Suwerenność Trzeciej Republiki a sprawa polska
0 komentarzy Published 3 maja 2008    |
Czy Trzecia Republika Francuska była państwem suwerennym, czy też nie, wydawać by się mogło zupełnie ezoterycznym przedmiotem dyskusji, toteż spieszę donieść, że III Republika jest zupełnie bez znaczenia. Natomiast suwerenność nie jest.
Adam Danek w tekście zatytułowanym Na prawej flance nie zgodził się z moją oceną suwerenności owej „nieważnej” republiki: „To nieprawda – III Republika nie była państwem suwerennym. Była państwem demoliberalnym, tymczasem (…) nie może być mowy o suwerenności tam, gdzie nie ma suwerena, a w państwie demoliberalnym brakuje podmiotu o cechach suwerena.” Zgoda. Ale to nie jest jedyna możliwa definicja „suwerenności państwowej”. Zatem zarzucanie mi aż „nieprawdy” jest w tym wypadku niezupełnie na miejscu. Pan Danek nadał bowiem normatywny sens słowu „suwerenność”, po czym orzekł (nie wprost), iż tylko w takim sensie tego słowa używać wolno.
Muszę tu uczynić dłuższą dygresję. W dzisiejszych czasach, kiedy taka masa wymownych autorów konfunduje czytelników swą radosną twórczością, w której zacierają znaczenia słów z zacięciem godnym lepszej sprawy, normatywne użycie języka powinno być nie tylko mile widziane, powinno być wręcz koniecznością. Nic dziwnego doprawdy, że „pojęcie prawicy uległo dewaluacji na polskim gruncie”, że pozwolę sobie zacytować Danka, skoro do prawicowości przyznają się pisma takie jak „Mysz Polska” i „Stanik” czy jak im tam. W czasach, gdy taki Korwin-Mikke może mówić o „kapitalizmie” w komunistycznych Chinach i ziemia się pod nim nie otwiera; kiedy bolszewickich siłowików w sowietach nazywa się „konserwatystami”; kiedy na całym świecie nacjonalistów uważa się za prawicowców – jestem całkowicie po stronie Danka. Twierdzę mianowicie, że należy używać języka w sposób normatywny. Podam z miejsca przykład, żeby nie być gołosłownym. W powszechnym użyciu, słowo „tolerancja” ma pozytywny wydźwięk i oznacza tyle, co „szacunek dla odmiennych opinii”. Jednakże z mojego punktu widzenia (podyktowanego pierwotnym sensem słowa), tolerować można tylko jakieś zło, przeciw któremu z tych czy innych powodów nie można (bądź nie warto) występować, podczas gdy odmienne opinie należy szanować i z nimi polemizować, co nie ma nic wspólnego z tolerancją. Współczesna „tolerancja” nie jest prawdziwą tolerancją, a ja nie zamierzam uginać się wobec dyktatury tłuszczy, zatem konsekwentnie odmawiam używania tego słowa w znaczeniu innym niż wyłożone powyżej. Stąd moja sympatia dla operacji dokonanej przez Danka na pojęciu „suwerenności”.
Danek powiada: można mówić o suwerenności państwa, tylko wówczas, gdy istnieje „organ wyposażony w atrybuty suwerena, tzn. skupiający w sobie pełnię władzy i reprezentujący naród”.
Tak się składa, że gotów jestem zgodzić się z tą wykładnią do pewnego stopnia, co jednak nie posuwa dyskusji naprzód, ponieważ słowa „suwerenność” używa się potocznie także w innych znaczeniach, z których wiele ma wszelkie cechy prawomocności. Uprawnionym wydaje się np. mówienie o „suwerennej jednostce” tj. o jednostce ludzkiej stanowiącej o swych czynach. Per analogiam mówi się także o suwerennych państwach, jako państwach wyposażonych w atrybut samostanowienia. Nawet jeśli przyjąć normatywną definicję suwerenności Danka, pozostają nadal pewne aspekty tego terminu, które domagają się określenia. Można mówić na przykład, o suwerenności państwowej III Republiki, jako państwa autonomicznego wobec innych państw. Można mówić także o wewnętrznym autorytecie prawnym instytucji państwowych owej niepozornej III Republiki wobec jej obywateli, w odróżnieniu od „władzy organów państwowych”, która w liberalnych demokracjach jest – i być musi – z definicji ograniczona. Na marginesie zaznaczę tu tylko starą jak świat trudność jurysprudencji: jeżeli podmiot suwerenny ma legalną władzę nad każdą osobą i instytucją wewnątrz systemu prawnego, to z definicji nie może istnieć żaden autorytet, który mógłby zakwestionować tę władzę. Atoli podmiot prawny, który może określić swe własne kompetencje prawne, jest w istocie wszechpotężny, co prowadzi do nominalistycznej herezji: sankcje prawne czerpią swą moc od suwerennego podmiotu a nie ze zgodności z prawem naturalnym. Czy taki miałby być punkt dojścia konserwatywnej myśli na temat suwerenności?
Porzućmy jednak piękne okresy teorii suwerennego podmiotu prawnego, ponieważ zakładam, że obaj zgadzamy się, co do „niesuwerenności” prlu – a o tym przecież była mowa. Skoro zatem wedle przynajmniej niektórych wykładni słowa „suwerenność”, zwłaszcza tych najbardziej potocznych, dałoby się powiedzieć o III Republice, że zachowywała się w miarę suwerennie wobec innych państw, a nie dałoby się tego powiedzieć o prlu, to czyż nie należy rozszerzyć trochę definicji? Cokolwiek by mówić o III Republice, a wyznaję, że nie jestem ekspertem w dziedzinie jej historii, to chyba nikt nie utrzymuje, że u jej zarania legł tajny układ, który ograniczał suwerenność jej instytucji państwowych. A czy to samo dałoby się powiedzieć o prlu nr 2?
Ta właśnie ograniczona suwerenność republiki okrągłego stołu jest prawdziwym przedmiotem sporu, muszę więc zapytać: czy jej „niesuwerenność” jest tego samego rzędu, tego samego gatunku, co brak suwerenności III Republiki? Czy prl bis jest niesuwerenny dlatego wyłącznie, że brakuje mu „podmiotu o cechach suwerena”? Czy też ma zupełnie inne braki i niedostatki w tej dziedzinie?
W moim głębokim przekonaniu, zawężanie definicji w taki sposób, jak to proponuje pan Danek, zamyka przed nami ważną drogę walki z prlem nr 2. Jeśli bowiem prl jest tylko tak samo niesuwerenny, jak większość państw na świecie, to o co doprawdy kruszyć kopie?
Muszę jeszcze wrócić do Leppera i hipotetycznego przykładu „nawrócenia Urbana”, jako dowodu na „wtórność personaliów wobec idei i woli czynu”. Przyjmuję tę poprawkę. Idee i wola czynu będą zawsze ważniejsze niż osobowości i życiorysy. Moje wątpliwości dotyczą chyba jednak nie tyle osobowości bądź życiorysu Leppera czy choćby hipotetycznie nawróconego Urbana, co samego zbierania pod sztandarem czy też rzekomej potrzeby prawicy, „by kogoś okrzyknąć bohaterem”. Mnie uderza w tym przede wszystkim – mam nadzieję, że mi pan Danek wybaczy – „lewicowość” takich zamiarów. Mój niepokój w kwestii hipotezy nawróconego Urbana bierze się także skądinąd, ale żeby móc to wyłuszczyć, muszę znowu zrobić dygresję.
Kiedy jakiś czas temu wybuchła afera Wielgusa, wyniosła ona na powierzchnię problem wybaczenia. Obrońcy arcybiskupa, którzy moim zdaniem słusznie podnosili wagę i potrzebę chrześcijańskiego przebaczenia, wytykając oskarżycielom niedostatki w tym względzie, zapominali wszakże o równie koniecznym dla chrześcijańskiego sumienia elemencie żalu za grzechy. Arcybiskup nie miał najmniejszego zamiaru rozliczać się ze swą przeszłością, przyznał się do współpracy z wielką niechęcią, kiedy już nie było innego wyjścia i tylko po to, by móc być wyniesionym. Wybaczyć mu oczywiście należało, ale wynosić na tron biskupi – nie, ponieważ jego autorytet moralny został skompromitowany.
Wracając do kwestii Leppera, czy można zatem utrzymywać, że hipotetycznie nawrócony Urban powinien być okrzyknięty bohaterem? Prawdę mówiąc, nie wydaje mi się. Gdyby zdołał mi wykazać, że uczynił to z przekonania a nie dla kariery, to byłbym gotów powtórzyć za Malraux, że „nie powrócił z piekła z pustymi rękami”. Byłbym gotów wyciągnąć rękę i wybaczyć. Ale żeby zaraz bohater? Tak samo wydawało mi się błędem, robienie bohatera z towarzysza Jelcyna, który podarł legitymację partyjną, by móc zostać prezydentem „Rosji”. Jelcyn rzecz jasna, wykonywał tylko plan politbiura sowieckiej kompartii, ale nawet gdyby opuścił był partię z najlepszymi intencjami, to jeszcze nie uczyniło by go bohaterem w moich oczach.
O ile przemianę Urbana rzeczywiście należałoby postrzegać w kategoriach cudu, to nie można chyba tego samego powiedzieć o Lepperze, który jest li tylko karierowiczem. Józef Mackiewicz mówił o takich ludziach: „Polak, który pod Sowietami staje się bolszewikiem, a po ich obaleniu przestaje być bolszewikiem, nie jest ani Polakiem, ani bolszewikiem, tylko – szmatą.”
Święte słowa.
Prześlij znajomemu
0 Komentarz(e/y) do “Suwerenność Trzeciej Republiki a sprawa polska”
Prosze czekac
Komentuj