Dariusz Rohnka
5 comments Published 22 January 2022    |
(Polski) Paradoks Międzymorza
5 comments Published 22 January 2022    | 
Darek,
Widzę, że pozostajesz przy swojej klasowej teorii walki z bolszewizmem. Mnie się ona wydaje – teoria, nie walka – niezgodna z duchem myśli Józefa Mackiewicza. Jego podstawową tezą było, że wszyscy ludzie, niezależnie od pochodzenia (obojętne, narodowego czy klasowego), od względnego wykształcenia lub ubóstwa, od życiowego powodzenia lub życiowych klęsk, są tak samo podatni na działanie komunistycznej zarazy. Pisał o tym wielokrotnie; pisał np., jak Dalaj Lama, który mimo pochodzenia bardziej wyniosłego niż jakikolwiek arystokrata, zachowuje się tak samo wobec komunistów, jak europejscy politycy szlacheckiego, burżuazyjnego, a nawet (Boże uchowaj!) chłopskiego pochodzenia. Działanie zarazy jest takie samo na Tahiti i w Haiti, reakcje są takie same w Laponii i w Japonii. Jest to psychologiczny fenomen, z towarzyszącymi mu, „jednakowo powtarzalnymi, skrętami ludzkiej psychiki”, a ta jest taka sama w czworakach i w pałacu, albo, żeby użyć Twojej terminologii, wśród kmiotków i wśród panów.
Przykładów tego jest u Mackiewicza multum. Wykształcony ziemianin Karol, wykładający marksizm w Drodze donikąd, gdy Paweł z tych samych sfer, a opiera się; starszy Wintowt, przystający do bolszewików w Lewej wolnej, gdy młodszy Wintowt ginie w torturach z rąk tychże bolszewików. A z drugiej strony młody Bożek, kułaczy syn, przystaje do czerwonych, gdy Mitia Kolcow, syn prostego Kozaka z chutoru, pozostaje z serca antykomunistą.
Jak się człowiek zachowa, zależy od tych skrętów psychiki i od moralnego kośćca, a nie od pochodzenia. Ale gdybyśmy mieli przyjąć, że zależy jakoś od pochodzenia, to wówczas – o zgrozo! – krok tylko od „szlacheckości podatnej na bolszewizację”, do np. „żydowskości podatnej na sowietyzację”. Jeżeli polska szlachta szczególnie ma mieć probolszewickie inklinacje, to dlaczego nie polscy Żydzi? W końcu przeważająca większość Żydów w rosyjskim imperium wywodziła się z ziem dawnej Rzeczypospolitej… Mimo to, jakkolwiek niskie byłoby Twoje mniemanie na temat tej nieszczęsnej polskiej szlachetczyzny, to przyznasz chyba, że ta druga teza jest dokładnym przeciwieństwem stanowiska Mackiewicza.
Podobnie nie mogę się zgodzić, że postawę antykomunistyczną determinuje jakoś magicznie „doświadczenie, bezpośrednia styczność z bolszewizmem”. Gdyby tak było, to mielibyśmy na świecie milliardy antybolszewików. Doświadczenia identyczne lub choćby podobne do przejść Mackiewicza, miało miliony Polaków, ale tylko on jeden wyniósł z tego swą postawę (z jakiegoś punktu widzenia, WNIÓSŁ tę postawę). Nie pisalibyśmy o nim, gdyby jego postawa była powszednia. Jesteśmy wolnymi ludźmi – nawet w niewoli, dziękować Bogu – więc doświadczenie nas NIE determinuje. To samo doświadczenie może wywołać przeciwstawne reakcje. Wydaje mi się to zbyt oczywiste, by tę kwestię dalej ciągnąć.
Czytając Twoją polemikę o paradoksie Międzymorza, doznałem nagłego objawienia. Jak to bywa w takich razach, pewność mi przeszła po chwili, ale wypowiem mą hipotezę mimo to. Mówisz, że pisząc o „szlacheckiej Polsce”, podatnej na bolszewizację, sięgałeś „po termin ukuty przez Mackiewicza”. Czy w tym nie tkwi źródło nieporozumienia? Termin nie jest oczywiście jego i z pewnością nie został przez niego „ukuty”. Nie był chyba nawet przez niego często używany, a z pewnością nie definiowany i rozważany, jak my to robimy w niniejszych dociekaniach. Mackiewicz po prostu wypowiedział się ironicznie. Powiedział coś oczywistego, co wydało mu się zabawne: czyż to nie paradoks, że „szlachecka Polska” (w sensie: rzekomo szlachecka, uważana za szlachecką itp.) uległa, gdy „chłopskie narody” (w sensie: mogłoby się wydawać, że chłopskie, bo za takie uchodzą) stanęły do walki? W rzeczywistości, ani Litwa, ani Finlandia, nie są wcale „chłopskie”, jak to w publicystycznym skrócie mówimy, ani tym bardziej Polska nie jest „szlachecka”. Skróty myślowe są złym doradcą.
Wyznaję, że nie mam pojęcia, co ma Żorż Ponimirski wspólnego z upadkiem rycerskiego etosu. Może dlatego, że nic nie ma z tym wspólnego? A jego fikcyjne wykształcenie w Oxford miało być tylko literackim symbolem czegoś dziwacznego i wariackiego? Ale to już na pewno wszystko, co mam do powiedzenia w kwestii „szlacheckiej podatności na sowietyzację”, bo trudno doprawdy mówić dłużej o czymś, co nie istnieje. Marksistą nie będąc, odrzucam klasowe kategorie myślenia jako gangrenę kultury, i nie inaczej chyba postępował Mackiewicz.
Zostawię Cię natomiast z obrazem pruskich szlachciców – a jakże, wąsatych, podłych Junkrów, których Polacy nienawidzą prawie tak samo, jak nie znosił ich Hitler – pod wodzą groteskowo okaleczonego, szwabskiego hrabiego Klausa podczaszego von Stauffenberga, którego zamach na Hitlera był jednym z nielicznych przykładów autentycznej kontrrewolucji.
Michał,
Bardzo to ładnie, że krytykujesz podciąganie ludzkich zachować pod ideologiczny schemat klasowości, tylko czemu ma to służyć? Z kim polemizujesz? Czyżbyś starał się mnie przekonać do tezy, że każdy indywidualny przypadek jest godny odrębnego rozważenia, i każdy jest inny? Doprawdy?
Czy indywidualność jednostki eliminuje możliwość zachowania stadnego w obrębie grupy, uchwycenia prawidłowości w zbiorowym zachowaniu?
„… dlaczego inteligencja okazała się bardziej podatna na bolszewizację, niż inne klasy społeczne. W pierwszym rzędzie tych przyczyn postawiłabym fakt, że poczuła się ona, nie bez słuszności, klasą najbardziej zagrożoną… etc. etc.”
A teraz pytanie: czy Barbara Toporska była wyznawczynią marksistowskiej teorii klas? Czy najzwyczajniej w świecie potrafiła wychwycić pewną prawidłowość zachowań w obrębie grupy społecznej? Prawidłowość wywołaną umiejętnym prowokowaniem stosownych warunków, ekonomicznych, ideologicznych, politycznych, ale poza tym także dziesiątkami, setkami najróżniejszych innych czynników.
„Nikt nie mówi do poety – pisała – ‘Zastrzelimy pana, o ile nie napisze pan zaraz pięknego wiersza o Stalinie!’ – A jednak – przekonywała – o pewnej porze roku wszyscy poeci piszą wiersze ścielące się do nóg Stalinowi…”.
Czyżby wykluczała możliwość istnienia poetów nie babrających pióra w kulcie jednostki?
Sanacja (której reprezentanci byli w ogromnej mierze spadkobiercami nieistniejącego od dawna stanu szlacheckiego) bardzo mocno obniżyła standardy etyczne obowiązujące niegdyś w polityce. Standardy na tak obniżonym poziomie ochoczo przejęli ich bezpośredni wojenni spadkobiercy. Czyżby miało to oznaczać, że nie było w tym gronie jednego sprawiedliwego, uczciwego?
Doświadczenie niczego nie determinuje, ale co to ma do rzeczy. Czyżby rzeczywiście – jak twierdzić – doświadczenie nie pozostawiało w głowie żadnej nauki? Dlaczego w takim razie chłop spod Wilna czy Grodna w 1943 roku najbardziej w świecie bał się powrotu bolszewika? Czyżby nie decydowała tu lekcja, jaką odebrał w latach 40-41?
A odwracając wektory, czyżby obraz „wąsatych, podłych Junkrów” pod wodzą „szwabskiego hrabiego Klausa”, który mi w łaskawości swojej „zostawiasz” nie jest próbą podporządkowania nieprawidłowości dziejowej doktrynie Marksa? Ostatecznie, niedorzeczna doktryna walki klas, jakby w tym przypadku zadziałała, czy nie?
Czy do tego właśnie usiłujesz nas przekonać?
Darek,
Krytykuję podciąganie zachowań (mam nadzieję!) pod ideologiczny strychulec klasowych kryteriów. Służyć to nie ma nikomu, nie wypowiadam się w celu służenia, ani nie wiem, czy to ładnie. Mnie się mało podoba. A podoba mi się aż tak mało, ponieważ nie kto inny, jak sam Dariusz Rohnka we własnej osobie, wyraził takie poglądy. Ale jeżeli wycofujesz się z nich, to nie ma doprawdy o czym mówić.
Ale zaraz. Coś mi się nie wydaje, żebyś się wycofywał. Zatem:
Po pierwsze, albo są pojedyncze byty, albo grupy. Jeżeli to drugie istnieją, to mamy monizm ontyczny, a ja wyznaję pluralizm. Jest Ziuta i Stefa, a nie poeci i inteligencja, bo to zaledwie hipostazy. Jak każda hipostaza, są przydatne jako myślowy skrót, i tak właśnie używamy ich na każdym kroku, ale nie zmienia to faktu, że nie istnieją jako byty.
Po drugie, prawidłowości zbiorowego zachowania stosują się wyłącznie wobec człowieka stadnego, o którym nie ma co mówić. Człowieka, który przestaje być osobnym bytem, a staje się wyłącznie trybikiem w mechanizmie, redukuje się z własnej woli do części grupy, przestając tym samym być całością. Wydawało mi się to oczywiste.
Trzy, inteligencja nie jest klasą społeczną. Jakkolwiek podziwiam Barbarę Toporską, to nawet ona mnie nie przekona. I jeszcze, dla uniknięcia nieporozumień, BT nie była marksistką.
Sanacja, to byli „spadkobiercy nie istniejącego stanu szlacheckiego”? Poważnie?? Jakie badania doprowadziły Cię do takiego wniosku?
Że doświadczenie nie determinuje, ma tylko tyle do rzeczy, że tak dokładnie powiedziałeś. Może należało przeczytać raz jeszcze?
Zresztą, straciłem ochotę do wyliczania punktów. Jak mawiał pewien hrabia, nie mam czasu, jeżdżę na rowerze, wot, naplewat’, jak mówił z kolei Józef Mackiewicz. Ani doświadczenie, ani pochodzenie nas nie determinuje, ponieważ Pan Bóg stworzył nas wolnymi ludźmi, czy z kmiotków, czy z panów, zawsze mamy wybór, wolno nam zostać antykomunistami, nawet z tą paskudną szlachetczyzną. Kiedy poddajemy się determinantom, to zaprzeczamy naszemu Boskiemu dziedzictwu.
Ach, byłbym zapomniał. Wąsaci junkrzy i szwabski hrabia – bo nie Prusak, von Stauffenberg był polakożercą i niemieckim nacjonalistą, ale nie Prusakiem – to było powiedziane ironicznie. Dlatego zostawiłem Cię z tym obrazem, bo nie inaczej, jak właśnie z ciepłą ironią, mówił Józef Mackiewicz o szlacheckiej (rzekomo, tylko rzekomo, co zresztą jest wielką szkodą) Polsce.
Michał,
To może wyjaśnij przy okazji, czy istnieją grupy czy nie istnieją, czy istnieje społeczeństwo czy go wcale nie ma. Co z narodem? Też nie ma? Co ze stanem szlacheckim? Hipostaza? Czy nie istniał nigdy, czy można mówić jedynie o 100 000 imć Kmiciców, w dodatku o każdym z osobna? Pytam z ciekawości.
Odpychając zagadnienie grupy nogą (jak to już praktykowałeś przy innej okazji), przyznajesz jednocześnie, że: prawidłowości zbiorowego zachowania stosują się wyłącznie do człowieka stadnego (o którym, wedle Ciebie, nie ma co mówić – a więc jednak coś takiego istnieje?). Zastanawiam się nad tym „stadnym człekiem”. Czy nie jest to przypadkiem przeciętny człowiek, przed lustrem, przy goleniu najzwyczajniejszy Kowalski, podczas mitingu – składowa tłumu? Czy nie jest tak, że każdy zbiór złożony jest z indywidualnych elementów, odrębnych i zuniformizowanych jednocześnie?
Weźmy przykładowego poetę, dajmy na to… Tuwima. Czy gdy pisał:
„Wielka jest nasza ziemia, a nie ma na niej, jak długa i szeroka, takiego kilometra kwadratowego przestrzeni, na której ludzie nie opłakiwaliby śmierci ukochanego swego brata, obrońcy, nauczyciela, prawodawcy sumień – Józefa Stalina”…
wciąż był jeszcze poetą Tuwimem czy już „człowiekiem stadnym”? A może taka przemiana nigdy nie miała miejsca, może był i jednym i drugim, jednocześnie?
Bóg obdarzył nas wolną wolą. Dlaczegoś jednak bardzo niewielu skłania się do korzystania z tej łaski konsekwentnie. Zdecydowana większość jest za zgodnością, ugodowością, nie wychylaniem się (nie tylko z okna pociągu). Widział i opisywał to wielokrotnie Mackiewicz, starający się obalać mit buntowniczych jakoby Polaków.
Czyżby dokonywał w ten sposób rażąco niesłusznego uogólnienia?
OK. Ja oficjalnie wymiękam.
„Przy okazji” mam wyjaśniać? Gdybym miał wyjaśniać p. Białemu (czy Czerwonemu, czy jak mu tam było), że istnieją tylko byty jednostkowe, a nie społeczeństwa, klasy, narody czy uniwersalia, to może i bym się zmusił, ale mam wyjaśniać to znawcy Józefa Mackiewicza? A! Zaraz! Wiem, Ty po prostu sobie ze mnie drwisz! To byłaby akurat słuszna kara, bo ja sobie na ogół kpię, więc na nic lepszego nie zasłużyłem.
Kim był Tuwim, kiedy pisał? Komunistą, panie dziejaszku, tylko komunistą. Nie przestał przez to, niestety, być znakomitym poetą, ale w pierwszym rzędzie był komunistą, poddał swą poezję komunizmowi. Nie przestał także być jednostkowym bytem ludzkim, ale, co mu tam: był indywiduum jednocześnie komunistycznym i poetyckim. Czy zatem istnieje zuniformizowana klasa, stado, zbiór – tfu, cholera jasna, czy to wszystko poważnie? – komunistów?
Odpowiedz sobie na to sam, jeżeli się ze mnie nie natrząsasz. A jeżeli wyśmiewasz się ze mnie niniejszym, to wszystko jest w najlepszym porządku.
Przeciętny człowiek? Znowu: poważnie? Osobiście, nigdy nie spotkałem przeciętnego człowieka, musiałem mieć szczęście w życiu, spotykałem zawsze nieprzeciętnych. Każdy z ludzi na mojej drodze, był zawsze jedyny, wyjątkowy, nawet wówczas, gdy sprowadzał sam siebie do do trybiku w maszynie, gdy chciał być tylko kibicem West Ham lub Lecha Poznań. Ale jeżeli masz tyle doświadczenia z przeciętnością, to się koniecznie podziel. Chętnie wysłucham. Zawsze czegoś nowego można się nauczyć.
Naigrywanie się jest mile widziane.