9 Comments “(Polski) Optymizm Józefa Mackiewicza”

  1. 1 przemek

    Darku,

    Naprawdę świetny tekst, bardzo osobisty i szczery. Nawet przez chwilę myślałem, że to Fatalna Fikcja a nie Wydawnictwo Podziemne.
    Myślę, że bardzo źle trafiliście w czasie z opublikowaniem tej witryny.
    W chwili, moim zdaniem, fatalnej dla okazywania antykomunistycznych poglądów. Spójrzcie wokół, jak „niby to antykomuniści” rwą się do władzy nie bacząc na to, z kim, byle tylko osiągnąć swój cel. Pytanie tylko jaki?
    Stąd moje wielkie zdziwienie listem otwartym.
    Wiek XIX? Przy XX każdy byłby lepszy. Ale nie przeczę, iż wydaje się być wyjątkowy. Choć znany tylko z literatury był chyba doskonalszy od naszego. Swoją drogą XXI jest jak na razie chyba jedynym w Polsce bez wojen, i mam nadzieję, że takim pozostanie.
    Piałeś o wolności, która nie może być częściowa. A jednak twój artykuł jest czytany tutaj, bez strachu, nawet zdarzy się ktoś, kto napisze komentarz. Wiem, to tylko mały krok, być może pozorny. Ale może jednak masz rację, bo czy całość można poskładać z połówek, ćwiartek, setek, pięćdziesiątek… Ale patrzę też na kampanię w USA, schronieniu i nadziei, tak uznawanego przez Ciebie Golicyna. Widzę też, niby to wojnę o wolność w Iraku, i gonienie króliczka terrorysty.
    Ciągle mam nadzieję, że pokażecie jakąś formułę pozytywnego działania.
    A może naprawdę pozostaje tylko Monarchia Własnego Rozumu. Oczywiście z podległym, lecz zupełnie nieprzewidywalnym Księstwem Uczuć.

  2. 2 michał

    Drogi Panie Przemku,

    Zabieram głos z pewnymi wahaniami, ale wypowiedział Pan dwie opinie, które dotyczą mnie bezpośrednio, wobec czego proszę, by zechciał mi Pan wybaczyć niniejsze wtrącenie.

    Mówi Pan, że to jest zły moment na “okazywanie antykomunistycznych poglądów”. Czy ja dobrze słyszę? A kiedy, w ciągu ubiegłych 90 lat, był Pańskim zdaniem dobry moment? Kiedy Lloyd George ściskał dłoń towarzysza Litwinowa w Genui? Czy może kiedy Churchill i Roosevelt ściskali się ze Stalinem? Józef Mackiewicz “okazywał swoje antykomunistyczne poglądy” przez całe życie, by w 77 roku napisać słowa, które Darek cytuje powyżej:

    “Kiedyś nazwałem tę drogę „donikąd”. Dziś uznana została przez „instynkt narodu” za docelową. W tym zdaniu nie ma (złośliwej) ironii. Jest tylko stwierdzenie faktu. Nie ja wygrałem. Wygrali ci, którzy organizują „instynkt narodu”. Ja przegrałem z kretesem.”

    W 12 lat później, i zaledwie 4 lata po jego śmierci, “organizatorzy instynktu narodu” ogłosili upadek komunizmu – czy to był Pańskim zdaniem lepszy moment?

    Pomijam już ten drobiazg, że oczekiwanie na lepszą koniunkturę, nie powinno powstrzymywać uczciwych ludzi przed wypowiadaniem ich poglądów. Jeśli wolno mi sparafrazować tegoż Mackiewicza (zachowując rzecz jasna wszelkie proporcje), to ja osobiście “wypowiadam się wyłącznie w interesie prawdy obiektywnej”, a nie po to by wygrać plebiscyt popularności.

    Moje drugie pytanie dotyczy Pańskiego “wielkiego zdziwienia listem otwartym”. Skąd dokładnie to zdziwienie? Z kontekstu wynikałoby, że z nieznanych celów “niby to antykomunistów”. Czy tak? A gdybyśmy znali ich cele, to czy wtedy nasz list byłby mniej dziwny? Droga niby to antykomunistów prowadzi donikąd, to wydaje mi się oczywiste. Jakie jest wobec tego źródło Pańskiego zdziwienia?

    Proszę wybaczyć moją dociekliwość, ale o rzeczach ważnych trzeba mówić wprost.

  3. 3 dariusz rohnka

    Przemku,

    Bardzo dziękuję za dobre słowo. To bardzo miłe.
    Ponieważ Michał odpowiedział już po części na Twój komentarz, skupię się jedynie na jednej Twojej myśli. Piszesz: „Ciągle mam nadzieję, że pokażecie jakąś formułę pozytywnego działania.” Domyślam się, oczywiście, co chciałeś powiedzieć, ale zanim do tego przejdę, pozwól, że nie zgodzę się przede wszystkim z fundamentem, na którym budujesz swoje rozumowanie.
    Stwierdzasz, choć nie wprost, że antybolszewizm nie jest ze swojej natury pozytywny. Nie mogę przyklasnąć. Dla mnie jest istotą trwania i działania, sposobem na wyrażenie sprzeciwu wobec absolutnego zła etc. etc. (nie chcę przynudzać). Pisząc jako antybolszewik, próbuję zwalczać owo zło jedynymi dostępnymi mi w tej chwili środkami. Nawiasem, nie bardzo rozumiem z tej perspektywy Twoje pacyfistyczne inklinacje. Czy rzeczywiście wojna, w Twoim rozumieniu, jest najgorszą rzeczą jaka nas może spotkać?
    Co zaś do „pozytywnego działania”, a pomijając wątek oceny antybolszewizmu, muszę wyznać, że polityczne działanie w sensie pozytywistycznego budowania nigdy mnie nie interesowało, nie interesuje i nie będzie interesować. Interesuje mnie jedynie burzenie, a także szukanie, szukanie odpowiedzi na najbardziej palące pytania. Gdyby przyszło mi kiedyś żyć w świecie normalnym, bez bolszewizmu, pewnie zająłbym się zbieraniem starych książek, podróżami, albo też gotowaniem egzotycznych potraw. Z całą pewnością nie rościłbym pretensji do uprawiania pozytywnego politycznego działania. Z jednego tylko powodu – to nudne.

  4. 4 przemek

    Darku,

    Bardzo wiele mi wyjaśniłeś swoją ostatnią wypowiedzią. Nawet mi ulżyło. Chyba próbowałem znaleźć tutaj to, czego być tu nie mogło. Trochę późno to spostrzegłem.

    „Westchnął cicho nasz koziołek
    i znów poszedł biedaczysko
    po szerokim szukać świecie
    tego co jest bardzo blisko.”

    P.S.
    Panie Michale,
    O dłuższą odpowiedź na Pana celne pytania postaram się w najbliższych dniach. Choć nie jestem pewien czy jest jeszcze potrzebna. Jedyny minus tejże (poza zwięzłością), jest taki, iż trudno się z Koziołkiem nie zgadzać.

  5. 5 michał

    “Coś dla ciebie koziołeczku ta zabawa nie jest zdrowa.”

    Ale nawet jeśli miałoby mi to zaszkodzić, to bardzo proszę o dłuższą odpowiedź. Jest jak najbardziej potrzebna.

  6. 6 Marek

    Artykuł przeczytałem z zainteresowaniem. Biorąc pod uwagę publicystykę, jak i beletrystykę Mackiewicza, stwierdzam, że rzeczywiście jest to autor nad wyraz optymistyczny. Źródła tego optymizmu zostały trafnie określone przez Pana Dariusza – “Specyficzna, Mackiewiczowska filozofia dziejowa oraz wiara w człowieka, w jego wartość i w przywiązanie do wartości.”
    W związku z nadchodzącymi Świętami Wielkiej Nocy życzę Państwu właśnie mackiewiczowskiego optymizmu.

  7. 7 michał

    Alleluja!

  8. 8 gniewoj

    Witam,
    Panie Dariuszu przyznam, że postanowiłem “odpocząć” od Mackiewicza. Lektura “Watykanu w cieniu czerwonej gwiazdy” przytłacza mnie niebywale. W szkole, przez radio, telewizję, gazety nakładziono mi (bezboleśnie) do łba bolszewickiego gówna. Spojrzenie na to co mi wtłoczono przez pryzmat twórczości Mackiewiczów jest dołująca. Co i raz, w trakcie lektury, przypominają się strzępy informacji. Swego czasu uznane za nieistotne. W zestawieniu z Mackiewiczem układają się w zupełnie nowy, tym razem logiczny ciąg. Do tej pory zdawało mi się, że jedynie Polacy przez swoje narodowe, genetyczne wady nie byli w stanie przeciwstawić się zarazie. Teraz dociera do mnie jak szeroko to ścierwo się rozlazło i nadal rozłazi.

    Dotarłem do Pana artykułu. Wydawał się być jak znalazł na poprawę nastroju i pewnie dalej bym przeglądał artykuły i komentarze na WydPod tyle, że optymizm budowany na cytatach z Mackiewicza uważam za bezzasadny.

    Pisze Pan: „Mackiewicz czerpał z własnego doświadczenia. W roku 1941 widział na własne oczy upadającego kolosa, odmienione radością twarze na wieść o wojnie ze Związkiem Sowieckim; opisywał zbolszewiczałą ćwierćwieczem zniewolenia ludność Moskwy, demonstrującą na ulicach znienawidzonego imperium; widział i opisywał tysięczne armie wszystkich narodów ‘socjalistycznej ojczyzny’, skazanych na zagładę w sojuszu z hitleryzmem, motywowane jednym dążeniem – walką z bolszewicką zarazą. Te obrazy pozwalały mu odbudowywać nieustannie traconą nadzieję.”
    Mamy rok 2011 a więc, siedemdziesiąt lat później. W sumie trzecie pokolenie, które nie wie co to jest WOLNOŚĆ. Kaganiec wrósł tak głęboko, że próba jego zdjęcia będzie powodowała ból i agresję.
    Cytuje Pan Mackiewicza: „Okrzyk, który zerwie się jak wicher, przeskoczy granice, obejmie wszystkich, nie dla „pojednania narodowego”, „pojednania społecznego”, ale dla wyrzucenia ze społeczeństwa zarazy komunistycznej. Okrzyk, który przywróci rozsądek i uciemiężonym, i wolnym jeszcze ludziom na świecie.”
    Mamy za sobą mistyfikację lat 1989-91. Mackiewicz jej nie dożył. Komunizm jest a jakoby go nie było (albo odwrotnie, jak kto woli). Przeciw czemu ma się zerwać ten okrzyk?
    Kiedy komunizm miałby zostać pokonany? Teraz? Przecież większość jest przekonana, że komunizm został tak naprawiony, że aż upadł! Jak można podzielać optymizm, jeżeli znakomita większość wierzy, że żyje w kraju nie do końca wolnym ale wolnym (sic)?

    Potrzeba CUDU.

    Liczyć na Kościół katolicki? No chyba, że cudownie pojawi się papież Pius XIII. Tyle, że kto dziś/jutro będzie wiedział „co do nich ten papież rozmawia”?
    Liczyć na wolny świat? Gdzie on jest? Różnica między „wolnymi” społeczeństwami a mieszkańcami terenów, na których zaprowadzono „raj na ziemi” jest taka, że tam jeszcze nie wyrżnięto klasy posiadaczy, burżuazji. Tu i tam obowiązuje kolektywne myślenie. Osiągnięto jednocześnie: i cel i podstawę funkcjonowania bolszewizmu.

    Powtórzę: potrzeba CUDU. Jeżeli nie cud to może trzeba przeżyć to do końca? Może potrzeba dotknąć i odbić się od dna tego bagna? Tyle, że dno jeszcze głęboko pod naszymi nogami, chyba.

    pozdrawiam,

  9. 9 Dariusz Rohnka

    Panie Gniewoju,

    Dajmy pokój cudom. Cud może się zawsze przytrafić, jeśli kto w nie wierzy, ale trudno jest przecie na cudzie opierać plany walki z komunizmem.

    Podjąłem temat Mackiewiczowskiego optymizmu, ponieważ wydał mi się niezmiernie istotny z punktu widzenia antykomunistycznej walki właśnie. Powiada Pan, wychodząc najwyraźniej z całkiem innego założenia: jaki optymizm, przecież po roku 1989 nie może być już żadnej nadziei na odmianę stanu świadomości?

    Dobrze… To, przyznam, jest jakiś punkt widzenia. Proszę jednak teraz prześledzić jeszcze raz wojenne i emigracyjne losy Józefa Mackiewicza, ze wszystkimi porażkami, rozczarowaniami, ba – nawet z deklaracją przegranej („nie ja wygrałem, wygrali ci, którzy organizują instynkt narodu”) i zestawić te jego losy z tym, co napisał nieco później w rozdziale „Miejmy nadzieję…”.

    Czy myśli Pan, że Mackiewicz był aż tak naiwny, aby w 1982 roku nie dostrzegać rozmiarów zbolszewiczenia peerelowskiego społeczeństwa, społeczeństwa Związku Sowieckiego, innych krajów bloku etc.? Trzeba by bardzo powątpiewać w jego umiejętności racjonalnego myślenia.

    Widział to, dostrzegał, a jednocześnie – zabrzmi to nieco górnolotnie – wierzył w człowieka, wierzył że „imponderabilia grają wielką rolę”, i że prędzej czy później dojdą do głosu. Tak się nie mogło stać w roku 1989, ale przecież nie sposób wykluczyć takiej ewentualności w przyszłości.

    Mackiewicz był człowiekiem walki, antykomunistą przekonanym o tym, że o walce nigdy nie wolno przestać myśleć. Jeśli jednak jest walka, w parze z nią musi iść także nadzieja wygranej. Bez nadziei, bez skromnego choćby przejawu optymizmu, walka przestaje być walką, a staje się jedynie rodzajem bohaterskiej ofiary, samobójstwem…

    Niezwykle trafnie ten antykomunistyczny stosunek do walki wyraziła Barbara Toporska w liście do Mieczysława Grydzewskiego: „Moim zdaniem, walka jest niemożliwa, więc tym bardziej należy do niej dążyć.” Czy taki punkt widzenia nie wydaje się Panu uzasadnienie optymistyczny?

Comment





Language

Books Published by The Underground

Order here:



Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a

H
1946
 
J.R. Nyquist
Koń trojański
 
Dariusz Rohnka
Wielkie arrangement

Dariusz Rohnka
Fatalna Fikcja