Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Nikt moich rzeczy nie chce już więcej odnawiać.  Antykomunizm to dziś „rugatielnoje słowo”, też i na Zachodzie.  Można być tylko „poprawiaczem komunizmu”.

W powyższych słowach, Józef Mackiewicz miał oczywiście na myśli, że wszystkie jego książki są wyczerpane i nikt nie chce ich wznawiać.  Był styczeń roku 1980 i pisał do Borysa Kowerdy, wykonawcy zamachu na połprieda Wojkowa, w czerwcu 1927 roku w Warszawie.  Piotr Wojkow był przedstawicielem sowietów w Polsce, ale wcześniej uczestniczył (choć chyba nie bezpośrednio) w zabójstwie rodziny carskiej.  Wileńskie Słowo z oburzeniem zdawało sprawę z surowego werdyktu polskiego sądu, który skazał Kowerdę na dożywocie i ciężkie roboty, otaczając przedtem Wojkowa palisadą dyplomatycznej nietykalności.  Rok wcześniej, w Paryżu, Szmul Szwarcbard zamordował Symona Petlurę, a francuski sąd uniewinnił zabójcę.  Wedle Piotra Deriabina, Szwarcbard był agentem gpu.  Czasy były ciężkie dla antykomunistów od dawien dawna – sto lat temu, podobnie jak 45 lat temu, nie inaczej niż dzisiaj.

Pisząc do Kowerdy, Mackiewicz nie przypuszczał, że już wkrótce, bo w tymże 1980, londyńskie wydawnictwo Kontra, które wydało wcześniej jego książki watykańskie, wznowi Nie trzeba głośno mówić, a potem wszystkie pozycje w jego dorobku, dając tym samym początek Festiwalu Mackiewiczowskiego lat osiemdziesiątych.  Pod wieloma względami jest to bezustanny festiwal, trwa bowiem nieprzerwanie do dziś, pomimo sejmowych roków, kroków i wyroków, a wyłącznie dzięki wysiłkom jednej osoby – Niny Karsov.  36 tomów Dzieł obejmuje wybór beletrystyki, publicystyki i korespondencji Mackiewicza.  Trzydzieści sześć tomów.  Trzy tuziny woluminów Dzieł w czarnej serii, ale oprócz tego rozliczne wydania w tzw. białej serii, tzn. z białymi grzbietami i kolorowymi okładkami, która zawiera edycje rozszerzone i poprawione, zmienione i uzupełnione.

Najnowszy tom Dzieł Mackiewicza nie będzie zapewne bestsellerem, bo kogo może zainteresować korespondencja antykomunisty z „jakimiś białymi Rosjanami”, jak to kiedyś, w innym kontekście, określił ze smakiem Juliusz Mieroszewski?  Z drugiej strony, sam Mackiewicz twierdził, że pozostaje „Wielką Niewiadomą”, dlaczego książka staje się popularna.  Mimo to, nie sądzę, by do tej książki zaglądać chcieli polscy patrioci, nie będą jej chyba czytać real-politycy ani partyjni aparatczycy z popisu.  Ale mnie ten tom interesuje i zachwyca.  A jednocześnie, mówiąc prawdę, cóż mnie może obchodzić popularność lub opinie poputczyków międzynarodowego bolszewizmu?  Otóż tom wydaje mi się arcydziełem.  Jest w nim wiele dobrej literatury i wiele świetnej publicystyki, wolnej od nacisków „zdrowo myślącej części społeczeństwa” (że znowu zacytuję z krytyków Mackiewicza), ale tym razem nie tylko autorzy czynią tom aż tak znakomitym.  Jest to bowiem także arcydzieło sztuki wydawniczej i redaktorskiej; dzieło, w którym przedmiot, a nie redaktor, stoi w centrum zainteresowania.  Wybór listów jest bezbłędny; dobór tekstów w Aneksach znamienny; przypisy są perełkami zwięzłości i treściwości, gęsto naładowane, wręcz wypełnione po brzegi faktami, cytatami i źródłami.  Dobór źródeł i przytoczeń służyć może za wzór archiwistycznej dociekliwości i dobrego smaku, ścisłości i przywiązania do prawdy faktów.  Edycja listu profesora Stepuna, którego fragmenty Mackiewicz opublikował w swym artykule „List prof. Fedora Stepuna o Drodze donikąd, i polemika: ‘proces historyczny’ czy ‘zaraza’?” (można go znaleźć w tomie Szabla i pałka gumowa) jest wzorem klarowności.  Oryginał napisany został po niemiecku, Mackiewicz opublikował fragmenty w własnym przekładzie, więc stanowią one niejako standard dla reszty listu.  Redaktorka następnie wplotła fragmenty przełożone przez Ewę Czerwiakowską, w całość listu, bez uszczerbku dla jedności stylu, potoczystości i jasności wywodu.  Słowa uznania należą się także tłumaczce.

Aneksy również domagają się odnotowania.  Tom 36 zawiera trzy aneksy: pierwsze polskie przekłady wspomnienia Sergiusza Woyciechowskiego, wyjętego z tomu Epizody, pt. „Warszawa. Lipiec 1944 roku” i relacji Borysa Kowerdy pt. „Zamach na posła ZSSR P. A. Wojkowa” z pisma Czasowoj; oraz nie publikowane dotąd fragmenty dwóch listów Ryszarda Wragi do Herlinga-Grudzińskiego na temat Izaaka Babla.  Korespondencja Wragi zasługuje na osobne omówienie.  Aneksy są czymś więcej niż dodatkami do listów – są szkicami do portretów autorów.  Tekst o Warszawie z ostatnich dni przed powstaniem, widzianej przyjaznymi oczami Rosjanina, zadomowionego od dawna w stolicy, ma wyjątkowy urok.  Woyciechowski potwierdza słowa Mackiewicza o niesłychanej obfitości warszawskich rynków.  Zasobność i wygody Warszawy były szokiem dla uciekinierów ze wschodniej nędzy i nie mniejszym zaskoczeniem dla Niemców przywykłych do głodu i ruin.  Tym bardziej uderzające, że warszawscy Rosjanie oszukiwali się dokładnie tak samo jak Polacy – nie wierzyli w nadchodzącą katastrofę.  Próbowali kupować domy dla łatwego wzbogacenia.

Jedni nawet wtedy nie wierzyli, że Niemcy są w beznadziejnej sytuacji.  Inni, wraz z Polakami, mieli nadzieję na cud – pojawienie się angielskich spadochroniarzy nad Warszawą.  Jeszcze inni pocieszali się tym, że „komuniści zmienili się na lepsze”.

Warszawiacy pluskali się masowo w Wiśle w upalne dni tego ostatniego lipca.  Nic nie świadczyło o bliskości frontu, ale panowało nieuchwytne napięcie.  Nie było łapanek, ustał terror, i tylko w nocy władzę nad miastem obejmowały rozzuchwalone szajki bandytów.  Dzieci rosyjskie wyjechały do letniego obozu w Michalinie, inne mieszkały w sierocińcu w Świdrze – oba obozy były po prawej stronie Wisły i nikt nie myślał o nadchodzącej krasnej armii.

27 lipca Woyciechowski wybrał się na ostatnią przechadzkę po mieście.  Zaskoczyła go „budząca grozę cisza”.  Przechodnie przemykali się pod ścianami, brakło aut i dorożek.  Ale nagle, w okolicach ulicy Mazowieckiej usłyszał muzykę.  Orkiestra smyczkowa grała wiedeńskie walce w ogrodowej kawiarni.  Zamówił lody w tej surrealistycznej atmosferze miasta skazanego na zagładę.

Relacja Borysa Kowerdy uderzyła mnie banalnością przygotowań do morderczego aktu.  Kowerda nie mógł zostać długo w Warszawie, bo nie miał pieniędzy, a poza tym, „czekały też na mnie jakieś sprawy”.  To coś jak gdyby człowiek przekonany o nadchodzącym końcu świata, ciułał skrzętnie na emeryturę.  Zabójstwo Wojkowa było w istocie dziełem przypadku i zbiegu okoliczności, a nie skrupulatnych przygotowań.  Opracowanie redakcyjne dodaje połysku beznamiętnej relacji zamachowca.  Kowerda wskazuje na kluczową notkę z 3 czerwca w pismie Kurier Czerwony, wedle której Wojkow miał wkrótce wracać do Moskwy.  Dzięki temu Kowerda czekał na połprieda na dworcu warszawskim.  Tylko że Karsov nie znalazła takiej notki w Kurierze.  Informacja znalazła się na pierwszej stronie pisma Za Swobodu! z 4 czerwca.  Ironia losu: informacja była fałszywa, Wojkow nie wracał do Moskwy.  Znalazł się na dworcu, by porozmawiać z wyrzuconym z Anglii Rozengolcem.  „Było tu jakieś fatum”, komentuje Kowerda.  Przypis o sowieckiej firmie Arcos, o której pisałem obszernie w cyklu o „upadku komunizmu” https://wydawnictwopodziemne.com/2021/05/11/niektorzy-nazywaja-to-upadkiem-komunizmu-czesc-xvii/ , rzuca nowe światło na tę londyńską jaczejkę bolszewików.  Przypis do Bułak-Bałachowicza zawiera fragmenty noty Litwinowa na temat polskiego obywatelstwa Kowerdy i Bałachowicza, a także uwagę, że „wywiad sowiecki był lepiej poinformowany niż sam Kowerda” w kwestii jego obywatelstwa.

Słyszałem zarzuty, że zbyt długie są niektóre przypisy w tomach Dzieł Mackiewicza.  Odnoszę wrażenie, że Ninie Karsov przyświeca zawsze złota zasada adekwatności, a nie profesorskie dyrdymałki na temat długości.  Nie długi, nie krótki, lecz w sam raz – proszę o taki przypis iścio raz, iścio mnogo, mnogo raz.  Trochę mi wstyd, w kontekście takiej pracy przypominać biegunowe przeciwieństwo, Pisarza dla dorosłych, śp. Eberhardta, gdzie można np. znaleźć takie osiągnięcie w sztuce pisania przypisów: „Józef Wissarionowicz Stalin, właśc. Josif Wissarionowicz Dżugaszwili (1878-1953)”.  Ale – ciszej nad tą trumną.

Przykładów adekwatności przypisów w 36 tomie jest multum.  Weźmy przypis o Oriechowie.  Mackiewicz wspomniał swą korespondencję z Oriechowym w liście do Sergiusza Woyciechowskiego z 22 grudnia 1972, rozważając zagadkę Sołżenicyna (do czego jeszcze powrócę).  Karsov daje w tym miejscu odsyłacz do przypisu, który jest sam w sobie skończonym mikro-arcydziełem.  Po krótkim biogramie redaktora Czasowoj, następuje komentarz na temat poszukiwań ich korespondencji, a po tym zachowany list Mackiewicza z 1977 w tłumaczeniu.  Mackiewicz przytacza w nim anegdotę o hrabim Marchockim i jego „państwie minkowieckim” na Podolu.  Gdy Marchocki wyznaczył granicę z państwem rosyjskim i ogłosił neutralność, „car wydał decyzję: ‘Pozwolić Marchockiemu błaznować’.”  Mackiewicz dostrzegał w tym przykład liberalizmu autokratów w kontraście do zamordyzmu współczesnych mu – i nam – demokratów.  Karsov dodaje w tym miejscu kolejny przypis o Marchockim, wraz z obszernymi przytoczeniami ze Słownika geograficznego Królestwa Polskiego z roku 1885.

Mamy tu więc nie informację, ale krótki esej, nasycony wiedzą i erudycją.  Co więcej, jest to esej w postaci narracji szkatułkowej, w której redaktor tomu przedstawia nam szkatułkę pełną skarbów, a w niej kolejne szkatułki, otwierające coraz to nowe wątki narracyjne i coraz szersze perspektywy.  W skarbnicy korespondencji z Woyciechowskim, zawiera się osobna szkatułka szczątków korespondencji z Oriechowym, a w niej mała boczna szufladka z hrabią Dux i Redux Ścibor Marchockim.  Ta sama arabeskowa konstrukcja zastosowana została w wielu przypisach, np. w tym o Borysie Kowerdzie, gdzie znajdujemy szkatułkę o działalności ojca, szufladkę z wierszem Balmonta „ku czci tych, którzy pomścili hańbę”: Uwielbiam literę „Ka”; inną szkatułkę z fałszywą plotką o próbie samobójczej w więzieniu; życie po uwolnieniu, a w nim szufladki z fragmentami listów Kowerdy do generała Krasnowa.

W przypisach o kozackim esaule Jakowlewie i mecenasie Andriejewie, obrońcy Kowerdy, otwierają się szufladki na Auschwitz i bolszewicki pseudo-trybunał w Gorki, szkatułki z Wędziagolskim, Bablem i Bułak-Bałachowiczem, i nagle rozwiera się niespodziewana szufladka z wyrokiem na generała Nila-Fieldorfa.  Ech, poplątane są ludzkie losy.  Być może szkatułkowa narracja najlepiej nadaje się do ujęcia tych węzłów i splotów.

Innym przykładem niech będzie przypis o pogorszeniu się sowieckich stosunków dyplomatycznych w 1927 roku.  Zawiera on szkatułkę o losach bolszewickiego dygnitarza, Rakowskiego, a w niej szufladkę na temat interwencji Rakowskiego u Dzierżyńskiego na rzecz Jesienina.  Poeta popełnił samobójstwo w dwa miesiące później.

Muszę wreszcie koniecznie wspomnieć przypis o generale Stanisławie Dowoyno-Sołłohubie.  Ryszard Wraga wspomina jego kilkustronicowy raport dla Piłsudskiego po eskapadzie murmańskiej, pisany po francusku, „bo nowo upieczony oficer polski nie mówił a tym bardziej nie pisał po polsku”.  Przypis opowiada historię carskiego oficera, który już w 1917 roku „organizował dywizję W.P. w Suczawie”, głównie jego własnymi słowami, przytaczając rozliczne listy z lat trzydziestych, w których generał zabiegał o przyznanie mu obiecanego orderu Krzyża Niepodległości.  Sprawa utknęła ze względu na „pochodzenie z mieszanego małżeństwa” – matka generała wywodziła się ze zruszczonego rodu węgierskiego.  Starając się o odznaczenie, generał pisał:

Ta zaś okoliczność że pochodząc z mieszanego małżeństwa i będąc wychowywany w szkołach rosyjskich, poszedłem bez wahania w chwilach ciężkich dla Polski drogą swoich przodków, musi świadczyć raczej o sile mojej miłości dla Polski obudzonej dla czynu w chwilach niebezpieczeństwa dla Niej…

Niezwykła dociekliwość i benedyktyńska cierpliwość pozwoliła Ninie Karsov na dotarcie do tych źródeł i oświetlenie życia tego wspaniałego, a całkiem zapomnianego człowieka.  Generał Dowoyno-Sołłohub został zamordowany przez sowieckiego oficera we wrześniu 1939 w Ziołowie, na Polesiu.  Główna droga, przebiegająca dziś przez białoruską wioskę Zioławę, nazywa się ulitsa Sowietskaja.

Sołżenicyn i Trust

Krąży nad 36 tomem Dzieł widmo Aleksandra Sołżenicyna.  Wydawało mi się początkowo, że jest to tylko jeden z licznych wątków korespondencji Mackiewicza z Rosjanami, ale może inna perspektywa jest tu potrzebna.  Chyba trafniej byłoby określić całość tej epistolarnej wymiany jako osnowę, na której powstał, znane nam już skądinąd, artykuły Mackiewicza.  Były to rozważania, przygotowania, zalążki myśli, tezy stawiane wobec inteligentnych korespondentów; tezy, które nabierały powoli formy, krystalizowały się w dyskusji.

Dla Sergiusza Woyciechowskiego punktem wyjścia były wątpliwości wokół pozycji Sołżenicyna w sowietach – w jaki sposób zdołał podtrzymywać kontakty z Zachodem, nawet z emigracją, wydawać książki zagranicą, czytać emigracyjną prasę – przy jednoczesnym przekonaniu, że taki człowiek nie może być „świadomym narzędziem komunistów”.  Mimo to, był zdania, że za ruchem dysydenckim kryje się „zakulisowa gra KGB, swego rodzaju nowy Trust, dostosowany do współczesnych warunków”.  Wspomniany już Oriechow był, zdaniem Mackiewicza, „rzecznikiem i entuzjastą Sołżenicyna”, ale i on przyznawał, że w całej sprawie jest coś trudnego do pojęcia.  Mackiewicz dostrzegał w tym „tajemniczy, nieuchwytny STYK pomiędzy działaniem CIA i KGB”.  Był rok 1972.  Kilka lat wcześniej, republikański prezydent Stanów Zjednoczonych zarządził odprężenie, a kilka miesięcy wcześniej spotkał się z największym zbrodniarzem XX wieku i wychwalał jego złote myśli zawarte w czerwonej książeczce.  Czyżby sowieciarze podsuwali im wygodnie dowody ewolucji, tak wyczekiwanej na Zachodzie?

Mackiewicz i Woyciechowski przyznawali, że błądzą po omacku, ale odważnie stawiali i rozważali hipotezy, drążyli i badali.  Może sowiety montują własną emigrację?  Jeżeli dysydenci są odpowiednikiem stalinowskiego Trustu, to jaki jest cel operacji?  Czy robią to dla pieniędzy?  Sołżenicyn przyznał, że 40% datków z Zachodu zabiera kgb.  Aż dziw bierze, że tylko 40%…  Woyciechowski obawiał się, że jeżeli kgb posługuje się Sołżenicynem, to Trust był „dziecinną grą w porównaniu z tym, co się obecnie dzieje”.  Mackiewicz widział plan „uziemienia antykomunizmu i opanowania emigracji”.  Ale jak tego dowieść?  Trzeba by mieć jakieś dokumenty…

Takich nie ma.  Przecież tak wielka prowokacja zrobiona jest nie po to, ażeby ją można było „chwycić za rękę”…  Na razie można tylko wyrozumować na podstawie zdrowego, antykomunistycznego rozsądku.

Mackiewicz gotów był tłumaczyć milczenie Sołżenicyna w konkretnych kwestiach, brakiem instrukcji z centrum, aż wreszcie w 1980, nazwał go po prostu prowokatorem.  W rok później dodał, że filarami „tej całej, genialnej koncepcji wyparcia antykomunizmu i zastąpienia go ‘dysydentyzmem’ o hasłach nie-walki, są: Sołżenicyn i Sacharow”.

Rzecz jasna, znamy te tezy z publicystyki Mackiewicza, z serii artykułów na temat Sołżenicyna, zwieńczonej broszurą „Trust nr 2”.  Jednak korespondencja daje nam wgląd w myśl, niejako in statu nascendi, w procesie jej formowania.  Jest oczywiste, że Mackiewicz mógł formułować swe poglądy otwarcie, bez oglądania się na cenzurę emigracyjnych redaktorów.

Ciekawego komentarza do rozważań na temat sowieckiej prowokacji, dostarcza korespondencja Mackiewicza z Nathalie Grant, wdową po Ryszardzie Wradze, która podpisywała swe listy Natalija Wraga.  Nowy Trust ma jej zdaniem, wiele pokładów, by dopasować się do różnych warstw zachodnich społeczeństw.

Agenci Trustu dostosowują się do ludzi o różnych poglądach.  W ten sposób Trust obejmuje „demokratów” (Litwinow, Czalidze), „marksistów” (Miedwiediew), „słowianofili” (Sołżenicyn), „ludzi Cerkwi” (Krasnow-Lewitin) itd.  Każdy ma swoją sferę działania i swój cel, bo tylko „liberał” może odnosić sukcesy u liberałów i tylko „prawicowiec” u konserwatystów.  Agenci bronią swych fałszywych poglądów i dokładają starań, by przekonać swoją grupę na Zachodzie, żeby broniła „myślących inaczej”.  Tu pojawia się kuriozum: ponieważ liczni „myślący inaczej” udają prawdziwych, szlachetnych obrońców komunizmu, tratowanego przez „biurokratów”, to antykomuniści na Zachodzie, którzy ich bronią, znajdują się w głupiej pozycji obrońców prawdziwego komunizmu przed wypaczeniem.

Mackiewicz odparł, że to wszystko prawda, ale łączy ich hasło nie-walki z komunizmem.  Jednak myśl Grant jest niezwykle trafna i opisuje taktykę sowiecką stosowaną do dziś.  Grant ze zgrozą obserwowała staczanie się amerykańskiego społeczeństwa do poziomu pożytecznych idiotów.

Jak może społeczeństwo, które rozumie cały idiotyzm „détente” pozwolić, by wszystkie zagraniczne sprawy kraju zależały od jednego człowieka, który ślepo wierzy w to głupstwo?  Obawiam się, że wszystko to skończy się bardzo smutno – w ciągu 2 lat wrogom Ameryki udało się zlikwidować wszelki nadzór nad tutejszymi rewolucjonistami, pozbawić narzędzi walki wszystkie państwowe instytucje, przeciwstawiające się sowieckiej infiltracji, zagarnąć wszystkie sprawy zagraniczne i całkowicie osłabić władze.

Mackiewicz był tak dalece ograniczony polską cenzurą emigracyjną, że niewiele zdołał napisać o Solidarności.  Warto przytoczyć słowa pisane do Sergiusza Kryżyckiego, tłumacza Zwycięstwa prowokacji:

Nie tylko poparcie partii komunistycznej, ale kompletna ingerencja w połączenie najgorszych totalizmów jakie istnieją! – Komunizmu + Kościoła katolickiego + autocenzury i dyscypliny społecznej.  Zupełne załganie w nacjonalistycznych sloganach, co w sumie daje beznadziejność szarości, gorszą od cenzury zewnętrznej.  Śmieszna rzecz to gadanie o „czołgach sowieckich”… „Solidarność” wystarczy za wszystkie czołgi, przy tym uczyni to skuteczniej!!!

O papieskich nawoływaniach do dialogu:

Za mało uwypuklony jest absurd celów, do którego dążyć ma cała ta OPOZYCJA.  Mianowicie wezwanie do DIALOGU, a nawet modlitwy o „Dialog”!  Jest to jedyna rzecz, której nie można stosować wobec bolszewików, komunistów.  Cel dlatego absurdalny, ponieważ właśnie z komunistami wykluczona jest wszelka „dyskusja”, wszelki „dialog”.  Skoro na czarne mówią białe, a na białe – czarne, zmienia się sens i treść słów.  To już stwierdzone od czasu powstania komunizmu rządzącego.  Wszystko może być w tych stosunkach, ale właśnie nie: „Dialog”.  Jest to faryzeuszowski wykręt, gdyż oni niewolę nazywają: „wolnością”, brak wszelkiego wyboru: „wolnymi wyborami”, totalne zniszczenie wolnego słowa: „wolnością słowa i prasy”… etc. etc.  Jakaż w tych warunkach może być dyskusja, „dialog”, skoro słowa znaczą co innego?!!!  A dzisiaj właśnie „DIALOG” wysunął się za główny CEL i Hasło.  Wszystko to jest, naturalnie, załganie i tumanienie ludzi.  A na czele tego stoi papież Jan Paweł II.  A co on powie, to święte, zwłaszcza dla Polaków.

Kontrrewolucja

Dyskutowaliśmy tu niedawno, raczej nieskładnie i bezpłodnie, o naturze kontrrewolucji.  Józef Mackiewicz był kontrrewolucjonistą par excellence, więc jego słowa są ważne.  Tak pisał do Sergiusza Woyciechowskiego w 1976:

Mnie chodziło tylko o ideologiczną ZASADĘ, o pryncyp, że komunizm może być obalony tylko siłą…  I tu widzę, że nie dość jasno.  Bo przecie opracowanie strategii, taktyki, techniki i momentu wyboru tej walki, środków etc. etc. – nie leżało w zakresie tej broszury.  Mnie się zdaje, że dopiero po uznaniu i przyjęciu tej ZASADY, można przystąpić do opracowania realiów takiej walki.  Sądzę też, że nie ja, i nie w ogóle pojedyńcza osoba, lecz dopiero pewne gremium mogłoby opracować sam program walki.  Gremium, powiedzmy, fachowe.

Osobiście, gdyby Pan mnie zapytał, wypowiedziałbym się za indywidualnym terrorem.  Inni mogliby być innego zdania.  Sądzę po prostu, że nasze pokolenie, które widziało jak w proch rozsypywały {się} największe potęgi świata, przeżywało to samo – powinno zwalczać rozpowszechnioną tezę o tzw. „nieodwracalności”, tak popularną właśnie w odniesieniu do Bloku komunistycznego.

Wyznaję, że trudno mi przyjąć indywidualny terror jako receptę na obalenie komunizmu.  W oczach Mackiewicza, zabójstwa polityczne doprowadziły do upadku starego świata, ale on sam trafnie opisywał absurdalność indywidualnego terroru w artykule „Luigi Luccheni, anarchista”, który znaleźć można w tomie Nie wychylać się! (tom 32 Dzieł).  Głośne swego czasu zabójstwo cesarzowej Sisi, żony Franciszka Józefa, jest znakomitym przykładem bezcelowości indywidualnego terroru.  Oczywiście, doskonale rozumiem, dlaczego Mackiewicz podziwiał odwagę Ignacego Hryniewieckiego czy Iwana Kaliajewa, sądzę jednak, że przeceniał wpływ takich czynów.  Zamach Kowerdy, jakkolwiek moja sympatia jest po stronie zabójcy, wydaje mi się aktem całkowicie bezowocnym.  Indywidualny terror jest równie daremny politycznie, co trudny do zaakceptowania moralnie, nawet wówczas, gdy dokonują takich aktów państwa, jak np. w wypadku zabójstwa bin-Ladena czy Qasema Soleimani, dowódcy irańskiej gwardii rewolucyjnej.  A co dopiero, gdy walczymy z wielogłową hydrą, jaką jest „upadły komunizm”.

Ortodoksyjna taktyka anty-powstańcza kładzie nacisk na unikanie powszechnego, acz błędnego, przekonania, że usunięcie przywódcy może unicestwić insurekcję.  W dużych grupach terrorystycznych są zawsze jednostki gotowe zająć miejsce zabitych męczenników.  Hamas czy al-Qaeda są tego dobrym przykładem.  Ale Mackiewicz mówił o obaleniu komunizmu, którego siła leży w innych obszarach – w pełzaniu przez instytucje, w rozkładaniu umysłów i sumień poprzez kulturową zarazę – a czyż można zwalczać zarazę przy pomocy terroru?  Zabójstwo Róży Luksemburg usunęło przywódcę międzynarodowego ruchu komunistycznego, ale na jej miejsce przyszli inni.  Gdyby nie została zamordowana przez Freikorps, nie stałaby się wielką męczennicą humanizmu i praw człowieka, a w zamian byłaby zapewne odmianą Zinowiew i padła ofiarą wielkiej czystki.  Krótko mówiąc, nie można zabić kulturowej hydry, odrąbując jedną z tysiąca jej głów.

Przykro to powiedzieć, ale zupełnie nie zgadzam się w tym punkcie z Józefem Mackiewiczem.  Indywidualny terror wydaje mi się drogą donikąd.



Prześlij znajomemu

0 Komentarz(e/y) do “Jacyś biali Rosjanie (o 36 tomie Dzieł Mackiewicza)”

  1. Brak Komentarzy

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.