III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Prowokacja czy nieudolność?

Jak próbowałem pokazać w poprzedniej części, wydarzenia wiodące do wybuchu powstania były bardzo chaotyczne i, jak to zazwyczaj bywa w takich sytuacjach, niedołęstwo jest równie prawdopodobnym wyjaśnieniem tego bałaganu, co spisek.  Nie można wykluczyć, że Gerő przygotowywał prowokację przeciw Nagy’owi, którego kunktatorstwo da się rozsądnie wytłumaczyć faktem, że został przed taką prowokacją ostrzeżony.  Wiemy o tym od Tibora Méraya, dziennikarza z bliskiego otoczenia Nagy’a (nie jestem w stanie ocenić, czy Méray jest godnym zaufania świadkiem), a przecież pamiętać należy, że już ostrzeżenie przed prowokacją może samo być częścią prowokacji.  Jakkolwiek jednak dziwnym może się wydawać postępowanie Nagy’a i Gerő w chwilach poprzedzających powstanie, to najwięcej wątpliwości budzić musi zachowanie sowieciarzy w owych dniach.

Wszyscy bez wyjątku komentatorzy wskazują, że Chruszczow był wówczas rozproszony, że nie obserwował rozwoju wypadków na Węgrzech z wystarczającą ostrością, gdyż skupił się całkowicie na Warszawie; że nie docenił powagi sytuacji.  W moim głębokim przekonaniu, wszystko co wiemy na temat sowietów, każe odrzucić taką supozycję.  Przede wszystkim dlatego, że ich ideologiczny i strategiczny punkt widzenia zawsze nadawał ich polityce charakter globalny.  Marksizm jest doktryną polityki zagranicznej, której ostatecznym celem jest zapanowanie komunizmu na świecie.  Z definicji zatem, trzeba prowadzić grę w wielu miejscach jednocześnie i tylko wówczas można coś osiągnąć.  W wypadku Chruszczowa w roku 1956, ten strategiczny punkt widzenia kazał mu patrzeć na każdy z demoludów razem, a nie z osobna.  W oczach moskiewskiego politbiura, Budapeszt i Warszawa to był jeden i ten sam problem.  Notatki Malina potwierdzają moją tezę, gdyż większość posiedzeń prezydium zajmuje się Polską i Węgrami jednocześnie.  Potwierdza ją także inny element sytuacji na Węgrzech.  Okazuje się bowiem, że w 1953 roku, na krótko po zamieszkach w Berlinie, wszystkie wojska sowieckie stacjonujące w Europie Wschodniej otrzymały rozkaz przygotowania planów na wypadek rozruchów antysowieckich na dużą skalę.  Dowódca krasnoarmiejców na Węgrzech, generał Łaszczenko, nie przygotował odpowiednich planów, co wyszło na jaw dopiero w czerwcu 1956 roku.  Tak poważna niesubordynacja nie zaprowadziła go jednak na Kołymę, ponieważ w ciągu dwóch tygodni spreparował plan operacji „Wołna” (Fala), który przewidywał opanowanie sytuacji w przeciągu kilku godzin przy pomocy tysięcy żołnierzy i kolumn czołgów.  A zatem od początku, sowieciarze stosowali zasadę si vis pacem, para bellum: polityczne rozwiązanie byłoby na pewno milej widziane, ale trzeba być gotowym na każdą okazję, być gotowym do wojny.  Sowieci byli przygotowani do wojny na Węgrzech i w każdym demoludzie, a Chruszczow nie był w żadnym momencie „rozproszony”, ani nie „skupił się na Warszawie”.

Jeżeli przyjąć, że Chruszczow poświęcił sytuacji w Budapeszcie dokładnie tyle uwagi, ile potrzebował, to jak mógł być zaskoczony manewrami Gerő i paraliżem Nagy’a?  Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, węgierskim odpowiednikiem pary Ochab-Gomułka mieli być Gerő i Nagy.  Ale w takim razie, Chruszczow przeliczył się w swych kalkulacjach, bo na Węgrzech nie mogło zdaje się być mowy, żeby Gerő pokornie polecił Nagy’a na stanowisko przywódcy, jak to bez szemrania uczynił Ochab.  Być może więc Chruszczow rzeczywiście został zaskoczony faktem, że jego węgierscy podwładni nie byli tak dyspozycyjni, jak mu się wydawało, i ani trochę tak karni jak posłuszni polscy towarzysze.

Późnym popołudniem 23 października, gdy roześmiani demonstranci maszerowali ulicami stolicy Węgier, sytuacja w Budapeszcie mogła się wciąż rozwinąć tak, jak to się stało w Warszawie, gdzie wszystko rozeszło się po kościach wśród radosnych okrzyków „Wiesław, Wiesław” – ale rozwinęła się na wzór czerwca w Poznaniu.

Powstanie

Charles Gati podzielił powstanie na trzy fazy: konfrontacji, koordynacji i kooperacji, a tym samym nie pozwolił prawdzie stanąć na drodze zgrabnego skrótu.  Pierwsza faza, od 23 do 27 października, miała być wyznaczona konfrontacją między ulicą i Nagy’em.  W drugiej, 28-30 października, Nagy wprowadził w życie żądania powstańców.  Trzecia, od 31 października do 4 listopada, była fazą współpracy antykomunistycznych powstańców z rządem Nagy’a.  Koncepcja Gatiego jest prosta: fazy powstania wyznaczone były przez zmienne napięcie między Imre Nagy’em i powstańcami.  Jest to z pewnością jeden z najważniejszych elementów powstania, ale rzeczywistość była bardziej skomplikowana niż tego rodzaju błyskotliwa chronologia.  Dynamika stosunków między Nagy’em i powstaniem była w rzeczywistości funkcją prostego faktu: Nagy był powstaniu przeciwny i robił wszystko, żeby je zdusić.  Ale o tym później.

Gdy do pochodu studentów przyłączyli się przechodnie, pod pomnikiem Bema zgromadził się pokaźny tłum (wedle różnych szacunków, ponad 25 tysięcy ludzi).  Jakiś partyjny dziennikarzyna wspiął się na cokół, ale został wygwizdany i z tłumu wzniesiono okrzyki, by iść pod budynek parlamentu.  Było wówczas około piątej po południu, więc z biur i fabryk wysypały się tłumy pracowników.  Obecność robotników dostrzegalnie zmieniła atmosferę pochodu.  Pojawiły się hasła „Ruscy do domu!”  Na placu przed budynkiem parlamentu zebrało się już 200 tysięcy ludzi.

Tysiące demonstrantów, głównie studenci, udało się pod budynek radia, żeby domagać się nadania „16 punktów”.  Radio okazało się fortecą bronioną przez 280 uzbrojonych po zęby (mieli nawet cekaemy) żołnierzy avo, ale wpuszczono do środka (i zatrzymano) delegację studentów.  Szefowa radia próbowała oszukać demonstrantów, nagrywając ich deklarację, ale nadając w zamian przemówienie Gerő, co, w zgodnej opinii wszystkich dostępnych mi autorów, spowodowało wybuch.  Budynek radia został otoczony; użyto radiowych furgonetek jako taranów dla sforsowania bramy; wybito szyby i próbowano podpalić bramę.  Jednocześnie na Placu Bohaterów zaczęto obalać 12-metrowy pomnik Stalina, gdzie indziej podpalono stowarzyszenie przyjaźni węgiersko-sowieckiej.  Wreszcie przed 9 wieczorem, Nagy przybył na plac przed parlamentem.  „Towarzysze!” zawołał – i został wygwizdany.  Sebestyen przytacza relacje świadków, wedle których Nagy był zdruzgotany odrzuceniem tego drogiego każdemu komuniście słowa.  Mnie jednak równie możliwe wydaje się, że Nagy był po prostu przerażony, gdyż uprzytomnił sobie nagle, iż znalazł się wśród wrogów.  Stał wobec tłumu ludzi, którzy nienawidzili komunizmu; ludzi, których fizycznemu wyniszczeniu poświęcił całe życie.  I oto w zdumiewającym obrocie rzeczy, ci wrogowie patrzyli na niego, jak na zbawcę.  Miał jeszcze tyle rozsądku, żeby nie powtórzyć pierwszego okrzyku, ale w krótkiej przemowie mówił o zdobyczach socjalizmu, o reformach w partii i posłał demonstrantów do domu.  W ciszy, która nastąpiła, dało się słyszeć okrzyki: „Ty idź do domu, my zostaniemy!”

Tymczasem oblężeni w budynku radia żołnierze avo, zaczęli strzelać do tłumu.  Na odsiecz posłano posiłki wojskowe, i kolumna 14 czołgów prędko przyłączyła się do demonstrantów.  Policja otworzyła swoje składy broni dla powstańców i zanim komuniści zdołali wymówić imię „Stalin”, pokojowy marsz przerodził się w zbrojną insurekcję.  Radio zostało zdobyte po długotrwałej bitwie, w której zginęło szesnastu powstańców.  Pomnik Stalina na placu Bohaterów runął.

A co zrobił Nagy?  Udał się spacerem do pobliskiej siedziby kompartii.  Nie wiedział jeszcze, że Chruszczow nakazał Gerő przyjąć go do partii i dać mu pozycję premiera, ale dom partii był dla niego jedynym domem.  Dla Chruszczowa i Mikojana, wezwanie Nagy’a było manewrem na wzór gomułkizmu, ale zamiarem Gerő było skompromitowanie Nagy’a w oczach powstańców.  Trudno oprzeć się wrażeniu, że Gerő rozumiał sytuację w Budapeszcie lepiej niż Chruszczow.  Pierwszym aktem Nagy’a było wprowadzenie stanu wojennego: godziny policyjnej i prawa do rozstrzelania buntowników na miejscu.

Między 2 i 3 w nocy 24 października, 6 tysięcy krasnoarmiejców i 700 czołgów weszło do Budapesztu.  Strzelano do nich zza każdego węgła i obrzucano butelkami z benzyną.  Sowieccy dowódcy przyznają we wspomnieniach, że nie spodziewali się oporu na taką skalę.  Ale powstańcy nie byli w ogóle zorganizowani (Sebestyen: „najmniej zorganizowana rewolucja w historii”), nie było dowództwa ani planów, a taktyka partyzancka rodziła się spontanicznie: uzbrojone grupy gromadziły się w punktach miasta, skąd mogły łatwo atakować i bezpiecznie się wycofać.  Nie mieli też żadnych planów politycznych, żadnych żądań, a jedynym celem była walka ze znienawidzonymi komunistami.  Zdobyli pierwszego dnia dwie centrale telefoniczne i znakomite działanie telefonów podczas powstania jest jednym z najbardziej znamiennych – i komicznych – oskarżeń socjalizmu.  Kolejnym są powtarzające się relacje, że ludzie w Budapeszcie od lat nie jedli tak dobrze, jak podczas dwóch tygodni powstania.

Obraz powstańców uzbrojonych w myśliwskie karabiny – a taki obraz przeszedł do historii – nie oddaje rzeczywistości.  Oprócz broni ze składów policyjnych i wojskowych, powstańcy już pierwszego dnia dostali się do fabryki broni na wyspie na Dunaju.  Byli więc uzbrojeni we względnie nowoczesną, ręczną broń, z lekkimi karabinami maszynowymi włącznie.  Oprócz tego dysponowali zdobyczną bronią, często ciężkim sprzętem wojskowym.

Notatki Malina pokazują, że Chruszczow i wszyscy członkowie politbiura, z wyjątkiem Mikojana, domagali się od początku zbrojnej interwencji w Budapeszcie.  Mikojan argumentował, że zawsze można posłać wojsko, ale przedtem należy wyczerpać polityczne opcje.  W rezultacie prezydium zdecydowało posłać jednocześnie wojsko i Mikojana, (a także Susłowa i Sierowa) do Budapesztu.

Jaka była taktyka Moskwy w tym momencie?  Z jednej strony mamy rozliczne enuncjacje sowieckich aparatczyków, że sytuacja miała być opanowana w ten sam sposób co w Warszawie, że Nagy był odpowiednim człowiekiem, by to osiągnąć; a z drugiej strony, Nagy był przeciwny interwencji krasnej armii.  Czyżby zatem, sowieci próbowali „uczynić zeń bohatera” poprzez nieudaną akcję militarną?  Jakkolwiek pociągająca, taka hipoteza wydaje się fałszywa.  Najbardziej prawdopodobne, że sowieci zdecydowali się na bezpośrednią interwencję, na wieść o brataniu się żołnierzy węgierskich z powstańcami – skoro nie można polegać na armii węgierskiej, to trzeba posłać własną – ale spodziewali się gładkiej operacji policyjnej i przywrócenia porządku w stolicy na sam widok sowieckich czołgów.  Tak się nie stało.  Ani Nagy, ani czołgi nie opanowały sytuacji.  Najbliższe prawdy wydaje mi się, że Nagy miał spełnić rolę, którą w niedługim czasie odegrał Kádár: miał najpierw zgnieść wszelki opór – obojętne, z pomocą armii czerwonej (jak w Berlinie i Pradze) czy bez pomocy (jak w Warszawie) – po czym „przeprowadzić reformy”.  Dwa końce tej samej polityki, jak to w wiele lat później określił tow. Kiszczak, mówiąc o stanie wojennym i okrągłym stole.  Ale Nagy nie był wystarczająco giętki dla takiej roli.

Hipotezę tę potwierdza zachowanie Nagy’a w pierwszej fazie powstania; zachowanie, które kazało Gatiemu nazwać to „fazą konfliktu z powstańcami”.  W przemówieniu wygłoszonym przez radio 24 października, nowy premier nie wspomniał ani słowem o sowieckich czołgach, obiecywał za to powrót do tez czerwcowych z 1953 roku, ostrzegał przed prowokacjami imperialistów i nawoływał do spokoju.  Przez wiele lat krążyły uparte plotki, że Nagy był wówczas więźniem avo, ale (jak podkreślają nawet jego apologeci) nie ma na to żadnych dowodów.

Taktyka wojskowego dowództwa sowieckiego w Budapeszcie była równie niejasna, co polityczne dyrektywy Moskwy.  O ile to drugie da się wyjaśnić słabą znajomością rozwoju wydarzeń, to taktyka wojskowa jest trudna do zrozumienia.  Oba problemy miały zostać rozwiązane przez obecność moskiewskiej ‘trojki’ w Budapeszcie.  Sierow był wśród nich najciekawszą postacią.  Jedyny człowiek w historii sowietów, który był szefem kgb i gru, był także odpowiedzialny za wczesną i błyskawiczną sowietyzację Polski, Węgier i Niemiec wschodnich.  Gdy Mikojan i Susłow spędzali czas w kwaterze kompartii, Sierow rozmawiał z sowieckimi dowódcami wojskowymi i, pomimo wczesnego sceptycyzmu, jedna wycieczka ulicami miasta prędko przekonała go, że nie wolno nadal lekceważyć powstańców.  Posiłki w postaci 14 tysięcy żołnierzy i 250 czołgów zostały posłane do Budapesztu już 25 października.  Jednak taktyka nie zmieniła się zasadniczo, oprócz zaangażowania większej ilości piechoty i mniejszej ilości czołgów.  Armia czerwona była gotowa do operacji przeciw regularnej armii, a nie przeciw partyzantom.  Ich rolą w Budapeszcie miało być zaprowadzenie porządku w mieście poprzez pokaz siły (w tym sensie była to akcja „policyjna”), ale mieli unikać zniszczeń.  Użycie artylerii było ograniczone, lotnictwo spełniało rolę głównie zwiadowczą.  Tylko w nielicznych punktach, które uznano za symbolicznie ważne, np. w budynku radia, użyto pełnego arsenału broni, w rezultacie czego krasnoarmiejcy zajęli nic nie znaczące ruiny.  Innymi słowy, w pierwszej fazie sowieci walczyli z przysłowiową jedną ręką za plecami.

Zdaniem Sebestyena, prawdziwym zagrożeniem dla sowietów nie były wszakże karabiny powstańców, ale postępująca fraternizacja między żołnierzami niezwyciężonej czerwonej armii i demonstrantami.  Kiedy Chruszczow usunął Gerő i oddał ster partii w robociarskie ręce Jánosa Kádára, była nadal szansa na węgierski gomułkizm, ale wówczas nastąpiło jedno z najdziwniejszych wydarzeń rewolucji.  Od 10 lat uczono w szkołach języka rosyjskiego, więc demonstrujący studenci zdołali łamanym rosyjskim przekonać czołgistów sowieckich, że nie są „faszystami ani kontrrewolucjonistami”.  Czołgiści pozwolili demonstrantom wejść na plac przed parlamentem – przypominam, że Nagy ogłosił właśnie stan wojenny i zakaz gromadzenia się – a na świat rozeszły się zdjęcia węgierskich flag zatkniętych na sowieckich czołgach.  Nastrój demonstrantów był karnawałowy, toteż całkowicie zignorowali wezwania avo do rozejścia.  W pół godziny później zaczęła się masakra.  Trudno rozeznać się w chaosie zeznań naocznych świadków, kto pierwszy otworzył ogień: avo na dachach domów wokół placu czy sowieckie czołgi przed budynkiem parlamentu.  Wedle niektórych relacji, Sierow osobiście wydał rozkaz strzelania do demonstrantów, doprowadzony do wściekłości dowodami fraternizacji.  Większość raportu Sierowa z jego pobytu w Budapeszcie została ujawniona, ale fragment dotyczący masakry pozostał tajny do dziś.

Demonstranci nie byli uzbrojeni.  Zginęło prawdopodobnie około ośmiuset ludzi (wg niektórych źródeł zaledwie 80) i okoliczności masakry pozostają niewyjaśnione.  Niektórzy autorzy wskazują, że demonstranci zostali celowo skierowani ku otoczonemu ze wszystkich stron placowi, że nie było żadnej fraternizacji, a tylko prowokacja, ponieważ nikt nie zamierzał udawać się na plac przed parlamentem, gdzie skoncentrowane były siły avo. [1] O ile nie można wykluczyć, że Sierow pragnął podnieść temperaturę wydarzeń i celowo doprowadził do masakry, to trudno się zgodzić, że była to „stalinowska prowokacja przeciw reformom Nagy’a”.

Wieść o masakrze rozeszła się błyskawicznie i urosła natychmiast na skrzydłach plotki, czego skutkiem był wzrost ilości uzbrojonych powstańców.  Jednym z najważniejszych punktów oporu były okolice kina Corvin.  Ponad 1500 powstańców zebrało się tam na wieść o masakrze i zaatakowali wszystkie placówki sowieckie w promieniu kilometra – używając kanałów dla szybszego przemieszczania się – po czym, z pomocą żołnierzy z pobliskich koszar, odparli kontratak kolumny czołgów.  Powstańcy zdobyli czołgi, wozy opancerzone, ciężką broń i amunicję, ale przede wszystkim udowodnili sami sobie, że mogą pokonać armię czerwoną.

Powstańcy

Kim byli ludzie, którzy odnieśli tak niezwykły, choć krótkotrwały, sukces w walce z sowiecką potęgą?  Bitwa o Corvin była dla większości z nich pierwszą potyczką.  24-letni Gergely Póngratz, który zaledwie w kilka dni później został przywódcą Grupy Corvin, wspominał, że rozpłakał się na widok pierwszego zabitego Rosjanina.  Nie ma dokładnych danych, ale przypuszcza się, że 15 tysięcy ludzi walczyło w powstaniu z bronią w ręku.  Mam tu na myśli tylko walki w stolicy, w której mieszkała piąta część ludności Węgier.  760 powstańców zginęło w walce, z czego 25% to nastolatki.  Przeciętny wiek powstańców ocenia się na 25 lat.  W ogromnej większości byli to robotnicy i na ogół niewykwalifikowani (80% miało tylko podstawowe wykształcenie), wielu miało „kryminalną przeszłość”, np. zostali przyłapani przy próbie nielegalnego przekroczenia granicy.  Sowiecka propaganda przedstawiała ich jako „faszystów Horthy’ego”, ale ludzie w jakikolwiek sposób związani z reżymem Horthy’ego zostali systematycznie wymordowani w ciągu poprzednich kilkunastu lat.  Przedstawiano ich także jako chuliganów, ale nie więcej niż 15-20% było winnych przestępstw niepolitycznych.  Do dziś nie wiadomo wiele o szeregowych uczestnikach powstania.  Dobrze znani są za to przywódcy.

Najsławniejszym militarnym dowódcą powstania był Pál Maléter, barwny dowódca koszar Kiliana, w pobliżu kina Corvin.  Po kilku dniach Nagy mianuje go ministrem w swym rządzie.  Ten charyzmatyczny przywódca, ogromnego wzrostu (ponad 2 metry) i z kawaleryjskim wdziękiem węgierskiego huzara, został posłany do koszar w celu uśmierzenia buntu.  Zarekwirował pięć czołgów, ale zanim dotarł na miejsce natrafił na ostrą potyczkę z sowieckimi siłami i przyłączył się do powstańców z Corvina.  Maléter był przekonanym komunistą.  29 października powiedział:

Nie myślcie, że nie jesteśmy socjalistami, bo jesteśmy.  To nie jest powstanie kapitalistów zdecydowanych przywrócić stary porządek.  Naszym celem jest wyzwolenie Węgier.

Wielu pośród powstańców pragnęło „prawdziwej rewolucji”.  Zakładano „rady rewolucyjne” na wzór sowieckich rad robotniczo-chłopskich.  Wujaszek Szabó, najpopularniejszy przywódca, był komandirem oddziału czerwonej armii w sowieckiej republice Beli Kuna; w latach 40. był szoferem samego Imre Nagy’a, a takie funkcje powierzano tylko zaufanym.  József Dudás, kolejna barwna postać, spędził 7 lat w rumuńskim więzieniu za komunizm (nb. warto zwrócić uwagę, że ogromna większość pierwszoplanowych aktorów powstania, także po stronie komunistycznej, urodziła się poza granicami dzisiejszych Węgier).  Po powrocie na Węgry, został usunięty z partii (albo odszedł dobrowolnie) za odchylenie nacjonalistyczne i spędził 5 lat w tajnym obozie koncentracyjnym w Recsk, gdzie zyskał popularność wśród więźniów za osobistą odwagę i ducha oporu.  Nie muszę dodawać, że otoczenie Nagy’a składało się wyłącznie z komunistów.

Prowincjonalni przywódcy nie różnili się wiele od liderów w stolicy.  Attila Szigetthy był klasycznym „bezpartyjnym bolszewikiem”, przywódcą „partii ludowej”.  Liderem powstania w Miskolcu był komunista, Rudolf Földvári, członek węgierskiej delegacji na pogrzeb Stalina.

Chciałbym uniknąć wrażenia, że komunistyczna proweniencja przywódców powstania w jakiś sposób dyskwalifikuje ich – a w dalszej perspektywie całe powstanie – w moich oczach.  Odważyli się podnieść rękę na władzę ludową – i to jest wystarczającą poręką, gotów jestem ich za to nobilitować.  Walczyli i w większości oddali życie w walce z bezbożnym komunizmem, i chwała im za to.  Wielu z nich na pewno rozczarowało się do komunizmu, obserwując potworności rządów Rákosiego.  A jednak, o ile mi wiadomo, z jednym chwalebnym wyjątkiem Miklosa Gimesa, żaden z nich nie porzucił otwarcie komunizmu. [2]

Samosądy

26 października w południe w małej miejscowości Mosonmagyaróvár (5000 mieszkańców) w pobliżu granicy austriackiej, miało miejsce wydarzenie, które zmieniło bieg powstania, a zwłaszcza jego propagandowy obraz.  Demonstracja paru tysięcy ludzi, w tym matek z dziećmi i uczniów, zebrała się na głównym placu, śpiewając pieśni patriotyczne.  Po jakimś czasie zwrócono się do komendanta lokalnej policji politycznej, porucznika Stefko, z żądaniem, by usunął czerwoną gwiazdę z budynku avo.  W odpowiedzi usłyszano komendę i długą salwę z ukrytych za oknami karabinów maszynowych.  52 osoby zginęły, w tym dzieci, 86 było rannych.  W chaosie masakry większość funkcjonariuszy zbiegła, ale po krótkim czasie rozwścieczony tłum otoczył budynek, w którym nadal pozostało czterech sprawców.  Interwencja zbrojnego oddziału powstańców zdołała uratować Stefko, ale dwóch innych morderców dosłownie rozerwano na strzępy.  Następnego dnia tłum otoczył szpital na wieść, że Stefko, choć ranny, nadal żyje.  Ciężko ranny Stefko wyniesiony został na noszach i zlinczowany, a jego ciało powieszono za nogi na drzewie przy ulicy Lenina.

Masakra i samosądy zostały szczegółowo opisane w zachodniej prasie przez obecnych na miejscu dziennikarzy [3].  Straszna śmierć wielu oficerów avo nie może pozostawić nas obojętnymi.  Niewiele jest równie przerażających obrazów, co rozszalały tłum, żądający krwi.  Nasuwa się jednak melancholijna refleksja, że ofiary bolszewickich tłumów nigdy nie zasługują na podobną sympatię kulturalnych czytelników zachodniej prasy.  Kiedy wyjąca bolszewicka tłuszcza rozrywała na strzępy właścicieli ziemskich, a choćby tylko kamieniczników, to miała w tym być sprawiedliwość dziejowa i słuszny gniew ludu.  Kiedy Szlomo Szwarcbard zamordował Petlurę na ulicy Paryża, to francuski sąd przysięgłych zwolnił go od odpowiedzialności, ze względu na rzekomy, bo wcale nie pewny, udział Petlury w pogromach na Ukrainie.  Krążyły niesprawdzone pogłoski, że Szwarcbard był agentem gpu.  W dwa lata później Borys Kowerda zastrzelił Wojkowa na warszawskiej ulicy i został skazany na dożywotnie roboty.  Udział Wojkowa w zabójstwie rodziny carskiej był i jest pewny.  Wojkow był czekistą.

________

  1. Por. interesujący artykuł Gábora Jobbágyi, „Bloody Thursday, 1956: The Anatomy of the Kossuth Square Massacre”, The Hungarian Review, vol V, no 1, 15 stycznia 2014 http://www.hungarianreview.com/article/20140115_bloody_thursday_1956_the_anatomy_of_the_kossuth_square_massacre Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, ani Sebestyen, ani Gati nie używają określeń „Krwawy Czwartek”, „Masakra na pl. Kassutha”, ani nawet nie nazywają tak samego placu.
  2. Muszę się także zastrzec, że nic mi nie wiadomo na temat poglądów politycznych Wujaszka Szabó podczas powstania. Najstarszy z przywódców partyzanckich (miał 60 lat) wsławił się niekonwencjonalnymi metodami walki i opiekuńczym stosunkiem do swych młodocianych żołnierzy.  Najbardziej niezwykła wydała mi się sztuczka pokrycia pochyłej jezdni jedwabiem zabranym ze składu i polania go mydlaną wodą.  Rezultatem był karambol i porzucenie kilku ślizgających się czołgów.  Zdaje się, że polityka mało go interesowała.
  3. Np. Bruno Tedeschi w włoskim pismie Il Giornale d’Italia.


Prześlij znajomemu

0 Komentarz(e/y) do “Powstanie węgierskie i narodziny sowieckiej strategii. Część V”

  1. Brak Komentarzy

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.