III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Mackiewicz i Golicyn, Łoś i Zybertowicz – a może Jerzy Urban?

Zostało udowodnione ponad wszelką wątpliwość, że tzw. „przemiany ustrojowe” we wschodnioeuropejskich demoludach i w sowietach były inspirowane przez kgb i przeprowadzone przez tajne policje, nie będę więc przytaczał dokumentów ani anegdotycznych dowodów, skoro nawet zwolennicy teorii „upadku komunizmu” przyjmują – aczkolwiek niechętnie – czekistowską proweniencję metamorfozy zapoczątkowanej rzekomo w ubeckiej willi w Magdalence. prl, a za nim także pozostałe bolszewickie twory, przepoczwarzył się z niezgrabnej larwy epoki Solidarności w pozornie martwą poczwarkę stanu wojennego, by wreszcie wylągł się z niej motyl prlu bis – o pardon! – Trzeciej Rzeczpospolitej, tego najlepszego z prlów. Jak to się stało, opisano wielokrotnie i nikt przy zdrowych zmysłach nie kwestionuje zasadniczych faktów. Spory dotyczą raczej interpretacji. (Oczywiście nie mam tu na myśli „interpretacji” w rodzaju: „społeczeństwo w osobach Michnika i Mazowieckiego wywarło nacisk na władzę”, bo to nie jest żadna interpretacja, tylko propaganda.) Po pierwsze, nie ma zgody co do intencji kagebistów: w jakim celu zapoczątkowali tak trudną i dziwną operację? Po drugie, różne są wykładnie wyników operacji. Dla ogromnej większości interpretatorów, analityków, publicystów, polityków i historyków, ba! dla przytłaczającej większości ludzi na świecie, w latach 1989-91 komunizm upadł.

Wydaje mi się metodologicznie uzasadnioną hipoteza, że zamierzenia nie determinują wyników, a zatem jest logicznie zupełnie możliwe, iż kgb wprawdzie zapoczątkowało proces przepoczwarzania się komunizmu, ale straciło z czasem kontrolę nad operacją i wbrew intencjom planistów, komunizm rzeczywiście upadł. Nazywa się to „prawem niezamierzonych konsekwencji” i wszyscy borykamy się wciąż z jego manifestacjami w codziennym życiu, gdy np. najlepsze intencje prowadzą nas na manowce. Bolszewicy to przecież ani geniusze, ani nadludzie, im także rzeczy wymykają się z rąk, oni także popełniają błędy, a zatem teza, iż kgb przeliczyło się w swych kalkulacjach, zasługuje na uwagę.

Staje przed nami pytanie: jeśli nie „fałszywy upadek komunizmu”, to jakie były zamierzenia planistów, gdy przedsiębrali całą operację? Słyszy się zazwyczaj dwie odpowiedzi na tak postawioną kwestię. Albo kagebiści stracili wiarę w doktrynę i szukali drogi wyjścia z gospodarczego kryzysu, choć nie spodziewali się utraty politycznej kontroli; albo też „autentycznie pragnęli demokratyzacji”. Tej drugiej możliwości nie zaszczycę odprawą, bo odmawiam dyskusji z Bolkiem i jego apologetami. Ma ona zresztą większe powodzenie w prlu niż gdziekolwiek indziej, gdyż w Polsce patrzy się zazwyczaj na wydarzenia w oderwaniu od międzynarodowego kontekstu. Zamiast więc widzieć okrągły stół jako szeroką zakrojoną operację kgb, mówi się o rodzimej inspiracji Kiszczaka i towarzyszy; miast postrzegać powielanie tego samego schematu, mówi się o „naśladowaniu polskiego wzoru”… Pierwsza hipoteza natomiast – ta o ratowaniu gospodarki kosztem kontroli – równa się w moim przekonaniu wierze, iż kgb i jego emanacje w demoludach, posiadały intelektualny rozmach konieczny dla opracowania skomplikowanej i zróżnicowanej prowokacji rozciągniętej na wiele krajów, ale zabrakło im rozumu, by przysposobić się na wypadek niepowodzenia, by mieć w zanadrzu alternatywny plan. Pomijam w tym miejscu drobiazg, że komuniści doskonale potrafią utrzymać się przy władzy w stanie permanentnego kryzysu gospodarczego. Uwolnienie czarnego rynku, które nastąpiło pod koniec lat 80., nigdy tej władzy nie zagrażało.

Jeśli jednak uznamy, że Kiszczak i Gorbaczow, Misha Wolff i Iliescu, Kriuczkow i Jaruzelski, wiedzieli, co robią, to wtedy okazuje się, że mieli także skuteczny plan na wypadek niepowodzenia. Jeżeli bowiem celem ich było stworzenie wrażenia, iż utracili władzę, to niepowodzeniem byłoby dojście do władzy ludzi, którzy mogliby to złudzenie rozproszyć. Taka ewentualność zdaje się była bliska realizacji w 1992 roku w prlu, toteż z miejsca doszło wówczas do parlamentarnego puczu. (Muszę tu z naciskiem podkreślić, iż nie należy przeceniać rządu Olszewskiego, gdyż sam premier należał niewątpliwie do koncesjonowanych opozycjonistów.)

Jakie zatem były rezultaty „jesieni ludów” AD 1989? Powstały w Europie Środkowej i Wschodniej „państwa”, które bez wyjątku pozostają do dziś kontynuacją demoludów, zarówno w sensie prawnym jak politycznym; gdzie wszelkie dźwignie władzy znajdują się w rękach komunistycznej nomenklatury (czy też „demokratury”, jak ich wdzięcznie przezwano).

Ciekawa interpretacja owego procesu przedstawiona została w książce Privatizing the police state, Marii Łoś i Andrzeja Zybertowicza. [1] Podstawową tezą autorów zdaje się być twierdzenie, że w 1989 roku mafijne struktury bolszewickiego państwa zostały sprywatyzowane. Proces „uwłaszczenia nomenklatury” rozpoczął się wcześniej, ale od 1989 roku tajne policje używały klasycznych metod manipulacji dla „obrony nowej demokracji”, by pozwolić okrzepnąć kapitalizmowi. Równolegle zachodziła prywatyzacja struktur policyjnych państwa bolszewickiego, które same zapoczątkowały i kształtowały przemiany. Korzeni tych mechanizmów autorzy dopatrywali się w polityce kgb z późnych lat 80., „którą cechowała m.in. promocja gospodarczej ekspansji i komercjalizacji służb specjalnych bloku”. [2]

Prof. Łoś twierdzi w wywiadzie opublikowanym w marcu tego roku, że „tak jak strategia Okrągłego Stołu musiała być uzgadniana przez stronę rządową (czyli praktycznie MSW) w Moskwie, tak wiele wskazuje, że cała koncepcja kontrolowanej zmiany wypracowana była przez ekspertów KGB, co nie znaczy, że wszystko toczyło się potem zgodnie z zaplanowanym scenariuszem.” W rezultacie mafijne sploty interesów przesyciły „nowe państwo”, a zwłaszcza sprywatyzowaną gospodarkę, czego wynikiem jest zinstytucjonalizowana korupcja, co z kolei doprowadziło panią profesor do następującego wniosku:

„Nielegalne, pasożytnicze sieci powiązań i korupcji na tym tle przeniknęły struktury kluczowe dla funkcjonowania państwa w taki sposób, że walka z nimi grozi dezintegracją tych instytucji, a zatem – dezintegracją państwa”. [3]

Skoro „policyjne państwo uległo prywatyzacji”, to słuszna wydaje się konkluzja pani profesor Łoś, że walka z korupcją zagraża samemu państwu. Wniosek jest jednak w istocie zupełnie absurdalny, ponieważ opiera się na semantycznej konfuzji o korzeniach tkwiących w odległej przeszłości, bo w bolszewickiej rewolucji. Październikowy przewrót w Piotrogrodzie pozwolił dojść do władzy grupie międzynarodowych opryszków. Przewrót ten zerwał ciągłość państwową Rosji, a zapoczątkował historię międzynarodowego komunizmu. Odtąd mówienie o „państwie sowieckim” (a tym bardziej o „państwie rosyjskim”!) jest wyłącznie kontynuacją owego semantycznego zamieszania. To wówczas właśnie, a nie w 1989 roku w prlu, „pasożytnicze sieci powiązań i korupcji przeniknęły struktury kluczowe dla funkcjonowania państwa”.

„Każde bowiem państwo komunistyczne jest tylko instrumentem partii i służy wyłącznie jej globalnym interesom i celom. Nie istnieje natomiast ani w pojęciu historycznym, ani we współczesnym znaczeniu przyjętym w wolnym świecie.” [4]

O ile zatem profesorowie Łoś i Zybertowicz mają rację, że rozliczne elementy komunistycznego aparatu uległy prywatyzacji podczas niesławnej pamięci „rewolucyj ‘89”, to nie mają racji, że walka z nimi grozi dezintegracją państwa, ponieważ zagrożenie dotyczy tylko bolszewickiego aparatu pseudo-państwowego. Zniszczenie go może doprowadzić teoretycznie do sytuacji, w której będzie mogło powstać autentycznie suwerenne państwo polskie. Ale tylko teoretycznie, ponieważ w praktyce komunistyczne państwo o sprywatyzowanej strukturze, jest silne uznaniem całego społeczeństwa. Dokładnie tak, jak przewidzieli towarzysze Szelepin i Mironow.

Anatolij Golicyn pokazał w swej książce wydanej w 1985 roku, nieprzerwany ciąg strategicznej prowokacji, począwszy od wczesnych lat 60., kiedy to zrodził się pomysł przekształcenia kgb z policji politycznej w siłę polityczną, do późnych lat 80., kiedy „seria spektakularnych wydarzeń” przekonać miała świat o upadku komunizmu, o całkowitym zerwaniu z przeszłością. Ostatni element obecny jest w Nowych kłamstwach w miejsce starych tylko jako prognoza, co w pewnym sensie dodaje wiarygodności tezom Golicyna. Tak pisał na przykład o celach stworzenia koncesjonowanej opozycji:

„Odpowiednio nagłośniona fala prześladowań dysydentów, częściowo prawdziwych, po części fałszywych, wyzwala sympatie Zachodu oraz delikatne przymierza z poszkodowanymi, czyli tymi, którzy są w rzeczywistości tajnymi wytworami reżimu. Przygotowuje scenerię, w której rozgrywać się będzie przyszła dramatyczna liberalizacja systemu, a zacznie się ona od uwypuklenia kontrastów pomiędzy neostalinowcami oraz przyszłym „socjalizmem z ludzką twarzą. Kształtuje kadrę ludzi, którzy znani już i rozpoznawani na Zachodzie, mogą być w przyszłości wykorzystani jako przywódcy i poplecznicy systemu wielopartyjnego pod rządami komunistycznymi.” [5]

Józef Mackiewicz prześledził zwycięstwo prowokacji w licznych książkach i artykułach publikowanych na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Wzorzec prowokacji widział, podobnie jak Golicyn, w operacjach czekistów Dzierżyńskiego, i jako pierwszą emanację przywrócenia leninowskich metod wskazywał na polski październik i niezwykły sukces Gomułki w uzyskaniu „legitymacji” dla prlu, a także dla komunistycznej władzy w ogóle. Odsyłam czytelników do pierwszej części tych rozważań oraz do określeń współczesnego luminarza polskiej myśli konserwatywnej w osobie prof. Bartyzela, dla zmierzenia głębi tego sukcesu.

Jeśli nałożymy na siebie te dwie równoległe narracje – Golicyna i Mackiewicza – to możemy prześledzić operację rozciągniętą na ponad 30 lat, której zwieńczeniem był okrągły stół w prlu, tzw. „rewolucje” w Europie Wschodniej i pucz sierpniowy w Moskwie. Z odmiennych punktów wyjścia, i bardzo różnych punktów widzenia, obaj autorzy ukazują nam różne aspekty tej samej operacji, tych samych wydarzeń.

Ale istnieje jeszcze jeden dokument, napisany przez obserwatora, a później uczestnika wydarzeń. 3 stycznia 1981 roku Jerzy Urban, napisał list do I sekretarza polskiego związku piłki ręcznej. [6] Urban był wówczas nikim, a jednak w sążnistej epistole zarysował pewien plan działania, który zainteresował komunistów na tyle, że powierzyli mu wkrótce rolę rzecznika prasowego rządu prl. Urban twierdził, że Solidarność chce przejąć władzę i że komuniści muszą przyjąć strategię na kształt gomułkowskiego października.

„W przeszłości, w 1956 roku i na przełomie 1970/71 roku, okresy społecznego wzburzenia udawało się zakończyć w ten sposób, że istniała data, miesiąc – symbol, zespół zdarzeń oznaczający dla społeczeństwa, że jeden etap się skończył, a drugi nastał. I społeczeństwo uznawało, że pożądana przezeń zmiana w zasadzie dokonała się, po czym właśnie następowało stopniowe uspokojenie. Obecna sytuacja wymaga o wiele większej zmiany. Ale sama zasada może się jeszcze raz sprawdzić. Jednym słowem trzeba urządzić w Polsce przełom, skoro społeczeństwo nie zechciało uznać, że we wrześniu 1980 roku satysfakcjonujący je przełom już się dokonał.”

Urban nie był wówczas członkiem elity rządzącej, nie był nawet członkiem partii, pisał swój list z żabiej perspektywy, tym niemniej odkrył zasadę rządzącą bolszewicką strategią od wczesnych lat 60. Golicynowską „dramatyczną liberalizację” nazwał Urban „odgórnym przełomem”. Przełomem, którego istotą „byłoby oczywiście powołanie koalicyjnego rządu”.

„Tego jednakże mało. Wydaje mi się, że w jednym czasie trzeba zgromadzić wiele różnych politycznych wydarzeń. Może nowa konstytucja? Rozwiązanie Sejmu? Może konieczne będą głośne procesy niektórych członków dawnych władz. Sądzę, że wiele tego rzędu zdarzeń trzeba skumulować w czasie, aby stworzyć sytuację, że oto dokonuje się ten upragniony, wielki przełom.”

List Urbana musiał zrobić wrażenie na Kani i Jaruzelskim, ponieważ znali już taki plan skądinąd, a w Urbanie znaleźli chętnego i pojętnego wykonawcę. Urban sugerował m.in., że wciągnięcie Kościoła i Solidarności w orbitę władzy skompromituje obie instytucje w oczach społeczeństwa: „Upadnie więc wyobrażenie, że ci inni z ugrupowań katolickich, z Solidarności są lepsi. Pogorszy się ich pozycja wobec społeczeństwa.” Jest to klasycznie golicynowska myśl, którą Urban będzie następnie wprowadzał w życie ze smakiem, uprzednio dowiedziawszy się, że zanim przejdzie się do fazy trzeciej, tj. okrągłego stołu, konieczne jest przeprowadzenie fazy drugiej, tj. stanu wojennego.

A jednak mam wiele wątpliwości co do tego tekstu. Czy list jest autentyczny? Wypowiedzi Urbana na ten temat możemy odłożyć na bok jako dowody niewystarczające. W jaki sposób dostał się w ręce redakcji podziemnego Mostu? Trudno sobie wyobrazić, że taki list pojawił się w 1988 roku, czyli podczas rozmów w Magdalence (lub na krótko przedtem), przypadkowo, ale równie trudno zrozumieć, jakie cele mogły przyświecać tym, którzy podali go do publicznej wiadomości. Zważywszy treść listu i osobę jego autora, nie można wykluczyć, że sam fakt publikacji i wszystkie enuncjacje Urbana na temat listu, były częścią manipulacji, tylko jaki mógł być jej cel? Nie potrafię na te pytania odpowiedzieć, ale chętnie wysłucham hipotez. A może nawet redaktorzy Mostu opowiedzą, w jakich okolicznościach otrzymali ów tekst.

Odredakcyjny komentarz umieszczony pod listem w tym samym numerze Mostu z 1988 roku, niczego nie wyjaśnia, wręcz odwrotnie, zdaje się wskazywać, że redaktorzy Mostu nie zrozumieli wagi listu. Z oburzeniem podkreślają, że Urban był wrogi Solidarności i nienawidził katolików, jakby to właśnie stanowiło sedno listu. Urban odsłania ich zdaniem „oblicze manipulatora, zimnego kalkulatora (sic!), człowieka bez kręgosłupa moralnego, najemnego żołnierza, który gotów jest służyć każdemu, kto dobrze zapłaci”, gdy w rzeczywistości Urban okazał się przenikliwym strategiem i nie można wykluczyć, że przeciek jego list do podziemnego pisemka w 1988 roku był tej strategii częścią.

 

 

  1. Niestety znam tę książkę wyłącznie z omówień, np.

    http://findarticles.com/p/articles/mi_qa3996/is_200307/ai_n9282132/

    albo http://web.mit.edu/gtmarx/www/forpol.html

  2. Porównaj wywiad z prof. Łoś: KGB kontrolowało demontaż komunizmu,

    http://swkatowice.mojeforum.net/temat-vt7059.html?postdays=0&postorder=asc&start=0

  3. tamże

  4. Józef Mackiewicz, W cieniu krzyża

  5. A Golicyn, Nowe kłamstwa w miejsce starych, komunistyczna strategia podstępu i dezinformacji, op. cit.

  6. List Jerzego Urbana do Stanisława Kani, Most, nr18/1988, a także Kultura nr 6(501) 1989

 



Prześlij znajomemu

66 Komentarz(e/y) do “Polski październik i okrągły stół. Część VI”

  1. 1 Sonia Belle

    Zostało udowodnione ponad wszelką wątpliwość

    nawet zwolennicy teorii „upadku komunizmu” przyjmują – aczkolwiek niechętnie – czekistowską proweniencję metamorfozy zapoczątkowanej rzekomo w ubeckiej willi w Magdalence

    nikt przy zdrowych zmysłach nie kwestionuje zasadniczych faktów

    Zachecam do powrotu na Ziemie…

    Generalnie, sa cztery hipotezy na temat 1989:

    1. Moi rodzice sa przekonani, ze Gorbaczew zostal zwerbowany przez CIA. Judasz Gorbaczow zdradzil wiec komunizm za amerykanskie dolary.

    2. Wiekszosc lewicowcow uwaza, ze po smierci Lenina komunizm zszedl na manowce i przeksztalcil sie w „panstwowy kapitalizm”, upadl w 1989 (jak kazdy kapitalizm powinien upasc), ale niestety, „prywatni kapitalisci” z bogatego Zachodu otumanili naiwnych ludzi i zagnali ich do „kapitalistycznej niewoli”.

    3. Wiekszosc prawicowcow uwaza, ze komunizm po prostu splajtowal (tak jak plajtuje wiele firm prywatnych).

    4. Ty i kilka innych osob wierzy, ze komunizm nigdy nie upadl.

  2. 2 michał

    Łehej! Dzięki za zachętę, wracam na ziemię i widzę, że komuniści wszędzie! Prawdę mówiąc, wolę bujać w obłokach, co zamierzam czynić nadal, kiedy przebywam z dala od podziemia. Skoro na ziemi komuniści mają się świetnie, podziemie jest jedynym miejscem dla człowieka uczciwego – podziemie albo więzienie, no, i jeszcze bujanie w obłokach…

    Nie wątpię, że masz w zupełności rację, co do stanowiska lewicowców. Czy zapraszałaś ich ostatnio do powrotu na Ziemię? Masz rację, nie warto, ale w zamian możesz im polecić lekturę miłego ich sercu Wołodii Ilicza, „O chorobie lewicowości w komunizmie”. Bardzo pouczające. Jak przystało na wodza rewolucji, jasne jak uderzenie pałką.

    Przejdźmy więc do konkretów: czy naprawdę kwestionujesz, że wszystkie – powtarzam: wszystkie bez wyjątku – „rewolucje ’89” zostały zapoczątkowane przez tajne policje? Wydawało mi się dotąd, że wcale tego nie kwestionowałaś! Zaliczałem Twoje stanowisko do tej samej kategorii, co wielu sowietologów, tj. „tak, rozpoczęli, ale wydarzenia wymknęły im się spod kontroli”. Tylko z takim stanowiskiem potrafię podjąć polemikę. Nie potrafię dyskutować z tezą, która wykluczałaby udział kgb w wydarzeniach, ponieważ ich udział jest udowodniony czarno na białym w tysiącu książek. Jedynym powodem, dla którego inteligentni skądinąd ludzie mogą wyznawać hipotezę upadku komunizmu, jest owo „wymknięcie spod kontroli”. Z tym właśnie polemizuje powyższy tekst. Jest to uzasadniona hipoteza. Uzasadniona, ale w moim przekonaniu niesłuszna.

    Nie podejmuję się polemiki z tezą, że Gorbaczow jest agentem CIA. Chyba że w tym sensie, że CIA jest tak przesiąknięta sowiecką agenturą, że … itd.

  3. 3 RyszardT

    Michał: „Jedynym powodem, dla którego inteligentni skądinąd ludzie mogą wyznawać hipotezę upadku komunizmu, jest owo “wymknięcie spod kontroli”

    Plus ograniczanie pojęcia „komunizm” do np. etatyzmu lub ideokracji.

  4. 4 RyszardT

    Stąd wielu sądzi, że w Rosji i ChRl komunizm upadł.

  5. 5 michał

    Panie Ryszardzie,

    Ma Pan oczywiście rację co do ograniczonej definicji. Tak, w popularnej, czarno-białej wersji historii, komunizm miał być wrogiem i przeciwieństwem kapitalizmu. Skoro zatem „ex-komuniści” używają wolnego rynku, to musi być dowód na zwycięstwo kapitalizmu nad komunizmem. Ale ja nie próbuję nawet powyżej podejmować dyskusji z takim poglądem. Pisałem o tym wielokrotnie i od wielu lat. Na niniejszej stronie jest np. tekst pt. „Składany komunizm”, który o tym właśnie traktuje.

    Spór z Sonią dotyczy jednak czego innego. Ja twierdzę z całą stanowczością, że udział tajnych policji w przygotowaniu i przeprowadzeniu „rewolucyj ’89” jest udowodniony, ale nawet ci, którzy przyjmują ich udział, utrzymują, iż komunizm upadł, ponieważ wydarzenia wyrwały się spod kontroli (Zybertowicz i Łoś są tego dobrym przykładem). Przed wielu laty rozmawiałem z sędziwym sowietologiem, Brianem Crozier, który bardzo przekonująco wyłożył to stanowisko. Ale nie miał odpowiedzi na pytanie o „plan zastępczy” (contingency plans), bo nie ma na to odpowiedzi.

    Wydawało mi się dotąd, że Sonia należy do tej samej szkoły: kgb wszystko przygotowało, ale sprawy poszły za daleko. Jednak jej komentarz powyżej wydaje się wskazywać, że Sonia nie zgadza się przyznać nawet udziału kgb w owych wydarzeniach.

  6. 6 Sonia Belle

    Sonia nie zgadza się przyznać nawet udziału kgb w owych wydarzeniach

    Dla mnie to sa wszystko hipotezy. Nie wiem jaka jest prawda. W twoja hipoteze uwierze, gdy totalitarny komunizm zapanuje w USA.

    Ciebie interesuje proces (jak zapanowali i jak ich plany zostaly zrealizowane). Mnie interesuje motyw. Po co im to?

    Co wiecej, nawet gdybym w twoja teorie uwierzyla, nie bardzo wiem co powinienam robic? Oskarzac Tuska i Vaclava Klausa ze sa agentami komunistycznymi? Potepiac projekt tarczy antyrakietowej? Bojkotowac „Katyn” Wajdy?

  7. 7 Sonia Belle

    korekta:

    zapanowali

    ZAPLANOWALI

  8. 8 michał

    Nie, Soniu. Udział kgb w przygotowaniach do wszystkich rewolucji 89 to NIE jest hipoteza, ale udowodniony fakt. Hipotezą jest golicynowski wielki plan, hipotezą jest mackiewiczowski Trust nr 2. Dotąd zdawało mi się, że jak np. profesorowie Łoś i Zybertowicz, przyjmujesz oczywisty fakt, ale odrzucasz hipotezę. Teraz okazuje się, że nie przyjmujesz nawet faktów.

    Niestety nie rozumiem, co masz na myśli, mówiąc:

    „Co wiecej, nawet gdybym w twoja teorie uwierzyla, nie bardzo wiem co powinienam robic? Oskarzac Tuska i Vaclava Klausa ze sa agentami komunistycznymi? Potepiac projekt tarczy antyrakietowej? Bojkotowac “Katyn” Wajdy?”

    Teorie nie są przedmiotem wiary. Hipotezy należy falsyfikować, to znaczy próbować wykazać, że są niesłuszne. Oskarżać ludzi bezpodstawnie w ogóle nigdy nie należy. Nawet Bolka. Podkreślałem to wielokrotnie, że jakkolwiek silne mogą dowody przeciw niemu, to nie jego agenturalna przeszłość, ale jego działania powinny być podstawą jego oceny. Potępiać projekt tarczy?? Co to w ogóle znaczy? Tarcza miała być zwrócona przeci Iranowi, gdyyby była umieszczona (a raczej nie będzie) nie mogłaby zatrzymać jakiejkolwiek rakiety wystrzelonej bliżej niż (chyba) 250 km, bo rakiety balistyczne początkowo lecą pionowo w górę. Więc o czym Ty mówisz? Tarcza to był od początku do końca „czerwony śledź”. Bojkotować „Katyń” Wajdy?? Czy ktoś Cię do tego namawiał?? Myślę, że powinnaś go posłać w cholerę, bo bojkoty są nad wyraz niekulturalne. „Katyń” jest niestety bardzo, bardzo słaby (wydawałoby mi się, że akurat Ciebie nie trzeba do tego przekonywać!). Jeśli wyrażenie takiej opinii jest w Twoim mniemaniu „nawoływaniem do bojkotu”, to ja wymiękam.

  9. 9 pankakaokoniecpolski

    …to ja (też) wymiękam.
    Pierwszą rzeczą, bez której byłoby mi trudno wydusić z siebie kolejne, jest wyrażenie mojej fascynacji Wydawnictwem Podziemnym oraz osób się tu udzielających. Jestem pod trwającym długi czas wrażeniem odświeżającej Perspektywy, pułapu z którego toczone są tutejsze obserwacje. W końcu ich wigorem. Coraz wyraźniej czuję adekwatność publikowanych w wp wizji do rzeczywistości i ulegam jednocześnie niedowierzającemu samoograniczaniu śledząc polemiki m.in. p. Sonii. Myśli się biją – znaczy jest „nerw”.

    Drugą rzeczą jest propozycja zapoznania z napisaną w mackiewiczowskim duchu recenzją „Katynia” (http://www.jacektrznadel.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=69&Itemid=31), autorstwa Jacka Trznadla, którego osoba została zaprezentowana w niekorzystnym świetle (nazwany rzekomym antykomunistą) przy okazji publikacji wp Cham chamem z 31 sierpnia 2007. Oczywiście wyprzedzę trafne uwagi o niechlujnym i rażącym mnie od niedawna nazywaniu przez p. Trznadla Sowietów Rosjanami.

    Co więcej mam pisać? W sumie nie rozumiem jak autor „Polski październik i okrągły stół” łączy „zarażenie” krajowych sił nazywanych prawicowymi (niejednokrotnie w jednoznacznie lekceważącym tonie wskazującym na owo „zarażenie” byli opiniowani tu Olszewski, Kaczyński itp.) z działaniami tychże powodującymi zaognienie z centralą komunistyczną. Jak tłumaczyć jednoznaczne antysowieckie poglądy tychże poparte działaniami i czerwcem 92, lub próbą demontażu WSI, z wizją wskazującą, że oni również są urobieni. I że nie ma wyjścia.

    Jeśli alternatywa PO-PiS jest tylko kolejną „kłótnią w rodzinie”, a taka jest m.in. konkluzja z pozycji Perspektywy, to by znaczyło że Mularczyk jest mentalnym komunistą…co oczywiście nie licuje do końca ze zdrowym rozsądkiem

  10. 10 michał

    Szanowny Panie,

    Dziękując za miłe słowa, zabieram się od razu z wigorem do dyskusji, bo w końcu rozmowa jest nerwem życia, a tak jak z różnicy potencjałów powstaje napięcie, tak z różnicy poglądów powstaje ciekawa dysputa.

    Zastosuję się do Pańskiej propozycji i zapoznam się z recenzją Trznadla z „Katynia” Wajdy. Wyznaję, że nie czytuję Trznadla od jakiegoś czasu, a mianowicie odkąd stał się członkiem-założycielem „bandy czterech”. Jego postawa i postępowanie wydają mi się skrajnie nie-mackiewiczowskie z ducha. Zarówno nagonka, którą z pasją prowadzi, jak poglądy. Ale wysłucham Pańskiego łaskawego polecenia i przeczytam rekomendowaną recenzję.

    Pańskie pytanie dotyczące „zarażenia” prawicy jest zupełnie kluczowe. Rzecz chyba w tym, że ja także nie rozumiem, jak to jest możliwe. Kiedy pisaliśmy List otwarty do Antoniego Macierewicza, to wskazywaliśmy na tę właśnie, niepojętą sprzeczność. Macierewicz jest tu o wiele lepszym, bo skrajnym przykładem. Postawa Macierewicza była o wiele bardziej „czysta” w sensie morlanym, niż postawa Olszewskiego czy Kaczyńskich, którzy w ten czy inny sposób brali udział w rozmowach pod okrągłym stołem.

    Macierewicz jednym gestem wydania książki Golicyna wykazał, że rozumie istotę rzeczy, rozumie rolę koncesjonowanej opozycji odegraną w stworzeniu wrażenia upadku komunizmu. Ale jeśli rozumie, to jak może służyć w rządzie prlu bis? Jak może zasiadać w sejmie prlowskim? Czyż nie widzi, że jego uczciwość dostarcza listka figowego prlowskiej sromocie? Nie widzi! Bo pycha zasłania mu oczy. Wydaje mu się, że jeśli on obnaży prlowską nędzę iiirp, to wszystko będzie cacy, gdy jest na odwrót: iiirp przyjmuje jego służbę jako legitymację, a odrzuca wydanie Golicyna jako czyn oszołoma.

    Wracając do Pańskiego pytania, nie wiem, czy oni są urobieni czy tylko niemądrzy, ale też wydaje mi się to drugorzędne. W polityce ważne są skutki działania, a nie intencje (zresztą nie tylko w polityce).

    Nie potrafię orzec czy Popisy prlowskich polityków są kłótnią w rodzinie. Wydają mi się raczej awanturą w piaskownicy. Ale ja się na tym nie znam, nie śledzę tego, nie czytuję prlowskiej prasy – czytuję tylko blogosferę, tę z prawa, i włos mi się jeży na głowie.

    Kto to jest Mularczyk? Był jakiś taki Mularczyk w prlu (czy nie brat rodzony towarzysza Bratnego? tego od Kolumbów?), ale to pewnie nie ten sam, bo nazwanie tamtego komunistą znakomicie licowałoby ze zdrowym rozsądkiem.

    Czy jest wyjście?? Przytaczana przez Pana Sonia uważa, że jeśli wp ma rację, to tylko się powiesić. Mnie to nie przekonywa. Nie pisuję dla pokrzepienia serc, bo to jest pisanie dla dzieci. Pisarzem dla dorosłych nazwał kiedyś Marian Hemar Józefa Mackiewicza, bo on nie dbał o krzepienie serc, ale o mówienie prawdy.

    Nic nigdy w sferze ludzkich działań nie jest na amen, nieodwracalne, bez wyjścia. Inaczej niż Mackiewicz, nie jestem optymistą, ale to nie znaczy, żebym miał przyjmować legendy tworzone przez Kiszczaka i Michnika za rzeczywistość. Nie wiem, jakie jest wyjście, ale wiem, że jeśli będziemy nadal na czarne mówić białe, na kolejną formę prlu – Wolna Polska, to odsuniemy tę Wolną Polskę w nieznaną przyszłość. (A oprócz tego, te brednie o „upadku komunizmu” po prostu obrażają inteligencję.)

  11. 11 Sonia Belle

    pankakaokoniecpolski,

    napisaną w mackiewiczowskim duchu recenzją “Katynia”.

    Przeczytalam ta recenzje, i choc zawiera ona wiele slusznych uwag, nie jest ona wcale „mackiewiczowska”. Trznadel z uporem maniaka podkresla ze, „Trudno zaprzeczyć, że i decydenci, i wykonawcy, byli Rosjanami, po rosyjsku były pisane dokumenty i rozkazy, język katów był rosyjski. Jednak to nie naród rosyjski zadecydował o Katyniu. To była zbrodnia obciążająca państwo rosyjskie. To samo państwo, które 17 września dokonało zaboru polskich kresów, a w 1945 zwyciężyło niemiecką III Rzeszę. Tego współcześni Rosjanie często nie chcą jasno powiedzieć.”

    Opinie Trznadela sa kompletnym przeciwienstwem opinii Mackiewicza w tej sprawie. Po pierwsze, zdaniem Mackiewicza, Rosjanie byli o wiele wiekszymi ofiarami komunizmu niz Polacy, wiecej od komunizmu ucierpieli. (I Mackiewicz nigdy nie zazdroscil ani Zydom, ze odebrali nam „zloty medal” na Olimpiadzie Holocaustu, ani Rosjanom, ze odebrali nam „zloty medal” na Olimpiadzie Komunizmu). A po drugie, zdaniem Mackiewicza, system ktory zapanowal w 1917 w Moskwie, nie byl „Rosja”, a oprawcy tego systemu nie zaslugiwali na miano „Rosjan”…

    A jezeli jakis „współcześny Rosjanin” chcialby „jasno powiedzieć”, ze Katyn to drobiazg w porownaniu z oceanem rosyjskiej krwii, ktora w latach 1917-1952 przelano z rozkazow Polakow Dzierzynskiego i Mężyńskiego, Zyda Yehudy, Litwina Yezhova i Gruzinow Berii i Mierkułowa, jedyna „niejasnosc” jaka Mackiewicz moglby temu Rosjaninowi zarzucic to nazywanie ich „Polakami”, „Zydami” i „Gruzinami”. Dla Mackiewicza, byli to tylko i wylacznie komunisci….

    A kiedy Trznadel pisze ironicznie „Lepiej uważać, że to była jakaś „plaga, która spadła na Polaków i Rosjan”. Gdyby trzymać się tego sądu – uprawiamy historię zapominając, że wszystko jest dziełem istot z tak zwanej „Ukrytej Galaktyki”. 17 września 1939 roku nie wtargnęła do Polski Armia Czerwona, tylko czerwona kosmiczna plaga, a w roku 1941 zaatakowała Związek Sowiecki plaga brunatna”, to polemizuje z nikim innym, tylko z samym Mackiewiczem….

  12. 12 michał

    Soniu! Jak to możliwe?! Zgadzamy się co do Trznadla? To bardzo dziwne, ale jak poskrobać, to pewnie okaże się, że mamy odwrotną opinię. Napiszę o tym osobno.

  13. 13 Sonia Belle

    Michal,

    Zgadzamy się (…) To bardzo dziwne, ale jak poskrobać, to pewnie okaże się, że mamy odwrotną opinię.

    Mamy zawsze identyczne TEORETYCZNE OPINIE, ale bardzo czesto ODWROTNE hipotezy PRAKTYCZNYCH SKUTKOW DZIALAN pewnych osob.

    Jestem pewna, ze gdyby w wyniku „ocieplenia planety”, mozna bylo sie opalac i kapac w Polnocnej Grenlandii, ty bys sie ciagle upieral, ze teoria o „ociepleniu planety” to komunistyczna prowokacja, a Eskimoski chodza w bikini by wabic i oszukac naiwnych turystow…

  14. 14 michał

    O tak. Ja jestem „global warming denier” (jak by to było po polsku? „zaprzeczacz”?). Takich jak ja, będą posyłać niedługo na Sybir i tam w 50-stopniowym mrozie każą się opalać na golasa, na dowód ocieplenia. Te Eskimoski są też częścią spisku. Nabierają skutecznie wszystkich w swoich bikini, ale czy Ty możesz sobie wyobrazić, jak im musi być STRASZNIE ZIMNO?!?!

  15. 15 Walter

    Ja znalazłem odpowiedź na postawione w dyskusji kwestie i pytania.
    Znajdują się one w dostępnym w internecie opracowaniu :
    Autor : Eugeniusz Kościesza ,
    Tytuł: Ojczyźnie skradziona tożsamość
    Adres opracowania www ,chyba norweski , (nie przypadkiem bo chyba jest poza zasięgiem cenzury UE)

    http://home.no/kosciesza/

    Aby uniknąć niedopowiedzeń poruszonych kwestii oprócz analizy treści rozdziałów szczególnie polecam załączniki i przypisy do opracowania aby uniknąć niedopowiedzeń i przeinaczeń!

    Polecam też przerobić dokładnie „Pisma zbiorowe” Józefa Piłsudskiego zebrane chronologicznie po jego śmierci i wydane tylko raz (!) po 1989r. Naprawdę warto!

  16. 16 michał

    Szanowny Panie,

    Myślałem przez chwilę, że znalazł Pan odpowiedź na postawione w dyskusji pytania o Eskimoski w bikini, ale Panu chyba chodzi o co innego.

    Spojrzałem na poleconą stronę i przejrzałem pobieżnie. Będę musiał spędzić tam trochę więcej czasu, żeby się upewnić, ale czy mi się zdaje, czy też autor wskazuje na „niepolską i antypolską przeszłość ‚eliciarzy'”? To jest zazwyczaj terminologia używana przez polrealistów, wedle których Polacy nie mogą zrobić nic złego, a zatem kiedy robią coś złego, to znaczy, że ich babka pewnie puszczała się z innymi nacjami. Niechże mi Pan powie, że to nie jest na takim poziomie…

  17. 17 Tomasz

    Dziękuję za ten cykl. Nie czytałem go w 2009 r.

    Ten list Urbana był testem. Testowano, czy jakaś grupa może zdemaskować plan „upadku komunizmu” i mieć wpływ na jego przebieg. Test wypadł negatywnie. Nie stwierdzono przeciwciał w organizmie. Ten list mógł w ogóle nie istnieć, co jest bez znaczenia.

  18. 18 michał

    Drogi Panie Tomaszu,

    To jest bardzo trafne. Ale czy testem był sam list Urbana? Oczywiście nie. A zatem testem misiała być publikacja w roku 1988. Kluczem dla określenia wagi tego testu (jeżeli takie było zamierzenie) byłyby okoliczności, w jakich redakcja Mostu otrzymała tekst.

    Zdawałoby się, że w rzekomo pełnej wolności dociekań w prlu, któryś z rozlicznych akademików ipeenu i pokrewnych instytucji mógłby się zająć tym fenomenem.

    A może ktoś wie, w jaki sposób list Urbana znalazł się w rękach wydawców? Byłbym wdzięczny za wszelkie informacje na ten temat.

  19. 19 Tomasz

    Panie Michale,
    Czułem wcześniej, że coś z tym Urbanem nie trzyma się kupy. On był rzecznikiem od sierpnia 1981 roku, więc był w środku aparatu, bardzo blisko Jaruzelskiego, Rakowskiego i Kiszczaka. Nie spadł z nieba. Po co miałby pisać jakiś list? Taka data listu podyktowana była pewnie czymś innym. W ogóle wydaje mi się ten epizod mało znaczący dla całego wywodu.
    Z tym ipeenem to, oczywiście ironia…(?)

    Może coś wypłynie na fali ujawniania archiwów. Ostatnio bardzo często pojawia się taki postulat.

  20. 20 michał

    Panie Tomaszu,

    Nie rozumiem. List jest (rzekomo) ze stycznia 1981 roku, więc co się nie trzyma kupy? Jaka data listu była podyktowana czym innym?

  21. 21 Andrzej

    Z tym ipeenem to nawet nie kwestia horyzontów myślowych tych, którzy cokolwiek postulują i których postulaty ograniczone są z definicji przez uznanie tzw. upadku komunizmu za realny i bezdyskusyjny fakt. Z tego powodu, zdolni są co najwyżej do podnoszenia kwestii „wypaczeń transformacji ustrojowej” i nawet stwierdzony przez nich samych fakt inspirowania, realizacji i sterownia ową „transformacją” przez politbiura i czekistów nie powoduje żadnych dalszych refleksji ani wyciągnięcia żadnych dalszych wniosków, nie mówiąc już o podjęciu na tej podstawie innej decyzji niż już podjęta decyzja o akceptacji odzyskanej na takich zasadach i w takich okolicznościach „wolności”. Bo dla nich komunizm upadł.

    Ipeen jest częścią systemu który powstał w opisany powyżej sposób. Jest instytucją tego systemu i tylko jako taka może istnieć. Jakże jest mu potrzebny! Przecież jest zawsze tyle istotnych tematów: wiecznie żywe tajne donosicielstwo Bolka, Alka czy jakiegoś tam Tamizy. Temat zawsze potrzebny, zawsze chwytliwy, zawsze na miejscu i zawsze na czasie w nowym, wspaniałym peerelu. Donosił czy nie donosił? Nie jest wcale ważne, co robił jawnie, na oczach wszystkich i dlaczego to robił. Nie jest wcale ważne, że jawnie służył i służy bolszewizmowi. Na tej to zasadzie i dzisiaj szykuje się kolejna „debata” z ipeenem w roli głównej.

  22. 22 Tomasz

    W ostatniej „Historii DoRzeczy” jest dużo nt. różnej maści agentów i taki lead:
    „Szpicle SB byli wszędzie. To dzięki nim bezpieka mogła kontrolować naród i niszczyć opozycję „.
    W tym zdaniu zawiera się cały fałsz! Przecież powinno być: NISZCZYĆ NARÓD I KONTROLOWAĆ OPOZYCJĘ.
    Opozycja była inspirowana, tworzona, kontrolowana. Była, po prostu potrzebna. Sam tego doświadczyłem pod koniec lat 70, ale wtedy miałem długie włosy i świetnie się bawiłem.

  23. 23 Andrzej

    Moim zdaniem Panie Tomaszu to nie bezpieka niszczyła naród lecz komunizm (zaraza komunistyczna). Nie tyle go też niszczył co wciąż go niszczy. Dla mnie to kwestia zakłamania się narodu pod „światłym przewodnictwem” jego tzw. elit praktycznie zawsze stawiających na porozumienie się narodu z komunizmem. Wśród nich przeróżnej maści poputczyków, pożytecznych idiotów a nawet duchowych przewodników. Nie zwalajmy więc wszystkiego na bezpiekę, bo to nie bezpieka gromadziła wiwatujące, milionowe tłumy dla poparcia tow. Gomułki, zalecała im śpiewać „ojczyznę wolną pobłogosław Panie” i pędziła je na pierwszomajowe pochody w czasach Gierka. Nawet w stanie wojennym tylko niewielu zdecydowanie się sprzeciwiło komunizmowi (tzn. odrzucało go bezwzględnie). Dominowało oczekiwanie na „socjalizm z ludzką twarzą”, dominowało dwójmyślenie które na koniec przyjęło już formę totalną.
    Dziś, znajoma mi osoba z kręgu „solidarnościowej opozycji” która nb. siedziała za to w komunistycznym więzieniu, na pytanie co jest dla niej większym zagrożeniem, komunizm czy Niemcy odpowiada mi że Niemcy. Skąd to się bierze? To też wynik cgier operacyjnych bezpieki?

  24. 24 tomasz

    Panie Andrzeju, zgadzam się.
    Nie było moją intencją „obarczanie” bezpieki. Chodziło mi tylko o takie „drobiazgi” jak ten w leadzie. Moja myśl obejmowała całokształt bolszewizmu.

    Jeśli chodzi o Niemcy, to wyraźnie propagowany jest konflikt Polska – Niemcy. Kiedy mówię, że EU-Polska-Sowiety, odpowiedź brzmi: przecież EU to Niemcy, a Niemcy wiadomo…

  25. 25 tomasz

    Panie Michale, z tą datą listu Urbana coś poplątałem. Napisałem wcześniej coś (nie pamiętam już co), co później wykasowałem. Zostało to zdanie bez sensu.

  26. 26 michał

    Szanowni Panowie,

    Oczywiście ironizowałem na temat ipeenu. Pan Andrzej (jak zwykle) ma rację, mówiąc, że ipeen jest częścią tego systemu. Podobnie zresztą jak z obsesją tajnych i zakulisowych machinacji, gdy, zdawałoby się, wystarczy szerzej otworzyć oczy i widać jak na dłoni, co się dzieje.

    Jednakże, czy jest zupełnie niemożliwe, żeby jakiś niezależny badacz zajął się takim drobiazgiem, jak list Urbana? Jakiś czas temu pisał o tym sam Ścios (!), ale pożal się Boże, co nawypisywał: http://bezdekretu.blogspot.co.uk/2014/01/jak-powstawaa-iii-rp-list-urbana.html

    Dlaczego przytaczać polskie tłumaczenie angielskiego przekładu, kiedy istnieje oryginał? No, ale wielki Ścios na pewno potrafiłby przełożyć to na starożytną grekę, tylko sensu w tym nie widać.

  27. 27 amalryk

    Ach ten Ścios, ach ten Ścios! Na niego zawsze można liczyć. (No ale teraz jako świerzo upieczony dyrektor Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO i pełnomocnik Ministra Obrony Narodowej, będzie niczym Konrad Wallenrod!) Trochę się Panu Aleksandrowi, co prawda, daty poplątały gdyż w styczniu pamiętnego ’81-szego w peerelowskim rządzie Urban był nikim, ale co tam…

    Myślę że Pana, Panie Michale, intuicje są poprawne. Opublikowanie tej urbanowej gramoty w ’88-mym było aktywnym rozpoznaniem skali potencjalnego oporu antykomunistycznego wobec planowanej operacji – test wypadł pomyślnie, nasze dziarskie społeczeństwo , co to „wyssało antykomunizm z mlekiem matki”, w swej lwiej części okazało się być dziarskimi homososami. (A i „podziemność” tego „Mostu” wydaje się nie za bardzo podziemna, z prominentnymi działaczami SDP u steru o ciekawych koneksjach, red. Fikus miał np.za teścia byłego peerelowskiego ministra i członka kc pezetpeeru…)

  28. 28 michał

    Panie Amalryku,

    Intuicja była całkowicie Panatomaszowa.

    Oczywiście nie słyszałem nigdy o „Centrum Eksperckim Kontrwywiadu NATO”, ale szukałem przed chwilą informacji na temat jego związków ze Ściosem i zupełnie mi zamieszali w głowie. Szefami w ostatnich dniach byli ponoć Dusza, Bała i Marasek, a Misiewicz też miał coś z tym wspólnego. Więc który z nich to Ścios? Żeby to pojąć, trzeba mieć kuty w żelazie rozum.

  29. 29 Tomasz

    Fikus był sekretarzem redakcji „Polityki” od 1958 przez 25 lat (wg Wikipedii), w 1989 zostaje naczelnym „Rzeczpospolitej”… Oj podziemny to on był. Podziemny aparatczyk. W takim razie z Urbanem musieli się bardzo dobrze znać.

  30. 30 amalryk

    Marasek, Marasek.

  31. 31 Andrzej

    Prawda jakie to smutne Panie Tomaszu? Ten zupełny upadek nie tylko ducha sprzeciwu wobec „umysłowej kolektywizacji” ale dziś przede wszystkim rozumu?

    Dobrze stwierdzone Panie Michale. Czy Ścios się naprawdę nazywa Abacki czy Babacki i czy jest ich dwóch czy trzech to chyba nie ma większego znaczenia. To osoba z konkretnej grupy „realistów politycznych” co to komunizm (oh, pardonne moi! dziś już tylko: postkomunizm) „obalają” poprzez „poprawianie” pod przewodem ministra nowego, wspaniałego peerelu. Jak (zawsze trafnie) zauważa p. Amalryk to zupełnie jak w mickiewiczowskiej legendzie czystej wody wallenrodyzm. Aby to się spełniło, trzeba było narodowi kazać „iść na wybory” aby tenże naród „wybrał” owo „poprawianie”. A że przy tej okazji wszyscy zgodnie kują żelazo bolszewizmu aby było stale gorące zamiast go zwyczajnie odrzucić to już nieważne. Grunt to czegoś chcieć a nie czy to jest zgodne ze zdrowym rozsądkiem. Jakie czasy taki „realizm”.

    Zaś opublikowanie owej urbano-politgramoty w tamtym czasie w tzw. podziemnym obiegu to zdaje mi się był już raczej gwóźdź do trumny cokolwiek znaczącego oporu wobec bolszewizmu albo też do budowy pierwszych ścian „nowego” k.raju. Zauważmy przy tym, że całe to przedstawienie już na dobre trwało. Tylko jeszcze może nie było kompletu publiczności w teatrze. Może to też był tzw. ostatni dzwonek?

  32. 32 Andrzej

    Ja obstawiałem kiedyś inną osobę (z tego samego kręgu) Amalryku ale i tak pewnie obaj razem jesteśmy już przezeń zakwalifikowani do „sierot po (jakimś tam) »nowym ekranie«” (a może nawet i po »starym ekranie«?)

  33. 33 amalryk

    Wiecie Panowie, ja zawsze odnosiłem wrażenie, że funkcjonariusze „organów” (zawsze tak ci z bezpieki wojskowej lubili między sobą nazywać swą wspaniałą organizację) mimo potężnej agentury, pełnej infiltracji tzw. podziemia („…wszystkich ich trzymamy za jaja, razem z tym twoim głupawym Wałęsą!” – jak usłyszałem podczas pewnej rodzinnej kłótni w pamiętnym ’81r.) tak naprawdę w głębi duszy, nigdy nie dowierzali, że to wszystko aż tak gładko pójdzie, a już szczególną obawą zawsze napełniał ich Kościół Katolicki… Więc zawsze woleli dmuchać na zimne.

  34. 34 michał

    Szanowni Panowie,

    Kiedy mówiłem o dociekaniach, w jakich okolicznościach list został opublikowany w roku 1988, to miałem na myśli, w jaki sposób znalazł się w rękach redakcji Mostu. To jest pytanie zasadniczej wagi, żeby móc ocenić ważność bądź nieważność tego tekstu.

    Sama jego treść ma znaczenie tylko akademickie, ponieważ, jeżeli w istocie list powstał na przełomie lat 1980/81, to Urban był jeszcze bardziej przenikliwym człowiekiem niż przypuszczałem. Ale to wszystko.

    Natomiast publikacja takiego tekstu w roku 1988 mogła być tylko częścią prowokacji, więc pytanie, skąd się wziął w rękach Fikusa jest istotne wyłącznie z tego punktu widzenia. Czy aż gwóźdź do trumny? Nie wiem. Może raczej nieśmiały test, jak sugerował p. Tomasz?

    A że Kościół Katolicki napawał uboli lękiem, to jest w pewnym sensie niepodzianką. Byli przeciez dobrze oczytani w Józefie Mackiewiczu, więc powinni byli wiedzieć, że z tej strony nie grozi im wielkie niebezpieczeństwo.

    Aparatczyk Ścios w porównaniu – to pestka.

  35. 35 tomasz

    Przyszła mi do głowy jeszcze jedna hipoteza:

    Oto J. Urban, znienawidzony przez naród rzecznik spawacza & Co bierze na siebie niecne „manipulanctwo”. Natomiast światła frakcja jeszcze światlejszej elity politbiura w sojuszu z konstruktywną awangardą narodu odrzuca z całą stanowczością te bezeceństwa. Idziemy ramię w ramię prostą drogą porozumienia. Manipulantom mówimy stanowcze NIE! Poza tym zaopatrzenie sklepów w podstawowe artykuły poprawiło się… itd, itp…

  36. 36 michał

    Ale czy rzeczywiście „światła frakcja światlejszej elity odrzuciła te bezeceństwa”? Przyjęła nie tylko faktycznie, ale także otwarcie. Wszystko stało się tak, jak to opisał Urban.

    Pytanie o sens tego listu zawiera się nie w jego treści, ale w fakcie jego publikacji w roku 1988.

  37. 37 tomasz

    Panie Michale, chyba się zgadzamy… Niestety, ja nie mam talentu.

    Moja notatka dotyczyła roku 1988. Komunikat jest taki: zły Urban od 1982 roku snuje manipulanckie wizje, ale my go nie słuchamy. My z narodem. Teraz będzie deurbanizacja. Ludność miejscowa pojęła to w mig i przyłączyła się masowo. Zdaje mi się, że w tym czasie odbyła się słynna „spontaniczna” debata Wałęsa – Miodowicz w TVPRL na temat naszego opóźnienia w pieriestrajaniu kamunizma. Pamiętam ją dość dobrze. To było tak sztuczne, że oczy bolały, a wszyscy się cieszyli, że bolek dokopał Miodowiczowi i teraz już będzie z górki.

    …Urban odsłania ich zdaniem „oblicze manipulatora, zimnego kalkulatora (sic!), człowieka bez kręgosłupa moralnego, najemnego żołnierza, który gotów jest służyć każdemu, kto dobrze zapłaci”

    Ciekawe, czy w dalszej części tego komentarza są wskazani ci komuniści z kręgosłupem moralnym, z którymi stworzymy ten upragniony III PRL, albo jakaś podobna sugestia.

    To były dwa grzyby w barszczu: 1. test i 2. to Urban był zły, podstępny

  38. 38 michał

    Czy zatem sugeruje Pan, że puszczono list Urbana w roku 1988 – by go skompromitować „w oczach narodu”? To byłoby przekonujące, gdyby rozgłoszono list urbi et orbi, a nie w mało znanym pisemku. W końcu, kto do dziś słyszał o tym liście?

    Mało tego, gdyby rzeczywiście chcieli go zniszczyć, to mogliby wpaść na lepszy pomysł niż zrobienie z niego milionera w krótkim czasie, nie?

    Test (w sensie: jak na to zareagują?) jest bardziej przekonujący, ale nawet wówczas, gdyby rzeczywiście interesowała ich reakcja prlowskiego społeczeństwa (a w moim przekonaniu nigdy ich nie interesowała), to wystawiliby list na poważniejszą próbę, czy nie? Puszczenie tego tekstu w pseudo-podziemnym, nisko-nakładowym pisemku, wydaje się jakoś bez sensu.

    Ale być może winni jesteśmy uber-analizy, być może puścili po prostu list bez żadnej myśli? Trudno w to uwierzyć, ale może tak było? W końcu, ani z nich geniusze, ani nadludzie…

  39. 39 Andrzej

    Pod koniec lat 80-tych tzw. prasa podziemna była już na dobre politycznie spolaryzowana i taki „Most” to było konkretne środowisko, konkretna grupka. W tym przypadku była to jeszcze jedna grupka „rozczarowanych komunistów” (dziennikarzy komunistycznych, jak sądzę raczej z kręgu „modernizatorów” od towarzysza Rakowskiego). Jak można się dowiedzieć miała ona w peerelu własną „bazę” pod postacią jawnej „spółki dziennikarskiej”.

    A propos pierestrojki to pamiętam jakiś numer post-korowskiego „Tygodnika Mazowsze” w którym po wizycie Papieża w peerelu w 1987 roku pojawiła się informacja o tym jak to Papież na koniec zapowiadał, że nadchodzi czas „wielkiej zmiany”. To oczywiście też nie była już żadna nowość na świecie, pierestrojka już się na dobre rozpoczęła. Ale był to sygnał na miejscowym bolszewickim podwórku. Tak więc, informacje o tym pojawiały się już wcześniej w tzw. prasie drugoobiegowej niż u Fikusa i jego grupki. Skąd Fikus miał tekst Urbana? Być może od Urbana, skoro się doskonale znali. Jeśli tak, to by znaczyło, że mogła to być próba sondażu ze strony bolszewików w tym środowisku. Albo jak już wspomniałem sygnał dla niego, że światła już gasną i przedstawienie „okragłego stołu” się rozpoczyna (oczywiście dla niezorientowanych w temacie pozostawał komentarz redakcyjny). Trzeba pamiętać też o tym, że tow. Urban z innymi „zaufanymi towarzyszami” (Ciosek, Pożoga) od 1986 tworzyli bolszewickie „biuro studiów” którego celem było przygotowanie polskiej wersji pierestrojki.

  40. 40 tomasz

    Teraz, dopiero przeczytałem ten „list” i moja teza nt. testu wydaje mi się raczej nie trafiona.
    Dla zainteresowanych: http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=006688018147

  41. 41 michał

    Panie Tomaszu,

    Proszę łaskawie powiedzieć, co w treści listu Urbana przekonało Pana, iż ogłoszenie go w roku 88 nie było w zamierzeniu sondą. Jak Pan wie, mam wątpliwości co do tej hipotezy, ale ciekawi mnie, co konkretnie w treści listu wpłynęło na zmianę Pańskiego zdania.

  42. 42 michał

    Panie Andrzeju,

    Dopiero po przeczytaniu znalezionej przez Pana notki o Moście, przypomniałem sobie tę historię z kłótnią i PoMostem. Śp. Marek Krawczyk, to był mój odległy znajomy z czasów wydawania Głosu. O ile mnie pamięć nie myli, była to historia podobna do tej, gdy wiele lat wcześniej grupa ludzi odeszła z Głosu i założyła wydawnictwo Krąg.

    Udział Marka Krawczyka w Moście nie jest niestety gwarancją, że nie było to przedsięwzięcie rozczarowanych, choć ideowych komunistów.

    Ma Pan rację, że Fikus najpewniej otrzymał list od Urbana i być może wcale nie należy się w tym dopatrywać niczego ponad urbanową dumę, jak to on wszystko trafnie przewidział. Bolszewicy mówili dość jasno, co mieli na celu. Kiszczak na krótko potem nazwał stan wojenny i okrągły stół „dwoma końcami tej samej polityki”. Urban mówił to samo na wiele lat wcześniej.

  43. 43 tomasz

    Najbardziej podoba mi się ten komentarz od redakcji Mostu. Mistrzostwo bolszewickiej propagandy. Jak z prasy peerelowskiej w jej najświetniejszym okresie. Żadnej analizy ino bełkot.

    Panie Michale, nie wiem, co mnie przekonało. Coś mnie tknęło. Zasięg tego tekstu rzeczywiście był bardzo ograniczony. Może chodziło o sprawdzenie jakiegoś wąskiego środowiska, może o popisy samego mistrza elokwencji.

  44. 44 amalryk

    „[…] Jeśli więc dojdzie do wniosku („nasze kierownictwo” prz.mój) że dla Związku Radzieckiego zabezpieczenie ich strategicznych i międzynarodowych interesów zwiazanych z ładem w Polsce,bez ponoszenia skutków zbrojnej interwencji jest tak ważne,iż towarzysze radzieccy w imie tego celu zaryzykują erozję całego systemu socjalistycznego, jaką spowoduje finlandyzacja Polski.[…]”

    Och! Redaktor Urban marzył li tylko o finlandyzacji pogrążonej w otmętach kontrrewolucji Polski a tu wielcy kremlowscy reżyserzy przygotowali widowisko z rozmachem „furioso” zapierającym dech w piersiach! (Co prawda Polsce zostanie powierzona ważna a i pionierska rola w przedstawieniu, ale zanim dojdzie do oczekiwanych niebiańskich słodyczy „koalicji” oraz tych tam wyborów „wolnych i demokratycznych” czeka ją jeszcze dotkliwy czyściec „surowych praw” stanu wojennego.)

    Wydaje się, że po gładkim (w zasadzie w jedną noc) zakończeniu karnawału Solidarności nie było powodu do obaw o zrewoltowanie społeczeństwa przez jakąś „ekstreme” choć z drugiej strony…

  45. 45 michał

    Panie Amalryku,

    Czy nie słuszniej byłoby powiedzieć, że Urban proponował i rozważał? Raczej niż marzył. Pisałem w artykule sprzed lat, że Urban „pisał swój list z żabiej perspektywy”, ale jakikolwiek był jego punkt widzenia, to nie należał do rządzącej elity. Odkrył więc to co odkrył, na własny rachunek, być może nie przypuszczając nawet, że taka była bolszewicka strategia od wczesnych lat 60. Pisałem w powyższym artykule: „Golicynowską „dramatyczną liberalizację” nazwał Urban „odgórnym przełomem”. Przełomem, którego istotą „byłoby oczywiście powołanie koalicyjnego rządu”. Jeżeli list jest autentyczny, to wydaje mi się genialnie przenikliwe. A dalej:

    „Tego jednakże mało. Wydaje mi się, że w jednym czasie trzeba zgromadzić wiele różnych politycznych wydarzeń. Może nowa konstytucja? Rozwiązanie Sejmu? Może konieczne będą głośne procesy niektórych członków dawnych władz. Sądzę, że wiele tego rzędu zdarzeń trzeba skumulować w czasie, aby stworzyć sytuację, że oto dokonuje się ten upragniony, wielki przełom.”

    Taki właśnie był plan, a ten go proponuje! Czy to nie jest nadzwyczajne? Gdyby generał przyszedł do sztabu Napoleona i zaproponował mu plan kampanii identyczny z tym, co zrodziło się w głowie samego Napoleona, to ten uczyniłby go z miejsca marszałkiem. Czyż nie?

  46. 46 amalryk

    Rozpatrzmy co mogli zrobić komuniści:

    Po pierwsze; nie robić nic dokręcając śrubę. – wariant koreański
    Po drugie; liberalizować gospodarkę i ani mowy o uszczupleniu stanu posiadania władzy partii komunistycznej. – wariant chiński.
    Po trzecie; liberalizujemy gospodarkę i kończymy z władza monopartyjną komunistów. – wariant sowiecki.
    Po czwarte; liberalizacja władzy, np. powołanie „koalicyjnego rządu” w oparciu o „umowę koalicyjną” ze wspólną listą „wszystkich wiążących sił politycznych”. – wariant urbanowski (szału nie ma,ot taki bardziej podpicowany „październik”).

    Wydaje się, że sowieciarze poszli na całość – inna sprawa czy nie patrzą teraz zazdrosnym okiem na Chiny…

    (Nie wiem co by zrobił Napoleon z generałem, ale wiem co na ogół robili komuniści z tymi którzy przejżeli ich plany.)

  47. 47 Andrzej

    Drodzy Panowie,

    Ja raczej nie nazwałbym tego planu Urbana nadzwyczajnym. To żaden geniusz choć fakt że inteligentny leninista. Nie proponował nic co by wykraczało poza wzorce Lenina, dobrze rozumiał na czym polegały NEP i „Trust”. I jego plan był w sumie łatwy do zrealizowania bowiem jego elementy były już sprawdzone w tzw. życiu. Liberalizacja władzy? Ależ były przecież już mikołajczyki…Przy takim podejściu Urban mógł tylko awansować. Tym bardziej, że wpisał się doskonale w schemat oszustwa pierestrojki (nie sądzę, aby go wcześniej znał ale kto wie?). Chińscy komuniści rozpoczęli swoją „transformację gospodarczą” już znacznie wcześniej.

    Kontrrewolucja? Raczej pogłębiona rewolucja bowiem, bądźmy szczerzy, że o to chodziło wierchuszce „Solidarności” a i zdecydowanej większości tzw. masy solidarnościowej. Niech już będzie komunizm byle był niezależny a nie pośrednio z Moskwy, zarządzany „po polsku”. Czyli, , nie Finlandia lecz Jugosławia była tu ideałem. Była oczywiście jakaś dyskusja, były radykalniejsze hasła ale w kto w praktyce chciał odrzucenia komuny? Za to poprawienia, udoskonalenia, „ludzkiej twarzy”, zdecydowana większość której ikoną był Bolek. Mój znajomy w tamtym czasie działał w Białymstoku i próbował coś sensowniejszego robić (np. uzbroić się). Ale w praktyce był osamotniony i otoczony przez „konstruktywnych”.

  48. 48 tomasz

    Wydaje mi się, że sowieciarze, w ogóle z prelem obchodzili się jak ze zgniłym jajem. Zachowywali się tak, jakby nie wierzyli, że ilość homososa w homososie jest już wystarczająca. Mylili się, bo była. Zobaczcie, ile przedsięwzięć uruchomili od czasów II WŚ. Praca odbywała się na bardzo wielu poziomach. Uruchomiono całą sekwencję pozornych kamieni milowych: zmiany w „konstytucji”, KOR, Sierpień, stan wojenny, okrągły stół. Dmuchali na zimne, gdzie tylko się dało. Towarzysze wykonali kolosalną pracę. W porównaniu z nami reszta „przewrotów” w demoludach to pikuś. tam było szast prast i załatwione.

    Wracając do naszego pieszczoszka Urbana. Może było tak, że centrala posłużyła się nim, aby naprowadzić niewtajemniczonych towarzyszy na kurs. Jednocześnie pokazując, że jest możliwy „rozpad” socwspólnoty. Dostawali jakieś wytyczne w czasie strajków sierpniowych, ale nie ogarniali całości procesu. Ktoś pokazywał im szerszą perspektywę: -Popatrzcie, może tak być. Chyba sam nie wierzę w to, co napisałem… Ciągle nie wiemy, czy taki list rzeczywiście powstał.

    Opublikowanie go w 1988 r. mogło mieć jeszcze jeden cel. Z listu jednoznacznie wynika, że margines swobody towarzyszy w peerelu jest dość szeroki i że my tu najpierw u nas, w naszym polskim domu sobie wszystko poustawiamy, a potem z towarzyszami radzieckimi tylko uzgodnimy, żeby im nie psuło całej zabawy. Komunikat do „niezleżnych elit” jest jasny: wewnątrz partyjnej góry są patrioci i to oni teraz trzymają pewnie stery. Nie lękajcie się!

    Jeszcze kilka refleksji na temat tekstu redakcji Mostu. Czytając go, miałem wrażenie, że pisały go dwie osoby. Pierwszą część (opis działalności dziennikarskiej) i drugą piętnującą, wskazującą.
    Potem stwierdziłem, że napisała to jedna ręka, tylko pierwsza część była szczera i ukazująca Urbana nawet sympatycznie (przecież kolega), natomiast ta druga wyraźnie komuś nie szła, było mu niezręcznie i wyszła sztucznie. I zaśmiałem się w duchu: ot dylematy „podziemnych” kanalii w etapie przejściowym.

  49. 49 michał

    Drogi Panie Amalryku,

    To jest bardzo błyskotliwe i nawet przekonujące, ale chyba zupełnie niesłuszne. Przyjrzyjmy się Pańskim czterem opcjom.

    1. Zachować status quo i dokręcać śrubę – jak w krld albo u Castro (do czasu)
    2. Liberalizacja gospodarki przy zachowaniu władzy partii komunistycznej – chrl
    3. Liberalizacja gospodarki i skończenie monopolu władzy partii – wariant sowiecki.
    4. Liberalizacja władzy, np. powołanie „koalicyjnego rządu” w oparciu o „umowę koalicyjną” ze wspólną listą „wszystkich wiążących sił politycznych” – wariant Urbana

    Moje wątpliwości są takie. Czy historia bolszewii nie wskazuje, iż wszystkie te warianty stosowane są w różnych proporcjach i jednocześnie, i na przemian? Bezustannie i od zawsze? Czy wiedząc, jak oni operują możemy doprawdy przypuszczać, że to był wolny wybór wariantów? Teng wybrał tak, a Gorbi inaczej? Nie jest – nie może być! – przypadkiem, że tego samego dnia, kiedy były jakieś czastuszki (wybory? czy cholera wie co?) w prlu, nastąpiła rozprawa na placu Tianamen. Oni zawsze koordynowali takie ruchy, choć niewątpliwie Castro i Kim byli mniej chętni do jakiejkolwiek formy „liberalizacji”, podobnie jak nie zgadzał się na żadną liberalizację Ceausescu, wiec musiano zaaranżować przeciw niemu „rewolucję”. Kim i Castro byli pożyteczni na peryferiach, ale nie w Europie.

    Po drugie, tak jak Pan to napisał, mogłoby się zdawać, że „liberalizacja” gospodarki naprawdę nastąpiła, ale nie nastąpiła, ani w chrl ani w sowietach, ani w prlu. W jakim sensie mogą moskiewscy towarzysze patrzeć z zazdrością na Chińczyków? Niby dlaczego? Że zachowali nazwę komunistycznej partii?? Czy dlatego, że stawiają w Chinach pomniki Mao? Niech Pan spojrzy na mapę dowolnego miasta w sowietach (włączam w to miano oczywiście i Białoruś, i Ukrainę, Kazachstan itd.), a zobaczy Pan place Lenina i ulice krasnoarmiejców. Gdzie dokładnie jest różnica?

    Po trzecie wreszcie, w jakim sensie w sowietach nie ma monopolu władzy jednej partii?

    prl jest innym wypadkiem, ale o tym za chwilę osobno.

    Co czekiści robili z tymi, co przejrzeli ich plany – to wiadomo. Ale postępowali tak z wrogami. Golicyn, jeśli nadal żyje, musi się nadal ukrywać. Urban ich wrogiem nie był, był przyjazny, inteligentny i cyniczny, więc można go było wykorzystać. Tak samo postąpiłby Napoleon, podczas gdy wrogiego generała kazałby rozstrzelać.

  50. 50 michał

    Drogi Panie Andrzeju,

    Nie plan jest nadzwyczajny, nie Urban genialny, tylko napisanie takiego listu w roku 1981 jest nadzwyczaj genialne. Ja tego w roku 1981 nie widziałem, a Pan? Golicyn napisał swoja książkę w roku 1984. Nawet niezwykle przenikliwy Józef Mackiewicz nie przedstawił w taki sposób planów sowieckich na naajbliższą przyszłość.

    Niezwykłość tego listu polega na tym właśnie, że (o ile pamiętam) on się NIE odwołuje do klasycznej taktyki, ale sam dochodzi do własnych wniosków, jak należałoby sprawę popchnąć naprzód.

    Mnie się to wydaje nadzywczajne, o ile autentyczne. Oczywiście nadzywczajny jest nie plan – bo przecież bolszewicy nie wprowadzili go w życie – ale myśl zawarta w liście. Na marginesie, nie sądzę, żeby Urbanowi znana być mogła historia Trustu (w sensie, że nie mógł jej głęboko studiować). Z nią obznajomieni byli czekiści, ale nie chwalili się tym, jak nie musieli. Lubili się chwalić, jak zniszczyli Sawinkowa, ale z rzadka tylko mówili o Reillym. Samo zainteresowanie historią Trustu u bezpartyjnego dziennikarzyny musiałoby byc już podejrzane.

  51. 51 michał

    Panie Tomaszu,

    To jest szerszy temat. Na pozór rzeczywiście obchodzili się z prlem jak z jajkiem, ale dlaczego? W moim przekonaniu, które wyrażałem tu wielokrotnie, ponieważ prl był dla nich poletkiem doświadczalnym. Stąd ta niezwykła pobłażliwość względem Kościoła, ale także na przykład nieforsowanie kolektywizacji. Rosjanie przyjeżdżając z sowietów do prlu mieli wrażenie, że znaleźli się na wolności, to był dla nich „zachód”.

    Sens utrzymywania takiego poletka doświadczalnego mógł być chyba tylko jeden. Przeprowadźmy taki ekssperyment: Czy sowietyzacja da się przeprowadzić przy względnie małym terrorze? Podkreślam słowo „względnie”, ponieważ w porównaniu z bezeceństwami wojny domowej w Rosji, prześladowania w Polsce były mniej drastyczne i trwały krócej.

  52. 52 Dariusz Rohnka

    Tak, to jest błyskotliwe co napisał pan Amalryk, ale całkiem poza kontekstem sytuacji i podmiotu. Takie zestawienie nie bierze pod uwagę celowości działań, no chyba, żeby przyjąć, że celem samym w sobie jest ratowanie własnej cielesności.
    Jeśli jednak przyjąć owo ratowanie d…. za pewnik, zachodzi podstawowe pytanie: czy istnieje (istniała) potrzeba ratowania tejże? Spójrzmy na bolszewickie karty: as w rękawie lewym, król w rękawie prawym, na ręce kareta dam, pozostałe atuty w kieszeni: „opozycja”, „lud” etc. – to na wewnątrz; wywiady, kontrwywiady, elity – na zewnątrz. I czego się tu bać? Bożej kary?
    Ale takie myślenie dominuje. Kolos w rozsypce, musi się ratować. Innymi słowy, celem komunizmu dobro, konsumpcjonizm, losu poprawa; Lenin strapiony leży, na placu czerwonym, a łzy smutku płyną po genialnym obliczu; a tu wszystko rozpada się, rdzewieje, ludzie człapią po błocie w dziurawych walonkach. Jeden jedyny Jelcyn grzmi na partyjnych plenach: „Gdy my tu, towarzysze, kawior i jesiotry wędzone zajadamy, naród głoduje!” – I to jego bohaterskie wystąpienie krąży po Moskwie w ręcznych odpisach, i bodaj już w 86 czy 87 roku. Gieroj ten Borys!
    Zadali sobie trud, żeby taki obraz upowszechnić, w setkach, w tysiącach epizodów, o których pisać można by bez końca. I głupi, kto nie wierzy.
    A że ja głupi (bez dwóch zdań), więc kombinuję tylko jak kłam zadać najlepszym z bolszewików. To wszystko farsa, mistyfikacja, prowokacja, i kto by tam temu wierzył?
    A przecież co dnia, w telewizji, na własne oczy widzieliśmy, jak to się pierwsza w dziejach ludzkości stacja kosmiczna w tribiazgi rozpada, już nazajutrz, gdy tylko utknęła na ziemskiej orbicie. I jak coś z takiego z pamięci wymazać?
    Ale czy po to przez ćwierć wieku szykowano strategię, żeby teraz, z baleronem pod pachą, w kapitalizm uciekać?
    Model koreański, istotnie, najbliższy może sercu, ale czy chodzi tu istotnie o obronę własnych śmieci? Czy dumny bolszewik nie o wiele większe cele przed sobą stawia?
    Wariant chiński, a jakże, godny uwagi, ale czy jazda na rowerze nie wymaga napierania na oba pedały? Czy na takiej technice kolarskiej nie zajedzie się dalej? A przy wszystkim, bidonik pełen zdemokratyzowanej bliskiej zagranicy; i zawsze można łyk pociągnąć, choćby dla kurażu.
    Skończyć z władzą partii? A kiedy to partia miała co do powiedzenia?
    Wariant Urbana? A co on, Trocki, żeby swoje pomysły upowszechniać?

  53. 53 Andrzej

    Panie Michale,

    Czy wobec tego Urban to bezpartyjny bolszewik? Przyzna Pan, że zakładając prawdziwość jego tekstu (no ale jeśli nie to i tak ktoś go musiał tak a nie inaczej napisać, niechby nawet i „rozczarowani komunisci” a ten tekst został na tyle upubliczniony, że Pan go wówczas poznał) jest on z zasady leninowski. Na pytanie „co robić?” daje odpowiedź: zastosować leninowską taktykę „krok do tyłu, dwa kroki naprzód”. Może Urban nie znał dobrze Trustu ale znał chyba „naukę” Lenina. Wydaje mi się, że Mackiewicz pisał jednak nieraz na temat Trustu a jeśli nie analizował go dokładniej to przynajmniej wyraźnie odwoływał się do jego modelu operacyjnego i do jego skutków. Sądzę także, że Trust w tamtym czasie był już publicznie opisany, że była już znana literatura na ten temat (jakkolwiek różnej jakości i stopnia wiedzy).

  54. 54 Andrzej

    Zgadzam się z Panem Panie Dariuszu (przykro mi, że nie mogę się nie zgodzić mimo że, jak słusznie twierdzi Pan Michał stymuluje to i uwalnia dyskusję). Nie może być mowy o żadnym kryzysie komunizmu w sytuacji gdy komunizm święci triumfy, z każdym dniem coraz bardziej podbija świat a wolny świat mu na to pozwala byle tylko zachować swój spokój. Tak bowiem było przed pierestrojką. Zasadniczo, to słabość nasza i wolnego świata oraz niechęć do przeciwstawienia się zarazie i śmiertelnemu zagrożeniu oddaje pole bolszewikom. Tego pola im w żadnym czasie nie brakowało za wyjątkiem kilku lat po bolszewickim przewrocie i zaraz po wojnie. Z tym, że i tak nie były to działania kompleksowe bo współpraca gospodarcza z bolszewikami trwała nieprzerwanie. Nieprzerwanie wolni kapitaliści „sprzedawali sznur” bolszewikom. Mowa może być zatem tylko o postawie co poniektórych zachodnich polityków ale nie o całym zachodnim świecie władzy. A bolszewicy z tego korzystali i skorzystali. Kiedyś tylko „handlowali” zaś dziś już wydają się decydować. Gdyby chińscy komuniści (a i sowieci zapewne też) zechcieli to mogą rzucić dowolną gospodarkę na kolana w ciągu kilku dni. Współzarządzają światową gospodarką a nawet wydają się mieć już jej pakiet większościowy. Cały jeszcze wolny gospodarczo świat trzęsie się na wieść o zmianach kursu i stóp procentowych komunistycznego yuana. Tenże świat go takim stworzył.

    Kryzys w komunizmie? Wolne żarty. Z nędzą i z niedostatkiem komuniści sobie radzili. Po wojnie tylko jeden raz sytuacja o mało nie wymknęła się im spod kontroli (Węgry 1956). Ale z pomocą Zachodu udało się bez większych problemów przywrócić porządek. A reszta powojennych „kryzysów komunizmu” to żadna kontrrewolucja, raczej jedynie dążenie do jego ewolucji. Jeśli czegoś brakowało to zaraz wyciągały się tysiące pomocnych dłoni. A w nich a to zboże, a to mięso, a to mleko…

    Twierdzenia wielu z tych, którzy głoszą tezę o „niezamierzonym upadku komunizmu” jawią się jako (chwilami jest to śmieszny do łez, gdyby nie tragiczny w swojej wymowie) bełkot. Oto rzekomo komunizm upadł mimo, że jednak bolszewicy dalej mają realną władzę i dalej decydują o ludzkim losie w chrl, sowietach i innych demoludach. Po przyjęciu takiej to optyki (choć w peerelu niektórzy przy tym jednocześnie „odważnie” twierdzą że „okrągły stół” był prowokacją) nie chcąc i nie potrafiąc dostrzec rzeczywistego stanu rzeczy, pozostaje tylko coraz większe samookłamywanie się. I to właśnie ma miejsce.

    Bolszewicy zwyczajnie stosują takie środki jakie są im w danym czasie i miejscu potrzebne. Można by rzecz „każdemu wedle jego potrzeb”. Przyglądając się peerelowi zaryzykowałbym hipotezę, że bolszewicy zdecydowali się na takie a nie inne rozwiązanie stosownie do zastanych warunków, przede wszystkim silnego nacjonalizmu i nacjonal-patriotyzmu, silnego zakorzenienia religii w całym społeczeństwie polskim. Podobnie rzecz się miała z Węgrami (jakkolwiek bez tak silnego zakorzenienia religijnego) więc i tam zostawili nieco swobody. Natomiast tam gdzie komunizm miał dostatecznie silne wpływy i poparcie, stosowali model sowiecki.

    Wydaje mi się, że w analizie bolszewizmu zaniedbujemy trochę przypadki wzrostu i taktyki bolszewików w krajach przez nich podbijanych. Zauważmy, że zawsze dostosowywali się tam do istniejących warunków. Głosili hasła i stosowali taktykę jakie ich zdaniem, były na miejscu najskuteczniejsze. Także i dziś tam gdzie już zdobyli władzę, np. w Wenezueli.

    Krld i „prawdziwy komunizm?” To właśnie o to chodzi, żeby tak to wyglądało. Gdyby nie to należałoby coś takiego wymyślić bo to znakomicie odwraca uwagę od aktualnego stanu rzeczy. Gdy dyskutowałem nie tak dawno ze znajomym aktualną postać chińskiego komunizmu, ten na początku upierał się, że komunizmu już tam wcale nie ma, że to jest chiński model nacjonalizmu. Na moją uwagę, że od 65. lat nieprzerwanie, niepodzielnie i jawnie rządzi tam partia komunistyczna, że chińscy komuniści nie wyrzekli się nigdy swojego celu jakim jest zapanowanie komunizmu na świecie, znajomy stwierdził, że w takim razie należy zmienić definicję komunizmu. A co wobec tego zrobić z północnokoreańskim komunizmem? To on jest dziś na świecie punktem odniesienia do definicji komunizmu i ten właśnie punkt odniesienia jest bolszewikom niezmiernie przydatny do zastosowanej prowokacji i dezinformacji.

    I w ten to sposób to co widać nie jest tym co rzeczywiście jest a tym co jest staje się to co chce się widzieć. Stale to samo i końca nie widać.

  55. 55 michał

    Panie Andrzeju,

    Mackiewicz rzecz jasna pisał wielokrotnie na temat Trustu, jak wielu antykomunistów, a także specjalistów od sowieckiej prowokacji, np. Bagley. To po stronie bolszewickiej szczegółowa znajomość Trustu ograniczona jest do czekistów. Czy słyszał Pan cokolwiek o Truście zanim przeczytał pan o tym u Mackiewicza? Bo ja nie.

    Nie wiem także, czy czytywał Pan Urbana w Polityce Rakowskiego w latach 70., bo ja tak. Nie wydawał mi się wówczas człowiekiem obznajomionym z leninizmem, ale mogę się co do tego mylić.

    List natomiast jest chyba klasycznym przykładem postępowania tego co w sowietach nazywano, jak Pan słusznie przytacza, „biezpartyjnyj bolszewik”.

    Darek powiedział żartobliwie, że Urban był jak Trocki. Ja bym się z tym zgodził, zupełnie poważnie. Tak jak Lenin i Stalin zaprzęgli niesłychane talenty Trockiego do swojego rydwanu, by się go potem pozbyć, tak samo uczyniono z Urbanem. W innych czasach skończyłby z czekanem w czaszce. (Powstaje pytanie, skąd się wziął czekan w Meksyku? Osobiście zawsze sądziłem, że to nie był czekan, ale toporek do kruszenia lodu do koktejli…)

  56. 56 Andrzej

    Panie Michale,

    Kojarzy mi się, że na jakiś czas przed lekturą Mackiewicza czytałem chyba na temat Trustu coś w Zeszytach Historycznych. O ile pamiętam był to tekst Niezbrzyckiego/Wragi. Ale musiałbym to dokładniej sprawdzić aby mieć pewność.

    Myśli Pan, że Urban nie czytał antykomunistów? Urbana w Polityce nie czytałem. Wystarczyła mi „wzorcowa” wówczas szkoła im. ppr (na ul. gen. Zajączka).

    Chciałbym zwrócić uwagę, że Urbana się nie pozbyto (o ile nie uznamy, że pozbyto się wpływu na władzę). W dalszym ciągu, przez ćwierćwiecze „rozdaje karty” choć na innym poziomie. M.in. „zagospodarowuje” „sieroty po komunizmie”. Dziś stoi nad grobem ale wpływy w peerelu ma jeszcze spore. Co najmniej od „okrągłego stołu” Michnik jest jego dobrym kompanem w bolszewickiej „robocie”.

  57. 57 michał

    Panie Andrzeju,

    Ale Wraga należał właśnie do tej drugiej strony; był jak Bagley (zajmował się profesjonalnie sowieckimi prowokacjami jako officer Dwójki) i jak Mackiewicz (był antykomunistą).

    Jestem pełen podziwu, że zdołał Pan go czytać tak wcześnie!

    Zajrzałem do mojego poprzedniego komentarza i oczywiście źle sie wyraziłem. Urbana wykorzystano jak Trockiego, a pozbytoby się go tak samo, gdyby zachodziła taka konieczność – czyli w innych czasach.

  58. 58 amalryk

    Nie lubię Urbana, nigdy nie lubiłem jak i nawet demonstracyjnie nie ogladałem tych jego „godzin nienawiści”,którymi się wówczas powszechnie nakręcano; opowiadając sobie później z wypiekami na twarzy: „Syszałeś co ta świnia (ew. dupa z uszami) Urban ostatnio wygadywał!” itp.itd. (Ale wiem, wiem że nie ma żadnego powodu aby z niskiego poziomu moralnego wnioskować o czyimś niskim poziomie inteligencji.)

    Komuniści w Polsce przecież przećwiczyli wszystkie warianty. Najpierw na parę lat „wrócili do korzeni” w postaci komunizmu wojennego, potem model pseudochiński: rząd Messnera i „reformy” Wilczka, następnie wariant „urbanowski” z jasełkami 04.06.1989 (rzeczywiście pięknie skompilowane z Tiananmen) i wreszcie obecnie obowiązująca wersja pełna „stereo i w kolorze”.

    To że sowieciarze mogą z nostalgią spogladać na Chiny – no mogą, ale coż życie! Jak to powiedział Putin? „Rozpad ZSRR był nie tylko największą katastrofą geopolityczną XX wieku, ale również prawdziwym dramatem dla Rosjan. Miliony naszych rodaków znalazły się poza granicami Rosji, oszczędności obywateli straciły na wartości, stare ideały zostały zburzone. Integralność terytorialna była zagrożona wskutek terrorystycznej interwencji i chasawjurtowskiej kapitulacji.”
    Ale i:
    „Każdy, kto nie tęskni za Związkiem Radzieckim, nie ma serca. Każdy, kto chce jego powrotu, nie ma mózgu.”

  59. 59 Andrzej

    Drogi Panie Michale,

    Zimą 88/89 i wiosną 89 na stoiskach wystawionych „z podziemia” pod uniwerkiem można było bez problemu kupić „Kulturę” i prosto z magazynów IL pełen zestaw (od pierwszego numeru do bieżącego) „Zeszytów Historycznych” i razem z kolegą właśnie je kupowaliśmy (zbiór jest jeszcze na jego półkach). Sprawdziłem teraz, że Wraga napisał swój tekst „Trust” w „Kulturze” w 1949 r (nr 4/21-5/22) ale chyba mogło być też coś w Zeszytach. Na pewno „Trust” opisał też Heller w „Utopii u władzy” która w tym samym czasie, na stoiskach pod UW, się pojawiła.

    Mackiewicza zacząłem czytać też (dopiero!) w tym samym czasie. Ale w jego książkach i wyborach publicystyki które wtedy czytałem, ten temat nie był rozwinięty.

  60. 60 Andrzej

    ps. Chcąc być precyzyjnym dopisuję, że „Utopia u władzy. Historia Związku Sowieckiego od roku 1917 do naszych czasów” to książka dwóch autorów: Michaiła Hellera i Aleksandra Niekricza.

  61. 61 michał

    Panie Andrzeju,

    Mówimy chyba wciąż o tym samym. Ja czytałem o Truście pod koniec lat 80. w Londynie, wcześniej nie. Podziemie nie publikowało o tym tekstów. Mackiewicz owszem, wspominał o tym w artykułach z Drogiej Pani, np. Mój szwagier – szef GPU. Ale to było tylko marginesowe, dlatego też podtrzymuję tezę, że Urban nie mógł świetnie znać historii Trustu, bo niby skąd?

  62. 62 michał

    Panie Amalryku,

    Ale czy rzecz nie w tym, że te warianty nie stanowiły ostrej alternatywy – albo-albo – a raczej dość płynny zestaw opcji, a więc i tak, i tak, jednocześnie, a potem iścio raz, iścio mnogo, mnogo raz, a czasem też na odwyrtkę. Najważniejsze jednak wydaje mi się to, na co wskazał Darek, że oni wcale nie ratowali swojej własnej dupy (bez wielokropków), tylko posuwali do przodu swą strategię, rozwijali pełną kontrolę sytuacji, przechodzili do następnego etapu.

    Urban w tym wszystkim nie ma żadnego znaczenia. Sprawy potoczyłyby się tak samo i bez Urbana. Interesująca jest wszakże treść jego listu, jeżeli w istocie napisany był w roku 81; a poza tym ciekawy jest fakt jego opublikowania w roku 88. To wszystko. Oprócz tego, Urban jest tylko kolejnym poputczikiem, sługusem bolszewii, który zrobił swoje, ale nie został w nagrodę wykończony.

  63. 63 Andrzej

    Drogi Panie Michale,

    Ma Pan zupełną rację. Pisząc o Urbanie, że zapewne „znał Trust” miałem na myśli model a nie sam mechanizm. Zatem, po raz kolejny zignorowałem potrzebę ścisłości. Chyba byłem zbyt zmęczony formułując swój komentarz. Mea culpa (tym bardziej, ze względu na wczorajszy Popielec).

  64. 64 amalryk

    ” Najważniejsze jednak wydaje mi się to, na co wskazał Darek, że oni wcale nie ratowali swojej własnej dupy”
    Czyżbym gdziekolwiek w swoich deliberacjach zapędził się aż do takiej mitologii? Na pewno swoja dupę zawsze próbowała ratować jedna kamaryla przed, czająca się za drzwiami (i nie mogacą doczekać się swojej kolei) drugą. Ale to inna bajka.
    Wydażenia z końca XXw we wschodniej Europie są o tyle odmienne od poprzednich „odnów”, że schowano do lamusa ten cały dotychczasowy sierpomłotowy spowity w czerwień entourage – niby niewiele, jednak bardzo wiele. Struktury i kadry „zdekomunizowanych” państw pozostały (no! bez DDR – tą trafił szlag.)

  65. 65 Andrzej

    Czy jednak nie sądzisz jednak Amalryku, że odpowiednie (wedle potrzeb) ddr-owskie kadry pozostały, tyle że stały się kadrami RFN? Świadczy chyba o tym nie tylko sam przypadek Merkel, aktywistki młodzieżówki wschodnio-niemieckiej kompartii (bywała w sowietach ale też i w peerelu na „obozach szkoleniowych”) bo i ruch polityczny tow. Gysi obejmuje już całość i nieźle sobie radzi. Do tego wszystkiego również i „niezależni” pastorzy się pozałapywali. Krótko mówiąc, czy nie doszło raczej do efektu naczyń połączonych, co przy już wtedy mocno czerwieniejących się wolnej części Niemiec mogło mieć efekt tylko bardziej czerwony?

  66. 66 michał

    Panie Amalryku,

    Pan na pewno nigdy tak nie mówił, ale tak mówią tak zwani „wszyscy”. Do znudzenia: komunizm podupadał, próbowali go ratować przy pomocy liberalizacji, ale nie udało się, wymknęło im się to z rąk i komunizm wreszcie upadł, a oni sami zrobili na tym kokosy. Więc po co próbowali liberalizacji? Bo bali się Reagana i Thatcher, dostawali baty w Afganistanie – czyli w skrócie, bali się o własną dupę.

    Podobnie jak Pan Andrzej, nie rozumiem, dlaczego wyłącza Pan enerdowo z listy baraków, gdzie komunistyczne struktury przetrwały?

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.