Polski październik i okrągły stół. Część II
14 komentarzy Published 6 marca 2009    |
Zwycięstwo prowokacji
Józef Mackiewicz poświęcił obszerne fragmenty swego monumentalnego Zwycięstwa prowokacji „polskiemu październikowi”. Nie można doprawdy wypowiadać się na temat wydarzeń z 1956 roku, abstrahując od mackiewiczowskiej analizy. Mackiewicz domagał się zawsze używania „kanciastych rozróżnień” zamiast powszechnie stosowanego owijania w bawełnę, toteż mamy w Zwycięstwie prowokacji jasność myślenia i precyzję określeń rzadko spotykane w polskiej publicystyce politycznej.
„Nie ma żadnego państwa polskiego w postaci „Polski Ludowej”. PRL nie jest dalszym ciągiem historii Polski, lecz dalszym ciągiem historii rewolucji bolszewickiej 1917 r. PRL nie jest przedłużeniem państwowości polskiej, lecz przedłużeniem i integralną częścią bloku komunistycznego. Gomułka przyszedł do władzy tak samo, jak poprzednio miał przyjść Marchlewski, a później przyszedł Bierut, nie wbrew intencjom centrali komunistycznej, ale z jej nominacji.”
Rok 1956 stanowi w istocie ważną cezurę w historii prlu i w historii komunizmu, ale nie dlatego, że dzięki jakimś magicznym sztuczkom „legitymizacji przez acclamatio” prl stał się „bardziej polski”, jak utrzymuje Bartyzel, tylko ze względu na rolę, jaką odegrał w historii postrzegania komunizmu w ogóle i percepcji komunizmu w prlu, co z kolei nie pozostało niezauważone przez sowieckich strategów.
„Jak za przecięciem noża dotychczasowa argumentacja odwrócona została o 180 stopni. Gdyż oto dowiedzieliśmy się, że komunizm sam przez się nie jest zły… a zły jest jedynie wtedy tylko, gdy jest obcy, narzucony, rosyjski. Przeciwnie, polski komunizm przez to samo, że jest rodzimy, gomułkowski, przez to, że jest własny, staje się nie tylko lepszy, ale może być nawet wcale dobry.”
Mackiewicz szczegółowo opisał rolę Chruszczowa w mianowaniu Gomułki, a nade wszystko wagę, jaką sowieccy przywódcy przywiązali do rozprzestrzeniania legendy o rzekomym sporze między Chruszczowem i Gomułką. Celem szarady z 1956 roku było odebranie wiatru z żagli elementom antykomunistycznym. Czerwcowe rozruchy w Poznaniu przemianowano w pośpiechu z antykomunistycznych na antystalinowskie. Parę miesięcy wcześniej Cyrankiewicz wygrażał: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie!” A już w październiku czerwcowi prowokatorzy i szaleńcy wyrażali tylko „uzasadnioną krytykę”. Legenda wokół dojścia Gomułki do władzy użyta została w ten sam sposób, by skierować ostrze krytyki nie przeciw ustrojowi, ale przeciw ludziom uprzednio sprawującym władzę. Ten właśnie aspekt „polskiego października” stał się modelem dla różnorakich manipulacji z lat późniejszych. Odtąd w kierownictwie bolszewickim pojawiać się będą „staliniści”, „natolińczycy”, „konserwatyści” (jak komunista może być konserwatystą?), „chamy i żydy”, „beton”, „siłowiki” itd. Rolę „czarnego luda” będą odgrywać Moczar albo Jaruzelski, Ligaczow albo Żyrynowski, Urban albo Lepper. Odtąd każda zmiana personelu w partyjnej wierchuszce przedstawiana będzie jako kolejny krok ku liberalizacji, a w Polsce dodatkowo jako krok ku uniezależnieniu od „Rosji”. Kolejni sekretarze polskiej kompartii będą odtąd niezmiennie szczycić się, że „uchronili kraj przed inwazją”. I za każdym razem te same nożyce przecinają wszelką ciągłość. Odtąd poprzednia faza należy całkowicie do przeszłości i może już wyłącznie interesować historyków.
A było tak: XX zjazd sowieckiej kompartii w lutym tegoż 1956 roku proklamował powrót do leninizmu. Postawiono tezę głoszącą, że każdy naród może dojść do socjalizmu własną drogą, wykorzystując swoje specyficzne warunki i doświadczenia. Kopiowanie modelu „rosyjskiego” nie miało być odtąd konieczne. W swoim tajnym przemówieniu na temat kultu jednostki, Chruszczow przywrócił leninowską koncepcję kolektywnego kierownictwa i implicite obiecał, że terror nie będzie więcej zwrócony do wewnątrz. Dojście Gomułki do władzy i wydarzenia „polskiego października” były wyłącznie efektem owych uchwał.
Mackiewicz podkreślał, że powszechne przyjęcie określenia „polski październik”, z jego oczywistym odniesieniem do oryginalnego „października”, który jest do dziś symbolem zwycięstwa bolszewizmu, samo stanowiło propagandowy sukces dla bolszewików.
„Slogan polski październik, rzucony został przez komunistów w Polsce z dużą konsekwencją. Zgodnie z hasłem Chruszczowa w Moskwie i Gomułki w Warszawie o zerwaniu z dotychczasowymi metodami rzekomego tzw. stalinizmu, a nawrotem do czystego leninizmu, a więc pierwotnego Października. Że Październik jest synonimem zwycięstwa bolszewickiego w Rosji, nikt z komunistów w Polsce nie zaprzecza, a przeciwnie, przypomina się o tym w corocznych uroczystych obchodach i publikacjach. Październik jest dla komunistów drogim wspomnieniem oraz symbolem prawowiernego, poprawnego taktycznie dążenia do skomunizowania Polski, w myśl ortodoksyjnych zaleceń Lenina dla Rosji i całego świata.
Październik może być też symbolem postępu dla tych Polaków, którzy w mniejszym lub większym stopniu włączają się w leninowsko-bolszewicki system myślenia, z jego nacjonał-komunistycznym etapem. Dla tych natomiast wszystkich, którzy wiedzą, że system bolszewicki jest systemem zła, ucisku i życia-nie-wartego-życia, Październik w ogóle, a polski Październik w szczególe, winien być raczej symbolem tej wielkiej historycznej groźby, jaka zawisła nad Wisłą, a nie pozytywnym symbolem kilku ulg taryfowych, przyznanych w październiku 56 w myśl NEPowskiej taktyki, dla polskiej drogi do socjalizmu.” [1]
Jaka szkoda, nawiasem mówiąc, że profesor Bartyzel, który nie należy przecież do „leninowskiego systemu myślenia”, znalazł się w tym wypadku po stronie polrealistycznej większości. Jednym z głównych wątków Zwycięstwa prowokacji jest paradoksalna rola polrealizmu w zniewoleniu Polski. Mackiewicz ukazał, jak polrealizm, pragnąc być stanowiskiem jednocześnie „realistycznym” i „przede wszystkim polskim”, jest w rezultacie sojusznikiem komunizmu.
„Można to stanowisko ochrzcić mianem szczerego patriotyzmu, a nawet super-patriotyzmu, jeżeli się zważy, że nie waha się dla tego celu nawet przed współpracą z komunizmem. Nie można natomiast zaprzeczyć, że dopóki władza nad Polską znajduje się w rękach komunistów, daje to nacjonał-komunizmowi znakomitą sposobność takiego lawirowania politycznego, i takiego przesuwania rzeczy polskich na szachownicy patriotycznej, która może mu zapewnić maksimum skuteczności w kraju i maksymalną infiltrację w szeregi emigracji.”
Należy pamiętać, że Mackiewicz pisał te słowa w 1962 roku. Wiemy dziś o wiele więcej na temat formułowania taktyki przez bolszewików, mamy bowiem świadectwo Antolija Golicyna. Wiemy od niego, że nie tylko Józef Mackiewicz studiował operację „Trust”, że nie on jeden zauważył oczywiste analogie pomiędzy NEPem i taktyką zastosowaną podczas chruszczowowskiej odwilży. W 1958 roku towarzysze Mironow i Szelepin, wysocy oficerowie kgb, zwrócili uwagę Chruszczowa i Breżniewa na rolę OGPU w okresie NEPu i zaproponowali przekształcenie kgb „z typowej tajnej policji w elastyczną, wyrafinowaną broń polityczną, zdolną do odgrywania skutecznej roli w realizacji polityki”. [2]
Jedną z głównych konsekwencji zmian wprowadzonych przez Mironowa i Szelepina był nacisk na dezinformację. Nie sposób zajmować się tu przykładami podanymi przez Golicyna, zatrzymam się tylko na jednym punkcie, na który wielokrotnie zwracał uwagę Józef Mackiewicz. Wedle Golicyna, już od 1958 roku rozważano zmianę doktryny „dyktatury proletariatu” na doktrynę „państwa (względnie ojczyzny) całego narodu”. Wydaje mi się uzasadnione domniemanie, że Szelepin uważał taką zmianę za potrzebną w wyniku analizy wydarzeń „polskiego października”, które musiał uznać za wielki propagandowy sukces. W 1961 roku XXII zjazd kompartii oficjalnie wprowadził w życie nową doktrynę.
Od tego czasu mamy do czynienia z nieprzerwaną operacją, której bliższym celem było wykreowanie sterowanej opozycji wewnętrznej. Muszę od razu zastrzec, że określenie „sterowana opozycja” może być mylące. Sugeruje bowiem stosunek w najlepszym razie ideowego poddaństwa, a w najgorszym relację agenturalną. Nie umiem powiedzieć, czy Sacharow był agentem kgb, gebiści musieli jednak prędko dostrzec, że jego działalność jest im na rękę i im mniej był sterowany tym lepiej dla nich. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych pojawiły się pierwsze pogłoski, że Wałęsa był agentem ubecji – wydawały mi się one wówczas nie do wiary – ale wówczas tak samo jak dziś jestem gotów utrzymywać, że cała jego działalność była na rękę komunistom, niezależnie od zawartości teczki Bolka. Co rzekłszy, nie mam żadnych wątpliwości, że komunistyczne tajne policje posługiwały się różnorakimi rodzajami agentów, a interesujący tajny współpracownik mógł z łatwością „awansować” na agenta wpływu, z czym związane było przeniesienie z „kontroli policyjnej” pod „kontrolę polityczną”. Ostatnim miejscem, gdzie szukać należy odpowiedzi na pytanie o agenturalną przeszłość opozycjonistów, powinny być komunistyczne archiwa. Są one bowiem jednym z najznakomitszych źródeł dezinformacji.
W tym miejscu pozwolę sobie na krótką dygresję. Klasycznym przykładem dezinformacji jest historia tzw. archiwum Mitrochina. W 1992 roku pojawił się w amerykańskiej ambasadzie w Talinnie, emerytowany archiwista kgb, Wasyl Mitrochin. Amerykanie uznali jego ręcznie spisane notatki za nieciekawe (albo też afera wydała im się zbyt grubymi nićmi szyta, ale to zakładałoby pewien poziom racjonalności, którego CIA raczej nie wykazuje). Mitrochin zgłosił się zatem do brytyjskiej ambasady, gdzie przyjęto go z otwartymi rękami. Dalszy ciąg tej historii należy do gatunku realizmu magicznego, bo oto MI6 wysyła do Moskwy grupę agentów, którzy w biały dzień wykradają z podmiejskiej daczy Mitrochina 25 tysięcy odręcznych notek, ukrytych pod podłogą. Z daczy człowieka, który parę dni wcześniej wędrował bezskutecznie od jednej ambasady w Talinnie do drugiej; człowieka, który miał przez 30 lat dostęp do archiwów kgb.
W postaci archiwum Mitrochina, kgb podało zachodnim służbom wywiadowczym, jak na dłoni, tysiące bezwartościowych szczegółów, jak np. potwierdzenie, że sowieci znali wszystkie dane techniczne zachodnich systemów obronnych; że Allende, Arafat i Ortega byli sowieckimi agentami; że moskiewski patriarchat składał się wyłącznie z agentów i temu podobne rewelacje. W rezultacie, zachodni wywiadowcy mogli zatrzeć łapki z zadowolenia, jak to oni wszystko dobrze wiedzieli. Notatki Mitrochina z jakiegoś powodu miały wiele do powiedzenia o roli Jurija Andropowa, którego obraz świata miał być ukształtowany w Budapeszcie w 1956 roku, kiedy to obserwował z bliska węgierskie powstanie i sukces sowieckiej interwencji. Andropow miał odtąd cierpieć na „węgierski kompleks” i stał się głównym wrogiem liberalizacji. To on stał za „interwencją” w Pradze w 1968 roku, to on posłał wojsko do Kabulu w 1979 i to on rzecz jasna domagał się posłania czołgów przeciw Solidarności w 1981 roku.
Tego rodzaju pseudo-freudyzm dla głuptasów byłby śmieszny, gdyby nie prawdziwa rola jaką Andropow odegrał w przekształceniu kgb wraz z Mironowem i Szelepinem. Tak jak Szelepin odgrywał w tej trójcy czekistowskiej rolę „liberała”, tak Andropow był zawsze czarnym ludem. Archiwum Mitrochina, podtrzymując tę wersję, występuje wprost przeciw rewelacjom Golicyna i taki właśnie wydaje się cel całej operacji. Innymi słowy, zarówno sowieckie archiwa otwarte rzekomo dla zachodnich naukowców w latach 90., jak i prlowskie teczki, można uznać za rzetelne źródło tylko wówczas, kiedy ten sam materiał podlega niezależnej koroboracji. W każdym innym wypadku trzeba patrzeć na archiwa jako element – i to bardzo ważny element – wielkiej prowokacji. Koniec dygresji.
Golicyn opisuje, jak w latach 60. kgb nauczyło się rozróżniać pomiędzy autentyczną opozycją, którą określano leninowskim terminem „wrogów ludu”, a ruchem dysydenckim. „Całkowite odrzucenie reżimu sowieckiego było naczelną zasadą opozycji”, pisze Golicyn. Kgb potrafiła skutecznie zapobiegać kontaktom wrogów z Zachodem, ale jakoś nie mogła sobie poradzić z Sacharowem i Bonner. Józef Mackiewicz twierdził, że nie może być przypadkiem, iż najbardziej represyjny system na świecie okazuje się raptem bezradny wobec „samotnego obrońcy praw człowieka”. Nie było.
Poprzez prowokację „odprężenia” z lat 70. dopełzliśmy do oszustwa pierestrojki i głasnosti. We wszystkich fazach, rosnące crescendo dysydenckich głosów utwierdzało nawet najbardziej antykomunistycznie nastawionych polityków zachodnich, jak Margaret Thatcher i Ronald Reagan, w przekonaniu, że komunizm ulega ewolucji.
Istnienie koncesjonowanej opozycji dawało kremlowskim strategom ogromne możliwości w polityce zagranicznej, ale nie one są przedmiotem tych rozważań. W tym wypadku interesuje nas raczej rola opozycji w polityce wewnętrznej. I tu najlepszym przykładem prowokacji jest epoka Solidarności.
Głównym sukcesem „polskiego października” było wciągnięcie Kościoła katolickiego, a w szczególności prymasa Wyszyńskiego, w orbitę komunistycznych manipulacji. W jednym z uzupełnień do Zwycięstwa prowokacji pisanych w czerwcu 1981 roku Mackiewicz zauważył na marginesie:
„W późniejszych latach wzór ten zostanie powtórzony. Tyle że dawny duumwirat Gomułka-Wyszyński przeistoczy się w triumwirat: Partia komunistyczna + Opozycja (przywódca Solidarności Lech Wałęsa) + Kościół Katolicki (Papież Jan Paweł II)”
Wzór prowokacji „polskiego października” powtórzony został w okresie Solidarności, ale ostatnią – a może nawet ostateczną – manifestacją schematu były wydarzenia 1989 roku, kiedy udało się „triumwiratowi” przekonać Polaków ostatecznie, że komunizm nie istnieje, a może w ogóle nigdy nie istniał.
Wszystkie cytaty bez odsyłaczy pochodzą z: Józef Mackiewicz, Zwycięstwo prowokacji, Londyn 2007
-
„Polski październik”. List do redakcji, Dziennik Polski, nr 157, 1961
-
Anatolij Golicyn – Nowe kłamstwa w miejsce starych, komunistyczna strategia podstępu i dezinformacji, w wydaniu Antoniego Macierewicza, o pardon! „Biblioteki Służby Kontrwywiadu Wojskowego”, Warszawa 2007
Prześlij znajomemu
Ciekawa hipoteza. Ale gdybym byla Polnocna Koreanka, Tybetanka, Wenezuelianka, Zimbabka, Bialorusinka, albo Kubanka, to bym zapytala, dlaczego rzad chinski nie pozwala na „tybetanska droge do socjalizmu”, dlaczego rzad polnocno-koreanski nie pozwala na istnienie zadnej opozycji (nawet „sterowanej”), dlaczego na Kubie nie ma zadnych „liberalow” w partii (nawet „falszywych”), dlaczego Chavez nigdy nie jest bezradny wobec obroncow praw czlowieka w tym kraju, itd. itd.
Domyslam sie twojej odpowiedzi – „Tam sa jeszcze autentyczni antykomunisci, wiec metody musza by ostre i na zadne prowokacje i mydlenie oczu komunisci nie maja ani czasu ani ochoty.”
Ale byc moze jest na odwrot – to w Polnocnej Korei, Tybecie, Wenezueli, Bialorusi, Zimbabwe i na Kubie antykomunisci sa zbyt naiwni, otwarci i szczerzy, podczas gdy w Polsce, Rosji itd. antykomunisci juz dawno zrozumieli ze z komuna nie mozna walczyc z otwarta przylbica, a wylacznie podstepem, infiltrujac struktury kompartii i rozwalajac je od wewnatrz pod przykrywka roznych „trustow” i golicynskich „prowokacji”…
Ejże, Soniu, źle domyślasz się mojej odpowiedzi, bo oczywiście na Kubie jest wystarczająco wielu fałszywych liberałów, choćby sam Raul Castro. A że ludziom żyje się lepiej po tych wszystkich liberalizacjach, to chyba oczywiste, nie? Ludziom żyło się lepiej w 1956 roku niż 1953, dlaczego więc nie powiesz, że komunizm upadł wraz ze śmiercią Stalina?
Nie masz racji, że „w Polsce, Rosji itd. antykomunisci juz dawno zrozumieli ze z komuna nie mozna walczyc z otwarta przylbica, a wylacznie podstepem, infiltrujac struktury kompartii i rozwalajac je od wewnatrz pod przykrywka roznych “trustow” i golicynskich “prowokacji””. O nie. Po prostu dlatego, że w prlu i sowietach antykomunizm został dawno zniszczony.
Mnie jednak interesuje tu co innego. Jeżeli taki jest Twój pogląd w tej kwestii, to jak możesz wymieniać Józefa Mackiewicza jako swego ulubionego pisarza? W jakim sensie mogło „Zwycięstwo prowokacji” „otworzyć Ci oczy”, skoro nie zgadzasz się z podstawowymi tezami i twierdzeniami tej książki? Jak wiesz z naszych uprzednich debat, jestem zdania, że każdy tekst da się zinterpretować różnorako, jednak interpretacja nie może być SPRZECZNA z tekstem, bo to prowadzi do absurdu. To tak jakby powiedzieć: jestem katolikiem, ale nie uznaję Niepokalanego Poczęcia, nie uznaję, że Jezus był Synem Bożym i nie przyjmuję zwierzchności Biskupa Rzymu.
Pani Soniu – co do Tybetu wydaje mi się, że tam antykomunizm został zniszczony wraz ze stłumieniem powstania w 1959.
Chiny tolerują Dalaj Lamę, który jeździ sobie po świecie promując buddyzm, tzw. „non-violence” i deklaruje, że w głębi serca jest „prawdziwym marksistą i komunistą”.
Uzupełniając stwierdzenie Pana Michała o Raulu Castro – w całej Ameryce Łacińskiej jest pełno fałszywych chadeków (Frey w Chile), fałszywych katolików (teologia wyzwolenia), fałszywych nacjonalistów bolivariańskich (Chavez) i indiańskich (Sendero Luminoso w Peru, Evo Morales w Boliwii).
Julio Chavez to jest zwykły bolszewik (zdaje mi się, że w tym jednym punkcie zgadzamy się z Sonią).
Michal,
Jeżeli taki jest Twój pogląd w tej kwestii, to jak możesz wymieniać Józefa Mackiewicza jako swego ulubionego pisarza?
Po pierwsze, mozna podziwiac pisarstwo nie zgadzajac sie z pogladami autora. Sam Mackiewicz uwielbial przeciez „Cichy Don” chodz nie zgadzal sie politycznymi pogladami Szolochowa…
Ale to mnie nawet nie dotyczy. Ja sie zgadzam z wszystkimi pogladami Mackiewicza na przeszlosc i (jego) terazniejszosc. Mam co prawda pewne watpliwosci co do jego zdolnosci jasnowidzerskich. W 1925 roku przepowiedzial on swietlana przyszlosc Iranowi, a polityczny chaos w Turcji. W 1941 napisal ze „w zwyciestwo Niemiec nad Sowietami nie nalezy watpic. Ono jest zupelnie pewne”.
Ale nawet to nie jest tutaj wazne. Ja sie moge z Mackiewiczem w 100% zgadzac, a jednoczesnie wysunac hipoteze, ze po zapoznanie sie z Metoda, antykomunisci potrafili uzyc ja do walki z komunizmem (tak jak bakteriolog albo chemik, po zapoznaniu sie z wirusem choroby albo skladem chemicznym trucizny, potrafi stworzyc szczepionke albo odtrutke).
Ryszard,
Ostatnie deklaracje Dalai Lamy sa duzo bardziej ostre: „China Has Created Hell on Earth in Tibet”…
Soniu,
Napisałaś wcześniej: „antykomunisci juz dawno zrozumieli ze z komuna nie mozna walczyc z otwarta przylbica, a wylacznie podstepem, infiltrujac struktury kompartii i rozwalajac je od wewnatrz pod przykrywka roznych “trustow”” i jest to teza jawnie sprzeczna ze wszystkim, co Mackiewicz ma na ten temat do powiedzenia. On uważał, że komuniści zdołali nawet sowich wrogów, jak np. Sołżenicyna, zaprząc do rydwanu wielkiej prowokacji. Ja się z nim zgadzam, i dlatego trudno mi się zgodzić z Tobą.
Masz rzeczywiście rację, że możesz lubić jego pisarstwo, a nie zgadzać się z jego poglądami, tylko że to jest niebezpiecznie bliskie tej nagrody przyznanej mu przez „Kulturę”, w której laudatio Herling napisał: „Odsuńmy na bok publicystykę, którą eufemistycznie określić można jako popis niepoczytalności przystrajającej się w piórka ‘czystego i niezłomnego antykomunizmu’”. Mackiewicz rzecz jasna odmówił przyjęcia nagrody.
Jak dotąd nikt nie zdołał stworzyć szczepionki na tę zarazę. Ale wiem, że Ty uważasz rok 1989 za wystarczająco dobrą odtrutkę.
wiem, że Ty uważasz rok 1989 za wystarczająco dobrą odtrutkę.
Nie zupelnie. „Wystarczająco dobrą” na pewno nie. Uwazam jedynie rok 1989 za „sporą poprawę”…
jest to teza jawnie sprzeczna ze wszystkim, co Mackiewicz ma na ten temat do powiedzenia.
Po pierwsze, nie jest to zadna „teza” tylko „hipoteza” (pisalam przeciez „byc moze”). Po drugie, Mackiewicz na TEN konkretnie temat nic nigdy nie napisal. I nie mogl napisac. Moja hipoteza odnosi sie przeciez do wydarzen w 1989 roku i pozniej.
???? Hipoteza, a nie teza? Cóż by to miało znaczyć? Hipoteza w moim mniemaniu może znaczyć wiele rzeczy, np. tezę wysuniętą wyłącznie jako podstawę dalszego rozumowania, BEZ orzekania o jej słuszności. Może to być także supozycja wysunięta, jako punkt wyjściowy dalszej falsyfikacji w celu wyjaśnienia jakiegoś fenomenu. Potocznie używa się także tego terminu na określenie zupełnie bezpodstawnego założenia. Przypuszczam, że nie miałaś na myśli ostatniego rozumienia, a w każdym innym wypadku wysunięcie hipotezy równa się postawieniu tezy (czego zresztą ślad jest także w etymologii). Hipoteza nie jest tezą wyłącznie wedle zasad dialektyki marksistowskiej, gdzie teza plus antyteza równa się tere fere kuku. Jak to poetycko ujął towarzysz Engels „kwiat zaprzecza pąkowi, owoc zaprzecza kwiatu” itd., co jest oczywiście albo poezją, albo nonsensem.
Ale to jest tylko semantyka. Bardziej zajmuje mnie twierdzenie, że Mackiewicz nie napisał nic na „ten temat”, bo mnie się wydawało, że „tematem” był schemat prowokacji, wedle którego komuniści dokonują swoich sztuczek m.in. po to – a może wręcz głównie po to – żeby „odebrać wiatr z żagli antykomunizmowi”. To był nasz temat i o nim przecież Mackiewicz mówił wielekroć.
Twoja hipoteza odnosi się do wydarzeń z 1989 roku, o których z definicji nie mógł pisać, ale mamy prawo zastosować jego metodę analizy do tego, co się wydarzyło w 1989 roku. I temu m.in. jest poświęcona niniejsza seria artykułów.
Twoja supozycja na temat „sporej poprawy” była już tu dyskutowana. Ponawiam moje pytanie: czy poprawa mierzona poziomem życia pomiędzy rokiem 1953 i 1956, porównana z poprawą z lat 1988-91, nie powinna wskazywać, że komunizm upadł wraz ze śmiercią Stalina? Jeśli tylko chodzi o „poprawę”, to prl bis zupełnie wystarczy. Mackiewicz mawiał pod adresem Kisiela, że nie można poprawiać tego, co się chce obalić, bo poprawione będzie tylko silniejsze i trudniejsze do obalenia. To jest dokładnie, co ja myślę na temat 1989 roku. To była przemiana, która poprawiła komunizm i od tego czasu – być moż, kto wie – może jest już nie do obalenia.
Sonia Belle: „Ryszard, Ostatnie deklaracje Dalai Lamy sa duzo bardziej ostre: “China Has Created Hell on Earth in Tibet”…”
Owszem, tako rzekł Dalaj Lama. Ale gdyby tak nie powiedział, dopiero byłoby to podejrzane!:)
Takie deklaracje nie zaprzeczają faktowi, iż DL robi za szemraną opozycję.
Przykład z podwórka prlowskiego. W 1968 r., podczas tzw. wydarzeń marcowych, frakcja gomułkowska – w celach dezorganizacji i dezinformacji – rozpowszechniała informacje (prawdziwą !) o przynależności Z. Baumanna do Informacji Wojskowej.
Poniżej przedstawiam Pani deklaracje samego DL co do stosunku do komunizmu. Cytaty pochodzą z wywiadu, jakiego udzielił Adamowi Michnikowi 31 XII 1998 r.(źródło: http://www.webfabrika.com.pl/tybet/9815.htm):
[chińscy komuniści]”Od 1950 do 1955 roku odnosili się do nas bardziej przyjaźnie. Potem, około roku 1956, rozpoczęła się jawna wojna.
AM: W swojej autobiografii Wasza Świątobliwość pisze, że jako mlody człowiek był zafascynowany ideologią chińskiego komunizmu i nawet pisał wiersze dedykowane Mao Tse-tungowi. Skąd się brała ta, powszechna w owym czasie, fascynacja?
DL: Wiersza do przewodniczącego Mao, „towariszcza” (Dalajlama śmieje się) Mao Tse-tunga nie napisałem z własnej woli. Ale fascynacja, podziw dla marksizmu i socjalizmu – tak, to było. Zresztą nadal zgadzam się z częścią ideologii Marksa i jego teorii ekonomicznej. Uważam, że w marksistowskiej teorii ekonomicznej jest bardzo istotny pierwiastek moralny. W kapitalizmie według mnie chodzi jedynie o to, jak zarabiać pieniądze. Nie ma żadnego zainteresowania tym, jak je właściwie wykorzystać. Marksizm, socjalizm interesuje się nie tylko tym, jak zarabiać pieniądze, ale także jak je dzielić. Rewolucja marksistowska, bolszewicka oznaczała obalenie klasy rządzącej, która wyzyskiwała ludzi.. Celem rewolucji jest zmiana niesprawiedliwego systemu.[sh***t !!! – RT] Czasem określam siebie jako pół marksistę, a pół buddystę.
[…]”
To tylko fragment. Nie cytuję więcej, by nie zaśmiecać Forum WP. Odsyłam do źródła.
Faktycznie – Dalai Lama nie jest koncesjonowaną opozycją wobec komunistów na modłę takiej, jaką stworzyli w zsrs i krajach komunistycznych w Europie Środkowo Wschodniej. Chiny (rozumiane nie tyle jako państwo, co dana cywilizacja) i Zachód to – proszę wybaczyć kolokwializm – zupełnie inne pary kaloszy.
Lhamo Dhondup nie został ogłoszony Dalai Lamą przez kpch; rządził legalnie Tybetem jeszcze przed inwazją czerwonych.
Ale w omawianym układzie odniesienia pełni właśnie rolę opozycji konstruktywnej.
Panie Ryszardzie,
Mam tylko jedną uwagę co do powyższego. Wydaje mi się, że Dalaj Lama nie tyle pełni rolę konstruktywnej opozycji, co bardzo chciałby já spełniać. Tylko mu nie dają. On jest jak ci emigranci wolnościowi, co wrócili do prlu w pięćdziesiątych latach, z Catem na czele.
Oprócz Dalaj Lamy, który taką rolę chce pełnić i w pewnym sensie pełni, jest w chrl…koncesjonowany Guomintang !! Przypomniało mi się z wykładów z systemów politycznych na Uniwersytecie Gdańskim (=twierdzy komuchów z WUML-u i TW służb I-szej prl).
Natomiast Guomintang w Republice Chińskiej na Tajwanie uwierzył w to, że w chrl komunizm skończył się wraz z panowaniem Teng Xiaopinga. I dąży do zjednoczenia z chrl.
A tak w ogóle to Szołochow nie był autorem Cichego Donu. To znaczy napisał tom 2 będący typowo bolszewicką propagandową papką podobną do reszty jego tfurczości. Ale pierwszy tom po prostu przepisał z pamiętnika białego oficera. Tak pisze John Barron w książce pt „KGB” cz 1. (W-wa 1991)
A rzekoma bolszewicka ‚rewolucja’ była puczem, kontrewolucją obalającą swobody wywalczone przez obalenie caratu.
Jestem niezmiernie wdzięczny za to pouczenie.
Że Szołochow nie mógł napisać „Cichego Donu” wiadomo nie tylko od Johna Barrona. Autorem był najprawdopodobniej Fiodor Kriukow, Kozak doński, który zmarł w wieku lat 50 (w 1920 roku) na tyfus. Archiwum Kriukowa dostało się w ręce młodziutkiego, niegramotnego bolszewika i tak ujrzał światło dzienne „Cichy Don”. Szołochow miał mieć zaledwie 20 lat, kiedy zaczął pisać „Don”, gdy dla każdego czytelnika musi być jasne, że jest to dzieło dojrzałego człowieka. „Cudownie odnaleziony rękopis” Szołochowa z lat 20. dowodzi zaledwie, że Szołochow zdołał przepisać książkę Kriukowa (i to nie własnoręcznie, bo prawie 300 stron przepisano inną ręką).
Że nie było żadnej „rosyjskiej rewolucji”, a tylko bolszewicki przewrót, pisujemy na niniejszej witrynie tylko co chwila. Proszę wybaczyć, że nie będziemy tego powtarzać jeszcze częściej.
Ale że bolszewicki przewrót był „kontrewolucją obalającą swobody wywalczone przez obalenie caratu”??? Ho, ho! Nie, szanowny Panie, rewolucja lutowa zaledwie utorowała drogę bolszewickiemu puczowi. Żadnych swobód nie wywalczono, oprócz może swobody „grab nagrablionnyje”, swobody rozpętania bolszewickiego szału, by potem tylko tym łatwiej móc nałożyć sowieckie pęta.
Ja pozostaję całym sercem i duszą po stronie caratu i opłakuję obalenie „gnębicieli ludu”. Żałuję że cesarsko-królewskie poszanowanie prawa zastąpione zostało przez demokratyczną regułę. Tfu!