprzed pięciu lat dotycząca sowieckich nielegałów w USA. Kontaktowali się oni za pośrednictwem laptopów w ten sposób, że nawiązywali łaczność wykorzystując odpowiednio skonfigurowane tzw. sieci bezprzewodowe. Transmisje były oczywiście dobrze zaszyfrowane. To wymagało niedużej odległości ale nie bezpośredniego kontaktu.

    Kaspersky Lab to firma od lat powiązana z czekistami.
    Jednak sferę „nowych technologi” opanowują dziś coraz bardziej firmy chrlowskie. Na podstawie technologii które uzyskali od USA a także ciągłego szkolenia swoich kadr w najlepszych tamtejszych ośrodkach. Mają też już własne, na dostatecznie wysokim poziomie wiedzy i umiejętności. To kuźnie słynnych „hakerów”.

  6. 6 michał

    Panie Andrzeju,

    Bardzo dziękuję za ten mini-wykład. Wojna w cyberprzestrzeni jest arcyciekawym problemem. Jak usiłowałem tu wielokrotnie wykazać, jest to rodzaj wojny idealnie dopasowany do metod, celów i wręcz mentalności bolszewickiej. (http://wydawnictwopodziemne.rohnka5.atthost24.pl/category/cykle/wojna-w-cyberprzestrzeni/ )

    Wracając do problemu Sao Paulo Forum, to odnoszę wrażenie, że jest to jednak głównie to, co po angielsku nazwałoby się „talking shop”, czyli przydatne miejsce do wymiany myśli, do wzajemnego uczenia się, do przekazywania doświadczeń. Nie wydaje mi się, żeby autentyczna władza leżała kiedykolwiek w samym Forum.

  7. 7 Andrzej

    Wygląda na to Panie Michale, że ma Pan sporo racji tak to odbierając. Taka ocena wynikałaby z tego co bolszewicy związani z FSP sami o sobie mówią: http://www.alainet.org/es/node/160686

    Uważam jednak, że FSP stanowi też coś w rodzaju „biura koordynacyjnego”, jednocześnie pozostając kontynentalnym „frontem ludowym”. Jak sami to określają w konkluzji: realizuje funkcje, które większość partii i ruchów politycznych (bolszewickich) w tym regionie świata uważa za niezbędne. Jest przy tym zwartą i dobrze zorganizowaną wokół globalnych celów organizacją, dając tego dowody w swoich deklaracjach i swojej aktywności w ramach międzynarodowego komunizmu (przykład: http://www.european-left.org/positions/working-groups/latin-america/joint-resolution-managua-sao-paulo-forum/european-left-party).

  8. 8 michał

    Panie Andrzeju,

    Określenia „front ludowy” i „biuro koordynacyjne” wydają mi się bardzo trafne, ale z drugiej strony, pamiętać należy, że większość partii tworzących forum jest u władzy, więc fsp byłby czymś na kształt zwycięskiego kominternu. Zaiste zjawisko, którego nie wolno nie doceniać.

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.