13 Comments “(Polski) Amerykańska opowieść”

  1. 1 Jacek

    Andrzej,

    Dziękuję za tak przenikliwą analizę. Opracowanie McMeekina to bardzo interesujące znalezisko. Dobrze, że pojawiają się takie treści w anglosaskim środowisku. Zastanawiam się, w jakim stopniu ten przekaz zmieni świadomość Amerykanów i wpłynie, na postrzeganie roli administracji FDR w promowaniu komunizmu. Ta kwestia wydaje się dziś coraz bardziej istotna. W sytuacji, gdy ciemne chmury zbierają się nad Tajwanem, przytłaczająca większość amerykańskiego establishmentu nie widzi w ChRL komunistycznego zagrożenia. Nie wiem, czy taką polityczną ślepotę może uleczyć jedna, czy dwie książki, ale próbować trzeba.

  2. 2 Andrzej

    Jacku,

    Niewątpliwie trzeba próbować. Tym bardziej po wszechobecnym “praniu mózgów” przez amerykańskich bolszewików na miejscu. To co mnie pociesza, to że ta książka została wydana i jest dostępna (także w Wielkiej Brytanii), ma dobre oceny np. na Amazonie i sporo recenzji oraz materiałów na jej temat w serwisie YT. Nie czytałem jej jednak, i swoje zdanie opieram na przywołanej recenzji. Wg recenzji McMeekin studiował archiwa sowieckie. Pewne jest to, że pozwolono mu zapoznać się tylko z odpowiednio spreparowanymi. Jeśli tak, to chyba potrafił oprzeć się sowieckiej narracji. Mając do dyspozycji także archiwa amerykańskie i brytyjskie mógł je sobie skonfrontować. Ale nie przesadam tego, bo książki nie znam. Podobno po wydaniu jej, jest już “persona non grata”. Wcześniej napisał m.in. książkę o rewolucji rosyjskiej i przewrocie bolszewickim.

  3. 3 Andrzej

    ps. obszerniejsze streszczenie książki Seana McMeekina “Stalin’s War” znalazłem tutaj

  4. 4 Jacek

    Andrzej,

    Obejrzałem wystąpienie McMeekina i z tego co i w jaki sposób mówił można między wierszami wyczytać, że tam (na Zachodzie) punkt widzenia, który zawarłem w Czerwonych byłby dla większości nie do zaakceptowania. To, jak McMeekin mówi o roli Stalina w II wojnie światowej sugeruje, że on musi tak oczywiste kwestie przedstawiać bardzo rozważnie, żeby taka optyka nie została z marszu odrzucona przez środowisko naukowe. Zresztą prowadzący spotkanie na wstępie na wszelki wypadek uprzedza, ze książka jest kontrowersyjna. Piszesz, że po publikacji Wojny Stalina i tak został zmarginalizowany, co dobrze portretuje kondycję intelektualną zachodnich elit. Ten przykład ze zdjęciem polskich ubeków na Harleyach z Lend-Lease u bardzo dobrze pokazuje, czym była amerykańska pomoc dla Stalina. Tutaj, u nas jest to sprawa oczywista, w Stanach wciąż temat tabu.

  5. 5 michał

    Drogi Panie Jacku,

    Że tu “(na Zachodzie) punkt widzenia, który zawarłem w Czerwonych byłby dla większości nie do zaakceptowania”, to jest równie trafne, co delikatnie powiedziane.

    Przede wszystkim, to nikogo nie obchodzi. Nieliczni zainteresowani – zawodowi historycy, publicyści historyczni, czytelnicy książek historycznych – mają ustalony pogląd na ten okres, który jest odwrotnością naszego stanowiska. Andrei Navrozov słusznie pisał gdzieś, że książki Beevora o Stalingradzie i Berlinie mogły były ukazać się w sowietach w latach 50. Autor całkowicie przyjmuje ich optykę, a że czasami krytykuje – nu, wot prawilno.

    Znajomy czytał Wojnę Stalina, ale odłożył, bo wydała mu się bardzo słaba. To niestety jest także problem. Nie twierdzę (na podstawie tej jednej opinii), że książka jest zla, ale znając np. angielskie przekłady Suworowa, podtrzymuję zdanie, że poziom tych “kontrowersyjnych” pozycji jest niekiedy zbyt niski.

    Co robić. Niewielu umie pisać tak, jak Józef Mackiewicz, a nawet on nie trafił do czytelników na Zachodzie.

  6. 6 Andrzej

    Panie Michale, Jacku,

    To, że dla znajomego Pana Michała książka McMeekina jest nudna nie powinno nas zniechęcać do zapoznania się z nią. Mnie się zdaje być interesująca (sądzę po przytoczonych recenzjach). Ostatnio czytam mało ciekawą – bo jestem przekonany, że mogłaby być sto razy ciekawsza, znając możliwości i zakres wiedzy jej popularnego tu, “antykomunistycznego” autora – książkę o polskiej “transformacji” (kolekcję publicystyki), ale nie odmawiam nikomu przeczytania jej a nawet bym polecił. Z każdej książki można się czegoś dowiedzieć. Także ze złej. Choćby tego, dlaczego jest zła.

    Sądzę, że odmowa poznania, jak opisana powyżej to cecha charakteryzująca bolszewickie ponad-stulecie. Nie tylko książki, ale i własne zdanie prezentowane innym w prywatnej rozmowie. Gdy kolektywizmu nie było, indywidualne poglądy były doceniane, gdy się pojawił są wypluwane na bok. Pytanie, czy to jest odwracalne jest retoryczne. Na razie nic na to nie wskazuje – być może gdy ten bolszewicki ogień się wypali, ale czy się wypali kiedykolwiek?. To nie znaczy, że nie należy próbować leczyć ślepoty, jak napisałeś to trafnie Jacku. Mieć odmienne zdanie i nie dać się skolektywizować czy wciągnąć w bolszewicki młyn (np. w grę na “patriotyzm” jak wielu byłych antykomunistów) to podstawowa kwestia.

  7. 7 Jacek

    Panowie,

    Dla mnie wykład McMeekina wydał się interesujący, choćby z racji okoliczności, w jakich został wygłoszony. Samej książki nie znam, ale postaram się przeczytać. Z tych informacji, które się pojawiają w sieci Wojna Stalina wydaje się w pewnym zakresie mieć podobną wymowę, co Wielkie kłamstwa Ameryki Diany West. A więc jest to próba leczenia ślepoty politycznej, o której tu mówimy. Co do poziomu literackiego, czy warsztatu historycznego nie mogę się, rzecz jasna wypowiadać, ale oczywiście może być tak, że autor mając dużą wiedzę merytoryczną nie umie jej odpowiednio interesująco przekazać. Mackiewicz pod tym względem (i nie tylko pod tym) był wyjątkowym pisarzem i trudno znaleźć historyka, literata, czy publicystę, który mógłby mu dorównać.

    Natomiast próby upowszechnienia wiedzy o metodach, jakimi komunizm odnosi kolejne zwycięstwa wydają mi się cenne, nawet jeśli formalnie nie są bez skazy.

  8. 8 michał

    Panie Andrzeju,

    Drobna poprawka: on nie powiedział, że nudna, ale że słaba. To nie to samo. Co oczywiście nie znaczy, żeby ktokolwiek przywiązywał wagę do jego opinii. Ja książki nie czytałem i nie mam żadnego zdania.

  9. 9 Andrzej

    Oczywista pomyłka z mojej strony Panie Michale. Przepraszam.

    Niemniej nie zmienia to wymowy tego co starałem się powiedzieć. Opinia innych nie powinna nas zniechęcać do zapoznania się z daną rzeczą czy kwestią.

  10. 10 Tomasz

    Jedno zdanie z nowej powieści Jacka Szczyrby mocno wbiło mi się w pamięć i świadomość – zdanie określające niejako fabułę i przesłanie książki: “Kim właściwie jest sojusznik, dla którego Ameryka uruchomiła wszystkie swoje rezerwy produkcyjne?” Wokół tej frazy utkana jest powieść z jej wątkiem sensacyjno – lotniczym, ona zwiastuje i określa przesłanie którym podzielił się z nami autor. Rozpisywał się o powieści nie będę, recenzent zgrabnie rzecz przedstawił, więc – po cóż ja?
    Ale (niechżeż autor powieści wybaczy!) raz jeszcze wbiję szpilę. Raz jeszcze, bo miałem okazję powiedzieć to autorowi po spotkaniu promującym książkę w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie. Ta bardzo dobra powieść jest o wiele za krótka! Za bardzo skondensowana, za bardzo instant! Pamiętam dobrze rozmach “Punktu Lagrange’a” i na podobne klimaty, na zgrabne, poboczne, przeplecione z główną linią fabularną wątki liczyłem, ale autor poskąpił! Wątek Amelii rozbudować na przykład, aż się prosiło! Z poprzedniej powieści wiemy, że obyczajowo – romansowe i okołoprzyrodnicze, literackie wariacje są mocnym punktem autora, ale tym razem niemal nic z tego. No szkoda – taka powieść jak “Czerwoni na szóstej” z jej mocnym, jak najsłuszniejszym antybolszewickim przesłaniem powinna porwać czytelnika przynajmniej na 300, 400 stronic, a nie na marne 144.
    Dziękując autorowi na napisanie a wydawcy za wypuszczenie tej świetnej powieści bardzo jednak proszę – pamiętajcie, że z dobrą powieścią czytający lubi się “zaprzyjaźnić”, lubi wejść w tworzone pomysłem autora światy i rzeczywistości. Bardzo liczę na kolejne powieści p. Jacka, ale uroczyście deklaruję – jeśli zobaczę, że następna rzecz nie będzie miała przynajniej 300. stronic – nie wezmę do ręki!
    Ukłony i pozdrowienia!

  11. 11 michał

    Drogi Panie Andrzeju,

    Nie ma za co przepraszać, bo to drobnostka.

    Nie zmienia to wszakże faktu, że ani mi w głowie nie postało, by kogokolwiek, a już na pewno nie Pana, zniechęcać do lektury McMeekina. Nie zmienia to także wymowy tego, co chciałem powiedzieć, a mianowicie, że najważniejszy jest POZIOM. Nikt z nas, jeżeli dobrze rozumiem, nie czytał Stalin’s War, więc zostawmy to do czasu, aż ktoś się z tą książką zaznajomi. Natomiast wiemy np., że Suworow jest ciekawy, ale jest strasznie słaby. Przynajmniej w angielskich wydaniach, które miałem nieszczęście czytać. Jest przełożony i wydany po amatorsku, a wszystko wskazuje, że napisany również po amatorsku. Ale czy z tego wynika, żebym miał kogokolwiek zniechęcać do czytania Suworowa?! Niby dlaczego? Ależ proszę go czytać, ile dusza zapragnie. Pomijając już moją niechęć do zachęty, tudzież brak chęci do zniechęcania, czy nie jest tak, że każdy powinien czytać, co chce i formułować własne wnioski na podstawie swych lektur? A kiedy je już sformułuje, to powinien je poddać ostrej krytyce.

    Jak Pan słusznie powiedział: “Opinia innych nie powinna nas zniechęcać do zapoznania się z daną rzeczą czy kwestią”.

  12. 12 michał

    Ależ Panie Tomaszu! Wydaje się Pan być zwolennikiem tezy, że długość jest najważniejsza. A figlarność? Trudno, rzecz jasna, zaprzeczyć, że długość ma także swoją, jeśli można tak powiedzieć, wagę. Ale jednak…

    Natomiast co do powieści, to powinny być takiej długości, jakie dyktuje temat. Jakiś wczesny czytelnik napisał ponoć do Tolkiena, że jego powieść o pierścieniu jest znakomita, ale niestety zbyt krótka. Osobiście uwielbiam dzieła, ciągnące się na tysiące stron. “Józef i jego bracia” – mój Boże, co za szkoda, że nie ma pięciu tomów. “Czarodziejska góra” mogłaby dla mnie toczyć się przez kolejne dwa tomy, ale niestety wybuchła przeklęta wojna i Hans Castorp musiał zalec w okopach.

    Ale są też inne arcydzieła: “Jądro ciemności” jest dokładnie tak długie, jak być powinno. “Dr Jekyll and Mr Hyde” chyba jeszcze krótsze, a obie powieści wyczerpują temat, mówią to, co należało powiedzieć. Nie zamierzam odgrzewać zleżałej debaty na temat: co konstytuuje powieść? co odróżnia powieść od opowiadania lub noweli? Zmierzam do tego, że następna powieść p. Jacka może mieć 100 stron i być arcydziełem lub 500 stron i być nieudana (w co oczywiście wątpię, a mówię wyłacznie dla uwypuklenia kwestii).

    Prawdziwa zatem puszka Pandory tkwi nie w długości, ale w postawionym przez Pana pytaniu o wyczerpanie wątków, o meandry myśli i narracyjne manowce – kochane manowce! – których rzeczywiście poskąpił nam p. Jacek tym razem. Pytanie, czy należy podnosić każdy kamień i zaglądać do wnętrza każdej miłości, czy niektóre z nich można pozostawić nietkniętymi i tylko czynić do nich aluzje?

    Bardzo ciekawa kwestia.

  13. 13 Jacek

    Panie Tomaszu,

    Bardzo dziękuję za szpilę, takie uwagi dowodzą, że zaangażował się Pan emocjonalnie i intelektualnie w moją pisaninę, co dla autora jest bardzo ważne. Jak już wspominałem na spotkaniu, a i będzie o tym jeszcze mowa niebawem, miałem swoje przemyślenia, podczas konstruowania fabuły i objętości Czerwonych. Starałem się skondensować opowieść tak, żeby był to mocny ładunek prowadzący czytelnika do sedna, bez rozmieniania się na poboczne wątki. Mnie samego kusiło w paru miejscach, żeby popłynąć w meandry dygresji i rozbudować tę historię, ale za każdym razem dyscyplinowałem się, i powracałem do pierwotnego zamysłu. Miałem w pamięci pewną powieść skonstruowaną według takiej właśnie zasady i ta jednowątkowa metoda tkania losu bohatera bardzo mi zapadła w pamięć.

    Kiedyś, dawno temu czytałem szeroko pojętą fantastykę. Różne podgatunki, fantasy, cyberpunk, twardą SF. Za fantasy nie przepadałem, nigdy nie przebrnąłem przez Tolkiena, a Kroniki Amberu ciepnąłem w kąt, bodajże po Karabinach Avalonu. Ale to właśnie Roger Zelazny wywarł na mnie wtedy tak wielkie wrażenie. Tylko nie tymi opowieściami o księżniczkach, królach i smokach, a uczciwą, twardą, samą gęstą Science Fiction, a mianowicie Aleją Potępienia. Historia prosta, jak strzelił, jak droga, którą główny bohater zmierza z L.A. do ogarniętego epidemią Bostonu wzdłuż amerykańskiego “fly over country”. Jakżesz to mi się spodobało! Właśnie ta prostota, lapidarność, oszczędność w środkach. Krótkie, zdawkowe dialogi, narracyjna asceza, chłodne, rzeczowe opisy nieludzkich krajobrazów, gdzie już nigdy nie zakwitnie życie. Po latach, przymierzając się do nowego tematu pomyślałem, że Czerwonych też tak napiszę. Nie wiem, czy udało mi się zbudować taką sterylną i klarowną literacko konstrukcję, nie mam już dystansu do tego tekstu, za wiele razy go czytałem. Przyjmuję wobec tego Pańskie uwagi, przeanalizuję je i wyciągnę wnioski.

    Oczywiście zdaję sobie sprawę, ze to jest wybryk na raz. Nie każdy temat można potraktować w takiej formie. Jeśli uda mi się sfinalizować następny plan, użyję już innych środków i będzie tego co najmniej 300 stron.

Comment





Language

Books Published by The Underground

Order here:



Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a

H
1946
 
J.R. Nyquist
Koń trojański
 
Dariusz Rohnka
Wielkie arrangement

Dariusz Rohnka
Fatalna Fikcja