Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Wittlin. „Józio”… Brzmiało to nazwisko dla mnie zawsze zupełnie bezzębnie. Bezpazurnie. Pragier, Wraga, Bregman! O! Oni szczerzyli kły, strażnicy rodzimego sztandaru. Wittlin tlił się ledwie: nie grzmiał, nie warował, nie tryskał. Nie buchał choćby wątłym płomieniem. Już w 1933 roku zadziwi aksamitnym głaskaniem Sowietów, „każdą pozytywną zdobycz tego ustroju” wita „ze szczerą sympatią”.

I tu i tam przecież „obywateli jednego państwa będących zwolennikami ustroju drugiego” – „zamyka się do kryminału”. Cha-cha. W ankiecie Wiadomości Literackich usprawiedliwia dalej eksperymentatorów, wiele wybaczy ich młodości, dystansującej „ludzi ze starego świata”. (Nie lubię nawet cienia podobnych słów.) Rok później głosi, że „Syberia pod panowaniem Sowietów staje się ziemią cywilizowaną”, że nastąpił „ostateczny rozrachunek polski z Sybirem”. Wzywa, by tropiący zmarzłe ślady Marszałka major Lepecki w imieniu narodu zawiózł Sybirowi przebaczenie[1]. Jakże przedwczesne!

teksty rozproszone

Wertuję półki i nie mogę znaleźć rozpowszechnionego przez Ludową Spółdzielnię Wydawniczą w masowym nakładzie wyboru Polska myśl demokratyczna w ciągu wieków. W 1986 roku epitet „demokratyczna” dobrze brzmiał chyba tylko z rzeczownikiem „opozycja” w kulawych objęciach. Pierwsza edycja tejże antologii: New York 1945. Razem z Manfredem Kridlem (ten zaraz będzie miłostkował z czerwonym) i z ukrytym cokolwiek Władysławem Malinowskim (przebóg, to Pobóg!). Dziś wyłącznie Wittlina pamiętam. Zawsze jakby za mało liczącego się z tą stroną tragizmu, którą najsilniej odczuwam. Wymieniany, co prawda, z Lechoniem i Wierzyńskim wśród poetów w Ameryce o „niezłomnej postawie”[2], ale jakże stopniowalna okaże się ich niezłomność!

Miękki, pozostaje bliższy sumieniom ukształtowanym w Polsce Ludowej. Wahania i łamańce to raj patriotów PRL-u. Jest więc odrobinę „ich”: słaby i poskręcany w unikach, wątpiący i w kontakcie z uznanymi przez nich wielkościami: Tuwimem, Słonimskim, Miłoszem (także tym przed ucieczką). Uchwytny, a przez to chętniej czytany; dopuszczany na zróżowiałe, niewietrzone salony. Dokooptowany do niekwestionowanych osobowości i pasowany na autorytet. Lecz wypada od razu zaasekurować się, nie ułatwiać odparowania kuksańca. Napomknięta wyżej upudrowana twarz sławy nie osłabi walorów trzykrotnego tłumacza Homera, utalentowanego eseisty, poety. Ale ulokowanie go wreszcie w towarzystwie – tak silnej w dwóch ostatnich dziedzinach – współczesnej mu konkurencji sprzyjać będzie bezstronności dzisiejszego balansu.

Nie pomaga mu natomiast, kruchemu w mych oczach, iż – w ciągle krzywej i manipulowanej panoramie kultury ojczystej – dołączony zostaje czasem przez jej komentatorów do czeredy z peerelowskiego baraku. Wojciech Ligęza, na przykład, po (aprobatywno-afirmującym) wyliczeniu z nostalgicznym przejęciem mentorów własnej młodości (debiutował w partyjnym Życiu Literackim) mrugnie i Wittlinem. Bądźmy sprawiedliwi: w nie tak dawnym wywiadzie pojawią się z Uchodźstwa i Wierzyński z Watem[3] (dlaczego wszyscy na „W”-u, czy ma to jakieś sekretne znaczenie?). Ale i młodsi, z pokolenia – powiedzmy – wczesnych Ligęzowych wnuków (on rocznik 1951), zanurzeni po brody w krajowej topieli powtarzają kołowrotek obeznanych imion: Sandauer, Wyka, Bereza.

A ja chcę spojrzeć na literaturę i na osobę Józefa Wittlina przez pryzmat dziejów naszej idei wyzwoleńczej. Jak i siły świadomości polskiej irredenty. Dlaczegóż na powrót nie podjąć dawno sprawdzonej bajronicznej drogi? Dojrzeć, gdzie jego stanowisko w niekończących się przez dwieście lat szykach walczących filozofów i zadumanych grenadierów? Uwolnić przy tym – bardziej eseistę niż poetę – z przesadnej gloryfikacji, od fanfar oddechu. I nie słuchać jedynie, jak „Józio” z Dziennika Lechonia znów hamletyzuje.

„Adam Michnik poleca”…

Otóż polscy poeci romantyczni, a także niektórzy współcześni, właśnie tacy jak Lechoń, mogliby powiedzieć: Me duele Polonia.
Dla owych poetów Polska była czymś, co boli.
Józef Wittlin, 1966[4].

Aż trzy wspomnienia zostawi o twórcy Karmazynowego poematu. Ach, mnie też boli Polska… Szczególnie gdy widzę w Gazecie Wyborczej z 3–4 lutego 2024 roku dziennikarską pozę rozdwojenia jaźni. Andrzej Zagozda poleca wiersz Wittlina, obok artykuł o nim stręczy Michnik: Orfeusz nie chce opuścić piekła Marka Zaleskiego, zainspirowany nową edycją kanonicznego bukietu esejów jak i zestawu Tekstów rozproszonych. Niestety! Nie o ciernistej drodze spojrzeń na Lechonia opowie o rok starszy od Ligęzy profesor. U niego już czwarte słowo to „Żyd”. Trzy dekady młodszy Jacek Hajduk w ogłoszonej w tym samym czasie książce Józef Wittlin w Ameryce. Klasycznie obcy (bohater obecny jest w niej również poza tytułowym kontekstem) wypowiada się w podobnym co Zaleski tonie – „nie możemy tego nie dostrzegać”: „Wittlin był Żydem”[5].

Dla utwierdzenia przytoczy Hajduk list do Tymona Terleckiego, którego Wittlin pamiętał jako autora „wstrząsającego artykułu Alle Juden raus!”: „«Alle Juden…», więc ja też”[6]. Czy nie można rozumieć tej proklamacji jako brutalnej auto-selekcji odwołującej się do rasowej obsesji Norymberskich Ustaw? Zaklinał Wittlin Jerzego Giedroycia: „Nikt mi nie może odmówić prawa do nadwrażliwości, zwłaszcza na punkcie swojego pochodzenia”[7]. Dość powiedzieć, że nie zawsze tożsamość wiedzie prosto z rodowodu. Hajduk wysubtelni wywód angażując napięcie: „I w dziele Wittlina, i w świadomości powszechnej tych, których wyrwano z korzeniami, topos tułactwa żydowskiego nie tylko współistnieje, ale wręcz stapia się z toposem tułactwa starogreckiego, Odyseuszowego (co jest swoją drogą jednym z dowodów na nierozerwalność tych tradycji i ich równorzędną rolę kulturotwórczą w Europie”[8]. Czy nie nazbyt przepastne to rejsy?

Czwarty wyraz to „Żyd”, a w trzecim z miejsca akapicie uderza „wściekły atak prasy prawicowej”. Nikt nie mówi, że kapilara termometru sporów w II RP pusta. Może przyczyny eskapizmu napastowanego za pacyfizm Wittlina (opuścił Polskę w lipcu 1939) kryją się w jego legendarnej „nadwrażliwości”? Zaraz też Zaleski wytknie z satysfakcją, iż poeta „nie należał do Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie”. Ale z jego kluczowym działaczem i jednym z prezesów wiódł epistolarny dyskurs (ponad setka listów złożyła się na tom przed dziesięciu laty). Wyłowi natychmiast Wyborcza opinię, wedle której Wittlin krytykuje emigrację (czyli i siebie), że to „marginesy życia duchowego większości Polaków”. Samobiczowanie się wychodźców – jakiż to temat na studium z psychohistorii! Pięknie opiewali pochopne winy i płynące z nich męki.

Ale już kolejne, ciśnięte jednym tchem zdanie: „Drukował w Kulturze paryskiej i dość długo [podkreśl. – P.Ch.] wstrzymywał się ze współpracą z londyńskimi Wiadomościami”. Znamy datę finału „wstrzymania” – 8 września 1950 roku poprosi Wittlin Mieczysława Grydzewskiego o „przyjęcie w poczet współpracowników”. Precyzuje: „Nie wszystko w tym piśmie podoba mi się, ale prócz Kultury i Wiadomości nie widzę na polskiej emigracji żadnych «placówek» dla wolnych pisarzy – na poziomie”[9]. Nie tylko w listach stawia dwa tytuły obok. W upichconym dla jankeskiego konsumenta zarysie Ćwierć wieku literatury polskiej nazwie je sprawiedliwie parą „wyśmienitych pism literackich”, o bogatej ofercie.

Edytor Tekstów rozproszonych zdecyduje się poprawić w tym miejscu Wittlina, wartościując w przypisie o Kulturze, że to ona odegrała „centralną rolę w życiu polityczno-kulturalnym polskiej emigracji”[10]. W najnowszej, trzeciej już edycji sztandarowego dla Wittlina wyboru eseistyki Orfeusz w piekle XX wieku natrafimy w adnotacji o Grydzewskim informację, że „oba czasopisma”, to jest Wiadomości Polskie oraz Wiadomości, „w pewien sposób [podkreśl. – P.Ch.] kontynuowały przedwojenne Wiadomości Literackie[11]. Korci zadanie pytania: ale w jaki konkretnie sposób? Odpowiedź bowiem może paść tylko jedna: w całkowity i bezpośredni. Każdy z tytułów charakteryzował się ucieleśnianą właśnie przez jednego człowieka ciągłością. Ale i w biogramie zastępcy oraz następcy Grydzewskiego czyhają na Katarzynę Szewczyk-Haake pułapki.

Poda, że Michał Chmielowiec „od 1966 roku pełnił funkcję redaktora naczelnego tygodnika Wiadomości[12]. W praktyce – od początku 1967 roku, gdyż olbrzymi numer świąteczno-noworoczny zredagował jeszcze przed katastrofą zdrowotną samotnik Grydzewski. Może właśnie wysiłek ten doprowadził do ponownej i nieodwracalnej już zapaści? Sformułowanie o „pełnieniu funkcji” brzmi niezręcznie, nikt podobnymi słowy by misji tej wówczas nie określił. Przede wszystkim jednak: jak ma się cytowany przypis do (równie bałamutnej) adnotacji ponad sto stron wcześniej: „Redaktorem naczelnym od chwili reaktywowania tygodnika w Londynie do 1970 roku, był Mieczysław Grydzewski, później Michał Chmielowiec (do roku 1974)”? Czy różnica tkwi w określeniu „naczelnym”?

Zadebiutował Wittlin 4 listopada 1951 roku na pierwszej kolumnie Wiadomości esejem Novi Eboraci[13]. Pierwotnie kusił tym tekstem, a zgoła całym cyklem pod tajemnym nagłówkiem (ładnie określił ten motyw Jan Bielatowicz – „rzecz o łacińskich pierwiastkach Nowego Jorku”[14]) i Jerzego Giedroycia („Chyba Hostowiec wszystkowiedzący te zagadkowe dla niejednego Europejczyka wyrazy rozszyfruje…”[15]). Faktyczne przyczyny opóźnienia kooperacji rysują się mało dostojnie. Publikował w okupowanym przez komunistów kraju z prawdziwie ekumenicznym zacięciem. Dzielił się poezją z marksistowską Kuźnicą, ale i z Tygodnikiem Powszechnym. Nie gardził paskudnymi Nowinami Literackimi (Iwaszkiewiczowską podróbką tytułu Grydzewskiego).

Z wypowiedzią o Kościuszce nie waha się wystąpić w agitce „Głównego Zarządu Polityczno-Wychowawczego Wojska Polskiego”. Przymawia się przymilnie o datki z warszawskiej ambasady (pomocną dłoń wyciągnie Czesław Miłosz). Zasiłki pobiera żona, współredaktorka miesięcznika Poland of Today – organu dyplomatycznej jaczejki Polski Ludowej w Waszyngtonie. Można dziwić się, jak łatwo było przejść na garnuszek Wolnej Europy bezpośrednio po wstydliwych wpadkach. Amerykanie chyba wiedzieli, co wyprawia się pod ich nosem? Od wojny działalność Wittlina (podobnie Lechonia i Wierzyńskiego) objęto przepisami restrykcji Foreign Agent Registration Act[16], a Hajduk wspomina, iż w 1956 roku nowojorskich skamandrytów poddano „męczącym i przykrym przesłuchaniom prowadzonym przez Federalne Biuro Śledcze (FBI)”[17].

Ciekawe, że ozdobiony przez Wittlina inauguracyjną „robotą krytyczną” (znowu Bielatowicz się kłania z celnym określeniem[18]) numer londyńskiego tygodnika zawiera manifest Sergiusza Piaseckiego Były poputczik Miłosz. Niewątpliwie demiurg Wiadomości chciał patriotycznie zmobilizować późnego kontrahenta. Jego „ambiwalencja” drażniła prostolinijnych „przyjaciół-faszystów”, jak mawiał o dwójce wspólnych skamandryckich druhów Tuwim[19]. Lechoń w Dzienniku, 4 września 1949 roku skomentował to zachowanie: „Nie ma odwagi pojechać do Polski, nie chce być posądzany o reakcję, łącząc się z emigracją”[20]. Kusił Julian Józefa 31 lipca 1945 roku: „Nikt do Ciebie nie będzie miał o to pretensji […], że nie podpisywałeś ze mną oświadczeń prosowieckich i prolubelskich – ani nawet o to, że podpisałeś jakieś antylubelskie”. Jadąc po „nową młodość” nie uściślił oczywistego: tym lepiej, żeś podpisał, podniesie to twą wartość, jeśli teraz wrócisz!

Przetrząsanie grobów

Aby zatem móc w dalszym ciągu sądzić teraźniejszość, trzeba było szukać pouczających analogii w czasach minionych. Zaczęło się przetrząsywanie grobów…
Józef Wittlin, 1939[21].

Cytujący z pierwszej ręki korespondencję Tuwima Hajduk komentuje: „Dla Wittlina, który sam szybko przestał [podkreśl. – P.Ch.] się łudzić, że powrót do kraju może obyć się bez koncesji na rzecz komunistów, powrót przyjaciela był nieporozumieniem i wielką głupotą”[22]. „Szybko przestał”… Toż to w lata szło! I gdzie Wittlin wyraził ten pogląd? Przypis kieruje tylko do zdania Kazimierza Wierzyńskiego o zdrajcy Tuwimie („On był wielki i głupi”)[23]. W korespondencji Wierzyńskiego z Grydzewskim znajdziemy kolejną scysję: „Józio jest wątły, komunikuje się z tamtymi, ale na ich stronę nie przejdzie”. Redaktor Wiadomości przyznaje – „muszę Ci powiedzieć, że stanowisko Wittlina także mnie mierzi”[24]. Jego „złudzenia” stały się tajemnicą poliszynela.

Zygmunt Nowakowski żywiołowo zarzuci Grydzewskiemu 20 marca 1952 roku: „Wiadomości zaczynają bronić Miłosza. Jest to zejście z linii, którą utrzymywaliśmy dosyć konsekwentnie. Wyjątek: [Elżbieta] Szemplińska i Józef Wittlin”[25]. Gdy w tygodniku zjawią się strofy przedwojennej komunistki i – jak się okaże – sezonowej emigrantki, walnie: „Są rzeczy, których na emigracji pewnym ludziom zapomnieć nie można”. Snuje obawy: „Od rzemyczka do koniczka”. Ale o jakie „bronienie Miłosza” chodzi? Numer pisma, który może mieć Nowakowski na myśli zawiera dopowiedzenie przez Piaseckiego tez Byłego poputczika. Nie sposób jednak Magiel marksistowski nazywać „obroną”… Zarazem, prowadząc dywersję przeciw londyńskim oponentom namawiał Giedroyc Wittlina do obrony Miłosza właśnie na Grydzowych łamach. Czarował: „Grydzewski na pewno nie odmówi Panu wydrukowania tego artykułu”. Lecz nagabywany nie partycypuje w kampanii Kultury ze względu na ciągłe konszachty Haliny z poselstwem bolszewii.

Również szkic Wittlina Poe w Bronxie pierwotnie ukazać się miał w Wiadomościach (droczył się autor z Giedroyciem, że nie chce swym przybyciem „zażydzać Kultury”). Jej szef w duecie z Józefem Czapskim o obiecywany materiał energicznie zabiegał, aby tylko „nie widzieć go w «konkurencji»”[26]. Zarówno z Giedroyciem, jak i z Grydzewskim prowadził eseista korespondencję na długo przez rozpoczęciem współpracy, ale akces do Wiadomości zgłosił cztery i pół roku od reanimacji tygodnika. Czy – jak ocenia Zaleski – to rzeczywiście „późno”? „Późno” wobec czego? O ile nie kłamie Jana Kowalika bibliografia zawartości treści Kultury[27], którą dla pewności studiujemy, z pisaniem do paryskiego miesięcznika „wstrzymywał się” tak samo. Od wydania pierwszego numeru i w tym wypadku upłynęły długie cztery lata, nim zainicjował obecność apologią Witolda Gombrowicza w numerze lipcowo-sierpniowym 1951 roku.

We wstępie do korespondencji Wittlina z Giedroyciem natrafimy dla odmiany na zdawkową uwagę, że do Wiadomości pisywał raptem „od czasu do czasu”[28]. Rafał Habielski i Paweł Kądziela wyliczyli, iż w Kulturze zamieścił aż szesnaście tekstów. Nie trudno porównać tę liczbę z frekwencją w Wiadomościach, do których podał dwadzieścia artykułów i trzy odpowiedzi na ankiety, nie licząc przemówień z obrad jury Nagrody Wiadomości. Członkiem tego gremium pozostawał od chwili powołania najważniejszego lauru emigracji. Twórcy wprowadzenia zapomną o tym punkcie biografii, który stonowałby ich fochy odnoszące się do bolesnego „braku wymiany myśli”, co dręczyć miał poetę. Tudzież wiodące Wittlina do zaszczytów areopagu wyniki referendów czytelników Wiadomości, zostały pominięte.

Po sondzie z 1959 roku (Kogo wybralibyśmy do złożonej z 15 pisarzy emigracyjnych akademii literatury polskiej, gdyby taka … powstała?) Grydzewski klarował Terleckiemu: „Wittlin ciągle narzeka na brak uznania. Ma zdumiewające! Zajął w głosowaniu […] trzecie miejsce po Wierzyńskim i Goetlu, co jest tym większym rekordem, że ogłasza artykuł raz na pięć lat”[29]. Jacek Hajduk feruje łatwy werdykt o relacjach „rekordzisty” z emigracją i czytelnikami: „Dostosować się, dostroić nie chciał…”. Ależ dostroił się! Wnet w przypisie wymienione są cztery nagrody, jakie odebrał do 1966 roku. Zamieścił ponadto osobisty memuar w książce firmowanej przez tygodnik na XXX-lecie mediów Grydza. Nie chcemy być małostkowi, ale daje to dwadzieścia cztery teksty powstałe dla Wiadomości wobec szesnastu z Kultury.

Pielęgnując równowagę odnotujmy, że wziął udział w pryncypialnym plebiscycie Kultury, Literatura emigracyjna a Kraj – pierwsza jego odsłona odbyła się w grudniu 1956 roku. W okolicach tej daty spotykamy wyłom w drukowanej korespondencji. Biała plama rozpościera się także w obszarze towarzyszących jej przypisów. Nie dowiemy się, czy poeta odpowiedział listownie na wyrażony w trybie nagłym przez Giedroycia 6 listopada 1956 roku apel, a jeśli tak, to dokładnie kiedy? W okólniku-zaproszeniu – po zacytowaniu świeżej uchwały Związku Pisarzy, prolongującej wezwanie z 1947 roku o niepublikowanie w Polsce Ludowej – redaktor oświadczy w dowódczym drylu: „Kultura z powyższym stanowiskiem nie zgadza się kategorycznie”. Następny list Wittlina datowany jest dopiero 14 stycznia 1957, ale możemy domniemywać, że wymiana zdań na newralgiczny temat przetoczyła się przez epistoły.

Interesuje nas ten aspekt, gdyż Giedroycia czekało rozczarowanie. Wcześniej, 10 kwietnia 1956 roku, uczestniczył Wittlin korespondencyjnie (jego speech odczytała Teodozja Lisiewicz) w czymś w rodzaju literackiej „masówki” w „Ognisku Polskim” w Londynie. Demonstracja dziesięciu ludzi pióra dała odpór odwilżowo-repatriacyjnym zapędom już za sprawą hasła nadzwyczajnego zgromadzenia: Dlaczego nie wracamy? Broszura o identycznym tytule ukazała się po Październiku, dzięki czemu znalazło się w niej sierpniowe postscriptum poety. W przeładowanych aparatem opisowym Tekstach rozproszonych nie znalazł się plac na ukazanie okoliczności tego głosu. A szkoda! Nawiasem mówiąc Wojciech Ligęza w swej marginesowej dla rozmowy w Nowych Książkach laudacji obwołał komentarze Katarzyny Szewczyk-Haake „perfekcyjnymi”. Określenie to uznać należy za przesadne.

Wygładzone zmarszczki

Każda przeszłość, która się … dokonała, wygładzone ma zmarszczki.
Józef Wittlin, 1922[30].

W miejscu zaniechanego przez Katarzynę Szewczyk-Haake przypisu leżałby jak ulał smaczny komentarz, który pozyskać można z wymiany listów z Terleckim. Usiłuje tenże wyjaśnić Wittlinowi, dlaczego „wydawca broszury «powrotowej» odmawia egzemplarzy autorskich”. Sprzeciw tłumaczy czynnikami, nazwijmy to, prawno-medycznej natury – „na obłęd i bandytyzm nie ma rady”! Cienką wiązkę trzydziestu dwu stroniczek, spiętych w kiepski papier bez cienia typograficznej ozdoby, wytłoczono „Nakładem księgarni polskiej Orbis–Polonia”, więc nie byle jakiej oficyny. Dociśnięty Wittlin błaga zza oceanu: „A może by Drogi Pan kupił dla mnie egzemplarz […] skoro wydawca, chyba jedyny w świecie, nie może się zdobyć na przysłanie?”. Wzdycha: „A w swoim czasie p. [Janusz] Kowalewski obiecywał nawet jakieś miniaturowe honorarium. Chętnie zwrócę należność”[31].

W Tekstach rozproszonych wzięto natomiast pod rachubę potrzebę redakcyjnej adnotacji przy reakcji Wittlina na wspomnianą ankietę Kultury. Razi błąd w objaśnieniu, że druga rezolucja „emigracyjnego Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie” (skoro „na Obczyźnie” to chyba jasne, że emigracyjnego?) mówiła o „zaprzestaniu [podkreśl. – P.Ch.] współpracy z instytucjami kontrolowanymi przez władze komunistyczne w Polsce”[32]. „Zaprzestaniu” czy „powstrzymaniu się od…”? Podobne potknięcia podstawowej miary budzą smutne przeczucie, że oblicze ideowo-programowe wychodźstwa niepodległościowego ma edytor tomu za rzecz drugorzędną. A przecież pion ten stanowił – jak wyraził go plastycznie Marian Hemar – kwestię „gołej zasady naszego życia i naszej racji istnienia”[33].

Udokumentowana w broszurze Dlaczego nie wracamy? twarda postawa Wittlina cieszy się większym szczęściem do cytacji – przywołana jest też w jego korespondencji z Giedroyciem. Można wręcz odnieść wrażenie, że eksponowanie tej wypowiedzi przez nieśmiertelnych stronników Kultury ma związek z kreowanym po latach bardziej „nieprzejednanym” wizerunkiem emigrantów z kręgu, który niezłomnych z Londynu wytrwale atakował. Identyczną rolę grają reprodukowane chętnie fotografie Giedroycia i Mieroszewskiego w battle-dressach 2 Korpusu oraz eksponowanie militarnego drylu rozkazu formującego Instytut Literacki. Dzięki niesłabnącej ikoniczności gen. Andersa (biały koń!) wyglądają te zabiegi na próbę bodaj bokiem przymazania się (zwrot wileńskiej gwary z arsenału języka Józefa Mackiewicza[34]) do płaszcza legendy.

Na prośbę Giedroycia o głos w ankiecie Wittlin deklaruje m.in.: „Chociaż nie należę ani do cnotliwych, ani do gorszących się brakiem cnoty u innych, nie lubię dopasowywać moich poglądów do moich interesów. A często bywają one sprzeczne. W krąg moich interesów, i to nie tylko materialnych, wchodziłoby wydawanie mych tak zwanych utworów w Polsce. Na razie sprzeciwiają się temu moje poglądy na to, czym jest, a czym nie jest tak zwana emigracja polityczna. Trudno być jednocześnie i «wygnańcem», i beneficjentem umów zawartych z instytucjami wydawniczymi podlegającymi rządowi, którego istnienie jest jedną z głównych przyczyn tak zwanego wygnania”. W kolejnym zdaniu stanie się jednak prekursorem orientacji „jestem za a nawet przeciw”: „Podzielam na ogół opinie Juliusza Mieroszewskiego wyrażone w artykule pt. Dialog[35]. Pali Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek…

Tekst ten, który ukazał się we wrześniowej Kulturze wzbudza zaciekawienie z kilku powodów. Próżno szukać wtrętu o nim we wstępie do ułożonych przez Rafała Habielskiego sztandarowych pism Londyńczyka. W Finale klasycznej Europy (1997) nie jest reprezentowany. Ani w identycznym zestawieniu pt. Listy z Wyspy. ABC polityki „Kultury” (2012). I w tej edycji nie znajdziemy wzmianki o Dialogu w nowym komentarzu do tekstów, zaaranżowanym przez Habielskiego – tym razem – jako posłowie. Podważa ta decyzja logikę dokonywanych z produkcji Mieroszewskiego wyborów. Pojawi się Dialog (jakby mimochodem, niewyakcentowany) dopiero w wiązance potraktowanych za lżejsze „odcinków” (Kroniki angielskie i fragmenty autobiograficzne, 2020). Przewinie się również w pracy Andrzeja S. Kowalczyka Wena do polityki. O Giedroyciu i Mieroszewskim (2014).

Dziwi po trosze macosze potraktowanie jedynego tekstu Londyńczyka udostępnionego oficjalnie oraz in extenso w PRL, w tygodniku Ziemia i Morze 17 listopada 1956 roku[36]. Wcześniej zaserwowano w szczecińskim periodyku wyjątki Dziennika Gombrowicza z komentarzem, że („jak się wydaje”) odzwierciedlają „nastroje panujące wśród ogromnej większości pisarzy i twórców emigracyjnych” (nr 21, 6 października). Dialog to także jedno z niewielu wystąpień programowych, gdzie zastosowano w podpisie termin „Zespół Kultury”, ma on zatem rangę redakcyjnego wstępniaka. Przez Kowalczyka referowany jest jako wyraz teorii samego „Redaktora”. W korespondencji Mieroszewskiego do Giedroycia można – biorąc Dialog za przykład – prześledzić usługowość ghostwritera wobec szefa („zarówno uwzględniłem, jak i podmurowałem wszystkie Pańskie tezy”, „przesyłam poprawioną wersję artykułu”, jest „dodana strona” i „uwzględnione wszystkie Pańskie propozycje łącznie z zakończeniem”[37]).

Czyżby tekst zawierał punkty, które po latach strach eksponować? Najistotniejsze jest stwierdzenie, że emigracja stała się dobrowolna. Kraj mogą odwiedzać zarówno szarzy wychodźcy, jak i przedstawiciele emigracyjnych mediów. Daje Kultura placet na ogłaszanie tam książek, pod warunkiem, iż dokonywać się to będzie bez skreśleń. Wolno drukować w czasopismach, o ile krajowi dziennikarze będą obecni na zagranicznych, niecenzurowanych łamach. Nie godzi się emigrantom brać jako honorariów dewiz (argument dość kuriozalny – deficyt ich w kraju!), nie grzech wszakże inkasować złotówki, przekazując je od razu rodzinom za kordonem. Ale lepiej wpłacać je na jeden z „bezspornie publicznych celów w Polsce”. Gdyby powyższe postulaty zostały zrealizowane, oznaczałoby to po prostu skuteczne rozbrojenie politycznego i moralnego znaczenia emigracji. Oraz pozamaterialnego sensu jej istnienia.

Warto czytać równolegle oba z nagła „współpracujące” tytuły – krajowy i emigracyjny (są dostępne w sieci). Namaszczona zgrzebność bijąca ze szpalt oddelegowanej do kontaktu z Kulturą lokalnej gazety proporcjonalna jest do przytaczanych w Kulturze naiwności (dewizy!). Mylnie chciał brać jej „Zespół” sterowany wycinek systemu za autonomicznego partnera i wyraziciela czegokolwiek. Ziemia i Morze zostaną niebawem zamknięte, tak jak Po Prostu. Ze znamienną różnicą: w obronie prowincjonalnego „symbolu Października” nikt się nie bił z ZOMO na ulicach Szczecina w lipcu 1957 roku. Choć trzeba zaznaczyć, że niewiele wcześniej, bo 10 grudnia 1956, w solidarności z pacyfikowanymi Węgrami spontaniczny tłum zdemoluje tam sowiecki konsulat i szturmuje komisariaty, przez całą noc walcząc z MO i KBW[38]. Zatrzymano prawie stu demonstrantów.

I dopiero tamte zadymy (jak wiele innych) uznać można za autentyczny głos „rodaków z kraju”. Za krzyk historii prawdziwej, bo… pozasystemowej i instynktownej: znaczonej pręgami pałek na plecach, cichymi wyrokami i samotnym więzieniem. Werbalnie milczącej. Nie niby-mowę udawanych dziejów, co gryzie oczy jak gaz łzawiący – po dziś dzień. Nie te upozowane korowody literackich sporów, interpretacyjnych niedomagań, wykreowanych tytułów i stada pełnych zakłamania, ciągle promowanych pismaków.

Cdn.

[1] J. Wittlin, Teksty rozproszone, t. 1, oprac. K. Szewczyk-Haake, Kraków, 2022, s. 387, 404.

[2] S. Cenckiewicz, Oczami bezpieki. Szkice i materiały z dziejów aparatu bezpieczeństwa PRL, wyd. 2, Kraków 2005, s. 74.

[3] Chciałbym, żeby krytyka była formą wypowiedzi literackiej. Z W. Ligęzą rozmawia A. Czartoryska-Sziler, „Nowe Książki” 2022, nr 7–8, s. 4–8.

[4] J. Wittlin, Teksty rozproszone, t. 2, oprac. K. Szewczyk-Haake, Kraków, 2022, s. 322.

[5] J. Hajduk, Józef Wittlin w Ameryce. Klasycznie obcy, Warszawa 2023, s. 31.

[6] T. Terlecki, J. Wittlin, Listy 1944–1976, oprac. przypisami i posłowiem opatrzyła N. Taylor-Terlecka, s. 35–36.

[7] J. Giedroyc, J. Wittlin, Listy 1947–1976, oprac., wstęp i przypisy R. Habielski i P. Kądziela, Warszawa 2017, list z 21 grudnia 1951, s. 89.

[8] J. Hajduk, Józef Wittlin w Ameryce…, s. 78.

[9] J. Wittlin, Listy do redaktorów „Wiadomości”, oprac. i przypisami opatrzył J. Olejniczak, konsultacja edytorska B. Dorosz, Toruń 2014, s. 66.

[10] Idem, Teksty rozproszone…, t. 2, s. 165.

[11] Idem, Orfeusz w piekle XX wieku, t. 2, oprac. K. Szewczyk-Haake, Kraków, 2023, s. 435.

[12] Idem, Teksty rozproszone…, t. 2, s. 248.

[13] Wiadomości 1951, nr 44 (292).

[14] J. Bielatowicz, Pisarz najcichszych tonów, Wiadomości 1963, nr 37 (911), 15 września.

[15] J. Giedroyc, J. Wittlin, Listy 1947–1976…, s. 44, list z 6 grudnia 1949.

[16] S. Cenckiewicz, „Hiram” w poetyckiej klamrze. O literacko-politycznych żywiołach płk. Ignacego Matuszewskiego (1891–1946), w: I. Matuszewski, Nie ma wolności bez wielkości. Pisma wybrane, t.1. 1912–1942, wprowadzenie, wybór i oprac. S. Cenckiewicz, Warszawa 2019, s. 149.

[17] J. Hajduk, Józef Wittlin w Ameryce…, s. 63.

[18] J. Bielatowicz, Pisarz najcichszych tonów…

[19] J. Lechoń, K. Wierzyński, Listy 1941–1956, oprac. B. Dorosz przy współpracy P. Kądzieli, Warszawa 2016, s. 70–71.

[20] J. Lechoń, Dziennik I, Londyn 1967, s. 7.

[21] J. Wittlin, Orfeusz w piekle XX wieku…, t. 2, s. 301.

[22] J. Hajduk, Józef Wittlin w Ameryce…, s. 57, 58.

[23] Ibidem, s. 58. Cyt. za. N. Taylor-Terlecka, Mała wittliniada. Epizody, przyjaciele, okolica, Kraków 2022, s. 287.

[24] M. Grydzewski, H. i K. Wierzyńscy, Listy, t. 1. 1920–1947, oprac. B. Dorosz, przy współpracy P. Kądzieli, Warszawa 2022, listy z 27 kwietnia 1946 i 19 listopada 1947, s. 383 i 564.

[25] Archiwum Emigracji w Toruniu: AW/CCXXVII/4.

[26] J. Giedroyc, J. Wittlin, Listy 1947–1976…, s. 73, 68, 69.

[27] J. Kowalik, Kultura 1947–1957. Bibliografia zawartości treści. Działalność wydawnicza (1946 – maj 1959), Paryż 1959. Wydanie cyfrowe: https://staticnowyportal.kulturaparyska.com/attachments/ad/97/ce643a9790d205617e590867ee9f5c8ef2a9a973.pdf

[28] Ibidem…, s. 17.

[29] T. Terlecki, J. Wittlin, Listy 1944–1976…, list z 14 lipca 1962, s. 203.

[30] J. Wittlin, Teksty rozproszone…, t. 1, s. 63.

[31] T. Terlecki, J. Wittlin, Listy 1944–1976..., listy z 4 i 9 czerwca 1957, s. 95, 101–102.

[32] J. Wittlin, Teksty rozproszone…, t. 2, s. 176.

[33] Nagroda „Wiadomości” za najwybitniejszą książkę pisarza polskiego wydana na emigracji w r. 1968. Laureat: Piotr Guzy. Przebieg obrad Jury, Wiadomości 1969, nr 25 (1212), 22 czerwca.

[34] Z listu do ks. prałata Waleriana Meysztowicza, 29 kwietnia 1970, w: Z archiwum Kazimierza Zamorskiego, „Organizacja III”, Kraków 2003, s. 85.

[35] J. Wittlin, Teksty rozproszone…, t. 2, s. 176.

[36] Nr 27.

[37] J. Giedroyc, J. Mieroszewski, Listy 1949–1956, cz. 2, wybrał i wstępem poprzedził K. Pomian, przypisami i indeksami opatrzyli J. Krawczyk i K. Pomian, szkicem o Mieroszewskich i Mieroszewskim uzupełnił P. Wandycz, Warszawa 1999, listy z 31 lipca i 9 sierpnia 1956 s. 371 i 379.

[38] A. Dudek, T. Marszałkowski, Walki uliczne w PRL 1956–1989, Kraków 1992, s. 33–36.



Prześlij znajomemu

0 Komentarz(e/y) do “Orfeusz w czyśćcu XXI wieku. Część I”

  1. Brak Komentarzy

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Wysyłka gratis!

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej! Wydanie II
Wydanie zawiera fragmenty Dzienników George’a Racey’a Jordana.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.