Jak rozpętałem II wojnę czyli Wiktor Suworow i Józef Mackiewicz (3)
16 komentarzy Published 18 kwietnia 2018    | 
Tajemne poczynania
Suworow przywiązuje ogromną wagę do wydarzeń stosunkowo mało znanych, do mów, na które nikt nie zwrócił uwagi, do bitew, o których historycy milczą. Jego metodę widać jak w soczewce w analizie wydarzeń jednego konkretnego dnia: 19 sierpnia 1939 roku. Tego dnia Stalin przerwał rozmowy z przedstawicielami Anglii i Francji, przedstawił projekt traktatu niemieckiemu ambasadorowi w Moskwie, podjął decyzję o mobilizacji, wydał Żukowowi rozkaz zgniecenia VI armii japońskiej na granicy Mongolii oraz wygłosił mowę na tajnym zebraniu politbiura. W mowie tej Stalin dowodził, że partie komunistyczne nie mogą zagarnąć władzy w Europie w warunkach pokoju. Układ z Hitlerem, argumentował dalej, dawał sowietom natychmiastowe korzyści (zniszczenie Polski i wolną rękę w krajach bałtyckich) oraz potencjalne długoterminowe zyski.
W wypadku klęski nieuchronnie nastąpi sowietyzacja Niemiec i zostanie utworzony rząd komunistyczny. Nie wolno nam zapominać, że zsowietyzowane Niemcy znajdą się w wielkim niebezpieczeństwie, jeśli owa sowietyzacja będzie następstwem klęski Niemiec w krótkotrwałej wojnie. Anglia i Francja będą jeszcze wystarczająco silne, by opanować Berlin i unicestwić zsowietyzowane Niemcy. A my nie będziemy w stanie przyjść z pomocą naszym bolszewickim towarzyszom w Niemczech. *
Zadaniem polityki sowieckiej miało być przeciąganie wojny, „by Anglia i Francja, zmęczone i wyniszczone, nie mogły pokonać zsowietyzowanych Niemiec”. Stalin chciał pozostać neutralny i, wyczekując sprzyjającej chwili, udzielać pomocy Hitlerowi, zaopatrując go w surowce i produkty.
Rozpatrzmy teraz drugą ewentualność, to jest zwycięstwo Niemiec. Niektórzy są zdania, że taka możliwość stanowi dla nas poważne zagrożenie. Jest w tej opinii jakaś cząstka prawdy, ale byłoby błędem sądzić, że owo zagrożenie będzie tak bliskie i tak wielkie, jak niektórzy je sobie wyobrażają. Jeżeli Niemcy odniosą zwycięstwo, wyjdą z wojny zbyt wyniszczone, by rozpocząć konflikt zbrojny z ZSRR.
Zarówno zwycięskie Niemcy, jak i pokonane Francja i Anglia, będą otwarte na komunistyczną infiltrację. „Otworzą się przed nami rozległe perspektywy szerzenia Rewolucji Światowej”, twierdził wódz.
Towarzysze! W interesie ZSRR – Ojczyzny Mas Pracujących – leży, by wojna wybuchła pomiędzy Rzeszą i kapitalistycznym blokiem angielsko-francuskim. Należy zrobić wszystko, żeby ta wojna ciągnęła się jak najdłużej, żeby obie strony nawzajem się wyniszczyły.
Wedle sowieckich źródeł, nie było ani takiego posiedzenia politbiura, ani przemówienia Stalina, co nie powinno nas dziwić, gdy przypomnimy sobie, że sowieci odmawiali przyjęcia odpowiedzialności za Katyń, pomimo oczywistych dowodów, a Mołotow aż do śmierci twierdził, że nie było żadnej tajnej klauzuli w jego pakcie z Ribbentropem; Putin nie ma nic wspólnego z otruciem Skripala, ani Assad nie ma broni chemicznej. Stalin posunął się nawet do wystosowania oficjalnego démarche, gdy na Zachodzie ukazały się raporty na temat jego przemówienia.
Jeszcze więcej wagi przywiązuje Suworow do bitwy stoczonej między sowietami i Japończykami o Chałchin-Goł na granicy Chin i Mongolii. Jego zdaniem, operacja Żukowa w Mongolii była pierwszym przykładem blitzkrieg w najczystszej formie, nieznanym dotąd przypadkiem koncentracji ognia artyleryjskiego na wąskim odcinku frontu, połączonym ze zmasowanym atakiem 153 bombowców i głębokimi wypadami wojsk pancernych. Historycy zgadzają się, że znaczenie tej bitwy dla przebiegu II wojny było ogromne. Odtąd bowiem Japonia skierowała swą ekspansję na południe i wschód, przeciw koloniom brytyjskim i Ameryce, a nie na północ i zachód, zostawiając tym samym Stalinowi wolną rękę w Europie. Ale Suworow zwraca uwagę na inny aspekt bitwy. Otóż propaganda Stalina nie roztrąbiła tego sukcesu sowieckiego oręża, jak to miała w zwyczaju. Suworow widzi w tym dowód, że pod Chałchin-Goł odbyła się próba generalna do ostatecznej rozprawy z Hitlerem.
Mamy tu do czynienia z typowym dla Suworowa chaosem. Mowa Stalina uzasadnia bowiem „hipotezę Lodołamacza”, gdy Chałchin-Goł i mobilizacja prowadzą go wprost do „hipotezy 6 lipca”: Stalin musiał, zdaniem Suworowa, zaatakować Hitlera przed wrześniem 1941, gdyż po dwóch latach „musiałby zwolnić do domów” roczniki powołane dwa lata wcześniej. Zważywszy, że nasz autor raczej nie wykazuje się nieznajomością natury bolszewickiego reżymu, twierdzenie to jest szokujące w swej naiwności. Jest zupełnie oczywiste, że Stalin trzymałby miliony pod bronią, gdyby mu to było potrzebne, a nie czułby się zmuszony do niczego.
Wojna zimowa
Jeszcze w Lodołamaczu utrzymywał Suworow z pewnym obiektywizmem, że wojna z Finlandią była poglądową lekcją, jak należy bronić własnego terytorium; jak wykorzystać naturalne warunki dla budowy pasa obronnego, który przeszedł do historii jako Linia Mannerheima. Lekcja ta została całkowicie zignorowana – kolektywnie, przez dowództwo czerwonej armii, i osobiście przez Stalina. Ale w Winowajcy nie ma już ani śladu tego obiektywizmu, ani choćby szczątkowego podziwu dla bohaterstwa fińskich obrońców. Tym razem Suworow dostrzega niezwykłą odwagę tylko po stronie sowieckich agresorów. Pokonanie Finlandii miało być wielkim osiągnięciem, gdyż „eksperci wojskowi z całego świata uznali fortyfikacje Mannerheima za nie do zdobycia”. Wielu wskazywało na wojnę zimową jako najlepszy dowód, że potęga sowiecka stoi na glinianych nogach, ale Suworow wyśmiewa takie konkluzje. Dla niego, operacje sowieckie w Finlandii były dowodem wielkiej siły. Jakże łatwo było przyzwyczajonym do mrozu i śniegu Finom walczyć z atakującymi krasnoarmiejcami… (To jest tak bardzo nie do wiary, że na wszelki wypadek podaję miejsce: The Chief Culprit, s. 141.) Z jakiegoś powodu, ten sam argument nie pada „w obronie” Wehrmachtu po roku 1941. Ten sam Suworow, który kilkadziesiąt stron wcześniej wynosił pod niebiosa „dwa miliony pionierów z odznaką spadochroniarza”, jako „największe wojska desantowe na globie”, teraz nagle zapomniał o „najlepszych bombowcach”, o milionach spadochroniarzy, a w zamian lamentuje, że „padał śnieg, był mróz i robiło się ciemno o godzinie czwartej”, więc krasnoarmiejcy są usprawiedliwieni. Mało tego, Suworow rozgrzesza dowództwo armii, bo nie mogli z wyprzedzeniem znać warunków, w jakich przyszło im walczyć. Ale zaraz! Najwspanialszy wywiad wojskowy w historii ludzkości, który w poczet swych niezrównanych analityków zaliczyć miał wkrótce samego Wołodię Rezuna, nie zdołał ustalić, że w Finlandii w grudniu pada śnieg, bywa zimno i robi się wcześnie ciemno? Zdaniem Suworowa, wojna zimowa jest kolejnym przyczynkiem do chwały niezwyciężonych krasnoarmiejców.
Z wydarzeń w Finlandii należało wyciągnąć tylko jeden logiczny wniosek: nic nie było niemożliwe dla Czerwonej Armii.
Suworow przytacza na zakończenie wiele cytatów z różnych niemieckich polityków i wojskowych o rzekomym kamuflażu potęgi sowieckiej podczas wojny zimowej. Göring na przykład, miał się wyrazić, że była to największa w historii kampania dezinformacji…
Wojna Finlandii z sowietami była przedmiotem szczególnego zainteresowania Józefa Mackiewicza. Wojna zimowa była w jego oczach przykładem, jak walka z sowietyzmem prowadzić może do honorowego pokoju, gdy ugoda wiedzie tylko do haniebnej klęski. Już w 1939, gdy był redaktorem i wydawcą Gazety Codziennej w Wilnie, poświęcał wiele uwagi wydarzeniom na froncie fińskim, a i później pisał o niej wielokrotnie. Obserwując z żabiej perspektywy prowincjonalnego i odciętego od świata Wilna, Mackiewicz analizował sytuację na gorąco, często trafniej niż to robi Suworow w swych sławnych książkach pisanych z perspektywy kilkudziesięciu lat. Pisał w grudniu 1939 roku, że gdy niejednego zastanowić mogło milczenie Anglii wobec agresji sowieckiej na Polskę, to on już wówczas dostrzegał, że Anglia pragnie przeciągnąć Stalina do antyniemieckiego obozu. Co więcej:
Niemcy chcą sojuszu z Sowietami. Niemcy dążą do podobnego celu z drugiej strony frontu: zabiegają o sojusz z Sowietami, nie tyle dla uzyskania ich pomocy militarnej, ile z obawy przed wciągnięciem Sowietów do antyniemieckiej koalicji. Stąd płyną ich ustępstwa na rzecz Sowietów: przekreślenie polityki antykominternowskiej, wyrzeczenie się planów nad Bałtykiem, ewakuacja Niemców, ostateczny koniec polityki ukraińskiej i wolna ręka, dana Sowietom na Bałkanach. Ustąpienie Morza Bałtyckiego: stąd nawet wyrzeczenie się odwiecznej, tradycyjnej polityki popierania państw skandynawskich przeciwko blokowi rosyjskiemu. Życzliwe dla Sowietów umywanie rąk w stosunku do progermańskiej dotychczas Finlandii.
Artykuł nazywa się „Świat zamarł w oczekiwaniu”, można go znaleźć w tomie pt. Nudis verbis i jest z pewnością wart przeczytania. Mackiewicz wykazywał tu wyrafinowane zrozumienie dla subtelności polityki międzynarodowej, tak rzadkie w polskiej publicystyce, gdzie wszystko musi być sprowadzone do relacji ze „sprawą polską”. W serii artykułów w Gazecie w roku 1940 opisywał, jak doszło do rozmów sowiecko-fińskich pomimo, że Linia Mannerheima nie została przełamana. Stało się tak, ponieważ Finowie nie chcieli prowadzić wieloletniej wojny z ogromną sowdepią bez sojuszników. Jedyną skuteczną pomoc mogli otrzymać ze strony Niemiec, choć Hitler nie chciał im jej wówczas udzielić. A jednocześnie Finlandia nie chciała znaleźć się w obozie anglo-francuskim, gdyż nie wierzyła gwarancjom Londynu i Paryża.
Po wojnie, na łamach Lwowa i Wilna, rozwijał tę koncepcję. Finlandia ma jednego wroga na kuli ziemskiej – sowiety. W roku 1940 tylko jedne Niemcy mogły rozbić raj krat. Znalezienie się zatem w obozie alianckim skazywało Finów na przyszłą zależność od sowietów, podczas gdy „bolszewicy byli naprawdę słabi…”
Koncepcję o zakamuflowaniu własnej potęgi militarnej przez Sowiety, marnym wyglądem wojsk w Polsce w okresie września i słabością w wojnie z Finlandią, przypisać należy wersji puszczonej przez propagandę niemiecką, która w inny sposób nie mogła wytłumaczyć w skutkach, już nie błędów, a – obłędów swojej polityki.
Powrócę jeszcze do tego punktu, gdy dojdziemy do interpretacji wydarzeń z czerwca 1941 roku.
Błędy Stalina
Pierwszym błędem Stalina w rozgrywce z Hitlerem było, zdaniem Suworowa, wszczęcie wojny z Finlandią. Nie ze względu na hekatombę ofiar – tym bolszewicy nie przejmują się nigdy – ale dlatego, że atak niebezpiecznie zbliżał Stalina do żywotnych źródeł rudy żelaza w Szwecji. Złoża bogatej rudy szwedzkiej były niezbędne dla niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Wojna zimowa była więc pierwszym dzwonkiem alarmowym dla Hitlera. Drugim miało być wcielenie państw bałtyckich do sowietów. Z punktu widzenia strategicznych interesów Hitlera, oddawało to porty bałtyckie w ręce Stalina i umożliwiało skuteczne sparaliżowanie dostaw ze Szwecji. W obu wypadkach, Suworow wydaje mi się nieprzekonujący. Dostawy szwedzkiej rudy były zawsze podatne na trudności i ataki z wielu stron.
W czerwcu 1940 Stalin miał popełnić największy błąd. Skoncentrował trzy armie na granicy rumuńskiej, gdy Wehrmacht był zajęty podbojem Francji, i dokonał efektywnie rozbioru Rumunii, zajmując Besarabię (Mołdawię) i Bukowinę. Błąd, wedle Suworowa, polegał na powstrzymaniu ofensywy Żukowa, zanim jego czołgi doszły do pól naftowych. Zajęcie Ploiești byłoby zniszczyło Wehrmacht jako nowoczesną machinę wojenną, gdyż Hitler całkowicie zależał od dostaw ropy z Rumunii i sowietów. Powstrzymanie wojsk Żukowa uzmysłowiło Hitlerowi niemal namacalnie, jak straszne niebezpieczeństwo zawisło nad jego planami. Argumentacja Suworowa wydaje się przekonująca w tym punkcie.
Wróćmy wszakże do pierwotnych jego założeń. Przekonywał nas dotąd, że Stalin pragnął, by zachodnie mocarstwa wykrwawiły się w długotrwałej walce z Hitlerem. Czy po krótkiej rozprawie z Francją mógł nadal być pewien takiego obrotu spraw? Czy nie było co najmniej równie prawdopodobne, że podbudowany zwycięstwem Hitler obróci się przeciw niemu? A zatem, czy zbliżając się do pól naftowych, Stalin nie zabezpieczał się jednak w paradoksalny sposób?
Rzecz chyba w tym, że – jak to próbowałem wykazać w poprzedniej części – Suworow błędnie suponuje, jakoby Hitler nigdy nie miał w planach ataku na sowiety. Trzy posunięcia Stalina na pewno miały swój efekt, bo już w lipcu 1940 rozpoczęto przygotowania do operacji Barbarossa, ale nie „sprowokowały napaści”, która bez rzekomych błędów Stalina nie byłaby w ogóle nastąpiła, a tylko przyspieszyły ją.
Obrona i atak
Dochodzimy tu do kluczowego punktu historycznej koncepcji Suworowa. W skrócie wygląda ona następująco: przez 20 lat sowiety próbowały podważyć porządek wersalski w Europie i wreszcie w sierpniu 1939 Stalin zdołał osiągnąć swój pierwszy cel; wywołał wojnę między kapitalistami, w której on sam pozostać miał bierny (tylko od czasu do czasu oportunistycznie anektować miał terytoria), by wreszcie ruszyć na osłabione Niemcy i wyzwolić zmęczoną wojną Europę. „Hipoteza Lodołamacza” – wyrzygania Hitlera na Europę – przecina się tu z „hipotezą 6 lipca”, że Stalin szykował się do ataku, gdy Hitler go uprzedził w czerwcu 1941. Ponieważ Stalin nie przygotowywał się do wojny obronnej, to był wyłącznie gotowy do ataku. Niestety zdradziecki Hitler ubiegł go i w rezultacie ukochany raj krat nie podbił całego świata, a w 50 lat później rozpadł się, co zdaje się zasmucać Suworowa (a cieszyłoby mnie, gdyby tylko było prawdą).
W Lodołamaczu przytacza Suworow opowiastkę, jak bohatersko szły naprzód wojska graniczne nkwd w czerwcu 1941, choć niestety ci sami żołnierze nie byli w stanie bronić mostów i przejść granicznych, bo nie mieli żadnego przygotowania do walki obronnej: „po prostu nikt ich nie nauczył się bronić, ani nie przypisał im niczego do obrony”. Nasuwa mi się artystowskie pytanie: kto jest tu w większym stopniu zsowietyzowany? Enkawudziści, którzy nie potrafią się bronić wobec nacierającego wroga, bo nie było rozkazu, czy Suworow, który przytacza ten fakt jako dowód, że Stalin chciał zaatakować Hitlera?
Suworow jest zdania, że ofensywa na Chałchin-Goł i plan ataku na Rumunię w 1940 roku (ale także natarcie na wojska japońskie w 1945) były odbiciem wielkiego planu ataku na Hitlera w lecie 1941; że gdyby tylko Japończycy uprzedzili atak sowiecki, to wynik byłby taki sam jak 22 czerwca. Jest to zaskakująca konstatacja. Obnaża bowiem immanentny dla sowieckiego myślenia element nieliczenia się z rzeczywistością, a także brak wszelkiej taktycznej giętkości (w przeciwieństwie do niezwykle elastycznej strategii). W wielu dziedzinach życia, przejście od obrony do ataku, od działań zaczepnych do obronnych, jest kwestią podstawową. Drużyna piłki nożnej nastawiona na atak, musi czasami także się bronić. Wedle zasad Suworowa, FC Barcelona powinna poddawać się natychmiast, za każdym razem, kiedy przeciwnicy ich atakują, bo oni przecież nie przyjechali na mecz po to, by się bronić. Równowaga między ofensywą i obroną jest podstawą militarnej strategii, o czym doprawdy wie każdy student historii wojskowości. Wszyscy wielcy wodzowie od Hannibala, Scypiona i Aleksandra, po Napoleona i wielkiego Aleksandra Suworowa, zawsze przygotowywali się do działań zaczepnych, ale nigdy nie wykluczało to gotowości do obrony, jeżeli tego wymagała od nich zmienna sytuacja.
Absurdalność tezy Wiktora Suworowa najłatwiej zademonstrować przy pomocy myślowego eksperymentu. W drugiej połowie czerwca 1941 Hitler szykował się do ataku, do ogromnej inwazji z użyciem wielkich sił. Spróbujmy sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby Stalin uprzedził operację Barbarossa i natarł pierwszy? Czy wśród żołnierzy i oficerów Wehrmachtu zapanowałaby panika i bezhołowie? Czy poddawaliby się masowo? Czy szliby milionami w niewolę, byle tylko nie walczyć za swego „ukochanego wodza”? Szczerze mówiąc, wątpię.
Wehrmacht był być może najlepszą machiną wojenną w historii ludzkości. Armie niemieckie osiągnęły niezwykłe sukcesy na wielu frontach, pomimo niebywałego idiotyzmu Fürhera – w sensie zarówno jego politycznej ślepoty, jak i z punktu widzenia militarnej strategii. Wiemy doskonale, z jaką niezwykłą odwagą i zaciętością bili się żołnierze niemieccy w odwrocie, we Włoszech, we Francji, w Belgii, a przede wszystkim na froncie wschodnim i w Niemczech, w obronie złej sprawy (a na dodatek sprawy przegranej), wobec przeważających sił aliantów. W moim przekonaniu, nie ma takiej możliwości, żeby Wehrmacht dał się zaskoczyć tak, jak zaskoczona została armia czerwona.
Suworow gromadzi wiele dowodów na poparcie tezy, że Stalin przygotowywał się do ataku na Hitlera. Myli się wszakże, że istnienie takiego planu w jakiś sposób usprawiedliwia rozmiary klęski z czerwca 1941 roku. Jest wręcz odwrotnie i wystarczy sięgnąć do Mackiewicza, by to pojąć. W kolejnej części mych rozważań zajmę się porównaniem stanowiska Suworowa i Józefa Mackiewicza w tej kwestii.
_______
* Większość cytatów z mowy Stalina z 19 sierpnia 1939 przytaczam za http://www.suworow.pl/index.php?page=przemowienie-stalina-19-sierpnia-1939
Prześlij znajomemu
Tak, tak, znamy te slogany Wołodii Riezuna; krasnaja armija to najbardziej ofensywna i atakująca armia w dziejach świata, w ogóle nie uczono tam ich obrony etc etc, a na 6 lipiec 41-go byli już, już urzutowani do ataku, a tu masz! ten cholerny Hitler ich uprzedził no i stąd takie straszne lanie od Niemców latem owego pamiętnego roku. Gdyby nie to, to: Chałchyn-Goł ot proszę jaki by Niemiaszki dostały łomot!
Nie chce mi się nawet grzebać w poszukiwaniu starych sowieckich instrukcji walki piechoty, by udowodnić ,że pluton (wzwod) w natarciu i pluton w obronie to elementarz każdego takiego dzieła we wszystkich armiach. Inna sprawa, to po ki czort sowieci budowali tak ogromnym nakładem tzw. Linię Mołotowa, skoro w ogóle nie umieli ani nie chcieli się bronić?
Oczywiście nad Chałchyn-Goł zabłysnął jak brylant geniusz Żukowa i krasnoj armij w pełnej krasie no bo przecież do tego byli szkoleni! Ciekawe, że ten lokalny i w mikroskali (z udziałem ok.100 – 120 tys. żołnierzy po obu stronach) konflikt, rozdmuchiwany jest do niebotycznych rozmiarów, gdy o wyniku zadecydowała zwykła asymetria sił , przeciwko 500 sowieckim czołgom (z T-34A włącznie) Japończycy nie mieli niczego porównywalnego; ok. 60 rupieci uzbrojonych w armatę krótkolufową 37mm, a ich czterokrotnie mniej liczna artyleria w ogóle nie dysponowała pociskami przeciwpancernymi.
Ciekawe, że w Finlandii milionowa zgraja krasnoarmiejców jakoś wszystkiego zapomniała… No tak ale to wszystko przez ten cholerny mróz! (Widocznie po fińskiej stronie było cieplej.)
Takie to złote myśli sprzedaje nam Wołodia.
Panie Amalryku,
Słusznie się Pan naśmiewa, bo to jest genialnie komiczne. Ale tym bardziej żałosne, że ten facet, który napisał np. gdzieś, że odpowiedzialność za Katyń była „długo przypisywana Niemcom, aż sowieci przyznali się do zbrodni w 1990 roku”, jest nagle „poczytnym autorem” w Polsce właśnie. Czy to nie urocze?
Rzekomym „ofensywnym nastawieniem armii czerwonej” zajmę się jeszcze osobno w szczegółach, ale też co za niedorzeczność! Umieli rzekomo tylko iść naprzód, a nie potrafili się bronić… Ma Pan oczywizda rację, że każda armia, każdy żołnierz z osobna, musi potrafić przejść od obrony do ataku. Prąc naprzód, może bowiem natrafić na sytuację, w której trzeba się okopać, zachować zyskane pozycje, bronić się. To jest jasne jak słońce.
Chałchin Goł wydaje mi się jednak ciekawy. A to dlatego, że rozdmuchiwany właśnie nie jest! Osobiście nie słyszałem nigdy tej nazwy, aż nie wyczytałem jej u Suworowa. Pytałem wielu ludzi – nie „historyków”, ale ludzi znających historię II wojny – nie słyszeli nawet o Chałchin Goł (albo słyszeli zaledwie mgliście) i nie wiedzą nic o znaczeniu tej bitwy.
Co rzekłszy, nic nie przygotowało mnie na „niespodziewany mróz i śnieg w Finlandii w grudniu”, tudzież egipskie ciemności, które skonfundowały niezwyciężone wojska desantowe Soso.
Ech, Czapajew gieroj!… My pobiedim wraga! Za matoczku Rossiju, za biełowo caria!
Ooo! To Pan zapewne, Panie Michale , nie miał do czynienia z wiekopomnym 12-sto tomowym dziełem zbiorowym, pod przewodnictwem marszałka Greczki (kto dziś pamięta tego wiekopomnego wodza?) wydanym w peerelu w 1978r. przez MON pt.”Historia drugiej wojny światowej 1939-1945″.
Owoż w tym dziele bitwie z „imperialistami japońskimi” nad rzeką Chałchyn-Goł (co ciekawe na granicy między Mongolską Republiką Ludową a cesarstwem Mandżuko, a nie ZSRR a Japonią ) poświęcono bite 5 stron ! Możemy się tam m.in. dowiedzieć, że przed bitwą 1800 czerwonoarmistów wstąpiło do konsomołu a 1200 do wkpb dzięki czemu stan upartyjnienia wzrósł do 11% (i wszystko jasne! tu tkwiła przyczyna sukcesów!). No i straty „militarystów”są tam szacowane na 61 tys, gdy samych krasnoarmiejców wzięło udział w boju tylko 57 tys.
Ale wg.mnie nie miała ona (tzn. ta bitwa) żadnego wpływu na decyzję Japończyków o kierunkach ich militarnej ekspansji. Po prostu syberyjski bezludny i pozbawiony elementarnej infrastruktury, bezkresny interior, o raptem czterech miesiącach w roku sprzyjających jakiej takiej aktywności, do niczego nie był Japończykom potrzebny.
Panie Amalryku,
Wiekowy już wprawdzie jestem, ale nie pomnę marszałka Hreczko-sieja i jego wielo-cegłowego superdzieła. Natomiast widzę teraz z jasnością, kim to podpierał się nasz analityk wywiadu. Oczywiście masowe przystąpienie do komsomołu z pewnością rozstrzygnęło wynik bitwy, a może nawet wojny i światowej rewolucji.
Ale co do historycznej wagi bitwy o Chałchin Goł, to lepsi historycy od Hreczkosieja (a także od Suworowa) jednak twierdzą, że był to przykład skoncentrowanej ofensywy bez precedensu, blitzkrieg jeszcze zanim ten termin został ukuty. Nie jestem też pewien, że Japończycy nie chcieli iść na Syberię. Chyba chcieli, bo to były bardziej tradycyjne kierunki ich ekspansji niż południe. Mandżuria, Mongolia, Korea, północne Chiny, rosyjski daleki wschód – to były dla nich znane ziemie, tam się bili częściej niż na Pacyfiku czy na Hawajach.
Zaraz, zaraz! Panie Michale ! Że się różnić ośmielę. („…bo choć ogólne wspólne są cele,ja się w szczegółach różnić ośmielę…”)
Po pierwsze koncepcja „wojny błyskawicznej” (niem. Blitzkrieg) jest autorstwa Alfreda von Schlifena („…wojny wygrywa się nie przez ścieranie siły nieprzyjaciela, lecz przez zdecydowanie manewrową strategię…”) na długo przed Guderianem, Lutzem, Justrowem czy Manteyem; ale fakt, w niemieckim piśmiennictwie wojskowym do 1919r. sam termin nie występuje, a i do 1939r. sporadycznie.
Poza tym, pierwszy niemiecki „Blitzkrieg” ugrzązł już latem 1914 r. nad Marną.(Do dziś trwają spory czy to nie wina drastycznego osłabienia prawego skrzydła w „Panie Schliffena” przez von Moltkego wzmocniona serią późniejszych błędów ; samowolne decyzje Klucka, którego armia zboczyła z planowanego kierunku natarcia, po czym wpakowała się w rejon natarcia 2 armii, na dodatek nie zabezpieczywszy swego prawego skrzydła głębszym urzutowaniem dywizji; utrata łączności i kontroli nad prawym skrzydłem walczących armii w decydującej fazie walki przez chorego von Moltkego, panikarskie osłabieniesiły atakujących armii przez odesłanie na wschód dwóch korpusów w decydujących chwilach bitwy, fatalne w skutkach inormacje szarogęszącego się Hentscha (najbliższego doradcy Moltkego) wprowadzające tylko zamieszanie etc..)
A nadawanie jednej, prowadzonej bardzo ograniczonymi siłami (raptem równowartości dwóch korpusów) bitwie nad Chałchyn-Goł miana „wojny błyskawicznej” jest chyba sporym nadużyciem. Jedyne co tu zostało zrealizowane to uczony we wszystkich szkołach wojskowych całego świata „manewr kannaeński” i tyle.
I jeszcze jedno:
„(…) Nie jestem też pewien, że Japończycy nie chcieli iść na Syberię. Chyba chcieli, bo to były bardziej tradycyjne kierunki ich ekspansji niż południe.(…)”
Japonia to typowe państwo morskie, podręcznikowy przedstawiciel Rimlandu, myślę, że po pierwszej wojnie światowej nie mieli złudzeń co do tego jakie nowe, rodzące się imperium morskie będzie ich głównym przeciwnikiem.
I niech Pan popatrzy na mapę militarnych zdobyczy Japonii jesienią 1939 r.; Korea, Mandżuria (Mandżuko), całe wschodnie Chiny z Nankinem , Pekinem i Szanghajem plus Tajwan, Hajnan i wszystkie większe porty chińskiego wybrzeża . To wszystko było już na granicy „możliwości trawiennych” tego wyspiarskiego państwa i jeszcze Syberia, i kolejny front?
Przecież „militaryści japońscy” nie mieli złudzeń jak ograniczonymi siłami dysponowali. A wprowadzenie przez USA embarga na handel z nimi było tylko kwestią czasu. I skąd wtedy wziąć ropę? Z pól naftowych Baku? Toż to na końcu świata! A Indie Holenderskie tuż tuż. I dlatego dysponowali już w 1940 r. na Pacyfiku najpotężniejszą flotą 10-ciu lotniskowców (gdy np. US Marine ze wszystkich siedmiu na Pacyfiku miała tylko trzy) o pozostałych okrętach nie wspominając.
Szanowny i Drogi Panie Amalryku!
To nadzwyczaj ciekawe i chyba czuję się przekonany w pewnym stopniu Pańską argumentacją na temat japońskich planów wojennych. Ale mniej mnie przekonywa sprawa błyskawicznej wojny.
Wrócę jeszcze do obu punktów za jakiś czas, ale czy zechce mi Pan tymczasem wskazać, gdzie występowało to określenie przed 1939 rokiem? A po drugie, dlaczego przypisuje Pan sławnemu planowi von Schlieffena wagę (jeżeli Pana dobrze rozumiem) niejako „pre-blietzkrieg”?
Blietzkrieg w moim mniemaniu (będę musiał to sprawdzić, ale niestety nie mogę w tej chwili) oznaczać miał wyjątkową kombinację trzech środków: skoncentrowanego ognia artyleryjskiego, awiacji (w różnych postaciach, tj. zarówno bombardowań jak i ostrzału lotniczego) oraz zagonów broni pancernej. Jeżeli ta definicja jest słuszna, to nie mogło się to stać przed II wojną, bo zagony kawalerii nie wchodzą w rachubę.
Będę musiał poszukać, gdzie to czytałem, że Chałchin Goł było pierwszym przypadkiem blietzkrieg, ale na pewno nie u Suworowa.
Proszę wybaczyć zwłokę, Panie Amalryku. Wracam do tematu blietzkrieg.
Sam termin „Blietzkrieg” został o dziwo użyty po raz pierwszy przez Anglosasów. Guderian w swoich wspomnieniach pisze, że „nasi wrogowie ukuli ten termin”. Ponoć po raz pierwszy użyto go w artykule w amerykańskim magazynie „Time” z września 1939 na określenie kampanii polskiej.
Artykuł na poniższym poletku: https://www.history.com/topics/world-war-ii/blitzkrieg jest w całkowitej zgodzie z Pańską sugestią, że koncepcja wojny „ruchomej” wywodzi się z planów pruskich generałów von Moltke i von Schlieffena (choć tradycyjnie uważa się ich pomysły za przeciwstawne) oraz że jej bazą koncepcyjną jest przeciwstawienie długotrwałej wojnie pozycyjnej w stylu zachodniego frontu I wojny światowej. Warto jednak zwrócić uwagę, że na wschodnim froncie Wielkiej Wojny odbywały się wielkie bitwy całkowicie „ruchome”. A być może najlepszym przykładem takiej ruchomej wojny są ogromne zagony kawaleryjskie (obu walczących stron) podczas wojny polsko-bolszewickiej. Czy jednak nazwałby Pan taktykę Budionnego albo Gaja (ale także Piłsudskiego) mianem blietzkrieg?
Mało tego, zwycięstwa Aleksandra Wielkiego opierały się na użyciu niewspółmiernie małych, ale mobilnych sił przeciwko przeważającym siłom wroga. To samo można powiedzieć o klasycznych zwycięstwach Napoleona z kampanii włoskiej czy w kampanii francuskiej w 1814 (przed pierwszą abdykacją). Wszystko to przykłady wojny ruchomej, ale czy możemy je określić jako blietzkrieg? Zmierzam do tego, że blietzkrieg to coś więcej niż prędko przeprowadzony manewr.
Jeżeli zgodzimy się – a ja z pewnością tak bym utrzymywał – że nie można mówić o blietzkrieg przed masowym użyciem czołgów i lotnictwa, a także, że do definicji należeć musi wąsko skoncentrowany ogień artyleryjski, to pierwszym przykładem takiego prowadzenia działań wojennych na poziomie taktycznym i operacyjnym – były operacje Żukowa w bitwie o Chałchin Goł. Jest dyskusyjne, czy Wehrmacht przeprowadził kiedykolwiek blitzkrieg na poziomie strategicznym.
Historykiem, który podobnie jak Suworow, utrzymuje, że kampania Żukowa nad Chałchin Goł była pierwszym przykładem „zintegrowanej ofensywy kombinującej siły lotnicze, pancerne i artyleryjskie z użyciem piechoty”, jest Alan Bullock w 2 wydaniu „Hitler and Stalin. Parallel Lives”, Londyn 1998, s. 677.
Bardzo przekonująca wydaje mi się natomiast Pańska argumentacja na temat Japonii i jej planów w roku 1939. Pozostaje wszakże faktem, że zarówno klęska w bitwie o Chałchin Goł, jak i pakt Ribbentrop-Mołotow, były zasadniczym niepowodzeniem ich polityki. Japoński gabinet podał się do dymisji, gdyż uważali zachowanie Hitlera za upokarzające wobec honorowego sojusznika w pakcie antykominternowskim.
No to jeszcze raz o „Blitzkrieg’u”;
Karl-Heinz Frieser, który jak sie wydaje z niemiecką precyzją zanalizował genezę tego pojęcia pisze
w poz. „Blitzkrieg-Legende. Der Westfeldzug” tak:
„(…)Dokładna analiza publicystyki wojskowej dowodzi, że słowo to było znane w Niemczech już przed drugą wojną światową. I tak w artykule opublikowanym w 1935 r. w czasopiśmie wojskowym „Deutsche Wehr” mowa jest expressis verbis o „Blitzkriegu”. Można tam przeczytać, że państwa ubogie w zasoby żywności i surowce będą dążyć do tego, by „zakończyć wojnę błyskawicznie, próbując już na samym początku użyć totalnej siły bojowej w celu wymuszenia rozstrzygnięcia”[3]. Bliższa analiza znajduje się w artykule opublikowanym w 1938 r. w tygodniku „Militär-Wochenblatt”. „Blitzkrieg” jest tam definiowany jako „strategiczny najazd” realizowany przez użyte w sposób operacyjny wojska pancerne, lotnictwo i wojska powietrzno-desantowe[4]. Tego rodzaju odkrycia są jednak niezwykle rzadkie
[3] Schwichow, „Ernährungswirtschaft”, s. 257 i n.
[4] Braun, „Der strategische Überfall”, (…)”
Ale później samo określenie zaczęło żyć swoim życiem i nabrało nieco ściślejszego znaczenia definicyjnego
Ma Pan chyba jednak rację z tym Chałchyn-Goł.
Jeszcze raz Frieser:
„(…)Jak celnie wyraził to Goethe: „Bo właśnie gdzie nam pojęć brak, tam słowo zgłasza się w stosownej porze”[35].
Słowo, jakie w stosownej porze „zgłosiło się” się latem 1940 r., brzmiało „blitzkrieg”. Rzadko które pojęcie w historiografii wojskowości było tak nadinterpretowywane jak właśnie to. Dokładnie rzecz biorąc, stanowi ono semantyczną pułapkę. Słowo „Blitz-Krieg” (wojna błyskawiczna) obiecuje więcej, niż – patrząc historycznie – może w sobie pomieścić, gdyż termin „Krieg” (wojna) sugeruje istnienie ogólnostrategicznej koncepcji prowadzenia wojny. To pojęcie jednak było w dużej mierze przypisane do podrzędnego szczebla operacyjnego. Semantycznie poprawniej byłoby więc mówić o „błyskawicznych operacjach” (Blitzoperationen) lub „błyskawicznych kampaniach” (Blitzfeldzüge). Co prawda dążono do celu strategicznego, jakim było rozstrzygnięcie wojny, jednak środek temu służący ograniczał się przede wszystkim do sztuki dowodzenia operacyjnego – dziedziny, w której posiadano przewagę nad przeciwnikiem. Wyrażając to przesadnie, blitzkrieg w obliczu braku zasobów gospodarczych oznaczał próbę uczynienia ze strategicznej konieczności operacyjnej cnoty. W tej „operacyjnie” rozumianej strategii ze „strategicznie” pojmowanymi operacjami tkwiła jednak immanentna sprzeczność. Natomiast Hitler i niektórzy generałowie rzeczywiście sądzili, że w blitzkriegu znaleźli „tajemnicę zwycięstwa” – operacyjną „Wunderwaffe”, za pomocą której w szybkich rozstrzygających bitwach będą mogli pokonać także przeciwnika mającego znaczną przewagę pod względem gospodarczym, a więc również strategicznym. To iluzoryczne myślenie życzeniowe miało się okazać zgubne dla koncepcji prowadzenia kampanii przeciwko Związkowi Sowieckiemu.(…)”
W sensie operacyjnym Chałchyn-Goł był pierwszy.
Panie Amalryku,
Nie posiadam języka niemieckiego, ale czy nie jest prawdą, że jedną z jego najważniejszych cech jest tworzenie wyrazów poprzez zbitki, jak np. sławetne „hottentottenpotentatentantenattentat”?
Wydaje mi się oczywiste, że w tak giętkim języku, nie musi istnieć definicja takiego słowa, a nawet wręcz nie może. Zmierzam do tego, że jeżeli ktoś użył słowa „blitzkrieg” przed wojną, to miał po prostu na myśli „błyskawiczną wojnę”, a nie żadną nową taktykę. Gdy jednak dnia pierwszego września roku pamiętnego wróg napadł na Polskie z nieba wysokiego, to od początku było wiadomo, że to był nowy typ wojny. Prawdopodobnie nie na poziomie strategicznym, jak to się często opisuje, ale właśnie na poziomie operacyjnym, tj. w każdej poszczególnej ofensywie, w każdej bitwie, Wehrmacht próbował ją przeprowadzić i zakończyć błyskawicznie, przez koncentrację artylerii, naloty (zwłaszcza Stukasów) i zagony pancerne.
Kiedy natomiast w Pańskim cytacie mowa o „błyskawicznym zakończeniu wojny”, to czy nie jest to po prostu kwestia użycia określenia, które po niemiecku brzmi „blitzkrieg”?
Co rzekłszy, kiedy w Pańskim cytacie mowa o tym, że „„Blitzkrieg” jest tam definiowany jako „strategiczny najazd” realizowany przez użyte w sposób operacyjny wojska pancerne, lotnictwo i wojska powietrzno-desantowe”, to wygląda dokładnie na określenie zgodne z późniejszym rozumieniem, a wówczas miałbym dwie uwagi.
Jeżeli to prawda, a na to wygląda, to nie mają racji ci (np. Guderian), którzy utrzymują, że termin ukuli Anglosasi. Pomimo to jednak, ofensywa nad Chałchin Goł nadal wygląda na pierwszy przykład takiej właśnie operacji. Nie sądzi Pan?
Panie Amalryku,
Kiedy pisałem mój powyższy komentarz, nie widziałem jeszcze Pańskiego z 9:33. Wydaje mi się, że choć różnymi drogami, dochodzimy do podobnych wniosków. Cytat z Goethego jest wspaniale trafny, bo w tym właśnie rzecz, że termin – w sensie zbitki słownej, tak klasycznej dla niemieckiego języka – pojawił się, gdy był potrzebny.
Zdaje mi się jednak, że generałowie niemieccy nie uważali tego pojęcia za Wunderwaffe, czego Guderian byłby dobrym przykładem. Ale być może uważał tak Hitler.
Tak. Nie było żadnej strategii „Blitzkrieg’u” była tylko nowa forma działania operacyjnego poprawnie więc: „Blitzoperationen”. A co do Niemców to jak zauważa Frieser; „…blitzkrieg w obliczu braku zasobów gospodarczych oznaczał próbę uczynienia ze strategicznej konieczności operacyjnej cnoty.” i paradoksem jest, że dzięki zbiegowi okoliczności awanturniczy tupet Hitlera, wobec łajzowatości politycznych przeciwników w obozie alianckim mimo początkowych twardych oporów niemieckiej generalicji tak długo uchodził mu na sucho.
A po pokonaniu Francji to już zapanował kompletny odlot i dopiero pierwsze bolesne lądowanie pod Moskwą zimą 1941 spowodowało powrót do rzeczywistości. I tak stary Clausewitz znów miał rację.
Zaś ostatecznie w II WŚ zbankrutowały teorie Moltkego starszego i Schliffena; wg.których Sztab Generalny, złożony z najlepszych i najbieglejszych w kunszcie wojennym oficerów, dysponując bardzo dobrze wyszkolonym, uzbrojonym i wyposażonym w najnowsze zdobycze techniki wojskiem, może odnieść zwycięstwo w wojnie manewrowej nad znacznie liczebniejszym i dysponującym silniejszą gospodarką przeciwnikiem.
Panie Amalryku!
Blitzkrieg-sryckrig, jak by się to powiedziało za moich młodych lat (chociaż jest prawdą, że pewna młoda dama orzekła kiedyś w mojej obecności, że przemienianie wszystkiego na „sranie” jest oznaką debilizmu, na co mój przyjaciel odparł bez żenady: – taaa, srebilizmu…), a pod Chałchin można se też golnąć. Ale…
Ale! Wojna jest zawsze i wszędzie odbiciem życia. Następna wojna – możemy mieć pewność – będzie inna od poprzedniej. Będzie zapewne asymetryczna, ale będzie także asymptotyczna w swym zbliżaniu się do akosmizmu. A kiedy zabraknie jej słów zaczynających się na „a”, to przejdzie do innych liter alfabetu, ale dopiero z czasem dowiemy się, do którego alfabetu wojenka piła.
Jedno jest pewne, że pójdą za nią chłopcy malowani, jak choćby Clausewitz, Schlieffen, Moltke starszy i młodszy, Ludendorff i Hindenburg, cała ta pruska mądrość i strategiczna myśl, cała ich dyscyplina i niezrównane militarne umiejętności. A mimo to, bolszewicy owiną ich sobie wokół palca jeszcze raz, połkną, po czym wyplują na resztę świata. Tfu, bolszewicka ich chrząstka.
I co robić z takimi? Zaraza jakaś czy co?
Że się wetnę…
A jakby tak tę dyskusję o blitzkriego przenieść na poziom nieco meta? Że to szybkie przejście ew, frontu i precyzyjny atak na centra nerwowe wroga? (Plus ew. masy oszalałych cywilów na drogach, co się nie sprawdziło.)
Pzdrwm
Panie Triariusie,
Czy sugeruje Pan, że taka właśnie była koncepcja błyskawicznej wojny wówczas? Czy też że taka być powinna? W domyśle, być powinna teraz?
W pewnym sensie, amerykańska doktryna „overwhelming force”, przeważającej siły, zastosowana w pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej i jej wariant „shock & awe” z roku 2003, są przecież interpretacją Blitzkrieg. Koncepcja precyzyjnego ataku przeważającymi siłami jest stara jak świat, bo kto chce się bić latami? Kiedy Xerxes miał ruszyć na Grecję, to pokazał swoje ogromne wojska byłemu królowi Sparty i zapytał: Czy myślisz, że twoi Spartanie będą się bili przeciw takiej potędze? Nie, poddadzą się bez walki. Miał nadzieję na Blitzkrieg, a dostał Termopile.