Michał Bąkowski
13 comments Published 22 August 2021    |
(Polski) Niech wie prawica, co robi lewica
13 comments Published 22 August 2021    | 
Smutny to obraz. Bolszewizm w USA głęboko zapuścił korzenie. O ile przejęcie przez komunistów kierownictwa amerykańskiej partii demokratycznej nie jest dla mnie żadną niespodzianką od czasów (co najmniej) Clintona to naprawdę niepokoi mnie ześlizg partii republikańskiej, postępujący w tym samym tempie od czasów “upadku komunizmu”. Te elity są z każdą kadencją coraz bardziej “poprawne politycznie” i nic nie pomoże trwanie kilku “konserwatywnych jastrzębi” w rodzaju “wykołowanego” w 2016 roku przez Trumpa Teda Cruza, który też nierzadko lawiruje, aby dostosować się do ogólnego trendu. Osoby takie jak Romney czy Liz Chenney, nie wspominając o Bushach nadają ton tej formacji. Do nich doszlusował Trump – koniunkturalista, który moim zdaniem narobił ogromnych szkód, odrywając wartościowych ludzi do swojej pustej wewnątrz “magi”, dezorientując i dzieląc elektorat republikanów. Obawiam się, że ten ruch po równi pochyłej trudno będzie powstrzymać, a nawet sądzę, że będzie coraz szybszy. Ale może pojawi się nowy Reagan, który to pozbiera do kupy. Ameryka pilnie potrzebuje antykomunistycznej kontrrewolucji.
Ciekaw jestem, czy Trevor Loudon poruszy kiedyś ten temat.
Drogi Panie Andrzeju,
Republikanie nie mają w tym względzie dobrej historii. Oczywiście, to nie jest taki poziom, jak Carter, Clinton czy Obama, ale ani Eisenhower, ani Nixon i Ford, ani obaj Bushowie, nie okryli się chwałą w swych kontaktach z komunistami. Nie zapominajmy, że to Eisenhower był u władzy podczas powstania węgierskiego i zachowanie Ameryki wówczas było nie mniej skandlaiczne niż Bidena w Afganistanie. Nie kto inny, jak Nixon i Kissinger, wciągnęli chrl i Mao na arenę międzynarodową, w czasach potworności rewolucji kulturalnej. O Bushach nie ma co mówić, choć Bush junior jest często niezasłużenie krytykowany.
Czy pojawi się nowy Reagan? Oto jest pytanie.
Można dodać, że Eisenhower zgodził się na oddanie komunistom połowy Korei, a Nixon z Kisingerem “odprężali się” (w tym samym mniej więcej czasie) z sowietami i peerelami.
Wszystko jest możliwe, ale na dziś wygląda to bardzo źle.
Jakie to wszystko , aż do znudzenia powtarzalne….
“Tak się historii koło kręci,
że najpierw są inteligenci,
co mają szczytne ideały
i przeobrazić świat chcą cały.
Miłością płonąc do abstraktów,
najbardziej nienawidzą faktów,
fakty teoriom bowiem przeczą,
a to jest karygodną rzeczą.”
Z nauką zaś {przy uwzględnieniu wszystkich wątpliwości i zastrzeżeń wobec tego co nazywamy “nauką”} kłopot mamy coraz większy…
“Nauki mają dwa końce. Jeden to czysta niewiedza naturalna, w jakiej znajdują się wszyscy ludzie przy urodzeniu. Drugi kraniec to ten, do którego dochodzą wielkie dusze, które przebiegłszy wszystko, co ludzie mogą wiedzieć, uznają, że nie wiedzą nic i znajdują się w podobnej niewiedzy, z której wyszli: ale jest to niewiedza uczona, która zna samą siebie. Natomiast ludzie pośredni, którzy wyszli z niewiedzy naturalnej, a nie doszli do niewiedzy uczonej, mają jakowyś polor wiedzy zadufanej w sobie i udają mędrków.
Owi to mącą świat i sądzą mylnie o wszystkim.”
Może dlatego że obecnie nie ma już miejsca dla takich pascal’owskich “wielkich dusz”?
Jak to już przed pół wiekiem zauważył Stanisław Ulam;
“…wygłaszając przemówienie podczas uroczystości 25 lecia konstrukcji komputera von Neumanna w Princeton, zacząłem nagle szacować w pamięci, ile twierdzeń publikuje się co roku w czasopismach matematycznych. Przeprowadziłem szybko ciche rachunki i doszedłem do liczby sto tysięcy na rok. Powiedziałem to i … audytorium osłupiało.”
Od czasów upowszechnienia obowiązkowego szkolnictwa strasznie nam się namnożyło owych “mędrków”. Czy to oczadzonych miazmatami owego le siecle des lumieres akuszerów rewolty we Francji , czy też tych oszalałych biesów, którzy doprowadzili do zagłady Rosję.
Widocznie nadszedł teraz czas na Amerykę…
Panie Andrzeju,
Pytanie o nowego Reagana jest jednak uzasadnione o tyle, że istnieją nadal w amerykańskim społeczeństwie potęźne siły konserwatywne, z których taki nowy przywódca może się wyłonić.
Jak na mój gust, to brzmi dosyć optymistycznie, a ja optymistą nie jestem. Trzeba jednak w tym miejscu dodać, że tak samo mogło się wydawać w dennej beznadziejności lat 70. w Ameryce i Wielkiej Brytanii, że nie ma już ratunku – i wtedy pojawili się Thatcher i Reagan. Komuniści nadal owinęli ich sobie w końcu wokół palca, ale przynajmniej zdołali postawić na nogi swoje własne kraje.
Drogi Panie Amalryku,
Jak miło usłyszeć od Pana. Bardzo to wszystko słuszne i trafne. Dodałbym tylko, że największa literatura znana światu, literatura rosyjska XIX wieku, mówi o takim właśnie społeczeństwie, które z zamkniętymi oczami, w szampańskich humorach, pędzi ku zagładzie, jednocześnie krytykując państwo, które im tę zabawę i tę krytykę umożliwia i na którą dobrodusznie pozwala. Tamto społeczeństwo radośnie podcinało gałąź, na której siedziało i dlatego należy czytać Gogola, Dostojewskiego, Czechowa i innych, jak gdyby pisali o współczesnych nam społeczeństwach Zachodu.
Akuszerów rewolty i biesów ci u nas dostatek…
Plinio Corrêa de Oliveira wyróżnił cztery główne rewolucje niszczące kolejno nasza cywilizację: religijną , polityczną, ekonomiczną i aktualnie trwającą obyczajową.
Prawdę mówiąc, zbyt wielkiej nadziei w USA ja bym nie pokładał.
Drogi Panie Amalryku,
Nigdy nie słyszałem o Plinio Corrêa de Oliveira. Poszukałem trochę i to bardzo ciekawa postać. https://www.pliniocorreadeoliveira.info/ENGLISH.asp#BIOGRAPHY Ktoś powinien o nim napisać.
I ja nie wiążę wielkich nadziei z Ameryką, ale chyba nie ze względu na rewolucję obyczajową, a bardziej z powodów fundamentalnych.
W moim przekonaniu, rewolucje w obyczajach przychodzą i odchodzą. Libertyni w XVIII wieku byli bardziej “wyzwoleni” obyczajowo, niż siksy z metoo; paradoksalnie, metoo i cała ta hałastra, prowadzą raczej do powściągnięcia obyczajów. Nie zmienia to faktu, że obyczaje się zmieniają.
Tymczasem Stany Zjednoczone są krajem zbudowanym na racjonalistycznych podstawach. Ojcowie Republiki, autorzy Konstytucji byli rewolucjonistami, a nie konserwatystami. Uważali, że należy budować stosunki między ludźmi na racjonalnych podstawach, a nie na tradycji. Stąd „naturalna” (złe słowo w tym kontekście, ale nie mam innego) sympatia Amerykanów do każdego przewrotu, do rewolucji francuskiej, bolszewickiej i każdej innej. Stąd ich naturalna antypatia do carskiej Rosji czy do Imperium Brytyjskiego, do hiszpańskiej korony czy do Rzeczpospolitej. (Być może nie mam racji w tych ostatnich dwóch wypadkach, bo większość Amerykanów nie ma żadnego zdania na ten temat.) Stąd ta łatwość z jaką przełykają argumentację, że sowiety to tylko Rosja, proponowaną zresztą głównie przez Polaków.
Zatem Panie Michale, na jakiej podstawie napisał Pan, że w społeczeństwie USA nadal istnieją “poważne siły konserwatywne”?
ps. Pomyliłem się. Chodziło o “potężne siły”. Przepraszam
Panie Andrzeju,
Oczywiście napisałem tak, ponieważ takie odnoszę wrażenie. Są w Stanach siły autentycznie konserwatywne, nawet jeżeli zmylone atencją, choć lepiej byłoby powiedzieć bezbożną weneracją, dla Ojców Założycieli i dla Konstytucji. Nb. słyszałem kiedyś bardzo interesującą dyskusję na temat amerykańskiej konstytucji, z której wynikało, że jej twórcy, a zwłaszcza Franklin, byli zdania, że konstytucja powinna być odrzucona po określonej liczbie lat (zdaje mi się, że po 28 latach, co uznano “naukowo” za długość życia jednego pokolenia) i następne pokolenie powinno stworzyć swoją własną konstytucję. Czy to nie zabawne, w świetle czci, jaką jest otoczony dziś zwykły dokument? Jego autorzy nie uważali go wcale za “tekst święty”.
W tak ogromnym i zróżnicowanym społeczeństwie, zawsze będą istniały siły konserwatywne. Proszę zwrócić uwagę na taki drobiazg: większość komentatorów (m. in. Loudon) uważa, że tzw. Hispanics czyli Amerykanie pochodzenia meksykańskiego, z Puerto Rico, Kuby i Ameryki Łacińskiej, są naturalnie skłonni głosować na Demokratów i że są generalnie na lewo. Nie wątpię, że głosują na Demokratów z początku, ale bardzo prędko mają dość lewackiej propagandy i przechodzą do Republikanów. Dzieje się tak ze względu na ich “naturalny konserwatyzm”, przywiązanie do rodziny, przekonanie, że małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny itd.
Czy to wystarczy dla powstrzymania lewackich tendencji w Ameryce? Nie sądzę, ale nie znaczy wcale, że nie wyjdzie z tych sfer kolejny Reagan.
Panie Michale,
Naturalnie, że w czasach zawieruchy ludzie wykazują zastanawiającą skłonność do folgowania sobie w sferze obyczajowości, ale obecnie mamy do czynienia z próbami zinstytucjonalizowania promowania dewiacji w oparciu o edukacyjny aparat państwa , że nie wspomnę o deprecjonowaniu rodziny poprzez lekceważenie instytucji małżeństwa.
Chyba ma Pan rację, że Ameryka, o ile pozostanie państwem otwartym, to ratunku może się spodziewać raczej ze strony “fasolarzy” niż owych wasp’ów kimkolwiek oni dzisiaj są.
Drogi Panie Amalryku,
Rozpasanie obyczajów tradycyjnie wiąże się ze schyłkowym okresem wielkich kultur. Rzym czy Persja, ale także przedrewolucyjna Francja, są tego dobrymi przykładami. Rozwiązłość czasów zawieruchy, jak Pan to określa, ma chyba nieco inny charakter. Pisał o tym ciekawie Kierkegaard, ale musiałbym poszukać, gdzie o tym pisał. Rewolucje generalnie rozwiązują i stąd wyuzdanie czyli “odrzucenie uzdy”.
Słusznie Pan mówi, że to z czym mamy do czynienia w dzisiejszych czasach, jest innej natury niż tradycyjne rozumienie rozwiązłości obyczajów. Ma inne podłoże i, co może najbardziej zdumiewające, pozornie przeciwstawne wektory. Z jednej strony absolutna wolność wyuzdanego indywidualizmu – erozja małżeństwa, feminizm, wolność mordowania nienarodzonych, ogólny permisywizm w kwestiach erotycznych – a jednocześnie, wzrost czegoś, co można nazwać cenzurą obyczajową, a co wyraża najlepiej ruch metoo, i ma ogromny wpływ na stosunki międzyludzkie.
Udział państwa w tym wszystkim, rzecz jasna, komplikuje obraz, ale mówiąc prawdę, tak jest zawsze, gdy państwo wtyka swoje trzy grosze do ludzkich spraw.
Co do odrodzenia konserwatyzmu, to nie może być mowy, żeby wystarczył ten tradycyjny konserwatyzm przez małe ‘k’, związany z latynoskim pochodzeniem. To musi być szerszy ruch, żeby mógł zeń wyrosnąć nowy Reagan. Niestety nie znam sytuacji w Stanach na tyle szczegółowo, żeby móc o tym wyrokować.