15 Comments “(Polski) Za kontrrewolucją głos osobny”

  1. 1 Jacek

    Czołem, Andrzeju!

    Dopiero czytam “Votum Separatum”, ale rozważam taką kwestię trochę na marginesie Twojej recenzji, a trochę może nawiązującą do treści opracowania Michała Bąkowskiego… O ile, co do charakteru Solidarności ’80 i tego, co z niej wyewoluowało pod koniec lat ’80 – tych nie mam wątpliwości – oczywiście, że nie był to w żadnym momencie ruch antykomunistyczny (chociaż przyłączyło się do niego sporo ludzi, którzy antykomunizm deklarowali), to jestem ciekaw Twojego zdania na temat takich inicjatyw, jak np Solidarność Walcząca. Czy ówczesną działalność Morawieckiego i jego współpracowników można uznać za antykomunistyczną? I szerzej, czy w tamtym pierwszym PRL-u były jakieś inne ruchy, osobowości, których aktywność i poglądy wyczerpywały znamiona określenia antykomunistów?

  2. 2 Andrzej

    Czołem Jacku,

    Przyjmuję, że chodzi Ci o dekadę 1980-1990. Według mojej wiedzy i spostrzeżeń z tamtego czasu, działalność SW do roku 1990 należy uznać za antykomunistyczną. Poznałem tę organizację od strony praktycznej dopiero w latach 1988-89 i z zewnątrz. W tym (kluczowym) czasie występowała zdecydowanie przeciw komunistom i przeciw kolaboracji z nimi. Innym ruchem, w moim mniemaniu, jeszcze radykalniejszym (o mniejszym potencjale “fizycznym” ale o większym potencjale ideowym) była LDP-“N”. Antykomunistyczne w tamtym czasie było też środowisko “Głosu” Macierewicza. Swój antykomunizm wyrażała także (werbalnie) PPN. Największy potencjał antykomunizmu w latach 80. tworzyli, jak mi się zdaje, podziemni drukarze, którzy byli z zasady rozproszeni po wymienionych organizacjach. Antykomunizm był jednak na tyle wątły, że prowokacja “okrągłego stołu” spowodowała łatwe zniszczenie go jako idei wśród Polaków.

  3. 3 michał

    Szanowni Panowie,

    Mam zawsze wątpliwości, czy powinienem się wypowiadać na temat czyjegokolwiek antykomunizmu. Zmilczę więc i Solidarność Walczącą, i Niepodległość. Ale nie mogę pominąć milczeniem Głosu, ponieważ z tego środowiska niejako się wywodzę. Muszę z miejsca uściślić, że nie należałem nigdy do wąskiego grona skupionego wokół Antoniego Macierewicza, byłem zaledwie jednym z tzw. “chłopców”, czyli pracowałem dla grupy Głosu. Nosiłem ramki, drukowałem, składałem, kolportowałem i sprzedawałem. “Antykomunizm” był wówczas czymś z góry założonym, oczywistym, nikt się nad tym nie zastanawiał. Ale patrząc wstecz, Głos z całą pewnością antykomunistyczny nie był.

    W przeciwieństwie do reszty grup podziemnych, wwywodzących się z KORu, w Głosie byli uczciwi ludzie, ale to nie byli ngdy antykomuniści w sensie Mackiewiczowskim.

    Jak powiedziałem na wstępie, nie zamierzam rozdawać laurek ani stawiać ocen niedostatecznych, ale jeżeli antykomunizm coś znaczy – a w moim przekonaniu musi oznaczać pewną moralną postawę wobec współczesności – to wiele tego antykomunizmu w prlu nie było po roku 1983.

  4. 4 Jacek

    Andrzeju, piszesz, że antykomunizm w środowiskach podziemnych był wątły i dlatego zaakceptowano okrągły stół Kiszczaka. To jest bardzo ciekawa kwestia. Przecież ludzie SW, którzy ryzykowali życie jeszcze kilka lat wcześniej, robili to mając głębokie przekonanie o konieczności zniszczenia systemu. Czyli, tak sobie to przynajmniej tłumaczę, rozpoznali komunizm jako zjawisko, z którym się nie negocjuje. Mieli pełną wiedzę o metodach, strategii, sile przeciwnika. Wiem, że to pozornie naiwne pytanie, ale co w takim razie spowodowało, że nawet Morawiecki uznał, że należy startować w wyborach ustawionych przez generałów? Czy jego antykomunistyczne nastawienie było tylko pozorne? Dlaczego wobec tego ryzykował dla niego życie? Może liczył na to, że jest w stanie ograć czerwonych na ich własnym polu? Bo przecież raczej nie akceptował ich jako wiarygodnych partnerów…? A może jednak prowokacja była tak doskonała, że nawet stary wilk dał się na nią złapać?

    Wiem, że pytania powinny być postawione komu innemu, ale przecież możemy sobie tu trochę sami poteoretyzować…

    Panie Michale, dlaczego ujął Pan antykomunizm środowiska Głosu w cudzysłów? Czy to nastawienie było wtedy tylko na pokaz? Czy może błędnie rozpoznano zagrożenie? Czy też stan wojenny poczynił takie spustoszenie w poglądach? Przepraszam, jeśli pytania wydają się naiwne, ale nie znam tamtego okresu z własnych doświadczeń, a bardzo mnie te kwestie interesują.

  5. 5 Andrzej

    Jacku,

    Myślę, że to co komunizm z Polakami zrobił, nie mogło nie mieć wpływu także na kontestujących go ludzi (szczególnie na uniwersytetach). Faktem jest, że akceptacja komunizmu w latach 50., 60. i 70 była ogromna i coraz bardziej powszechna. Zasadniczego spustoszenia w poglądach nie poczynił jednak stan wojenny lecz “okrągły stół”,a przede wszystkim jego efekty. Stąd ta łatwość. SW nie zaakceptowała samej prowokacji “okrągłego stołu”, ale zaakceptowała stworzoną w jej wyniku “przestrzeń” – czekistowską “piaskownicę”, biorąc udział w uwiarygadniających tę prowokację “wyborach”. To fakt że, prowokacja była udana na tyle, że w ciągu kilku lat cały świat w nią uwierzył, lecz dla kogoś, kto odczuwał komunizm na własnej skórze i dobrze go rozpoznał, nie powinno to stanowić powodu do rezygnacji ze swojej postawy wobec niego. Ci ludzie mieli wiedzę i trzymali, jak sam piszesz, “twardą postawę”. Jak mi się zdaje niedostatecznie. Czy jest to wynik chęci “ugrania czegoś”? Jeśli tak, to chęci naiwnej i opartej na niewiedzy. Muszę tu uderzyć się w pierś, bo ja sam po latach życia w nowym, wspaniałym peerelu, postąpiłem podobnie – zaakceptowałem stan rzeczy, w imię “wykorzystania sytucji”. Realia obnażyły moją naiwność i słabość woli. To jest postawa polrealistyczna (w sensie uznania komunistycznego tworu w imię “polskich realiów”), w istocie poputczikowska, wbrew temu co pisał na temat antykomunizmu Mackiewicz. Rzeczywisty antykomunizm musi być konsekwentny i bezkompromisowy. Zrozumiałem to po fakcie. Moje ujęcie antykomunizmu w poprzednim komentarzu, w ślad za Twoim, jest więc powierzchowne. Skupiamy się na formie a nie na treści. Pan Michał słusznie zwraca uwagę, że powinno się go definiować w rzeczywistym sensie (Mackiewiczowskim). O komunistach w peerelu mówiono że zdrajcy, pachołki, agentura itd. ale to, że są wrogami całej ludzkości rzadko kiedy i zwykle na marginesie.

  6. 6 michał

    Drogi Panie Jacku,

    Jeżeli dobrze rozumiem, to rozróżnia Pan między “postawą”, a działaniami, co być może nie od razu dostrzegłem. Pan pytał naprawdę o działalność, a ja przeflancowałem Pańskie pytanie na postawę. Oczywiście mogę w nieskończoność pontyfikować, że kiedy za działalnością przeciw komunistom nie ma prawdziwie antykomunistycznej postawy, to kończy się wszystko pod okrągłym stołem – ale nie chcę tego robić. To wydaje mi się – choć dopiero teraz – łatwym wyjściem, pogardliwym machnięciem ręką, rutynowym zbywaniem takiej działalności.

    Nie wiem wystarczająco dużo na temat działalności SW i Morawieckiego, więc chętnie się dowiem. Działalność Niepodległości i Głosu odegrała ważną role w moim życiu, w tym sensie, że przebudziła mnie z drzemki akceptacji patriotycznych sloganów podziemia, ale nie była to chyba działalność antykomunistyczna w sensie Mackiewiczowskim. Najprawdopodobniej, bez uprzedniego zanurzenia się w argumentach Niepodległości, nie byłbym trafił, ani tym bardziej zrozumiał Mackiewicza.

    A jak było z Morawieckim?

  7. 7 Jacek

    Andrzeju,

    No właśnie, piszesz, że to dopiero okrągły stół doprowadził do, jakby to nazwać… powiedzmy przebiegunowienia pojęć. Z tego, co sam pamiętam, cały proces był otoczony taką dezinformacją, że większość kompletnie nie rozumiała istoty zmian. Ale ludzie z tego prawdziwego podziemia, jak właśnie SW musieli przecież rozumieć, do czego to zmierza, a jednak w końcu zaakceptowali tę piaskownicę. Skuteczność tej prowokacji to jednak pewien fenomen, nawet biorąc pod uwagę poprzednie NEP-y. Czy nie było tak, że wiarygodność operacji pierestojka zależała całkowicie od uznania jej przez kolejnych prezydentów USA? To chyba Bush senior ostatecznie uwiarygodnił okrągły stół.

    Panie Michale,

    O Morawieckim mam tylko taką wiedzę, jaka jest ogólnie dostępna. Prowadził podziemną walkę wymierzoną przeciw komunistycznej władzy, stworzył sprawną organizację opartą na konspiracji i strukturach poziomych, co utrudniało bezpiece rozbicie całego ruchu z marszu, SW przygotowywała się ponoć do zbrojnych wystąpień, tak przynajmniej twierdzą niektórzy badacze tego tematu. Jednak co do poglądów Morawieckiego w tamtym okresie, to trudno mi je jednoznacznie określić. Z jednej strony piętnował system komunistyczny (rozumiejąc go chyba typowo jako władzę jednej partii, fizyczny terror, centralne sterowanie, itp), ale jako alternatywę po wyczekiwanym upadku komunizmu widział jakąś enigmatyczną solidarność społeczną, czy coś w tym rodzaju. Tak to zrozumiałem z jego wypowiedzi znalezionych gdzieś w sieci. To brzmiało dość niepokojąco.

  8. 8 michał

    Panie Jacku,

    Jak często bywa, może należy szukać rozwiązania u Mackiewicza. Przez lata fascynował go fenomen Sołżenicyna (i szerzej, “opozycji” podsowieckiej). “Archipelag Gułag” widział Mackiewicz (cytuję z pamięci) jako cios celnie wymierzony w zęby bolszewizmu i sowietyzmu w każdej postaci. Ale Sołżenicyn nie był kontrrewolucjonistą.

    Działania wymierzone w komunistyczną władzę nie muszą być antykomunistyczne. Przykładów na to są setki, od Trockiego począwszy, przez Hitlera, Własowa, aż do sowieckich dysydentów. Jedni bardziej, choćby Własow, inni mniej, np. Sacharow i reszta, występowali przeciw władzy sowieckiej, ale nie byli antykomunistami.

    W podziemiu lat 80. wszystkim nam się zdawało, że wszyscy jesteśmy antykomunistami, ale w większości tak nie było. Natomiast kontrrewolucji nie pragnął chyba nikt.

  9. 9 michał

    PS. Każdy amerykańskim prezydent, z największym Reaganem włącznie, postąpiłby dokładnie tak samo wobec prowokacji “upadku komunizmu”, jak Bush.

    Jeżeli nikt nie rozumiał sytuacji w prlu, to jak można domagać się lepszego rozumienia od amerykańskich polityków?

  10. 10 Jacek

    Panie Michale,

    Zgoda, Sołżenicyn nie był kontrrewolucjonistą, w końcu sam nawoływał, żeby z sowietami nie walczyć. Ale jak Pan wobec tego odczytuje “Archipelag Gułag”? Czy była to tylko rozbudowana w formie krytyka błędów i wypaczeń zapoczątkowana przez Chruszczowa, czy autentyczne potępienie komunizmu?

  11. 11 Andrzej

    Jacku,

    Polacy są od wojny bardzo zapatrzeni w Amerykę (dziś to dobrze widać przy okazji czasowego postoju czołgów amerykańskich w Żaganiu w ramach NATO) . To wydaje mi się dowodem naszej wielkiej słabości ale i lenistwa.

    Rozumowanie, że ktoś za nas odzyska Polskę to nic innego jak “chcenie” które definiował Mackiewicz. Pozwala to potem twierdzić polrealistycznie, że nasze klęski są wynikiem działań wszystkich innych tylko nie nas samych. To, że postawę “zapatrzenia” w USA czy w NATO wyraża dziś Macierewicz, świadczy jednak nie tylko o naiwności i “wishful thinking”. Świadczy o tym, że “prawo równi pochyłej jest jednakie dla wszystkich. Kto raz na nią wkroczył, toczy się dalej”.

    Uważam, że sukces prowokacji “okrągłego stołu” wynika stąd, że poparli ją gremialnie Polacy, w tym ci, którzy deklarowali, że są antykomunistami. Nie doszukiwałbym się źródeł tego faktu w postawie administracji amerykańskiej lecz wyłącznie w postawie naszego narodu.

  12. 12 michał

    Mnie się wydaje, że interpretacja Mackiewicza jest trafna. Sołżenicyn był uczciwym, rzetelnym antykomunistą. Ale nie był kontrrewolucjonistą. I to go dyskredytowało w oczach Mackiewicza.

    Warto chyba podkreślić, że był autentycznym antykomunistą. To nie był “antystalinizm” zarządzony przez tow. Chruszczowa. On był prawdziwie antykomunistyczny, ale dał się wciągnąć w sieć bolszewickiej prowokacji.

  13. 13 Jacek

    Andrzeju,

    Poszukiwanie sojuszników w potencjalnym starciu z sowietami samo w sobie nie wydaje mi się ani słabością, ani lenistwem. Skoro nie ma polskiej drogi do obalenia komunizmu (w tym konkretnym przypadku powstrzymania sowietów), to trzeba zaprząc do tego silniejszych, a najlepiej najsilniejszych na podwórku. Oczywiście za rogiem czai się pytanie, czy ci potencjalnie najsilniejsi mają w ogóle wolę walki i czy już nie przeszli na stronę przeciwnika, ale tego, póki co nie jestem w stanie stwierdzić. Chodzi mi raczej o samą metodologię. Co prawda taka dyskusja wydaje się czysto akademicką, bo przecież obecność lub nieobecność US Army na naszym terytorium nie zależała nigdy ani od Macierewicza, ani od żadnego tutejszego rządu. Decyzje podejmował kto inny.

    Ale jeszcze jedna kwestia jest chyba ciekawa. Piszesz, że twierdzenie, że nasze klęski są wynikiem działań zewnętrznych jest nieuprawnione. No dobrze, a co w takim razie z wynikiem ostatniej wojny światowej? Czy rzeczywiście jakaś inna, mądrzejsza aktywność polskiego rządu, czy państwa podziemnego mogła uchronić nas przed zalewem komunizmu? Czy gdyby, powiedzmy AK nie współpracowała z sowietami w 1944 roku, to by coś znacząco zmieniło, poza poczuciem, że zachowano się właściwie wobec czerwonego zagrożenia?

  14. 14 Jacek

    Panie Michale,

    To rozróżnienie do mnie przemawia: antykomunista, ale nie kontrrewolucjonista. Bardzo trafne. Muszę koniecznie wrócić do lektury Mackiewicza, tekst Andrzeja i Pańskie opracowanie do dobra zachęta.

  15. 15 Andrzej

    Jacku,

    Poszukiwanie sojuszników – tak, ale zrzucanie na nich odpowiedzialności za własne błędy lub własną słabość – nie.

    Przed powodzią nie można się uchronić (szczególnie gdy się mieszka nad rzeką) ale własnoręczne likwidowanie wałów i otwieranie domu na oścież to głupota, której nie da się wytłumaczyć determinizmem albo brakiem pomocy ze strony tych, na których pomoc liczyliśmy. Wsparcie AK dla sowietów było, według mnie, czymś gorszym niż głupota. To było otwarcie bram śmiertelnemu wrogowi. Poczucie, że zachowano się właściwie wobec czerwonego zagrożenia to moralna racja, na której można zbudować stabilny opór wobec niego – oprzeć się zarazie.

Comment





Language

Books Published by The Underground

Order here:



Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a

H
1946
 
J.R. Nyquist
Koń trojański
 
Dariusz Rohnka
Wielkie arrangement

Dariusz Rohnka
Fatalna Fikcja