Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Do niedawna znałem tylko jedno, w całości dobre, opracowanie na temat poglądów i postawy Józefa Mackiewicza. Jest nim książka prof. Janusza Goćkowskiego „Lewa wolna”, czyli „Nie trzeba głośno mówić”. Światopogląd kontrrewolucjonisty. Żyjąc w zmodernizowanym peerelu, o którym – od ponad ćwierć wieku – powszechnie twierdzi się, że jest państwem niepodległym i zapewniającym pełną swobodę wypowiedzi, nie natrafiłem dotychczas na inną wydaną tu książkę, która równie rzetelnie wymienione zagadnienia przedstawia i komentuje. Praktycznie wszystkie prace, które poznałem, w mniejszym lub większym stopniu nasycone są polityczną lub narodowo-patriotyczną poprawnością. W wyniku tego, najważniejszych kwestii, którymi zajmował się autor książki Prawda w oczy nie kole w ogóle nie poruszają lub przedstawiają je nie tak, jak moim zdaniem, Mackiewicz je wyrażał. Wiedziałem o tym, że londyńska „Kontra” wydała kilka książek o Mackiewiczu, lecz nie znalazłem jeszcze sposobu, aby się z nimi zapoznać. Nieoczekiwanie, jedna z nich znalazła się w moich rękach, za co osobie, która mi jej użyczyła, bardzo dziękuję. Książka nosi Mackiewiczowski tytuł Votum separatum, zaś jej autorem jest Michał Bąkowski. Niezwykłe w niej jest dla mnie to, że zawierając wyczerpujące komentarze do myśli Mackiewicza, napisana została w 1989 roku, w czasie gdy ja – co przyznaję ze wstydem, byłem już bowiem człowiekiem dostatecznie dojrzałym – poznałem dopiero kilka, wydanych w tzw. drugim obiegu, książek autora Zwycięstwa prowokacji. Mając na uwadze to, że Votum separatum nie jest przeznaczona do sprzedaży w okrągłostołowej Polsce, postaram się ją streścić, prosząc autora i czytelników o wybaczenie mi tego, że w pewnym zakresie zdradzam jej zawartość. Jakkolwiek od czasu wydania książki w 2000 roku, dzięki „Kontrze” ukazało się wiele nowych dzieł Mackiewicza, które znacznie poszerzają horyzonty poznawcze, Votum separatum jest lekturą pod każdym względem aktualną. Tak, jak aktualnym jest przesłanie Józefa Mackiewicza.

Stosownie do tytułu, książka Bąkowskiego jest jego własnym – odmiennym od większości – głosem. Jak pisze we wstępie autor, ponieważ Mackiewicz „mówił o świecie”, chciałby „poprzez jego myśl, przyjrzeć się światu” – „pokazać, jak poszczególne tezy i analizy polityczne wynikają z jego ogólniejszych przekonań”. Bąkowskiemu nie chodzi przy tym o „popularyzację Mackiewicza”, ani o „wprowadzenie do Mackiewicza”. Nie chcąc nikogo przekonywać, pragnie jedynie podzielić się swoim „zastanowieniem” z innymi, zaś potrzebę uzewnętrznienia się uzasadnia cytatami z Drogi donikąd. Podobnie jak jedna z postaci w powieści Mackiewicza, decyduje się wypowiedzieć własne zdanie „– Przez pychę. Człowiek jest słaby”. Jego książkę odbieram jednak nie tylko jako osobiste rozważania autora, lecz również jako otwartą dyskusję o Józefie Mackiewiczu. Bąkowskiemu udało się bowiem skłonić mnie do wielu refleksji podczas jej lektury. Dla przykładu sądzę, że uwaga Bąkowskiego o braku chęci przekonywania czytelnika, brzmi nieco przewrotnie. Czym innym bowiem jest interesująca książka – a nie wątpię, że o napisanie takiej mu chodziło – jeśli nie przekonywaniem czytelnika: do zastanowienia się nad jej treścią?

Istotną cechą Votum separatum jest to, że autor porównuje znaczną ilość cytatów z powieści i publicystyki Mackiewicza z wypowiedziami innych osób, a także z własnymi obserwacjami i interpretacjami. Przedstawiając czytelnikowi swoje poglądy, jest przy tym wybitnie niepoprawny – nie uznaje żadnych tzw. prawd uświęconych. Takie podejście wydaje mi się być bardzo w duchu Mackiewicza. Usiłował on bowiem przekonać swoich czytelników do samodzielnego myślenia, wolnego od narzucanych z góry interpretacji, czy obowiązujących zasad – suwerenność myśli była dlań kwestią fundamentalną. Zdecydowanie i konsekwentnie przeciwstawiał się bolszewizmowi przede wszystkim dlatego, że niszczy wolną myśl, której istnienie jest warunkiem koniecznym poznania i wyrażania prawdy. Autor Nie trzeba głośno mówić rzadko był i jest przez Polaków odbierany w przedstawionym powyżej kontekście i dlatego sądzę, że odmienny od większości przekaz Michała Bąkowskiego i właściwe zrozumienie Józefa Mackiewicza są nam niezbędne.

Bąkowski rozpoczyna swoje „zastanowienie” od obalenia mitów, jakimi Mackiewicza obudowano i wciąż się obudowuje. Już na początku swojej książki krytycznie zajmuje się „sztandarowym” hasłem Mackiewicza o prawdzie – dziś powszechnie i bezrefleksyjnie wykorzystywanym, po czym rozprawia się z determinizmem, a także z naturalizmem, które nierzadko są Mackiewiczowi błędnie przypisywane. Porównując poglądy autora W cieniu krzyża z poglądami Mariana Zdziechowskiego, Bąkowski drąży kwestie stosunku Mackiewicza do postawy politycznej hierarchów Kościoła Katolickiego wobec komunizmu i stosunku autora Widma przyszłości do bolszewizmu, aby znaleźć punkt styczności w ich postawach. Z pasją – nie tylko badawczą, np. naturalizm nazywa wprost gangreną kultury – broni wartości jakie, jego zdaniem, Mackiewicz wyznawał. „Jego absolutny stosunek do prawdy był z gruntu moralny” – podkreśla autor Votum separatum. Czytając uwagi Bąkowskiego doszedłem m. in. do wniosku, że tytuł Fakty, przyroda i ludzie, którym Barbara Toporska opatrzyła wybór publicystyki swojego męża, bardzo trafnie określa sposób, w jaki Mackiewicz dochodził prawdy i wyjaśnia dlaczego to robił. Poszukiwania te cechowały niezależność i obiektywizm w relacjonowaniu (fakty) oraz wierność przekazu i technika porównawcza (przyroda), zaś celem procesu poznawczego był człowiek i jego los.

Pisząc swoją książkę u kresu lat 80. (zawiera ona także, dopisane dekadę później, obszerny przypis w tekście i drugie posłowie), Bąkowski nie waha się ostro skrytykować postawy solidarnościowych elit, które w tamtym czasie powracały do roli patriotyczno-narodowego przewodnika. Jego zdaniem, głosząc swój sprzeciw wobec „kolektywnej niewoli komunizmu”, Solidarność narzucała jednocześnie „program kolektywnej wolności”, który istocie wolności zaprzeczał. Warto w tym miejscu przytoczyć słowa Bąkowskiego explicite: „doprawdy nie ma wolności w Solidarności – przez duże czy małe ‘s’. Już sama możliwość takiego pomysłu jest dowodem duchowego spustoszenia, jakiego dokonuje bolszewizm w duszach ludzkich. (…) Czy można zwalczyć komunistów myślą kolektywną, skoro skolektywizowanie myśli jest jednym z ich wielkich osiągnięć?”. Jak dodaje, kolektywnemu myśleniu otworzono bramę już w czasach wolnej Polski, a zrobił to m. in. Józef Piłsudski poprzez swoją ideę „rozbudzenia mas”, zrealizowaną „kosztem wolności i tradycyjnych wartości”. Błąd ten, w znacznej mierze ułatwił bolszewikom późniejszy podbój naszego kraju. „Piłsudski sądził, że używa ‘socjalistycznej drogi do Polski’, a zapoczątkował ‘polską drogę do socjalizmu’” – konkluduje Bąkowski.

Moralny nakaz zgłębiania prawdy, który stanowił fundament postawy Mackiewicza, nigdy nie cieszył się popularnością w kręgu polskich tzw. autorytetów. Zazwyczaj kreują one i głoszą „prawdę propagandową”, która ułatwia im rząd dusz i nie wymaga wysiłku poznania istoty rzeczy. Obiektywna prawda bywa bowiem niepopularna, a nawet nieprzyjemna w odbiorze. Wybór ten, bardzo często spowodowany jest też emocjami i/lub własnymi oczekiwaniami. W sytuacji zagrożenia bolszewizmem, a tym bardziej w stanie zniewolenia jego oddziaływaniem, przynosi to katastrofalne skutki. Bąkowski świetnie wychwytuje i opisuje jeden z nich: postawę „jak gdyby komunizm nie istniał” – świadome zamykanie oczu na bolszewicką rzeczywistość. Postawa ta, wypromowana przez byłych aktywistów komunistycznych, przyjęta została z czasem przez ogromną większość pozostałych ofiar komunizmu. Podkreślić wypada, że dziś opiera się na niej tzw. myśl patriotyczna. Jej realizatorzy, wszem i wobec twierdzą, że prowadzą w ten sposób realną politykę, gdy tymczasem uprawiają klasyczny polrealizm. Jedna ze znanych osób z tego kręgu, deklarująca zdecydowane poglądy antykomunistyczne i wyrażająca jednoznaczną afirmację Mackiewicza, zagadnięta kilka lat temu przeze mnie o myśl polityczną autora broszury Optymizm nie zastąpi nam Polski, żachnęła się: Mackiewicz to nie polityk! Dała mi w ten sposób do zrozumienia, że polityka powinna być skuteczna a nie moralna – oparta na prawdzie. Jest to jednak teza fałszywa, gdyż polityka, aby była skuteczna, musi być oparta na rzeczywistości, czyli na prawdzie obiektywnej. Bąkowski w swojej książce uzasadnia, że to postawa polityczna Mackiewicza była realna, a nie tych, którzy określali politykę polską przed i podczas II wojny światowej. Ich „polityka”, oparta na fałszywej interpretacji faktów, złudzeniach i „chceniu”, doprowadziła do klęski sprawy wolnej Polski i klęski narodu w jego oporze wobec komunizmu. Tym bardziej odnosi się to do polrealistów, których postawę wywodził Mackiewicz z twórczości Adama Mickiewicza, a których klasycznym przedstawicielem był Paweł Jasienica. Osoba o której wspomniałem – choć wówczas była między nami zgoda co do fikcyjności obecnej „wolnej Polski” – dziś, gdy „władzę” uzyskało środowisko z którym się identyfikuje, bierze w niej czynny udział – postępuje „jak gdyby komunizm nie istniał”, a Polska naprawdę była wolna. Aby to skomentować jednym zdaniem, zacytuję Bąkowskiego: „o ile kłamstwem można czasami coś osiągnąć, to samookłamywaniem nigdy”.

W odniesieniu do bolszewizmu – śmiertelnego wroga nie tyle naszego narodu, ile całego świata – niezmiernie ważne jest poznanie jego istoty. Wpływa on na umysły w takim stopniu, że wolni ludzie względnie łatwo go akceptują i ulegają mu. Porzucają postawę sprzeciwu i postępują tak, jak bolszewicy tego od nich oczekują. Mało kto w pełni to rozumiał i zgłębił ten temat tak, jak autor Drogi donikąd. Bąkowski obszernie to dokumentuje i komentuje. Także dla niego, poznanie i zrozumienie celów oraz mechaniki komunizmu, stanowi warunek sine qua non. Jednym z panujących powszechnie mitów – śmiało można powiedzieć, że pierwszoplanowym – jest mit narodowego (konkretnie rosyjskiego) pochodzenia i kontekstu bolszewizmu. Stworzony na potrzeby nacjonalizmów, powstały w wyniku niewiedzy i uproszczeń, pozwala bolszewikom skutecznie odwracać uwagę od istoty rzeczy. Bąkowski logicznie (i brawurowo!) wykazuje jego absurdalność. Inny z mitów, którym przeciwstawiał się Mackiewicz, przypisuje bolszewikom chęć rzeczywistej ewolucji ich systemu – zmiany ich celów, co z kolei ma być uzasadnieniem dla wszelkiej maści „realistów”.

Autor Wielkiego tabu i drobnych fałszerstw dobrze rozpoznał strategię i taktykę bolszewików. Bąkowski przedstawia i rozwija najważniejsze tezy Mackiewicza, związane z tym tematem. Głównym narzędziem bolszewików jest dla Mackiewicza prowokacja, którą posługują się z tym lepszym skutkiem, im słabsza jest postawa ich przeciwnika. Aby osiągnąć pożądany cel, czynią też pozorne ustępstwa i manipulują formą – wabią swoją ofiarę. Sądzę, że dobrym przykładem tej taktyki jest ich podejście do nacjonalizmów. Umiejętnie wykorzystują je zarówno w swojej taktyce zdobywania władzy – zasada „dziel i rządź”, jak i jej sprawowania – zasada „narodowe w formie, socjalistyczne w treści”.

Przeprowadzając powyższą analizę, Bąkowski zadaje sobie pytanie, co tak naprawdę jest istotą komunizmu. Odrzuca obiegową tezę, która głosi, że komunizm określa zastosowany w nim model ekonomiczny. Komuniści bowiem traktują gospodarkę instrumentalnie (klasycznym przykładem tego jest NEP). O istocie komunizmu nie stanowi też terror, z którym jest podobnie i który praktykują zwykle w fazie początkowej. Bolszewicy nie są doktrynerami, stosują zasady leninowskie, które nakazują im dowolność środków dla realizacji celu. Doktryna służy im do kontroli własnego aparatu i sowietyzacji ofiar – dopowiada, nieco dalej, autor Votum separatum. Za pierwszą istotną cechę komunizmu uznaje Bąkowski sowietyzację. Jest to, wedle jego definicji, „proces przemiany duchowości i psychiki pod naciskiem komunistycznej rzeczywistości”. Celem jest stworzenie „nowego człowieka” – homo sovieticus. Mackiewicz rozpoznał i opisał „minimalny poziom sowietyzacji”, do którego dążyli bolszewicy. Jest nim bezwarunkowa akceptacja ich zwycięstwa i uznanie go za nieodwracalne, wyrażone w postawie „jakże inaczej?”. Chcąc skutecznie przeciwstawić się komunizmowi, należy radykalnie i konsekwentnie go odrzucić. Podkreślał to Mackiewicz i podkreśla Bąkowski.

Władza to nie środek do celu: władza to cel”, napisał George Orwell w Roku 1984, a Bąkowski w pełni się z nim zgadza, opisując tę, nie mniej istotną niż sowietyzacja, drugą cechę komunizmu. Sposób jej zdobycia i sprawowania określa – za Niną Karsov i Szymonem Szechterem – mianem Metody, zwracając przy tym uwagę na nieokreśloność terminu „władza” w odniesieniu do komunistów. Ten kto kontroluje władzę, niekoniecznie jest bowiem tym, komu władza jest przypisywana. Po tych rozważaniach, autor Votum separatum stawia hipotezę, że istotę komunizmu stanowią władza i sowietyzacja „złączone ze sobą dynamicznie w Wielkiej Prowokacji”. Charakteryzują ją działania i planowanie długofalowe, wśród których wyróżnić można: taktyczne – „treściowe” ustępstwa, globalny kontekst oraz „wykorzystanie wolnych działań do własnych celów” (przede wszystkim poputniczestwa – Bąkowski nie oszczędza tych, którzy je uprawiają). Celem jest „permanentna władza nad całym światem”: „tego dążenia komunizm nie ukrywa, wszystko jest mu podporządkowane, jemu służy Metoda” – stwierdza Bąkowski. Konstatuje następnie, że wsparciu prowokacji służą dezinformacja, działania agenturalne, manipulacje oraz wykorzystanie opozycji wewnętrznej. Dodałbym od siebie zmiany znaczenia pojęć i propagandę, można jednak je utożsamić z manipulacjami, bowiem w istocie nimi są. Za jedno z najważniejszych zadań komunistycznej prowokacji uważa Bąkowski zniszczenie rzeczywistego antykomunizmu, a za najskuteczniejszy sposób na to – wciągnięcie antykomunistów w jej ramy. „To już doprawdy sztuka” – zauważa i trudno się z nim nie zgodzić. Mackiewicz starał się zgłębić to zjawisko na przykładzie Sołżenicyna, poświęcając mu dużo uwagi. Także dla Bąkowskiego, „przykład Sołżenicyna pokazuje, na czym polega siła komunistów w prowokacji”.

Dziś niestety, rzeczywistego antykomunizmu już nie ma (nigdy nie było go zbyt wiele), pozostał w sferze werbalnej – jako wewnętrzna opozycja, która zgadza się na istnienie, w swoim mniemaniu, już nie śmiertelnego wroga lecz konwencjonalnego przeciwnika. Gdy poruszam sprawę powszechności i skuteczności bolszewizmu na świecie, słyszę zwykle, że wyolbrzymiam i demonizuję tę kwestię, przesadzam i odbieram nadzieję. Staram się tłumaczyć, że tak nie jest, że przede wszystkim należy poznać prawdę – poznać dobrze zagrożenie i zdać sobie sprawę z jego skali. Lecz ten argument zwykle trafia w próżnię. Bąkowski robi to mądrzej ode mnie, ma większą wiedzę i umiejętności, lepiej też zgłębił myśl Mackiewicza. Przywołuje jego tezy: bolszewicy nie są wcale geniuszami i często popełniają błędy; ich siła bierze się ze słabości postawy wolnych społeczeństw; „sukces prowokacji jest natury psychologicznej”. Jakkolwiek są to spostrzeżenia trafne i przekonujące, przedstawiając je, Mackiewicz spotkał się z ostrą krytyką, aż do poziomu epitetów. Paryska „Kultura” określiła jego publicystykę mianem „popisu niepoczytalności” (jednocześnie przyznając mu nagrodę literacką!), zaś jeden z czołowych krytyków, Czesław Miłosz (autor Zniewolonego umysłu, w której to książce dobrze opisał komunistyczną zarazę), przypisał Mackiewiczowi fantazjowanie „według znanego wzoru wietrzenia wszędzie agentur”. Być może więc, nie jest to kwestia argumentów lecz „chcenia” – w istocie, „chcenia być oszukanym”, jak to określił Mackiewicz. Bąkowski przedstawia wiele dowodów na przenikliwość autora Lewej wolnej w analizie tego zjawiska, które określał też „przymusowym chceniem”, wynikającym z powszechnej potrzeby optymizmu. Jest ono „motorem tego, co Mackiewicz nazywał ‘wielkim ześlizgiem po równi pochyłej’”.

Dość powszechnie zwykło się przyjmować, że Józef Mackiewicz analizował komunizm, lecz nie przedstawiał skutecznego sposobu na jego pokonanie. Nie jest to prawdą, co świetnie wykazał autor Votum separatum. Recepta Mackiewicza była jednak trudna do przyjęcia dla Polaków, kolektywnie obezwładnionych „przymusowym chceniem” i/lub „duchem czasu” i/lub wyznających mity na temat komunizmu. Określała ona bowiem postawę rzeczywistego antykomunizmu: należy radykalnie i konsekwentnie odrzucić komunizm – odmawiać mu uznania i nie przyjmować tezy o „nieodwracalności” zmian, które spowodował; komunizm trzeba bezwzględnie zniszczyć – nigdy nie rezygnować z walki z nim, przyjmując „moralną postawę oporu”; nie wolno ulegać prowokacji. Nie oznacza to szaleńczego „rzucenia się” na bolszewików, lecz moralną gotowość do zmierzenia się z nimi, niezbędną, aby otwarcie przeciw komunizmowi wystąpić i chcieć go pokonać.

Mackiewicz był kontrrewolucjonistą i wzywał świat do kontrrewolucji, miał na nią nadzieję. Podzielając jego poglądy, Bąkowski pisze jednak z rezygnacją, że dziś, „na obalenie komunizmu od wewnątrz nie można liczyć” bowiem „homo sovieticus trzyma się sam w ryzach” – „naród solidarnie popiera zarząd więzienia”. Niewiele przemawia za tym, że jest inaczej i że może się to zmienić. Wygląda więc na to, że Bąkowski ma rację (zwykle na to odpowiada, że wolałby restaurację: świata bez bolszewizmu). Jako kontrrewolucjonista z woli i przekonania, Bąkowski nie rezygnuje jednak z wypowiedzenia zasadniczego argumentu: „kontrrewolucja jest nakazem prawdy, bo nie ma innej drogi powrotu do normalnego życia, normalnego świata”.

Wolna wola była dla Mackiewicza „prawem typu reakcyjnego. Kontrrewolucyjnego, ale w zamian dającym możliwość ucieczki (…) od dzisiejszego kolektywu”. Był przeciwny odgórnemu „urządzaniu życia” i wpływaniu na ludzką naturę. Bąkowski dochodzi więc do konkluzji, że autor Buntu rojstów był konserwatystą „w ścisłym, historycznym sensie tego słowa”. Opowiadał się za zachowaniem porządku świata, a kontrrewolucja była niezbędna dla przywrócenia tego porządku. Ja sam mam wątpliwości co do jednoznacznego konserwatyzmu Mackiewicza. Autor Pod każdym niebem za podstawową kwestię, uznawał uwarunkowaną moralnie wolność, w praktyce ją realizując. To, oraz chęć pozostawania „człowiekiem prywatnym”, oznacza dla mnie wolność indywidualną, cechę którą kojarzę z historycznym sensem liberalizmu. Mam jednak także wątpliwości innej natury. Czy jakiekolwiek „szufladkowanie” Mackiewicza jest wskazane? Myślę, że Mackiewicz sam by się temu zdecydowanie opierał, każdą „szufladę” uważałby za ograniczanie swoich poglądów. Jego antykomunistyczna postawa była bardzo praktyczna: tam gdzie komunizm niszczył wolność jednostki ludzkiej, „pętał ją” – Mackiewicz był liberałem, zaś tam, gdzie komunizm wykorzeniał człowieka z wartości – był konserwatystą. Postawa Józefa Mackiewicza była wyrazem „życia człowieka wolnego”.

W posłowiach do swojej książki Bąkowski przyjmuje „poślednią rolę kronikarza”. Przywołuje obrazy sprzed ponad ćwierć wieku i z początku nowego millenium – obrazy klęski wolnego świata i triumfu bolszewickiej prowokacji. „Nie całuje narzuconej rzeczywistości w d…” i „nie opuszcza go siostra Pogarda”. Jest emigrantem politycznym z peerelu. Peerel natomiast, jest już „nowy, wspaniały”, nieomal doskonały. Ci, którzy nim „rządzą” nie udają, że to robią – oni w to wierzą. W swoich dążeniach do „poprawiania”, w „przymusowym chceniu” i w postawie „jak gdyby”, stworzyli na swoje potrzeby wirtualną rzeczywistość, którą materializują we własnych umysłach niczym filmowy „Matrix”. W tym stanie żyją, a wraz z nimi reszta narodu. Dezinformacja, wsparta narzuconym przez nich stylem kolektywnego marszu (donikąd), poskutkowały powszechnym zanikiem poczucia rzeczywistości i woli samodzielnego myślenia wśród Polaków. Odmienne zdanie w kwestii tej postawy i tej rzeczywistości jest dziś całkowicie ignorowane, a ten, kto odważy się je wypowiedzieć jest (prędzej czy później, zwykle czym prędzej) wykluczany z dyskusji. Przy tym, w najlepszym razie, traktowany jest jako osoba niespełna rozumu czy też taka, która błądzi lub sama nie wie czego chce. Oczywiście, jest to niewielka cena w stosunku do tej, jaką zapłacił Józef Mackiewicz. Jednak jego odmienne zdanie znaczyło coś na emigracji, musiano się z nim spierać, odmawiać mu druku, dyskredytować go, czy też walczyć z nim, używając narodowo-patriotycznej pałki – niszczyć go oszczerstwami „w imieniu Rzeczypospolitej”, gdyż jego poglądy zagrażały przyjętej, „jedynie słusznej patriotycznej wykładni”. Dziś takiego zagrożenia nie ma i nie trzeba się już zbytnio wysilać, bowiem naród, który w całości żyje „jak gdyby”, powszechnie uznając „propagandową prawdę”, stanowi wystarczający argument. A jednak – na szczęście – Mackiewicz wciąż jest wydawany, a jego książki są obecne w księgarniach i na półkach w domach Polaków. Jego przesłanie może dotrzeć do każdego, kto chce go czytać i zrozumieć. Własnym głosem, wciąż przekonuje „ale nie do wizji – do prawdy”. Michał Bąkowski ma w tym spory udział, a do tego napisał ciekawą książkę o Mackiewiczu.



Prześlij znajomemu

15 Komentarz(e/y) do “Za kontrrewolucją głos osobny”

  1. 1 Jacek

    Czołem, Andrzeju!

    Dopiero czytam „Votum Separatum”, ale rozważam taką kwestię trochę na marginesie Twojej recenzji, a trochę może nawiązującą do treści opracowania Michała Bąkowskiego… O ile, co do charakteru Solidarności ’80 i tego, co z niej wyewoluowało pod koniec lat ’80 – tych nie mam wątpliwości – oczywiście, że nie był to w żadnym momencie ruch antykomunistyczny (chociaż przyłączyło się do niego sporo ludzi, którzy antykomunizm deklarowali), to jestem ciekaw Twojego zdania na temat takich inicjatyw, jak np Solidarność Walcząca. Czy ówczesną działalność Morawieckiego i jego współpracowników można uznać za antykomunistyczną? I szerzej, czy w tamtym pierwszym PRL-u były jakieś inne ruchy, osobowości, których aktywność i poglądy wyczerpywały znamiona określenia antykomunistów?

  2. 2 Andrzej

    Czołem Jacku,

    Przyjmuję, że chodzi Ci o dekadę 1980-1990. Według mojej wiedzy i spostrzeżeń z tamtego czasu, działalność SW do roku 1990 należy uznać za antykomunistyczną. Poznałem tę organizację od strony praktycznej dopiero w latach 1988-89 i z zewnątrz. W tym (kluczowym) czasie występowała zdecydowanie przeciw komunistom i przeciw kolaboracji z nimi. Innym ruchem, w moim mniemaniu, jeszcze radykalniejszym (o mniejszym potencjale „fizycznym” ale o większym potencjale ideowym) była LDP-„N”. Antykomunistyczne w tamtym czasie było też środowisko „Głosu” Macierewicza. Swój antykomunizm wyrażała także (werbalnie) PPN. Największy potencjał antykomunizmu w latach 80. tworzyli, jak mi się zdaje, podziemni drukarze, którzy byli z zasady rozproszeni po wymienionych organizacjach. Antykomunizm był jednak na tyle wątły, że prowokacja „okrągłego stołu” spowodowała łatwe zniszczenie go jako idei wśród Polaków.

  3. 3 michał

    Szanowni Panowie,

    Mam zawsze wątpliwości, czy powinienem się wypowiadać na temat czyjegokolwiek antykomunizmu. Zmilczę więc i Solidarność Walczącą, i Niepodległość. Ale nie mogę pominąć milczeniem Głosu, ponieważ z tego środowiska niejako się wywodzę. Muszę z miejsca uściślić, że nie należałem nigdy do wąskiego grona skupionego wokół Antoniego Macierewicza, byłem zaledwie jednym z tzw. „chłopców”, czyli pracowałem dla grupy Głosu. Nosiłem ramki, drukowałem, składałem, kolportowałem i sprzedawałem. „Antykomunizm” był wówczas czymś z góry założonym, oczywistym, nikt się nad tym nie zastanawiał. Ale patrząc wstecz, Głos z całą pewnością antykomunistyczny nie był.

    W przeciwieństwie do reszty grup podziemnych, wwywodzących się z KORu, w Głosie byli uczciwi ludzie, ale to nie byli ngdy antykomuniści w sensie Mackiewiczowskim.

    Jak powiedziałem na wstępie, nie zamierzam rozdawać laurek ani stawiać ocen niedostatecznych, ale jeżeli antykomunizm coś znaczy – a w moim przekonaniu musi oznaczać pewną moralną postawę wobec współczesności – to wiele tego antykomunizmu w prlu nie było po roku 1983.

  4. 4 Jacek

    Andrzeju, piszesz, że antykomunizm w środowiskach podziemnych był wątły i dlatego zaakceptowano okrągły stół Kiszczaka. To jest bardzo ciekawa kwestia. Przecież ludzie SW, którzy ryzykowali życie jeszcze kilka lat wcześniej, robili to mając głębokie przekonanie o konieczności zniszczenia systemu. Czyli, tak sobie to przynajmniej tłumaczę, rozpoznali komunizm jako zjawisko, z którym się nie negocjuje. Mieli pełną wiedzę o metodach, strategii, sile przeciwnika. Wiem, że to pozornie naiwne pytanie, ale co w takim razie spowodowało, że nawet Morawiecki uznał, że należy startować w wyborach ustawionych przez generałów? Czy jego antykomunistyczne nastawienie było tylko pozorne? Dlaczego wobec tego ryzykował dla niego życie? Może liczył na to, że jest w stanie ograć czerwonych na ich własnym polu? Bo przecież raczej nie akceptował ich jako wiarygodnych partnerów…? A może jednak prowokacja była tak doskonała, że nawet stary wilk dał się na nią złapać?

    Wiem, że pytania powinny być postawione komu innemu, ale przecież możemy sobie tu trochę sami poteoretyzować…

    Panie Michale, dlaczego ujął Pan antykomunizm środowiska Głosu w cudzysłów? Czy to nastawienie było wtedy tylko na pokaz? Czy może błędnie rozpoznano zagrożenie? Czy też stan wojenny poczynił takie spustoszenie w poglądach? Przepraszam, jeśli pytania wydają się naiwne, ale nie znam tamtego okresu z własnych doświadczeń, a bardzo mnie te kwestie interesują.

  5. 5 Andrzej

    Jacku,

    Myślę, że to co komunizm z Polakami zrobił, nie mogło nie mieć wpływu także na kontestujących go ludzi (szczególnie na uniwersytetach). Faktem jest, że akceptacja komunizmu w latach 50., 60. i 70 była ogromna i coraz bardziej powszechna. Zasadniczego spustoszenia w poglądach nie poczynił jednak stan wojenny lecz „okrągły stół”,a przede wszystkim jego efekty. Stąd ta łatwość. SW nie zaakceptowała samej prowokacji „okrągłego stołu”, ale zaakceptowała stworzoną w jej wyniku „przestrzeń” – czekistowską „piaskownicę”, biorąc udział w uwiarygadniających tę prowokację „wyborach”. To fakt że, prowokacja była udana na tyle, że w ciągu kilku lat cały świat w nią uwierzył, lecz dla kogoś, kto odczuwał komunizm na własnej skórze i dobrze go rozpoznał, nie powinno to stanowić powodu do rezygnacji ze swojej postawy wobec niego. Ci ludzie mieli wiedzę i trzymali, jak sam piszesz, „twardą postawę”. Jak mi się zdaje niedostatecznie. Czy jest to wynik chęci „ugrania czegoś”? Jeśli tak, to chęci naiwnej i opartej na niewiedzy. Muszę tu uderzyć się w pierś, bo ja sam po latach życia w nowym, wspaniałym peerelu, postąpiłem podobnie – zaakceptowałem stan rzeczy, w imię „wykorzystania sytucji”. Realia obnażyły moją naiwność i słabość woli. To jest postawa polrealistyczna (w sensie uznania komunistycznego tworu w imię „polskich realiów”), w istocie poputczikowska, wbrew temu co pisał na temat antykomunizmu Mackiewicz. Rzeczywisty antykomunizm musi być konsekwentny i bezkompromisowy. Zrozumiałem to po fakcie. Moje ujęcie antykomunizmu w poprzednim komentarzu, w ślad za Twoim, jest więc powierzchowne. Skupiamy się na formie a nie na treści. Pan Michał słusznie zwraca uwagę, że powinno się go definiować w rzeczywistym sensie (Mackiewiczowskim). O komunistach w peerelu mówiono że zdrajcy, pachołki, agentura itd. ale to, że są wrogami całej ludzkości rzadko kiedy i zwykle na marginesie.

  6. 6 michał

    Drogi Panie Jacku,

    Jeżeli dobrze rozumiem, to rozróżnia Pan między „postawą”, a działaniami, co być może nie od razu dostrzegłem. Pan pytał naprawdę o działalność, a ja przeflancowałem Pańskie pytanie na postawę. Oczywiście mogę w nieskończoność pontyfikować, że kiedy za działalnością przeciw komunistom nie ma prawdziwie antykomunistycznej postawy, to kończy się wszystko pod okrągłym stołem – ale nie chcę tego robić. To wydaje mi się – choć dopiero teraz – łatwym wyjściem, pogardliwym machnięciem ręką, rutynowym zbywaniem takiej działalności.

    Nie wiem wystarczająco dużo na temat działalności SW i Morawieckiego, więc chętnie się dowiem. Działalność Niepodległości i Głosu odegrała ważną role w moim życiu, w tym sensie, że przebudziła mnie z drzemki akceptacji patriotycznych sloganów podziemia, ale nie była to chyba działalność antykomunistyczna w sensie Mackiewiczowskim. Najprawdopodobniej, bez uprzedniego zanurzenia się w argumentach Niepodległości, nie byłbym trafił, ani tym bardziej zrozumiał Mackiewicza.

    A jak było z Morawieckim?

  7. 7 Jacek

    Andrzeju,

    No właśnie, piszesz, że to dopiero okrągły stół doprowadził do, jakby to nazwać… powiedzmy przebiegunowienia pojęć. Z tego, co sam pamiętam, cały proces był otoczony taką dezinformacją, że większość kompletnie nie rozumiała istoty zmian. Ale ludzie z tego prawdziwego podziemia, jak właśnie SW musieli przecież rozumieć, do czego to zmierza, a jednak w końcu zaakceptowali tę piaskownicę. Skuteczność tej prowokacji to jednak pewien fenomen, nawet biorąc pod uwagę poprzednie NEP-y. Czy nie było tak, że wiarygodność operacji pierestojka zależała całkowicie od uznania jej przez kolejnych prezydentów USA? To chyba Bush senior ostatecznie uwiarygodnił okrągły stół.

    Panie Michale,

    O Morawieckim mam tylko taką wiedzę, jaka jest ogólnie dostępna. Prowadził podziemną walkę wymierzoną przeciw komunistycznej władzy, stworzył sprawną organizację opartą na konspiracji i strukturach poziomych, co utrudniało bezpiece rozbicie całego ruchu z marszu, SW przygotowywała się ponoć do zbrojnych wystąpień, tak przynajmniej twierdzą niektórzy badacze tego tematu. Jednak co do poglądów Morawieckiego w tamtym okresie, to trudno mi je jednoznacznie określić. Z jednej strony piętnował system komunistyczny (rozumiejąc go chyba typowo jako władzę jednej partii, fizyczny terror, centralne sterowanie, itp), ale jako alternatywę po wyczekiwanym upadku komunizmu widział jakąś enigmatyczną solidarność społeczną, czy coś w tym rodzaju. Tak to zrozumiałem z jego wypowiedzi znalezionych gdzieś w sieci. To brzmiało dość niepokojąco.

  8. 8 michał

    Panie Jacku,

    Jak często bywa, może należy szukać rozwiązania u Mackiewicza. Przez lata fascynował go fenomen Sołżenicyna (i szerzej, „opozycji” podsowieckiej). „Archipelag Gułag” widział Mackiewicz (cytuję z pamięci) jako cios celnie wymierzony w zęby bolszewizmu i sowietyzmu w każdej postaci. Ale Sołżenicyn nie był kontrrewolucjonistą.

    Działania wymierzone w komunistyczną władzę nie muszą być antykomunistyczne. Przykładów na to są setki, od Trockiego począwszy, przez Hitlera, Własowa, aż do sowieckich dysydentów. Jedni bardziej, choćby Własow, inni mniej, np. Sacharow i reszta, występowali przeciw władzy sowieckiej, ale nie byli antykomunistami.

    W podziemiu lat 80. wszystkim nam się zdawało, że wszyscy jesteśmy antykomunistami, ale w większości tak nie było. Natomiast kontrrewolucji nie pragnął chyba nikt.

  9. 9 michał

    PS. Każdy amerykańskim prezydent, z największym Reaganem włącznie, postąpiłby dokładnie tak samo wobec prowokacji „upadku komunizmu”, jak Bush.

    Jeżeli nikt nie rozumiał sytuacji w prlu, to jak można domagać się lepszego rozumienia od amerykańskich polityków?

  10. 10 Jacek

    Panie Michale,

    Zgoda, Sołżenicyn nie był kontrrewolucjonistą, w końcu sam nawoływał, żeby z sowietami nie walczyć. Ale jak Pan wobec tego odczytuje „Archipelag Gułag”? Czy była to tylko rozbudowana w formie krytyka błędów i wypaczeń zapoczątkowana przez Chruszczowa, czy autentyczne potępienie komunizmu?

  11. 11 Andrzej

    Jacku,

    Polacy są od wojny bardzo zapatrzeni w Amerykę (dziś to dobrze widać przy okazji czasowego postoju czołgów amerykańskich w Żaganiu w ramach NATO) . To wydaje mi się dowodem naszej wielkiej słabości ale i lenistwa.

    Rozumowanie, że ktoś za nas odzyska Polskę to nic innego jak „chcenie” które definiował Mackiewicz. Pozwala to potem twierdzić polrealistycznie, że nasze klęski są wynikiem działań wszystkich innych tylko nie nas samych. To, że postawę „zapatrzenia” w USA czy w NATO wyraża dziś Macierewicz, świadczy jednak nie tylko o naiwności i „wishful thinking”. Świadczy o tym, że „prawo równi pochyłej jest jednakie dla wszystkich. Kto raz na nią wkroczył, toczy się dalej”.

    Uważam, że sukces prowokacji „okrągłego stołu” wynika stąd, że poparli ją gremialnie Polacy, w tym ci, którzy deklarowali, że są antykomunistami. Nie doszukiwałbym się źródeł tego faktu w postawie administracji amerykańskiej lecz wyłącznie w postawie naszego narodu.

  12. 12 michał

    Mnie się wydaje, że interpretacja Mackiewicza jest trafna. Sołżenicyn był uczciwym, rzetelnym antykomunistą. Ale nie był kontrrewolucjonistą. I to go dyskredytowało w oczach Mackiewicza.

    Warto chyba podkreślić, że był autentycznym antykomunistą. To nie był „antystalinizm” zarządzony przez tow. Chruszczowa. On był prawdziwie antykomunistyczny, ale dał się wciągnąć w sieć bolszewickiej prowokacji.

  13. 13 Jacek

    Andrzeju,

    Poszukiwanie sojuszników w potencjalnym starciu z sowietami samo w sobie nie wydaje mi się ani słabością, ani lenistwem. Skoro nie ma polskiej drogi do obalenia komunizmu (w tym konkretnym przypadku powstrzymania sowietów), to trzeba zaprząc do tego silniejszych, a najlepiej najsilniejszych na podwórku. Oczywiście za rogiem czai się pytanie, czy ci potencjalnie najsilniejsi mają w ogóle wolę walki i czy już nie przeszli na stronę przeciwnika, ale tego, póki co nie jestem w stanie stwierdzić. Chodzi mi raczej o samą metodologię. Co prawda taka dyskusja wydaje się czysto akademicką, bo przecież obecność lub nieobecność US Army na naszym terytorium nie zależała nigdy ani od Macierewicza, ani od żadnego tutejszego rządu. Decyzje podejmował kto inny.

    Ale jeszcze jedna kwestia jest chyba ciekawa. Piszesz, że twierdzenie, że nasze klęski są wynikiem działań zewnętrznych jest nieuprawnione. No dobrze, a co w takim razie z wynikiem ostatniej wojny światowej? Czy rzeczywiście jakaś inna, mądrzejsza aktywność polskiego rządu, czy państwa podziemnego mogła uchronić nas przed zalewem komunizmu? Czy gdyby, powiedzmy AK nie współpracowała z sowietami w 1944 roku, to by coś znacząco zmieniło, poza poczuciem, że zachowano się właściwie wobec czerwonego zagrożenia?

  14. 14 Jacek

    Panie Michale,

    To rozróżnienie do mnie przemawia: antykomunista, ale nie kontrrewolucjonista. Bardzo trafne. Muszę koniecznie wrócić do lektury Mackiewicza, tekst Andrzeja i Pańskie opracowanie do dobra zachęta.

  15. 15 Andrzej

    Jacku,

    Poszukiwanie sojuszników – tak, ale zrzucanie na nich odpowiedzialności za własne błędy lub własną słabość – nie.

    Przed powodzią nie można się uchronić (szczególnie gdy się mieszka nad rzeką) ale własnoręczne likwidowanie wałów i otwieranie domu na oścież to głupota, której nie da się wytłumaczyć determinizmem albo brakiem pomocy ze strony tych, na których pomoc liczyliśmy. Wsparcie AK dla sowietów było, według mnie, czymś gorszym niż głupota. To było otwarcie bram śmiertelnemu wrogowi. Poczucie, że zachowano się właściwie wobec czerwonego zagrożenia to moralna racja, na której można zbudować stabilny opór wobec niego – oprzeć się zarazie.

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.