Jaszczur
21 comments Published 12 January 2016    |
(Polski) Sowiecka strategia dzisiaj. Glossa do dyskusji
21 comments Published 12 January 2016    | 
Szczerze gratuluję Ci nowego artykułu Jaszczurze. Jest świetnie napisany.
Jak sądzę (podzielam taki punkt widzenia) chodzi o to aby analizując sowiecką strategię nie tyle koncentrować się na szczegółach “organizacyjnych” lecz starać się dotrzeć do sedna. To oczywiście nie świadczy o tym, że należało by je ignorować lecz ważna jest perspektywa spojrzenia. Czy ta strategia tworzenia “systemu sojuszy” nie ma szerszego planu, czy nie jest zasadniczo (na co sam słusznie zwracasz uwagę) realizacją tego samego celu co zawsze wg tej samej zasady (Metody) różnymi sposobami w różnym okresie, zależnie od aktualnej sytuacji? Jeśli tak, to znaczy, że bolszewicy zawsze starali się skutecznie wykorzystać bieżącą koniunkturę, bieżące trendy polityczne na świecie, aktualny stan polityki międzynarodowej, aktualne modele gospodarki itd. Na przykład powszechne po II WŚ pokojowe nastawienie społeczeństw Europy. Na przykład mniej lub bardziej radykalne ruchy narodowe i społeczne.
Weźmy też za przykład tzw. fronty ludowe tworzone powszechnie wówczas gdy partie komunistyczne nie były w stanie samodzielnie zdobyć władzy i/lub postrzegane były jako “niestrawne” w demokracjach Zachodu. Podczepiały się więc do ruchów lewicowych, zachowując w pełni własną tożsamość. Z chwilą gdy zdobywały władzę i były już w stanie sprawować ją samodzielnie, strategia bolszewików się zmieniała. Nastał czas tworzenia “obozów socjalistycznych” i temu ona wtedy służyła. Dziś nastał już czas “systemu sojuszy”.
Podsumowując, strategia bolszewików jest zmienna. Potrafią wykorzystywać istniejące nurty społeczne, struktury polityczne. Potrafią też je tworzyć jeśli jest to im potrzebne. Jeśli analizujemy ich strategię ważne jest to, aby widzieć ją w tej perspektywie. Cechą wspólną jest niewątpliwie to, że umowy i układy nigdy nie były przez bolszewików uważane za nic innego jak tylko doraźny sposób realizacji celu. Gdy stawały się dla nich zbędne, porzucali je niezwłocznie bez oglądania się na kogokolwiek. To jest klasyczne leninowskie podejście i ono nie ulega zmianie. Stąd sojusze i układy dla nich to rzecz względna. Skoro tak jest to jak dużą wagę należy do nich przykładać? Co innego realizacja wspólnego celu przez bolszewików wszelkiej maści. Ale to jak sądzę zależy nie tyle od zawartych między sobą układów co od wspólnego interesu który jest nadrzędny.
Sądzę, że zbyt optymistycznie patrzysz na “nowy mit niepodległościowy” na Ukrainie, że ogranicza się on co najwyżej do obszaru wpływów ukraińskich narodowców. Nie sięga on poza Kijów a zasadniczo obejmuje tylko zachodnią część kraju. W peerelu też usunięto pomniki Lenina itp. co w żaden sposób nie przerwało ciągłości systemu. Miało to raczej za cel dezinformację Polaków. Peerel z “okrągłostołowymi” protezami (pozorami) gospodarki rynkowej, demokracji parlamentarnej, wolnej prasy itd. pozostaje peerelem.
Wyrzucenie chocby jednej złotówki na ten postbolszewicki ukraiński burdel (bo to “bez niepodległej Ukrainy nie ma niepodległej Polski” – jakoś doświadczenie historyczne wykazuje się tu jednak asymetrią) jest marnotrastwem. Ten ukraiński chlew jest, bo moskiewskim bolszewikom taki stan rzeczy jak najbardziej odpowiada – cóż po tym że CA (sawietskaja armija) doszła by do Kijowa w trzy dni (boje się że do Warszawy jeszcze szybciej)? A po jaką cholerę ? Jest dobrze! nie trzeba psuć.
Wycofania sie Amerykanów z Europy czy Bliskiego Wschodu bym nie demonizował, jeżeli w rzeczywistości zbieraja siły do konfrontacji zbrojnej z maoistami – bo jeżeli nie; to pa Ciociu! Mamy pozamiatane! Dziarscy, żyjący w sprośności, uchodźcy oblezą Europę jak robactwo świerzego trupa, po czem Katechon z I Zarządu Głównego KGB w stopniu ppłk , na białym koniu w srebrzystej zbroi przebije złota kopią muślimskiego smoka…
Otóż to Amalryku!
Nie ma już praktycznie dnia bez nowych wieści o zamachach muzułmańskich fanatyków. Wczoraj Istambuł, dzisiaj Jakarta. Nigdzie nie jest bezpiecznie (poza “Rosją”, ludowymi Chinami, peerelem itp. – jakoś tak się składa, że tylko w “ex”- i aktualnych demoludach panuje spokój) Cały tzw. Zachód ogląda się nerwowo za tym kto uspokoi sytuację i zaprowadzi porządek. Aktualnie, na czele stają zjednoczeni (z bolszewizmem) Niemcy (pod sztandarami nowej nadziei europejskiej “prawicy”, czyli “europejskich patriotów przeciw islamizacji”), którzy już pełnym głosem wypowiadają swoje oczekiwania: Putin, ratuj nas! Konkretnie gdzie się to zaczęło? Ano tam, gdzie pod czujnym czekistowskim okiem tegoż Putina rodziła się enerdówkowa pierestrojka w której to również “żelazna kanclerz” odegrała swoją rolę po młodzieńczym spełnieniu się w bolszewickiej “wolnej młodzieży niemieckiej”.
Staram się (wbrew wrodzonej tendencji) nie zabierać głosu, gdy inni wypowiadają myśli, z którymi się w zasadzie zgadzam. Co rzekłszy, mam wątpliwości co do zdania wypowiedzianego powyżej przez p. Amalryka.
Bez niepodległej Polski nie ma niepodległej Ukrainy – to wydaje mi się fundamentalnie słusznym. To zdanie nie może mieć zastosowania do prlu i ukraińskiej demokratury, ale nie jest przez to mniej słuszne. Więc kiedy p. Amalryk mówi: “ani jednej złotówki”, to o co chodzi?
Sowiecka Ukraina, jaką ja znamy, nie różni sie zasadniczo od prlu. Czy jednoczesne istnienie tych dziwacznych tworów nie jest ironicznym dowodem, że wolna Ukraina nie może istnieć bez wolnej Polski?
Tak jest Panie Michale. Istnienie tych dziwacznych tworów jest dowodem na to, że wolna Polska i wolna Ukraina to konieczny warunek trwałego istnienia obojga.
Lecz Pan Amalryk napisał “Wyrzucenie choćby jednej złotówki na ten postbolszewicki ukraiński burdel” odnosząc się do aktualnego stanu rzeczy. Gdyby to brzmiało: ani jednej (dobrowolnie oddanej) złotówki na ten postbolszewicki (jak dla mnie nieprzerwanie bolszewicki – zdefiniowany przez komunistów, kontynuacja po “nep-modernizacji”) polski burdel to chyba byśmy się z tym zgodzili? Bowiem jego trwanie oznacza trwanie fikcji “wolnej Polski”. Zatem i kontynuacja (po zdefiniowanej przez sowietów “nep-modernizacji”) sowieckiej Ukrainy oznacza dalsze trwanie fikcji. Ja to rozumiem w ten właśnie sposób. Oddałbym ile bym mógł złotówek na wolną Polskę, wolną Ukrainę, wolną Litwę, wolną Rosję, wolne Czechy itd. Wolne od bolszewizmu.
Drogi Panie Andrzeju,
Z pewnością ma Pan rację. Ale że współczesny nam prl wydaje złotówki na ukraińską demokraturę nie powinno nas ani dziwić, ani niepokoić. Nie możemy przecież spodziewać się od władców prlu – obojętne czy będą to Kaczory, czy Donaldy – żeby posypali głowy popiołem i przyznali, że są u władzy w pe-er-elu, więc cóż innego mają robić? Z ich punktu widzenia, wzmacnianie Ukrainy, którą uważają za “wolną”, lecz zagrożoną przez “Rosję”, jest koniecznością polityczną.
Z mojego punktu widzenia obraz wygląda jakoś tak: obok siebie leżą w złudzeniach suwerenności prl i ukraińska demokratura. Łudzą siebie na wzajem i swoich obywateli mirażem wolności, gdy w obu krainach podstawowe dźwignie władzy są w cudzych rękach.
Ale ten obraz w żadnym razie nie osłabia ważności i słuszności hasła, że bez wolnej Polski, nie może być wolnej Ukrainy. Musimy to powtarzać z uporem: tak długo, jak nie zapanują warunki, w których istnieć może prawdziwie wolna i suwerenna Polska, żaden kraj Międzymorza nie ma szans na samoistną państwowość.
Czy jest na powstanie takich warunków jakaś realistyczna nadzieja? Nie. Osobiście nie widzę żadnej. Ale jeżeli odrzucimy słuszność tego hasła, to możemy równie dobrze wyjść z podziemia i przyłączyć się do budowania najlepszego z prlów. Dlaczego nie, skoro na nic innego nie ma szans?
Kiedyś mogą powstać warunki, w których powstanie wolnej Polski i wolnej Ukrainy będzie możliwe, i co wtedy? Czy istnieje jakakolwiek siła, która zechciałaby te warunki wykorzystać?
Drogi Panie Michale,
Można by powtórzyć za Mackiewiczem, że to kolejny “temat wyrzucony poza nawias narodowy”.
Moim zdaniem, niestety nie będzie takiej siły dopóty, dopóki decydującą rolę będą odgrywać nacjonalizmy. Będą wolały zawrzeć pakt z samym diabłem byle tylko nie dopuścić do wykorzystania tych warunków przez sąsiednie narody.
Dlatego tak ważne wydaje mi się, by nie wyrzucać dziecka (w tym wypadku hasła o współzależności losów Polski i Ukrainy) wraz z prlowską kąpielą.
Uściślijmy. Państwa narodowe, ten postreformacyjny a politycznie protooświeceniowy, efemeryczny (w kategoriach historycznych) twór zaistniał w Europie po Pokoju Westfalskim (zawartym Pomiędzy Świetym Cesarstwem Rzymskim a Francją) i trwał do poczatków naszego wieku; a obecnie, na naszych oczach staje się anachronizmem.
Twór ten powstał w konsekwencji uniezależnienia się władzy swieckiej od papieża, który nie stał już na czele Kościoła w zreformowanych państwach, więc nastąpiła nacjonalizacja państwa poprzez wyłonienie się niezależnego państwa narodowego (cuius regio eius religio).
Przy czym nie zapominamy, że siły obecnie stojące w wyraźnej opozycji do nacjonalizmu to środowiska lewicowo-liberalne z ich hasłami absolutnej wolności jednostki oraz politycznej poprawności,etc,etc, które chca nam zafundować ponadnarodowa wspólnotę (a jakże) ale jej wizja mnie jednak jakoś nie pociąga.
Drogi Panie Amalryku,
Pańska historyczna perspektywa jest nad wyraz ciekawa. Ale, ale…
Cuius regio eius religio nie oznaczało wcale wyłonienia się państwa narodowego; to władca decydował, jaka religia będzie wyznawana na jego terytorium, a nie naród. Państwa narodowe powstały zanim powstały narody, ale dopiero powstanie nacjonalizmów, tego bękarta rewolucji antyfrancuskiej. stworzyło twory znane nam dziś.
Niestety ma Pan rację, że w dzisiejszym kociokwiku ideowym, w opozycji do nacjonalizmu stoją tylko lewacy, święty indywidualizm mieszany jest z pseudo liberalnym wyrażaniem swojej własnej indywidualnej pustki. Nie trzeba być zwolennikiem ponadnarodowego państwa, żeby nie lubić narodowego państwa. W porównaniu z Niunią europejską monarchia habsburska była rajem wolności indywidualnej, ale rozbita została przez partykularyzm narodowy. W moim przekonaniu, integrujące zapędy Niuni powodują tylko wzrost nacjonalizmu.
Punkt wyjścia był jednak inny: czy może istnieć wolna Ukraina w Europie, w której nie ma miejsca dla wolnej Polski? Nie mówimy o prlach i demoludach. Czy może istnieć?
Zasada, cuius regio eius religio, (Pokój Augsburski) jest, co prawda, starsza o niemal 100 lat od Pokoju Westfalskiego, ale to ona zapoczątkowała proces powstawania nowozytnych państw narodowych; poprzez proces „nacjonalizacji” religii, czyli poddaniu wszelkich chrześcijańskich wspólnot zwierzchnictwu państwa, traktowanego jako twór całkowicie świecki i nie podległy osądowi moralnemu ze strony Kościoła. (Jak to sentymentalnie zauważył Maurras; „[…]Istniała niegdyś powszechna Republika Chrześcijańska w Europie Zachodniej, która wytworzyła rodzaj doczesnej jedności. Jedność ta została zniszczona przez Lutra. Od czasu tego rozłamu naród stanowi ostatni krąg społeczny, w którym Człowiek może afirmować swoje człowieczeństwo.[…]”)
“Czy moze istnieć wolna Ukraina w Europie, w której nie ma miejsca dla wolnej Polski? ” – Ja sobie takiej wolności jakoś nie wyobrażam…
Drogi Panie Amalryku,
Czy rzeczywiście? Czy da się utrzymać twierdzenie, że cuius regio eius religio zapoczątkowało proces? Zastanówmy się, bo to niezwykle ciekawe.
Obszar, który nazywamy dziś “Niemcy” rozbity był od zawsze na archipelag małych kraików, skłóconych głównie przez dynastyczne podziały. Język nie jednoczył ich bliżej niż język łączący Słowian, ale wszyscy przyjmowali luźną, bo feudalną zwierzchność cesarza i złączeni byli wyznawaną religią. Niektóre z tych germańskich księstw tworzą dziś Niemcy, inne należą do Francji, a jeszcze inne są osobnymi państwami. Reformacja dodała jednak nowy element do tradycyjnych waśni “o miedzę” – ferwor religijny. Pokój, o którym Pan pisze, przywrócił tylko podstawę dawnych sporów, a wykluczył nową: nie będziemy się odtąd nawracać wzajem, mówili niemieccy książęta; władca zdecyduje, jakie wyznanie panować będzie w jego kraju. Ale władców było multum, więc nie tworzyło to pojęcia nadrzędnego narodu, a co najwyżej umacniało Heimat. I tak powstał patriotyzm westfalski i bawarski, alzacki i lotaryński. Ale nie naród niemiecki. Taki naród nie istniał jeszcze bardzo długo.
Cuius regio wydaje mi się raczej umocniło rozbicie Niemiec, niż stworzyło podstawy jedności. Jak zwykle bywa, dopiero siła zewnętrzna, spoza Niemiec, siła wynosząca się ponad te zadawnione spory, zdołała zjednoczyć Niemcy. Taką rolę odegrały w tej historii Prusy, ale podobnie było z wielkimi Macedończykami, którzy nie oglądając się na greckie podziały zjednoczyli Helladę. Podobnie do pewnego stopnia działali sfrancuziali piemontczycy w włoskim Risorgimento, przymusili niejako nienawidzące się miasta do jedności. (Znikomy tylko procent ludności półwyspu Apenińskiego mówił wówczas po włosku; wielu uważa, że nic się nie zmieniło w tym względzie.)
W przytoczonym przez Pana cytacie, Maurras zdaje się afirmować swój nacjonalizm raczej niż swoje człowieczeństwo, nie sądzi Pan?
Jest droga, co komuś zdaje się słuszna, a w końcu prowadzi do zguby.(Prz.14.12)
Jednak myslę, że tak jak nie da się unieważnić wpływu reformatorskiego “buntu księży” na rozwój dogmatycznego racjonalizmu tak nie sposób nie zauwazyć w nim korzeni współczesnego nacjonalizmu. (I nie jestem tu jakimś odkrywcą, tylko akceptuję te racje.)
Znosząc nieprzerwaną tradycję Kościoła w interpretacji Pisma i podważając jego autorytet reformatorzy w rzeczywistości znieśli jakiekolwiek ograniczenia w używaniu rozumu w kwestiach tegologicznych, konsekwentnie odcinając ze spuścizny chrześcijańskiej wszystko co uznali za niedowodliwe doprowadzili je do stanu w którym na pewno już nim nie jest. A u kresu tego procesu pojawia sie nietolerancja fanatycznego racjonalizmu.
Zaś znosząc prymat następcy św.Piotra poprzez poddanie chrześcijańskich wspólnot reformowanych zwierzchnictwu państwa ( kościoły państwowe ; np. anglikański z królem Anglii, czy ewangelicki Unii Staropruskiej z królem Prus etc);reformatorzy traktując państwo jako porządek świecki i nie podlegający osądowi ze strony Kościoła, rozumieli je jako autonomiczna organizację, której cele wyznacza jedynie niezależna władza polityczna za pośrednictwem norm samodzielnie kreowanego prawa pozytywnego, których niepodobna odnosić do prawa boskiego.
I nie chodzi mi tu o ów gleichschaltung,którego w wypadku Niemców miał dokonać dopiero w XX w. pewien Ausryjak rodem z Braunau. Chodzi mi o rzecz wcześniejszą o owo podcięcie korzeni metafizycznej ponadnarodowej chrześcijańskiej wspólnoty.
Drogi Panie Amalryku,
Trudno doprawdy nie zgodzić się z Pańską wykładnią wpływu reformacji na wyniesienie fanatycznego, powiedziałbym oświeceniowego racjonalizmu (pseudo- tylko pseudo-racjonalizmu, w końcu tomizm jest postawą i filozofią racjonalistyczną) i jego dominującej roli w świecie. Nie widzę wszakże koniecznego związku między racjonalizmem i nacjonalizmem.
Jak widziałby Pan w tym świetle sytuację Prawosławia? Czyż nie ma racji Dostojewski, że Cerkiew zachowała przesłanie Chrystusowe lepiej niż Rzym, ponieważ sama nigdy nie sięgnęła po władzę ziemską? Oczywiście znamy konsekwencje tego “oddania cesarzowi co cesarskie” w świecie, w którym istnieje potęga bolszewicka, ale Dostojewski pisał w innych czasach.
Nacjonalizm podcina “korzenie metafizycznej, ponadnarodowej, chrześcijańskiej wspólnoty” – zgadzamy się co do tego. Ale w jaki sposób podcina go racjonalizm? Czy może źle Pana zrozumiałem?
Dostojewski mógł jeszcze trwać w takim przekonaniu (” że Cerkiew zachowała przesłanie Chrystusowe lepiej niż Rzym”) my już wiemy że w błędnym…
W odwiecznym sporze pomiędzy Atenami a Jerozolimą (“Cóż jednak wspólnego mają Ateny z Jerozolimą? Kościół z Akademią? Heretycy z chrześcijanami? Nasza nauka zrodziła się z portyku Salomona, który twierdził, że Boga należy szukać w prostocie serca. Niech o tym pamiętają ci, którzy głoszą jakieś stoickie, platońskie czy dialektyczne chrześcijaństwo!”) już dawno znalazłem swoje miejsce w Jeruzalem. Może to sprawa wieku (w młodości jednak byłem zagorzałym racjonalistą), może postepujacej ociężałości umysłowej… Wiem, że “wiara nie jest krzykiem” więc musi jakoś artykułować swe myśli, ale zawsze jest to credo ut intelligam nigdy na odwrót.
A! Credo quia absurdum. Jestem pełen podziwu, Panie Amalryku.
Ale nie odpowiedział Pan na pytanie o nacjonalizm-racjonalizm.
Nieco off-topic: co Państwo sądzą o fali zgonów wśród sowieckiej generalicji (zwłaszcza d-ców GRU)? Czy mamy do czynienia z akcją dezinformacyjną i sowieci pokazują nam to, co chcą pokazać, czy może mamy do czynienia z powtórką z czasów Stalina i wielkiej czystki?
http://foxmulder2.blogspot.com/2016/01/putin-hujo-vs-gru-rzez-rosyjskich.html
Drogi Panie Jaszczurze,
Osobiście nie mam pojęcia, ale zapewne i jedne i drugie.
Ale zainteresowała mnie linka do tej dziwacznej strony. Nie przypominam sobie niczego równie niesmacznego, wulgarnego i nie na poziomie. To jest na swój sposób osiągnięcie.
Stalin i wielka czystka…Ho, ho! czy po “stalinizmie” mamy teraz “neostalinizm”-“putinizm”?
Sądzę Jaszczurze że to nie ma większego znaczenia. Ot, jak to u bolszewików. Jeden drugiemu daje w łeb ale to nie oznacza wcale zmiany ich celów. Może nie zgadzał się z obowiązującą linią “wadzy”, może wlazł komuś na “interesy”, może nie chciał się podporządkować jak Ceaușescu, może się zachlał, może okradł kogo nie trzeba, może to zwykła dezinformacja . Może dostał jednak po łbie. To sowiecki “business as usual”. Dopatrywanie się drugiego czy trzeciego dna w tej rzeczywistości to rzec by można klasyczna “sowietologia” czy też klasyczne “wishful thinking”. Jestem pod wrażeniem przedstawionej w lince listy nagłych zgonów co nie zmienia faktu, że ten Foxmulder to dla mnie nic innego jak polrealistyczny bełkot (na czele zawsze jest obecna “wolna Polska” i jej “racja stanu”). Zaglądałem do niego parę lat temu ale mnie śmiertelnie znudził swoimi “tezami”. Na zadane przeze mnie kwestie ani razu nie raczył nawet odpowiedzieć, za to chętnie dyskutował ze swoimi fanami. Zdaje mi się, że ma bardzo wysokie mniemanie o sobie i swoich poglądach ale są one w sumie nudne i płaskie.
“Credo quia absurdum” – przypisywane Tertulianowi, jego autorstwa nie jest. Powiedział tylko; “Certum est, quia impossibile est” (paradoksalność religii Słowa Wcielonego). Jak późniejsze słowa Pascala:
“[…]Ci bowiem, którzy przez te znaki i mądrość zyskali waszą wiarę i dowiedli wam swego posłannictwa, oświadczają wam, iż to wszystko w niczym nie może nas odmienić ani uczynić zdolnymi do poznania i kochania Boga, jedynie cnota szaleństwa krzyża bez mądrości i znaków; a bynajmniej nie znaki bez tej cnoty. Tak więc nasza religia jest szalona, zważywszy jej istotną przyczynę, a mądra, zważywszy mądrość, która do niej przygotowuje.[…]”
A związki nacjonalizmu z racjonalizmem, jeżeli w ogóle są, to są drugorzędne i małoznaczące – jak sądzę.
A co do częstotliwości zgonów wśród wyższych funkcjonariuszy sowieckich organów – cóż, biorąc pod uwagę szalenie higieniczny tryb ich zycia, nalezy zauwazyć że wiek około pięćdziesiatki jest w zasadzie ich naturalna granicą biologiczną (wliczając w to samobójstwa w pijackim amoku).
Och, Panie Amalryku, różnie mówią, co też Tertulian powiedział. Być może wyraził się inaczej, na przykład “prorsus credibile est, quia ineptum est”. Ale sens pozostaje ten sam. Nie na darmo Papież Benedykt wypowiedział się przeciw Tertulianowi, przeciw fideizmowi, a po stronie zasadniczej racjonalności wiary katolickiej.
Natomiast co do racjonalności nacjonalizmu, to osobiście nie widzę żadnej. Wydawało mi się, że to Pan zasugerował pewien związek.