Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Zżera mię tęsknota do świata, gdzie dwie linie równoległe nie mogą się zetknąć – nawet w nieskończoności.  Do świata, w którym jabłko spada i uderza w głowę Newtona – bęc, i sprawa zamknięta; kiedy woda pokrywa się lodem, to temperatura jest zero stopni, a gdy bulgocze i kipi, to niechybnie musi być około stu stopni.  W tym świecie można było ślizgać się po zamarzniętych stawach, zrywać niedojrzałe owoce prosto z drzewa, a mleko pochodziło od krowy, nie z lodówki.  Kilka leśnych poziomek na kopie bitej śmietany, maliny z trudem zerwane z kolczastych krzaków w niedostępnym chruśniaku i dwa rydze znalezione w gaiku, nieopodal uczęszczanej drogi – wszystko to były niezrównane skarby.  Powidła i konfitury rozświetlały zimowe wieczory, gdy czytało się na głos o Polsce skowanej.

Ba!  Ale geometria przestrzeni w istocie nie jest euklidesowa, jabłko spada wewnątrz spadającej windy i pływa nieważkie wokół głowy zachwyconego Newtona.  Zero stopni, to nie żadne zero.  Promień światła nie jest prosty jak strzała, ani zresztą strzała nie jest ani prosta, ani w ogóle nie jest.  Nic w ogóle nie jest proste.

A skoro nie ma powrotu do euklidesowego świata, gdzie kwadrat to nie jest szczególny przypadek rombu, a kryształ nie jest zrobiony z galarety, gdzie cichy kąt i ciepły piec nie zostały zastąpione przez twitter i facebook – czymkolwiek są te tajemne fenomeny – to nie ma już żadnych stałych, wszystko płynie i w ułamku sekundy staje się przeżytkiem, a kurczowe czepianie się przekonania, że wiatrak to tylko wiatrak, że koło młyńskie mle pszenicę na mąkę, by z mąki upiec chleb, jest śmieszne, bo nie ma ani młyna, ani mąki, ani chleba, jest tylko logistyczny proces dostarczenia produkcji na czas na rynek zbytu – proces bezosobowy i martwy.

Labirynt jest ciemny i prowadzi donikąd.  Minotaur nie wyjdzie na światło dnia, ponieważ promienie świetlne zagięły się wokół wielkiej, ciemnej masy, która domaga się, by pisać o niej z wielkich liter.  Myślałem naiwnie, że jestem młodym Tezeuszem, z nicią ukochanej Ariadny w dłoniach, podążającym śmiało, by zmierzyć się w walce z potworem, by uwolnić świat od przeraźliwego monstrum.  W uszach brzmiał mi jeszcze szept wybranki i miłość rozświetlała mi drogę, ale to był tylko sen, ułuda odziana w strzępy znanego mitu.  I wówczas namacałem w ciemnościach głowę byka…  Bicie mego przerażonego serca odbijało się echem w nieprzeniknionej czerni Labiryntu – bycza głowa była na moim własnym karku.  To ja jestem ofiarą, starym, bezużytecznym Minotaurem, niedobitkiem innego świata, w którym dwie równoległe linie z szacunkiem nie przecinały się nigdy, do głowy by im nie przyszło, ani nie rozchodziły się nigdy, pozostawały na wieczność równo odległe, stałe w swej nudnej przewidywalności, oburzająco nudne w swym przywiązaniu do pewnych zasad, przewidywalne w swej stałości jedna wobec drugiej, przysięgały, durne, że się nigdy nie rozejdą, więc tkwią tak, niezmienne, w swej zaprzysięgłej równoległości.  Czy nie słyszały, że świat się zmienił?  Czy nie dotarło do nich, że mogą dostać dyspensę?  Przecież były takie młode, kiedy poprzysięgły sobie wieczną równoległość, czy nie mogą pojąć, że nic nie jest na zawsze?  Nie mogą pojąć.  I nie dotarło do nich.  Tak jak nie dotarło do mnie, potwora z głową byka, ukrytego w ciemnym labiryncie.

Dochodzi czasami mych uszu poszczekiwanie sfory, słyszę niekiedy nawoływania zbliżającej się nagonki, ale psy gończe gubią ślad w labiryntach.  Kiedy zdarzy im się dopaść potwora, to rozrywają go na strzępy, bo choćby nawet chciał – a ja odmawiam! – to nie wpisać że go do kolektywu, nie maszerować że mu równo w nogę.  Jakże włączyć go do radosnej twórczości, gdy w swej prostolinijnej potworności odważa się mieć byczy łeb?  Jakże postawić go w równym szeregu, gdy w swej potwornej, tępej prostolinijności odrzuca zaginanie promieni Światłości?

Światu nie wystarczy zamknięcie potworów w ciemnych labiryntach, odizolowanie ich na szczytach gór, gdzie z orły dzielą samotność; nie wystarczy ich wegetacja w zapomnianych puszczach lub odcięcie na niedostępnych trzęsawiskach.  Nie ma już samotności!  Bagna osuszyć!  Lasy wyciąć w pień.  Góry zniwelować, odwrócić bieg rzek, a w labirynty zapuścić nagonkę.

Huczy równy krok świata na nie kończącej się defiladzie.  I tylko jedno truchło w mysim oleju, ukryte w brutalistycznej architekturze bunkra z czerwonego granitu, pozostanie wyniesione samotnie ponad świat.  A tam, ot, straszny kamienny posąg Komandora – nie, zaraz, to chyba mundur generalissimusa – ściska prawicę nieudacznego Don Juana z dziwaczną czupryną, by ściągnąć go za sobą do piekieł.  Przebiegły Mefisto zdjął z siebie partyjne wdzianko, zapięte pod szyję, przebrał się w dobrze skrojony garnitur, zawiązał czerwony krawat i z elokwencją przekonuje rozkojarzonego Fausta na siódmym kacu, że Małgorzata nie jest w więzieniu, że jest naprawdę Minotaurem w Labiryncie.  Zapatrzony w swój własny pępek Faust, próbuje bez skutku rozstrzygnąć, czy jest mężczyzną, czy niewiastą, a jeżeli jest damą, to czy wolno mu wchodzić do damskiej toalety, a skoro mu wolno, to czy nie należy mu się więcej pieniędzy w imię równości, wolności i siostrzeństwa?

Wergiliusz oprowadza wziętego Poetę po Piekle.  Poeta nie wykazuje większego zainteresowania pierwszym kręgiem Piekła, wypełnionym nieletnimi delikwentami.  Dzieci, którym wszystko wolno, rozbisurmanione wcielenia egotyzmu.  W drugim kole młodzież, Poeta widział to na studiach.  Każdy taki sam, żadnej byczej głowy, żadnej własnej myśli.  Odmawiają dyskusji i wzbraniają jej innym.  Na każdym kroku czują się dotknięci i tak bardzo pragną nikogo nie obrazić, że są obrazą dla Pana Boga i jego Przykazań.  W trzecim kole dorośli, którzy są jak dzieci.  Marzą, aby cofnąć się do dziecięctwa, by ktoś wreszcie zdjął z nich odpowiedzialność.  Poeta poczuł się niepewnie.  Wstąpili w czwarty krąg, wypełniony starymi ludźmi.  Dogorywają w domach starców; postradali rozum i zmysły, kontrolę nad sobą i swym organizmem, nie mają woli ani pojęcia o sobie samych, a co dopiero mówić o szczątkach godności, ale czepiają się każdej namiastki życia.  Piąty krąg wypełniają niewiasty, co pragną być mężami i vice versa, chudzi, co chcieliby być grubi, i tłuściochy zapatrzone w chudość, biali co chcą być czarni, i czarni, którzy wszystko by oddali, byle tylko stać się białymi, matki, które nie chciały dzieci, i nieobecni ojcowie.  Poeta zauważył nawet pustelnika, marzącego o salonach.

Ale oto otwiera się przed przerażonym wzrokiem Poety szósty krąg, a w nim duszą się w sosie własnego narcyzmu, zachwycone sobą feministki i rozmiłowani w swym machismo męscy samcy, a obok czarni rasiści i niedorozwinięte półgłówki z Ku Klux Klanu z białą skórą, ale z czerwonymi karkami i duszami, a wokół nich globalna międzynarodówka nacjonalistów wszystkich krajów połączona z niewolnikami metod statystycznych.  Wszyscy są zapatrzeni w ekrany swych telefonów, a w nich we własne blade odbicia.  Zaprzedali tę oto chwilę, ten jeden, wyjątkowy moment swego niepowtarzalnego istnienia, za złudzenie bycia gdzie indziej, za iluzję kontaktu z Innym (choć takim samym), kto sam przestał istnieć, bo przemienił duchową cząstkę swego bytu w wirtualny sztafaż.

Poeta rzucił okiem na swój telefon i znalazł się w ostatnim kręgu: wśród czterech białych ścian, w przeraźliwie ostrym, białym świetle, przy groźnym pomruku chmury miliona komputerów, które nie wróżyły niczego dobrego.  Oddalony głos Wergiliusza oznajmił mu, że tu w procesie przyspieszonej ewolucji przemienia się niedoskonałego człowieka w wyższy gatunek, gatunek pod tytułem h+.  W transhumanistycznym laboratorium, ludzki intelekt spotęgowany zostanie dzięki sztucznej inteligencji, fizjologiczne ograniczenia będą usunięte, bioniczne mechanizmy zastąpią członki i organy ludzkie.  Śmiertelność przestanie być przekleństwem ludzkości, choć pozostanie nadal problem nudy w poniedziałkowe popołudnia.  Poetę oblał zimny pot, bo lubił z wyższością udawać znudzenie.

Modny wierszokleta zdołał uciec ze swej piekielnej wycieczki krajoznawczej i poczuł, że i jego zakuty poetycki łeb także przemieniać się zaczął w byczą potworność.  Bez ostrzeżenia, bez śladu względów dla zachowania pozorów, świat przemienił się w swoje przeciwieństwo, obrócił się na nice, jak znoszony szynel.  Ale przenicowana kapota może nadal okryć człowieka przed burzą, gdy świat obrócony na nice ma w sobie coś niezrozumiałego i obcego, wobec czego byczy łeb wydawać się może znanym i swojskim, i mile widzianym punktem odniesienia.  Toteż Poeta powitał ciemności Labiryntu z nieskrywaną ulgą, a może nawet z radością, choć przy panujących wokół ciemnościach, nie musiał się do tego przyznawać nawet sobie samemu.  Wobec kręgów piekielnych, bycza samotność nie wygląda nagle tak źle.

Ja, Minotaur, monstrum skrywane przed światem, potworny przedmiot polowania z nagonką, zachowuję wiarę w euklidesową moralność.  Ja, Minotaur, karmiony krwawymi odpadkami wielkich kultur, deklaruję newtonowską prawdę.  Ja, Minotaur, bezkształtny pół-zwierz, pół-duch, podtrzymuję ufność w kantowską powinność.  W ciemnościach Labiryntu świadczę prostolinijnej Światłości.



Prześlij znajomemu

0 Komentarz(e/y) do “Minotaur w nieeuklidesowym Labiryncie”

  1. Brak Komentarzy

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.