Ósmy krąg Aleksandra Ściosa
0 komentarzy Published 21 września 2009    | 
Opublikowany ostatnio cykl Aleksandra Ściosa pt. Antykomunizm – broń utracona [1] musiał mnie zainteresować. Wprawdzie wszędzie dziś pełno o antykomunizmie, wszyscy dziś są weteranami walki z komunistami, walczyli całe życie i nigdy się nie poddawali; ale kiedy mowa o antykomunizmie jako utraconej broni, to nawet ci w podziemiu muszą nastawić uszu. Aleksander Ścios jest z pewnością jednym z najciekawszych autorów polskiej blogosfery. Napisał np. ciekawy cykl, który już w tytule stawiał golicynowskie pytanie: „III Rzeczpospolita czy ‘trzecia faza’?” Z mojego punktu widzenia, bardziej adekwatna do opisu dzisiejszej rzeczywistości polskiej byłaby raczej forma twierdząca niż pytająca: „’trzecia faza’ czyli prl nr 2”, ale nie można mieć wszystkiego. Ścios pytał także „czy iiirp zaczęła się nad grobem księdza Popiełuszki?” – ależ oczywiście! Tylko jak można ją w takim razie uznać za III RP, tę prawdziwą i z wielkich liter? [2]
Jego niedawny tekst jest ważny, antykomunizm jest przecie rzeczywiście podstawową bronią w walce z zarazą; bronią, bez której walka z komunizmem skazana jest na niepowodzenie. Antykomunizm domaga się bowiem dostrzeżenia w komunizmie największego zagrożenia, jakie kiedykolwiek stało wobec ludzkości. Antykomunizm żąda, by nie mieszać komunistycznej zarazy z narodowymi maskami, które bolszewicy lubią przybierać; dopomina się, by nie dać się oszukać propagandzie i doktrynom. Antykomunizm, widząc w swym wrogu zagrożenie ogólnoludzkie i ponadnarodowe, postrzega nacjonalizm jako groźnego, choć paradoksalnego sojusznika komunizmu. A więc jest to par excellence „broń utracona” – jakże obiecujący to tytuł.
Ścios zaczyna od tezy, iż „na fundamencie antykomunizmu – jako polskiej racji stanu – zbudowano państwo, które w swojej krótkiej 20-letniej historii musiało dwukrotnie stawić zbrojny opór najazdom sąsiadów.” Teza taka wydaje mi się w najlepszym wypadku dyskusyjna. Mało tego, Ścios widzi w polskim antykomunizmie głęboko zakorzenioną wartość, raczej niż „propagandową odpowiedź na sowieckie zagrożenie”. Chce mi się wołać: „gdybyż tylko tak było!!” Ale dochodzimy do sowieckiej okupacji, do koszmaru sennego, jakim była codzienność prlu, czyli do czasów, które Ścios określa eufemistycznie jako „lata powojenne”. Według niego, w prlu antykomunizm stać się miał racją przetrwania. „Nie przypadkiem, tylko w Polsce i tylko w takiej skali istniał przez wiele lat zbrojny opór przeciwko okupantowi. Nie przypadkowo mieliśmy „polski Październik”, Grudzień, Czerwiec i Sierpień i tysiące codziennych dowodów antykomunizmu, wynikających z tradycji II Rzeczpospolitej.”
I pojąłem, co chcą ze mną zrobić tu
I za gardło porywa mnie strach!
Wszystkie te październiki i grudnie, wszystkie nazwy miesięcy, które polrealizm niewzruszenie upiera się pisać z wielkich liter, cała ta sowiecka prowokacja, której celem było między innymi rozbrojenie antykomunizmu, to wszystko jest w oczach Ściosa „codziennym dowodem antykomunizmu”. Jeżeli oczywista prowokacja, jaką był tzw. „polski październik” miałaby być brana jako dowód antykomunistycznego nastawienia Polaków, to wtedy łatwiej zrozumieć, dlaczego Ścios dostrzega tak głęboki antykomunizm w przedwojennej Polsce, która nie tylko nie była na antykomunizmie zbudowana, ale była mu raczej niechętna. Oczywiście, kiedy mówię „Polska przedwojenna” to używam pewnego skrótu myślowego. Nie mam wcale na myśli „opinii publicznej”, bo takowa w ogóle nie istnieje, chyba że w wyobraźni tzw. środowisk opiniotwórczych, które w swej arogancji pragną tworzyć „opinię publiczną”. W rzeczywistości, istnieją tylko opinie poszczególnych ludzi, a te są zmienne. Co gorsza, ogromna większość ludzi nie potrafi wyrobić sobie żadnej opinii, więc bierze za swój, dowolny bełkot z przypadkowego źródła. Nie inaczej było w Polsce międzywojennej.
Polska lat międzywojennych zsuwała się powoli na drodze do dobrowolnej sowietyzacji. Od nieskrywanie komunistycznych, potężnych związków zawodowych, poprzez antyklerykalizm panujący powszechnie w państwowej edukacji, gdzie skrajnie lewicowy Związek Nauczycielstwa Polskiego był rozsadnikiem sowieckiej propagandy, aż do partii politycznych, które były albo socjalistyczne, albo nacjonalistyczne, albo i jedno i drugie – nie było w przedwojennym społeczeństwie polskim wielu grup o jawnie antykomunistycznym ostrzu. Zarówno endecja jak i piłsudczycy, pomimo sporów i personalnych niechęci, były ugrupowaniami nacjonalistycznymi, a w konsekwencji i jedni i drudzy sprowadzali dosyć oczywiste zagrożenie sowieckie do zagrożenia rosyjskiego, tym samym odbierając mu istotny, ponadnarodowy, ogólnoludzki charakter. Odrębną, i na swój sposób zdumiewającą, kwestią, której nie będę tu poruszał szerzej, była nieobecność antykomunizmu nawet wśród sfer zachowawczych. Chwalebnym wyjątkiem wśród konserwatystów był jedynie profesor Marian Zdziechowski, niezachwiany w swej bezkompromisowej krytyce zarówno sowietów, jak i tego, co się działo na jego oczach w Niepodległej Polsce.
Gdzie zatem szukać tego fundamentalnego antykomunizmu? Czy pryncypialnym antykomunistą miał być Piłsudski, dla którego „Rosja czerwona” była mniej groźna niż „Rosja biała”? Czy może Rydz-Śmigły, który 17 września roku pamiętnego wydał był rozkaz do żołnierzy: „Z bolszewikami nie walczyć”? To są właśnie sytuacje, gdy państwo polskie „musiało dwukrotnie stawić zbrojny opór najazdom sąsiadów”.
Koń mój zniknął, a wy, siedmiu kręgów tłum
Macie w uszach i w oczach piach!
Trudno także dostrzec wiele antykomunizmu w polskiej polityce podczas wojny. Kiedy dwóch bandytów, okupujących Polskę, rzuciło się sobie do oczu w 1941 roku, Armia Krajowa nie stała wcale z bronią u nogi, jak twierdziła kłamliwa propaganda sowiecka, ale żwawo wypełniała obowiązki sojuszników naszych sojuszników. AK wysadzało w powietrze pociągi wiozące broń na front wschodni, przekazywało bezcenne informacje wywiadowcze do Londynu, skąd przekazywane były Moskwie. Czy może operacje „Burza” i „Ostra Brama” były skierowane przeciw nadchodzącym okupantom? Nie, przez parę dni oddziały AK walczyły ramię przy ramieniu z czerwonoarmiejcami przeciw niemieckim oddziałom. Czy to była oznaka ich antykomunizmu? Zanim usłyszę zarzut, że nie było innego wyjścia, pozwolę sobie przypomnieć, że major Szendzielarz odmówił udziału w „wyzwalaniu Wilna” u boku armii czerwonej. I jak sądzę, to właśnie Łupaszkę miał na myśli Ścios, mówiąc o „wieloletnim zbrojnym oporze”. Trudno atoli utrzymywać, że ludzie tacy jak Łupaszka byli reprezentatywni dla postawy AK w owych czasach. (Tak samo zresztą niesłuszne jest twierdzenie, jakoby „tylko w Polsce i tylko w takiej skali istniał przez wiele lat zbrojny opór” przeciw bolszewickim okupantom. Walki w lasach Litwy i Białorusi trwały znacznie dłużej niż w prlu.)
Bardziej reprezentatywny dla „antykomunizmu” owych czasów był Józef Kuraś, ps. Ogień. Skazany na śmierć przez AK, współpracował czynnie z al, a później wspomagał armię czerwoną w zdobywaniu Nowego Targu. Mianowany komendantem bolszewickiej milicji, odwołany, mianowany na szefa ub i znowu odwołany, dopiero wtedy zaczął walczyć o ukoronowanie orła, gdy jego życie było zagrożone. Dziś uważany jest za bohatera antykomunistycznego podziemia, ale dlaczego? Czy dlatego, że bohatersko negocjował z msw, czy też heroicznie wspomagał czerwonoarmiejców w okupacji Polski? Kuraś był klasycznym oportunistą: zwrócił się przeciw sowieciarzom dopiero wówczas, gdy (choć nie wiadomo tego na pewno) dowiedział się, że wiezie wyrok śmierci na siebie samego. Był z pewnością fascynującą postacią, ale nie antykomunistą. Jestem gotów wybaczyć mu wiele, bo w końcu zwrócił się przeciw bolszewickiemu najeźdźcy, ale jego motywy nie były czyste i jego wcześniejsze zachowanie wobec tegoż najeźdźcy było zdradą.
Po mnie nikt nie wyciągnie okrutnych rąk
Mnie nie będą katować i strzyc!
Kiedy minął potworny terror lat czterdziestych i pięćdziesiątych, antykomunizm rzeczywiście podniósł głowę podczas zamieszek w Poznaniu w 1956 roku. Ale jakże prędko i z jaką łatwością obrócony został przez propagandowe zabiegi bolszewików na rewizjonizm. A rewizjonizm, tj. chęć poprawienia komunistycznego systemu, jest przeciwieństwem antykomunizmu, który pragnie zniszczenia zarazy a nie jej ulepszania. „Polski październik” był oczywistym propagandowym puczem, skutecznie obracającym autentycznie antykomunistyczne treści poznańskiego buntu na „słuszną krytykę”. Nie było już mowy o „odrąbywaniu ręki podniesionej na ludową władzę”, ale w zamian tłumy witały genseka na placu Defilad. Czy to miał być wyraz antykomunizmu? Mnie to raczej wygląda na triumf komunizmu.
A co się działo w tym czasie na emigracji? Zamiast pielęgnować antykomunizm jako jedyną sensowną podstawę wyzwolenia Polski z bolszewickich okowów, popierali jednego komunistę przeciw drugiemu, bo w „Kraju” – koniecznie pisanym z wielkiej litery – wiedzą lepiej. W jaki sposób traktowano na emigracji antykomunistów nie będę już pisał.
Ale Ścios mówi przecież także o „antykomunizmie jako polskiej racji stanu” i w tym miejscu może mieć paradoksalnie słuszność, choć raczej dzięki nieodłącznej ambiwalencji terminu „racja stanu”. Antykomunizm leżał bez wątpienia w samym sercu polskiej racji stanu już od końca 1917 roku, ze względów czysto geopolitycznych, ponieważ na wschodnich rubieżach ziem polskich powstała bezbożna potęga bolszewicka, na ruinach carskiej Rosji rodziła się potęga grożąca światu. Wielu Polaków miało rozległe kontakty i interesy w Rosji, więc z natury rzeczy prędko pojęli istotę nowego fenomenu. Ludzie tak skrajnie różni, jak Marian Zdziechowski i Witkacy, nie mieli złudzeń co do bolszewickiego zagrożenia ani co do polskiej racji stanu. „Racja stanu” oznacza jednak pewien idealny, nadrzędny interes państwowy, który nie musi być wcale jako taki rozpoznany przez polityków tego państwa. Ścios ma zatem rację, gdy twierdzi, że antykomunizm był fundamentem polskiej racji stanu, choć nigdy nie było tak w praktyce. Nota bene, nie inaczej jest dziś: antykomunizm powinien być fundamentem polskiej racji stanu, jak słusznie twierdzi Ścios, ale nie jest.
Dla mnie mają tu jeszcze ósmy krąg.
Ósmy krąg, w którym nie ma już nic.
Bo i cóż stąd, że od tego punktu wywody Ściosa są prawie słuszne? Nie można zbudować rozumowania na fałszywych przesłankach, tak jak nie można budować domu na ruchomych piaskach.
„Ludzie, którzy na mocy koncesji udzielonej przez Sowietów zawarli z komunistami porozumienie okrągłego stołu ogłosili Polakom, że komunizm upadł. Skończył się nagle, rozsypał niczym mur berliński i znikł równie gwałtownie jak alkohol w kieliszkach opróżnianych w Magdalence. A skoro komunizm się skończył – postawa antykomunistyczna stała się bezużyteczna i anachroniczna.”
Niepodobna dyskutować z takim dictum – jakże trafnie powiedziane. Ale tenże Ścios uznaje podmiotowość polityczną prlu bis! W jaki sposób? Jest to chyba nieuchronna konsekwencja jego założeń: skoro bowiem dostrzegł antykomunizm tam, gdzie go nie było, to nic dziwnego, że widzi w tym najlepszym z prlów Wolną Polskę.
„Potępienie antykomunizmu mogło mieć sens tylko wówczas, gdyby komunizm rzeczywiście upadł, a żądanie dekomunizacji było aktem prymitywnej zemsty wobec nieistniejących mechanizmów i niewinnych ludzi.”
I tu także Ścios ma całkowitą słuszność, ale od razu w następnym zdaniu mówi coś o „rosyjskim mocarstwie”, które „zachowało swoje wpływy w państwie będącym przez dziesięciolecia jego satelitą”. O kimże tu mowa? Czyżby Ścios mylił sowiety z Rosją? Czyżby uważał prl za satelitę? Jeśli prl jest państwem polskim, to dlaczegóżby właściwie i sowiety nie miały być „Rosją”?
***
Symetria jest logiką głupców. Schopenhauer słusznie zauważył, że nie wolno poświęcać prawdy opisywanej rzeczywistości dla elegancji opisu. Nie można więc widzieć w antykomunizmie po prostu lustrzanego odbicia komunizmu. Antykomunizm jest jego przeciwieństwem w każdym możliwym sensie. Dlatego nb. nie mają racji ci, którzy twierdzą, iż w walce z komunizmem powinniśmy się uczyć od Lenina. [3] Oczywiście musimy wyjść z rozumienia komunizmu, zanim dojdziemy do tego, czym musi być antykomunizm.
Nie będę tu podejmował trudnego problemu zdefiniowania komunizmu. Zajmowałem się tym uprzednio na tej stronie (choćby w artykule Składany komunizm) i nie tylko. (Ścios podejmuje ten problem w sposób znany: nie ma komunizmu, ale są komuniści.) Komunizm jest zjawiskiem tak złożonym, że każda próba definicji – a było ich wiele – ujmuje zazwyczaj tylko pewien aspekt zjawiska, a tym samym przyczynia się tylko do wzmożenia konfuzji semantycznej. Komunizm nie jest, rzecz jasna, centralnym systemem zarządzania ani „społeczną własnością środków produkcji”. Żaden temu podobny marksistowski bełkot dla mas nie zbliży nas do istoty rzeczy, bo centralizm, to tylko jedna z metod kontroli niezsowietyzowanych społeczeństw. Podobnie jest z fizycznym i psychicznym terrorem, które są także tylko narzędziami w rękach bolszewików. W pełni zdając sobie sprawę z niepełności takiego określenia, sam przychylałbym się do nazwania komunizmu najdoskonalszą znaną człowiekowi Metodą zdobycia i utrzymania władzy. Wszystko podporządkowane jest władzy, każdą doktrynę i każdy dogmat są gotowi porzucić dla władzy. Nawet sowietyzację można widzieć jako konieczny element utrzymania władzy. A w takim razie, komunizm nie spocznie dopóki nie zdobędzie władzy na świecie. Wołodia Iljicz zwykł był mawiać, że „pokój, to panowanie komunizmu na całym globie”.
Czym więc jest antykomunizm? Pewna antykomunistka (która nie lubi, żeby ją cytować) mawia, że antykomunizm jest sposobem życia, jedyną we współczesnym świecie godną człowieka wolnego postawą; postawą polityczną, kulturową, moralną i czort wie jaką jeszcze. „Antykomunizm jest praktyką proludzką”, powiedział największy polski antykomunista. W tym względzie prawdopodobnie zgodzilibyśmy się z Aleksandrem Ściosem, ale jesteśmy tak odlegli w ocenie współczesnej rzeczywistości, a także najnowszej historii, że czuję się, jakbym dotarł do „ósmego kręgu, w którym nie ma już nic”. Bo jeśli taka jest ocena człowieka, który nie bez powodu nazywa się antykomunistą, to jaka jest nadzieja?
_________
-
http://cogito.salon24.pl/123826,antykomunizm-bron-utracona-1 http://cogito.salon24.pl/124779,antykomunizm-bron-utracona-2 http://cogito.salon24.pl/125591,antykomunizm-bron-utracona-3
-
Ścios pisał także o siedmiu kręgach piekła, ale z tym tekstem mój artykuł nie ma nic wspólnego.
-
Wypowiedział taka opinię nawet sam Józef Mackiewicz.
Prześlij znajomemu
0 Komentarz(e/y) do “Ósmy krąg Aleksandra Ściosa”
Prosze czekac
Komentuj