Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Hope, not help

Retoryka „wyzwolenia ludów ujarzmionych”, w różnych wcieleniach, nadawała ton amerykańskiej polityce w ciągu pierwszej dekady powojennej.  Amerykanie oczekiwali rewolty i zachęcali do niej, ale nigdy nie zamierzali zrobić czegokolwiek, by aktywnie wspomóc narody wschodniej Europy.  Taka postawa czyniła „politykę wyzwolenia” szczytem hipokryzji.  Zachęcanie do zrywów wolnościowych, z pełną wiedzą, że nie zamierza się w tej walce wesprzeć słabych lokalnych sił, jest moralnie trudne do obronienia.  Pozostaje to niestety cechą polityki amerykańskiej w bardzo różnych okolicznościach.  George Bush senior wezwał Irakijczyków do powstania przeciw zbrodniczemu reżymowi Saddama Husseina pod koniec pierwszej wojny w Zatoce Perskiej, z pełną świadomością, że nie zamierzał ich wspomóc w walce z tyranią. [1] I tak Amerykanie ponownie wystawili odważnych ludzi do wiatru.  Hope, not help, jak to ktoś określił z druzgocącym cynizmem.

Sytuacja na Węgrzech była jednak bardziej skomplikowana niż wojna wywołana inwazją Kuwejtu.  Na zakończenie rozważań o wpływie węgierskiego powstania na długofalową sowiecką strategię, chciałbym się uważniej przyjrzeć roli, jaką odegrała węgierska sekcja Radia Wolna Europa w rozwoju wypadków w Budapeszcie w 1956 roku oraz roli amerykańskiego radia w walce z komunizmem w ogóle.  Skoro tak szczytne były założenia, a rezultat tak żałosny, to warto się chyba zastanowić, co zaszło.

Inaczej niż w prlu, gdzie słuchano różnych zachodnich radiostacji, Wolna Europa była regularnie słuchana przez poważny procent ludności Węgier (85% uchodźców, którzy dotarli do Austrii po październiku 56, przyznawało się do słuchanie RFE).  Skoncentruję się zatem wyłącznie na tej jednej rozgłośni.

Krucjata Wolności

Józef Mackiewicz, który często i obszernie zajmował się rolą zachodnich audycji radiowych skierowanych za Żelazną Kurtynę, doszukiwał się pobudek założycieli Radio Free Europe, jak nieodmiennie nazywał Wolną Europę, w poszukiwaniu praktycznych instrumentów polityki w odniesieniu do wschodniej Europy.  Założony w czerwcu 1949 roku, amerykański Komitet Wolnej Europy był organizacją z gruntu antykomunistyczną.  Już w 1950, komitet zaczął nadawać próbne audycje radiowe skierowane na Wschód.  Zaczęło się od pięknych haseł, by „umożliwić politykom emigracyjnym przemawianie do swoich ludzi w domu”; zaczęło się od „Krucjaty Wolności”, bo tym szczytnym mianem nazwano zbiórkę pieniężną na potrzeby wyzwolenia Europy; a dalej, poprzez słowa nowego prezydenta Eisenhowera, że „wielkie kłamstwo komunizmu zwalczyć trzeba wielką prawdą”, doszło do skutecznej akcji balonowej i „szczerze wyzwoleńczych audycji”.

Obok Kennana i Jacksona, o których była już mowa w poprzednich częściach (por. część II w rozdz. „Dylematy amerykańskiej polityki” i część VIII, rozdz. „Zimna wojna czy Wielka Spółka”), najważniejszą postacią stojącą za akcjami antykomunistycznymi był Frank Wisner, szef OPC (Office of Policy Coordination).  Wisner mówił wprost o wojnie z sowietami, do tego pragnął przygotować Amerykę.  Jego akcja była szeroko zakrojona, od wpływania na opinię publiczną w Stanach Zjednoczonych (w ramach tzw. Operacji Mockingbird, której celem było umieszczanie antysowieckich artykułów w popularnych publikacjach), przez rozwinięcie propagandy radiowej, aż do użycia emigrantów w walkach partyzanckich we wschodniej Europie.

Szef nowej agencji był weteranem specjalnych operacji w Europie podczas wojny.  Wysłany do Rumunii, Wisner z pierwszej ręki poznał metody wielkiego sojusznika Ameryki, Stalina, i stał się antykomunistą.  (Wisner przyjaźnił się wówczas blisko z Kimem Philby, ale już w roku 1950 zaczął podejrzewać swego przyjaciela i po tajnych dochodzeniach, Philby został zmuszony do opuszczenia Stanów Zjednoczonych.  Pomimo to, pracował dla brytyjskich służb aż do 1963 roku.  To Philby był osobiście odpowiedzialny za tortury i śmierć wielu albańskich emigrantów zrzucanych prosto w ręce albańskich komunistów.)

W roku 1952, podczas kampanii wyborczej, która doprowadziła do zmiany Demokratycznej administracji Trumana na Republikańską Eisenhowera, Dulles i inni propagowali aktywną akcję wyzwolenia podbitych narodów Europy wschodniej, krytykując ostro politykę Trumana.  Po dojściu do władzy w roku 1953, Eisenhower z entuzjazmem przyjął propozycję użycia metod wojny psychologicznej przeciw sowietom, a w szczególności – propagandy radiowej.

W broszurze opublikowanej własnym sumptem w 1969 roku, pt. „…mówi Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa…”, [2] Józef Mackiewicz pisał o roli, jaką radio Wolna Europa mogło i powinno było odegrać.  Jego punktem wyjścia było założenie, że Ameryka jest wprawdzie jedynym obrońcą wolności w tzw. wolnym świecie, ale „Polska w tym świecie nie leży”.  Sprzedani w Jałcie, mieszkańcy wschodniej Europy mogli jednak mieć cień nadziei w dobie amerykańskiej „polityki wyzwolenia”, gdy ludzie pokroju Wisnera i Jacksona nadawali ton polityce amerykańskiej, gdy z zachodniego radia rozbrzmiewały „szczerze wyzwoleńcze audycje”, gdy podejmowano odważne i pomysłowe akcje w rodzaju skutecznej akcji balonikowej (o której za chwilę).

Akcja Wisnera miała być tajna, a więc jednym z jej warunków była całkowita i przekonująca „zaprzeczalność odpowiedzialności” (plausible deniability) ze strony władz amerykańskich (inaczej mówiąc, rząd amerykański mógł się odciąć od działalności radia).  Radio Free Europe miało wyglądać na niezależne.  „RFE miała podtrzymywać iluzję, że jest autentycznie prywatną stacją radiową.” [3] Jednym z niezamierzonych skutków tej pozornej niezależności, były zasadnicze różnice między tonem audycji nadawanych do różnych krajów.  Dyrektywy dla pracowników rozgłośni były jednak jednoznaczne:

Audycje powinny podkreślać determinację Zachodu w walce z komunistycznymi reżymami.

Celem rozgłośni jest przyczynienie się do wyzwolenia narodów uwięzionych za Żelazną Kurtyną przez podtrzymanie ich morale i podsycanie ducha oporu wobec pro-sowieckich reżymów.

Węgierska rozgłośnia RFE nadawała nazwiska donosicieli, wyjątkowo brutalnych kacyków partyjnych i okrutnych opryszków z avo.  Allen Dulles był szczególnie dumny z Węgrów, gdy ogłosili nazwisko przewodnika, który brał pieniądze za przeprowadzenie przez zieloną granicę, a naprawdę dostarczał uciekinierów prosto w ręce avo.  Jedną z najsławniejszych audycji węgierskiej sekcji był wywiad z uciekinierem z tajnego obozu w Recsk (por. Część II, rozdział „Przyspieszona sowietyzacja”), który z pamięci recytował nazwiska współwięźniów pogrzebanych za życia w środku Europy.

We wczesnych latach 50., równolegle do rozwijającej się propagandy radiowej, Amerykanie prowadzili akcję zrzucania milionów ulotek (najprawdopodobniej zrzucono ich 300 milionów) za Żelazną Kurtyną.  Ulotki mówiły o słabości reżymów i podtrzymywały nadzieje wśród ludów ujarzmionych.

Akcja balonikowa

Odbiegnę na chwilę od tematu audycji radiowych, gdyż akcja balonikowa jest bezpośrednio związana z wczesnymi latami Wolnej Europy i aktywnych operacji Franka Wisnera.  Już w czerwcu 1948 postulowano akcję przenikania na wschód przy pomocy wysoko latających balonów meteorologicznych, osiągających pułap poza zasięgiem ostrzału (często poza zasięgiem wzroku).  Od października 1951, balony helowe wysyłano z Niemiec Zachodnich nad kraje za Żelazną Kurtyną.

Każdy balon miał około metra średnicy i niósł do 3 tysięcy ulotek.  CIA używała skomplikowanej, ale skutecznej metody wypełniania pojemników z ulotkami odpowiednio dobraną ilością suchego lodu, który wyparowuje w przewidywalnym czasie.  Znając prędkość sprzyjających wiatrów, można w ten sposób było wyliczyć moment, w którym ulotki wysypią się z pojemnika. [4]

W pierwszych latach akcja balonikowa skupiona była na Niemczech wschodnich i Czechosłowacji, najprawdopodobniej ze względu na bezpośrednią granicę z zachodnimi Niemcami.  Dopiero w 1954 rozpoczęto operację Focus, nastawioną na posyłanie ulotek na Węgry.  Wywołały one natychmiastową reakcję reżymu Rákosiego.  W ciągu pierwszego tygodnia po rozpoczęciu akcji, prasa reżymowa, która dotąd przemilczała audycje radiowe z Zachodu, zaatakowała Głos Wolnych Węgier 20 razy.  14 listopada 1954, sam Imre Nagy potępił akcję balonową, jako przykład amerykańskiego imperializmu.  Oprócz standardowych sloganów na temat „nadziei” i „wolności”, węgierskie ulotki zawierały także fikcyjne wiadomości o ruchu oporu prowadzonym przez „pułkownika Bella z CIA”, który obiecywał, że „wyzwolenie jest za progiem”.  (Przypuszczam, że nazwisko „Bell” wybrane zostało ze względu na podobieństwo do nazwiska generała Bema.)  Rząd Rákosiego złożył oficjalny protest w Waszyngtonie, ale Amerykanie odparli, że jest to prywatna akcja, a w wolnym świecie rządy nie mają wpływu na prywatne przedsięwzięcia.

Wreszcie w lutym 1955 pierwsze balony poleciały nad Polskę.  Głównym celem operacji Spotlight był kolportaż 40-stronicowej broszury Za kulisami bezpieki i partii, Józef Światło ujawnia tajniki partii, reżymu i aparatu bezpieczeństwa.  Zarówno zrzut broszur, jak długotrwała kampania radiowa skoncentrowana na rewelacjach Światły, miały zdumiewająco wielki wpływ na wewnętrzne stosunki w polskiej kompartii.

W owych czasach, Józef Mackiewicz, który popierał gorąco propagandę radiową i „wojnę balonową”, był wręcz zdania, że akcja balonikowa i radiowa, to „jedyna rzecz, którą dziś można robić”. [5] W styczniu 1956 wystosował list do Józefa Olechnowicza, właściciela emigracyjnego wydawnictwa Orbis, z propozycją memoriału, do przedstawienia odpowiednim czynnikom amerykańskim.  Mackiewicz argumentował, że wprawdzie ulotki mogą odegrać pewną rolę w wojnie propagandowej, to „na postawę i nastrój społeczeństwa decydujący wpływ wywiera nie doraźna propaganda, a twórczość artystyczna i inne przejawy kultury narodowej”.  Ulotki mogłyby mieć pierwszeństwo podczas wojny, ale na dłuższą metę ich skuteczność jest nikła.  Wobec zalewu bolszewickiej książki na emigracji, emigracja nie próbuje kontratakować, toteż książka emigracyjna nie dociera do prlu.  Czarny rynek nabiera coraz większego znaczenia we wszystkich krajach pod sowieckimi rządami, a czarnorynkowe metody kolportażu nadawałyby się idealnie dla rozprowadzenia zrzucanych książek.  Propaganda komunistyczna rozdęła „kult książki, literatury i kultury” do stopnia nieznanego przed wojną, przez co książki emigracyjne trafić by mogły do czytelnika wygłodzonego dobrej literatury. [6]

Argumentacja Mackiewicza wydaje się niezwykle trafna, ale nie muszę dodawać, że nic nie wyszło z jego inicjatywy, co rzecz jasna nie zraziło go do dalszych prób dotarcia do czytelnika w Polsce.  Pisał w tym samym mniej więcej czasie o propagandzie antysowieckiej w ogóle, a radiowej w szczególności:

Są ludzie, którzy twierdzą, że nie jest ona potrzebna, a są nawet tacy, którzy twierdzą, że jest szkodliwa. Tymczasem propaganda ta jest nie tylko jedyną rzeczą, która nam w walce z bolszewikami pozostała, ale w ogóle (chyba tylko poza wojną autentyczną) – rzeczą główną, właśnie przez operowanie słowem, które stanowi skuteczną odtrutkę na „magię słowa” tamtej strony. Umiejętna propaganda, to operowanie argumentami. Umiejętna kontrpropaganda, to operowanie kontrargumentami. Niedawno w czasopiśmie Der Europäische Osten zabrał głos pewien Czech, który dowodził, że żadnych argumentów antykomunistycznych nie potrzeba, że wystarczy ograniczyć się do wychwalania Zachodu: „A że pod komunistami jest źle, o tym sama ludność wie lepiej, niż my tutaj”.

Jest to całkowite zlekceważenie teorii Pawłowa, na której bolszewicy zrobili karierę. Jest więc zarazem błędem zasadniczym opartym na nieznajomości psychiki ludzkiej. Same fakty nie wystarczają, a czasem nawet nie dochodzą do świadomości człowieka nawykłego do wyobrażania sobie rzeczy w słowach. Na fakty są zresztą argumenty propagandy komunistycznej, a pozostawione bez kontrargumentów potęgują tylko tę „magię”, tę potęgę nieodpartą słowa. […] Gdyby dziś nie było „Voice of America”, „BBC”, „Free Europe”, Madrytu itd., bolszewizacja krajów za żelazną kurtyną poczyniłaby niewspółmiernie większe postępy. Wiara większości emigracji, że naród, pozostawiony sam sobie i wystawiony na działanie słowa, i to nie w postaci takiego, jak za czasów dziadów i pradziadów, a w postaci zgęszczonej do niemożliwości, w gazetach, książkach, radio, kinie, teatrze, telewizji, odczytach i niezliczonych masówkach, poddany skondensowanemu ciśnieniu bolszewickiego słowa, pozostanie taki jaki był przed dziesiątkami lat i że te wszystkie słowa spłyną z niego jak z przysłowiowej gęsi woda, byle ustąpiły „rosyjskie bagnety” – wydaje mi się nie tylko daleko posuniętą naiwnością, ale raczej właśnie dowodem, jak sugestia mechanicznie powtarzanych słów działać może wbrew oczywistym faktom rzeczowym, które w naszych oczach zdają się gromadzić czarno na białym. [7]

Mackiewicz zarysował tu pozytywny program dla audycji radiowych skierowanych za Żelazną Kurtynę.  Przyjdzie mi jeszcze do tego programu powrócić.

Ewolucja Radia Free Europe

Pierwsza faza „szczerze wyzwoleńczych audycji” skończyła się prędko.  Bardzo pragnąłbym móc przypisać tę zmianę w polityce amerykańskiej, wpływom węgierskich wydarzeń, ale to nie byłoby niestety prawdą.  Rozgłośnia polska nazywała się początkowo „Głosem Wolnej Polski”, gdyż w zamierzeniu miała dać emigrantom możność mówienia do Polaków w prlu, ale szybko porzucono takie mrzonki w polskiej sekcji.  Jej historia jest tak głęboko zanurzona w rozgrywkach politycznych i personalnych, że trudno doprawdy dociec, w jaki sposób i na czyje polecenie sekcja polska przestała być Głosem Wolnej Polski.  Czy ewolucja programowa i polityczna rozgłośni była efektem wpływu jednego człowieka – Jana Nowaka – czy też stały za nim poważne siły amerykańskie, które pragnęły ewolucji?  Dość powiedzieć, że gdy sekcja węgierska nazywała się nadal Głosem Wolnych Węgier, w sekcji polskiej postawiono w pierwszym rzędzie na socjalizm, a potem na titoizm i ewolucję.  Skoro rząd dusz wśród zachodnich elit był (i jest) w rękach lewicowców, to może nie powinniśmy się dziwić, że popierali oni „rewolucję społeczną”, a zwalczali „reakcję”; że uznali „zmiany ustrojowe” na wschodzie za „postęp”; że zmienili tendencję audycji radiowych z krytyki systemu na krytykę wypaczeń; że jednoznacznie poparli reformistów w łonie kompartii.  Aż z czasem, podstawowym warunkiem nowego programu stała się walka z antykomunizmem.  Rozgłośnia polska RFE określała niekiedy antykomunistycznych emigrantów mianem „faszystów”, a jednocześnie gloryfikowała pewien odłam komunistów.  A jednak, ku memu wielkiemu zdziwieniu, tej samej ewolucji nie przeszła sekcja węgierska.

Głos Wolnych Węgier

Gati podkreśla specyficznie węgierski fenomen: Ameryka nie była obecna w węgierskiej psyche (tak jak była obecna w Polsce) w latach 50.  Stąd całkowite utożsamienie RFE z Ameryką i Ameryki z RFE.  W świadomości Węgrów w owych czasach, Głos Wolnych Węgier reprezentował Stany Zjednoczone.  (Jest w tym głęboki paradoks, gdyż rozgłośnia polska RFE, pomimo ewolucji na stanowisko reformistyczne, pretendowała wówczas do osiągnięcia odwrotnego rezultatu: statusu „głosu wolnej Polski”.)  Ta wyjątkowa sytuacja dawała redaktorom węgierskiego „desku” niezwykłą pozycję, ale także wielką odpowiedzialność.

Polityczny kierunek i postawa ideowa przyjęte przez węgierską sekcję RFE, były całkowitym odwróceniem postawy rozgłośni polskiej.  Od 1953 roku, tj. od pojawienia się Nagy’a na scenie politycznej Węgier, jego „tez czerwcowych”, „nowego kursu” i tym podobnych bolszewickich dyrdymałków, węgierscy emigranci skupieni w Monachium, zajęli jedynie słuszne i uzasadnione stanowisko: Nagy jest człowiekiem Moskwy i ideowym komunistą.  Wśród ulotek zrzucanych w akcji balonowej, były karykatury Nagy’a jako kukiełki kremlowskiej.  W przeciwieństwie do postawy Jana Nowaka, monachijscy Węgrzy odmówili popierania titoizmu, „dobrych komunistów” i stopniowych reform, a w zamian popierali otwarcie walkę o wyzwolenie z sowieckiej okupacji.  Gdy Nowak zajmował się „chamami i żydami”, węgierska sekcja RFE dzięki wnikliwej analizie informacji nadchodzących z okupowanego kraju, stała się autentycznym głosem podbitego ludu, a jednocześnie była źródłem nadziei na wyzwolenie.  Gdy Nowak wzywał do opozycji, Węgrzy wzywali do oporu.

Przyczyny tak diametralnych rozbieżności między sekcjami polską i węgierską nie są przedmiotem tych rozważań, ale pytanie, jak było możliwe, że CIA tolerowała odwrotne wprowadzenie w życie swych własnych dyrektyw, nie przestaje mnie nurtować.  Wydaje się, że był to efekt wielu, czasami sprzecznych czynników.  Na pierwszym miejscu postawiłbym wskazywaną już wielokrotnie konfuzję w amerykańskiej polityce wobec bloku sowieckiego: sprzeczność między retoryką konfrontacji i praktyką kooperacji.  Jeśli dodać do tego trudności w kontroli treści audycji w wielu językach (a w tym, tak mało znanym języku, jak węgierski), można sobie wyobrazić, jak szefowie poszczególnych sekcji manipulowali instrukcjami z Waszyngtonu, dla własnych celów.  Jak wyciągali z waszyngtońskich debat to tylko, co było im wygodnie słyszeć.  Jan Nowak słyszał słowa o zmniejszaniu napięcia i poszukiwaniu wspólnych punktów z komunistami, o titoizmie i reformach, a jego węgierski odpowiednik o wyzwoleniu i walce.  Zważywszy wszakże jasno postawione cele RFE – radio miało przecież „Wolną Europę” w nazwie! – odnoszę wrażenie, że węgierska sekcja była bliższa z ducha idei „Wolnej Europy”, niż polski „desk” pod wodzą Jana Nowaka.  W wykładzie wygłoszonym w Budapeszcie w 1996 roku, Nowak przyznawał, że w latach 52-56 miał trudności z „interpretacją polityki wyzwolenia”.  Prawdę mówiąc, wydaje mi się, że interpretował ją jednoznacznie: należy zaprzestać beznadziejnej walki z komunizmem i postawić na reformistów w łonie partii.  Mackiewicz komentował to stanowisko po latach:

Od tej chwili narody wschodniej Europy wyrzec się mają marzeń o wyzwoleniu, o odzyskaniu niepodległości w znaczeniu, jakie my przydajemy temu pojęciu, tzn. w nawiązaniu do utraconej suwerenności dawnej substancji narodowej, lecz wlać się w panującą tam dziś substancję komunistyczną („socjalistyczną”) i, jeżeli Bóg pozwoli, „ewoluować” z nią razem.  A mianowicie ewoluować ku „lepszemu socjalizmowi”, „narodowemu”… – tu ze względu na fatalną koincydencję z fonetyką hitlerowskiego „nationalsozialismus” używa się raczej wprost: „narodowemu komunizmowi”, „humanistycznemu”, „liberalnemu”. [8]

Gwoli ścisłości, zaznaczyć muszę, że Gati wskazuje na inną przyczynę odmiennego podejścia węgierskiej sekcji.  Jego zdaniem, Węgrzy nie zrozumieli wagi zmian zachodzących w sowietach po śmierci Stalina.  Odmawiali rozróżniania między stalinistami i antystalinistami, nie doceniali titoizmu i rewizjonizmu, bo byli zacofanymi reakcjonistami.  Jednym słowem, byli antykomunistami – i chwała im za to!  Gati argumentuje, jak przed nim Nowak, że dla ludzi pod komunizmem miało znaczenie, czy u władzy jest Nagy, czy Rákosi, gdy dla antykomunistów nie może to mieć znaczenia, bo w odwróceniu niesławnego określenia Stefana Kisielewskiego, „nie można poprawiać czegoś, co się chce obalić”.  Nic też dziwnego, że Gati stawia Nowaka za wzór, jak należało prowadzić rozgłośnię.

A jednak nawet wśród węgierskich antykomunistów pojawiły się z czasem wątpliwości co do fundamentalnych sprzeczności amerykańskiej polityki.  Dwaj redaktorzy RFE, Imre Kovács i Gyula Borbándi, wyrazili przekonanie w osobnych artykułach z początku 56 roku, że polityka wyzwolenia nie oznacza obietnicy pomocy w razie wojny: „Zachód nie wywoła wojny dla wyzwolenia wschodniej Europy.”  To realistyczne stanowisko spotkało się z krytyką wewnątrz RFE, zarówno ze strony Węgrów, jak i Amerykanów.  Wyzwoleńcza retoryka radiostacji nie została stonowana.

______

  1. Kolejnym przykładem takiej polityki amerykańskiej mogłaby być sytuacja w dzisiejszej Syrii. Barak Obama jest winien stworzenia politycznej próżni w Syrii; próżni, którą bezbłędnie wykorzystał Putin.  A jednak polityczna mapa Syrii jest niezwykle skomplikowana i nie jestem przekonany, że można go także obwiniać o brak poparcia dla konkretnych frakcji w ruchu oporu przeciw Assadowi.
  2. „…mówi Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa…”, w: Optymizm nie zastąpi nam Polski, Londyn 2005
  3. Walter Hixson, Parting the Curtain: Propaganda, Culture and Cold War 1945-1961, London 1997. Ten cytat i dyrektywy dla pracowników RFE przytaczam za Victorem Sebestyenem, op. cit.
  4. Szczegóły operacyjne akcji balonikowej przytaczam za interesującą pracą: Richard H. Cummings, Balloons over East Europe: The Cold War Leaflet Campaign of Radio Free Europe http://www.psywarsoc.org/FallingLeaf/balloons.php
  5. List 77, z 21 kwietnia 1955, Listy do Redaktorów „Wiadomości”, Londyn 2010. Nb. Mackiewicz pisał w odpowiedzi na ataki Stanisława Cata-Mackiewicza zarówno na RWE jak i na akcję balonową.
  6. „Książka zamiast ulotek”, Wieszać czy nie wieszać?, Londyn 2015
  7. „Błędy, których się nie widzi”, tamże. Tekst ukazał się w styczniu 1956 w Wiadomościach.
  8. „…mówi Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa…”, op. cit.


Prześlij znajomemu

4 Komentarz(e/y) do “Powstanie węgierskie i Radio Wolna Europa. Część X”

  1. 1 amalryk

    W przyypadku Węgier hipokryzja amerykańska sięgneła dna. Jeżeli zaś prawdą jest, że w węgerskiej sekcji RWE zatrudnili świadomie antykomunistów (miast bolszewickich poputczików jak np. w polskiej) a nie z wynikającego z niechlujstwa przeoczenia (trudności językowe, brak kandydatów etc) to ich hipokryzja się potęguje. Po węgierskich doświadczeniach na takich wyzwolicieli do wolności nie warto nawet splunąć.

    Postalinowski komunizm, według formuły „socjalistyczny w treści narodowy w formie”, ostatecznie zwyciężył. Można go smialo okreslić jako socjalistycznonarodowy co stary przesmiewca Szpot juz dawno pięknie spuentował w „Towarzyszu Szmaciaku”;

    „I tak socjalizm w kraju naszym
    osiągnął wyższe stadium – faszyzm.”

  2. 2 michał

    Drogi Panie Amalryku,

    To jest bardzo dobre pytanie: dlaczego była tak wielka różnica między polską sekcją RFE i sekcjami węgierską i czeską? Niechlujstwo? Tak. Język? Tak. Ogromna ilość Polaków na Zachodzie w porównaniu do stosunkowo małej liczby Czechów i maleńkiej Węgrów. Na pewno. Ale mnie trudno oprzeć się wrażeniu, że ogromną rolę odegrał osobiście Jan Nowak. Gati w swojej książce o powstaniu węgierskim, stawia Nowaka za wzór, jak należało prowadzić radiostację. „Pod trzeźwym i mocnym przywództwem Nowaka sekcja polska była mniej konfrontacyjna niż czeska i węgierska.”

    Proszę dodać do tego autentyczną (bo z pewnością nie upozorowaną, nie cyniczną) konfuzję ideową w samym sercu polityki amerykańskiej – cały ten kompleks, który nazwałem skrótowo „wielka spółka czy zimna wojna?”, wyzwalać czy współpracować? – i ma Pan składniki do mieszanki wybuchowej.

    A zatem, gdybym musiał odpowiedzieć na Pańskie pytanie – czy jest możliwe, żeby Amerykanie celowo zatrudnili antykomunistów w Głosie Wolnych Węgier? – to powiedziałbym, że nie jest to możliwe. W żadnym stadium planowania akcji OPC, pomimo wielkiej sympatii, jaką odczuwam do ludzi takich jak Wisner czy Jackson, nie widziałem żadnych śladów długoterminowego, strategicznego myślenia. (Rozumiem, że w tej sytuacji zatrudnialiby antykomunistów w RFE, by podnieść temperaturę na Węgrzech do staniu wrzenia.) A poza tym, retoryka Nowaka i jego ludzi była antykomunistyczna, więc amerykańskim szefom oni wszyscy wydawali się antykomunistami.

    Podobnie było ze stosunkiem emigracji do RFE. Nowak nakazał w audycjach używania wyłącznie formy „radziecki”, ale w pismie RFE „Na Antenie”, skierowanym na emigrację, przywracano formę „sowiecki”, żeby nie drażnić emigrantów i podtrzymać obraz „antykomunistycznej radiostacji”.

    Natomiast co do Ameryki, to grzeszymy nie mniej niż Amerykanie. Mackiewicz pisał w Zwycięstwie prowokacji:

    „Zamiast traktować Amerykę za naszego sojusznika, – dobrego lub złego, mądrego lub głupiego, – traktujemy się, w najlepszym razie, sami za sojusznika Ameryki (i to pod licznymi warunkami), gdy chodzi o nasze własne wyzwolenie. Czyli nie my powinniśmy walczyć i Ameryka nam w tym pomagać, lecz odwrotnie: Ameryka powinna walczyć, a my jej (ewentualnie) w tym pomagać. Tak jakby Ameryka, a nie my, znajdowała się aktualnie pod jarzmem komunistycznym.”

    Czyż to nie racja?

  3. 3 amalryk

    Taaa… Tak pewnie się rzeczy miały.

    Ale, ale! Uwaga Mackiewicza :”(…) traktujemy się, w najlepszym razie, sami za sojusznika Ameryki (i to pod licznymi warunkami), gdy chodzi o nasze własne wyzwolenie.(…)” błyskotliwa ale, jakby to ująć? jakaś szalenie maksymalistyczna (o ile to jest tu dobre słowo). Przecież ideologiczne macki komunizmu były na dobre zapuszczone w Polskę już w czasach IIRP . A po bezprecedensowym, zapewne w całej historii tego globu, sześcioletnim czasie rzezi dokonanej wlaśnie tu na tak ograniczonym „areale” przez „domorosłych niemieckojęzycznych bolszewików” naprawdę trudno było oczekiwać od „tutejszych” jakiejkolwiek ochoty do heroizmu; w stosunku do bliźniaczego, choć o ile bardziej „otwartego narodowo” kolejnego gangu wszawych opętanych morderców.

    A nauka jaka płynie dla nas z Powstania Wegierskiego ? Jest boleśnie czytelna; jeżeli Ameryka nie będzie walczyć to my nie bedziemy jej pomagać ale jeżeli my, przypadkiem, będziemy walczyć to Ameryka z pewnościa nam też pomagać nie będzie. I tak staczamy sie na dobre w gówno bolszewizmu…

  4. 4 michał

    Drogi Panie Amalryku,

    Plutarch pisze gdzieś, zastanawiając się nad historią Rzymu, że po ekscesach Mariusza, Cynny i Carbo, nadchodzący Sulla wydawał się mieszkańcom Miasta wybawieniem. Doprowadzono Rzym do takich nieszczęść i opresji, że w desperacji ludzie pragnęli już nie wolności, ale łagodniejszej formy tyranii. Oczywiście Sulla okazał się jeszcze gorszym despotą. Ale w tym jednym zdaniu zawiera się cały sens „polskiego października”. Tylko jak wyjaśnić powstanie węgierskie?

    Ma Pan rację, że wojna była bardzo łagodna na Węgrzech, ale (jak pisałem w pierwszych częściach tego cyklu) skompensowana została brutalnością strzałokrzyżowców, potworną, 50 dni trwającą, bitwą o Budapeszt, i wreszcie niezwykły w swym okrucieństwie reżym Rákosiego. Innymi słowy, różnice były bardzo zasadnicze, ale nie uzasadniają one odwrotnego podejścia w październiku 56. Węgrzy odmówili „łagodniejszej formy tyranii”.

    Chyba inaczej niż Pan interpretuję te słowa Mackiewicza. Wydaje mi się, że chodziło mu raczej o przywrócenie hierarchii ważności, tzn. najpierw myśleć o własnej postawie, a dopiero potem krytykować innych. Węgrzy mogą krytykować Amerykę, że nie pomogła. Ale jak mogą krytykować Amerykanów Polacy, skoro sami nie zamierzali walczyć? Nie był to zatem maksymalizm, ale raczej minimalizm, w sensie „zacznijmy od nas samych”.

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.